Aurora Ríos jest niewidzialna prawie dla wszystkich. Wydarzenia z przeszłości doprowadziły do tego, że odsunęła się od ludzi. W wieku siedemnastu lat nie ma przyjaciół i nie może znieść, że mieszkańcy miasteczka obmawiają ją za plecami.


Niewidzialna dziewczynaPewnego majowego wieczoru, po powrocie z pracy, matka dziewczyny nie zastaje jej w domu. Następnego ranka Aurora zostaje znaleziona martwa w szkolnej szatni. Zabójca śmiertelnie uderzył ją w głowę i zostawił przy ciele kompas. Kto jest sprawcą tego potwornego czynu?

Julia Plaza, koleżanka z klasy niewidzialnej dziewczyny, ma obsesję na punkcie rozwiązania zagadki. Dzięki ponadprzeciętnej inteligencji i doskonałej pamięci potrafi ułożyć kostkę Rubika w ciągu pięćdziesięciu sekund i jest niepokonana w grze w szachy. Czy zdoła pomóc swoim rodzicom w znalezieniu winnego? Jej matka Aitana jest lekarką sądową, a ojciec Miguel Ángel sierżantem policji, odpowiedzialnym za śledztwo.

Julia, razem ze swoim nieodłącznym przyjacielem Emiliem, chłopakiem o dość osobliwym wyglądzie, postara się zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby zabójca Aurory nie pozostał bezkarny. Czy zdołają się dowiedzieć, kim jest Morderca z kompasem i co się kryje za tą dziwną śmiercią?

“Niewidzialna dziewczyna” to magnetyczny thriller dla miłośników seriali takich jak “Riverdale”, “Szkoła dla elity” czy “Niewinne kłamstewka”.

Blue Jeans to pseudonim literacki, którym swoje książki podpisuje Francisco de Paula Fernández. Za swoje książki w 2013 roku otrzymał prestiżową Premio Cervantes Chico, nagrodę przyznawaną autorom książek dla dzieci i młodzieży. Jest jednym z hiszpańskich pisarzy z największą liczbą obserwujących w mediach społecznościowych.

Blue Jeans
Niewidzialna dziewczyna
Przekład: Barbara Bardadyn
Wydawnictwo Finebooks
Premiera: 13 października 2021
 
 

Niewidzialna dziewczyna


WSTĘP

Piątek, 19 maja 2017


Aurora podeszła do komputera. Zamierzała poszukać piosenki, zanim zacznie się przebierać. Po krótkim namyśle wybrała Castle on the Hill Eda Sheerana, swojego ulubionego artysty. Ileż to razy w ostatnich latach towarzyszyły jej utwory rudowłosego Brytyjczyka. W chwilach samotności, wielkiego smutku. W bardzo trudne dni, kiedy nic się nie układało. Teraz miała przynajmniej powód do uśmiechu. Wspaniały powód wywołujący emocje i budzący niepewność.
Co właściwie czuła?
Zaczęła przeglądać zawartość szafy. Co powinna włożyć?
Nie było zbyt dużego wyboru. Nie zaszkodziłoby wybrać się na zakupy do większego miasta. W tej mieścinie prawie nie było sklepów, a te nieliczne nie oferowały nic modnego, podobnie jak jej smutna i szara garderoba. W końcu zdecydowała się na dość obcisłe czarne dżinsy sprzed dwóch lat i czerwoną bluzkę, prezent od matki w ubiegłym roku na Boże Narodzenie. Nie była markowa, bo domowy budżet na to nie pozwalał. Westchnęła zrezygnowana i zaczęła się rozbierać. Spuściła wzrok i spojrzała na swój brzuch, gładząc go z dumą.
Było gorąco, ale to normalne, bo właśnie kończył się maj.
W mieszkaniu nie było klimatyzacji, jedynie wentylator, którym dzieliła się z matką. Stanęła przed urządzeniem, tak aby powietrze najpierw leciało jej na brzuch, a potem się schyliła, żeby delikatnie uderzało ją w twarz. Natychmiast poczuła ulgę. Nigdy nie lubiła wysokich temperatur. Wolała, gdy jest chłodno. Od zawsze.
Kiedy się ubrała, przeszła do łazienki. Rozczesała kasztanowe włosy, ubolewając, że nie rosną jej tak szybko, jak by chciała. Fryzjerka ją okłamała albo nie trafiła z przewidywaniami. Aurora podejrzewała to już wtedy, gdy zobaczyła się w lustrze po podcięciu.
„Trzeba je było odświeżyć. Ale nie przejmuj się, Auroro: za sześć tygodni będą tak samo długie jak wcześniej, tylko o wiele ładniejsze” – zapewniła ją Maite, jej fryzjerka.
Brednie. Minęło już dwa i pół miesiąca, a włosy nie odrosły nawet w połowie. Aurora była strasznie zła, ale nikomu o tym nie powiedziała. Nie miała w zwyczaju narzekać, a przynajmniej nie na głos. Nauczyła się milczeć. Wiele razy gryzła się w język, znacząc usta krwią. Jej opinia nie była niczym więcej jak kolejną głupią opinią. Kogo to obchodziło? Być może tylko jedną osobę na całej planecie. To wystarczało.
Dziewczyna wysunęła szufladę komody, w której matka trzymała przybory do makijażu. Potrzebowała szminki o niezbyt intensywnym kolorze. Nie lubiła się malować, ale ten piątkowy wieczór był wyjątkowy. Ostatnio piątek stał się jej ulubionym dniem tygodnia. Pożyczyła więc bladoróżową pomadkę i pociągnęła nią usta. Następnie nałożyła tusz i jej ładne niebieskie oczy zyskały na wyrazistości. Trochę różu na blade policzki zakończyło jej przygotowania do wyjścia. Przejrzała się w lustrze i cmoknęła. Chociaż nigdy nie była zadowolona ze swojego wyglądu, teraz uznała, że nie było tak źle.
Przed wyjściem z domu otrzymała wiadomość na WhatsAppie.

Idziesz już? Nie mogę zostać długo. Najwyżej do dziewiątej.
Pospiesz się.

Dochodziła ósma. Na szczęście miała tylko pięć minut drogi do miejsca spotkania. Odpisała, że właśnie wychodzi. Pospiesznie wyszła z domu i ruszyła w stronę liceum, w którym się uczyła w przedostatniej klasie. Szła szybko, rozkojarzona. Była tak pogrążona w myślach, że nawet nie zauważyła mijającej ją sąsiadki. Pani Ofelia López, sympatyczna, mnie więcej siedemdziesięcioletnia kobieta krzyknęła, żeby zwrócić jej uwagę:
– Auroro! Dokąd tak pędzisz?
– Idę kupić mleko, pani Ofelio – skłamała. Gdyby tylko ktoś znał prawdę…
– Z umalowanymi oczami i ustami? Czyś ty się przypadkiem nie zakochała w Narciso?
Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało i pokręciła głową.
Narciso, właściciel osiedlowego sklepu spożywczego, miał ponad pięćdziesiąt lat, żonę i dwóch synów, bliźniaków, jej rówieśników, których znała od zawsze, chociaż już dawno z nimi nie rozmawiała. Prawdę mówiąc, w tym miasteczku wszyscy się znali albo przynajmniej tak im się wydawało. Jak we wszystkich małych miejscowościach sekrety i plotki były obecne w każdej rodzinie, chociaż nikt nie mógłby stwierdzić z całą pewnością, co jest prawdą, a co nie.
Przeszła cztery ulice i dotarła do budynku szkoły. Drzwi były otwarte. Część nauczycieli prowadzili popołudniowe zajęcia z uczniami którzy osiągnęli już pełnoletność. Dyskretnie, tak aby nikt jej nie zobaczył, dziewczyna weszła na teren Liceum imienia Rubéna Darío, ale minęła główne wejście i skierowała się na tyły budynku, tam gdzie znajdowały się boiska do koszykówki i futsalu. Zwykle o tej porze nie widywała tam nikogo, ale tym razem było inaczej. Jakiś chłopak rzucał piłką do kosza. Szybko go rozpoznała. Chodził do jej klasy. Do licha! I co miała teraz zrobić? Nie chciała, żeby ją zobaczył. Nie pozostało nic innego, jak zaczekać, aż sobie pójdzie. Ukryła się za krzakami i wysłała wiadomość na WhatsAppie.

Jest problem. Nie mogę iść do szatni, bo ktoś gra w kosza.
Spotkamy się w innym miejscu?

Z niepokojem czekała na odpowiedź, tak jednak nie nachodziła. Co się mogło stać? Kusiło ją, żeby zadzwonić, ale tego nie zrobiła. Taka była umowa. Żadnych telefonów. Czas płynął, a ona zaczęła się denerwować. Napisała kolejną wiadomość:

Wszystko w porządku? Dlaczego nie odpowiadasz? Gdzie
jesteś?

W chwili gdy Aurora wysyłała wiadomość, chłopak grający w kosza zabrał swoje rzeczy i zszedł z boiska. Droga wolna. Kiedy zyskała pewność, że nikt jej nie widzi, pobiegła w stronę pomieszczenia służącego za szatnię. Był to stary, dość duży magazyn, w którym zainstalowano prysznice i urządzono prowizoryczne przebieralnie. Aurora otworzyła drzwi i weszła do środka. Całe szczęście, że zamek od wielu miesięcy był zepsuty i nikt się nie pofatygował, aby go naprawić. Bo i po co? Nie było tu nic wartościowego, a usługa ślusarza kosztowałaby tyle, że szkoła na pewno wolała przeznaczyć te pieniądze na inne cele.
Nie ściemniło się jeszcze, więc nie musiała włączać światła. Usiadła na jednej z ławek i z kieszeni spodni wyjęła miętowy cukierek. Rozwinęła papierek i włożyła miętówkę do ust. Jeszcze raz sprawdziła telefon. Żadnej nowej wiadomości.
– Gdzie jesteś? – szepnęła zniecierpliwiona, widząc, że dochodzi dwadzieścia po ósmej.
Dziwne. Musiało się stać coś nieprzewidzianego. Starała się nie denerwować. Próbowała zająć myśli, oglądając zdjęcia i czytając wiadomości zachowane w telefonie. Obiecała, że je usunie, ale tego nie zrobiła.

Cześć. To, co chcemy zrobić, jest szaleństwem. Ale pragnę spędzić z tobą chwilę sam na sam. Tylko ty i ja. Spotkajmy się o wpół do ósmej w szatni. Proszę, zachowaj dyskrecję i postaraj się, żeby nikt cię nie zobaczył. Do zobaczenia, Aurora.

Tę wiadomość wysłała nieco ponad dwa miesiące temu. To był jeden z najcudowniejszych dni w jej życiu. Z uśmiechem na ustach przeglądała jedną wiadomość po drugiej. Zatrzymała się przy zdjęciu, na którym…
Nagle usłyszała kroki. Wstała i podeszła do drzwi. Nareszcie! Twarz jej pojaśniała, a niebieskie oczy znowu rozbłysły. Drzwi się otworzyły i wyraz twarzy Aurory uległ diametralnej zmianie. Zmieszana zrobiła kilka kroków w tył. Potknęła się o własne nogi i upadła na podłogę. Niczego nie rozumiała.
– Cześć. A co to za mina? Czyżbyś nie mnie się spodziewała?

ROZDZIAŁ 1

Piątek, 19 maja 2017


– Mówiłam ci już, że uwielbiam twoje oczy w kolorze orzechów laskowych?
– Julia, daj spokój.
– Serio. Masz niesamowite spojrzenie.
Emilio uniósł brwi zaskoczony słowami przyjaciółki, która wybuchnęła śmiechem po drugiej stronie ekranu. Od pół godziny rozmawiali na Skypie: postanowili zrobić sobie przerwę od pochodnych i peryfraz werbalnych.
– Niesamowite spojrzenie… Tego jeszcze nikt mi nie powiedział – stwierdził chłopak, prawą ręką mierzwiąc swoje ufarbowane na niebiesko włosy, a lewą znowu zakładając okulary.
– Wydajesz się przesadnie zadowolona. Przypominam ci, że niedługo zaczynają się sprawdziany roczne.
– Wiem. Niech się rozpoczną siedemdziesiąte pierwsze Igrzyska śmierci! – zażartowała, biorąc do ręki leżącą obok kostkę Rubika.
– Co cię tak bawi? Mamy tyle nauki! Strasznie się denerwuję!
– Nic mi to nie da, że będę się zamartwiać. I tobie też nie.
– Jasne. Łatwo ci mówić…
– Emi, powtarzałam ci już milion razy, że aby mieć dobre oceny, muszę się starać jak wszyscy – odpowiedziała dziewczyna łagodnym tonem.
– Ale masz przewagę, której inni mogą ci tylko pozazdrościć.
– I którą trzeba umieć zarządzać. Nieważne, jak bardzo byłabym zdolna i jak dobrą miałabym pamięć, bez wysiłku niczego nie osiągnę.
I lekko się uśmiechając, pokazała przyjacielowi ułożoną kostkę Rubika: każda ściana w jednym kolorze. Zajęło jej to czterdzieści siedem sekund. Kiedy miała pięć lat, rodzice zabrali ją do psychologa, podejrzewali, że ich córka jest wyjątkowo uzdolniona. I nie mylili się. Badania wykazały, że Julia ma bardzo wysoki iloraz inteligencji – jeden z najwyższych, jaki widziano – a także doskonałą pamięć. Poza tym dzisiaj ta szesnastolatka miała też rozwiniętą intuicję i umiejętność obserwacji. Uwielbiała skrzypce, na których nauczyła się grać dzięki filmikom na YouTubie, szachy oraz powieści detektywistyczne. I oczywiście mogłaby w kółko układać kostkę Rubika.
– Jak ja bym chciał mieć ten twój cudowny umysł.
– A ja twoje orzechowe oczy i niesamowite spojrzenie.
– Aleś ty dziś dowcipna! – zakpił Emilio, siląc się na uśmiech.
– No dobra, już się nie złość. Chociaż staram się przekonywać samą siebie, że tak nie jest, to też trochę się denerwuję tymi sprawdzianami. Pouczymy się jutro razem?
Chłopak wykonał gest, jakby się zastanawiał: oparł podbródek na dłoniach, a następnie poprawił okulary. Spojrzał do kamery i się uśmiechnął.
– Dobra. U ciebie, bo moi rodzice doprowadziliby nas do szału.
– Nie przesadzaj.
– Mówisz tak, bo z nimi nie mieszkasz. Są okropni. Uważają, że jestem dziwakiem i że nie wychodzę ze swojego pokoju.
– Ale to prawda, Emi. Jesteś dziwakiem, a pokój opuszczasz tylko po to, żeby pójść do szkoły. Nawet jedzenie przynosisz sobie na tacy!
– Bo wkurza mnie, jak pies ślini się w kuchni w czasie jedzenia.
– Cáspera macie od czterech miesięcy, a ty jesz u siebie, odkąd cię znam.
– To też z powodu rodziców. Uważają mnie za jakiegoś odmieńca. Ignorują mnie, a kiedy już z nimi jestem, czepiają się mnie i ciągle zadają dziwne pytania. Szczerze mówiąc, wolę być sam.
Teraz Julia przestała żartować. Dobrze znała Emilia i wiedziała, że ta sprawa naprawdę go męczy. Nigdy nie był „normalny” ani przesadnie towarzyski. A w małym miasteczku oznacza to kopanie sobie grobu. Ona jednak polubiła go od razu. Minęły już trzy lata, odkąd przeprowadziła się do tej miejscowości i odkąd Emi pojawił się w jej życiu. Początkowo nawet jej się podobał. Uważała, że jest interesującym chłopakiem, innym niż wszyscy, i chociaż nie był przystojny, miał w sobie coś atrakcyjnego. Ale te uczucia zmieniły się z biegiem czasu. O ile wcześniej podczas rozmowy z nim rumieniła się i miała motyle w brzuchu, o tyle teraz po prostu dobrze się przy nim czuła i darzyła go zaufaniem. Czysta przyjaźń, nic więcej.
– Jutro nie będziesz jadł sam. Przyjdź rano, zapraszam cię na śniadanie – zaproponowała mu.
– Nie chce mi się wstawać wcześnie w weekend.
– Nie mówię o wczesnym wstawaniu. Może być dziesiąta?
– Wpół do jedenastej.
– Zgoda. Wpół do jedenastej – powiedziała Julia z uśmiechem.
– A teraz muszę już iść. Czuję zapach jedzenia, a umieram z głodu.
– Jeszcze nie jadłaś kolacji?
– Nie. Czekałyśmy na ojca. Chyba właśnie wrócił, bo słyszałam, że ktoś wchodził. No to jutro o wpół do jedenastej! Tylko nie zaśpij!
– Dobra. Cześć.
– Cześć!
Rozłączyła się i zamknęła laptopa. Potem włożyła telefon do tylnej kieszeni spodni i szybko zeszła na dół. Przy wejściu do kuchni, obok matki, zobaczyła ojca, który rozpinał guziki koszuli wyczerpany po długim dniu. W tym miesiącu minęły trzy lata, odkąd Miguel Ángel zaczął pracę jako sierżant policji w tej miejscowości. Cztery miesiące później on, jego żona i córka przeprowadzili się tu na stałe.
– No, najwyższa pora, tato – odezwała się Julia, podchodząc do ojca, żeby dać mu buziaka. – Dlaczego tak późno?
– Wypadek drogowy. Właśnie opowiadałem o tym mamie.
– Wypadek? Ktoś zginął?
– Na szczęście nie, jedna osoba jest tylko lekko rana. To było potrącenie – zrelacjonował Miguel Ángel, po czym skierował się w stronę schodów. – Przebiorę się i opowiem wam przy kolacji.
– Ale kto został potrącony?
Ojciec jednak nie odpowiedział, tylko szybko ruszył na piętro, do sypialni.
– Wiesz, kogo potrącono? – zapytała matkę Julia.
– Nie powiedział. Całe szczęście, że nie było ofiar śmiertelnych. Inaczej chyba musiałabyś zamówić pizzę na kolację.
Julia pokręciła głową. Lekki uśmiech Aitany ją zaskoczył. Czasami nie pojmowała matki i jej czarnego humoru.
– Mamo, jesteś lekarką sądową. Nie powinnaś żartować w taki sposób.
– Ale to nie są żarty! Śmierć to bardzo poważna sprawa. Przede wszystkim dla tego, kto umiera.
– Mamo!
– No co?
– Przestań opowiadać takie… Eee, czy coś się przypadkiem nie przypala?
– Lazania!
Matka pobiegła do kuchni. Julia ruszyła za nią. Z piekarnika wydobywał się czarny dym i zaczynał się rozprzestrzeniać po całym mieszkaniu. Aitana włożyła rękawice i wyciągnęła blaszkę z kolacją. Górna część lazanii była całkowicie spalona. Dolna – również.
– To wszystko przez złą karmę – pożaliła się zrezygnowana, przekonawszy się, że lazania jest niejadalna. – No i trzeba będzie zadzwonić po pizzę.
Julia westchnęła. Była bardzo głodna, a realizacja zamówienia w jedynej pizzerii w miasteczku zajmowała zazwyczaj sporo czasu. Zerknęła na zegarek: dochodziła dwudziesta trzecia.
– W lodówce nie ma niczego, co można by na szybko przygotować?
– Nie ma. To był szalony tydzień. Jutro podjadę z tatą do supermarketu i uzupełnimy zapasy. Chcesz z ananasem?
Julia kiwnęła głową. Najwyraźniej na kolację będzie musiała jeszcze trochę zaczekać. Nie mogła jednak nic zarzucić matce, ojcu też nie. Oboje bardzo dużo pracowali, i to codziennie. Czasem nawet więcej, niż powinni. Nie mieli łatwych zawodów. A jeśli wypadało coś pilnego, musieli jechać od razu, gdy tylko dostawali powiadomienie. Aitana od pięciu lat była lekarką sądową, jedyną w tym regionie. Pracowała w mieście, ale odpowiadała także za wszystkie okoliczne gminy. A odkąd Miguel Ángel awansował na sierżanta, wzrósł zakres jego obowiązków i zwiększyła się odpowiedzialności, więc w domu spędzał jeszcze mniej czasu.
Kiedy matka zamawiała jedzenie, zadzwoniła komórka Julii. Dziewczyna wyjęła ją z tylnej kieszeni spodni i zobaczyła numer, którego nie miała wśród swoich kontaktów. Zawahała się przez chwilę, ale w końcu odebrała.
– Halo?
– Julia?
– Tak, to ja. Kto mówi?
– Dobry wieczór. Mówi Vera, matka Aurory. Moja córka chodzi z tobą do klasy. Twój numer dała mi Patricia Herrero, wasza koleżanka.
Nie rozpoznała jej głosu. Właściwie dlaczego miałaby go rozpoznać? Rozmawiała z tą kobietą zaledwie parę razy.
– Ach, dobry wieczór. Jaki się pani miewa?
– Martwię się. Czy moja córka jest może z tobą?
Julia była zdziwiona, że matka koleżanki z klasy pyta ją o swoją córkę. Nie żeby nie lubiła tej dziewczyny, ale nie były przyjaciółkami. Zresztą Aurora prawie z nikim nie rozmawiała. Czasem odnosiło się wrażenie, że jest nieobecna. Oboje z Emiliem nazywali ją niewidzialną dziewczyną.
– Nie, nie ma jej tutaj. Ostatni raz widziałam ją w szkole.
– Kurczę. Dziwne, że jeszcze nie wróciła. Kiedy przychodzę z pracy, zawsze zastaję ją w domu. Dzwoniłam na jej komórkę, ale jest wyłączona. Wiesz może, gdzie może być?
– Nie, przykro mi – odpowiedziała zmieszana Julia.
Zapadła niezręczna cisza. Dziewczyna starała się przypomnieć sobie coś, czym mogłaby pomóc tej kobiecie. Aurora była samotniczką, osobą cichą, a na przerwach zazwyczaj z nikim nie rozmawiała. Julia tylko raz miała z nią bezpośredni kontakt: na początku tego roku szkolnego podczas zajęć w grupie. Pracowały we cztery: Patricia Herrero, Yi Lin i one dwie.
– Julio, przepraszam, że zadaję ci to pytanie – podjęła Vera niepewnym tonem. – Nigdy nie chciałam się mieszać w życie prywatne Aurory, ale wiesz może, czy ma chłopaka albo jakiegoś kolegę, z którym mogła się spotkać?
– Cóż… – Chciała powiedzieć, że to niemożliwe, bo Aurora w szkole prawie z nikim nie rozmawia. Powstrzymała się jednak. – O ile mi wiadomo, nie ma chłopaka. Z nikim jej nigdy nie widziałam.
– A może poznała kogoś przez internet? W ostatnim czasie dużo się zmieniło. Nie mówiła ci o kimś, kogo poznała na Twitterze albo na Instagramie?
– Nie. Przykro mi. Jeśli tak było, to mi o tym nie wspomniała.
Po drugiej stronie linii usłyszała długie i głębokie westchnienie. Julia też zaczęła się martwić. Gdzie mogła się podziać Aurora? Nie sądziła, żeby uczyła się do sprawdzianów z kimś z klasy. I nie wyobrażała jej sobie w domu u jakiegoś chłopaka, z którym by się spotykała.
– No cóż. Dziękuję za wszystko. I przepraszam za kłopot.
– Proszę się nie przejmować, myślę, że niedługo wróci. Pewnie gdzieś poszła i dobrze się bawi.
– Mam taką nadzieję. Dobranoc, Julio.
– Dobranoc.
Po pożegnaniu z Verą dziewczyna stała nieruchomo przez kilka sekund. Miała złe przeczucia. Głos matki przywrócił ją do rzeczywistości.
– Wszystko w porządku? Kto to był?
– Matka jednej dziewczyny z klasy, Aurory Ríos. Nie wiem, czy ją pamiętasz: była kiedyś u nas, żeby pracować nad wspólnym zadaniem. Ale nie przyjaźnimy się.
– Coś mi to mówi, choć nie przypominam sobie twarzy. Co chciała jej matka?
– Pytała, czy Aurora jest ze mną albo czy wiem, gdzie może być. Kiedy wróciła z pracy, nie było jej w domu.
– Jest piątek. Może poszła na imprezę?
– Możliwe, ale nie wyobrażam sobie Aurory na imprezie. Ona jest… jak by to powiedzieć… mało towarzyska.
– Kto jest mało towarzyski? – zapytał niskim głosem Miguel Ángel, wchodząc do kuchni. – Co to za zapach? – Od razu zauważył tacę ze spaloną lazanią. Z rozłożonymi rękami i szeroko otwartymi oczami spojrzał na żonę.
– Nie przejmuj się, zadzwoniłam już do pizzerii – uspokoiła go Aitana.
– Kiedy przywiozą?
– Za pół godziny. Tak mi przynajmniej powiedzieli. Dla ciebie wzięłam z anchois i czarnymi oliwkami.
Mężczyzna wysunął jedno z krzeseł przy kuchennym stole i usiadł. Wbił wzrok w Julię, która wyglądała na zmartwioną.
– Co się dzieje? – zapytał. – Wszystko w porządku?
– Nie wiem. Zadzwoniła matka jednej dziewczyny z klasy. Była zdenerwowana, bo nie ma jej w domu, a w tym przypadku to nie jest normalne.
– Dzwoniła do niej na komórkę?
– Tak, ale jest wyłączona.
– W tym miasteczku jest fatalny zasięg. Mówiłaś, że chodzi z tobą do szkoły? Kto to?
– Ma na imię Aurora.
– Aurora Ríos? Córka Very Domínguez?
– Tak. Znasz ją?
– Jasne. Jej ojciec wyprowadził się z domu w tym samym tygodniu, w którym mnie awansowali. Vera przyszła na komisariat, żeby powiedzieć, co się stało. Osobiście z nią rozmawiałem.
Miguel Ángel powtórzył Julii i Aitanie to, co kobieta opowiedziała mu trzy lata temu. Bała się Bernarda, swojego byłego męża. Przysięgała, że nigdy nie podniósł na nią ręki, ale wiele razy groził, że odejdzie i zabierze ze sobą córkę. Ostatecznie się wyprowadził, ale Aurora została z matką. Mężczyzna zniknął i nawet nie walczył o prawo do opieki nad córką.
– Ta dziewczyna dużo wycierpiała. Dobrze wiecie, do czego prowadzą podobne sprawy w takich miasteczkach – stwierdził mężczyzna. – Ludzie zbyt dużo gadają.
– A dzieci zawsze są najbardziej poszkodowane przy rozwodzie rodziców – dodała Aitana.
– Myślisz, że ojciec Aurory ma coś wspólnego z jej zaginięciem? – zapytała zaniepokojona Julia.
– Za wcześnie mówić o zaginięciu. Dziewczyna z pewnością wróci w nocy. Musiała gdzieś pójść.
– Jej matka twierdzi, że ona nie wychodzi wieczorami.
– Może dziś postanowiła to zmienić i właśnie bardzo dobrze się bawi. – Miguel Ángel obstawał przy swoim. – Zobaczysz, że wszystko dobrze się skończy.
Julia przytaknęła, ale nie mogła przestać myśleć o niewidzialnej dziewczynie. Nadal czuła, że coś jest nie tak. Nie mogła jednak nic zrobić. Jutro rano zadzwoni do Very, aby się upewnić, że to był tylko fałszywy alarm.
– Zmieniając temat, wcześniej opowiadałeś o wypadku. Kogo potrącono? – zapytała zaciekawiona Aitana. – To ktoś z miasteczka?
– Tak. Chłopak stąd. Ale ma tylko kilka zadrapań i zwichnięty nadgarstek. Jechał rowerem, a z naprzeciwka pojawił się samochód. To cud, że nie stało mu się nic poważnego. Może go znasz, Julio. Jest rok od ciebie starszy. Chodzi do ostatniej klasy w twojej szkole. Nazywa się Iván Pardo.
Dziewczyna zbladła, gdy tylko usłyszała to nazwisko. Nie mogła uwierzyć. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam Iván, w którym od tylu miesięcy jest zakochana!

 
Wesprzyj nas