Czwarty tom zachwycającej, pełnej przygód serii “Zaginione miasta”. Sophie musi dotrzeć do prawdy, która albo ocali jej świat… albo go zniszczy.


NiewidzianiSophie musi uciekać, ale przynajmniej nie jest sama. Wraz z najbliższymi przyjaciółmi z Zaginionych Miast pragnie dołączyć do Czarnego Łabędzia.

Nie opuszczają ich wątpliwości związane z tą tajemniczą organizacją, lecz współpraca wydaje się jedynym sposobem na poznanie odpowiedzi. I rzeczywiście – nie mija wiele czasu, a odkrywają sekrety przerastające ich najśmielsze przypuszczenia.

Problem w tym, że ich wrogowie nie składają broni i doprowadzają do wybuchu budzącej postrach zarazy zagrażającej bezpieczeństwu całego gatunku. Sophie i jej przyjaciele walczą przy użyciu wszystkich dostępnych środków – łącznie z pomocą nowych sojuszników – ale każdy wybór niesie ze sobą konsekwencje. A obdarzenie zaufaniem niewłaściwej osoby może się okazać śmiertelnie niebezpieczne.

Sophie zmuszona jest zakwestionować całą swoją dotychczasową wiedzę, aby dotrzeć do prawdy, która albo ocali jej świat… albo go zniszczy.

***

“Zaginione Miasta” to połączenie Alicji w Krainie Czarów, Władcy pierścieni i Harry’ego Pottera. Doskonała zabawa!
Michael Buckley, autor bestsellerowych serii „Siostry Grimm” i „Nerds”

Zachwycająca i niebezpieczna przygoda z perfekcyjnie napisanymi bohaterami, którzy nigdy ci się nie znudzą.
Lisa McMann, autorka bestsellerowej serii „The Unwanteds”

Shannon Messenger
Niewidziani
Przekład: Monika Nowak
Zaginione miasta tom 4
Wydawnictwo IUVI
Premiera: 13 października 2021
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 

Niewidziani


WSTĘP
Kiedy wokół nich eksplodowały neonowożółte płomienie, Sophie zrobiła chwiejny krok w tył, po czym rzuciła się w stronę przyjaciół.
Języki ognia lizały jej skórę, a dym zatykał płuca, podczas gdy Niewidziani zrobili krok do przodu. Nie było już śladu po czarnych, skrywających ich pelerynach.
Koniec z ukrywaniem się.
Niewidziani wykrzykiwali obelgi i ostrzeżenia, na których Sophie próbowała się skupić, lecz jej umysł zbyt był zafiksowany na innych słowach.
Podstęp.
Pułapka.
Zdrada.
Ten ostatni wyraz nie pozwalał jej spojrzeć w oczy jednej z postaci.
Kolejna zdrada.
Kolejne kłamstwo.
Sophie miała tego wszystkiego dosyć.
Sięgnęła po swój wisior – zimny, czarny metal wygięty w symbol łabędzia, w środku którego tkwił kawałek gładkiego szkła. Nie do końca rozumiała powód, dla którego dostała go od Czarnego Łabędzia. Wystarczająco dobrze jednak znała moc wisioru, aby wiedzieć, że to dla niej i jej przyjaciół najlepsza szansa.
Uniosła szkło ku gasnącym promieniom słońca, pozwalając, aby wiązka białego światła załamała się w stronę nadpłomienia.
Pora ogień zwalczyć ogniem.

1

– Musimy się zbierać – oświadczył Fitz, wpadając do mieszczącego się na piętrze pokoju gościnnego w Everglen.
Sophie siedziała na skraju wielkiego łóżka z baldachimem i miała już na sobie swoje dawne ubranie ze świata ludzi.
– Myślałam, że odczekamy jeszcze godzinę? – Zerknęła w stronę okna, za którym widniało bezkresne, czarne niebo.
– Nie możemy. Rada już się zebrała, aby przegłosować nasze kary.
Sophie zrobiła powolny wdech, pozwalając, aby te słowa zapulsowały w jej żyłach, po czym sięgnęła po fioletowy plecak. Ten sam, z którym niemal przed rokiem porzuciła swoje ludzkie życie. A teraz użyje go ponownie, tym razem po to, aby opuścić Zaginione Miasta.
– Wszyscy są gotowi? – zapytała.
Poczuła się dumna, że nie drży jej głos. Oparła się także chęci wyskubania sobie rzęsy. To nie czas na odruchy nerwowe. To pora na bycie odważnym. Rada poprzysięgła ukarać każdego, kto ma powiązania z Czarnym Łabędziem – tajemniczą organizacją odpowiedzialną za stworzenie Sophie. Ale Sophie i jej przyjaciele wiedzieli, że prawdziwi złoczyńcy to grupa zwana Niewidzianymi. Fitz, Keefe i Biana próbowali nawet pomóc Czarnemu Łabędziowi w schwytaniu buntowników na Mount Evereście. Niestety Niewidziani przejrzeli ich plan i urządzili na nich zasadzkę. Sophie odkryła tę pułapkę w samą porę, by ostrzec przyjaciół – wszystkim udało się ujść z życiem, a nawet schwytali jednego więźnia. Jednocześnie każde z nich złamało całe mnóstwo reguł.
Teraz najbezpieczniejszą dla nich opcją była ucieczka do Czarnego Łabędzia i ukrycie się. Ale Sophie miała mieszane uczucia co do tego planu. W ramach projektu „Księżycowy Słowik” Czarny Łabędź dokonał zmian w jej genach, aby spotęgować jej zdolności – nigdy jednak nie dowiedziała się od nich, dlaczego to zrobili. Nie powiedziano jej także, kim są jej genetyczni rodzice, i Sophie nie miała pojęcia, czy w końcu będzie mogła ich poznać.
– W samą porę – oświadczył Keefe, gdy Sophie krętymi, srebrnymi schodami zeszła za Fitzem.
Stał obok Dexa w lśniącym, okrągłym holu Everglen. W bluzach i ciemnych dżinsach obaj wyglądali zupełnie jak ludzie. Keefe uśmiechnął się w typowy dla siebie drwiący sposób i poklepał się po starannie zmierzwionych jasnych włosach, ale w jego błękitnych oczach Sophie dostrzegła smutek. Podczas ich konfrontacji z Niewidzianymi Keefe odkrył, że jednym z przywódców tej organizacji jest jego matka. Zaatakowała nawet własnego syna, a potem porzuciwszy rodzinę, uciekła do stolicy ogrów.
– Hej, nie przejmuj się mną, Foster – rzucił Keefe. Zamachał przy tym dłońmi, by zagarnąć i odczytać falujące w powietrzu emocje Sophie. Był jednym z niewielu empatów, którzy to potrafili.
– Martwię się o was wszystkich – odparła. – Przeze mnie narażacie swoje życie.
– Oj tam, nic nowego. – Dex się uśmiechnął, prezentując dołeczki w policzkach. – Wyluzuj, okej? Damy radę! Trochę się jedynie przejmuję butami. – Wskazał na swoje brązowe trzewiki, typowe dla stylu elfów. – Wszystkie ludzkie, jakie miał Fitz, okazały się dla mnie za duże.
– Wątpię, aby ktokolwiek zwrócił na nie uwagę – pocieszyła go Sophie. – Ale to pewnie zależy od tego, jak długo będziemy wśród ludzi. Kiedy już dotrzemy do Florencji, jak daleko mamy do kryjówki?
Fitz posłał jej ten swój filmowy uśmiech.
– Zobaczysz.
Czarny Łabędź nauczył Fitza omijać blokowanie umysłu Sophie i wyławiać sekretne informacje. Ale z jakiegoś powodu chłopak nie chciał zdradzić, czego się dowiedział. Sophie wiedziała jedynie, że ich celem jest okrągłe okno gdzieś w tym znanym, włoskim mieście.
– Hej. – Fitz nachylił się ku niej. – Ufasz mi, prawda?
Choć Sophie była poirytowana, jej zdradzieckie serce i tak zatrzepotało. Rzeczywiście ufała Fitzowi. Prawdopodobnie bardziej niż komukolwiek innemu. Ale trzymanie czegoś przed nią w tajemnicy mocno ją irytowało. Kusiło ją, aby wykorzystać telepatię i ukraść te informacje bezpośrednio z umysłu Fitza. Jednak złamała tę zasadę wystarczająco wiele razy, aby wiedzieć, że nie warto, bo konsekwencje tego mogą być przykre.
– O co chodzi z tymi ubraniami? – przerwała im Biana, wyrastając nagle obok Keefe’a.
Biana była znikającym, tak jak jej matka, tyle że nadal się jeszcze przyzwyczaiła do swojej zdolności. Pojawiła się tylko jedna z jej nóg i dziewczyna musiała podskoczyć, aby widać było też drugą. Miała na sobie za dużą o trzy rozmiary bluzę sportową i sprane, workowate dżinsy.
– Przynajmniej buty mam swoje – dodała i podciągnęła nogawki, prezentując fioletowe buty na płaskim obcasie z wysadzanymi diamentami czubkami. – Ale dlaczego mamy tylko chłopięce rzeczy?
– Bo jestem chłopcem – przypomniał jej Fitz. – Poza tym to nie jest rewia mody.
– A nawet gdyby była, ja bym wygrał. No nie, Foster? – zapytał Keefe.
Prawdę mówiąc, Sophie pierwsze miejsce przyznałaby Fitzowi – niebieski szalik idealnie się komponował z jego ciemnymi włosami i niebieskozielonymi oczami. A w dopasowanej szarej kurtce wydawał się wyższy, jego ramiona szersze i…
– Och, błagam. – Keefe wcisnął się między nich. – Ludzkie ubrania Fitza to straszna nuda. Zobaczcie tylko, co razem z Dexem znaleźliśmy w szafie Alvara!
Obaj rozpięli bluzy, odsłaniając T-shirty z jakimś logo.
– Nie mam pojęcia, co to oznacza, ale jest ekstra, co nie? – zapytał Keefe, wskazując na widniejący na jego koszulce czarno-żółty owal.
– To symbol z Batmana – odparła Sophie i z miejsca tego pożałowała. Bo oczywiście Keefe od razu kazał sobie wyjaśnić historię Mrocznego Rycerza.
– Już zawsze będę nosił tę koszulkę – zdecydował. – No i chcę mieć batmobil! Dex, załatwisz mi go?
Sophie wcale by się nie zdziwiła, gdyby Dex rzeczywiście zbudował taki pojazd. Jako technopata potrafił stworzyć technologiczne cuda. Wykonał różne świetne gadżety dla Sophie, łącznie z noszonym przez nią krzywym pierścionkiem – specjalnym przyciskiem alarmowym, który uratował jej życie, kiedy walczyła z jednym z porywaczy.
– A co oznacza znak na mojej koszulce? – zapytał Dex, wskazując na logo ze splatającymi się dwiema żółtymi literami W.
Nie miała serca mu powiedzieć, że to symbol Wonder Woman.
– Dlaczego Alvar ma ludzkie rzeczy? – zagadnęła zamiast tego. – Sądziłam, że pracował z ogrami.
– Bo tak było – odparł Fitz. – To znaczy: zanim niemal nie doprowadziłaś do wojny z nimi.
Wypowiedział te słowa w sposób lekki i żartobliwy, ale kryjąca się w nich prawda kładła się ciężarem na ramionach Sophie. Mieliby teraz o wiele mniej kłopotów, gdyby nie zignorowała zasad telepatii i nie próbowała odczytać umysłu króla ogrów. Wiedziała, że to niebezpieczne, jednak za wszelką cenę chciała się dowiedzieć, dlaczego ogry zakradły się do Azylu i w ogonie Silveny ukryły jedno ze swoich urządzeń naprowadzających. A przecież Silveny, czyli rzadko występująca w przyrodzie samica alikorna, była nie tylko niezbędna, by jej gatunek mógł przetrwać, ale także należała do kręgu najbliższych przyjaciół Sophie. Niestety dziewczyna nie była świadoma tego, że umysły ogrów potrafią wykryć telepatów – nawet genetycznie udoskonalonych, takich jak ona. Nie odkryła niczego użytecznego, za to prawie doprowadziła do unieważnienia traktatu między elfami a ogrami i wybuchu wojny.
– Ale to nie tłumaczy tego, skąd u Alvara rzeczy ludzi – nie odpuszczała Sophie. – Ogry nienawidzą ludzi jeszcze bardziej niż elfów.
– To prawda – przyznał Fitz. – Tyle że te ubrania pochodzą sprzed lat, kiedy Alvar także ciebie szukał.
– Szukał mnie? – zapytała Sophie. – Sądziłam, że to należało do twoich zadań.
To Fitz ją przed rokiem odnalazł, gdy była akurat na klasowej wycieczce, i sprowadził ją do Zaginionych Miast. To najlepsze, co dotąd jej się w życiu przytrafiło.
I najtrudniejsze.
Fitz uśmiechnął się ze smutkiem, najpewniej przypomniawszy sobie to samo: chwilę, w której musiała się pożegnać ze swoją ludzką rodziną. Tylko on naprawdę rozumiał, co tamtego dnia straciła, i bez niego nie poradziłaby sobie psychicznie.
– Zacząłem cię szukać, kiedy miałem sześć lat – wyjaśnił. – Wtedy Alvar uczył się już na poziomach elitarnych i nie mógł się tak wymykać z Foxfire. Ale mój tata szukał cię przez dwanaście lat, pamiętasz? Nie mogłem przecież odbywać sekretnych misji jako kilkulatek.
– Co za cienias – przerwał mu Keefe. – Ja na pewno bym sobie poradził. No ale jestem Batmanem, więc – objął ramieniem Sophie – mógłbym być twoim bohaterem.
Dex udał, że się krztusi, natomiast Biana przyglądała się ramieniu obejmującemu Sophie.
– Nie powinniśmy się już zbierać? – zapytali jednym głosem. Sophie odsunęła się od Keefe’a w chwili, kiedy z góry dobiegł głos Aldena:
– Zaczekajcie! – Gdy zbiegał szybko po schodach, powiewała za nim elegancka peleryna. – Nie możecie odejść razem z waszymi wisiorami identyfikacyjnymi.
Sophie zacisnęła dłoń na opasce wokół swojej szyi, nie wierząc, że przeoczyła tak kluczowy szczegół. Te wisiory były specjalnymi urządzeniami śledzącymi otrzymanymi od Rady. Zastanawiała się, o czym jeszcze innym ważnym mogła zapomnieć…
Alden wyjął ostre, czarne cęgi i oświadczył:
– Zacznijmy od Fitza.
Mówił z takim samym akcentem jak jego dzieci, tyle że jego głos był teraz słaby i drżący.
Fitz aż się wzdrygnął, kiedy Alden przeciął gruby łańcuszek i kryształowy wisior upadł z brzękiem na podłogę.
– Czyli to się rzeczywiście dzieje – szepnął Keefe.
– Tak. – Fitz przejechał palcami po nagiej szyi.
– Dobrze się czujesz? – zapytał Alden Bianę, która zaciskała pobielałe palce na wisiorze.
– Tak – szepnęła Biana i uniosła długie, ciemne włosy, aby odsłonić srebrny łańcuszek.
Jej wisior wylądował obok wisiora Fitza, a chwilę później to samo stało się z wisiorem Keefe’a.
– Z waszymi nie pójdzie tak łatwo – przypomniał Alden Dexowi i Sophie.
Rada dołożyła specjalne zabezpieczenia po tym, jak Niewidziani użyli ich wisiorów, aby przekonać wszystkich, że Sophie i Dex utonęli, podczas gdy tak naprawdę zostali porwani. Oboje mieli nawet drzewa w Wanderling Woods, elfim odpowiedniku cmentarza, które zostały po pogrzebach zorganizowanych przez ich rodziny.
Na czole Aldena pojawiły się krople potu, kiedy walczył z grubym metalem, aż ten w końcu ustąpił.
– Ogniwo też muszę ci zabrać.
Sophie westchnęła. Kolejny ważny szczegół, który umknął jej uwadze…
Ogniwo było urządzeniem zabezpieczającym, mającym utrzymać ich ciała w jednym kawałku podczas skoków ze światłem. Wytwarzane przez nie pole dawało się namierzyć.
– Chyba kiepsko zaplanowałam tę całą ucieczkę, co? – mruknęła Sophie.
– Czegoś takiego nie da się zaplanować – zapewnił ją Alden. – I nie oczekuj od siebie, że będziesz myśleć o wszystkim. Teraz jesteś częścią zespołu. Każdy współpracuje i pomaga.
Te słowa mogłyby być znacznie bardziej pocieszające, gdyby nie fakt, że jej „zespół” zapomniał o tych samych rzeczach. Aczkolwiek Fitz, Keefe i Biana nie nosili już ogniw. Siła ich koncentracji osiągnęła odpowiedni poziom. Także Dex się do tego poziomu zbliżał – licznikowi na szerokim, niebieskim pasku brakowało zaledwie jednej czwartej.
Kiedy Alden przyłożył do niego maleńki dysk, poziom osiągnął sto procent.
– Kusiło mnie, aby tak zrobić – przyznał Dex, zsunąwszy ogniwo z nadgarstka. – Ale nie chciałem oszukiwać.
– Mądry wybór – pochwalił go Alden. – To, że możesz coś zrobić, nie oznacza, że to jest dla ciebie bezpieczne. A także nie jest równoznaczne z przyzwoleniem na łamanie prawa.
– Jest, jeśli prawo jest głupie – zaprotestował Keefe.
– Chciałbym móc się nie zgodzić. Ale spójrzcie tylko na nas. – Alden podniósł z podłogi wisiory i schował je do peleryny. Ogniwo Dexa także. – Był taki czas, kiedy wierzyłem w nieomylność naszego świata. Teraz jednak… musimy działać, kierując się naszymi własnymi kompasami moralnymi. Tutaj… – przycisnął dłoń do serca – wiemy, co jest niezbędne i prawdziwe. Wszyscy musicie się tego trzymać i pozwolić, aby to was prowadziło. Sophie, zajmijmy się twoimi ogniwami.
Dzięki Elwinowi, nadopiekuńczemu lekarzowi, musiała je nosić na obu nadgarstkach. Elwin zablokował je też tak, że nie były się w stanie otworzyć, mimo że oba liczniki osiągnęły pełen poziom. Już kilka razy wyblakła podczas skoków, a raz o mało nie straciła życia. Ale to było, zanim Czarny Łabędź zwiększył jej koncentrację i uleczył zdolności. Mimo to Sophie zacisnęła dłoń na Paliwie na Blaknięcie, które na wszelki wypadek nosiła na szyi. Wisiało obok lekarstwa na alergię – obie fiolki spoczywały bezpiecznie pod jej T-shirtem. Żadnego z tych eliksirów nie potrzebowała od wielu tygodni, ale lepiej się czuła, mając je przy sobie. Zwłaszcza kiedy Alden wyjął z kieszeni wygięty srebrny klucz i otworzył jej ogniwa.
Gdy przyglądał się trzeciej czarnej bransoletce, wyjaśniła:
– To jeden z wynalazków Dexa.
– Nazywam go Ciosem Frajera – oświadczył z dumą Dex. – Uwalnia podmuch powietrza, gdy zrobi się zamach ręką, dzięki czemu można zadać cios o wiele silniejszy niż normalnie.
– Bardzo sprytne – przyznał Alden. – I dobrze, że to masz. Mam jednak nadzieję, Dex, że przekonałeś się, jakie niebezpieczeństwo towarzyszy tworzeniu nowych rodzajów broni.
Przygarbiwszy się, Dex zapewnił, że tak. Jakiś czas temu wynalazł diadem ograniczający zdolności, do noszenia którego Sophie została zmuszona przez Radę. Dex nie wiedział, że diadem ma być karą dla Foster za to, co się stało z królem ogrów. Dziewczyna dała mu kuksańca w bok i uśmiechnęła się, aby przypomnieć, że mu wybaczyła. On jednak stał ze wzrokiem wbitym w podłogę.
– Myślę, że to już wszystko – rzekł Alden. – Ale koniecznie musicie pamiętać o tym, aby się sobą nawzajem opiekować. Fitz i Biana, podczas skoków dzielcie się koncentracją z Dexem. I Keefe, chcę, abyś pomagał Sophie.
– Och, oczywiście – obiecał Keefe, puszczając przy tym oko.
– Wszyscy będziemy jej pomagać – poprawił go Fitz.
– Hej, sama mogę się o siebie zatroszczyć – zaprotestowała Sophie. – Zapomnieliście, że to ja zabieram nas do Florencji?
Wszystkie niebieskie kryształy do skakania ze światłem prowadziły do tego samego miejsca w każdym Zakazanym Mieście, co ułatwiłoby sprawę temu, kto ich będzie śledził. Dlatego do Włoch trafią, korzystając z teleportacji, zdolności, jaką miała tylko Sophie – dzięki zaskakującemu skutkowi ubocznemu zmiany jej DNA przez Czarnego Łabędzia.
– Każde z was może się troszczyć o samego siebie – powiedział Alden. – Ale pracując razem, jesteście silniejsi. Musicie mieć także przywódcę, aby zespół pozostał zorganizowany. Fitz, jako że jesteś najstarszy, powierzam tę funkcję tobie.
– Chwila – wtrącił Keefe. – Jest starszy tylko o kilka miesięcy.
– Przez „kilka” masz na myśli jedenaście – poprawił go Fitz.
Dex prychnął.
– Rany, ale wy jesteście starzy.
Spojrzał z zadowoleniem na Sophie, ona zaś oblała się rumieńcem, wstydząc się tego, że pomyślała to samo. Cóż… nie uważała, aby Fitz i Keefe byli starzy. No ale zdecydowanie byli starsi od niej. Wcześniej odgadła, że Keefe ma czternaście lat, co oznaczało, że Fitz ma co najmniej piętnaście – ale mogli być nawet starsi…
W Zaginionych Miastach trudno było kontrolować wiek. Dzięki nieograniczonej długości życia elfy nie poświęcały temu szczególnej uwagi. Prawdę mówiąc, Sophie nie miała pojęcia, ile tak naprawdę lat mają jej przyjaciele. Nikt nigdy nie wspominał o urodzinach. Może to oznaczało, że ona też miała nie przywiązywać wagi do wieku – ale była boleśnie świadoma faktu, że sama ma dopiero lat trzynaście i pół, a różnica wieku między nią i chłopcami wydawała się naprawdę duża.
– Hej, to ja wiem, dokąd się wybieramy – odezwał się Fitz. – Dlatego to ja dowodzę i… myślę, że powinniśmy się już zbierać. Chociaż zaraz, co z mamą? Nie powinniśmy się pożegnać?
Alden zerknął na Bianę.
– Wasza mama jest w tej chwili zajęta. Ale kazała wam przekazać, że niedługo się zobaczycie.
Fitz nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią. Ale nie protestował.
Unikając jej wzroku, Alden zwrócił się do Sophie:
– Kilka minut temu zaproponowałem Grady’emu i Edaline środek uspokajający i postanowili go przyjąć. Baliśmy się, co się stanie, kiedy będą musieli patrzeć, jak odchodzisz. Poprosili więc mnie, abym ci przekazał, że cię kochają i że w plecaku zostawili dla ciebie list.
Z wielką gulą w gardle Sophie kiwnęła głową. Grady i Edaline byli jej rodziną adopcyjną i dziewczynie okropnie robiło się na myśl, że odejdzie, nie zobaczywszy się z nimi. Ale zważywszy na wszystko, co się wydarzyło, wątpiła, aby byli na tyle silni, by poradzić sobie z kolejnym łzawym pożegnaniem.
Odkąd siedemnaście lat temu stracili w pożarze jedyną córkę, Jolie, żyli w gęstej mgle depresji. A niedawno Sophie odkryła, że to Brant, były narzeczony Sophie – którym Grady i Edaline opiekowali się, jakby należał do ich rodziny – podłożył ogień i doprowadził do śmierci Jolie. Brant ukrywał fakt, że jest pirokinetykiem – to jedyna zakazana zdolność w świecie elfów – i dołączył do Niewidzianych, ponieważ nie mógł znieść życia jako beztalentny. Kiedy jednak Jolie odkryła jego zdradę i próbowała go przekonać do zmiany postępowania, stracił panowanie nad sobą i wzniecił płomienie, przez co niechcący odebrał jej życie. Wyrzuty sumienia i rozpacz uczyniły Branta niebezpiecznie niestabilnym. Próbował nawet zabić Grady’ego i Sophie, gdy ci doprowadzili do konfrontacji. Grady wpadł w taką wściekłość, że użył swojej zdolności hipnotyzera, aby Brant spalił sobie własną dłoń. Sophie ledwie udało się powstrzymać Grady’ego przed zapędzeniem się za daleko. Musiała także pozwolić Brantowi uciec, bo tylko tym sposobem zdobyła informacje potrzebne do uratowania jej przyjaciół.
– No dobrze, zmarnowaliśmy już wystarczająco dużo czasu – stwierdził Alden i przytulił do siebie całą piątkę. – Pamiętajcie, nie żegnamy się na zawsze, tylko na jakiś czas.
Sophie poczuła spływające po policzkach łzy, gdy Fitz zapytał:
– Mamy dać ci znać, kiedy tam dotrzemy?
– Nie, nie mogę wiedzieć nic o tym, co robicie. Żadne z nas nie może.
– Myślisz, że Rada zaleci łamanie pamięci? – szepnęła Sophie.
– Nie, Rada nie zniży się do tego poziomu. Poza tym wiedzą, że jesteśmy zbyt ważni i silni. Po prostu mądrze będzie zachować ostrożność. Zapewniam cię, że nie ma powodu do obaw.
Sophie westchnęła.
Nie ma powodu do obaw to ulubione słowa Aldena. I nauczyła się im nie wierzyć.
– Chodźcie – odezwała się Biana, otwierając połyskujące drzwi Everglen.
W milczeniu szli zacienioną ścieżką.
– Nigdy nie sądziłem, że to powiem – rzekł Keefe – ale naprawdę szkoda, że nie towarzyszy nam Gigantor.
Sophie kiwnęła głową, także żałując, że jej ponaddwumetrowy ochroniarz – goblin nie wydobrzał na tyle, aby do nich dołączyć. Sandor został zrzucony ze skutego lodem zbocza podczas zasadzki na Mount Evereście i połamał sobie w zasadzie wszystkie kości. Elwin ją zapewnił, że goblin dojdzie do siebie, jednak czekała go długa rekonwalescencja.
„Nie taka długa, jak droga, którą mamy przebyć” – pomyślała Sophie, dostrzegłszy w mroku olbrzymią bramę. Jarzące się żółte pręty absorbowały całe światło, uniemożliwiając wykonanie skoku na teren posiadłości.
– Pora biec – szepnął Alden.
Teleportacja była możliwa tylko wtedy, kiedy się swobodnie spadało, a urwisko, z którego musieli skoczyć, znajdowało się poza zasięgiem ochrony Everglen.
Fitz otarł oczy.
– Powiedz mamie, że ją kochamy, okej?
– Ciebie też kochamy, tato – dodała Biana.
– I proszę nie dopuścić do tego, aby Rada zbliżyła się do mojej rodziny – błagał Dex.
– Masz moje słowo – obiecał Alden. – Nie pozwolę im także zbliżyć się do Grady’ego i Edaline.
Sophie kiwnęła głową. Myślała o milionie rzeczy, jakie pragnęła powiedzieć. Ważne było tylko jedno.
– Nie pozwól Grady’emu ścigać Branta.
Alden ujął jej dłonie.
– Nie pozwolę.
Wszyscy spojrzeli na Keefe’a.
– Proszę powiedzieć mojemu tacie… że schowałem jego ulubioną pelerynę w szafie na dwudziestym dziewiątym piętrze. Ale proszę mu nie mówić, że drzwi są zabezpieczone gazem gulona. Niech sam się o tym przekona.
– To naprawdę wszystko, co chcesz przekazać, Keefe? – zapytał Alden.
Chłopak wzruszył ramionami.
– A cóż innego mogę powiedzieć?
Alden objął go i szepnął mu coś do ucha. Coś, co sprawiło, że oczy Keefe’a się zaszkliły.
Z oczami Sophie stało się to samo, kiedy Alden otworzył bramę.
Pięcioro przyjaciół spojrzało na rozciągający się przed nimi las i wzięło się za ręce.
Powoli, razem, uczynili pierwszy krok w ciemność. Ledwie przekroczyli granicę, a z cieni wyłoniła się jakaś postać w pelerynie.
Jednak nie w czarnej, takiej jak nosili Niewidziani, a w srebrnej i wysadzanej diamentami.
W stylu tych, które zakładali radni.

 
Wesprzyj nas