Co w wiekach średnich człowiek myślał o zwierzętach? Jak wyglądała praca dawnego zoologa i jego magiczne eksperymenty? Jak powstały wyobrażenia o ludzko-zwierzęcych hybrydach? Na te i inne pytania w swojej skrzącej się erudycją książce odpowiada znawczyni tematu – Maja Iwaszkiewicz.


Świnia na Sądzie Ostatecznym– Czy w średniowieczu istniały ogrody zoologiczne?

– Czy wierzono, że zwierzęta pójdą do nieba i należy je sądzić jak ludzi?

Barwne opowieści o średniowiecznej faunie wzbogacone zostały o oryginalne ilustracje, które mogą wzbudzać zarówno śmiech, jak i przerażenie.

Znaczną część swojej książki Maja Iwaszkiewicz poświeciła opisom stworów fantastycznych: smoków, gargulców i jednorożców. Nie zapomniała też o ówczesnych wegetarianach.

Wszystko to prowadzi do zastanawiającego wniosku: świat zwierząt oddziaływał na ludzi w średniowieczu silniej niż obecnie.

***

„Jednym z pierwszych przykładów może być ulubieniec (prawie) wszystkich – kot. No więc obstawiajcie! Kot jest symbolem dobra czy zła? Jak zakładam, 99 procent z Was odpowiedziało «zła», ale o to właśnie chodzi, że badając średniowieczne symbole, niczego nie możemy być pewni. Oczywiście, kot był od najdawniejszych czasów uważany przez chrześcijan za narzędzie diabła, ale uwaga: są koty w prążki, których pręga na czole układa się w literę M, i wtedy jest to dobry kot, który symbolizuje Maryję!”

Maja Iwaszkiewicz jest historyczką sztuki i mediewistką zakochaną w kulturze średniowiecznej i odszyfrowywaniu jej tajemniczego języka symboli. Próbuje zarazić tą miłością innych.

Maja Iwaszkiewicz
Świnia na Sądzie Ostatecznym
Jak postrzegano zwierzęta w Średniowieczu
Wydawnictwo Poznańskie
Premiera: 10 marca 2021
 
 

Świnia na Sądzie Ostatecznym


W S T Ę P
Średniowiecze da się lubić

Poświęciłam na badanie średniowiecznej kultury Europy łacińskiej i jej niezwykłej symboliki wiele lat studiów i jest mi niezwykle przykro, gdy większość osób, z którymi próbuję na ten temat rozmawiać, mówi, że średniowiecze to „wieki ciemne”, i w ogóle nie chce o nim słuchać. Ludzie powtarzają to określenie jak mantrę, dodając, że wszystko jest w tej epoce nudne i związane z Kościołem albo obrzydliwe i brutalne i że nie ma niczego, czym średniowiecze mogłoby ich zainteresować. W zasadzie nie było ani jednej osoby, która od razu, bez przekonywania z mojej strony, entuzjastycznie zareagowałaby na przedmiot moich badań. Najgorzej kiedy ludzie powszechnie używają słowa „średniowiecze” jako synonimu czegoś negatywnego, na przykład „Słyszeliście jego poglądy? Chyba jest ze średniowiecza” albo „Co to ma być? To jakieś średniowiecze!”. Nawet słowniki synonimów podają często jako wyrazy bliskoznaczne słowu „średniowiecze” – „ciemnogród”, „zacofanie”, „ignorancja”… Fakt jest taki – średniowiecze nie bywa zbyt lubiane.
Wierzę, że ta książka to zmieni, ujawniając sekrety średniowiecza niesamowitego, pełnego magii i niespodzianek, o których nawet Wam się nie śniło! Mam nadzieję, że poprzez mały wycinek z historii średniowiecza – dotyczący bowiem jedynie postrzegania zwierząt – uda mi się Was przekonać, że wszystkie te negatywne określenia to stereotypy, które narastały przez wiele lat.
Średniowiecze to naprawdę ciekawa epoka, ale trzeba dać jej szansę pokazać się z lepszej strony niż ta, którą opisują podręczniki do historii. Pamiętajcie, że był to bardzo długi okres, trwający nieprzerwanie ponad tysiąc lat! Nie możemy wsadzić aż dziesięciu wieków do jednego worka z etykietą „nuda”, bo byłaby to ogromna generalizacja – mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie.
Średniowiecze jest też, jak mawiał jeden z moich profesorów, epoką schizofreniczną, pełną sprzeczności. Ludzie boją się piekła, końca świata i grzechu, ale raz na jakiś czas oddają się rozpuście i szaleństwu podczas karnawału. Społeczeństwo uważa jakiś przedmiot raz za dobry i symbolizujący Boga, a innym razem za ucieleśnienie zła i szatana. Kojarzymy rozmodlonych średniowiecznych księży i zakonników, ale na niektórych ilustracjach widzimy ich oddających się czynnościom wcale nie tak pobożnym, z kolei we wszechobecnym Kościele panoszy się ciągle pogaństwo i jego relikty… Nie jest łatwo zrozumieć taką epokę, ale nie należy też zbyt szybko jej oceniać i szufladkować! Znacie już jej nudną stronę, poznajcie teraz tę wspaniałą i ciekawą!

Dlaczego akurat zwierzęta?

W tej książce skupimy się głównie na średniowiecznym postrzeganiu zwierząt. Dlaczego akurat zwierząt? Spróbujcie wpisać w wyszukiwarkę internetową hasła „słoń średniowiecze” albo „kot średniowiecze” i obejrzyjcie grafiki. Co myślicie? Pewnie pojawiają się w Waszych głowach pytania: „Dlaczego tak dziwnie zostały namalowane?”, „Czy ludzie wtedy nie mieli talentu?”, „Dlaczego przedstawione są w trakcie wykonywania jakichś niezrozumiałych czynności albo z dziwnymi akcesoriami?”, „Czy skoro w księgach z prawdziwymi zwierzętami występują też gryfy i smoki, to znaczy, że ludzie w nie wierzyli?”. Obiecuję, że postaram się odpowiedzieć na wszystkie te pytania! Nawet jeśli te przedstawienia dziwią, to na pewno też fascynują, są nieco egzotyczne i zupełnie tajemnicze, ponieważ na pierwszy rzut oka nie wiadomo, o co w nich chodzi. Średniowieczne ilustracje mają bowiem drugie dno, którego nie da się odczytać bez danych, w które zamierzam Was dzięki tej książce wyposażyć. Dodatkowo w średniowieczu zwierzęta nie były tylko zwierzętami, ale też znakami dla ludzi od Boga i od szatana, dlatego przywiązywało się do nich nieco większą i na pewno zupełnie inną wagę niż dzisiaj.
Te ilustracje, które można znaleźć w wyszukiwarce internetowej, to bardzo ważny i bogaty materiał źródłowy. Niestety, dzieł piśmienniczych z epoki średniowiecza, które mówiłyby o zwierzętach, nie zachowało się wiele, co sprawia, że poszukiwanie odpowiedzi na nasuwające się pytania to zajęcie niełatwe i czasochłonne. Jest to zarazem praca niezwykle przyjemna, zmuszająca do przesiadywania godzinami w najpiękniejszych bibliotekach Europy albo do uzyskania zgody, by wejść na zamknięte dla zwykłych śmiertelników balkony katedr w celu dokładnego obejrzenia gargulców (to te stwory plujące wodą ze średniowiecznych rynien). Tropiłam różne średniowieczne tajemnice świata zwierząt przez kilka lat i nadszedł czas, by niektórymi odkryciami się z Wami podzielić.
Średniowieczne fauna i flora były znacznie bogatsze niż dzisiaj, oczywiście w sensie metaforycznym. Liczne gatunki, rzecz jasna, nie zostały jeszcze odkryte, a przeciętni ludzie znali ich niewiele. Istniały za to gatunki fantastyczne, których dziś nie znajdziemy już w atlasach zoologicznych! Jednorożce, gryfy, smoki – wszystkie te wymyślne stwory funkcjonowały w większości średniowiecznych umysłów jako rzeczywiste istoty, które znajdują się gdzieś na świecie, tylko po prostu trudno je wypatrzeć. Z kolei „zwykłe” zwierzęta były dla człowieka ważne przede wszystkim dlatego, że należały do wielkiego średniowiecznego słownika symboli.
W kulturze europejskiej tej epoki każda występująca w naturze rzecz znajdowała odzwierciedlenie w moralizatorskim języku Kościoła. Wybrane cechy zwierząt rozpatrywane były jako znaki dla człowieka przekazywane językiem natury przez Stwórcę. Wiem – obiecałam, że średniowiecze to nie tylko Kościół, ale te symbole są naprawdę bardzo ciekawe i ekscytujące, o czym przekonacie się już w pierwszym rozdziale. Poznawanie słownika tych symboli to jak nauka nowego języka, „języka średniowiecznego”, dzięki któremu możemy później odczytać dziwne znaki umieszczone na kościołach i ilustracjach różnych ksiąg. Szukanie tych ukrytych znaczeń przypomina trochę odczytywanie hieroglifów. Opanowanie tego słownika może przynieść Wam satysfakcję i poczucie wtajemniczenia w średniowieczne sekrety, ale może też pomóc zabłysnąć w towarzystwie, na przykład podczas wakacyjnego zwiedzania zabytków, kiedy nikt inny z całej wycieczki nie będzie wiedział, dlaczego na jakimś obrazie Maryja trzyma na kolanach jednorożca albo dlaczego na murach kościoła wyrzeźbiono dziwne zwierzęta. Zazwyczaj ludzie nawet nie dostrzegają niektórych detali dzieł sztuki czy architektury, a ich wyszukiwanie może zmienić nudne zwiedzanie kościołów w niesamowitą przygodę!
Nie myślcie też, że w średniowieczu nie było żadnych poważnych zoologów. Koniecznie musicie poznać Alberta Wielkiego! To wspaniały facet. Na własną rękę przeprowadzał eksperymenty przyrodnicze (nie powtarzajcie ich jednak samodzielnie w domu) i dementował plotki, które powtarzali w bestiariuszach inni badacze. O bestiariuszach też oczywiście Wam opowiem.
Najważniejsza jest dla mnie jednak sprawa szokującego dla nas dzisiaj średniowiecznego rozumienia i zauważania bliskości gatunkowej człowieka i zwierzęcia. W wielu źródłach widoczne jest wyraźnie, że człowiek średniowiecza był – być może bardziej niż dzisiaj – świadomy, że u zwierząt i ludzi pojawiają się podobne schematy zachowań oraz że w swych poczynaniach zwierzęta przejawiają nawet coś na kształt rozumu i uczuć. To wszystko wydawało się przerażać średniowiecznych mieszkańców Europy, a szczególnie przedstawicieli Kościoła, i sprawiło, że postanowili oni zmienić różne przyzwyczajenia, żeby wyodrębnić swoje człowieczeństwo na tle innych zwierząt. Wskazuje na to między innymi całe mnóstwo istniejących ówcześnie nakazów, które miały na celu odróżnić człowieka i zwierzę i ustanowić między nimi widoczną granicę. To ważne dlatego, że ta granica samoistnie ówcześnie nie istniała albo nie była dla wszystkich dość wyraźna! Zaczęła się ona zarysowywać tak naprawdę dopiero w renesansie, kiedy człowiek stał się we własnych oczach najważniejszy na świecie i zaczął z pogardą spoglądać na cały świat natury. W późniejszych epokach pogarda ta ciągle rosła i z tego powodu musimy dziś usilnie walczyć o dobre traktowanie zwierząt, by odwrócić bieg tej raczej smutnej historii.
W średniowiecznych umysłach istniało coś jeszcze, co mimo tej i tak już niebezpiecznie cienkiej granicy między człowiekiem a zwierzęciem jeszcze bardziej zbliżało ich do siebie – mam na myśli hybrydy, czyli stworzenia w połowie ludzkie, w połowie zwierzęce. Wydaje się więc, że mimo ówczesnej usilnej walki o wytyczenie wyraźnej granicy wszystko jak na złość wskazywało na to, że ludzie i zwierzęta wykazują jednak wiele cech wspólnych. Sądzimy dzisiaj, że jesteśmy tak blisko zwierząt, jak nigdy w epokach minionych, a dzięki nam zwierzęta wreszcie są postrzegane jako nasi genetyczni kuzyni, tymczasem w średniowieczu traktowano zwierzęta często lepiej niż w wieku XXI, o czym już za chwilę się przekonacie!
Dzięki tej książce dowiecie się też, że najlepsze, co w średniowieczu spotkało zwierzęta, to podleganie temu samemu co ludzie systemowi sprawiedliwości! (Chociaż zwierzęta mogłyby ten fakt interpretować różnie…) Traktowano je więc w niektórych sytuacjach bardziej po ludzku niż dzisiaj – oprócz tego, że zwierzęta podlegały regularnym sądom, podczas procesu przysługiwało im nawet prawo do obrońcy, który naprawdę mógł coś zdziałać na ich rzecz. To niesamowicie fascynujący wycinek historii, a znany naprawdę niewielu.
Opowiem Wam również o wegetarianizmie w średniowieczu. Powody do przejścia na dietę roślinną były różne, choć raczej zupełnie inne niż dzisiaj. Jeśli chodzi o samo spożywanie mięsa w średniowieczu – postów było wiele, chociaż łatwo je było ominąć. Poznacie też pierwszego znanego weganina, a jego słowa na pewno Was wzruszą!
Mam nadzieję, że kochacie zwierzęta, również te fantastyczne, jak jednorożce (które niestety w dzisiejszych czasach są już tematem strasznie wyeksploatowanym, ale w średniowieczu były jeszcze na czasie), i chcecie poznać tajemniczy język średniowiecznych symboli, który pozwoli Wam zrozumieć stosunek ówczesnych ludzi do otaczającego ich świata. Zapraszam do odkrywania cudowności mojej ukochanej epoki, czas przenieść się prawie tysiąc lat wstecz! A jeśli jesteście fanami filmu Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć, mam dla Was jedną odpowiedź – znajdziecie je w średniowieczu!

R O Z D Z I A Ł  1
Jak średniowieczny człowiek myślał o zwierzętach?

Średniowiecze jest epoką niesamowicie ciekawą, głównie dlatego, że prawie wszystko, co występowało w świecie otaczającym człowieka, stanowiło jakiś symbol. Cała natura była odzwierciedleniem głębszego znaczenia, czegoś, co Bóg chciał przekazać człowiekowi jako pewną informację, bo przecież wszystko, co stworzył, istnieje po coś. Odnajdywanie znaczeń tych symboli pozwala nam zbliżyć się do tego, jak średniowieczne społeczeństwo postrzegało świat natury. Ale najlepsze jest to, że symbolika każdego zjawiska i przedmiotu była ambiwalentna – co oznaczało, że jedna rzecz mogła mieć różne, a nawet zupełnie ze sobą sprzeczne znaczenia w innych kontekstach. To samo zwierzę mogło być więc symbolem dobra i Chrystusa, ale też zła i szatana!
Przypomnijmy sobie teraz znów wspomniane przeze mnie we wstępie średniowieczne ilustracje zwierząt i fakt, że wyglądają one dla nas dziwacznie. Czy ilustratorom tamtych czasów aż tak brakowało talentu, że nie umieli oddać zwierzęcia choć trochę podobnego do tego, które widzi? Moi drodzy, 99 procent ówczesnych rysowników nigdy w życiu nie widziało większości tych zwierząt na oczy! To, jak je przedstawiali, wynikało więc głównie z powielanych utartych schematów obrazowania danego zwierzęcia i z tego, jaką treść miało ono nieść! Treść była bowiem najważniejsza. Co do formy – nie istniały szeroko dostępne atlasy zwierząt ani ogrody zoologiczne, do których dostęp miałby każdy, dlatego ilustrator, chcąc przedstawić jakieś zwierzę, musiał zaufać innemu ilustratorowi, którego pracę miał okazję zobaczyć, albo zawierzyć własnej wyobraźni, opartej na słowie pisanym. Poza tym, jeżeli chcielibyście znaleźć średniowieczne naturalistycznie oddane zwierzęta, wystarczy, że zajrzycie do późniejszych manuskryptów i poszukacie ich wizerunków na marginesach. We wczesnym okresie średniowiecza najważniejsze było jednak przekazanie treści za pomocą symbolu, później kładziono coraz większy nacisk na dekoracyjność, a dopiero u schyłku epoki na dokładne odwzorowanie rzeczywistości.

Skąd się brały symboliczne znaczenia zwierząt?

Zwierzęta miały więc dla ludzi nieco inną wartość niż dzisiaj, bo oprócz tego, że sprawdzały się w roli pupilów, żywego inwentarza, pomocy przy pracach fizycznych czy środka transportu, to niosły też ważną dla człowieka ukrytą treść. Skąd brały się te wszystkie treści i symbole? Skąd ludzie mieli wiedzieć, które zwierzę co oznacza? Otóż cechy przypisywane zwierzętom i ogólne prawa przyrody nie wynikały wcale z obserwacji natury, ale z tekstów pisanych przez tak zwanych auctores, czyli ludzi, którym należało zaufać i przyjąć za pewnik informacje, które podają. Dzisiaj moglibyśmy ich nazwać autorytetami, specjalistami w danej dziedzinie.
Pisanych źródeł interpretacji wszystkiego, co występuje na świecie, było w średniowieczu kilka, jako najważniejsze wskazać trzeba pewną świętą księgę objaśniającą symbolikę natury. I nie, wyjątkowo nie chodzi o Biblię. Mowa o dziele Physiologos, po polsku nazywanym Fizjologiem. Był to starożytny grecki traktat, powstały pomiędzy II a IV wiekiem naszej ery. Do dzisiaj nie do końca wiadomo, czy nazwa odnosi się do autora, czy do tytułu samego tekstu. Greckie słowo physiologia oznacza badanie natury rzeczy i jej przyczyn. Traktat stanowił zbiór krótkich opisów poszczególnych zwierząt, roślin, a także kamieni szlachetnych. We wczesnym średniowieczu przetłumaczono go na łacinę i opatrzono dodatkowo chrześcijańskim moralizującym komentarzem. Był to sprytny, ale nie tak rzadki zabieg w średniowieczu – korzystanie ze spuścizny kultury pogańskiej, dzięki przystosowaniu jej do nowych realiów poprzez drobne zmiany. Komentarz do opisów zwierząt tworzyły odpowiednio wybrane fragmenty Pisma Świętego, które wskazywały na daną cechę u zwierzęcia albo na jego porównanie do biblijnych bohaterów, stanowiących pewne wzorce zachowań. Pierwotny tekst Fizjologa powstał w Aleksandrii, dlatego pierwsze wydania traktują o faunie znanej ówcześnie w Afryce Północnej. W późniejszych kopiach traktat uzupełniano o gatunki europejskie. Wszystkie kolejne dzieła o zwierzętach bazowały na informacjach podanych właśnie przez Fizjologa, w nim samym z kolei można znaleźć fragmenty zaczerpnięte od Pliniusza, Arystotelesa i innych autorów starożytnych.
Inne średniowieczne teksty poświęcone zwierzętom to głównie elementy większych zbiorów wiedzy, odpowiedników encyklopedii, w których starano się zawrzeć całą dostępną wiedzę na temat ówczesnego świata, lub coś, o czym pewnie już kiedyś słyszeliście – bestiariusze. Drobna uwaga: bestiariusze to nie tylko zbiory opisów i ilustracji fantastycznych bestii i dziwacznych stworów. W średniowieczu był to po prostu zbiór wszystkich znanych zwierząt, ze wskazaniem ich cech, sposobu funkcjonowania i znaczenia ich występowania dla człowieka. Wszystkie te dzieła pisane, powtarzane ustnie, ale też używane do tworzenia przykładów do kazań w kościołach, kreowały sposób, w jaki w średniowiecznej Europie postrzegano poszczególne zwierzęta.
Oczywiście, słusznie zauważycie, że były to czasy, gdy nie każdy człowiek miał dostęp do słowa pisanego, a raczej mało osób umiało czytać, ale kultura była też wtedy oparta na słowie mówionym. Jak pewnie wiecie, chrześcijaństwo opanowało w średniowieczu całą Europę Zachodnią, a Kościół był dla społeczeństwa ogromnym autorytetem. Ludzie mogli więc słuchać moralizatorskich przykładów ze świata zwierzęcego podczas mszy, jeśli ksiądz wplótł je w treść swojego kazania. Najważniejsze, że do słowa pisanego miały dostęp osoby, które wywierały wpływ na ówczesne powszechne myślenie. Byli to głównie duchowni i księża prawiący kazania, ale też artyści, wtedy bardziej rzemieślnicy, którzy umieszczali zwierzęta w dekoracjach architektonicznych czy rzeźbiarskich. Te przedstawienia miały być z kolei na tyle dosadne, aby przeciętny człowiek mógł bez większych trudności zorientować się w nauce, którą niesie ze sobą obraz.
Chciałabym w tym miejscu rozwiać najczęściej powtarzane nieścisłości na temat czegoś, co nazywano Biblią pauperum. Rzeźbiarskie przedstawienia dla osób niepiśmiennych, o których przed chwilą wspomniałam, nie są przykładem Biblii pauperum. Większości ludzi wydaje się, że jest to określenie na każdą historię o tematyce biblijnej, która zamiast przez słowo pisane została przekazana przez obrazy, a więc rzeźbę czy malowidło, tak by stała się zrozumiała dla ludzi ubogich, niepotrafiących czytać. Jest to skojarzenie błędne, ponieważ Biblia pauperum to w rzeczywistości księga zawierająca zestawienie scen ze Starego i Nowego Testamentu na zasadzie typologii, czyli wspólnego typu – tematu przedstawień. Dzięki takiemu porównaniu historii z dwóch testamentów, przy bardzo dobrej znajomości Biblii, można wywnioskować, że niektóre zdarzenia ze Starego Testamentu zapowiadają to, co zdarzy się w Nowym Testamencie. Biblia pauperum była używana przez uczonych duchownych do egzegezy biblijnej, która polegała na badaniu i interpretowaniu sensu przesłań z Pisma Świętego.
Wracając jednak do słowa pisanego, które było podstawą tworzonych treści wizualnych, przyjrzyjmy się, jak skonstruowane były średniowieczne teksty na temat zwierząt. Fizjolog w tłumaczeniu łacińskim w każdym rozdziale podaje najpierw krótki opis cech danego zwierzęcia, a następnie tłumaczy, jak można te cechy odczytać w taki sposób, żeby zachowanie danego zwierzęcia było dla nas moralną wskazówką – jak należy postępować, żeby naśladować jakąś pożyteczną cechę, a których zachowań należy unikać. Ten tekst był na tyle ważny, że w każdym kolejnym bestiariuszu albo średniowiecznym odpowiedniku encyklopedii możemy odnaleźć słowa „Fizjolog mówi, że…”. Fizjolog był więc dla wszystkich znawców zwierząt w średniowieczu rodzajem wyroczni, któremu należało bezsprzecznie zaufać. Do późniejszych tekstów dodawano jednak więcej gatunków zwierząt, ale też więcej informacji, głównie tych, które mogłyby się przydać człowiekowi w rzeczywistym wymiarze – na przykład jak można wykorzystać zwierzęta do celów leczniczych, jak je ujarzmić, a jak na nie polować. Przyjrzyjmy się teraz kilku najciekawszym przykładom symbolicznych opisów zwierząt, dzięki którym będziecie się mogli dowiedzieć, jak zwierzęta te funkcjonowały w średniowiecznych umysłach!

 
Wesprzyj nas