Zbiór jedenastu opowiadań “Miasto z mgły” to ostatnia książka Carlosa Ruiza Zafona, która jest poszerzeniem literackiego świata Cmentarza Zapomnianych Książek.


Miasto z mgłyMłody chłopak odkrywa, że chce zostać pisarzem, kiedy jego opowieści zaciekawiają bogatą dziewczynę, która skradła mu serce. Budowniczy ucieka z Konstantynopola z projektami sekretnej biblioteki. Dziwny dżentelmen zachęca Cervantesa do napisania książki, jaka jeszcze nigdy nie powstała. Gaudí, płynący na pokładzie transatlantyku zachwyca się parą i światłem ̶ materią, z której powinny być zrobione miasta.

“Miasto z mgły”, ostatnia książka Carlosa Ruiza Zafona, jest poszerzeniem literackiego świata Cmentarza Zapomnianych Książek. Ten zbiór jedenastu opowiadań pokazuje wszystkie cechy pisarstwa Zafona, ale subtelnie, jakby przez mgłę wszechobecną w jego literackich obrazach.

Te opowieści mogłyby stać się elementami większej całości, a jednak pisarz puścił je wolno, dając im osobne życie. Może po to, by ukazały w pełni wyjątkowość jego prozy tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zajrzeć do powieści mistrza?

W każdym z opowiadań jest charakterystyczna atmosfera jego najbardziej znanych utworów – delikatny smutek, dystans i zaduma, są nawiązania wprost do cyklu o Cmentarzu Zapomnianych Książek, jest też ukłon w stronę jednego z mistrzów Zafona – Miguela de Cervantesa.

Wszystko pełne pisarskiej magii typowej dla autora, który sprawił, że jak nigdy wcześniej potrafiliśmy marzyć.

Leszek Bugajski

Carlos Ruiz Zafon
Miasto z mgły
Przekład: Carlos Marrodan-Casas, Katarzyna Okrasko
Wydawnictwo Muza
Premiera: 5 maja 2021
 
 

Miasto z mgły

Spis treści

Pożegnanie Zafona
Od Wydawcy
BLANCA I POŻEGNANIE
BEZIMIENNA
PANIENKA Z BARCELONY
RÓŻA OGNIA
KSIĄŻĘ PARNASU
OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
ALICJA O ŚWICIE
SZARZY LUDZIE
KOBIETA Z MGŁY
GAUDÍ NA MANHATTANIE
APOKALIPSA W DWIE MINUTY

Po chwili postaci z mgły, ojciec i syn,
znikają w tłumie na Ramblach,
ich kroki na zawsze giną w cieniu wiatru.

Cień wiatru

Ta książka jest utworem fikcyjnym. Podobnie jak w wypadku czterech części sagi o Cmentarzu Zapomnianych Książek – tetralogii, z którą te opowiadania są spokrewnione – Miasto z mgły często inspiruje się Barceloną, chociaż autor pozwolił sobie na zmodyfikowanie fizjonomii i chronologii niektórych miejsc, zdarzeń i okoliczności, żeby dostosować je do logiki narracji.

Pożegnanie Zafona


„Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią”.
Cień wiatru

Smutno się robi na myśl, że to ostatnia książka Carlosa Ruiza Zafona, że ten wspaniały opowiadacz niezwykłych historii niczym nas już nie zaskoczy. Po wielkich zachwytach jego potężną, napisaną z brawurowym rozmachem narracyjnym tetralogią o Cmentarzu Zapomnianych Książek otrzymujemy tom złożony z jedenastu opowiadań, w większości dość skromnych objętościowo. Smutno, ale taka jest kolej rzeczy.
Lubię myśleć, że ciężko chory Zafón, planując wydanie tej książki – którego zresztą nie doczekał – chciał, by w naszej wyobraźni rozegrała się scena często pojawiająca się w jego twórczości: ktoś powoli znika we mgle i odchodzi na zawsze. On sam nie chciał odejść nagle, bez pożegnania z nami, swoimi czytelnikami zachwyconymi Cieniem wiatru i każdą kolejną powieścią. Chciał pewnie ułatwić nam to rozstanie i zrobić niespodziankę, zostawiając po sobie coś, o czym nie mieliśmy pojęcia albo o czym wiedzieliśmy bardzo mało. Pragnął na chwilę rozwiać mgłę, w którą nieuchronnie odchodził. Może chciał jeszcze z tej mgły pomachać nam na pożegnanie i przypomnieć o swojej prozie, ułatwić oswojenie się z myślą, że Labirynt duchów to jego ostatnia powieść.
To jest po prostu koniec twórczości Zafona. Została nam tylko ta garść opowiadań.
Wszystko, co Zafón napisał, jest przeniknięte wielką radością pisania. Nawet jeśli opowiadał o ponurych czy dramatycznych zdarzeniach, zawsze gdzieś na dalszym planie można odnaleźć ślady tego, jak bardzo on sam lubił pisać, jak go cieszyło układanie zawiłych, wielowątkowych historii, które w rzeczy samej były wielką afirmacją lite­ratury, a ściślej rzecz ujmując: beletrystyki. Jeden z hisz­pańskich krytyków literackich w okresie, gdy wszyscy byli oszołomieni Cieniem wiatru i jego sukcesem, napisał, że ta powieść „jest celebracją narracji”. I miał rację – Cień wiatru to efekt rozkoszowania się samym opowiadaniem, coś w rodzaju uczty dla tych, którzy lubią słuchać historyjek pełnych tajemnic, łączących rozmaite wątki, nawiązujących do różnych gatunków literackich.
Dzisiaj widać, że cała twórczość Zafona była właśnie taką celebracją opowieści i – nie bójmy się tego słowa – wyrazem miłości do literatury. I wiary w jej siłę. Mówił zresztą o tym otwarcie: „Jestem teraz bardziej zakochany w słowie pisanym, w pięknie literatury niż wtedy, gdy zaczynałem zarabiać na życie jako pisarz. Poza muzyką (…) nie ma niczego, co można by porównać do piękna języka literatury”.
Dzieło życia, które pozostawił, jest hołdem dla współczesnej literatury. Jest także prozą, jakiej bardzo nam trzeba, intensywnie angażującą, czerpiącą z klasyki gatunku, a jednocześnie zbudowaną na nowo z wykorzystaniem wszystkich możliwości narracji, jakie przyniósł XX i XXI wiek. Dla wielu czytelników Barcelona już na zawsze pozostanie magicznym miastem, nad którym czuwa Carlos Ruiz Zafón.
W 2001 roku, nikomu jeszcze nieznany autor, napisał w dzienniku „El Mundo”, że jego Cień wiatru jest hołdem złożonym powieści ginącej w świecie opanowanym przez środki audiowizualne i kulturę komercyjną. I była to deklaracja, której pozostał wierny we wszystkim, co później napisał, a tak naprawdę można to również odnieść do jego wcześniejszych powieści dla młodzieży.
Cała jego twórczość, ale przede wszystkim Cień wiatru, to zaskakująca mieszanka: hołd oddany książkom i lite­raturze, sentymentalne związki uczuciowe i skomplikowane historie rodzinne, plus krwawy thriller z wątkami politycznymi, będącymi rozliczeniem nadużyć i zbrodni reżimu Franco. To zresztą wyliczenie niekompletne. I jakimś cudem to wszystko zadziałało, wszystko splata się w składną opowieść, która w pierwszej części czaruje czytelnika pełnymi uroku opisami Barcelony i stopniowo, coraz głębiej i głębiej, wciąga w mroczne zakamarki miasta i historii Hiszpanii dwudziestego wieku. Powieściowa pułapka. I jednocześnie wielki hołd oddany literaturze, jej różnorodności i wielopiętrowości. A przy tym utwór w gruncie rzeczy rozrywkowy. Gdybym miał go teraz do kogoś porównać, to na myśl przychodzi mi natychmiast Quentin Tarantino.
Trudno uwierzyć, że ktoś to sobie tak wymyślił i zrea­lizował jak Zafón. A jednak się udało. Tom opowiadań zebranych pokazuje wszystkie cechy jego pisarstwa, ale w mniejszym nasileniu, jakby przez mgłę wszechobecną w jego literackich obrazach. To efekt tego, że opowiadania nie mogą mieć takiego rozmachu narracyjnego, jaki cechuje powieści Zafona. Można je potraktować jak szkice, fragmenty, które mogły stać się elementami większej całości, a jednak pisarz puścił je wolno, dając im osobne życie. Może po to, by zdobyły mu nowych czytelników? By w czasopismach, gdzie niektóre były publikowane, pokazały wyjątkowość jego prozy tym, którzy jeszcze nie mieli okazji zajrzeć do jego powieści?
W każdym z tych opowiadań jest charakterystyczna atmosfera jego najbardziej znanych utworów – delikatny smutek, dystans i zaduma, są nawiązania wprost do cyklu o Cmentarzu Zapomnianych Książek, jest też ukłon w stronę jednego z mistrzów Zafona – Miguela de Cervantesa – ale ukłon w jego stylu: Zafón dopisał nowe epizody do życiorysu największego mistrza hiszpańskiej literatury, zapełnił istniejące w nim luki. To największe i najciekawsze z jedenastu składających się na ten tom opowiadań, które na dodatek dyskretnie łączy rodzinę Sempere (bohaterów tetralogii Zafona) z autorem Don Kichota.
Nie bez powodu do niego nawiązuję, bo Zafón, pisząc przed laty to opowiadanie, dał nam jasny sygnał, że czuje się ściśle związany z ojcem współczesnej powieści, że zarówno on, jak i wszyscy inni wczorajsi i dzisiejsi pisarze są jego duchowymi potomkami. To po prostu wyraz wiary w siłę literatury.
„Nie sądzę, żeby literatura miała kiedykolwiek umrzeć. Opowiadanie historii, język literacki są trwałymi elementami natury ludzkiej i w taki czy inny sposób towarzyszyły nam przez całą historię. Myślę, że rozwój technologii oraz idący za nim ogromny biznes hipnotyzują społeczność całego świata złudzeniem nowoczesności i postępu. To złudzenie jednak – nic więcej niż kalkulacja biznesowa”.
Wierzył, że książka przetrwa wszystkie koleje losu, nawet jeśli będzie się musiała „ukrywać”, jak w jego powieściach.
„Cmentarz Zapomnianych Książek jest dla mnie metaforą tożsamości, pamięci, idei, a nie tylko literatury. Jesteśmy tym, co pamiętamy. I im mniej pamiętamy, tym mniejsi jesteśmy” – mówił Zafón.
No to teraz mamy jeszcze do pamiętania samego Zafona i jego książki.

Leszek Bugajski

 
Wesprzyj nas