“Anglik, który ocalił japońskie wiśnie” to barwny portret ekscentrycznego przyrodnika, zarys splecionych losów Wielkiej Brytanii i Japonii w XX wieku oraz historia drzewa, którego kwiaty budzą zachwyt na całym świecie.


Anglik, który ocalił japońskie wiśnieCollingwood „Cherry” Ingram był typowym wcieleniem zamożnego brytyjskiego przyrodnika-dżentelmena z początku XX wieku. Wychowany wśród sielskich krajobrazów hrabstwa Kent, od małego kolekcjonował rośliny i obserwował ptaki, by z czasem zostać uznanym ornitologiem. Badania prowadził nawet w okopach I wojny światowej, gdy służył na froncie w północnej Francji.

Po wojnie Ingram porzucił jednak ptaki dla innej wielkiej miłości: w czasie swych podróży do Japonii zakochał się w sakurze, czyli ozdobnych wiśniach mających wiele pięknych odmian. Gdy w 1926 roku po raz kolejny wybrał się tam w poszukiwaniu nowych okazów, był wstrząśnięty tym, co zobaczył: krajobraz zdominowała jedna klonowana odmiana sakury, którą zaczęto wykorzystywać jako symbol ekspansjonistycznych ambicji Japonii.

Najbardziej poruszył go brak rosnących niegdyś w tym kraju pięknych wiśni o wielkich białych kwiatach. Wtedy poprzysiągł, że przywróci dawną odmianę jej ojczyźnie. W tym celu udał się… do swojego angielskiego ogrodu.

***

Opowieść o pasji, która połączyła człowieka, roślinę i dwa kraje. Ta czarująca książka pokazuje, jak wiele świat zawdzięcza Ingramowi.
„Kirkus Reviews”

Pełna empatii, wysublimowana i wciągająca biografia. Książka o niezwykłym uroku, a przy tym bogata w wiedzę przyrodniczą i historyczną. Już nigdy nie spojrzycie tak samo na japońskie wiśnie.
„The Guardian”

Abe łączy warsztat historyczki i zacięcie kulturoznawczyni z pasją do opowiadania o ludzkich losach, pokazując, w jaki sposób zapaleńcy tacy jak Collingwood Ingram wpływają na nasze życie.
„Booklist”

Wyjątkowa książka, doskonale napisana i fascynująca, prawdziwa uczta dla ogrodników amatorów, miłośników wiśni i pasjonatów historii.
„Financial Times”

Naoko Abe – japońska dziennikarka i autorka książek non-fiction, od 2001 roku mieszka w Londynie. Jej wydana po japońsku biografia Collingwooda Ingrama zdobyła w 2011 roku prestiżową nagrodę Japońskiego Klubu Eseistów. Później autorka przygotowała uzupełnioną o nowe treści wersję dla czytelnika anglojęzycznego. Naoko Abe gra na fortepianie, zwłaszcza muzykę klasyczną, i praktykuje jogę.

Naoko Abe
Anglik, który ocalił japońskie wiśnie
„Cherry” Ingram i jego historia
Przekład: Joanna Gilewicz
Seria: Portrety/Oblicza
Wydawnictwo UJ / Bo.wiem
Premiera: 25 stycznia 2021
 
 

Anglik, który ocalił japońskie wiśnie

„Cherry” Ingram

Collingwood Ingram, zwany „Cherry”* z powodu swojej życiowej pasji, urodził się w 1880 roku i przeżył sto lat, będąc świadkiem burzliwego stulecia konfliktów i przemian.
Podróże do Japonii w 1902 i 1907 roku, a później odkrycie w 1919 roku dwóch przepięknych drzew wiśniowych we własnym ogrodzie przy nowo nabytym domu w Kencie sprawiły, że Ingram zakochał się w ozdobnych wiśniach, nazywanych po japońsku sakura, których uprawie i ochronie poświęcił większość swojego życia.
Kiedy w 1926 roku wybrał się znów do Japonii w poszukiwaniu nowych okazów, był wstrząśnięty, widząc, jak pod wpływem modernizacji, zaniedbań oraz wkradającej się groźnej ideologii niknie różnorodność tamtejszych wiśni. Krajobraz zdominowały klonowane drzewa odmiany Somei-yoshino, które stały się symbolem japońskich ambicji ekspansjonistycznych.
Najbardziej uderzyła Ingrama nieobecność w Japonii odmiany Taihaku, uroczej „wielkiej białej” wiśni. Mając wspaniały okaz tego drzewa w swoim angielskim ogrodzie, Ingram poprzysiągł, że przywróci tę odmianę jej ojczyźnie. Ponawiane próby wysłania do Japonii materiału do szczepienia kończyły się niepowodzeniem, ale Ingram nie dawał za wygraną.
Z upływem lat stał się jednym z najznakomitszych znawców ozdobnych wiśni, dzieląc się w kraju i za granicą radością, jaką niesie ze sobą sakura. Jego dorobek możemy podziwiać każdej wiosny. Ta książka to portret nieznanego szerzej Anglika, zarys XX-wiecznych dziejów Wielkiej Brytanii i Japonii oraz ukazany w zbliżeniu obraz subtelnych kwiatów, których piękno budzi zachwyt na całym świecie.

* Cherry (ang.) – wiśnia (przyp. tłum.).

Prolog

Nieopodal zachodniej fosy Pałacu Cesarskiego przyszły król Anglii wbił w zimną, wilgotną glebę błyszczące ostrze nowiutkiego szpadla.
Wpatrzony w cienki pień młodego drzewka, które zasadził przed chwilą na terenie brytyjskiej ambasady w Tokio, książę William uśmiechnął się do towarzyszących mu osób.
Ceremonia posadzenia wiśni pod koniec lutego 2015 roku, w kilka godzin po spotkaniu z cesarzem Akihito i cesarzową Michiko w ich otoczonej fosą rezydencji, była dla trzydziestodwuletniego księcia po prostu jeszcze jednym z rytuałów podczas jego pierwszej wizyty w Japonii. Tym razem jednak w roli gwiazdy wystąpiło drzewo wiśni.
Ta trzymetrowa roślina nie była bowiem zwyczajną wiśnią. Taihaku, czyli „wielka biała”, to rzadka i niezwykle dekoracyjna odmiana, ceniona przez znawców ze względu na duże, pojedyncze białe kwiaty.
W pewnym okresie wiśnie Taihaku wyginęły w Japonii. Sprawcą ich niewiarygodnego odrodzenia w kraju, w którym drzewo wiśni spotyka się na każdym kroku jako odwieczny symbol, był jeden człowiek – i w dodatku Anglik: Collingwood „Cherry” Ingram.

Wprowadzenie

Każdy główny etap mojego życia zaczynał się od kwiatów wiśni, tak jak dla większości Japończyków. Japonia to kraj, w którym, inaczej niż jest w zwyczaju na Zachodzie, wiele ważnych początków następu-je w kwietniu, kiedy zaczyna się rok szkolny i podatkowy, a przedsiębiorstwa przyjmują nowych pracowników. Gdy w kwietniu 1962 roku szłam po raz pierwszy do przedszkola w Nagoi, mieście w centralnym regionie Honsiu, znajomy upamiętnił na czarno-białej fotografii mnie i moją mamę Akiko pod okapem delikatnych jak pajęczyna różowych kwiatów wiśni rosnącej samotnie przy bramie. Wszyscy robili to samo – dosłownie wszyscy. Zaniechanie sfotografowania się pod wiśnią byłoby niemal świętokradztwem. Na zdjęciu mocno trzymam mamę za rękę, pełna obaw, co przyniesie dzień, ale parasol z kwiatów nad głową dodawał mi otuchy.
Nie było z nami mojego ojca. Jako dziennikarz pracował w tym czasie; właściwie ciągle pracował, pisząc artykuły o menedżerach, którzy mieli przywrócić powojennej Japonii pozycję mocarstwa przemysłowego. W 1964 roku gazeta, w której był zatrudniony, wysłała go do Tokio.
Opuściliśmy więc nasz drewniany dom z matami na podłogach i jednym z pierwszych pociągów kolei dużych prędkości wyjechaliśmy z Nagoi do stolicy. Tokio miało niebawem po raz pierwszy gościć igrzyska olimpijskie – był to moment przypływu dumy narodowej na skalę dziesięcioleci, a zarazem dowód, że Japonia podniosła się po upokarzającej klęsce i tragedii ataku nuklearnego. Przy szkole podstawowej imienia Takamatsu, do której zaczęłam uczęszczać tej wiosny, mama i ja znowu stoimy pod kwitnącą wiśnią przy wejściu, pozując do obowiązkowej fotografii.
Gimnazjum. Liceum. Uniwersytet. U nas zawsze jest tak samo: kwiecień oznacza nowy początek, kolejny etap w życiu. Kwitnące wiśnie. Fotografie. Oto jestem znowu, w kwietniu 1981 roku, uchwycona rodzinnym Canonem pod drzewem w pełnym rozkwicie, w dniu, w którym zostałam zawodową dziennikarką.
Japońskie przywiązanie do kwiatów wiśni to szczególna i wyjątkowa pasja. Jesteśmy narodem jednolitym – 98 procent ze 127 milionów mieszkańców stanowią rdzenni Japończycy, złączeni przeszło dwoma tysiącami lat wspólnej tradycji i zakorzenionym w kulturze upodobaniem do jednej rośliny. To prawda, że inne narody też mają swoje specjalne kwiaty. Czy można jednak sobie wyobrazić, jak niemal wszyscy mieszkańcy Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Ameryki podczas jednego weekendu wyruszają do parków, żeby przyglądać się kwiatom, choćby najpiękniejszym?
W tokijskiej gazecie, w której pracowałam, relacjonującej działalność biura premiera, a później ministerstwa obrony, wysyłaliśmy do pobliskiego parku przy Pałacu Cesarskim młodego asystenta wyposażonego w arkusze folii i karton. Rozkładał on te zaimprowizowane maty pod wiśniowym drzewem i całe popołudnie siedział tam bez butów – biada, gdyby ktoś podeptał butami nasz plastikowy dywan – pilnując miejsca przygotowanego na wieczorne hanami czyli „oglądanie wiśni” (po japońsku hana oznacza kwiat, a mi – oglądanie). Hanami było dorocznym rytuałem wiosny, wspólnym ucztowaniem z ryżowymi kulkami pach-nącymi kwiatem wiśni, piklami, winem, sake i słodyczami, z głośnym śpiewem, nawiązywaniem przyjaźni, spotkaniami znajomych i krewnych.
Przez całe życie uważałam kwitnące wiśnie za oczywistość. Nigdy się nie zastanawiałam, dlaczego większość drzew wiśniowych posadzonych w Japonii – bo aż siedem na dziesięć – należy do tej samej odmiany Somei- yoshino. Kiedy w 2001 roku przyjechałam do Londynu, zaskoczyła mnie różnorodność krajobrazu ozdobnych wiśni na Wyspach Brytyjskich. Drzewa wiśniowe kwitły różnokolorowo – były białe, różowe, czerwonawe, czasem nawet zielonkawe – i w różnym czasie, zwykle od połowy marca do połowy maja. Niektóre rozkwitały wcześniej i już gubiły płatki, gdy przychodziła kolej na inne, co dawało efekt kaskady barw, a pora kwitnienia rozciągała się na dwa miesiące.
W Japonii trwa ona znacznie krócej. Kwiaty Somei-yoshino przeżywają około ośmiu dni, nie więcej, a wszystkie rozwijają się jednocześnie i jednocześnie opadają, ponieważ wszystkie drzewa są klonami. Kultura sakury, czyli kwitnącej wiśni, rozwinęła się właśnie wokół krótkiego życia kwiatów i ich szybkiego, spodziewanego umierania. Kwitnące wiśnie są efemeryczne, jak samo życie.
Co, u licha, się stało z dzikimi wiśniami – zaczęłam się zastanawiać – takimi jak Yama- zakura, które rosły masowo w górach lub były sadzone w miastach epoki samurajów w XVII i XVIII wieku?
Co się stało z odmianami, które przez setki lat hodowali na wielką skalę daimyō, panowie feudalni rządzący księstwami w całej Japonii i miłośnicy wiśni w prastarym Kioto? Co się stało z cenioną niegdyś rozmaitością drzew wiśniowych, z cudownym zróżnicowaniem form ich kwiatów?
Przeglądając materiał prasowy o tym, jak wiśnie rozpowszechniły się na Wyspach Brytyjskich, natrafiłam na historię Collingwooda Ingrama, którego kampania o zachowanie Taihaku oraz wielu innych odmian japońskich stała się legendą wśród zachodnich ogrodników.
W Japonii i w szerszym świecie pozostaje nieznana. Zagłębiając się w temat, ciągle natrafiałam na to nazwisko i wkrótce pochłonęło mnie tropienie śladów japońskiej wiśni, prowadzących do archiwów, ogrodów botanicznych, ogrodniczych instytutów badawczych i świątyń w całej Japonii i w Zjednoczonym Królestwie. Moje poszukiwania nabrały z czasem bardzo osobistego charakteru, wywracając do góry nogami żywione od urodzenia przekonania o drzewie, które – jak mi się wcześniej wydawało – nie kryło przede mną tajemnic.
W trakcie badań dowiedziałam się, że członkowie Kent Gardens Association planują w maju 2010 roku odwiedzić Grange, dwudziestopięciopokojowy dom we wsi Benenden, który w 1919 roku nabyli Ingram i jego żona Florence. Prelegentką podczas ich wizyty była Charlotte Molesworth, specjalistka od rzeźb roślinnych, mieszkająca z mężem Donaldem, ogrodnikiem, w dawnej wiejskiej zagrodzie niedaleko Grange. Znali oni dobrze rodzinę Ingrama i Charlotte poradziła mi, bym skontaktowała się z Ernestem Pollardem, który był mężem Veryan, wnuczki Ingrama. Pollard zaprosił mnie do swojego domu w pobliżu miasteczka Rye w East Sussex.
W schludnym gabinecie urządzonym na parterze Pollardowie rozłożyli przede mną na okrągłym drewnianym stole stosy dzienników, szkiców, odręcznych notatek, artykułów naukowych, książek, czasopism, fotografii i wycinków z gazet. Ku swojej radości natrafiłam na prawdziwą skarbnicę wiedzy, obejmującej sto lat życia Collingwooda Ingrama, od roku 1880 do 1981. Oprócz Erniego – jak prosił, by go nazywać – nikt nie dbał o tę cenną kolekcję. Większość materiałów leżała całe lata w kartonach, zanim zabrał się do segregowania zbiorów.
Ernie uprzejmie wypożyczył mi kopie dzienników Ingrama, pisanych podczas wizyt w Japonii w 1902, 1907 i 1926 roku. Wróciwszy do Londynu, sprawdziłam nazwiska osób, które autor poznał podczas swoich japońskich podróży. Okazało się to prawdziwą rewelacją: znajdowali się wśród nich członkowie rodziny królewskiej, słynni przedsiębiorcy i politycy najwyższego szczebla. Była to śmietanka japońskiego społeczeństwa, wybitne osobistości rosnącej nowej potęgi przemysłowej, a wszyscy oni mieli jakiś związek z drzewami wiśni. Ale to jeszcze nie wszystko. Zapiski i dzienniki Ingrama zawierały wspaniałe opisy japońskiej przyrody i postaci ogrodników, dla których kwitnące drzewa były czymś znacznie więcej niż tylko pięknymi roślinami – stanowiły cenny depozyt.
Z zapałem wskoczyłam więc w głąb króliczej nory, by zgłębiać niezwykłe historie. Przeprowadziłam wywiady z potomkami Ingrama, jego ogrodnikiem, gospodynią i innymi osobami, które go dobrze znały.
Mój jednowymiarowy wizerunek Ingrama nabierał głębi i kolorów. Oto on, w czepku urodzony, bogaty wnuk założyciela magazynu „Illustrated London News”. Oto on jako chorowity chłopiec, zbyt wątły by uczęszczać do szkoły, a potem niezwykle rezolutny nastolatek. A to Ingram jako młody podróżnik, zwiedzający Australię i Japonię w czasach, gdy Imperium Brytyjskie znajdowało się u szczytu swojej potęgi.
W świecie przyrody był jeszcze Ingram ornitolog, który rysował ptaki we francuskich lasach podczas pierwszej wojny światowej w latach 1917 i 1918; był Ingram ekolog, który o całe dziesiątki lat wyprzedzał swoją epokę, głosząc potrzebę różnorodności gatunków w skłonnej do konformizmu Japonii. A oto Ingram agnostyk dyskutujący o religii ze swoim proboszczem i zachwycający się teoriami ewolucyjnymi Karola Darwina.
Był jeszcze Ingram patriota podczas drugiej wojny światowej kierujący w Beneden oddziałem Home Guard, formacji złożonej ze starszych mężczyzn, którzy jako ochotnicy niepodlegający obowiązkowi służby wojskowej przygotowywali się do odpierania napaści niemieckiej na Anglię. Co nie mniej ważne, był Ingram mężem, ojcem, dziadkiem, kolegą i przyjacielem, dzielącym się ze światem swoją wiedzą o środowisku naturalnym, a przede wszystkim o ozdobnych wiśniach.
Collingwood Ingram to kolos walczący o wiśniowe drzewa. Jako zagorzały obrońca i wybitny znawca kilka ich odmian ocalił od wyginięcia. W swoim ogrodzie w Kencie stworzył największą na świecie kolekcję wiśni poza Japonią. Jego zasługą o szerszym znaczeniu jest niemal samodzielne rozpowszechnienie uprawy ozdobnych drzew wiśniowych na Wyspach Brytyjskich i na całym świecie.
Ingram przeniósł na grunt brytyjski około pięćdziesięciu różnych typów japońskich wiśni. Jako pierwszy na świecie dokonywał sztucznej hybrydyzacji drzew wiśniowych. Tworzył własne nowe odmiany. Nadał też nazwy kilku istniejącym odmianom o nieznanym rodowodzie.
Jedną z nich nazwał Hokusai na cześć światowej sławy japońskiego malarza i rytownika nazwiskiem Katsushika Hokusai, z którym łączył go wielki sentyment do symbolu Japonii – góry Fudżi. Nazwą odmiany Asano upamiętnił zbuntowanego samuraja, bohatera klasycznej japońskiej opowieści Czterdziestu siedmiu roninów.
Napisał też inspirującą książkę o wiśniach, a nasiona, sadzonki i odkłady rozdawał zawsze za darmo. Co więcej, przy każdej okazji propagował wiśnie zarówno wśród uprzywilejowanych przyjaciół, jak i wśród ogółu społeczeństwa. A jego ulubiona wiśnia ozdobna? Taihaku.
„Ze względu na jakość i wielkość ma przewagę nad innymi” – pisał Ingram. Zaangażował się w ochronę Taihaku, ale co właściwie skłoniło go do podjęcia tej misji?
Własne badania doprowadziły mnie do rozważań nad historyczną rolą kwiatów wiśni w Japonii w ciągu wieków. Mieszkając w Londynie, widywałam setki reklam pod hasłem „Odwiedź Japonię”, często zilustrowane dwoma obrazami: pokrytej śniegiem Fudżi i kwitnącej wiśni. Wkrótce jednak się przekonałam, że to harmonijne wyobrażenie przesłania znacznie bardziej skomplikowane kwestie dotyczące sakury jako symbolu narodowego.

 
Wesprzyj nas