Przegląd najważniejszych wydarzeń politycznych od stycznia 1920 roku do zimy 1920/1921, dokonany z perspektywy Anglosasa.


Rok 1920 Świat po wielkiej wojnieFakty podawane są niczym wydarzenia w rasowym kryminale – nie będziemy mogli się doczekać ciągu dalszego i odpowiedzi na pytanie „co dalej?”.

Oczywiście niby wiemy co się wydarzy, bo to przecież historia prawdziwa, ale sposób narracji przyjęty przez autora – plastyczny, żywy, pełen emocji oddanych poprzez cytaty – wciąga czytelnika i skutecznie przytrzymuje jego uwagę.

Jest kilka najważniejszych punktów zapalnych, jak Waziristan, Palestyna, Niemcy, Irlandia, front polsko-bolszewicki. Śledzimy ich losy na tle całej skomplikowanej szachownicy powojennego układu sił. W tym tyglu niby wykuwa się ład pod opieką Ligi Narodów, ale tak naprawdę ścierają się interesy poszczególnych państw.

Czy da się utrzymać pokój? A jeśli tak, to jakimi środkami i na jak długo?

Komentarz autora bywa raczej dyskretny, ale dowcipny i dosadny.

David Charlwood
Rok 1920 Świat po wielkiej wojnie
Przekład: Sławomir Patlewicz
Wydawnictwo Bellona
Premiera: 14 października 2020
 
 

Przedmowa

Rok 1920 nazwać można zarówno zmieniającym postać świata, jak i nudnym, w którym nic szczególnego się nie dzieje. Większość ludzi troszczyła się wówczas o to samo, co my obecnie: o wyżywienie, dach nad głową, ciepło i miłość. Ich świat wydaje się ciaśniejszy i powolniejszy niż dziś – przebycie Atlantyku wymagało użycia statku, zajmowało sporą część tygodnia, źródłem wiadomości były tylko radio i gazety, nieliczni podróżowali poza granice własnego kraju – jednak ma dużo wspólnego ze światem naszym.
Wypadki minione niczym echo ożywają w teraźniejszości. Brytyjskie bombowce atakują cele w Iraku, rosyjskie wojsko zajmuje ten i ów kraj, prezydent wyprowadza Stany Zjednoczone z międzynarodowych organizacji pokojowych, jako że America first – to wszystko sprawy bardziej aktualne niż dawne. Celem książki nie jest jednak dokonywanie porównań ani odgadywanie przyszłości. Ma po prostu opowiedzieć, co zdarzyło się sto lat temu.
Wiele napisano o historii społecznej lat 1920–1930. Tutaj spojrzymy na konkretny rok z perspektywy globalnej, możliwie szerokiej, na decyzje polityków dla tamtego czasu najistotniejsze. Dlatego należy skupić uwagę na wybranych osobistościach dysponujących siłą i władzą, na polityce raczej międzynarodowej niż wewnętrznej. Wydarzenia przedstawione są chronologicznie, przeplatają się relacje z różnych krajów. Padają znane nazwiska: Churchill, Hitler, Roosevelt, lecz w swoistym kontekście. Winston Churchill – jeszcze długo niepremier; Adolf Hitler – dopiero kładący podwaliny pod Trzecią Rzeszę; Franklin Delano Roosevelt – urzędnik US Navy. Występują oni na scenie świata wyłaniającego się z pierwszego globalnego konfliktu, gdy dotknięte wojną narody, zwycięskie i zwyciężone, usiłują znów stanąć na nogi. W USA odradza się izolacjonizm; Wielka Brytania rozpaczliwie chce zabezpieczyć stan posiadania przed ekspansywnym komunizmem rosyjskim. Narastają nacjonalizmy; rządzący zauważają, że ludność podległych, dalekich krain nie godzi się potulnie, by ktoś inny rozstrzygał o jej losie. W najbogatszym na Ziemi państwie rozpoczyna się dekada oszałamiającej prosperity, a na ścianie (wall) już widnieje napis: mane, tekel, fares. Nadciągają burzowe chmury, zbliża się schyłek imperiów.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Rozdział 1
„Narodziny nowego świata”

Rano 16 stycznia 1920 roku nowo wybrany przewodniczący przemówił do zgromadzonej na inicjalnym posiedzeniu Rady Ligi Narodów. Słuchali go, pod ozdobnymi kandelabrami w Salon de l’Horloge na Quai d’Orsay w Paryżu, przedstawiciele rządów z całego świata, od Azji po obie Ameryki. Léon Bourgeois, starannie ufryzowany były premier Francji, zaczął od wyrażenia żalu z powodu nieobecności prezydenta Wilsona, który z takim poświęceniem działał na rzecz powstania Ligi. Następnie Bourgeois przedstawił ambitny zamiar organizacji: „Dzień 16 stycznia 1920 roku przejdzie do historii jako data narodzin nowego świata. Dziś zostaną podjęte decyzje w imieniu wszystkich narodów […] po raz pierwszy wspólnie […], aby prawo zastąpiło siłę”.1
Głównym celem było niedopuszczenie do nowego konfliktu militarnego. Organizacja powstała w poprzednim roku na konferencji pokojowej, w trakcie negocjowania traktatu wersalskiego; miała wspierać współpracę międzynarodową, gwarantować niezależność i integralność terytorialną państw do niej należących. Organami Ligi były Zgromadzenie (reprezentantów wszystkich krajów członkowskich) oraz Rada w składzie pięciu członków stałych i czterech rotacyjnych. Układ pokojowy z Wersalu powinien był powstrzymać Niemcy od wszczynania jakichkolwiek wojen, a temu służyło rozbrojenie i narzucone reparacje. Zaś zadaniem Ligi Narodów była systemowa, powszechna ochrona przed agresją.
Z pojawieniem się nowego ciała wiązano wielkie nadzieje. Jako zapobiegające wojnom witane było chętnie, życzliwie w otrząsającej się z traumy śmiertelnych zmagań Europie. W Wielkiej Brytanii utworzono League of Nations Union – społeczne stowarzyszenie sympatyków Ligi Narodów. W jego propagandzie religijna argumentacja łączyła się z beztroskim optymizmem. Ulotka z 1920 roku głosiła: „Ideały chrześcijańskie znajdują praktyczny wyraz w Lidze Narodów […]. Bowiem doktryna wojenna nie uwolniła od wojny, lecz może dokonać tego chrześcijańska doktryna ogólnoludzkiego braterstwa”.2 Politycy najwyraźniej podzielali przekonanie, że jakkolwiek niewiadoma jest przyszłość Ligi, jej istnienie przyniesie prawdopodobnie korzyści. Brytyjski minister spraw zagranicznych lord Curzon w 1920 roku nazwał ją „wyrazem generalnej tęsknoty za rozsądniejszą metodą rozwiązywania problemów ludzkości”, zaś inny Brytyjczyk, lord Cecil, stwierdził: „Cała lub prawie cała Izba [Lordów] deklaruje poparcie dla Ligi Narodów, o której tylko niewielu coś wie”.3
Po godzinie i dwudziestu pięciu minutach owo inauguracyjne zebranie Rady przerwano. Omawiana była pierwsza i zarazem ostatnia sprawa z porządku dziennego: powołanie komisji ustalającej granice okupowanego terenu Niemiec, to jest uprzemysłowionego Zagłębia Saary – aż nadeszła pora na lunch. Léon Bourgeois wydawał się zawiedziony; zakończył obrady, mówiąc: „Opinia publiczna będzie może zaskoczona, że nie poczyniliśmy dzisiaj większego postępu i nie oddziałali mocniej na świat”.4
Jedynym obecnym na sali premierem był Elefterios Wenizelos z Grecji. Inne rządy wysłały ambasadorów, ministrów spraw zagranicznych bądź przemysłu (Włochy). David Lloyd George bawił aktualnie w stolicy Francji; właśnie kończył pięćdziesiąt siedem lat i spędzał urodzinowy weekend w towarzystwie swej kochanki Frances, odwiedzając restauracje i grając w golfa. Opuścił pierwsze posiedzenie Rady, choć na konferencji pokojowej popierał starania Wilsona o powołanie Ligi. Nie był idealistą na podobieństwo przywódcy amerykańskiego, w 1919 roku „z prawdziwą uciechą” przyglądał się, jak ten drażni swym lotnym dowcipem pryncypialnego i bojowo nastawionego premiera Francji Georges’a Clemenceau. Napisał później: „[Wilson] […] nadzwyczajnie zapalał się przy niektórych zagadnieniach – wydaje mi się, że szczególnie, gdy mówił o Lidze Narodów – przechodził do wyjaśniania niepowodzeń chrześcijaństwa w urzeczywistnianiu własnych szczytnych wartości […]. Clemenceau powoli otwierał ciemne oczy jak najszerzej i omiatał nimi zgromadzenie, patrząc na chrześcijan skupionych wokół stołu, z aprobatą przyjmujących wykład o daremnych wysiłkach Mistrza”. Pytany po powrocie do kraju o wrażenia, Lloyd George odpowiedział: „Zgodnie z przewidywaniami. Miałem odczucie, że siedzę między Jezusem Chrystusem a Napoleonem Bonaparte”.5
Szef londyńskiego gabinetu frazeologię religijną znał doskonale. Gdy jako roczne dziecko stracił ojca, zubożała matka wzięła go do Walii, do swego brata, z zawodu szewca, zarazem baptystycznego duchownego. Chłopiec wzrastał w atmosferze protestanckiej etyki pracy, uczył się świetnie w szkole i samodzielnie dokształcał. Został adwokatem, potem zajął się polityką, był posłem liberalnym z okręgu Caernarvon przez pięćdziesiąt pięć lat. Cechowało go poczucie humoru i urok osobisty, w dyskusjach umiejętnie zbijał z tropu i zamykał usta oponentom. Krępy Walijczyk z ruchliwym wąsem i jarzącymi się oczyma odznaczał się energią i konsekwencją, także podatnością na przygnębienie i popadanie w niepokój. Wytchnienia szukał w towarzystwie kobiet oraz na polu golfowym, gdzie znajdował beztroską radość. Podobno kiedyś wyraził taką myśl: „Golf to jedyna dyscyplina, w której najgorszy gracz dostaje to, co w grze najlepsze. Uzyskuje więcej w zakresie treningu i rozrywki niż dobry, którego martwi najdrobniejszy błąd. Kiepski zawodnik popełnia zbyt wiele pomyłek, by się nimi przejmować”.
Nazajutrz po pierwszym spotkaniu Rady Ligi Narodów Lloyd George uprawiał swój ulubiony sport w Saint-Cloud pod Paryżem. Następnie on i Frances – dwadzieścia pięć lat młodsza, oficjalnie sekretarka osobista – zasiedli wraz z większym towarzystwem w restauracji Ciro. W wyselekcjonowanym gronie znalazł się minister wojny i lotnictwa Winston Churchill. Frances zanotowała w dzienniku, że „bredził na temat bolszewików oraz krytycznie wypowiadał się do D. [Davida Lloyda George’a] o idei nowego świata. Mówił: „«Nie idźcie złą drogą. Nie znajdziecie waszego nowego świata. Dla mnie stary jest wystarczająco dobry. Stary pies jeszcze żwawy, podniesie się i zamerda ogonem»”.6
„Stary świat” uparcie ignorował najszczersze apele polityków o zgodę. W styczniu 1920 roku, blisko jedenaście miesięcy po oficjalnym zakończeniu Wielkiej Wojny, w Europie toczył się konflikt. Rosja wkroczyła w trzeci rok walk wewnętrznych; bolszewicy bronili swego państwa na froncie rozciągającym się od Morza Bałtyckiego do Kaspijskiego. Wielka Brytania zaangażowała się, dostarczając od jakiegoś czasu broń, sprzęt i doradców formacjom antykomunistycznym. Na Bałtyku dochodziło do wymiany ognia między Royal Navy a okrętami rosyjskimi, bombowce RAF startowały z lotniskowca HMS Vindictive, także z wysuniętej bazy w Finlandii; żołnierzy brytyjskich wysłano na Kaukaz. Na wniosek Londynu Woodrow Wilson zgodził się – choć niechętnie – skierować do Rosji pięciotysięczny kontyngent. Amerykanie wojowali jedenaście miesięcy w latach 1918 i 1919 na arktycznych obszarach wokół Archangielska, póki klimat i opinia Kongresu nie skłoniły ich do powrotu do domu.
Antybolszewickie formacje, potocznie znane jako formacje „Białych”, odnosiły zrazu sukcesy, następnie traciły zdobycze. Schemat powtarzał się do października 1919 roku, kiedy to zbliżyły się do Moskwy na odległość niemal trzystu kilometrów. Churchill obwieścił wtedy radośnie w memorandum do Izby Gmin, iż niebawem nastąpi kres panowania komunistów.7 Mylił się. Odepchnięci Biali bezładnie wycofywali się pośród zimy. Dowodzący nimi generał Anton Iwanowicz Denikin, urodzony przez Polkę, zaprzysięgły prawosławny Rosjanin i żarliwy antysemita, apelował do Londynu o mocniejsze wsparcie. Rządzący nad Tamizą tymczasem rozmyślili się: transza z jesieni 1919 roku, podnosząca łączny koszt materialnej pomocy dla kontrrewolucjonistów do 35 milionów funtów, będzie ostatnia.8 Poza ministrem wojny w gabinecie nie było chętnych do militarnego zaangażowania za granicą. 1 stycznia Churchill napisał do osobistego sekretarza: „Wydaje mi się, że sam Denikin skończy się prędzej niż jego zapasy”9 – w tym miał rację. Na północy wygłodzone i wyniszczone tyfusem szczątki armii Białych uchodziły za granicę estońską; na południu trzymali się na skrawku Rosji wokół Rostowa. Brytyjczycy postawili na złego konia, pozostało im znaleźć sposób wyplątania się z kłopotliwej sytuacji. 24 stycznia Lloyd George był już w Anglii; grając w golfa z lordem Riddellem, zwierzał się: „W Paryżu Winstona niezmiernie pasjonowały sprawy rosyjskie. Musiałem być stanowczy. Bardzo nalegał, gotów poświęcać ludzi i środki. Teraz zmienił pogląd […]. Chciał wytłumaczyć, wyjaśnić swoje postępowanie i nawet podać się do dymisji. Nie podoba mi się to. Powiedziałem, że może zrezygnować ze stanowiska, jeśli chce, ale w wyjaśnieniach niech się moją osobą nie posługuje”.10
Żaden z czołowych polityków Zachodu nie miał odwagi przyznać, iż Ligę Narodów zbudowano na błędnym założeniu, bowiem pokój, który miała utrzymywać, wcale nie nastał.

Rozdział 2
Kłopoty na własnym podwórku

Powszechnie znany obraz pierwszej wojny światowej – w 1920 roku nazywanej Wielką Wojną, gdyż uważano, że żaden konflikt nie dorównuje i nie dorówna jej skali i ogromu strat – to dzielni „Tommies” (brytyjscy piechurzy) tkwiący w błotnistych okopach naprzeciw Niemców. Zmagania ostatecznie rozstrzygnęły się na froncie zachodnim, na polach Francji i Belgii, jakkolwiek uczestniczyło w nich co najmniej dziewiętnaście państw, zaś pierwszy strzał zdeterminowani Brytyjczycy oddali na niemiecką radiostację w Togolandzie (zachodnia Afryka) 12 sierpnia 1914 roku11. Po czterech latach mapa świata wyglądała inaczej.
Wskutek zwycięstwa ententy rozszerzyło się Imperium Brytyjskie. Niemcy straciły posiadłości zamorskie; kapitulacja Porty Otomańskiej sprawiła, że wojsko Imperium – akurat w tym wypadku złożone przeważnie z Hindusów – wkroczyło do Jerozolimy, Konstantynopola i Bagdadu. Pod władzą Londynu znalazło się dodatkowo blisko 4,7 mln kilometrów kwadratowych i ponad 10 mln osób12. Ekspansja potęgi kolonialnej miała zostać usankcjonowana przez Ligę Narodów, która nabytkom w Palestynie i Iraku nada eufemistyczną nazwę „terytoriów mandatowych”, natomiast byłe niemieckie kolonie: Togoland, Afryka Wschodnia oraz Kamerun, po prostu stały się brytyjskimi. Minister do spraw Indii Edwin Montagu, także uczestnik przyjęcia w restauracji Ciro 17 stycznia, twierdził, iż trudno o „przekonywujące argumenty przeciwko aneksji wszystkich tych ziem, gdziekolwiek znajdują się na globie”.13
Istniał jednak jeden mocny argument: Wielkiej Brytanii nie było wówczas stać na takie przejęcie. Wydatki na obronę spowodowały wzrost zadłużenia państwa z około 700 milionów funtów (w lipcu 1914 roku) do ponad 7,4 miliarda.14 Zwiększał się dług wewnętrzny; zaciągano również pożyczki w Stanach Zjednoczonych, natychmiast przeznaczane zasadniczo na zakup stamtąd materiału wojennego. Jak obawiali się sceptycy, pożyczki musiały być należycie spłacane, bowiem prośby o wyrozumiałość i zwłokę okazywały się nieskuteczne. Prezydent Wilson rzekomo rozważał przez chwilę wniosek do Kongresu o konsolidację wszystkich kredytów udzielonych sojusznikom, poprzez wypuszczenie trzyletnich obligacji, lecz kategorycznie odmówił umorzenia jakichkolwiek należności.15 Brytyjczycy mieli nadzieję na dochody z nowych posiadłości – szczególnie z Iraku, gdzie rząd Jego Królewskiej Mości stał się głównym udziałowcem w wydajnym przemyśle naftowym. W 1920 roku rachuby nagle okażą się wątpliwe.
Na początku tegoż roku pojawiły się kłopoty całkiem blisko metropolii, wcale nie na obrzeżach Imperium. 20 stycznia konstabl Luke Finnegan wracał z koszar policyjnych w mieście Thurles w irlandzkim hrabstwie Tipperay. Kilka kroków od domu został postrzelony przez grupkę mężczyzn uzbrojonych w rewolwery. Ciężko ranny upadł, wołając do żony: „Mary, już po mnie. Co będzie z tobą i dziećmi?”.16 Zmarł w szpitalu po kilku dniach. W aktach przemocy roku 1920 straciło życie ponad stu funkcjonariuszy Royal Irish Constabulary (RIC).
Ten etap walki Irlandczyków o niepodległość rozpoczął się niemal dokładnie rok wcześniej. W grudniowych wyborach 1918 roku republikańska partia Sinn Fein uzyskała prawie 70 procent głosów na wyspie. Przed Wielką Wojną kolejne administracje w Londynie starały się uregulować problem zarządzania Irlandią poprzez nadanie jej specyficznej autonomii „Home Rule”, lecz napotykały sprzeciw Izby Lordów. Kwestia została odsunięta na dalszy plan, gdyż wynikły pilniejsze sprawy w Anglii, nadto rozpoczął się konflikt globalny. Teraz wzmocniona Sinn Fein domagała się pełnej niezawisłości dla kraju. Pomysł Home Rule okazał się nieużyteczny, wbrew iluzjom żywionym w Londynie.
Pierwsza wojna światowa spowodowała w Irlandii głębokie podziały. W brytyjskich Siłach Zbrojnych służyło ponad dwieście dziesięć tysięcy mieszkańców wyspy – ochotników, gdyż nie było tam przymusowego poboru.
Inaczej niż w Anglii, gdzie od maja 1916 roku każdy zdolny do noszenia broni mężczyzna od osiemnastego do czterdziestego pierwszego roku życia mógł zostać powołany. Taka odmienność wydawała się wielce dyskusyjna. W sytuacji drastycznego niedostatku rekruta w 1918 roku rząd Lloyda George’a przeprowadził przez parlament ustawę o obowiązkowej służbie wojskowej także w Irlandii.
Sam premier niewiele sobie po tym obiecywał. W lutym 1917 roku mówił do przyjaciela i partnera od golfa, lorda Riddella: „Co z tego wyniknie? Awantury w Izbie Gmin, może rozbrat z Ameryką […]. Taka ustawa przyniesie nam tylko sto sześćdziesiąt tysięcy poborowych, i to zagnanych pod przymusem”.17 Obawy były słuszne. Odpowiedzią na zmianę legislacyjną, na domiar złego dołączoną do ustawy o Home Rule, był ogólnoirlandzki strajk generalny. Władze próbowały łagodzić sytuację posunięciami praktycznymi, jednak w końcu upokorzone zrezygnowały z przymusowego poboru. Niemniej Irlandia zapamiętała: kazano jej synom walczyć w „angielskiej” wojnie.
W styczniu 1919 roku siedemdziesięciu trzech posłów z Sinn Fein odmówiło zajęcia miejsc w parlamencie westminsterskim i powołało separatystyczny rząd w Dublinie. Realizowali manifest partii głoszący utworzenie republiki, „wycofanie przedstawicieli Irlandii z parlamentu brytyjskiego, odebranie brytyjskim władzom prawa do stanowienia ustaw dla Irlandii oraz sprzeciw wobec jakichkolwiek ich usiłowań w tym kierunku”. Była tam również mowa o „użyciu wszelkich dostępnych środków, potrzebnych do uniemożliwienia Anglii podporządkowania sobie Irlandii siłą bądź w inny sposób”18. Ostatnią zapowiedź szybko zaczęli spełniać „ochotnicy” Sinn Fein – później działający pod szyldem Irlandzkiej Armii Republikańskiej – przystępując do zbrojnego oporu wobec organów Zjednoczonego Królestwa. W wyborach pod koniec 1918 roku Irlandczycy zagłosowali poniekąd za wojną domową.
Śmierć konstabla Finnegana wyznaczała moment przełomu. Sam zamach był czymś powszednim, według „Connacht Tribune” „jednym z niegodziwych, godnych ubolewania morderstw, które obecnie okrywają kraj niesławą”. Natomiast nietypowa była reakcja kolegów zamordowanego z RIC19 i żołnierzy miejscowego Sherwood Foresters Regiment. Rozwścieczeni zdemolowali czternaście domów członków i sympatyków Sinn Fein, na ulicach strzelali i rzucali granaty. Mieszkańcy określili incydent mianem zbójeckiego napadu na Thurles (Sack of Thurles). Kilka tygodni później w poufnej notatce gabinetu postępowanie policjantów i żołnierzy mszczących się za śmierć Finnegana uznano za niepokojące: „Zachodzi obawa, że załamie się dyscyplina w Royal Irish Constabulary i taka bezmyślna strzelanina się powtórzy”20. Troska uzasadniona: począwszy od stycznia 1920 roku, żywiołowe, samowolne działania represyjne sił bezpieczeństwa stawały się codziennością, a lokalni dowódcy milcząco je tolerowali…
Twierdzenie, że stanęli przeciw sobie „papiści” i „heretycy”, jest niesłusznym uproszczeniem. Irlandzki ruch narodowy miał w przeszłości zwolenników po obu stronach podziału religijnego, a we wczesnej, dziewiętnastowiecznej fazie także wybitnych działaczy wyznania protestanckiego. Utrwalało się mimo wszystko przekonanie, iż różnice polityczne pokrywają się z konfesyjnymi i regionalnymi. Najsilniej niepodległości sprzeciwiali się protestanci z północy, z Ulsteru – jedynej prowincji, która w końcu wysłała do Londynu posłów (unionistycznych) wybranych w 1918 roku. Choć liczni czołowi księża katoliccy wyrażali poparcie dla republikanów, hierarchowie wielokrotnie potępiali publicznie przemoc. Tydzień po ataku na Finnegana i policyjno-wojskowych rozruchach w Thurles biskupi zebrani w Maynooth, gdzie mieściło się starodawne seminarium duchowne, ogłosili swe stanowisko. Surowo ocenili „bezwzględną, opresyjną władzę” Brytyjczyków i stwierdzili: „Jedyną drogą do zakończenia naszych historycznych udręk i ustanowienia przyjaznych relacji między Anglią i Irlandią jest umożliwienie, by niepodzielona Irlandia sama wybrała dla siebie formę rządów”21. Gdy poprzednio oficjalnie odżegnywali się od popierania którejś ze stron, tutaj jasno opowiedzieli się za Sinn Fein i niepodległością. Boży mężowie musieli w końcu wybrać.

 
Wesprzyj nas