Jak naprawdę wygląda świat cyberprzestępców? Czy cyberinwigilacja zagraża każdemu? Fascynująca opowieść o ciemnej stronie Internetu, napisana jak dobry thriller.


Królestwo kłamstwKtoś tworzy hakerską sieć w jednym z największych banków świata.

Mieszkający w USA Rosjanin zbija fortunę na hakowaniu sportowych samochodów – włamuje się do oprogramowania aut i zmienia ich parametry, aby miały lepsze osiągi.

Niespełna 20-letnia Rumunka przystępuje do tajnej grupy, która specjalizuje się w wyłudzaniu okupów poprzez przechwytywanie prywatnych danych: zdjęć, filmików, nagrań z kamerek internetowych.

Na przykładzie indywidualnych historii Kate Fazzini, dziennikarka „Wall Street Journal” i ekspertka od cyberbezpieczeństwa, wyjaśnia głębsze zjawiska. Pokazuje działanie dark netu, związki cyfrowej przestępczości z polityką, wywiadem międzynarodowym, sektorem finansowym i osobami publicznymi.

Autorka udowadnia, że nasze wyobrażenia na temat hakerów i polujących na nich specjalistów często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Prawda jest inna, znacznie bardziej przerażająca…

Kate Fazzini
Królestwo kłamstw
Podróż w głąb świata cyberprzestępców
Przekład: Dorota Malina
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 14 października 2020
 
 

Królestwo kłamstw

9. Nastolatka

René Kreutz, wciąż jeszcze nastoletnia mieszkanka rumuńskiej Arnica Valka, nie dowiedziała się od ojca absolutnie nic o manewrach unikowych, chociaż kiedyś był policjantem. Na długo przed narodzinami córki przeszedł na emeryturę. W stan spoczynku – dosłownie, bo zasiadł w fotelu i już z niego nie wstał. Przynajmniej tak się René wydawało.
Matka gotuje smaczne rumuńskie potrawy i kupuje córce porządne konserwatywne ubrania, ale życiowych rad jej nie udziela. Kiedy René pyta rodziców, co ich zdaniem powinna zrobić ze swoją przyszłością, patrzą na nią bez większego zrozumienia. „Chyba co chcesz”.
Dziewczyna ma wrażenie, że ciągle wpada w jakieś kłopoty – niby nic poważnego, ale jednak.
Kilku koleżankom, z którymi dorastała i chodziła do klubów, udało się wkręcić w nieformalną prostytucję. René w ogóle to nie interesuje, więc zrywa z nimi kontakty. Umawia się z różnymi łajzowatymi chłopakami bez większych aspiracji, ale znajomość nigdy nie trwa dłużej niż parę tygodni. Kiedy proszą ją o pożyczkę, natychmiast z nimi zrywa. Stara się być pragmatyczna. Nie chce wpaść w żadne kłopoty.
René i Arnica Valka dorastają razem. Dziewczyna czuje się dojrzalsza i mądrzejsza nie tylko dlatego, że kończy dziewiętnaście lat. Chodzi o coś znacznie bardziej konkretnego.
Arnica Valka to spokojne miasteczko, które ma ledwie sto tysięcy mieszkańców. Leży u podnóża Alp Transylwańskich, dwie godziny drogi na zachód od Bukaresztu. Właściwie to tuż pod nosem René zamieniło się w jeden z najsłynniejszych na świecie ośrodków cyberprzestępczości, z czarnym rynkiem opartym prawie wyłącznie na ransomware, skradzionych kartach płatniczych i danych osobowych. Później media będą opisywać sąsiednie miasteczka jako „najniebezpieczniejsze miejsca w internecie” i „wioski hakerskie”. Dla René to po prostu rodzinna okolica.
Urodziła się w Arnice i wychowała na osiedlu z epoki Ceauşescu. Mniej więcej dwa lata temu, gdy miała siedemnaście lat, zauważyła, że jej miasteczko się zmienia. W magazynach i starych szopach zaczęły powstawać technologiczne start-upy, umeblowane jak amerykańskie siedziby mediów społecznościowych, z miękkimi sofami i gołymi cegłami na ścianach. René słyszała, że pensje w tych firmach są świetne – sumy wydawały jej się zupełnie astronomiczne.
René nie opanowała matematyki, jak chcieli rodzice, wbrew radom matki nie chciała też wyjść za miłego starszego faceta z zasobnym portfelem. Wybrała karierę w reklamie. Jako studentka marketingu w państwowym college’u w Arnice marzy o pracy w informatycznym start-upie, ale nie potrafi kodować. Poza tym firmy, o których słyszy, nie rekrutują. Wszystko rozgrywa się potajemnie.
W wolnym czasie René tańczy i czyta kryminały. Pali z przyjaciółmi papierosy, które sama skręca ze świeżego tytoniu. Naukę opłaca z pensji w City Italia, jednej z eleganckich restauracji, które powstały niedawno w odpowiedzi na popyt ze strony napływowych pracowników. René żartuje z klientami, że jej talent technologiczny ogranicza się do tego, że umie jedną ręką pisać wiadomości, a drugą nalewać kawę.
Prawdziwym darem René jest zdolność perswazji. Dziewczyna ma gadane. W szkole przekonuje nauczycieli, żeby stawiali jej lepsze stopnie, mimo że opuszcza zajęcia. Skłania managera City Italia, żeby ją zatrudnił, a policjantów, żeby nie wlepiali jej mandatów. Do tego jest ładna – szczupła, z długimi kasztanowymi włosami. Tyle że w Arnica Valka większość młodych dziewczyn jest urodziwa. René zauważa, że populacja ładnych dziewczyn rośnie wraz ze wzrostem gospodarczym.
Sig Himelman pierwszy raz spotyka René podczas niedzielnego brunchu w City Italia. Przygląda się, jak dziewczyna flirtuje z klientami przy każdym stoliku – na tyle śmiało, żeby dostać dobry napiwek, ale nie aż tak, żeby zrozumieli to opacznie. Sig natychmiast widzi w niej potencjał. Sam siedzi z grupą dobrze ubranych trzydziestoparoletnich mężczyzn. Jest wysoki, energiczny, ma świeżo przyciętą bródkę, nowe bielutkie zęby i bez wątpienia jest liderem swojego stolika. W związku z tym René to właśnie z nim flirtuje.
Rozmawiają po angielsku, Sig z wyraźnym niemieckim akcentem. René od początku wydaje się, że facet jest zbyt ciekawski.
– Ile masz lat?
– Dziewiętnaście.
– Masz bardzo niski głos jak na swój wiek.
– Sama skręcam sobie papierosy i często zapominam o filtrach.
– Masz dobry głos. Wzbudza zaufanie. Lubisz swoją pracę?
René podejrzliwie traktuje takie pytania, bo bywają wstępem do niemoralnych propozycji. Nachyla się i mówi szeptem:
– Jestem porządną dziewczyną. Dziwek poszukaj sobie gdzie indziej.
Zabiera napiwek ze stolika i odchodzi. On rusza za nią, więc René zastanawia się, czy nie wezwać managera. Nie, poradzi sobie sama.
– Poczekaj, źle mnie zrozumiałaś.
Ona odwraca się, zaplata ręce na piersi i słucha.
– Pracuję w firmie, która nazywa się TechSolu – mówi Sig. – Kilka miesięcy temu otwarliśmy biuro przy ulicy Generała Maleura. Szukamy kogoś do pracy w call center. Kogoś, kto ma dojrzały głos i lubi rozwiązywać problemy. Zapłacę ci trzy razy więcej, niż dostajesz tutaj.
To wszystko brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, myśli René, ale bardzo chce pracować w start-upie. Może to właśnie tak się odbywa…
Sig widzi, że dziewczyna się waha. Daje jej swoją wizytówkę i zwitek czyściutkich dolarów.
– Przyjdź pod ten adres w poniedziałek o dziewiątej rano. – Pokazuje ręką salę restauracyjną. – Co masz do stracenia?

 
W poniedziałek rano René idzie ulicą Generała Maleura. Do torebki na wszelki wypadek wetknęła pistolet ojca.
Okolica rzeczywiście się zmieniła. W miarę jak zbliża się do centrum miasteczka, widzi nowe latarnie, więcej policyjnych radiowozów. Przybyło też młodych ludzi; w ten chłodny poranek szybkim krokiem zmierzają do pracy. Sklepy, w których przedtem sprzedawano tanie komórki, teraz mają na wystawach drogie tablety. Zamiast ogłoszeń o szczeniakach w witrynach można przeczytać o serwerach komputerowych. Gdzieniegdzie widać naklejki, że sklep przyjmuje płatności w bitcoinach. René mija starą, burożółtą pralnię, gdzie matka zabierała ją, kiedy psuła im się pralka. Teraz lokal nazywa się Café Americain i wygląda zupełnie jak Starbucks.
Między sklepem ze zdrową żywnością, gdzie sprzedają jakiś koreański napój z bąbelkami, a kancelarią adwokacką specjalizującą się w przestępstwach finansowych wciśnięte jest biuro TechSolu. Wchodząc, René mocniej ściska torebkę.
Siedziba firmy jest bardzo dobrze urządzona. Pracownicy, sami mężczyźni, intensywnie wpatrują się w ekrany. Sig zrywa się z miejsca, wita ją jak starą znajomą, a potem prowadzi do przeszklonego biura. Na biurku zamiast stosu papierów leży pięć laptopów, jeden na drugim.
– Bardzo się cieszę, że przyszłaś, René!
– Sama się sobie dziwię.
Zaprasza ją, żeby usiadła, a potem sam wygodnie mości się w fotelu.
– Wiesz, czym się zajmujemy?
– Przypuszczam, że technologią – odpowiada, unosząc brew. – Ale ja nie znam się na komputerach. Świetnie piszę za to na klawiaturze, a już na pewno potrafię odbierać telefony. Pierwszą wypłatę chcę dostać z góry. – Poprawia się na krześle i uśmiecha. Negocjowanie jest jej mocną stroną.
Sig odpowiada jej uśmiechem.
– Znasz jakieś inne języki oprócz angielskiego?
– Rosyjski i francuski.
– Obydwa się tu przydadzą. Mamy klientów na całym świecie.
René zachowuje pokerową twarz.
– Zajmujemy się testowaniem penetracyjnym – wyjaśnia niepytany. – To znaczy, że hakujemy komputery firm, a one płacą nam za wskazanie słabych punktów, żeby móc naprawić problem. Jesteśmy specjalistami od cyberbezpieczeństwa.
– Od cyberbezpieczeństwa? A nie hakerami? – pyta śmiało René.
Sig uśmiecha się szeroko.
– No i tak, i nie. Jesteśmy hakerami, ale dobrymi. Etycznymi. Białymi kapeluszami.
– To po co wam dział obsługi klienta?
– Zdarza się, że kiedy nasi klienci mają problem, muszą się wygadać. Są wściekli, bo nie lubią się dowiadywać, że ich komputery nie są bezpieczne. Szczerze mówiąc, czasem muszą sobie pokrzyczeć. Albo nie wiedzą, jak zapłacić, więc trzeba im to wytłumaczyć krok po kroku. Większość klientów rozlicza się z nami w bitcoinach i miewają z tym trudności.
– Ale pracownikom nie płacicie w bitcoinach?
– Nie, oczywiście, że nie. Twoja pensja będzie w lejach albo w euro, albo w dolarach.
René wie, że żadna uczciwa firma w Rumunii nie oferuje pensji w dowolnej obcej walucie. Zaczyna jednak darzyć Siga coraz większą sympatią. Sprawia wrażenie szczerego i ma duży urok osobisty. Poza tym wszyscy pracownicy w open space są dobrze ubrani i wydają się zadowoleni. Mają nawet miękkie sofy. Właśnie tak René wyobraża sobie siedzibę Facebooka, tyle że na mniejszą skalę. Poza tym jest bardzo dobra w obsłudze klienta.
– Dolary – mówi.
– Świetnie! Pokażę ci, gdzie będziesz pracować.
Jej małe biuro znajduje się trochę z boku, żeby nie przeszkadzała innym, kiedy dzwoni.
Pierwszego dnia w pracy René pomaga czterem „klientom” przelać bitcoiny do cyfrowego portfela TechSolu. Biznesmeni, z którymi rozmawia przez telefon, są wstrząśnięci. Sig wyjaśnia, że złoszczą się, bo o tym, jak rozwiązać problem, dowiadują się dopiero po uiszczeniu opłaty.
René szybko łapie, o co chodzi. Informatycy na głównym piętrze TechSolu są hakerami, ale zdecydowanie nie w białych kapeluszach. Hakują amerykańskie i europejskie firmy, zamrażają im ważne pliki i żądają zapłaty za cyfrowy klucz, który pozwoli je odblokować. Oprócz klucza TechSolu dostarcza również przydatną prezentację PowerPoint z instrukcjami, jak uniknąć podobnych ataków w przyszłości. Któryś ze współpracowników René czasem chwyta za telefon i tłumaczy biznesmenom, gdzie popełnili błąd.
Choć interes ma przypominać firmę konsultingową, nie ulega wątpliwości, że Sig i reszta ekipy to cyberprzestępcy. Modelem biznesowym TechSolu jest wyłudzanie okupów.
Pracują jednak w zupełnie zwyczajnym biurze, które René naprawdę lubi. Personel ma ubezpieczenie zdrowotne. Jest tu też stół do piłkarzyków. René tłumaczy sobie, że cyberprzestępczość nie jest taka zła. To przecież nie to samo co zwykła przestępczość. Trzeba być bystrym i mieć dużą wiedzę. No i nikt nie odnosi przy tym obrażeń, przynajmniej fizycznych.
René dostaje czasem sowitą premię w gotówce. Niewielkie zwitki pieniędzy przykleja pod swoim biurkiem. Na wszelki wypadek.

 
Braki w umiejętnościach technicznych René nadrabia inteligencją. Szybko uzależnia się od obsługi klienta.
Codziennie rozmawia ze zdenerwowanymi biznesmenami, uspokaja ich i wyjaśnia, że zostali zhakowani oraz że za niewielką opłatą mogą odzyskać dane i zdobyć gwarancję, że nic podobnego się nie powtórzy.
„Klienci”, którzy najpierw błagali, płakali, a nawet krzyczeli, często kończą na serdecznych podziękowaniach. Niektórzy twierdzą nawet, że pieniądze – zwykle tylko kilkaset dolarów – to niewielka zapłata za odzyskanie plików i strategię zapobiegawczą na przyszłość. René szybko się orientuje, że start-upy przy ulicy Generała Maleura specjalizują się w oprogramowaniu szantażującym i pokrewnej działalności. Firma mieszcząca się nad koreańską herbaciarnią hakuje bazy danych amerykańskich biznesów i kradnie numery kart kredytowych. Inna, z siedzibą obok Café Americain, odkupuje te numery i wytwarza fałszywe karty działające jak prawdziwe. Opłacają przemytników do nabywania towarów, które można łatwo sprzedać, „piorąc” w ten sposób pieniądze z nielegalnych transakcji kartą.
Sig mylił się, mówiąc, że potroi jej pensję z City Italia. W rzeczywistości dostaje cztery razy więcej niż w restauracji. Rzuca college, ale zdobytą tam wiedzę wykorzystuje do poprawiania estetyki i czytelności firmowych PowerPointów. Wkrótce zaczyna optymalizować pakiet szantażujący TechSolu. Tworzy znacznie bardziej przekonujące wiadomości, które wyświetlają się na monitorach zhakowanych klientów. Nie jest to już czarny ekran z zielonym napisem: „Padłeś ofiarą ataku!”. Teraz na białym tle pojawia się bardziej zniuansowany, niemal krzepiący komunikat:
 
„Przepraszamy za zakłócanie pracy, ale wada w Państwa systemie operacyjnym umożliwiła hakerom zablokowanie Państwa systemu. Pliki zostały zamrożone, istnieje jednak kilka sposobów na ich odzyskanie”.

René projektuje dla klientów menu opcji, które w zaledwie kilka miesięcy pozwala zwiększyć zyski TechSolu o dwadzieścia procent. Większość okupów to trzysta lub czterysta dolarów, ale dzięki nowemu menu niektóre firmy wydają nawet tysiąc. Mogą wybrać, czy zapłacą od razu i dostaną zniżkę, czy zaczekają, ale w tym czasie okup wrośnie. Po upływie wyznaczonego terminu pliki zostaną zniszczone. Firmy mogą też od nich kupić najnowszą i najbardziej aktualną prezentację PowerPointa. W kilku przypadkach René zdołała nawet przekonać klientów, by udostępnili hakerom TechSolu całą swoją sieć, tak żeby można było przeprowadzić legalne testy penetracyjne. Sig ją awansuje, daje jej podwyżkę i osobne przeszklone biuro.
Niedługo potem jednemu z hakerów udaje się włamać do dużej firmy technologicznej w San Francisco. Takiej, o której nawet René słyszała. Pakiet zhakowanych plików zawiera maile, a wśród nich natychmiast rzucają się w oczy bardzo kompromitujące wiadomości od dyrektora zarządzającego.
To znany gość i René, przeglądając łup, jest zniesmaczona tym, jak facet wykorzystuje firmowe kontakty do zdobywania prostytutek. W wiadomościach wewnętrznych, które wysyła do pracownic, pełno oczywistych aluzji i komentarzy na temat ich wyglądu i stroju.
René jest wściekła. Sama dobrze zarabia, ale ten gość jest miliarderem. Niedawno dyrektorzy Sony zostali zlinczowani w internecie za znacznie mniejsze przewinienia. Facetowi trzeba pokazać, gdzie jego miejsce. René obmyśla scenariusze zemsty, a potem wybiera ten, który może okazać się dla TechSolu bardzo zyskowny.
Kiedy koledzy na piętrze obśmiewają sprośne maile, René puka do biura Siga.
– Mam pomysł. Skontaktujemy się z dyrektorem i zażądamy okupu w zamian za jego maile, a nie za pliki firmy. Zachowamy dyskrecję i wystraszymy go na tyle, żeby zapłacił, ale nie tak bardzo, żeby zawiadomił FBI. Nawiążę z nim kontakt i wszystko mu wyjaśnię. Ile twoim zdaniem będzie skłonny zapłacić? Milion dolarów?
– Tak zrób – mówi Sig.
René nie znajduje prywatnego adresu dyrektora, ma tylko firmowy. Pisze do niego bardzo dyskretną wiadomość, ale z wyraźną aluzją do jego maili, na którą na pewno zareaguje: „Założę się, że smakuje jak kurczak, ale bardzo dobry kurczak”. René pisze to z lekkim obrzydzeniem, jeszcze raz czyta cały tekst i dodaje na końcu numer komórki na kartę, z którego rozmowa zostanie przekierowana na jej telefon. Podpisuje się pseudonimem Katrina i klika „wyślij”.
Dyrektor oddzwania po trzech minutach, choć w San Francisco jest pierwsza w nocy. Połączenie odbywa się przez WhatsAppa i jest zaszyfrowane. Głos w słuchawce jest wyraźnie zmęczony, lekko zmanierowany.
– Halo? Czy to Katrina?
– Tak.
– Chciałem zapytać, ile kosztuje skorzystanie z państwa… niszczarek.
– Obecnie stawka wynosi dwieście bitcoinów.
– To… – głos cichnie, gdy klient dokonuje obliczeń, choć René łatwo mogłaby dokończyć za niego zdanie – ponad milion dolarów.
– Tak – potwierdza René.
– A dokumenty… zostaną całkowicie zniszczone… po państwa usłudze?
– Tak.
René ma już doświadczenie w pracy z klientami i wie, że facet stopniowo przekonuje sam siebie do przyjęcia jej oferty.
– Da mi pani gwarancję?
– Tak. Jeśli pan chce, mogę przygotować pisemną umowę i przesłać ją na…
– Nie! Nie, w porządku. Wierzę pani na słowo. W końcu jeśli nie dotrzymywalibyście obietnic, już nikt więcej by wam nie zapłacił, prawda?
– Ma pan rację.
W słuchawce na dłuższą chwilę zapada cisza.
– Ma pani miły głos. Skąd pani jest? Z Rosji? Ile pani zarabia? Założę się, że chciałaby pani pracować w Stanach. Wizę H-1B trudno dostać. Chcę, żeby pani wiedziała, że kocham kobiety. Szanuję je.
– Nie mam co do tego wątpliwości. Jeśli nie zapłaci pan w ciągu dziesięciu minut, stawka wzrasta do trzystu bitcoinów. Instrukcję, jak przelać pieniądze do naszego elektronicznego portfela, prześlę panu WhatsAppem. Miłego wieczoru!
René rozłącza się. Jest spocona. Odwraca się i widzi, że wszyscy siedzący na piętrze hakerzy obserwują ją przez przeszklone ściany biura.
Jej telefon znów zaczyna dzwonić. René nie zwraca na niego uwagi. Dzwoni jeszcze raz. Znów go ignoruje. „Odbierz!” – ktoś krzyczy. Na to też nie zwraca uwagi.
Potem z sąsiedniego biura Siga rozlega się cichutkie piknięcie. Słychać je tylko dlatego, że wokół panuje martwa cisza. Chwilę później na całym piętrze rozlega się głos Siga:
– Oh mein verdammter Gott! Ja pierdolę! – Sig odchrząkuje, wychodzi z biura i oznajmia skromnie: – Potwierdzenie: depozyt dwieście bitcoinów.
Milion trzysta tysięcy dolarów.
Hakerzy skandują i gwiżdżą. René zdobyła największy okup w historii firmy.
W Arnica Valka nie ma jeszcze dziesiątej rano.
Po kilku chwilach świętowania René wraca do siebie i siada za biurkiem. W głowie nieustannie przewija jej się scenka z dzieciństwa. Ojciec, policjant, próbuje uczyć ją matematyki przy kuchennym stole. „Musisz być dobra w matematyce, a potem z komputerów. Będziesz mogła zostać księgową, to porządna biurowa praca”. Córka opiera czoło o blat i próbuje nie zwracać na niego uwagi.
Teraz robi to samo w biurze. Jak jej ojciec policjant zareagowałby na wieść o tym, czym zajmuje się René?
Sig puka i wchodzi. René podnosi wzrok.
– Jak się dzielimy? – pyta ją. – Ty zadecyduj.
Z reguły każdy pracownik dostaje taką samą część okupu. To praca grupowa i jeśli jedna osoba utonie, wszyscy pójdą na dno.
– Po równo, jak zwykle – odpowiada René. – To pozwoli uniknąć kłótni.
– Jesteś pewna?
– Tak. To nie będzie ostatni taki numer, prawda?
Sig się uśmiecha. Wszystkie poprzednie szantaże dotyczyły firm i kradzieży danych korporacyjnych. Po raz pierwszy zaatakowali człowieka na prominentnym stanowisku. Nie tyle chodziło tu o wykorzystanie oprogramowania ransomware, ile o pospolity szantaż bez nędznej przykrywki usług z zakresu cyberbezpieczeństwa. TechSolu opatentuje niedługo znacznie niebezpieczniejszy i bardziej lukratywny model biznesowy.
Tego wieczoru idą do jednego z ulubionych klubów René. Ona stawia wszystkim wiśniowe koktajle. To impreza w stylu lat osiemdziesiątych. René wiruje z kolegami do Blue Monday New Order, Depeche Mode, Prince’a. Sig siedzi w rogu, obserwuje, rysuje coś na serwetce.
Tego się nie spodziewał. Podoba mu się, że zarobili tyle pieniędzy. Tylko że teraz w centrum zainteresowania jest René. Przestępca doskonały po ledwie kilku godzinach pracy. Zna się tylko na PowerPoincie, ma wrodzony talent do rozmawiania z ludźmi, i to wystarczy, żeby wszyscy pracownicy TechSolu orbitowali wokół niej jak satelity.
Sig zdaje sobie sprawę, że już nie kontroluje sytuacji. Nie podoba mu się to. Posyła René szeroki, szczery uśmiech. Ona odwzajemnia się uśmiechem, lekko podpita, i trochę za długo się w niego wpatruje.
„Sig jest taki przystojny”, myśli, kiedy rozlega się Welcome to the Jungle Guns N’ Roses. Tak ładnie się uśmiecha.
Ma takie ładne zęby.
Jak wampir.

 
Wesprzyj nas