Zagadkowe odejście bez słowa przyjaciółki, którego Orla staje się mimowolnym świadkiem, zmusza dziennikarkę do przeprowadzenia własnego śledztwa. Czy Lilian została zamordowana?


Listopad 2006 r. Orla Breslin pracuje jako dziennikarz w Londynie.

Jej najlepsza przyjaciółka Lillian Murray przeprowadziła się właśnie do Ardgreeney, gdzie układa sobie życie z Aidanem McManusem, byłym zawodowym graczem rugby.

Pewnego wieczoru przyjaciółki rozmawiają na Skypie. Lillian, słysząc pukanie do drzwi, biegnie sprawdzić, kto zakłóca jej spokojny wieczór. Orla czeka i czeka na jej powrót przed ekran komputera.

Ale pokój Lillian staje w płomieniach, a ona sama nie wraca. Co się z nią stało? Spłonęła? Odeszła z własnej woli? Została zamordowana?

10 lat później zagadka zniknięcia Lillian pozostaje nierozwiązana. Ned Moynihan, detektyw prowadzący śledztwo otrzymuje anonimy, sugerujące, że nie zbadał wszystkich tropów. Czy ktoś wie, gdzie jest Lillian? Czy Orli grozi niebezpieczeństwo?

Kate McQuaile pochodzi z Drogheda w Irlandii, ale mieszka w Londynie i pracuje jako dziennikarka. Debiutowała powieścią „What She Never Told Me”, która spotkała się z uznaniem czytelników i krytyki.

Kate McQuaile
Bez słowa
Przekład: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo Harde
Premiera: 16 września 2020
 
 

Bez słowa


Wycieczka się skończyła, Lillian ponownie usiadła na wielkiej sofie.
– Co robi Aidan? – spytałam.
– Wyszedł z chłopakami. Jeden z jego kumpli organizuje wieczór kawalerski i nie mógł się z tego wykręcić. Ale gdyby został w domu, nie mogłabym z tobą poplotkować, a jest o czym.
– No to zaczynaj. Zamieniam się w słuch – rzuciłam.
– Musisz obiecać, że zachowasz to dla siebie. Pamiętasz, jak ci mówiłam o naszych planach związanych z Eaglewood? Aidan rozmawiał dziś rano z matką i chyba się zgodziła. Mniej więcej.
– Mówisz poważnie? Tak po prostu?
– No dobrze, może trochę mniej niż więcej. Powiedział, że na początku była trochę zaskoczona, ale kiedy od niej wychodził, nie miała nic przeciwko. Mam nadzieję, że się zgodzi, bo potrzebujemy, żeby nadal prowadziła tę swoją szkołę jeździecką. Przynajmniej przez jakiś czas.
– W takim razie chyba powinnam wam pogratulować – rzekłam. Podniosłam kieliszek wina i uświadomiłam sobie, że moje „chyba” zabrzmiało dość powściągliwie. Szybko więc dodałam:
– Tak, zdecydowanie należą wam się gratulacje!
Lillian promieniała ze szczęścia. Zaczęła podnosić szklankę, ale odstawiła ją, zanim się napiła. Zmarszczyła czoło.
– Przepraszam, Orla, ktoś puka do drzwi. Sprawdzę. Daj mi chwilkę – powiedziała i wstała z sofy.
Gdy podeszła do drzwi, zadzwonił mój telefon stacjonarny, odwróciłam się, żeby podnieść słuchawkę. Pomyłka. Ponownie spojrzałam na monitor. Ani śladu Lillian. Spojrzałam na komórkę,
żeby sprawdzić, czy dostałam wiadomość od Jamesa, chociaż nie usłyszałam piknięcia. Nic. Znów spojrzałam na laptop, na którym nadal widziałam pustą sofę, otwarte drzwi i ciemność za nimi. Słyszałam odgłosy zbierane przez mikrofon w laptopie Lillian: wiatr wiejący po pomieszczeniu, trzaski płomieni w kominku. Gdzieś w tle szum morza.
Później, kiedy wracałam wspomnieniami do tamtej nocy, myślałam, że może słyszałam też inne dźwięki, których wtedy nie rozróżniałam: niesione przez wiatr słowa, pomruk samochodu,
który mógł stać daleko albo właśnie jechał ulicą. A może to był tylko wiatr? Kiedy byłam dzieckiem, babcia mówiła, że wiejący wiatr to odgłos wydawany przez zjawę zwiastującą
śmierć. Powiedziałam o tym mamie, która się zaśmiała, i uspokoiła mnie, że takie zjawy nie istnieją i że babcia próbuje mnie przestraszyć.
Czekając na powrót Lillian, trochę zatraciłam się w sobie. Pewnie rozmawiała z osobą, która przyszła – może z jakimś sąsiadem, chociaż najbliższy dom był znacznie oddalony. Nie martwiłam się. Wtedy jeszcze nie. Byłam nawet trochę poirytowana. Nie organizuje
się rozmowy z kimś przez Skype’a po to, by zniknąć i rozmawiać z sąsiadem Bóg jeden wie o czym. Ale to nie był jedyny powód mojej irytacji. Dopóki nie otworzyła drzwi, rozmawiałyśmy wyłącznie o niej, Aidanie i tym ich cudownym domu. Nawet nie spytała, co u mnie. A chciałam pogadać z nią o kilku sprawach – na początek o Jamesie. Mieliśmy za sobą trudny okres. Bardzo się zdystansował, stał się nieosiągalny, a ja nie wiedziałam dlaczego. Uświadomiłam sobie, że to
musiało trwać już jakiś czas, nie miałam jednak pojęcia, co się za tym kryje. Fakt, że mieszkał w Edynburgu, wcale nie pomagał. Chciałam poradzić się Lillian. Ponownie spojrzałam na monitor. Gorąca whisky nadal stała na stoliku kawowym, lśniła na bursztynowo w zmieniającym się
świetle rzucanym przez ogień, który płonął jasno w kominku. Widziałam tańczące płomienie, słyszałam ich trzask. Nadal gdzieś w oddali wył wiatr. Ale po Lillian nie było ani śladu.
„Daj mi chwilkę”, powiedziała. Ta chwilka już dawno minęła.
Gdzie jest Lillian?

(. . .)

Kiedy wrócił do swojego biurka, zobaczył liścik od Fergusa, który prosił, żeby do niego zajrzał. Kurwa! Szybko poszło. Pani Dillon musiała zadzwonić na komisariat i rozpętać piekło zaledwie kilka minut po tym, jak dowiedziała się o jego wizycie w Kilfernagh. Zaparzył sobie kawy i poszedł na spotkanie z Fergusem, gotowy na opieprz.
– Przypuszczam, że złożono na mnie skargę z Kilfernagh – powiedział, siadając na krześle. – Kilfernagh?
Ned powiedział mu, co się stało, i przyznał, że mógł popełnić błąd w ocenie, ale zasugerował, że powinni jeszcze raz porozmawiać z Kathleen McManus – w razie konieczności w obecności lekarza. Ale Fergus zdawał się go nie słuchać. Przedstawił podsumowanie rozwoju sprawy Lillian Murray i Ned szybko zdał sobie sprawę, że owo podsumowanie stanie się podstawą zawieszenia czynności w tej sprawie. Fergus zauważył, że przez kilka tygodni pracowali niemalże bezskutecznie. Spotkanie w Londynie nie przyniosło żadnego efektu i żaden z byłych współpracowników Lillian nie wiedział, kto mógłby się jej narzucać.
– Biorąc pod uwagę wszystkie ramy czasowe Aidan McManus musiałby mieć nadprzyrodzone moce, żeby zabić swoją dziewczynę i zdążyć pozbyć się jej ciała – mówił dalej Fergus. Ned pokiwał głową.
Fergus kontynuował: – Nikt nie widział Lillian Murray, a jedyna osoba, która mogłaby nam coś powiedzieć, nie żyje. Więc chyba musimy założyć, że Lillian uciekła.
– Fergusie, daj spokój, mam nadzieję, że nie chcesz mi powiedzieć, że zamykasz dochodzenie… Jezu, ty naprawdę to robisz! Ale to absurd. Przecież nie minął jeszcze nawet miesiąc. To prawda, że policji nie udało się ustalić nic pożytecznego. Ale co z telefonem na tydzień przed jej zaginięciem? Nie umiemy powiązać numeru z żadną osobą, ale może to ważne? I ta wiadomość, którą Orla Breslin widziała na komórce? Z inicjałami R? To z nim? Może nie mógł pogodzić się z tym, że Lillian zaczęła się spotykać z Aidanem.
Fergus westchnął. – I ten ktoś przyjechał z Londynu i na zabójstwo wybrał akurat ten wieczór, w który Aidan wyszedł z domu? – powiedział z nutką frustracji w głosie.
– Ned, policja metropolitarna sprawdziła, co się dało, nic nie mają. Nie ma ciała. Gdyby wpadła do morza albo została do niego wrzucona, już by wypłynęła. A jeśli ktoś ją przetrzymuje, trzeba się zastanowić dlaczego. Bo nie było żadnego żądania okupu.
– A Patsy McLennan? Zakładamy, że przez przypadek wszedł do płonącego domu? – Niczego nie zakładamy. Ale tak, może po prostu wszedł do tego domu w złej chwili. Ned, posłuchaj, zestawiliśmy wszystko do kupy i nie dość, że nie mamy żadnego wyraźnego obrazu, to nie mamy prawie nic. Nie możemy dalej działać po omacku.
– Czyli to koniec? Sprawa zamknięta? Media będą miały używanie.
– Nie, nie zamykamy sprawy. Oczywiście, że nie. Ale będziemy musieli trochę się wycofać. A media nie będą miały używania. Czytałeś ostatnio gazety albo oglądałeś wiadomości? Zaczęli grzebać w przeszłości Lillian Murray i uznali, że mogła być trochę rozchwiana emocjonalnie. Jej ojciec zmarł, gdy była dzieckiem, wychowywała ją matka alkoholiczka. Udało im się porozmawiać z jakimś sąsiadem, który powiedział, że Lillian i jej matka ciągle się kłóciły. Zaczyna się podejrzewać, że może Lillian doszła do wniosku, że popełniła ogromny błąd, i po prostu zniknęła…
– Mówimy o tych samych dziennikarzach, którzy obrzucili Aidana McManusa takim błotem, że prawie go pogrzebali? Do kurwy nędzy, Fergus, to najgorsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłeś, a pewnego dnia to wróci i ugryzie nas wszystkich w dupę.

(. . .)

Napięcie między Jamesem a mną było coraz większe. Chodziłam wokół niego na palcach, chciałam porozmawiać z nim o listach, które pokazał mi inspektor Moynihan, bałam się jednak, że znowu się zdenerwuje. On też podchodził do mnie z ogromną ostrożnością. Nasze rozmowy były pozbawione spontaniczności. Nie byliśmy w stanie porozmawiać spokojnie nawet o cieknącym kranie w kuchni.
Cały czas myślałam o listach, zastanawiałam się, kto je przysłał i dlaczego. To mógł być ktoś, kto pragnął sprawiedliwości dla Lillian i próbował namieszać, tak by policja ponownie otworzyła tę sprawę. Ale co by było, gdyby ten ktoś naprawdę wiedział, co się z nią stało? A jeśli tak, to dlaczego pisał anonimowe, tajemnicze listy, zamiast złożyć zeznania? A co, jeśli to właśnie ten ktoś zabił Lillian? Przypomniałam sobie dzień sprzed niemal dziesięciu lat, gdy stałam w środku spalonego domu i nagle poczułam zagrożenie, tak jakby ktoś obserwował mnie z ukrycia. A co, jeśli on obserwował mnie teraz? Od wszystkich tych rozmyślań zaczęło mi się kręcić w głowie.
Poza tym byłam zmęczona, co wcale nie pomagało mojemu mózgowi. Praca w kawiarni jest fizyczna. Nie miałam talentu ani instynktu do gotowania tak jak James. Można było wyjąć z lodówki czy spiżarni dowolne składniki, dać mu je i czekać, co wymyśli. Z pewnością zrobiłby z tego wyjątkowe i pyszne danie. Gotowania nauczył się od matki, która rozbudziła jego zainteresowanie, pozwalając mu pomagać sobie w kuchni. Moja matka wyrzucała mnie z kuchni i mówiła, że bardziej przeszkadzam, niż pomagam.
Gdy chodziło o jedzenie, to James był tym kreatywnym. To on wymyślał sałatki i gotował dania, które recenzowano w gazetach. Ja myłam stoliki i podłogi. Kroiłam warzywa, obierałam ziemniaki i zmywałam. Robiłam kawę i herbatę, gotowałam jajka i wkładałam chleb do tostera. Ale nie narzekałam. Siedzieliśmy w tym razem, a umiejętności kulinarne Jamesa były o wiele większe od moich. Marzyłam jednak, że w nie tak odległej przyszłości kawiarnia będzie przynosić taki dochód, że James będzie mógł zatrudnić personel, a ja skupię się na pracy redaktorki.
Teraz, gdy lato się skończyło i przestali odwiedzać nas turyści, spędzałam w kawiarni mniej czasu i rozwijałam swój biznes. Nadal jednak byłam wyczerpana fizyczną pracą w kawiarni, bo każda powierzchnia – stoły, podłogi i ściany – musiała być wyszorowana na błysk niezależnie od tego, czy mieliśmy gości, czy nie. Moje oczy były bardzo zmęczone, plecy i ramiona zesztywniały. Potrzebowałam przerwy, a w kawiarni panował teraz spokój. Prawdopodobieństwo tego, że ktoś wpadnie na coś więcej niż filiżankę kawy czy herbaty i ciasto było bardzo małe.
– Myślisz, że mogę już iść? – spytałam Jamesa.
– Póki jest jasno, mogłabym pobiegać.
– No pewnie. Nie zostało już dużo pracy. Wróciłam do domu, przebrałam się w strój do biegania i wyruszyłam na plażę. Pobiegłam na północ do Bellaher Point i z powrotem, próbując opróżnić głowę ze wszystkich myśli. Jednak gdy tylko zwolniłam, niepokojące myśli wywołane wizytą policjanta ponownie zaczęły napływać do mojego umysłu, więc znowu przyśpieszyłam i pobiegłam na południe w stronę przylądka.
Nie myślałam o zapadającym zmierzchu do chwili, w której uświadomiłam sobie, że bardzo szybko robi się ciemno. I wtedy dobiegłam do drewnianych schodów prowadzących do Oriel Cottage. Nagle przeraziłam się tego, że jestem tak blisko miejsca, w którym zaginęła Lillian. Widziałam, jak w oddali zbliża się do mnie coś wielkiego i ciemnego, a moje serce zaczęło walić jak szalone. Potem jednak ów kształt okazał się Aidanem, który jechał na wielkim brązowym koniu. Nie widziałam go od jakiegoś czasu. Tydzień po naszej przeprowadzce tutaj zaprosiliśmy go na kolację. Nie był to zbyt przyjemny wieczór. James od samego początku nie wykazywał zadowolenia z tego pomysłu, ponieważ z góry założył, że Aidan jest gburowatym pijakiem, i nie okazywał mu zbytniej sympatii.
A Aidan spełnił oczekiwania Jamesa, bo pojawił się wcięty i w kiepskim nastroju. – Nigdy więcej nie chcę widzieć tego palanta w naszym domu – powiedział po wszystkim James. Mnie również nie podobało się zachowanie Aidana, ale chciałam dać mu szansę. Mój powrót do Ardgreeney zapewne ożywił wiele wspomnień. Nic dziwnego, że kiepsko sobie poradził. W ciągu kilku ostatnich miesięcy zaszła w nim jednak jakaś zmiana. Gdy był u nas na kolacji, jego twarz była nabrzmiała i wyglądała niezdrowo. Teraz, gdy jechał po plaży w moją stronę, w słabym świetle widziałam, że zrzucił nadwagę. Wyglądał na szczuplejszego, bardziej umięśnionego – niemalże przystojnego. Miał jasne promienne oczy. Może coś się stało. Może kogoś poznał.

 
Wesprzyj nas