Autorka „Pikantnych historii dla pendżabskich wdów” powraca z podnoszącą na duchu, przewrotnie zabawną powieścią obyczajową – indyjskim odpowiednikiem „Powiedzmy sobie wszystko”.


Podróż życia Sióstr ShergillJej książka opowiada o rodzinie, siostrzanych więziach i dziedzictwie, które łączy ludzi pomimo dzielących ich różnic, i w pełen uroku sposób przypomina o tym, co w życiu najważniejsze.

Urodzone w Wielkiej Brytanii, ale pochodzące z Pendżabu siostry – Rajni, Jezmeen i Shirina – nigdy nie były sobie szczególnie bliskie. Już jako nastolatki darły ze sobą koty, a teraz, gdy wszystkie trzy są dorosłe, praktycznie nic ich nie łączy.

Nieuleczalnie chora na raka matka trójki sióstr kieruje do swoich córek ostatnią prośbę: kiedy umrze, mają odbyć pielgrzymkę do Złotej Świątyni w Amritsarze i rozsypać w Indiach jej prochy.

„Podróż życia Sióstr Shergill” to hinduska powieść drogi w kobiecym wydaniu.

Byłam ciekawa, jak może wyglądać taka podróż w wykonaniu kobiet narażonych na rozmaite niebezpieczeństwa w społeczeństwie zdominowanym przez mężczyzn – pisze Balli Kaur Jaswal. – Chciałam również zgłębić temat zgrzytu pomiędzy tradycją a nowoczesnością w społecznościach imigranckich, szczególnie wśród kobiet takich jak siostry Shergill, czyli przedstawicielek pierwszego pokolenia wychowanego poza granicami Indii.

Balli Kaur Jaswal
Podróż życia Sióstr Shergill
Przekład: Grażyna Woźniak
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 12 sierpnia 2020
 
 

Podróż życia Sióstr Shergill


Prolog

Najdrożsi,
jeśli czytacie te słowa, to znaczy, że mój koniec wreszcie nadszedł. Liczę na to, że nasze ostatnie wspólne chwile przebiegły spokojnie i że miałam okazję powiedzieć każdemu z was, jak bardzo was kocham. Jeśli nie, mam nadzieję, że wiecie, ile wam zawdzięczam. Jestem bardzo dumna z każdego z was i z wybranych przez was ścieżek. Miałam wielkie szczęście, mogąc patrzeć na to, jak odnosicie sukcesy i zmagacie się z losem, przeżywacie porażki i odnosicie zwycięstwa. Przeprowadzenie was od niemowlęctwa aż po dorosłość pozwoliło mi przeżyć życie wiele razy i mam wrażenie, że pomimo krótkiego pobytu na tym świecie zdołałam je bardzo dobrze poznać.
Oczywiście są jeszcze kwestie związane z moim testamentem i podziałem majątku, ale przyjdzie na nie pora. Prawnicy omówią je z wami po dopełnieniu wszystkich innych formalności. Jeśli jesteście ciekawi szczegółów już teraz, zajrzyjcie do załącznika.
Dbajcie o siebie i resztę rodzeństwa. Znajdźcie czas, nie tylko przy szczególnych okazjach, żeby umacniać rodzinne więzi. Życie nauczyło mnie, że najważniejsze jest okazywanie najbliższym, jak bardzo ich kochamy i cenimy. Nigdy o tym nie zapominajcie.

Tak brzmiał list, który starsza kobieta leżąca na łóżku obok podyktowała do swojego telefonu. Kilka razy załamał jej się głos i musiała zrobić przerwę, żeby ciężko westchnąć i wydmuchać nos. Sita Kaur Shergill ściszyła dźwięk w telewizorze, żeby wysłuchać części związanej z podziałem majątku – najbardziej interesowało ją to, co jej sąsiadka zostawi w spadku swoim dzieciom, ale treść „załącznika” okazała się jedną wielką niewiadomą. Widziała dzieci, które odwiedzały starszą kobietę – dwóch mężczyzn w średnim wieku, prawdopodobnie bliźniaków stosujących skrajnie odmienne diety, i ładną blondynkę, która wciąż powtarzała te same podnoszące na duchu słowa: „Jesteśmy przy tobie, mamo. Jesteśmy tutaj”. Często zjawiali się w szpitalu osobno, ale wychodzili z niego razem, ściskając się za ramiona i gawędząc o miejscach parkingowych albo pogarszającym się smaku kawy w szpitalnej stołówce.
Sita wcisnęła guzik wzywający pielęgniarkę, a gdy ta wreszcie się pojawiła, poprosiła ją o długopis i kartkę papieru. Był wczesny ranek przed rozpoczęciem godzin odwiedzin. Najlepszy czas na myślenie o śmierci. Ból ogarnął ciało Sity; przeniknął je od palców u stóp aż po skronie i wibrował w kościach. Nigdy jej nie opuszczał, pomimo morfiny – w lepsze dni dostrzegała go tylko kątem oka, jak czaił się w cieniu, w gorsze zaś wykręcał jej kruche ciało niczym mokry ręcznik. Tego dnia miała w sobie dość siły, żeby usiąść na łóżku; list podyktowany przez pacjentkę z sąsiedniego łóżka ją zmotywował, a pielęgniarki jakimś cudem spełniły jej prośbę w ciągu minuty.
„Moje najdroższe córki” – zaczęła pisać, po czym przerwała, marszcząc brwi. Czy kiedykolwiek zwracała się do nich w ten sposób? Wykreśliła pierwszą linijkę i zaczęła jeszcze raz. „Rajni, Jezmeen i Shirino”. Od razu lepiej – w ten sposób przynajmniej zwróci ich uwagę. Dawniej stawała u podnóża schodów i wykrzykiwała wszystkie trzy imiona, nawet jeśli chciała, żeby tylko jedna z córek zeszła na dół; w razie czego zawsze mogła znaleźć coś do roboty pozostałym dwóm. Działało to tylko przez pewien czas, do momentu, gdy Jezmeen zaczęła odkrzykiwać: „KTÓRĄ Z NAS KONKRETNIE WOŁASZ?”.

Rajni, Jezmeen i Shirino,

oto umarłam. I całe szczęście, bo miałam już dosyć tego okropnego życia – ciężkiej pracy, cierpienia i zajmowania się sobą bez żadnego cholernego powodu. Cieszcie się zdrowiem, póki wam ono dopisuje, bo jak przestanie, żadne przyjemności wam tego nie wynagrodzą.

Nie może ich zostawić z tymi słowami. Są zbyt szczere. Nigdy by jej tego nie wybaczyły. Złożyła kartkę na pół, odłożyła ją na stolik i przycisnęła długopisem, a później zamknęła oczy. Jak chciała zostać zapamiętana? Była żoną, matką, wdową i babcią. Sikhowie nie wygłaszali mów pogrzebowych, więc córki nie będą musiały spisywać listy jej mizernych osiągnięć. Czasami wydawało jej się, że wie, która z córek zapamięta ją najgorzej, kiedy indziej natomiast wmawiała sobie, że wszystkie zgodnie przyznają, iż starała się jak najlepiej.
Sita ponownie wezwała pielęgniarkę. Tym razem musiała dłużej czekać, lecz w końcu zjawiła się przy niej cienka jak wieszak dziewczyna z ciałem pokrytym tatuażami i do połowy wygoloną głową. Nie była co prawda tak życzliwa jak jej jamajska koleżanka, która czasami ściskała Sitę za rękę, mówiąc: „A teraz sobie odpocznij”, ale uśmiechnęła się, gdy Sita zadała jej pytanie:
– Ile masz lat?
– Dwadzieścia siedem – odparła. Miała wygolone zygzakowate wzory po obu stronach czaszki. Sita zastanawiała się, któremu mężczyźnie coś takiego wydałoby się atrakcyjne.
– Byłaś kiedyś w Indiach? – zapytała.
– Nigdy – odparła pielęgniarka z żalem w głosie, który ucieszył Sitę.
– Czy gdyby twoja matka poprosiła cię o coś, zrobiłabyś to dla niej?
Pielęgniarka odsunęła stolik Sity, żeby poprawić koc, który skłębił się wokół jej stóp. Musnęła przy tym palce staruszki.
– Oczywiście, że tak – odparła. – Potrzebuje pani czegoś, bo jeśli…
– W co wierzysz? – przerwała jej Sita.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
– To bardzo osobiste pytanie.
Sita zmarszczyła czoło. Nie bez powodu wolała tamtą jamajską pielęgniarkę, która nosiła na szyi cienki złoty krzyżyk wystający jej spod dekoltu w uniformie. „Dobry Boże” – sapała cicho, rozciągając plecy na koniec długiej zmiany.
– Czy możesz mi podać papier i długopis? – zapytała Sita. Gdy dziewczyna spróbowała sięgnąć do szuflady nocnej szafki, serce podskoczyło Sicie do gardła. Tylko nie tam! – Leży na stoliku – warknęła.
Chociaż pielęgniarka raczej nie zabrałaby woreczka na biżuterię, leżącego pomiędzy modlitewnikiem i ładowarką do telefonu komórkowego, Sita żyła na tym świecie już dostatecznie długo, by wiedzieć, że ostrożności nigdy za wiele. Dziewczyna przesunęła stolik z powrotem na swoje miejsce i wyszła, pewnie po to, żeby sobie pomarudzić i powiedzieć reszcie pielęgniarek, że miały rację: stara Shergill powinna wreszcie wykorkować. W zeszłym tygodniu Rajni wparowała do pokoju pielęgniarek i zmyła im głowę za to, że nie przykryły trzęsącej się z zimna Sity podczas wyjątkowo ciężkiego epizodu. „Nie obchodzi mnie, że ma już koc, zanieście jej drugi” – prawie krzyknęła jej córka, w odpowiedzi na co Sita miała ochotę rozpłakać się z wdzięczności i jednocześnie skarcić ją za zrobienie sceny.
Ból wgryzał się w jej ciało i czuła, że to będzie kiepski dzień. Córki na pewno odwiedzą ją po południu – miała nadzieję, że wszystkie trzy; Rajni w końcu zadzwoniła do Shiriny i kazała jej jak najszybciej wsiąść w samolot i przylecieć, ponieważ wyglądało na to, że dni Sity są policzone. Musiała napisać ten list, póki wciąż miała w sobie resztki sił.

Rajni, Jezmeen i Shirino,

jak zapewne pamiętacie, po zdiagnozowaniu u mnie raka miałam zamiar wybrać się na pielgrzymkę do Indii i oddać cześć naszym wspaniałym guru. Razem z lekarzami przekonałyście mnie, że to kiepski pomysł, ponieważ już wtedy było ze mną krucho, ale myślę, że taka wyprawa podniosłaby mnie na duchu, choćby nawet nie wpłynęła korzystnie na moje zdrowie.
Załączam listę miejsc – w Delhi, Amritsarze i tak dalej – które chciałabym, żebyście odwiedziły w moim imieniu, gdy mnie już nie będzie. Cała podróż zabierze Wam tydzień. Powinnyście się tam wybrać razem i wypełnić wszystkie zadania: odbyć sewę1, aby poprzez służbę innym umocnić swoją pokorę, rytualnie wykąpać się w sarovarze2 dla oczyszczenia i ochrony duszy przed chorobami i wreszcie wznieść się na najwyższe szczyty duchowości, byście doceniły ciało, które niesie was przez życie. Życzę sobie również, abyście rozsypały w Indiach moje prochy.
Chciałabym, żebyście odwiedziły miejsca, których sama nie będę miała już okazji zobaczyć. Doświadczyły prostych przyjemności, takich jak podziwianie wschodu słońca w Bramie Indii czy wspólne zjedzenie skromnej kolacji. Na następnej stronie znajdziecie szczegółowy plan. Proszę, zróbcie to dla mnie, kończąc tym samym moją ziemską podróż i kontynuując własną.

Z wyrazami miłości

wasza matka, Sita Kaur Shergill

Kiedy ponownie czytała list, litery zaczęły jej się rozmazywać przed oczami. Nagle poczuła w kościach rwący ból. Zacisnęła powieki i kurczowo chwyciła się krawędzi materaca. Pielęgniarki mogły jej podać tylko określoną ilość morfiny w ciągu doby, a żadna dawka nie wydawała się wystarczająca, żeby całkowicie uśmierzyć ból. „Jesteśmy przy tobie, mamo, jesteśmy tutaj” – wyobraziła sobie swoje córki wypowiadające słowa tamtej blondynki, kiedy pokaże im list. Łzy będą im spływały po policzkach, wezmą się za ręce i chociaż ten jeden raz będą naprawdę razem.
Kiedy ból zelżał, Sita ponownie sięgnęła po długopis i odwróciła kartkę, żeby rozpisać na niej plan wyprawy. Miejsce agonii szybko zajęła nostalgia – wspomnienia Sity dotyczące Indii zdawały się wyraźniejsze niż kiedykolwiek. Psycholog Russ, który odwiedził je w zeszłym tygodniu, twierdził, że często tak się dzieje przed śmiercią. „Myśl o niej jak o przejściu – powiedział. – Kończysz jeden etap, a zaczynasz kolejny”. Przypominając sobie te słowa, Sita jęła rozmyślać o wyprawie swoich córek do Indii. Uprze się, żeby to zrobiły – żadnych wymówek, żadnego wycofywania się. Przyjemnie było wiedzieć, że kiedy one powrócą do swoich korzeni, Sita będzie zajęta poznawaniem życia po drugiej stronie. Kto wie, ile czasu zabierze jej przyzwyczajenie się do nowego otoczenia, nawiązanie znajomości i nauka obsługi ekspresu do kawy? A jeśli spotka tam Devindera, swojego zmarłego męża? Będą mieli do nadrobienia dziesiątki lat, oczywiście gdy już zmyje mu głowę za to, że tak nagle ją zostawił.
Myśli i wspomnienia wczesnych lat małżeństwa i macierzyństwa zalały umysł Sity, redukując cierpienie do tępego bólu, który umiejscowił się w jej klatce piersiowej. Tamte czasy przepełniał chaos – Sita musiała się nauczyć, jak być żoną i matką, prowadzić gospodarstwo i przyzwyczaić się do funkcjonowania w nowym kraju. A kiedy wreszcie zaczęło jej to wychodzić, została wdową. Tylko przez krótki okres swojego życia Sita mogła się nacieszyć pełną rodziną. Dopisała kolejne punkty do planu wyprawy. Od jej ostatniej podróży do Indii minęło prawie trzydzieści lat. Tłumacząc im etapy godzenia się ze śmiercią, Russ powiedział, że niektórzy ludzie rozpaczliwie pragną cofnąć czas. Chociaż Sita uważała się za zbyt pragmatyczną, by folgować takim zachciankom, miała nadzieję, że córki zastaną Indie dokładnie takimi, jakimi je zostawiła.
Chciała im powiedzieć coś jeszcze. Przyznać się do czegoś, na co zdecydowała się po rozmowie z Russem. Będzie musiała znaleźć odpowiedni moment. O takich rzeczach nie wypadało pisać w liście; zniży głos i poprosi córki, aby podeszły bliżej. Na początku będą ją próbowały odwieść od tego pomysłu. „Nie wygłupiaj się, mamo” – powiedzą Rajni albo Shirina. „To jakiś żart, tak?” – zapyta Jezmeen, która niczego nie traktuje poważnie, nawet słów umierającej kobiety. A później wszystkie trzy zaczną protestować i wmawiać jej, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Właśnie to było najbardziej frustrujące w umieraniu; wszystkim wydawało się, że myśli Sity zasnuwa mgiełka strachu, rozpaczliwe pragnienie życia. A przecież śmierć jest jedyną pewną rzeczą na tym świecie. Aby udowodnić swoim córkom, że mówi poważnie, każe im otworzyć szufladę i wyjąć z niej woreczek na biżuterię. Zajrzyjcie do środka. Widzicie? W takim razie przestańcie się spierać z własną matką.

Rozdział 1



Wolałabym, żebyście pojechały do Indii w którymś z chłodniejszych miesięcy, ale ponieważ Rajni może wziąć urlop tylko podczas szkolnych wakacji, będziecie musiały to zrobić w lipcu lub sierpniu. Zabukujcie sobie bilety lotnicze i hotele jak najszybciej – wiem, że ostatnio byłam w Indiach ponad dwadzieścia lat temu, ale rezerwacje na ostatnią chwilę kosztują krocie.

Rajni nie miała skłonności do omdleń. Chwilę po tym, jak Anil powiedział jej o swojej dziewczynie, zastanawiała się, czy nie upozorować omdlenia, wiedziała jednak, że w ostatniej chwili wyciągnęłaby ręce, by złagodzić upadek. Nikt nie potraktowałby poważnie kobiety udającej, że mdleje. Słabe zasłabnięcie, dobre sobie.
Wpatrywała się więc w Anila, dokonując w umyśle prostych obliczeń:
36 – 18 = 18
Dziewczyna miała osiemnaście lat więcej niż jej syn.
36 ÷ 18 = 2
Dziewczyna była dokładnie dwa razy starsza od niego.
43 – 36 = 7
Dziewczyna była tylko siedem lat młodsza od Rajni.
Ostatni fakt sprawił, że zrobiło jej się niedobrze. Silny zapach niedojedzonej ryby również nie pomagał. Upiekła im na kolację trzy kawałki łososia, ponieważ dzięki kwasom tłuszczowym omega-3 wszyscy mieli dożyć setki. Czy dziewczyna Anila miała pojęcie o dobroczynnym działaniu tych kwasów? Pewnie nie.
– Daj spokój, mamo – odezwał się Anil, w odpowiedzi na co Rajni tylko pokręciła głową. Nie, nie, nie. Ten wieczór miał był szczególny: ostatnia wspólna kolacja przed jej wyjazdem do Indii. Skoro Anil wybrał akurat tę okazję, żeby powiedzieć im o swojej dziewczynie, to powinna ona być… no cóż, dziewczyną. Taką, która zwracałaby się do niej „pani Chadha” i której rodzice podchodziliby do Anila nieufnie, dopóki nie zaskarbiłby sobie ich sympatii dobrymi manierami i czystymi paznokciami.
Anil zwrócił się do Kabira:
– Tato – powiedział lekko rozpaczliwym tonem, dobitnie świadczącym o tym, że już wcześniej rozmawiali na ten temat bez niej. Przez twarz Kabira przemknął cień poczucia winy. Zerknął ukradkiem na Rajni.
– Wiedziałeś o tym? – zapytała męża. – Od jak dawna?
Kabir miał cienkie wargi, które prawie znikały, kiedy coś go zasmuciło.
– Przyszedł do mnie dziś rano – wyznał. – Pakowałaś się przed podróżą i nie chciałem ci przeszkadzać.
Kolacja – ranek = cały dzień.
Rajni spiorunowała Kabira wzrokiem, który zwykle rezerwowała dla niegrzecznych uczniów wysyłanych do jej gabinetu.
– I co o tym myślisz? Zechcesz się ze mną podzielić swoją opinią?
– Oczywiście jestem zaniepokojony, lecz Anil ma już tyle lat, że może podejmować własne decyzje.
– Zaniepokojony? Niepokoić to się można wtedy, gdy pani Willis nie ma siły wystawić swoich kontenerów na chodnik. Tu chodzi o naszego syna, Kabirze. Raptem kilka tygodni temu skończył szkołę średnią, a teraz informuje nas, że chce zamieszkać z kobietą dwa razy starszą od siebie! – Gdzie w ogóle zdołał poznać trzydziestolatkę? Nagle przyszło jej do głowy coś strasznego. – Chyba nie była twoją nauczycielką, co?
– Nigdy w życiu – oburzył się Anil. Rajni ciężko westchnęła. Całe szczęście. Zawsze martwiła się o Cass Finchley, nauczycielkę muzyki, która kołysała się nieco zbyt sugestywnie na skraju parkietu podczas pilnowania uczniów na szkolnych balach.
Kabir odchrząknął.
– Anilu, twoja matka i ja wróżymy ci świetlaną przyszłość. Nie chcemy, żebyś ją zaprzepaścił przez jakiś… romans.
– To nie jest żaden romans – odparł Anil. – Myślimy o sobie poważnie.
– Na pewno tak sądzisz, ale wcześniej czy później pojawią się problemy, synu. – Rajni zawsze czuła się wzruszona, kiedy Kabir zwracał się do Anila per synu. Było to staroświeckie, urocze i robiło jej się od tego cieplej na sercu. Teraz wypowiedział to słowo takim tonem, jakby zapomniał, co ono właściwie znaczy.
– Wszystkie przeszkody da się jakoś pokonać, prawda? – odparł Anil.
– Wszystkie? – powtórzyła za nim jak echo Rajni.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Wywodzimy się z tej samej kultury. Mamy siebie. Ludzie zawsze powtarzają, że to najważniejsze.
– Pochodzicie z dwóch kompletnie różnych pokoleń. Ona jest dorosłą kobietą, a ty chłopcem! Równie dobrze moglibyście przylecieć z innych planet.
– Wszystkie przeszkody da się pokonać – powtórzył twardo Anil. Z tą swoją zaciśniętą szczęką tak bardzo przypominał Kabira, że Rajni miała ochotę zawiesić całą tę kłótnię i pobiec po aparat. Podobno ludzie zawsze robią najwięcej zdjęć swoim pierworodnym dzieciom. A że Anil był ich pierwszym i jedynym dzieckiem, Rajni pstrykała mu fotki bez strachu o to, że jego rodzeństwo poczuje się pominięte. Ich dom był kapliczką poświęconą dzieciństwu Anila, pełną portretów i obrazów malowanych palcami, a także ołówkowych kresek na ścianach dokumentujących, w jakim tempie rósł przez wszystkie te lata.
Lamenty nad przyszłością Anila powoli stawały się coroczną tradycją w ich rodzinie. W zeszłe lato kłócili się o to, że Anil postanowił nie zdawać na studia – chciał zrezygnować z nauki po skończeniu szkoły średniej. „W tych czasach i tak wszystkiego można się dowiedzieć z internetu, prawda?” – zapytał. Rajni wyszła z pokoju, a gdy wróciła, Kabir zapewnił ją, że przemówi ich synowi do rozsądku. Po wielu miesiącach osiągnęli wreszcie kompromis: Anil złoży papiery na studia, ale zrobi sobie rok przerwy od nauki. Miał w tym czasie znaleźć pracę (jego rodzice liczyli na to, że uświadomi sobie, jak ciężko pracują ludzie bez dyplomu wyższej uczelni), ale później zmarła jego babcia i zostawiła mu niewielki spadek, zamieniając rok przerwy od nauki w płatne wakacje.
– Zastanów się nad tym przez chwilę, Anilu – odezwał się Kabir. – Ta kobieta z pewnością jest już w takim wieku, że będzie się chciała ustatkować.
– Właśnie dlatego chcemy razem zamieszkać.
– Ale czy rozumiesz, co to dla niej znaczy?
Anil zacisnął palce na oparciu stojącego przed nim krzesła. Jego rewelacje poderwały całą trójkę na równe nogi, więc teraz stali nad talerzami z niedokończonym posiłkiem. Rajni po raz kolejny uderzył w nos łososiowy zapach. Pozbierała ze stołu talerze i wyniosła je do kuchni.
– Doskonale wiem, czego pragnie Davina – zapewnił ich Anil.
Kiedy Rajni wyrzucała resztki kolacji do kosza, nawiedził ją niechciany obraz syna kotłującego się w łóżku z doświadczoną kobietą. Przestań, upomniała się w myślach. Rozejrzała się za czymś – czymkolwiek – na czym mogłaby skupić uwagę. Na blacie leżała ulotka zostawiona poprzedniego wieczoru przez świadków Jehowy. Tylko zawracali ludziom głowę, ale nie potrafiła im zamknąć drzwi przed nosem – mieli takie blade policzki i imponująco wykrochmalone kołnierzyki. „W tym momencie jestem zajęta, ale może zostawicie mi coś do poczytania” – zaproponowała im na otarcie łez, choć wiedziała, że za dzień czy dwa ulotka trafi do kosza. „WASZE CIERPIENIA WKRÓTCE DOBIEGNĄ KOŃCA” – głosił nagłówek nad obrazkiem przedstawiającym zalaną słońcem zieloną łąkę. Jakie to musi być miłe, mieć taką pewność. Słowa z ulotki przyniosły Rajni chwilę ukojenia, po której znowu wróciła do rzeczywistości.
– Kobieta w tym wieku szuka sobie partnera na całe życie – odezwał się do syna Kabir.
– To nie jest tylko jakaś fraza, tato. – Miał na myśli „fazę”. Rajni była zbyt zdenerwowana, żeby go poprawiać, ale postanowiła wyjaśnić mu później różnicę.
Weszła zdecydowanym krokiem do salonu.
– Tik-tak! – krzyknęła, niemal przyprawiając bliskich o atak serca. – Kobiety po trzydziestce ciągle to słyszą, nawet jeśli nie chcą mieć dzieci. „Zafunduj sobie jedno, zanim będzie za późno”.
(Chociaż w jej przypadku brzmiało to raczej: „Zafunduj sobie kolejne dziecko, chyba nie chcesz poprzestać na jednym? Dokończ to, co zaczęłaś! Wolisz, żeby twój syn był jedynakiem?”. Tak jakby nie próbowali z Kabirem do momentu, aż seks stał się dla nich kolejnym rutynowym obowiązkiem, takim jak pranie czy płacenie rachunków za wodę).
– Właśnie – przyznał jej rację Kabir. – Presja społeczna. Silniejsza, niż mogłoby ci się wydawać, Anilu, szczególnie wśród dorosłych.
– Jedynymi ludźmi, którzy próbują na nas wywierać presję, jesteście wy. Poradzimy sobie z Daviną.
– A więc jeśli jutro zechce mieć dziecko, nie będzie ci to przeszkadzało? Zrezygnujesz z podróży i wieczornych wypadów na miasto z kolegami? – zapytał Kabir.
To go powinno ostudzić, pomyślała Rajni, widząc malujący się na twarzy syna niepokój. Anil planował wakacje w Europie: narty w Bułgarii, skakanie z wyspy na wyspę w Grecji, robienie Bóg wie czego w Amsterdamie.
– Owszem. Zrezygnuję z tego wszystkiego – odparł cicho, zaciskając palce na oparciu krzesła.

 
Wesprzyj nas