Robert Forczyk w książce “Fall Weiss” demaskuje mity narosłe wokół najazdu Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku.


Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939Robert Forczyk, wykorzystując bogate doświadczenie historyka i oficera US Army, demaskuje mity narosłe wokół najazdu Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku, któremu niemieccy sztabowcy nadali kryptonim Fall Weiss (Wariant biały). Mity oparte na propagandzie, przekłamaniach zachodnich i radzieckich wojskowych i polityków, lenistwie historyków.

Autor udowadnia, że Fall Weiss nie był modelowym przykładem blitzkriegu, lecz dość konwencjonalną kampanią, podczas której Wehrmacht dopiero się uczył, jak wykorzystywać w walce czołgi i bombowce nurkujące. Przedstawia rozwój polskiej doktryny militarnej, organizację armii, koncepcje rozbudowy przemysłu zbrojeniowego, projekty produkcji nowych rodzajów uzbrojenia i sprzętu, działania wywiadu. Dowodzi, że Wojsko Polskie było dobrze uzbrojone i wyposażone, walczyło odważnie, ale wytyka także polskie błędy militarne, polityczne i gospodarcze, które wraz z radziecką inwazją doprowadziły do klęski.

Choć jednak Niemcy i Związek Radziecki wspólnie pokonali Polskę, naród polski nie stracił bojowego ducha, a liczni żołnierze i lotnicy kontynuowali walkę na innych frontach.

***

Doskonałe podsumowanie polskiej kampanii 1939
Russ Lockwood, www.hmgs.organizację

Robert Forczyk jest uznanym autorytetem w kwestiach historii militarnej, II wojny światowej, broni pancernej. Jest autorem kilkudziesięciu książek, m.in. dwutomowego opracowania Wojna pancerna na froncie wschodnim. Przez 18 lat pełnił służbę w siłach lądowych USA jako czołgista i oficer zwiadu, zakończył ją w stopniu podpułkownika. Uzyskał doktorat w zakresie stosunków międzynarodowych i bezpieczeństwa narodowego. Obecnie jest konsultantem w Waszyngtonie.

Robert Forczyk
Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939
Przekład: Jan Szkudliński
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 11 sierpnia 2020
 
 

Fall Weiss. Najazd na Polskę 1939


Wstęp


My, Polacy, nie rozu­miemy wojny jako sym­bolu, ale jak praw­dziwą walkę.
Wła­dy­sław Sikor­ski, pre­mier pol­skiego rządu na uchodź­stwie, 1941 r.

Stan­dar­dowa opo­wieść o II woj­nie świa­to­wej roz­po­czyna się od stwier­dze­nia, że we wrze­śniu 1939 roku Adolf Hitler naka­zał ude­rzyć na Pol­skę, ale liczył na to, że będzie to lokalny kon­flikt i że póki co zdoła unik­nąć wojny euro­pej­skiej. Jego dzia­ła­nie jed­nak roz­pę­tało w isto­cie więk­szy kon­flikt, ponie­waż Wielka Bry­ta­nia i Fran­cja dotrzy­mały zło­żo­nych gwa­ran­cji bez­pie­czeń­stwa dla Pol­ski i zde­cy­do­wały się wypo­wie­dzieć Niem­com wojnę po tym, jak Hitler zigno­ro­wał ulti­mata wzy­wa­jące do prze­rwa­nia najazdu. Angiel­sko-fran­cu­skie wypo­wie­dze­nie wojny miało cha­rak­ter głów­nie sym­bo­liczny, zamie­rzano dać Hitle­rowi do zro­zu­mie­nia, że zachod­nie demo­kra­cje nie będą dłu­żej tole­ro­wać jego agre­syw­nego zacho­wa­nia ani łama­nia obiet­nic dyplo­ma­tycz­nych. Ta opo­wieść była wygodna, ponie­waż winą za roz­pę­ta­nie wojny obcią­żała wyłącz­nie Hitlera i uspra­wie­dli­wiała alian­tów zachod­nich, któ­rzy mieli zro­bić wszystko, co w ich mocy, by powstrzy­mać faszy­stow­ską agre­sję. Pol­ska potrak­to­wana została tutaj jako pechowy męczen­nik, a o zła­ma­nych przez alian­tów obiet­nicach zapo­mniano.

Nie­stety ta stan­dar­dowa opo­wieść była jedy­nie wer­sją opartą na wojen­nej pro­pa­gan­dzie oraz powojen­nej koniecz­no­ści unik­nię­cia kon­fliktu ze Związ­kiem Radziec­kim. W rze­czy­wi­sto­ści Niemcy i Zwią­zek Radziecki, dzia­ła­jąc w poro­zu­mie­niu, napa­dły na Pol­skę we wrze­śniu 1939 roku, lecz alianci zachodni posta­no­wili uznać jedy­nie agre­sję Hitlera. Co wię­cej, alianc­kie obiet­nice udzie­le­nia woj­sko­wej pomocy dla Pol­ski ni­gdy nie były szczere i zachodni przy­wódcy wie­lo­krot­nie zanie­dby­wali ochrony suwe­ren­no­ści i inte­gral­no­ści tery­to­rial­nej Pol­ski w póź­niej­szych nego­cja­cjach ze Związ­kiem Radziec­kim. Pol­ska nie była męczen­ni­kiem za sprawę alian­tów, ale ofiarą zarówno swych wro­gów, jak i przy­ja­ciół, choć zapła­ciła wysoką cenę pod Tobru­kiem, na Monte Cas­sino, Mont Ormel, pod Fala­ise i Arn­hem. Pod­pi­su­jąc 23 sierp­nia 1939 roku pakt Rib­ben­trop–Moło­tow, Hitler i Sta­lin zagrali alian­tom na nosie. W ich zamie­rze­niach to dyplo­ma­tyczne poro­zu­mie­nie miało pozwo­lić im na zaję­cie tery­to­riów innych kra­jów. Hitler pra­gnął znisz­czyć Pol­skę, żeby na krótką metę unik­nąć wojny na dwa fronty, a następ­nie zwy­cię­żyć w póź­niej­szej euro­pej­skiej woj­nie prze­ciw angiel­sko-fran­cu­skiej koali­cji. Sta­lin nato­miast pra­gnął dopro­wa­dzić do wojny powszech­nej – wyko­rzy­stu­jąc jako swe narzę­dzie nie­miecki mili­ta­ryzm – żeby wystar­cza­jąco osła­bić Zachód przed pla­no­waną radziecką eks­pan­sją w zruj­no­wa­nej Euro­pie. Choć Hitler i Sta­lin róż­nili się pra­wie we wszyst­kim, podzie­lali silne pra­gnie­nie znisz­cze­nia pań­stwa pol­skiego i zła­ma­nia na zawsze pol­skiego ducha. Pań­stwo pol­skie, sza­nu­jące wykształ­ce­nie i wol­ność myśli, było zaprze­cze­niem pre­fe­ro­wa­nych przez nich tota­li­tar­nych zasad. Powo­jenne twier­dze­nia komu­ni­stów, że pakt Rib­ben­trop–Moło­tow był smutną koniecz­no­ścią nie­zbędną Związ­kowi Radziec­kiemu do zyska­nia czasu przy przy­go­to­wa­niach do nie­uchron­nego star­cia z Trze­cią Rze­szą, nie trzy­mają się kupy, ponie­waż Sta­lin miał moż­li­wość pod­pi­sa­nia poro­zu­mie­nia z Wielką Bry­ta­nią i Fran­cją, lecz z miej­sca ją odrzu­cił. Gdyby Moło­tow pod­pi­sał pakt z alian­tami, Hitler sta­nąłby przed per­spek­tywą wojny na dwa fronty, na którą w latach 1939–1940 Niemcy nie mogły sobie pozwo­lić. Pakt z alian­tami także dałby Związ­kowi Radziec­kiemu czas na przy­go­to­wa­nia, ale bez zdo­by­czy tery­to­rial­nych w Euro­pie Wschod­niej. Dla­tego też twier­dzę, że Hitler i Sta­lin pono­szą równą odpo­wie­dzial­ność za wybuch II wojny świa­to­wej, a ich tajne poro­zu­mie­nie o podziale Europy Wschod­niej było naj­więk­szym zbrod­ni­czym spi­skiem XX wieku, spi­skiem, który milio­nom ludzi przy­niósł śmierć lub nie­wol­ni­czą pracę.

Na jakość prac histo­rycz­nych o losach Pol­ski pod­czas II wojny świa­to­wej nie wpły­nął też pozy­tyw­nie fakt, że zachodni alianci nie wie­dzieli o usta­le­niach taj­nego pro­to­kołu pod­pi­sa­nego przez Rib­ben­tropa i Moło­towa w sierp­niu 1939 roku – poznali je dopiero po odna­le­zie­niu w 1945 roku egzem­pla­rza w zdo­by­tych nie­miec­kich archi­wach. Choć w 1941 roku wiele pośred­nich dowo­dów wska­zy­wało na nie­miecko-radziecką zmowę celem znisz­cze­nia Pol­ski, alianci nie chcieli poważ­nie roz­wa­żać tej moż­li­wo­ści, bo bali się draż­nić swego nowego sojusz­nika. Nawet po woj­nie łatwiej było angiel­skim i ame­ry­kań­skim histo­ry­kom umniej­szać zna­cze­nie nie­miecko-radziec­kiej zmowy w najeź­dzie na Pol­skę i w ten spo­sób uni­kać obcią­ża­nia Sowie­tów odpo­wie­dzial­no­ścią za wybuch wojny. Tym­cza­sem histo­rycy radzieccy zaprze­czali ist­nie­niu taj­nego pro­to­kołu przez 50 lat, aż do sierp­nia 1989 roku1. W kwiet­niu 1990 roku rząd radziecki przy­znał się nawet do zbrodni katyń­skiej – do tego, że Sta­lin kazał roz­strze­lać 20 tysięcy poj­ma­nych pol­skich jeń­ców. Jesz­cze bar­dziej pod­kre­ślało to podo­bień­stwo metod sto­so­wa­nych przez Trze­cią Rze­szę i Zwią­zek Radziecki do likwi­da­cji wro­gów swych reżi­mów. Z punktu widze­nia Pol­ski – któ­rej oby­wa­tele byli w latach 1939–1941 wię­zieni i przez Gestapo, i przez NKWD – nie było ni­gdy żad­nych wąt­pli­wo­ści co do tego, że Niemcy i Zwią­zek Radziecki były rów­nie winne roz­po­czę­cia agre­syw­nej wojny w celu znisz­cze­nia pań­stwa pol­skiego.

Choć II wojna świa­towa w Euro­pie roz­po­częła się od najazdu na Pol­skę – nazwa­nego przez Niemcy Fall Weiss (Wariant biały) – do nie­dawna prze­bieg tej kam­pa­nii nie był dobrze opi­sany w zachod­niej histo­rio­gra­fii. Więk­szość opra­co­wań histo­rycz­nych przed­sta­wia­ją­cych całą wojnę (na przy­kład prace Basila Lid­della Harta, Johna Keegana, Maxa Hastingsa) poświę­cała tylko kilka stron kam­pa­nii pol­skiej 1939 roku, czę­sto ogra­ni­cza­jąc się do uogól­nień o szyb­kim roz­bi­ciu Woj­ska Pol­skiego. Tym­cza­sem wojenna pro­pa­ganda nie­miecka na temat tej kam­pa­nii – któ­rej celem było stwo­rze­nie obrazu nie­zwy­cię­żo­nego Wehr­machtu – na­dal wpływa nawet na poważne prace. Bada­nia histo­ryczne nad kam­pa­nią pol­ską były poważ­nie utrud­nione z kilku powo­dów. Po pierw­sze, nie­zna­jo­mość języka pol­skiego i pol­skich źró­deł utrud­niała wyko­rzy­sta­nie mate­ria­łów tej strony kon­fliktu. Choć Cen­tralne Archi­wum Woj­skowe w 1939 roku ewa­ku­owano na Zachód, zostało odtwo­rzone w War­sza­wie w cza­sach domi­na­cji radziec­kiej, co utrud­niało korzy­sta­nie z niego aż po lata 90. XX wieku. Dru­gim istot­nym czyn­ni­kiem wpły­wa­ją­cym na bada­nia prze­biegu Fall Weiss jest zde­kom­ple­to­wa­nie nie­miec­kich źró­deł woj­sko­wych z tej kam­pa­nii. Wiele nie­miec­kich dzien­ni­ków dzia­łań bojo­wych szcze­bla dywi­zji i kor­pusu zostało uszko­dzo­nych lub znisz­czo­nych w cza­sie alianc­kich nalo­tów. Sporo stron zacho­wa­nych w archi­wach jest nad­pa­lo­nych, a nie­które dywi­zyjne Kriegstagebücher (dzien­niki dzia­łań wojen­nych, KTB) za rok 1939 w ogóle się nie zacho­wały. Z powodu względ­nego braku ofi­cjal­nej doku­men­ta­cji i nad­mier­nego korzy­sta­nia ze źró­deł nie­miec­kich wiele błęd­nych poglą­dów na prze­bieg kam­pa­nii pol­skiej utrwa­liło się na dzie­siątki lat, mimo prób ich sko­ry­go­wa­nia. Oto trzy naj­waż­niej­sze błędne prze­ko­na­nia na temat kam­pa­nii:

Luft­waffe zdo­łała znisz­czyć pol­skie Lot­nic­two Woj­skowe pierw­szego dnia wojny, w więk­szo­ści na ziemi.
Pol­ska dok­tryna wojenna była głu­pia, prze­sta­rzała i nazbyt oparta o kawa­le­rię, czego dowo­dzą szarże pol­skiej kawa­le­rii na nie­miec­kie czołgi.
Woj­sko Pol­skie było uzbro­jone w prze­sta­rzały sprzęt i nie­zdolne do pro­du­ko­wa­nia nowo­cze­snej broni.

Przy­kła­dem pierw­szego błęd­nego poglądu było stwier­dze­nie Mar­tina Gil­berta w jego histo­rii wojny z 1989 roku, iż „naloty znisz­czyły więk­szość lot­nic­twa obroń­ców na lot­ni­skach”2. Nawet pod­sta­wowa praca Donalda Watta How War Came głosi coś podob­nego3. Rok póź­niej John Keegan napi­sał, że „wie­czo­rem 1 wrze­śnia pol­skie lot­nic­two w więk­szo­ści prze­stało ist­nieć; wiele samo­lo­tów zostało zasko­czo­nych na ziemi i znisz­czo­nych przez Luft­waffe”4. W swej monu­men­tal­nej histo­rii II wojny świa­to­wej wyda­nej w 1994 roku Geh­rard Wein­berg utrzy­my­wał, że „w pierw­szych dniach kam­pa­nii Luft­waffe zmio­tła z nieba nie­liczne nowo­cze­sne samo­loty posia­dane przez pol­skie lot­nic­two”5. Antony Beevor powtó­rzył twier­dze­nia o znisz­cze­niu pol­skiego lot­nic­twa w swej histo­rii II wojny z 2012 roku, pisząc: „Luft­waffe, wyeli­mi­no­waw­szy więk­szość pol­skiego lot­nic­twa [pierw­szego dnia], sku­piło się na bli­skim wspar­ciu dla wojsk lądo­wych Wehr­machtu”6. W rze­czy­wi­sto­ści pol­skie lot­nic­two utra­ciło pierw­szego dnia wojny tylko 7 pro­cent swych spraw­nych samo­lo­tów i brało czynny udział w wal­kach łącz­nie przez 17 dni – aż do najazdu radziec­kiego.

Drugi błędny pogląd o pol­skiej dok­try­nie i tak­tyce opiera się na nie­miec­kiej pro­pa­gan­dzie o pol­skich kawa­le­rzy­stach szar­żu­ją­cych na czołgi. Choć histo­rycy spe­cja­li­zu­jący się w dzie­jach wojen wie­dzą, że twier­dze­nia te są fał­szywe, były one wie­lo­krot­nie powta­rzane. Ame­ry­kań­ski histo­ryk Han­son Bal­dwin napi­sał w 1976 roku, że „wspa­niali żoł­nie­rze Pomor­skiej Bry­gady Kawa­le­rii ginęli dzie­siąt­kami, szar­żu­jąc na nie­miec­kie czołgi”7. Mit ten oparty jest na dobrze udo­ku­men­to­wa­nej drob­nej potyczce pod Kro­jan­tami 1 wrze­śnia 1939 roku, w któ­rej nie­miec­kie czołgi w ogóle nie brały udziału. Nawet sławny bry­tyj­ski histo­ryk Richard J. Evans stwier­dził w 2009 roku, że „opo­wie­ści o pol­skich szwa­dro­nach kawa­le­rii sza­leń­czo szar­żu­ją­cych na nie­miec­kie oddziały pan­cerne były naj­pew­niej zmy­ślone”, co brzmiało tak, jakby mit ten nie był tak zupeł­nie nie­praw­dziwy8. Poza tym nie­któ­rzy histo­rycy gło­sili, że nawet jeśli do takich szarż nie doszło, pol­ska dok­tryna mili­tarna była bez­radna w warun­kach nowo­cze­snej wojny, zwłasz­cza prze­ciwko czoł­gom i samo­lo­tom.

Trzeci błędny pogląd na temat prze­sta­rza­ło­ści pol­skiej broni wciąż się utrzy­muje, dzięki leni­stwu zachod­nich bada­czy. Wein­berg stwier­dził, że Woj­sko Pol­skie cier­piało na „brak nowo­cze­snej broni, bez żad­nych moż­li­wo­ści wypro­du­ko­wa­nia jej w Pol­sce czy też naby­cia za gra­nicą”. Stwier­dził też, że pol­ski „prze­mysł nie był jesz­cze w sta­nie wypro­du­ko­wać samo­lo­tów, czoł­gów i dział nie­zbęd­nych do powstrzy­ma­nia nie­miec­kiego ataku”9. Beevor napi­sał, że „poważną sła­bo­ścią Woj­ska Pol­skiego było (…) prze­sta­rzałe uzbro­je­nie”10. W rze­czy­wi­sto­ści Woj­sko Pol­skie nie tylko miało sporo naj­no­wo­cze­śniej­szych wów­czas dzia­łek prze­ciw­pan­cer­nych Boforsa kali­bru 37 mm i dzia­łek prze­ciw­lot­ni­czych kali­bru 40 mm, ale i eks­por­to­wało je do Wiel­kiej Bry­ta­nii latem 1939 roku11. Richard Evans twier­dził, że Pol­ska „posia­dała nie­wiele czoł­gów i nie­wiele nowo­cze­snego sprzętu, (…) posia­dała led­wie 100 dział prze­ciw­lot­ni­czych do obrony całego kraju”. W rze­czy­wi­sto­ści pol­skie siły zbrojne miały w chwili wybu­chu wojny łącz­nie 358 nowo­cze­snych dzia­łek 40 mm i 52 działa prze­ciw­lot­ni­cze 75 mm12. Pol­ski czołg lekki 7TP był lep­szy od więk­szo­ści lekko uzbro­jo­nych czoł­gów nie­miec­kich, a lepiej uzbro­jone modele miały wejść do pro­duk­cji w końcu 1939 roku. Opra­co­wy­wano modele czoł­gów śred­nich i cięż­szej arty­le­rii, które miały wejść do służby w roku 1940. Woj­sko Pol­skie miało wię­cej czoł­gów uzbro­jo­nych w działka niż Bry­tyj­skie Siły Eks­pe­dy­cyjne we Fran­cji na początku wojny, ale żaden histo­ryk ni­gdy nie okre­ślił tych sił jako wypo­sa­żo­nych w prze­sta­rzałą broń. Pol­ski prze­mysł zbu­do­wał bom­bo­wiec PZL-37 Łoś, który był lep­szy od bry­tyj­skiego Blen­he­ima czy nie­miec­kiego Do 17. Pol­ski ręczny kara­bin maszy­nowy wz. 28 był zmo­dy­fi­ko­waną wer­sją kara­binu BAR (Brow­ning Auto­ma­tic Rifle), któ­rego ame­ry­kań­ska pie­chota miała uży­wać do końca wojny. Jedy­nym rodza­jem uzbro­je­nia, w któ­rym strona pol­ska wyraź­nie ustę­po­wała, były nowo­cze­sne myśliwce, które mogłyby się prze­ciw­sta­wić Mes­ser­sch­mit­tom Bf 109 Luft­waffe, ale lot­nic­two fran­cu­skie i radziec­kie było w roku 1939 w tej samej sytu­acji. Wedle ówcze­snych stan­dar­dów Woj­sko Pol­skie posia­dało nowo­cze­sną broń, jed­nak w ilo­ściach nie­wy­star­cza­ją­cych dla powstrzy­ma­nia zma­so­wa­nego najazdu z dwóch stron.

Choć pol­skie trud­no­ści sprzę­towe są czę­sto pod­kre­ślane, rzadko wspo­mina się o tym, że na długo przed wojną pol­skiemu wywia­dowi udało się zła­mać nie­miecki sys­tem łącz­no­ści szy­fro­wa­nej przy uży­ciu maszyny Enigma – co było jed­nym z wiel­kich wyczy­nów tech­nicz­nych tej wojny. Pol­ska prze­ka­zała ten sekret Anglii gra­tis, nie otrzy­mu­jąc w zamian żad­nego finan­so­wego ani mate­rial­nego wspar­cia dla swego wysiłku wojen­nego.

Tym­cza­sem dzia­ła­nia Wehr­machtu w Pol­sce zwy­kle pre­zen­tuje się jako przy­kład rewo­lu­cji w tak­tyce i tech­nice woj­sko­wej, pomi­ja­jąc jego wiel­kie uza­leż­nie­nie od prze­ję­tego sprzętu cze­cho­sło­wac­kiego oraz fakt, że więk­szość nie­miec­kiej arty­le­rii miała trak­cję konną (tak jak jesz­cze w 1945 roku). Nie­miecki najazd poja­wia się na stro­nach ksią­żek histo­rycz­nych jako ele­gancka ope­ra­cja, ska­zana na suk­ces, w któ­rej dywi­zje pan­cerne postę­po­wały naprzód w wiel­kim tem­pie, two­rząc klesz­cze wokół Pola­ków. W rze­czy­wi­sto­ści trzy dni po roz­po­czę­ciu walk Obe­rkom­mando des Heeres (OKH, Naczelne Dowódz­two Wojsk Lądo­wych) posta­no­wiło zmo­dy­fi­ko­wać plan, kie­ru­jąc XIX Kor­pus Armijny (zmo­to­ry­zo­wany) gene­rała wojsk pan­cer­nych Heinza Gude­riana z kie­runku war­szaw­skiego na Brześć nad Bugiem. Zamknię­cie wiel­kich klesz­czy pod War­szawą – które wid­nieje na wielu mapach – w rze­czy­wi­sto­ści ni­gdy nie nastą­piło. Sławne dywi­zje pan­cerne – czę­sto przed­sta­wiane jako nie­po­wstrzy­mane w latach 1939–1940 – ponio­sły sze­reg pora­żek tak­tycz­nych w cza­sie krót­kiej kam­pa­nii pol­skiej, jak Dywi­zja Pan­cerna „Kempf” pod Mławą 1 wrze­śnia czy 4. Dywi­zja Pan­cerna na przed­mie­ściach War­szawy 9 wrze­śnia. O jesz­cze bar­dziej kata­stro­fal­nych star­ciach pod Rusz­kami i Kier­no­zią 16 wrze­śnia zupeł­nie się nie wspo­mina w ist­nie­ją­cych pra­cach anglo­ję­zycz­nych. Gdy tylko Niemcy pró­bo­wali ata­ko­wać czoł­gami umoc­nie­nia czy mia­sta, rezul­taty były nie­odmien­nie mizerne. Po bliż­szemu przyj­rze­niu się naj­now­szym pra­com można zauwa­żyć, że Beevor, Evans, Hastings, Keegan i Wein­berg opie­rali się głów­nie na rela­cjach nie­miec­kich, a nie wyko­rzy­stali żad­nych źró­deł w języku pol­skim. Dotych­czas tylko nie­wiele prac histo­rycz­nych, jak The Polish Cam­pa­ign 1939 (1985) Ste­vena Zalogi i Vic­tora Madeja czy Zdra­dzona Pol­ska (2009) Davida G. Wil­liam­sona, sta­rały się przed­sta­wić bar­dziej zrów­no­wa­żony obraz kam­pa­nii. Książka Case White (2017) Wil­liama Russa jest bez­cen­nym źró­dłem, ale sku­pia się wyłącz­nie na stro­nie nie­miec­kiej i wystę­pują w niej istotne braki. Blitz­krieg w Pol­sce (2008) Richarda Har­gre­avesa oparty jest nie­mal wyłącz­nie na ówcze­snych źró­dłach nie­miec­kich i zawiera sporą dozę wojen­nej pro­pa­gandy. Dla­tego leni­stwo lub jed­no­stronne bada­nia pozwo­liły wojen­nej pro­pa­gan­dzie i ste­reo­ty­pom ukształ­to­wać obraz kam­pa­nii pol­skiej 1939 roku jako cze­goś w rodzaju nie­malże defi­lady zwy­cię­stwa Wehr­machtu.

Nic nie znie­kształ­ciło bar­dziej pamięci o dzia­ła­niach nie­miec­kich w Pol­sce niż uży­wa­nie przez histo­ry­ków sztucz­nego ter­minu „blitz­krieg”, który przed­kła­dał zna­cze­nie tech­niki nad dok­trynę, tak­tykę, orga­ni­za­cję i samo dowo­dze­nie na polu walki. Wehr­macht dowie­dział się cze­goś o tak­tyce małych oddzia­łów lądo­wych i lot­ni­czych z walk Legionu Con­dor w Hisz­pa­nii w latach 1936–1939, ale te siły były zbyt małe, by mogły posłu­żyć jako przy­kład dzia­łań ope­ra­cyj­nych. Dla­tego kam­pa­nia pol­ska była dla nie­miec­kich Heer (wojsk lądo­wych) i Luft­waffe wiel­kim eks­pe­ry­men­tem. Wiele kwe­stii orga­ni­za­cyj­nych i wiele metod wciąż pozo­sta­wało nie­usta­lo­nych. Na początku kam­pa­nii nie zde­cy­do­wano, czy naj­le­piej uży­wać czoł­gów jako nie­za­leż­nej siły ude­rze­nio­wej, czy też do bez­po­śred­niego wspar­cia jed­no­stek pie­choty. Nawet dywi­zje zme­cha­ni­zo­wane znaj­do­wały się w fazie przej­ścio­wej; dywi­zje pan­cerne miały zbyt wiele czoł­gów, a za mało pie­choty, nato­miast leichte-Divi­sio­nen (dywi­zje lek­kie) szybko oka­zały się mało przy­datne. Z kolei Luft­waffe nie współ­pra­co­wała z oddzia­łami lądo­wymi aż tak spraw­nie, jak twier­dzili nie­mieccy pro­pa­gan­dy­ści. Wedle współ­cze­snej ter­mi­no­lo­gii Wehr­macht we wrze­śniu 1939 roku był „wer­sją beta”, w któ­rej wciąż ist­niało wiele błę­dów tech­nicz­nych, ope­ra­cyj­nych i orga­ni­za­cyj­nych. W odróż­nie­niu od innych kam­pa­nii Heer nie był wtedy woj­skiem otrza­ska­nym w bojach i musiał uży­wać w ofen­sy­wie zbie­ra­niny sił poli­cyj­nych i gra­nicz­nych. Wyżsi ofi­ce­ro­wie OKH mieli uza­sad­nione obawy co do morale żoł­nie­rzy, o czym mel­do­wali Hitle­rowi. Więk­szość żoł­nie­rzy nie­miec­kich bio­rą­cych udział w Fall Weiss nie wie­działa pra­wie do ostat­niej chwili, że idzie na wojnę; powie­dziano im, że cze­kają ich roz­sze­rzone manewry. Kom­pa­nia pie­choty mor­skiej wyzna­czona do zdo­by­cia pla­cówki Wester­platte w por­cie gdań­skim zabrała ze sobą ćwi­czebne gra­naty moź­dzie­rzowe. Hitler chciał prze­pro­wa­dzić zma­so­wany najazd na Pol­skę zamiast zaska­ku­ją­cego ude­rze­nia na sam Gdańsk, ponie­waż musiał zyskać pew­ność, że Wehr­macht jest zdolny do szyb­kiego osią­ga­nia celów ope­ra­cyj­nych, zanim roz­pocz­nie się wielka kam­pa­nia prze­ciwko woj­skom angiel­sko-fran­cu­skim.

 
Wesprzyj nas