W książce “Tajemnica Montefeltra” Marcello Simonetta przedstawia nowe fakty i rolę Federico da Montefeltro w spisku Pazzich, mającego na celu zabicie braci Medyceuszów i doprowadzenie do zmiany układu sił politycznych w renesansowej Italii.


Marcello Simonetta jest historykiem i badaczem okresu włoskiego renesansu, jest także potomkiem Cicco Simonetty, wybitnego piętnastowiecznego męża stanu i autora traktatu o kryptografii “Zasady odszyfrowywania zaszyfrowanych dokumentów bez klucza”. To dzięki tej księdze Marcello Simonetta zdołał odszyfrować list Federico da Montefeltro do papieża Syktusa IV, przechowywany w Archiwum Ubaldino w Urbino we Włoszech. Jego treść była do czasu odkrycia Simonetty nieznana, a jej poznanie pozwoliło autorowi książki na postawienie tezy o znaczącym udziale księcia da Montefeltro w spisku Pazzich, zmierzającego do oddania pod kontrolę Watykanu i papieża Syktusa IV kolejnego kolejnego regionu Włoch.

Dzień 26 kwietnia 1478 roku to ważna data w historii Florencji. To właśnie wtedy niekwestionowani przywódcy miasta z rodu Medyceuszy – Wawrzyniec i jego brat Julian zostali zaatakowani przez spiskowców podczas niedzielnej mszy we florenckiej katedrze. Julian, dziewiętnaście razy ugodzony sztyletem, zmarł na miejscu, a lekko rannemu Wawrzyńcowi udało się ujść z życiem. Mieszkańcy miasta, wierni Medyceuszom, krwawo i brutalnie rozprawili się ze spiskowcami.

Do czasu odszyfrowania listu Montefeltra historycy uznawali spisek Pazzich za krwawe porachunki między dwoma potężnymi rodami rywalizującymi o władzę we Florencji. Marcello Simonetta połączył nowe fakty i reperkusje wynikające z korespondencji Montefeltra w spójną teorię spisku, sięgającego o wiele dalej – do Watykanu, papieża, króla Neapolu i kondotierów na usługach papieskich, w tym samego Montefeltra.

Simonetta w swojej książce opisuje, posiłkując się bogatą dokumentacją z epoki, burzliwy krajobraz polityczny ówczesnej Italii, lata przed zawiązaniem spisku, kulisy jego zawiązania i motywacje uczestników, wreszcie wydarzenia, które stały się jego wynikiem. Jest to historia walki politycznej, zdrad i zepsucia moralnego oraz wpływu władzy religijnej Watykanu na układ sił politycznych w Italii będącej zlepkiem samodzielnych księstw i państw-miast, podatnych na manipulacje i szantaż. Jest to również historia renesansowych mecenasów sztuki i wykorzystania jej do swoistej artystycznej wendety.

Simonetta w swojej książce opisuje, posiłkując się bogatą dokumentacją z epoki, burzliwy krajobraz polityczny ówczesnej Italii

W centrum uwagi autora znalazł się oczywiście ród Medyceuszy – bankierów, mecenasów sztuki, polityków, książąt i papieży. Prawdopodobnie gdyby spiskowcom udało się zamordować Wawrzyńca, zwanego później Wspaniałym, wiele z dzieł sztuki, budowli i prac Michała Anioła nie miało by szansy powstać, a włoski renesans wyglądałby zupełnie inaczej. Nie mniej uwagi, z racji odkrytego udziału w spisku Pazzich, autor poświęca Federico da Montefeltro, słynnemu kondotierowi, księciu Urbino, papieskiemu gonfaloniere, jednemu z wybitnych “ludzi renesansu”, hojnemu mecenasowi sztuki, pasjonatowi książek, właścicielowi drugiej co do wielkości biblioteki swoich czasów, a jednocześnie człowiekowi o wielu twarzach, posiadającego również swoją ciemną stronę.

Dla Federico da Montefeltro i pozostałych spiskowców ich intrygi zakończyły się tylko połowicznym sukcesem. Julian został zamordowany, ale Wawrzyniec dokonał zemsty na większości z nich. Z wyjątkiem Federico, który zmarł na malarię podczas kampanii wojennej i papieża Sykstusa IV, większość spiskowców została stracona lub zlinczowana przez florentczyków. Jednak, jak twierdzi autor, najlepszą zemstą Wawrzyńca jest Kaplica Sykstyńska. Ta budowla zaprojektowana została na wieczną chwałę papieża Sykstusa, który zatrudnił najlepszych ówczesnych artystów do malowania fresków. Jednym z nich był pochodzący z Florencji, podopieczny Medyceuszów, Sandro Botticelli, który namalował w Kaplicy kilka portretów papieskich i trzy wielkie obrazy: “Próby Mojżesza”, “Oczyszczenie trędowatego” (znane też pod tytułem “Kuszenie Chrystusa”) i “Uśmierzenie przez Mojżesza i Aarona buntu Korego, Datana i Abirona”, zawierając w nich postacie i symbolikę odnoszącą się do udziału Sykstusa IV w spisku na życie Medyceuszy.

Ostatni element artystycznej wendety Wawrzyńca dokonał się już po jego śmierci, gdy drugi medycejski papież, Klemens VII, syn Juliana, ofiary spisku Pazzich, zatrudnił Michała Anioła do namalowania na ścianie ołtarzowej monumentalnego fresku “Sądu Ostatecznego”, a na kilka dni przed swoją śmiercią zlecił usunięcie portretów fundatora kaplicy, tym samym symboliczne zabijając wizerunek mordercy swojego ojca.

To książka dla miłośników historii, interesujące spojrzenie na renesansowe Włochy, intrygi w walce o władzę i udział sztuki w życiu politycznym. Tomasz Orwid

Marcello Simonetta, Medyceusze. Tajemnica Montefeltra, Przekład: Alicja Bruś, Dom Wydawniczy Rebis, Premiera: 29 września 2020
 

konkurs

 

Marcello Simonetta
Medyceusze. Tajemnica Montefeltra
Przekład: Alicja Bruś
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 29 września 2020
 
 

Wstęp

26 kwiet­nia 1478 roku mło­dzi przy­wódcy Flo­ren­cji z rodu Medy­ce­uszy, Waw­rzy­niec Medy­ce­usz i jego brat Julian, zostali zaata­ko­wani pod­czas nie­dziel­nej mszy we flo­renc­kiej kate­drze. Julian, dzie­więt­na­ście razy ugo­dzony szty­le­tem, zmarł na miej­scu, pod­czas gdy lekko ran­nemu Waw­rzyń­cowi udało się ujść z życiem. Wierni Medy­ce­uszom Flo­rent­czycy w odpo­wie­dzi na atak bru­tal­nie roz­pra­wili się ze wszyst­kimi napast­ni­kami, któ­rych udało im się dopaść.
Ten śmiały zamach, jedna z naj­bar­dziej osła­wio­nych i krwa­wych intryg wło­skiego rene­sansu, zapa­mię­tany został jako spi­sek Paz­zich. Choć zarys tych wyda­rzeń od zawsze jest znany histo­ry­kom, to zło­żo­ność oko­licz­no­ści, które do nich dopro­wa­dziły, wciąż jest owiana tajem­nicą. Jak suge­ruje nazwa, do tej pory uzna­wano je po pro­stu za rezul­tat walki dwóch rodów: potęż­nych Medy­ce­uszy i ich rywali, ban­kie­rów Paz­zich, któ­rzy dążyli do prze­ję­cia wła­dzy we Flo­ren­cji.
Niniej­szy tom opi­suje burz­liwe lata przed zawią­za­niem się spi­sku, jego kulisy, a także wpływ na wyda­rze­nia, które po nim nastą­piły. Histo­ria ta jest po czę­ści znana, po czę­ści nie, ale ni­gdy wcze­śniej nie była przed­sta­wiona tak kom­plek­sowo. Jest to histo­ria przy­jaźni i zdrady, wła­dzy reli­gij­nej i zepsu­cia moral­nego, walki poli­tycz­nej i arty­stycz­nej wen­dety.
W jej sercu znaj­dują się oczy­wi­ście Medy­ce­usze, rodzina ban­kie­rów, mece­na­sów sztuki, poetów, poli­ty­ków, ksią­żąt i papieży. Gdyby Waw­rzy­niec także nie prze­żył zama­chu, być może talent Michała Anioła ni­gdy nie ujrzałby świa­tła dzien­nego, część naj­cen­niej­szych obra­zów, rzeźb i budowli kul­tury Zachodu ni­gdy by nie powstała, a trzech człon­ków rodziny Waw­rzyńca nie zasia­dłoby na papie­skim tro­nie.
Nazwi­sko księ­cia Urbino, któ­rego słynny pro­fil uwiecz­nił na por­tre­cie Piero della Fran­ce­sca, znaj­duje się w tytule książki z powodu istot­nej roli, jaką ode­grał on w spi­sku Paz­zich. Choć por­tret uka­zuje nam go tylko z jed­nej strony, był on czło­wie­kiem o wielu twa­rzach, podob­nie zresztą jak inni „ludzie rene­sansu”, któ­rzy poja­wią się na kar­tach tej książki. Fry­de­ryk był zasłu­żo­nym kon­do­tie­rem, hoj­nym mece­na­sem, który z pasją odda­wał się stu­dio­wa­niu kla­sy­ków. Ale miał też swoją ciemną stronę, która ujrzała świa­tło dzienne wraz z odkry­ciem pew­nego zaszy­fro­wa­nego listu.
Można by sądzić, że tak odle­głe czasy nie kryją już przed nami żad­nych tajem­nic, a oto latem 2001 roku odna­la­złem i roz­szy­fro­wa­łem list zawie­ra­jący dotych­czas nie­znane, istotne infor­ma­cje doty­czące spi­sku Paz­zich. W skró­cie, ujaw­nia on, że Fry­de­ryk da Mon­te­fel­tro, książę Urbino, przez wieki przed­sta­wiany jako „Świa­tło Ita­lii”, huma­ni­sta i przy­ja­ciel Waw­rzyńca Medy­ce­usza, był jed­nym z pod­ju­dza­czy sto­ją­cych za spi­skiem mają­cym na celu pozby­cie się signora Flo­ren­cji i jego brata. Odkry­cie to może zmie­nić spo­sób postrze­ga­nia tego prze­ło­mo­wego momentu w histo­rii Ita­lii. List księ­cia Mon­te­fel­tro, napi­sany dwa mie­siące przed zama­chem, wyka­zuje, że spi­sek był zakro­jony na o wiele szer­szą skalę, niż przy­pusz­czano do tej pory.
„Trze­cim czło­wie­kiem”, bez któ­rego ta histo­ria by nie zaist­niała, jest osoba, dzięki któ­rej ją roz­szy­fro­wa­łem, a mia­no­wi­cie mój odle­gły przo­dek sprzed pię­ciu­set lat, Cicco Simo­netta, któ­rego losy zawsze mnie fascy­no­wały. Cicco przez pięć­dzie­siąt lat słu­żył potęż­nej rodzi­nie Sfo­rzów, naj­pierw jako doradca, póź­niej jako regent Księ­stwa Medio­lanu. Był zdol­nym kryp­to­gra­fem, a według zacnej opi­nii Machia­vel­lego „dzięki swo­jemu roz­sąd­kowi i doświad­cze­niu ucho­dził za jed­nego z naj­zna­mie­nit­szych mężów”1.
Rene­san­sowa Ita­lia nie sta­no­wiła jesz­cze pań­stwa, ale była mozaiką miast-państw2. Każde z nich było pod mniej lub bar­dziej silną kon­trolą jed­nej z dyna­stii: Sfo­rzów w Medio­la­nie i więk­szo­ści Lom­bar­dii, Medy­ce­uszy we Flo­ren­cji i spo­rej czę­ści Toska­nii, Domu Ara­goń­skiego w Neapolu i na całym połu­dniu. Repu­blika Wenecka była oli­gar­chią pod rzą­dami boga­tych ary­sto­kra­tycz­nych kup­ców, a Rzym pod odwieczną i zmie­nia­jącą się jak w kalej­do­sko­pie egidą rodzin papie­skich. Spo­śród dyna­stii rzą­dzą­cych w mniej­szych pań­stwach wymie­nić można rody: Mon­te­fel­tro w Urbino, Mala­te­sta w Rimini, Este w Fer­ra­rze i Gon­za­gów w Man­tui. Władcy ostat­nich czte­rech, bio­rąc pod uwagę rela­tyw­nie skromne roz­miary ich tery­to­riów, z reguły byli zatrud­nieni przez moż­no­wład­ców jako dowódcy wojsk najem­nych, czyli kon­do­tie­rzy. Sys­tem ten pod­trzy­my­wał rów­no­wagę poli­tyczną, zapo­bie­ga­jąc temu, by nad­mierne ambi­cje dowód­ców prze­kształ­cały się w realne zagro­że­nia, oraz utrzy­mu­jąc na Pół­wy­spie Ape­niń­skim kru­chy pokój: sys­tem gwa­ran­to­wał, że żadne pań­stwo nie przej­mie kon­troli nad innym.
Jed­nak nie­spo­dzie­wane wyda­rze­nie z grud­nia 1476 roku zbu­rzyło rów­no­wagę wła­dzy. Zabój­stwo Gale­azza Marii Sfo­rzy, księ­cia Medio­lanu i naj­sil­niej­szego sojusz­nika Medy­ce­uszy, przy­go­to­wało grunt pod spi­ski poli­tyczne, pota­jemne kno­wa­nia i zmienne soju­sze, które w efek­cie dopro­wa­dziły do ataku na flo­renc­kich wład­ców.
Tajem­nica Mon­te­fel­tra poka­zuje rów­nież, jak w epoce rene­sansu wiel­kie dzieła sztuki i małost­kowe intrygi poli­tyczne były ze sobą ści­śle powią­zane. Ostatni roz­dział poświę­cony jest Kaplicy Syk­styń­skiej, być może naj­zna­mie­nit­szemu sym­bo­lowi rene­san­so­wej Ita­lii, wznie­sio­nej przez jed­nego z anty­bo­ha­te­rów tej histo­rii, papieża Syk­stusa IV. Prze­cha­dza­jąc się dziś po zatło­czo­nej kaplicy, nie można nie zachwy­cić się impo­nu­ją­cym skle­pie­niem przed­sta­wia­ją­cym sceny z Księgi Rodzaju czy wstrzą­sa­ją­cym Sądem Osta­tecz­nym na ścia­nie ołta­rzo­wej. Te dwa arcy­dzieła Michała Anioła pochła­niają prak­tycz­nie całą uwagę zwie­dza­ją­cych, któ­rzy dopiero na koniec rzu­cają okiem na pozo­stałe ściany pokryte fre­skami pięt­na­sto­wiecz­nych mistrzów, takich jak San­dro Bot­ti­celli, malarz flo­rencki par excel­lence. A co jeśli Bot­ti­celli doko­nał pota­jem­nej zemsty na papieżu współ­win­nym śmierci Juliana Medy­ce­usza?
Dla­czego dzi­siejsi czy­tel­nicy, zale­wani infor­ma­cjami, któ­rych nie­ustanny napływ czyni je tym bar­dziej nie­istot­nymi i prze­lot­nymi, mie­liby zain­te­re­so­wać się tym małym wycin­kiem histo­rii? Czyż życie w wieku infor­ma­cji nie jest wystar­cza­jąco zaj­mu­jące?
Rene­san­sowe spi­ski i wojny, w któ­rych jedy­nym spo­so­bem pozby­cia się wroga była stara dobra metoda zakła­da­jąca uży­cie szty­letu lub tru­ci­zny, bledną w porów­na­niu z tymi toczo­nymi dzi­siaj.
Jed­nak umysł ludzki od wie­ków działa tak samo. Dziś, podob­nie jak kie­dyś, można zabić na odle­głość: dać komuś do ręki nóż i uda­wać, że nic się o tym nie wie, albo zaprzy­jaź­nić się z wła­snymi ofia­rami, a potem prze­śli­zgi­wać się za ich ple­cami, by spraw­dzić, czy pod hafto­waną szatą nie noszą zbroi. Dante dosko­nale zda­wał sobie z tego sprawę i uwa­żał bru­tal­nych zdraj­ców za naj­gor­szy rodzaj grzesz­ni­ków, umiesz­cza­jąc ich na samym dnie swo­jego Pie­kła. Przo­dek Fry­de­ryka da Mon­te­fel­tro, Guido, coś wie­dział o „tyrań­skich rzą­dach”. Frag­ment mono­logu, który wło­żył mu w usta Dante, obnaża jego sto­su­nek do dwu­li­co­wo­ści i śmierci:

Gdym nosił ciało i kość wzięte z matki,
Prze­bie­głość głów­nym była moim rysem,
Z czy­nów mnie zwać by nie lwem, raczej lisem,
Wykrę­tów moich znaj­dziesz żywe świadki;
Mistrz w sztuce zdrady, zdra­dami mojemi
Sta­łem się gło­śnym aż do krań­ców ziemi3.

W cza­sach spi­sku Paz­zich Niccolò Machia­velli miał zale­d­wie dzie­więć lat. Był świad­kiem prze­mocy, która roz­lała się na uli­cach Flo­ren­cji, i praw­do­po­dob­nie miał ją przed oczami, gdy w Księ­ciu radził, by „umieć dobrze posłu­gi­wać się naturą zwie­rzę­cia i czło­wieka”4, być lwem i lisem oraz uży­wać siły i krę­tac­twa, cech nie­zbęd­nych pozba­wio­nemu skru­pu­łów poli­ty­kowi.
Pisząc tę książkę, dobrze pamię­ta­łem wersy Dan­tego i słowa Machia­vel­lego. Opo­wia­da­nie o spi­sku sprzed pię­ciu wie­ków jest dość para­dok­salne, bio­rąc pod uwagę, że głów­nym celem kon­spi­ra­to­rów było pozo­sta­nie w cie­niu i znisz­cze­nie dowo­dów w oba­wie przed nie­bez­pie­czeń­stwem gro­żą­cym za życia, jak i pośmiert­nym potę­pie­niem. Jed­nakże ta histo­ria i wyda­rze­nia, które do niej dopro­wa­dziły, są cał­ko­wi­cie praw­dziwe i nie­zwy­kle dobrze udo­ku­men­to­wane. A sława jej boha­te­rów wybrzmiewa na­dal i będzie „gło­śna aż do krań­ców ziemi”.

CZĘŚĆ PIERWSZA
Zima 1476 – wiosna 1478

1
Mor­der­stwo w Medio­la­nie

Gdym nosił ciało i kość wzięte z matki,
Prze­bie­głość głów­nym była moim rysem,
Z czy­nów mnie zwać by nie lwem, raczej lisem.

Zanim w 1450 roku Medio­lan stał się signo­rią Sfo­rzów, znaj­do­wał się on we wła­dzy Viscon­tich, naj­bar­dziej zaja­dłych wro­gów Flo­ren­cji. Na początku XV wieku w toskań­skim mie­ście krą­żyły pod­że­ga­jące pam­flety, w któ­rych ataki na Flo­ren­cję nazy­wano ata­kami na wol­ność, a ród Viscon­tich zgod­nie z prawdą przed­sta­wiano jako okrut­nych tyra­nów5. Lecz gdy księ­ciem Medio­lanu nie­spo­dzie­wa­nie został kon­do­tier Fran­ci­szek Sfo­rza, a w 1454 roku pod­pi­sano pokój w Lodi6, roz­po­częła się złota epoka rene­sansu. W zamian za pomoc finan­sową Fran­ci­szek zaofe­ro­wał swo­jemu sta­remu przy­ja­cie­lowi Kosmie Medy­ce­uszowi Star­szemu wspar­cie woj­skowe. Solidny sojusz na osi Medio­lan–Flo­ren­cja zapew­nił względną sta­bi­li­za­cję na nie­spo­koj­nym Pół­wy­spie Ape­niń­skim oraz sprzy­jał roz­wo­jowi sztuki i lite­ra­tury, pozwa­la­jąc na pełny roz­kwit twór­czo­ści arty­stycz­nej oraz kul­tury huma­ni­stycz­nej.
Pod rzą­dami Sfo­rzów Medio­lan utrzy­mał swoją silną pozy­cję, a dodat­kowo zyskał powa­ża­nie. Jed­nak syn Fran­ciszka, Gale­azzo Maria, odzie­dzi­czył kapry­śność Viscon­tich po matce, a nie mądrość Sfo­rzów po ojcu. Nadworny poeta Anto­nio Cor­naz­zano napi­sał o nim traf­nie w swoim Del modo di regere e di regnare7 („O sztuce rzą­dze­nia i pano­wa­nia”):

Jak wiele razy dobry książę Fran­ci­szek
robił wyrzuty synowi, któ­rego już nie ma,
za jego okru­cień­stwo i poryw­czość.
„Odzie­dzi­czy­łeś duszę księ­cia Jana8
masz ją w swo­ich trze­wiach”,
krzy­czał, a jego prze­po­wied­nia się speł­niła.
O czy­nach księ­cia Jana sły­sza­łem histo­rie:
kar­mił psy żywymi ludźmi,
inne roz­rywki go tak nie bawiły.
Koniec spo­tkał w San Got­tardo, w świą­tyni,
jego naj­bar­dziej zaufani wydali mu takie święto,
bo tak koń­czy każdy okrut­nik.

Zimne prze­bu­dze­nie. Medio­lan, 26 grud­nia 1476
W dzień swo­jej śmierci9 Gale­azzo Maria Sfo­rza miał wziąć udział we mszy świę­tej upa­mięt­nia­ją­cej Świę­tego Szcze­pana. Księ­ciu Medio­lanu zale­żało na uczcze­niu dnia pierw­szego chrze­ści­jań­skiego męczen­nika z nale­żytą świet­no­ścią. Przy­mie­rzył bry­gan­tynę, ale uznaw­szy, że wygląda w niej zbyt grubo, zde­cy­do­wał się na ele­gancką szatę z kar­ma­zy­no­wego atłasu obszytą sobo­lo­wym futrem. Na lewą nogę wło­żył ciem­no­czer­woną poń­czo­chę, na prawą białą – barwy Sfo­rzów. Odzie­wał swoje atle­tyczne, gład­kie ciało (lubił się golić na wzór sta­ro­żyt­nych Rzy­mian) w sypialni w samym sercu potęż­nego Zamku Sfo­rzów, a w kominku strze­lał ogień tra­wiący tra­dy­cyjny bożo­na­ro­dze­niowy pie­niek1.
Dzięki Ber­nar­di­nowi Coriowi – kamer­dy­ne­rowi, świad­kowi i kro­ni­ka­rzowi tam­tych wyda­rzeń – wiemy, że od czasu tajem­ni­czego pożaru na początku grud­nia, w któ­rym spło­nęła część jego sypialni, książę stał się prze­sądny. Prze­czu­wał10, że nie powi­nien wra­cać do Medio­lanu, i wolał spę­dzać czas z dala od mia­sta, w jed­nej ze swo­ich wiej­skich posia­dło­ści lub na polo­wa­niach. Obawy te nasi­liły się jesz­cze z powodu pew­nego zaj­ścia, do któ­rego doszło nie­długo po poża­rze. Pew­nego dnia, jadąc konno w oko­li­cach Abbia­te­grasso, dostrzegł trzy kruki krą­żące powoli nad jego głową. Uznał to za złą wróżbę, więc wystrze­lił do nich kil­ku­krot­nie z kuszy, lecz ani jed­nego nie tra­fił. Oparł dłoń na łęku sio­dła i poprzy­siągł, że już ni­gdy nie powróci do mia­sta.
Jed­nak nie­stały książę szybko zmie­nił zda­nie. Gale­azzo uwiel­biał swój chór i nie mógł się docze­kać nad­cho­dzą­cych uro­czy­sto­ści, kiedy będzie mógł posłu­chać muzyki w wyko­na­niu trzy­dzie­stu bur­gundz­kich i nie­miec­kich kan­to­rów sowi­cie opła­ca­nych za swoje usługi. W Medio­la­nie powi­tały go chłodne spoj­rze­nia feu­da­łów i dwo­rzan, któ­rzy przy­byli mu się pokło­nić z nie­skry­waną nie­chę­cią po tym, jak nie obda­ro­wał ich tra­dy­cyj­nymi nagro­dami i poda­run­kami świą­tecz­nymi.
Książę udał się pro­sto na zamek. Pod szkar­łat­nym skle­pie­niem Camera delle Colom­bine wygło­sił impro­wi­zo­wany mono­log o pomyśl­nych losach Sfo­rzów. Zade­kla­ro­wał, że choć nie jest signo­rem, będzie umiał wieść wspa­niałe życie. Trzy­dzie­sto­dwu­letni książę wyra­ził także żal, że Fran­ci­szek, jego ojciec, nie może już zoba­czyć, jak on i jego bra­cia dosko­nale spraw­dzają się w swo­ich rolach, oraz obwie­ścił, że ród Sfo­rzów, bogaty w męskich potom­ków, będzie rzą­dził przez wieki. Pochwa­lił także swoje nie­ślubne córki, spo­śród któ­rych już dwie wydano za wysoko posta­wio­nych kawa­le­rów.
W epoce rene­sansu posia­da­nie licz­nego potom­stwa było jedną z metod umac­nia­nia wła­dzy. Mówiło się, że ojciec Gale­azza, Fran­ci­szek Sfo­rza, miał nie mniej niż trzy­dzie­ścioro pię­cioro dzieci, z czego zale­d­wie dzie­siątka była z pra­wego łoża. „Cno­tliwy książę” Fran­ci­szek, jak nazwał go Machia­velli w Księ­ciu, zaczął od cięż­kiego życia najem­nego kon­do­tiera i sam doszedł do wła­da­nia naj­bo­gat­szym księ­stwem Ita­lii. Gdy zmarł w 1466 roku, jego pier­wo­rodny syn Gale­azzo odzie­dzi­czył po nim wła­dzę, którą on musiał z tru­dem zdo­by­wać. Jed­nak poto­mek nie wyka­zy­wał spe­cjal­nej chęci ani do spra­wo­wa­nia wła­dzy, ani do wyka­zy­wa­nia się cnotą. Z powodu licz­nych wad nowy książę był znie­na­wi­dzony przez więk­szość pod­da­nych. Nie potra­fił okieł­znać swo­jego roz­bu­cha­nego popędu sek­su­al­nego i bez­u­stan­nie gonił za naj­pięk­niej­szymi kobie­tami w księ­stwie, nie miał żad­nych skru­pu­łów, potra­fił nawet wtar­gnąć nocą do zako­nów, gdzie ter­ro­ry­zo­wał, a cza­sem gwał­cił mniszki.
Opie­wa­jąc szczę­ście swo­jej rodziny, Gale­azzo nie wspo­mniał jed­nak o dwóch młod­szych bra­ciach, awan­tur­ni­kach Sfo­rzy Marii i Ludwiku, któ­rzy żyli na wygna­niu we Fran­cji, po tym jak w czerwcu 1476 roku byli zamie­szani w nie­udaną próbę pozby­cia się księ­cia. Ale nie tylko człon­ko­wie rodziny Gale­azza byli nie­za­do­wo­leni z jego ego­cen­trycz­nego i roz­pust­nego stylu rzą­dze­nia.

Po wygło­sze­niu prze­mowy w Camera delle Colom­bine książę był nie­ty­powo jak na sie­bie spo­kojny, a w dzień Bożego Naro­dze­nia zre­zy­gno­wał nawet ze swo­ich ulu­bio­nych roz­ry­wek: gry w jeu de paume na zbu­do­wa­nym spe­cjal­nie dla niego zamknię­tym boisku oraz polo­wa­nia z soko­łami. Uni­kał także swo­jej żony, księż­nej Bony Sabaudz­kiej, która sypiała w osob­nej sypialni. W rze­czy­wi­sto­ści Gale­azzo już dawno prze­stał dzie­lić łoże ze swoją mał­żonką, która od czasu ich zaślu­bin przed ośmioma laty zbyt szybko nabie­rała krą­gło­ści, przez co w jego mnie­ma­niu sama popchnęła go do zaspo­ka­ja­nia swo­ich żądz gdzie indziej. Książę spę­dził dużą część swo­jego doro­słego życia, trak­tu­jąc je jako prze­dłu­że­nie lat nasto­let­nich: roz­bi­jał się po pół­noc­nej Ita­lii, bez­u­stan­nie polu­jąc na zwie­rzynę, kobiety, a nawet mło­dych chłop­ców; od czasu do czasu zaba­wiał się w żoł­nie­rza albo skła­dał wizyty sojusz­ni­kom, zwłasz­cza wpły­wo­wym Flo­rent­czy­kom.
Gale­azzo po raz pierw­szy odwie­dził Flo­ren­cję w 1459 roku. Pięt­na­sto­letni hra­bia Pawii, bo taki nosił wtedy tytuł, udał się tam na pole­ce­nie ojca, by zło­żyć hołd Kosmie Medy­ce­uszowi Star­szemu, bli­skiemu sojusz­ni­kowi Fran­ciszka. Książę Medio­lanu chciał w ten spo­sób wyra­zić wdzięcz­ność za wspar­cie finan­sowe, jakiego flo­rencki ban­kier udzie­lał mu w dro­dze do wła­dzy. „Cały papier i atra­ment Toska­nii” – jak pisał Gale­azzo do ojca, który z Medio­lanu śle­dził jego poczy­na­nia – nie wystar­czy­łyby, żeby oddać bogac­two ludzi, któ­rzy witali go na uli­cach, oraz har­mo­nię budyn­ków – wspa­niałą kate­drę i surowy Palazzo della Signo­ria, sie­dzibę rządu z góru­jącą nad nim groźną wieżą. „Flo­ren­cja jest rajem”, wykrzyk­nął zachwy­cony11.
Od tego momentu młody Sfo­rza zaczął kon­ku­ro­wać ze swo­imi sojusz­ni­kami w kwe­stiach dobrego smaku i mody, dzie­dzi­nach, w któ­rych Medy­ce­usze byli powszech­nie uzna­wani za mistrzów i arbi­trów. Gale­azzo powró­cił do Flo­ren­cji w 1471 roku pod pre­tek­stem zło­że­nia ślu­bów reli­gij­nych, a towa­rzy­szyła mu świta licząca dwa tysiące osób. Na wyprawę wydał dwie­ście tysięcy duka­tów, nie­mal cał­ko­wi­cie opróż­nia­jąc swoje skarbce. Jak pisał póź­niej Machia­velli, wizyta Gale­azza we Flo­ren­cji odbyła się w cza­sie Wiel­kiego Postu, a człon­ko­wie świty Sfo­rzy zwra­cali szcze­gólną uwagę, by jeść wyłącz­nie mięso12. Na por­tre­cie przed­sta­wia­ją­cym Gale­azza jako dan­dysa flo­rencki malarz Piero Pol­la­iu­olo13 dobrze oddaje atmos­ferę zepsu­cia, która towa­rzy­szyła jego przy­by­ciu do mia­sta: lubieżne spoj­rze­nie mło­dego księ­cia uchwy­cone en trois quarts, gdy ten od nie­chce­nia bawi się ręka­wiczką, jest bar­dzo wymowne. Waw­rzy­niec Wspa­niały powie­sił ten obraz w swo­jej sypialni, być może jako przy­po­mnie­nie, kim nie chce się stać.

 
Wesprzyj nas