Tajemnica Montefeltra to pasjonująca historia pełna zwrotów akcji, w której obok intryg i zdrad znalazło się też miejsce dla fresków z Kaplicy Sykstyńskiej – narzędzia ostatniej, bezlitosnej wendety Medyceuszy.
Intrygi dworskie od spisku Pazzich do powstania Kaplicy Sykstyńskiej.
W tym doskonale udokumentowanym opracowaniu, które czyta się jak najlepszy thriller historyczny, autor rozwiązuje jedną z największych zagadek renesansu, wydobywając na światło dzienne prawdę ukrytą w pewnym zaszyfrowanym liście, którego adresatem był papież Sykstus IV.
26 kwietnia 1478 roku podczas mszy w katedrze florenckiej doszło do zamachu na życie Wawrzyńca i Juliana Medyceuszy, władców Florencji. Wawrzyńcowi udało się schronić w zakrystii, ale Julian zginął od kilkunastu ciosów sztyletem.
Od tego czasu minęło ponad pięćset lat, a o spisku Pazzich napisano już bardzo wiele. Ale prawda o tym, kto naprawdę stał za zamachem i włożył broń w dłonie Pazzich, wciąż czekała na odkrycie.
Doskonały zbiór niezwykle ważnych i mrożących krew w żyłach historii.
– Corriere della Sera
Napisana dynamicznie i wnikliwie Tajemnica Montefeltra z pewnością przyczyni się do lepszego poznania historii renesansowej Italii.
– The Times Literary Supplement
Marcello Simonetta – ur. 1968, ukończył studia w Rzymie i zdobył doktorat na uniwersytecie w Yale. Wykłada historię Europy i teorię polityczną w Paryżu. Był dokumentarzystą, kuratorem wystaw i konsultantem historycznym przy tworzeniu znanych gier komputerowych z serii Assassin’s Creed.
Medyceusze. Tajemnica Montefeltra
Przekład: Alicja Bruś
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 29 września 2020
Medyceusze. Tajemnica Montefeltra
Wstęp
26 kwietnia 1478 roku młodzi przywódcy Florencji z rodu Medyceuszy, Wawrzyniec Medyceusz i jego brat Julian, zostali zaatakowani podczas niedzielnej mszy we florenckiej katedrze. Julian, dziewiętnaście razy ugodzony sztyletem, zmarł na miejscu, podczas gdy lekko rannemu Wawrzyńcowi udało się ujść z życiem. Wierni Medyceuszom Florentczycy w odpowiedzi na atak brutalnie rozprawili się ze wszystkimi napastnikami, których udało im się dopaść.
Ten śmiały zamach, jedna z najbardziej osławionych i krwawych intryg włoskiego renesansu, zapamiętany został jako spisek Pazzich. Choć zarys tych wydarzeń od zawsze jest znany historykom, to złożoność okoliczności, które do nich doprowadziły, wciąż jest owiana tajemnicą. Jak sugeruje nazwa, do tej pory uznawano je po prostu za rezultat walki dwóch rodów: potężnych Medyceuszy i ich rywali, bankierów Pazzich, którzy dążyli do przejęcia władzy we Florencji.
Niniejszy tom opisuje burzliwe lata przed zawiązaniem się spisku, jego kulisy, a także wpływ na wydarzenia, które po nim nastąpiły. Historia ta jest po części znana, po części nie, ale nigdy wcześniej nie była przedstawiona tak kompleksowo. Jest to historia przyjaźni i zdrady, władzy religijnej i zepsucia moralnego, walki politycznej i artystycznej wendety.
W jej sercu znajdują się oczywiście Medyceusze, rodzina bankierów, mecenasów sztuki, poetów, polityków, książąt i papieży. Gdyby Wawrzyniec także nie przeżył zamachu, być może talent Michała Anioła nigdy nie ujrzałby światła dziennego, część najcenniejszych obrazów, rzeźb i budowli kultury Zachodu nigdy by nie powstała, a trzech członków rodziny Wawrzyńca nie zasiadłoby na papieskim tronie.
Nazwisko księcia Urbino, którego słynny profil uwiecznił na portrecie Piero della Francesca, znajduje się w tytule książki z powodu istotnej roli, jaką odegrał on w spisku Pazzich. Choć portret ukazuje nam go tylko z jednej strony, był on człowiekiem o wielu twarzach, podobnie zresztą jak inni „ludzie renesansu”, którzy pojawią się na kartach tej książki. Fryderyk był zasłużonym kondotierem, hojnym mecenasem, który z pasją oddawał się studiowaniu klasyków. Ale miał też swoją ciemną stronę, która ujrzała światło dzienne wraz z odkryciem pewnego zaszyfrowanego listu.
Można by sądzić, że tak odległe czasy nie kryją już przed nami żadnych tajemnic, a oto latem 2001 roku odnalazłem i rozszyfrowałem list zawierający dotychczas nieznane, istotne informacje dotyczące spisku Pazzich. W skrócie, ujawnia on, że Fryderyk da Montefeltro, książę Urbino, przez wieki przedstawiany jako „Światło Italii”, humanista i przyjaciel Wawrzyńca Medyceusza, był jednym z podjudzaczy stojących za spiskiem mającym na celu pozbycie się signora Florencji i jego brata. Odkrycie to może zmienić sposób postrzegania tego przełomowego momentu w historii Italii. List księcia Montefeltro, napisany dwa miesiące przed zamachem, wykazuje, że spisek był zakrojony na o wiele szerszą skalę, niż przypuszczano do tej pory.
„Trzecim człowiekiem”, bez którego ta historia by nie zaistniała, jest osoba, dzięki której ją rozszyfrowałem, a mianowicie mój odległy przodek sprzed pięciuset lat, Cicco Simonetta, którego losy zawsze mnie fascynowały. Cicco przez pięćdziesiąt lat służył potężnej rodzinie Sforzów, najpierw jako doradca, później jako regent Księstwa Mediolanu. Był zdolnym kryptografem, a według zacnej opinii Machiavellego „dzięki swojemu rozsądkowi i doświadczeniu uchodził za jednego z najznamienitszych mężów”1.
Renesansowa Italia nie stanowiła jeszcze państwa, ale była mozaiką miast-państw2. Każde z nich było pod mniej lub bardziej silną kontrolą jednej z dynastii: Sforzów w Mediolanie i większości Lombardii, Medyceuszy we Florencji i sporej części Toskanii, Domu Aragońskiego w Neapolu i na całym południu. Republika Wenecka była oligarchią pod rządami bogatych arystokratycznych kupców, a Rzym pod odwieczną i zmieniającą się jak w kalejdoskopie egidą rodzin papieskich. Spośród dynastii rządzących w mniejszych państwach wymienić można rody: Montefeltro w Urbino, Malatesta w Rimini, Este w Ferrarze i Gonzagów w Mantui. Władcy ostatnich czterech, biorąc pod uwagę relatywnie skromne rozmiary ich terytoriów, z reguły byli zatrudnieni przez możnowładców jako dowódcy wojsk najemnych, czyli kondotierzy. System ten podtrzymywał równowagę polityczną, zapobiegając temu, by nadmierne ambicje dowódców przekształcały się w realne zagrożenia, oraz utrzymując na Półwyspie Apenińskim kruchy pokój: system gwarantował, że żadne państwo nie przejmie kontroli nad innym.
Jednak niespodziewane wydarzenie z grudnia 1476 roku zburzyło równowagę władzy. Zabójstwo Galeazza Marii Sforzy, księcia Mediolanu i najsilniejszego sojusznika Medyceuszy, przygotowało grunt pod spiski polityczne, potajemne knowania i zmienne sojusze, które w efekcie doprowadziły do ataku na florenckich władców.
Tajemnica Montefeltra pokazuje również, jak w epoce renesansu wielkie dzieła sztuki i małostkowe intrygi polityczne były ze sobą ściśle powiązane. Ostatni rozdział poświęcony jest Kaplicy Sykstyńskiej, być może najznamienitszemu symbolowi renesansowej Italii, wzniesionej przez jednego z antybohaterów tej historii, papieża Sykstusa IV. Przechadzając się dziś po zatłoczonej kaplicy, nie można nie zachwycić się imponującym sklepieniem przedstawiającym sceny z Księgi Rodzaju czy wstrząsającym Sądem Ostatecznym na ścianie ołtarzowej. Te dwa arcydzieła Michała Anioła pochłaniają praktycznie całą uwagę zwiedzających, którzy dopiero na koniec rzucają okiem na pozostałe ściany pokryte freskami piętnastowiecznych mistrzów, takich jak Sandro Botticelli, malarz florencki par excellence. A co jeśli Botticelli dokonał potajemnej zemsty na papieżu współwinnym śmierci Juliana Medyceusza?
Dlaczego dzisiejsi czytelnicy, zalewani informacjami, których nieustanny napływ czyni je tym bardziej nieistotnymi i przelotnymi, mieliby zainteresować się tym małym wycinkiem historii? Czyż życie w wieku informacji nie jest wystarczająco zajmujące?
Renesansowe spiski i wojny, w których jedynym sposobem pozbycia się wroga była stara dobra metoda zakładająca użycie sztyletu lub trucizny, bledną w porównaniu z tymi toczonymi dzisiaj.
Jednak umysł ludzki od wieków działa tak samo. Dziś, podobnie jak kiedyś, można zabić na odległość: dać komuś do ręki nóż i udawać, że nic się o tym nie wie, albo zaprzyjaźnić się z własnymi ofiarami, a potem prześlizgiwać się za ich plecami, by sprawdzić, czy pod haftowaną szatą nie noszą zbroi. Dante doskonale zdawał sobie z tego sprawę i uważał brutalnych zdrajców za najgorszy rodzaj grzeszników, umieszczając ich na samym dnie swojego Piekła. Przodek Fryderyka da Montefeltro, Guido, coś wiedział o „tyrańskich rządach”. Fragment monologu, który włożył mu w usta Dante, obnaża jego stosunek do dwulicowości i śmierci:
Gdym nosił ciało i kość wzięte z matki,
Przebiegłość głównym była moim rysem,
Z czynów mnie zwać by nie lwem, raczej lisem,
Wykrętów moich znajdziesz żywe świadki;
Mistrz w sztuce zdrady, zdradami mojemi
Stałem się głośnym aż do krańców ziemi3.
W czasach spisku Pazzich Niccolò Machiavelli miał zaledwie dziewięć lat. Był świadkiem przemocy, która rozlała się na ulicach Florencji, i prawdopodobnie miał ją przed oczami, gdy w Księciu radził, by „umieć dobrze posługiwać się naturą zwierzęcia i człowieka”4, być lwem i lisem oraz używać siły i krętactwa, cech niezbędnych pozbawionemu skrupułów politykowi.
Pisząc tę książkę, dobrze pamiętałem wersy Dantego i słowa Machiavellego. Opowiadanie o spisku sprzed pięciu wieków jest dość paradoksalne, biorąc pod uwagę, że głównym celem konspiratorów było pozostanie w cieniu i zniszczenie dowodów w obawie przed niebezpieczeństwem grożącym za życia, jak i pośmiertnym potępieniem. Jednakże ta historia i wydarzenia, które do niej doprowadziły, są całkowicie prawdziwe i niezwykle dobrze udokumentowane. A sława jej bohaterów wybrzmiewa nadal i będzie „głośna aż do krańców ziemi”.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Zima 1476 – wiosna 1478
Morderstwo w Mediolanie
Gdym nosił ciało i kość wzięte z matki,
Przebiegłość głównym była moim rysem,
Z czynów mnie zwać by nie lwem, raczej lisem.
Zanim w 1450 roku Mediolan stał się signorią Sforzów, znajdował się on we władzy Viscontich, najbardziej zajadłych wrogów Florencji. Na początku XV wieku w toskańskim mieście krążyły podżegające pamflety, w których ataki na Florencję nazywano atakami na wolność, a ród Viscontich zgodnie z prawdą przedstawiano jako okrutnych tyranów5. Lecz gdy księciem Mediolanu niespodziewanie został kondotier Franciszek Sforza, a w 1454 roku podpisano pokój w Lodi6, rozpoczęła się złota epoka renesansu. W zamian za pomoc finansową Franciszek zaoferował swojemu staremu przyjacielowi Kosmie Medyceuszowi Starszemu wsparcie wojskowe. Solidny sojusz na osi Mediolan–Florencja zapewnił względną stabilizację na niespokojnym Półwyspie Apenińskim oraz sprzyjał rozwojowi sztuki i literatury, pozwalając na pełny rozkwit twórczości artystycznej oraz kultury humanistycznej.
Pod rządami Sforzów Mediolan utrzymał swoją silną pozycję, a dodatkowo zyskał poważanie. Jednak syn Franciszka, Galeazzo Maria, odziedziczył kapryśność Viscontich po matce, a nie mądrość Sforzów po ojcu. Nadworny poeta Antonio Cornazzano napisał o nim trafnie w swoim Del modo di regere e di regnare7 („O sztuce rządzenia i panowania”):
Jak wiele razy dobry książę Franciszek
robił wyrzuty synowi, którego już nie ma,
za jego okrucieństwo i porywczość.
„Odziedziczyłeś duszę księcia Jana8
masz ją w swoich trzewiach”,
krzyczał, a jego przepowiednia się spełniła.
O czynach księcia Jana słyszałem historie:
karmił psy żywymi ludźmi,
inne rozrywki go tak nie bawiły.
Koniec spotkał w San Gottardo, w świątyni,
jego najbardziej zaufani wydali mu takie święto,
bo tak kończy każdy okrutnik.
Zimne przebudzenie. Mediolan, 26 grudnia 1476
W dzień swojej śmierci9 Galeazzo Maria Sforza miał wziąć udział we mszy świętej upamiętniającej Świętego Szczepana. Księciu Mediolanu zależało na uczczeniu dnia pierwszego chrześcijańskiego męczennika z należytą świetnością. Przymierzył brygantynę, ale uznawszy, że wygląda w niej zbyt grubo, zdecydował się na elegancką szatę z karmazynowego atłasu obszytą sobolowym futrem. Na lewą nogę włożył ciemnoczerwoną pończochę, na prawą białą – barwy Sforzów. Odziewał swoje atletyczne, gładkie ciało (lubił się golić na wzór starożytnych Rzymian) w sypialni w samym sercu potężnego Zamku Sforzów, a w kominku strzelał ogień trawiący tradycyjny bożonarodzeniowy pieniek1.
Dzięki Bernardinowi Coriowi – kamerdynerowi, świadkowi i kronikarzowi tamtych wydarzeń – wiemy, że od czasu tajemniczego pożaru na początku grudnia, w którym spłonęła część jego sypialni, książę stał się przesądny. Przeczuwał10, że nie powinien wracać do Mediolanu, i wolał spędzać czas z dala od miasta, w jednej ze swoich wiejskich posiadłości lub na polowaniach. Obawy te nasiliły się jeszcze z powodu pewnego zajścia, do którego doszło niedługo po pożarze. Pewnego dnia, jadąc konno w okolicach Abbiategrasso, dostrzegł trzy kruki krążące powoli nad jego głową. Uznał to za złą wróżbę, więc wystrzelił do nich kilkukrotnie z kuszy, lecz ani jednego nie trafił. Oparł dłoń na łęku siodła i poprzysiągł, że już nigdy nie powróci do miasta.
Jednak niestały książę szybko zmienił zdanie. Galeazzo uwielbiał swój chór i nie mógł się doczekać nadchodzących uroczystości, kiedy będzie mógł posłuchać muzyki w wykonaniu trzydziestu burgundzkich i niemieckich kantorów sowicie opłacanych za swoje usługi. W Mediolanie powitały go chłodne spojrzenia feudałów i dworzan, którzy przybyli mu się pokłonić z nieskrywaną niechęcią po tym, jak nie obdarował ich tradycyjnymi nagrodami i podarunkami świątecznymi.
Książę udał się prosto na zamek. Pod szkarłatnym sklepieniem Camera delle Colombine wygłosił improwizowany monolog o pomyślnych losach Sforzów. Zadeklarował, że choć nie jest signorem, będzie umiał wieść wspaniałe życie. Trzydziestodwuletni książę wyraził także żal, że Franciszek, jego ojciec, nie może już zobaczyć, jak on i jego bracia doskonale sprawdzają się w swoich rolach, oraz obwieścił, że ród Sforzów, bogaty w męskich potomków, będzie rządził przez wieki. Pochwalił także swoje nieślubne córki, spośród których już dwie wydano za wysoko postawionych kawalerów.
W epoce renesansu posiadanie licznego potomstwa było jedną z metod umacniania władzy. Mówiło się, że ojciec Galeazza, Franciszek Sforza, miał nie mniej niż trzydzieścioro pięcioro dzieci, z czego zaledwie dziesiątka była z prawego łoża. „Cnotliwy książę” Franciszek, jak nazwał go Machiavelli w Księciu, zaczął od ciężkiego życia najemnego kondotiera i sam doszedł do władania najbogatszym księstwem Italii. Gdy zmarł w 1466 roku, jego pierworodny syn Galeazzo odziedziczył po nim władzę, którą on musiał z trudem zdobywać. Jednak potomek nie wykazywał specjalnej chęci ani do sprawowania władzy, ani do wykazywania się cnotą. Z powodu licznych wad nowy książę był znienawidzony przez większość poddanych. Nie potrafił okiełznać swojego rozbuchanego popędu seksualnego i bezustannie gonił za najpiękniejszymi kobietami w księstwie, nie miał żadnych skrupułów, potrafił nawet wtargnąć nocą do zakonów, gdzie terroryzował, a czasem gwałcił mniszki.
Opiewając szczęście swojej rodziny, Galeazzo nie wspomniał jednak o dwóch młodszych braciach, awanturnikach Sforzy Marii i Ludwiku, którzy żyli na wygnaniu we Francji, po tym jak w czerwcu 1476 roku byli zamieszani w nieudaną próbę pozbycia się księcia. Ale nie tylko członkowie rodziny Galeazza byli niezadowoleni z jego egocentrycznego i rozpustnego stylu rządzenia.
Po wygłoszeniu przemowy w Camera delle Colombine książę był nietypowo jak na siebie spokojny, a w dzień Bożego Narodzenia zrezygnował nawet ze swoich ulubionych rozrywek: gry w jeu de paume na zbudowanym specjalnie dla niego zamkniętym boisku oraz polowania z sokołami. Unikał także swojej żony, księżnej Bony Sabaudzkiej, która sypiała w osobnej sypialni. W rzeczywistości Galeazzo już dawno przestał dzielić łoże ze swoją małżonką, która od czasu ich zaślubin przed ośmioma laty zbyt szybko nabierała krągłości, przez co w jego mniemaniu sama popchnęła go do zaspokajania swoich żądz gdzie indziej. Książę spędził dużą część swojego dorosłego życia, traktując je jako przedłużenie lat nastoletnich: rozbijał się po północnej Italii, bezustannie polując na zwierzynę, kobiety, a nawet młodych chłopców; od czasu do czasu zabawiał się w żołnierza albo składał wizyty sojusznikom, zwłaszcza wpływowym Florentczykom.
Galeazzo po raz pierwszy odwiedził Florencję w 1459 roku. Piętnastoletni hrabia Pawii, bo taki nosił wtedy tytuł, udał się tam na polecenie ojca, by złożyć hołd Kosmie Medyceuszowi Starszemu, bliskiemu sojusznikowi Franciszka. Książę Mediolanu chciał w ten sposób wyrazić wdzięczność za wsparcie finansowe, jakiego florencki bankier udzielał mu w drodze do władzy. „Cały papier i atrament Toskanii” – jak pisał Galeazzo do ojca, który z Mediolanu śledził jego poczynania – nie wystarczyłyby, żeby oddać bogactwo ludzi, którzy witali go na ulicach, oraz harmonię budynków – wspaniałą katedrę i surowy Palazzo della Signoria, siedzibę rządu z górującą nad nim groźną wieżą. „Florencja jest rajem”, wykrzyknął zachwycony11.
Od tego momentu młody Sforza zaczął konkurować ze swoimi sojusznikami w kwestiach dobrego smaku i mody, dziedzinach, w których Medyceusze byli powszechnie uznawani za mistrzów i arbitrów. Galeazzo powrócił do Florencji w 1471 roku pod pretekstem złożenia ślubów religijnych, a towarzyszyła mu świta licząca dwa tysiące osób. Na wyprawę wydał dwieście tysięcy dukatów, niemal całkowicie opróżniając swoje skarbce. Jak pisał później Machiavelli, wizyta Galeazza we Florencji odbyła się w czasie Wielkiego Postu, a członkowie świty Sforzy zwracali szczególną uwagę, by jeść wyłącznie mięso12. Na portrecie przedstawiającym Galeazza jako dandysa florencki malarz Piero Pollaiuolo13 dobrze oddaje atmosferę zepsucia, która towarzyszyła jego przybyciu do miasta: lubieżne spojrzenie młodego księcia uchwycone en trois quarts, gdy ten od niechcenia bawi się rękawiczką, jest bardzo wymowne. Wawrzyniec Wspaniały powiesił ten obraz w swojej sypialni, być może jako przypomnienie, kim nie chce się stać.