W tej przełomowej książce Jared Diamond odkrywa, co tak naprawdę nadało bieg historii i przyczyniło się do największych przemian, które ukształtowały świat, jaki znamy.


Strzelby, zarazki i stal. Krótka historia ludzkości Autor, błyskotliwie wykorzystując wiele dyscyplin naukowych, udowadnia, że to właśnie trzy tytułowe czynniki – strzelby, zarazki i stal – ukształtowały ludzkość. Społeczeństwa, które najwcześniej zajęły się produkcją żywności i udoskonaliły metody jej wytwarzania, najszybciej też porzuciły etap łowiecko-zbieracki, a następnie rozwinęły kulturę pisaną i technologię, równocześnie wyłaniając struktury organizacji państwowej i religijnej. Ale także pośrednio wytworzyły wyniszczające zarazki i udoskonaliły broń, z której pomocą podążyły w świat drogą morską i lądową, aby podbić kultury mniej rozwinięte.

By zilustrować i potwierdzić swoją teorię, autor wyruszył w ekscytującą podroż po naszym globie. Dzięki temu powstała książka wyjątkowa, łącząca wydawałoby się odległe od siebie dziedziny nauki, takie jak geografia, botanika, mikrobiologia czy językoznawstwo i historia, a przy tym napisana językiem niezwykle przystępnym, zrozumiałym dla każdego czytelnika, który chce lepiej zrozumieć otaczającą go rzeczywistość.

„Strzelby, zarazki i stal” zaliczane są do najdonioślejszych publikacji popularnonaukowych ostatnich lat oraz stanowią jedną z najważniejszych prób zrozumienia funkcjonowania współczesnego świata, obalając jednocześnie wiele rasowych uprzedzeń.

***

Książka Jareda Diamonda to nie spacer, a porywający bieg z przeszkodami po historii gatunku ludzkiego, odległych kontynentach i wydarzeniach z różnych epok. Autor stawia tysiące najbardziej fascynujących pytań o losy człowieka i tworzonych przez niego cywilizacji. Śledzimy je od początku ewolucji po współczesność, od najdalszych regionów Oceanii po krańce wszystkich znanych nam kontynentów.
Opowieść łączy jedna fundamentalna kwestia: dlaczego jest jak jest? Dlaczego cywilizacja techniczna, która zdominowała współczesny świat, narodziła się właśnie w zachodniej Eurazji i stąd dokonała podboju planety? Dlaczego nie dokonali tego australijscy aborygeni albo potomkowie ludów prekolumbijskich? Co spowodowało ten wykrzywiający nasze pojmowanie świata fenomen?
Odpowiedzi pewnych nie dostaniemy prawdopodobnie nigdy, dlatego tym ważniejsze są błyskotliwe spekulacje Diamonda, zawsze oparte na głębokiej wiedzy i szacunku dla faktów. Polecam «Strzelby, zarazki i stal» zwłaszcza dziś, w maju 2020 roku, kiedy piszę te słowa. Może właśnie dzięki tej książce lepiej zrozumiemy, że światowa pandemia to nie kara boża, a tylko kolejny etap w ewolucji gatunku.
Bogusław Chrabota

Książka wielkich pytań i równie wielkich odpowiedzi.
Yuval Noah Harari, autor bestsellera „Sapiens: od zwierząt do bogów”

Jared Diamond
Strzelby, zarazki i stal. Krótka historia ludzkości
Przekład: Tomasz Tesznar
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Premiera: 7 lipca 2020
 
 

Strzelby, zarazki i stal. Krótka historia ludzkości


PRZEDMOWA – DLACZEGO HISTORIA ŚWIATA JEST JAK CEBULA?
Książka niniejsza usiłuje nakreślić dzieje nas wszystkich na przestrzeni ostatnich 13 tysięcy lat. Pytanie będące motywacją do jej powstania brzmi: Dlaczego historia ludzkości potoczyła się inaczej na poszczególnych kontynentach? Jeśli pytanie to sprawia, że czytelnik natychmiast wzdryga się na myśl o tym, iż przyjdzie mu oto przeczytać jakiś rasistowski traktat, spieszę z zapewnieniem, że nie: jak będzie można się przekonać, odpowiedzi na powyższe pytanie w ogóle nie obejmują różnic rasowych pomiędzy ludźmi. Książka kładzie raczej nacisk na poszukiwanie pierwotnych przyczyn pewnych zjawisk i badanie przyczynowo-skutkowego łańcucha wydarzeń historycznych, sięgając przy tym tak daleko wstecz, jak to tylko możliwe.
Większość dzieł stawiających sobie za cel przedstawienie dziejów świata skupia się na historii wykształconych społeczeństw Eurazji i Afryki Północnej. Rdzenne społeczności innych części naszego globu (na przykład Afryki Subsaharyjskiej, obu Ameryk, wysp Azji Południowo-Wschodniej, Australii, Nowej Gwinei czy wysp Pacyfiku) prezentowane są jedynie krótko i pobieżnie, a i to głównie w kontekście tego, co się z nimi działo na bardzo późnym etapie ich dziejów, gdy zostały już odkryte i podbite przez państwa Europy Zachodniej. Nawet omawiając dzieje Eurazji, na ogół znacznie więcej miejsca poświęca się historii jej zachodniej części niż dziejom Chin, Indii, Japonii, tropikalnej Azji Południowo-Wschodniej i innych eurazjatyckich społeczeństw ze wschodniej części kontynentu. Równie pobieżnie traktowana jest historia ludzkości do chwili pojawienia się pisma (około 3 tysięcy lat przed Chrystusem), mimo że stanowi ona aż 99,9 procent liczących sobie 5 milionów lat dziejów gatunku ludzkiego.
Tego rodzaju bardzo zawężone ujęcie dziejów świata ma jednak trzy zasadnicze wady. Po pierwsze, coraz większa liczba ludzi interesuje się obecnie społecznościami innymi niż tylko społeczeństwa zachodniej Eurazji, co nietrudno zrozumieć, zważywszy na to, że w końcu społeczności te obejmują lwią część ludności naszego globu i zdecydowaną większość istniejących wciąż na nim grup etnicznych, kulturowych i językowych. Niektóre spośród nich należą już do najprężniejszych gospodarek i najważniejszych sił politycznych świata, podczas gdy inne takimi właśnie obecnie się stają.
Po drugie, historia ludzkości ograniczona jedynie do tego, co się działo od momentu powstania pisma, nie jest w stanie zapewnić dogłębnego zrozumienia przebiegu wydarzeń nawet osobom zainteresowanym głównie kształtowaniem się naszego współczesnego świata. Wcale nie było bowiem tak, że ludzkie społeczności na poszczególnych kontynentach znajdowały się na porównywalnym poziomie rozwoju aż do 3000 roku przed Chrystusem, po czym społeczeństwa zachodniej Eurazji wymyśliły nagle pismo i zaczęły po raz pierwszy wysuwać się naprzód także pod innymi względami. Już około 3 tysięcy lat przed Chrystusem istniały bowiem na terenie Eurazji i Afryki Północnej społeczności mogące się poszczycić się nie tylko początkowym stadium rozwoju pisma, lecz także scentralizowaną władzą państwową, miastami, powszechnym użyciem metalowych narzędzi i broni, wykorzystywaniem udomowionych zwierząt jako siły pociągowej, źródła siły mechanicznej oraz środka transportu, jak również produkcją żywności opartą na rolnictwie i hodowli zwierząt. Tymczasem na całym niemal obszarze pozostałych kontynentów żadne z tych zjawisk w owym czasie nie występowało; niektóre z nich – choć bynajmniej nie wszystkie – pojawiły się później w pewnych regionach prekolumbijskich Ameryk i Afryki Subsaharyjskiej, lecz nastąpiło to dopiero w ciągu kolejnych 5 tysięcy lat; żadne z nich nie zaistniało zaś w Australii Aborygenów. Już samo to powinno stanowić dla nas wskazówkę, że korzenie dominacji społeczeństw zachodniej Eurazji we współczesnym świecie tkwią tak naprawdę w zamierzchłej przeszłości ludzkości, w okresie jeszcze przed powstaniem pisma, czyli przed rokiem 3000 przed Chrystusem (mówiąc o „dominacji zachodniej Eurazji”, mam na myśli dominującą rolę zarówno tamtejszych społeczeństw, jak i społeczności założonych przez nie na innych kontynentach).
Po trzecie, historia skoncentrowana jedynie na społeczeństwach zachodniej Eurazji szerokim łukiem omija narzucające się kluczowe pytanie: Dlaczego to właśnie one stały się tak potężne i innowacyjne? Pojawiające się zazwyczaj odpowiedzi na to pytanie odwołują się do bezpośrednich czynników takich jak: powstanie kapitalizmu, merkantylizm, rozwój nauki i techniki, a także groźne zarazki, które zabijały ludy z innych kontynentów, gdy te zetknęły się z przybyszami z zachodniej Eurazji. Dlaczego jednak owe niezbędne składniki przepisu na uwieńczony sukcesem podbój pojawiły się właśnie w zachodniej części Eurazji, w innych zaś rejonach naszego globu występowały tylko w ograniczonym stopniu albo nie wystąpiły wcale?
Wszystkie te elementy to jednak tylko bezpośrednie, a nie pierwotne przyczyny takiego, a nie innego rozwoju wydarzeń. Dlaczego bowiem rozkwit kapitalizmu nie nastąpił w prekolumbijskim Meksyku, merkantylizm nie ukształtował się w Afryce Subsaharyjskiej, nauka nie rozwinęła się w Chinach, technika w prekolumbijskiej Ameryce Północnej, a groźne zarazki nie wyewoluowały w Australii Aborygenów? Jeśli ktoś usiłuje odpowiedzieć na te pytania, odwołując się do specyficznych czynników kulturowych (mówiąc na przykład o tym, że w Chinach dociekania naukowe zostały rzekomo stłumione przez konfucjanizm, podczas gdy w zachodniej Eurazji ożywiały je jeszcze tradycje grecka i judeochrześcijańska), oznacza to, że nadal ignoruje potrzebę dotarcia do podstawowych przyczyn pewnych zjawisk: Dlaczego zatem rozwój konfucjanizmu nie nastąpił w zachodniej Eurazji, a etyki judeochrześcijańskiej – w Chinach? Ponadto ktoś taki pomija również fakt, że konfucjańskie Chiny mniej więcej aż do roku 1400 po Chrystusie były bardziej zaawansowane pod względem techniki niż zachodnia Eurazja.
Nie sposób wreszcie właściwie zrozumieć samych społeczeństw zachodniej Eurazji, skupiając się wyłącznie na nich. Najciekawsze pytania dotyczą bowiem różnic pomiędzy nimi a innymi społecznościami. Udzielenie odpowiedzi na te pytania wymaga od nas zrozumienia także wszystkich innych społeczności, tak aby można było umieścić dzieje społeczeństw zachodniej Eurazji w szerszym kontekście.
Niektórzy czytelnicy mogą mieć poczucie, że poświęcając zbyt mało miejsca zachodniej Eurazji na rzecz innych części świata, popadam w przeciwną skrajność w porównaniu z tego rodzaju konwencjonalnymi podręcznikami historii. Na taki zarzut odpowiedziałbym, że pewne regiony naszego globu są wielce pouczające, ponieważ na niewielkim z punktu widzenia geografii obszarze mieszczą bardzo wiele niezwykle różnorodnych społeczności. Może się również okazać, że inni czytelnicy będą gotowi się zgodzić z autorem jednej z recenzji niniejszej książki, który z lekką nutą krytycyzmu napisał nieco żartobliwie, iż jej autor wydaje się mieć zdanie, że historia świata jest jak cebula, w której współczesny świat stanowi jedynie najbardziej zewnętrzną łupinę; cebula, którą trzeba obierać warstwa po warstwie w poszukiwaniu właściwego zrozumienia dziejów ludzkości. Recenzent ten miał słuszność: owszem, historia świata naprawdę przypomina cebulę! Tyle że wspomniane odzieranie jej z kolejnych warstw bywa fascynujące i nie jest wcale łatwe, a przy tym ma przeogromne znaczenie dla nas właśnie dzisiaj, gdy usiłujemy wyciągnąć z naszej przeszłości właściwe wnioski na przyszłość.
J.D.

PROLOG – PYTANIE YALEGO

Wszyscy doskonale wiemy, że historia ludów zamieszkujących poszczególne części naszego globu potoczyła się w sposób rozmaity. W ciągu owych 13 tysięcy lat, które upłynęły od końca ostatniego zlodowacenia, w niektórych regionach świata powstały wykształcone i uprzemysłowione społeczeństwa używające metalowych narzędzi, podczas gdy w innych pojawiły się jedynie społeczności niepiśmiennych rolników, a jeszcze gdzie indziej istniały wciąż tylko wspólnoty zbieracko-łowieckie posługujące się narzędziami z kamienia. Te historycznie uwarunkowane różnice wywarły przemożny wpływ na kształt współczesnego świata, ponieważ wspomniane wykształcone społeczeństwa dysponujące metalowymi narzędziami podbiły lub wytępiły pozostałe ludzkie społeczności. O ile jednak istnienie tych różnic stanowi jeden z najbardziej fundamentalnych faktów w dziejach świata, o tyle ich przyczyny pozostają wciąż niejasne i nadal wzbudzają kontrowersje. I właśnie to niełatwe pytanie o ich pochodzenie zostało mi zadane ćwierć wieku temu w prostej, osobistej formie.
W lipcu 1972 roku spacerowałem po plaży na tropikalnej wyspie Nowej Gwinei, gdzie, jako biolog, prowadzę badania nad ewolucją ptaków. Wcześ­niej słyszałem już co nieco o nietuzinkowym lokalnym polityku imieniem Yali, który objeżdżał wówczas ten właśnie okręg. Tak się złożyło, że owego dnia obaj szliśmy plażą w tym samym kierunku i Yali niebawem mnie dogonił. Szliśmy więc razem przez godzinę, cały czas przy tym rozmawiając.
Yali emanował charyzmą i energią, a jego oczy błyszczały wręcz hipnotyzująco. Z dużą swobodą i pewnością siebie mówił o sobie, ale także zadawał mnóstwo dociekliwych pytań i bardzo uważnie słuchał. Naszą rozmowę rozpoczęliśmy od tematu, który zaprzątał wówczas myśli każdego mieszkańca Nowej Gwinei: postępujących w szybkim tempie wydarzeń na lokalnej scenie politycznej. Papua Nowa Gwinea, jak nazywa się obecnie kraj Yalego, była wtedy jeszcze zarządzana przez Australię w ramach mandatu ONZ, ale w powietrzu czuć już było powiew zbliżającej się niepodległości. Yali opowiadał mi więc, jaka jest jego rola w tym, by skłonić rodaków, aby przygotowywali się na jej nadejście.
Po pewnym czasie mój rozmówca zmienił temat i zaczął zadawać mi rozmaite pytania. Sam nigdy nie opuścił Nowej Gwinei i ukończył jedynie szkołę średnią, lecz jego ciekawość świata była wręcz nienasycona. Najpierw chciał więc dowiedzieć się jak najwięcej o moich badaniach dotyczących ptaków z Nowej Gwinei (interesowało go także, ile mi za nie płacą). Opowiedziałem mu zatem o tym, jak różne grupy ptaków zasiedlały wyspę w ciągu milionów lat. Potem spytał, w jaki sposób przodkowie jego ludu docierali na Nową Gwineę na przestrzeni ostatnich dziesiątków tysięcy lat i jak przebiegała kolonizacja wyspy przez białych Europejczyków w ciągu minionych dwustu lat.
Nasza rozmowa przez cały czas toczyła się w przyjacielskim tonie, mimo że obaj zdawaliśmy sobie sprawę z napięcia, jakie istnieje pomiędzy społecznościami, które reprezentowaliśmy. Zaledwie dwa wieki temu wszyscy mieszkańcy Nowej Gwinei nadal „żyli w epoce kamienia łupanego”, to znaczy wciąż jeszcze posługiwali się kamiennymi narzędziami podobnymi do tych, które przed wieloma tysiącami lat zostały zastąpione w Europie przez przybory z metalu, i ciągle mieszkali w wioskach, które nie były podporządkowane żadnej centralnej władzy. Wtedy to właśnie przy­byli tutaj biali, narzucili tubylcom scentralizowany rząd i przywieźli z sobą mnóstwo dóbr materialnych (których wartość mieszkańcy Nowej Gwinei z miejsca docenili), od stalowych siekier, zapałek i lekarstw, po ubrania, napoje bezalkoholowe i parasole. Na Nowej Gwinei wszystkie te artykuły nazywano „towarem”.
Wielu białych zwolenników kolonializmu jawnie gardziło mieszkańcami Nowej Gwinei, mając ich za „prymitywnych”. Nawet najmniej uzdolnieni spośród tutejszych białych „panów” (jak nazywano ich wciąż jeszcze w 1972 roku) cieszyli się znacznie wyższym standardem życia niż zwykli tubylcy lub nawet charyzmatyczni politycy pokroju Yalego. Mój rozmówca sondował już jednak wielu białych tak, jak wówczas przepytywał mnie, a ja z kolei wybadałem w podobny sposób mnóstwo Nowogwinejczyków. Obaj wiedzieliśmy więc doskonale, że mieszkańcy Nowej Gwinei są, średnio rzecz ujmując, co najmniej równie inteligentni jak Europejczycy. Yali musiał mieć wszystkie te rzeczy na uwadze, gdy, raz jeszcze mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem swych błyszczących oczu, zapytał: „Dlaczego to właśnie wy, biali, wytworzyliście i przywieźliście na Nową Gwineę tak dużo towaru, a my, czarni, mieliśmy go tak mało?”.
Było to proste pytanie, które dotykało jednak zarazem samego sedna życia, jakie znał Yali. Wciąż występuje bowiem ogromna różnica pomiędzy stylem życia przeciętnego Nowogwinejczyka a przeciętnego Europejczyka czy Amerykanina. Porównywalne różnice dotyczą również stylu życia innych ludów naszego globu. Te ogromne dysproporcje muszą zatem mieć niebłahe przyczyny, które, jak można by sądzić, winny być dosyć oczywiste.
Jednakże na to proste z pozoru pytanie Yalego wcale nie jest łatwo odpowiedzieć. Ja w każdym razie nie miałem wówczas gotowej odpowiedzi. Zawodowi historycy wciąż spierają się o właściwe rozwiązanie tej zagadki; większość z nich już nawet zresztą nie zadaje sobie tego pytania. Ja zaś przez wszystkie te lata, które upłynęły od owego dnia, kiedy odbyłem z Yalim wspomnianą rozmowę, badałem i opisywałem różne aspekty ewolucji i his­torii ludzkości oraz dziejów naszego języka. Książka niniejsza, napisana dwadzieścia pięć lat później, jest próbą udzielenia wreszcie odpowiedzi na pytanie Yalego.

Choć pytanie Yalego dotyczyło jedynie jakże odmiennych stylów życia Nowogwinejczyków i białych Europejczyków, kwestię tę można rozszerzyć w taki sposób, by objęła również większy zespół tego rodzaju kontrastów istniejących we współczesnym świecie. Pod względem potęgi i bogactwa dominują dziś na naszym globie ludy wywodzące się z Eurazji, zwłaszcza ludy nadal żyjące na terenie Europy i wschodniej części Azji, jak również te przeszczepione na grunt Ameryki Północnej. Inne, w tym większość Afrykanów, zrzuciły jarzmo europejskiej dominacji kolonialnej, lecz pozostają w tym względzie daleko w tyle. Jeszcze inne, takie jak rdzenni mieszkańcy Australii, obu Ameryk i południowych krańców Afryki, nie są już panami swych własnych ziem, lecz zostały zdziesiątkowane, ujarzmione, a niekiedy doszczętnie wytępione przez europejskich kolonizatorów.
Pytanie o cywilizacyjne dysproporcje istniejące we współczesnym świecie można zatem przeformułować w sposób następujący: Dlaczego władza i potęga militarna rozłożyły się w nim właśnie tak, a nie inaczej? Dlaczego, na przykład, to nie rdzenni Amerykanie, Afrykanie czy Australijczycy byli tymi, którzy zdziesiątkowali, ujarzmili bądź wytępili mieszkańców Europy i Azji?
Bardzo łatwo możemy się cofnąć z tak postawionym pytaniem o kolejny krok. Już w roku 1500 po Chrystusie, kiedy dopiero rozpoczynała się globalna ekspansja kolonialna Europy, ludy na poszczególnych kontynentach bardzo się między sobą różniły pod względem rozwoju techniki i form organizacji politycznej. Znaczna część Europy, Azji i Afryki Północnej była siedliskiem posługujących się metalowymi narzędziami państw lub imperiów, a niektóre spośród nich stały już na progu industrializacji. Dwa rdzenne ludy Ameryki – Aztekowie i Inkowie – władały imperiami używającymi jeszcze narzędzi kamiennych. Pewne obszary Afryki Subsaharyjskiej były podzielone pomiędzy niewielkie państwa, czy też rządzone przez lokalnych watażków państewka dysponujące metalowymi narzędziami. Większość pozostałych ludów – w tym wszystkie grupy ludności zamieszkujące Australię i Nową Gwineę, wiele wysp Pacyfiku, znaczną część obu Ameryk i niewielkie enklawy Afryki Subsaharyjskiej – wiodła żywot plemion rolniczych lub nawet wciąż jeszcze funkcjonowała jako grupy zbieracko-łowieckie używające narzędzi kamiennych.
Te właśnie różnice o charakterze technologicznym i politycznym występujące w roku 1500 po Chrystusie stanowiły bezpośrednią przyczynę istniejących we współczesnym świecie dysproporcji. Imperia dysponujące orężem ze stali były bowiem później w stanie podbić lub wytępić plemiona władające jedynie bronią z drewna i kamienia. Jak zatem doszło do tego, że świat w roku 1500 po Chrystusie wyglądał tak, a nie inaczej?
Raz jeszcze nietrudno jest cofnąć się z naszym pytaniem o kolejny krok, odwołując się do pisanych źródeł historycznych i odkryć archeologicznych. Aż do końca ostatniego zlodowacenia (około 11 tysięcy lat przed Chrystusem) ludy zamieszkujące wszystkie kontynenty były wciąż bez wyjątku grupami zbieracko-łowieckimi. To właśnie różne tempo rozwoju na poszczególnych kontynentach w okresie od 11 tysięcy lat przed Chrystusem do roku 1500 po Chrystusie doprowadziło do ukształtowania się technologicznych i politycznych dysproporcji, jakie występowały w roku 1500 naszej ery. Podczas gdy Aborygeni i wielu rdzennych Amerykanów pozostawało wciąż wspólnotami zbieracko-łowieckimi, na większości obszaru Eurazji i znacznej części obu Ameryk oraz Afryki Subsaharyjskiej stopniowo rozwijało się rolnictwo, pasterstwo, metalurgia i złożone formy organizacji politycznej. W pewnych regionach Eurazji, a także w jednym jedynym miejscu na terenie Ameryk, niezależnie od siebie wynaleziono pismo. Jednakże każde z tych nowych zjawisk pojawiło się w Eurazji wcześniej niż gdziekolwiek indziej. Na przykład masowa produkcja narzędzi z brązu, która rozpoczynała się dopiero w południowoamerykańskich Andach w stuleciach bezpośrednio poprzedzających nasz rok 1500 po Chrystusie, w niektórych częściach Eurazji była już rozpowszechniona na dobre od ponad 4 tysięcy lat. Kamienne narzędzia mieszkańców Tasmanii, z którymi europejscy odkrywcy zetknęli się po raz pierwszy w roku 1642, były bardziej prymitywne od tych, które przeważały w niektórych regionach Europy w epoce górnego paleolitu, wiele dziesiątków tysięcy lat wcześniej.
Nasze pytanie dotyczące istniejących w dzisiejszym świecie dysproporcji możemy więc ostatecznie przeformułować w sposób następujący: Dlaczego rozwój ludzkości na poszczególnych kontynentach przebiegał w tak dalece niewspółmiernym tempie? To właśnie zasadniczo odmienne tempo dyktowało najszerzej rozumiane prawidłowości wyznaczające bieg historii ludzkości i ono jest tematem mojej książki.
Chociaż książka ta będzie opowiadać przede wszystkim o historii i prehistorii, jej podstawowy temat wart jest zainteresowania nie tylko ze względów czysto akademickich, lecz także z uwagi na to, że ma przeogromne znaczenie praktyczne i polityczne. Tym, co ukształtowało nasz współczesny świat, jest bowiem historia kontaktów pomiędzy różniącymi się od siebie ludami, w której przewijają się motywy podboju, epidemii i ludobójstwa. Konfrontacje te wywoływały następstwa, które nie przestają się odbijać echem nawet dziś, po upływie wielu stuleci, a w niektórych spośród najbardziej niespokojnych regionów świata wciąż wywierają przemożny wpływ na obecną sytuację.
Na przykład znaczna część Afryki wciąż zmaga się z niejednoznaczną i wieloraką spuścizną niedawno minionej epoki kolonializmu. W innych regionach – w tym na znacznej połaci Ameryki Środkowej, w Meksyku, Peru, na Nowej Kaledonii, na obszarze byłego Związku Sowieckiego i w niektórych częściach Indonezji – nadal wybuchają niepokoje społeczne lub toczy się wojna partyzancka, w której wciąż jeszcze liczne rdzenne populacje stają do walki z rządami zdominowanymi przez potomków zwycięskich najeźdźców. Wiele innych tubylczych grup ludności – takich jak rdzenni Hawajczycy, Aborygeni, mieszkańcy Syberii oraz Indianie zamieszkujący Stany Zjednoczone, Kanadę, Brazylię, Argentynę i Chile – w wyniku chorób i ludobójstwa zostało tak dalece przetrzebionych, że obecnie potomkowie najeźdźców mają nad nimi ogromną przewagę liczebną. Choć ludy te nie są wobec tego w stanie wywołać wojny domowej, i tak coraz głośniej dopominają się o swoje prawa.
Oprócz mających ciągle znaczenie politycznych i gospodarczych następstw dawno minionych konfrontacji między rozmaitymi ludami, pojawiają się jeszcze ich jak najbardziej aktualne echa natury lingwistycznej, a w szczególności groźba całkowitego zaniku większości spośród istniejących wciąż jeszcze we współczesnym świecie sześciu tysięcy języków, wypieranych i zastępowanych przez angielski, chiński, rosyjski oraz kilka innych języków, które w ciągu kilku ostatnich stuleci odnotowały ogromy wzrost liczby swych użytkowników. Wszystkie te problemy dzisiejszego świata są właśnie wynikiem odmiennych trajektorii rozwoju historycznego, których dotyczyło pytanie Yalego.

 
Wesprzyj nas