Czwarta odsłona przygód Vianne Rocher w dwudziestolecie kultowej powieści Joanne Harris. „Z całą pewnością zachwyci wszystkich miłośników «Czekolady»”.


Złodziejka truskawekVianne Rocher się ustatkowała. Lansquenet-sous-Tannes, w którego niegościnne progi wiatr przywiał ją przed laty, wreszcie stało się jej domem. Vianne nadal prowadzi chocolaterie i odprawia swoje czary, zaprzyjaźniła się nawet z proboszczem. Mieszka z szesnastoletnią Rosette i tęskni za najstarszą Anouk, która wyprowadziła się do Paryża.

Po śmierci kwiaciarza Narcisse’a, który zapisuje Rosette truskawkowy las i zostawia proboszczowi pełen mrocznych sekretów pamiętnik, życie miasteczka ponownie staje na głowie. Krewni Narcisse’a są oburzeni takim obrotem spraw, a w miejscu kwiaciarni powstaje salon tatuażu Morgane Dubois, którego urok działa na wszystkich mieszkańców. Pojawienie się nowej właścicielki wzbudza wiele kontrowersji, a Vianne dręczy niepokojące przeczucie, że zna Morgane od dawna…

***

Zaintryguje i oczaruje czytelników tak samo jak “Czekolada”.
Monica Ali, autorka nagrodzonej Bookerem powieści “Brick Lane”

Wspaniale napisana i urzekająca.
“Independent”

Z całą pewnością zachwyci wszystkich miłośników “Czekolady”.
“Observer”

Tak mądra, tak klimatyczna, tak pięknie napisana.
Marian Keyes, bestsellerowa autorka

Joanne Harris (ur. 1964) – pisarka brytyjska, córka Francuzki i Anglika. Autorka czternastu powieści, dwóch książek kucharskich i wielu opowiadań. Powieść “Czekolada” (1999) cieszy się niesłabnącą popularnością na całym świecie; została zekranizowana w 2000 roku, z Juliette Binoche i Johnnym Deppem w rolach głównych.

Joanne Harris
Złodziejka truskawek
Przekład: Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 10 marca 2020
 
 

Złodziejka truskawek


WIATR

1
Piątek, 10 marca

Przed burzą zawsze następuje chwila, kiedy wiatr zdaje się zmieniać zdanie. Zgrywa potulnego, muska kwiaty na drzewach, droczy się z deszczem uwięzłym w szarych obłokach. Na pozór figlarny, właśnie wtedy jest najokrutniejszy i najgroźniejszy, a nie później, kiedy drzewa łamią się jak zapałki, a kwiaty zatykają studzienki i unoszą je rwące potoki. Gdy domy padają jak domki z kart, a ściany, które uważałeś za bezpieczne i niewzruszone, obracają się w pył.

Nie, najokrutniejsza chwila to ta, gdy myślisz, że może ujdziesz cało, może wiatr przeniósł się gdzie indziej, a ty zbudujesz coś, czego nie da się zdmuchnąć. Wtedy wiatr jest najbardziej podstępny. To początek klęski. Chwila spodziewanej radości. Demon nadziei w puszce Pandory. Chwila, kiedy ziarno kakaowca uwalnia swoją woń, woń prażenia, przypraw i soli, woń krwi, wanilii, i otchłani rozpaczy.

Kiedyś myślałam, że to banalnie prosta sztuka – tworzenie nieszkodliwych przyjemności. W końcu jednak zrozumiałam, że każda przyjemność ma skazę. Francis Reynaud byłby ze mnie dumny. Czarownica z czterdziestoletnim stażem wreszcie stała się purytanką.

Zozie d’Alba by zrozumiała. Zozie, złodziejka serc, której twarz uparcie nawiedza mnie w snach. Czasem słyszę jej głos na wietrze, stuk obcasów o kocie łby. Czasem się zastanawiam, gdzie jest, czy nadal o mnie myśli. Każda zachcianka znaczy skazę, ona o tym wiedziała. Ostatecznie liczy się tylko władza.

Wiatru to nie obchodzi. Wiatr nie osądza. Wiatr porywa wszystko, co zdoła – czego potrzebuje – instynktownie. Wiecie, kiedyś byłam taka sama. Nasiona na wietrze, część osiada, inne lecą dalej. Nasiona nie zostają z rośliną-matką. Pędzą tam, gdzie poniesie je wiatr.

Weźmy moją Anouk, dziś dwudziestojednoletnią: poszła tam, dokąd idą dzieci, które podążają za szczurołapem. Kiedyś byłyśmy sobie tak bliskie. Nierozłączne. A jednak wiem, że dziecko jest pożyczone; któregoś dnia zostaje oddane światu, aby dorastać, zakochiwać się, uczyć. Dawniej myślałam, że zostanie tu, w Lansquenet-sous-Tannes, że Jeannot Drou ją tu zatrzyma, oczywiście on i chocolaterie, wraz z obietnicą bezpieczeństwa. Ale to Jean-Loup Rimbault w Paryżu przesądził o wszystkim. Jean-Loup, chłopiec z dziurą w sercu. Czy Anouk ją wypełniła? Wiem tylko, że pozostawiła dziurę w moim, dziurę, której nie wypełni cała czekolada Meksyku, pustą przestrzeń w kształcie dziewczynki z oczami ciemnymi jak ocean.

A teraz moja szesnastoletnia Rosette słyszy głos wiatru i wiem, jaka jest złakniona, jaka nieprzewidywalna, uparta i dzika. Wystarczyłby jeden podmuch wiatru, żeby ją porwać, gdyby nie była przymocowana jak żagiel, gdybym nie podjęła środków ostrożności. Mimo to wiatr dalej targa sznurkami, które nas chronią. Nadal słyszymy jego syreni śpiew. I niesie woń innych miejsc. Opowiada o niebezpieczeństwie i blasku słońca, radości i przygodach. Tańczy w drobinkach światła w cieniu chili i ziarenek pieprzu. Więźnie w przełyku jak niespodziewany wybuch śmiechu. A na końcu zabiera wszystko, wszystko, na co pracowałeś. Wszystko, co mogłeś zatrzymać, tak ci się przynajmniej zdawało. I zawsze przystępuje do dzieła w chwili beztroski, czarów, wesołości. W chwili jasności między chmurami. W posmaku słodyczy, pośród bicia dzwonów.

Czasami nawet w opadających na ziemię płatkach śniegu.

 
Wesprzyj nas