Przewrotny kryminał o służbach specjalnych, dywersantach, pieniądzach i ideałach. Powieść Vladimira Wolffa, która zaskoczy wielbicieli tego gatunku literatury.
Młody, przystojny, bogaty i jeszcze lato, morze, kobiety, imprezy – żyć nie umierać.
Jedna noc kończy tę idyllę. Rafał Adamski nic z niej nie pamięta. Gdy wszystko zaczyna świadczyć przeciw niemu, sam będzie musiał stawić czoła nieuchwytnemu wrogowi, który wie o nim o wiele za dużo…
Początkujący prokurator zaczyna zdawać sobie sprawę, że sam wie o wiele za mało – nie tylko o koszmarnym morderstwie, które chce wyjaśnić, o mrocznych tajemnicach strategicznego obiektu, który widuje prawie codziennie, czy o gigantycznej fortunie, która może należeć do niego, ale także o terrorystach i polskim kontrwywiadzie.
Nie wspominając o własnej rodzinie. Nie wie nawet, czy zabije go wiedza czy niewiedza…
Vladimir Wolff
Nie czyń drugiemu
Wydawnictwo WarBook
Premiera: 29 lipca 2020
Nie czyń drugiemu
Wydawnictwo WarBook
Premiera: 29 lipca 2020
Nie czyń drugiemu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Życie nie jest sprawiedliwe – pomyślał Rafał Adamski, gapiąc się w sufit pomalowany w fantazyjne niebiesko-granatowe smugi. Jaki to ma sens? Jego zdaniem żaden. Nikt oprócz niego nie przychodził tu oglądać wystroju, tylko użyć życia.
Miraż – największa i najpopularniejsza dyskoteka w Międzyzdrojach – tętnił muzyką. DJ dawał z siebie wszystko. Hałas rozsadzał uszy, światła pulsowały, tłum tańczył, barmani rozlewali drinki, weekendowy generator szczęścia pracował pełną parą.
Najwyraźniej on jeden nie miał humoru. Został wystawiony. Tylko tak potrafił to określić. A przecież starał się. Naprawdę. Zależało mu: wysyłał kwiaty, zapraszał na kawę i takie tam. Kiedy już uznał, że serce Patrycji zmiękło, postanowił przejść do kolejnego etapu znajomości. Wspólny wypad do lokalu uznał za znakomity pomysł, a wydawało mu się, że dziewczyna też chętnie się zgodziła.
I co? I nic. Jak przyszło co do czego, jej serce okazało się zimne jak lód. Olała go. Nic dla niej nie znaczył.
Trudno. Wakacje dopiero się zaczynały. Przyglądając się mieszanemu towarzystwu na parkiecie, był pewien, że dla wielu na pewno nie będzie to okres stracony.
Sięgnął po ciepłe już piwo, które swoim zwyczajem popijał z butelki, po czym dla świętego spokoju ostatni raz sprawdził wiadomości w telefonie. Zaklął i schował smartfon do kieszeni. Jeśli teraz wyjdzie i wróci do domu, jutro obudzi się bez kaca. Perspektywa nęcąca, mimo to sponiewierana dusza pragnęła czegoś więcej.
– Stary… gębę masz jak na pogrzebie.
– Bo i tak się czuję. – Adamski odwrócił głowę ciekaw, kto zaszedł go z boku.
– Można?
– Pewnie, ładuj się.
Rafał trochę się przesunął, żeby zrobić więcej miejsca, choć loża, którą zapobiegliwie zarezerwował, zapewniała dosyć przestrzeni dla kilku osób, a nie jak teraz tylko dwóch.
– Co pijesz?
– To samo. – Dopił piwo i odstawił butelkę.
– A teraz mów.
Z Marcinem Pogorzelskim znali się jak łyse konie. Podstawówka, liceum, stale razem. Ostatnio ich drogi jakoś się rozeszły, ale nie na tyle, by całkiem stracili kontakt. Wpadali na siebie co jakiś czas, tak jak dziś.
Pogorzelskiego, szatyna o bujnej fryzurze, szerokich barkach i wyraźnie zarysowanym brzuszku, uważano nie bez powodu za duszę towarzystwa, choć nie zawsze tak było. Kiedyś był zbuntowanym rozrabiaką. Może dlatego tak dobrze się dogadywali. Ich rodziny były nieźle sytuowane. Nie brakowało im niczego. Starzy oczekiwali tylko jednego: będą się dobrze uczyć, zdadzą maturę celująco, a studia to już czysta formalność. Drobnomieszczański standard.
Jak oni obaj nie lubili umoralniających gadek, które i tak do niczego nie prowadziły. Lepiej wypić wino na plaży i pouganiać się za dziewczynami. Taki był cel życia, a nie jakieś tam podręczniki, egzaminy…
Wspomnienie starych dobrych czasów sprawiło, że na ustach Adamskiego zagościł uśmiech.
– Jesteś sam? – zapytał, gdy kelnerka, której nie widział tu wcześniej, postawiła przed nimi zamówione trunki i znikła pomiędzy tańczącymi.
– Tak się złożyło.
– Czekaj, czekaj… – W głowie Rafała pojawiła się pewna myśl. – Anka w którym jest miesiącu?
– Piątym.
– I puściła cię samopas?
– Wiesz, jak jest.
– Nie wiem, to ty jesteś żonaty.
Stuknęli się szkłem i wypili po łyku.
O tym, że kumpel zmienił stan cywilny, Rafał dowiedział się całkiem niedawno. Nie było to jakieś wielkie zaskoczenie. Marcin poznał Ankę na studiach i od tamtej pory byli podobno nierozłączni.
Nie dosłownie, jak widać. Nie zawsze opowieści znajomych mają pokrycie w faktach.
– Garbata ma dziś babski wieczór – powiedział Marcin tonem usprawiedliwienia, wodząc jednocześnie wzrokiem wytrawnego myśliwego po parkiecie.
– Trafiło ci się jak ślepej kurze.
– Układ jest prosty. Ja zarabiam, a ona wydaje to, co ja przyniosę do domu. Garbata…
– Dlaczego tak na nią mówisz? – przerwał mu Rafał.
– Garbata? Bo jej starzy to Grabińscy. To chyba oczywiste.
– Raczej głupie.
Nie wypuszczał butelki z dłoni. Piwo jak na jego gust było stanowczo za zimne i nie miało smaku. Co z tego, że panował upał i nawet pod wieczór temperatura sięgała dwudziestu siedmiu kresek powyżej zera? Jak nie będzie się pilnować takich szczegółów, lokal zejdzie na psy. Menedżer musiał być patentowanym idiotą. Najpierw sufit, teraz to. Dobrze, że działała klimatyzacja, inaczej podusiliby się z braku tlenu. Bawiło się tu ze dwieście osób, a weszłoby jeszcze pięćdziesiąt, choć wtedy zrobi się tłoczno, a on nie lubił, jak ocierają się o niego obcy ludzie. Cenił swoją strefę osobistego komfortu.
– Widzisz tamte dwie? Patrzą na nas – szturchnął go Marcin.
Adamski posłusznie obrócił głowę we wskazanym kierunku. Towar faktycznie jak się patrzy. Jedna w obcisłej minispódniczce i topie z odkrytymi ramionami, druga w szortach tak krótkich, że gdy się obróciła, widać było tyłek. Blondynka i brunetka. Marzenie każdego samca.
– Za młode. – Rafał oblizał wargi.
– Pogięło cię? W dowód im będziesz zaglądał? Wyraźnie chcą się zabawić, a tam przy barze miejsca za dużo nie ma.
– Dobra, stary, ja wracam.
– Poczekaj. Gdzie się spieszysz? Dzieci ci płaczą? – W głosie Pogorzelskiego pojawiły się nuty szyderstwa. – Siedzisz i się zamartwiasz, a życie może być piękne.
– Dziś akurat nie mam nastroju. – Adamski dźwignął cztery litery, lecz nim zdążył wstać, Marcin ściągnął go z powrotem na kanapę.
– Zawsze byłeś w gorącej wodzie kąpany.
– Ale…
– Żadne ale. Nie rozczarowuj mnie. Siedź sobie wygodnie, ja zaraz wracam.
Rafał nie lubił takich sytuacji. Normalnie nie unikał zabawy, ale emocje, które targały nim cały dzień, gdzieś się ulotniły. Jutro czekała go cała dniówka przewalania papierów w robocie. Niedziela to słaby dzień na imprezę, zwłaszcza że urlop zaplanował na przełom sierpnia i września.
Od obowiązków nie ucieknie. W końcu pensję za coś brał. Może nie był szczególnie przeładowany pracą, ale w biurze pojawić się musiał. Marcinowi było łatwiej. Jako architekt pracował na umowę zlecenie. Jeśli zacznie kreślić plany godzinę bądź dwie później, nikt mu łba nie urwie.
Cwaniaczek. Zawsze wiedział, jak się ustawić w życiu.
Rafał dopił to, co zostało na dnie butelki, zastanawiając się, jak tu zmyć się po angielsku. Do wyjścia nie było daleko. Zanim zdecydował się znowu wstać, usłyszał głos kolegi:
– To jest Monika.
Lekko zamroczony wstał i uścisnął wiotką dłoń blondyneczki w szortach, pachnącej… to chyba były perfumy Ariana Grande, ale pewności nie miał.
– A to Kamila. – Pogorzelski mrugnął do niego. – Czego się panie napiją? Ja stawiam. Rafał płaci.
Dziewczyny zachichotały, a Marcin skinął na kelnerkę.
Adamski nigdy nie był rozmowny. Zanim się do kogoś przekonał, upływały miesiące. Może dlatego nie udało mu się zostać mistrzem podrywu.
Niejasną myśl, że gdzieś z boku obserwuje go Patrycja, odsunął na bok, zwłaszcza po tym, gdy na ich stoliku wylądowały drinki. Dwa kolorowe, fikuśne, z parasolkami i spiętrzonymi kostkami lodu, i dwa wypełnione jakby perfumowaną colą. Miałaś, dziewczyno, swoją szansę, nie chciałaś jej wykorzystać – to już twoja sprawa.
– Napijmy się. – Pogorzelski wzniósł toast.
Rafał spróbował zawartości szklaneczki, która go przyjemnie zaskoczyła. Barman nie pożałował alkoholu. W zasadzie była to chyba sama whisky, lekko tylko zabarwiona gazowanym napojem.
Właściwie jeszcze chwilę mógł zostać, bo niby gdzie miałby iść? Zresztą i tak nie miał jak się teraz ruszyć. Z jednej strony miał Kamilę, z drugiej Monikę, której kolano zaczęło ocierać się o nogę Adamskiego.
Może i coś z tego będzie?
Marcin chyba ma rację. Za bardzo się zamartwiał. Daleko tak nie zajdzie.
Westchnął i wypił duszkiem drinka. A co tam. Jemu też się coś od życia należy.
– No, w końcu. – Pogorzelski przyjął tę zmianę z zadowoleniem. – Już się martwiłem, że tak ci zostanie.
Rafał rozsiadł się wygodnie. Nogi wyciągnął przed siebie, a ramiona rozpostarł na oparciu kanapy. Zapachy perfum i wszelkiej maści dezodorantów były obezwładniające do tego stopnia, że doznał zawrotu głowy. A może to od alkoholu? Z każdym łykiem nabierał śmiałości, tym bardziej że opór dziewczyn był symboliczny.
Dosyć szybko Marcin i Kamila poszli tańczyć. Monika żuła gumę, co rusz dmuchając różowe baloniki.
– Ile ty właściwie masz lat? – spytał na wszelki wypadek.
– Osiemnaście. A bo co?
– Nic, tak tylko pytam.
Może nie była klasyczną pięknością, lecz miała w sobie to coś. Figura perfekcyjna, nogi jak u bogini, piersi trochę małe jak na jego gust, ale ujdą.
Pochylił się i pocałował ją w miejsce za uchem, chłonąc zapach jej skóry.
– Ładny wisiorek. – Jego wzrok zanurkował w głąb dekoltu i zawieszonego na szyi łańcuszka.
– Skorpion. Uważaj, bo wbiję ci kolec.
– Zrobisz to? – zapytał zaczepnie.
– Pewnie. Jak nie będziesz grzeczny…
Zanim skończyła, wysunął koniuszek języka i zaczął lizać jej ucho.
– Tak ci spieszno?
– Miałem parszywy dzień – wyjaśnił. – I tydzień – dodał po chwili.
Oparł głowę o ramię dziewczyny i przymknął oczy.
– Tylko mi tu nie zaśnij.
– Bez obaw – zapewnił, wodząc opuszkami palców po udzie gładkim niczym szkło.
Ta chwila mogła trwać wiecznie. Sprawy szły w dobrym kierunku. Co prawda nie całkiem tak wyobrażał sobie ten wieczór, ale przecież podobnie. Partnerka miała być inna, a postępy w dotarciu do celu dużo wolniejsze. Do diabła z tą głupią pindą. Przecież nie była jakimś cudem. Inna na jej miejscu, jak widać…
– Przecież prosiłam, żebyś nie spał.
– Przepraszam, zamyśliłem się.
Został wynagrodzony namiętnym pocałunkiem, od którego zgęstniała atmosfera. O, tak… Dobrze… Język Moniki wsunął się pomiędzy jego wargi. Smakowała cierpko i słodko równocześnie, zupełnie jakby niedawno zjadła koszyk truskawek.
– Ej, chłopie, ludzie się na was patrzą.
Szturchnięcie Pogorzelskiego przyszło w najmniej spodziewanym momencie.
– Ja z Kamilą zmywamy się na plażę. Możecie iść z nami.
Decyzję podjął błyskawicznie. Uregulował rachunek i wyszli na świeże powietrze, pozostawiając za sobą gwar i duszny klimat dyskoteki.
Trochę ochłonął, ale nie trwało to długo. Marcin wcisnął mu w dłoń flaszkę whisky, a raczej whiskey, bo gdy uniósł ją na wysokość oczu, okazało się, że to irlandzki napitek: Jameson.
Pociągnął długi łyk. Chęć zaimponowania Monice twardym łbem wzięła górę nad rozsądkiem.
Marcin pił niewiele, właściwie tylko smakował, mimo to wyglądał na mocno wstawionego.
Kiedy zdążył się tak nawalić? Przecież nie wypił dużo. Może wcześniej zaczął, a może nie miał dnia? Różnie bywa.
Powlekli się w stronę deptaka i nieodległej plaży, mijając po drodze zakochane parki, rodziny i singli patrzących na nich z zazdrością. Monika przywarła do Rafała, nie odstępując go na krok. Poczuł się jak król życia. Niczego więcej nie potrzebował.
Omijano ich szerokim łukiem. Fakt, zachowywali się głośno, ale nie robili nic złego. Po prostu dobrze się bawili. Mieli do tego prawo.
Trudno powiedzieć, kiedy pękła kolejna flaszka.
– Wiecie co… – zaczął w pewnym momencie Pogorzelski.
– Nie, Marcinku, powiedz mi to na uszko – zachęciła go Kamila.
– Na plaży… wiecie, jak jest…
– Piasek wchodzi tam, gdzie nie trzeba.
– Ha! Właśnie. – Pogorzelski uniósł wskazujący palec prawej ręki do góry. – Mam lepszy pomysł.
– Nie trzymaj nas zbyt długo w niepewności.
– Tu niedaleko… – Marcin wskazał kierunek – …mam fuchę dla jednego dzianego gościa. Facet chce mieć zaciszne miejsce na weekendowe wypady. A muszę powiedzieć, że forsy ma jak lodu. W środku prawie wszystko gotowe. Tylko się wprowadzać. I tak się składa, że mam przy sobie klucze.
– To co my tu jeszcze robimy? – spytał Adamski.
– Widzisz, Rafałku, jak się postarasz, to całkiem rozsądny z ciebie kumpel.
Wydawało się, że Pogorzelski chce poklepać Rafała po policzku, ale po namyśle zrezygnował z tego, wzdychając ciężko. Ledwo powłóczył nogami, dzielnie podtrzymywany przez Kamilę.
To się chłop zaprawił. Lepiej, jak pójdzie spać. Pętanie się po plaży w tym stanie mogło się źle skończyć. Miejscówka, którą zaproponował Marcin, spadła im jak z nieba.
Odbili na prawo, w jedną z uliczek, przy której wybudowano parę nowych domów. Świeciła się tylko jedna latarnia, lecz im to nie przeszkadzało. Asfalt też wylano całkiem niedawno, więc piach jeszcze chrzęścił pod stopami. Było cicho i spokojnie.
Ten rejon Międzyzdrojów był słabo zasiedlony. Na większości posesji prace dopiero trwały. Jak ekipy budowlane się postarają, może za parę miesięcy do niektórych willi wprowadzą się pierwsi lokatorzy.
Budynek zaprojektowany przez Pogorzelskiego nie należał do imponujących. Ot, zwykły parterowy domek otynkowany na piaskowy kolor. Zresztą od frontu niewiele było widać, bo całość kryła się za płotem wykonanym z modnych ostatnio paneli.
Architekt pogrzebał w kieszeniach, aż w końcu znalazł klucze. Szczęknęła zapadka w zamku, a oni mogli wejść do środka.
Rafał potknął się i o mało nie wyrżnął głową w ścianę. Miał dosyć. Mdliło go od kilkunastu minut. Pawia nie puścił tylko dlatego, że nie chciał wyjść na cieniasa, ale czuł, że długo już nie wytrzyma.
– Idź na prawo – usłyszał życzliwą radę Pogorzelskiego.
Do kibla dotarł w ostatniej chwili. Chlanie na pusty żołądek, podobnie jak mieszanie alkoholi, to zły pomysł. Zaprawił się jak świnia.
Skurcze znękanego organizmu trwały jakiś czas. W końcu uznał, że to koniec. Spłukał wymiociny, odkręcił wodę w umywalce i przemył spoconą twarz. Ledwie stał na nogach.
Wychrypiał pod nosem serię przekleństw. Gdyby go teraz zobaczył ktoś z roboty, miałby przechlapane.
Odczekał parę minut, żeby dojść do siebie, i rozejrzał się wokół. Właściciel nie powinien się kapnąć, że ktoś narzygał w toalecie. Rafał posprzątał po sobie, zacierając ślady. Uznał, że kawa będzie lepsza od kolejnej dawki gorzały. Chyba mają tu ekspres? Chata jak się patrzy. Teraz musi uważać, by nie urwał mu się film.