Intrygująca książka jednego z najbardziej znanych ekonomistów na świecie, która podważa przekonania na temat ryzyka i korzyści, polityki i religii, finansów i osobistej odpowiedzialności.


Na własne ryzykoW swojej najbardziej jak dotąd prowokacyjnej książce jeden z czołowych myślicieli naszych czasów definiuje na nowo, co to znaczy zrozumieć świat, odnieść sukces w zawodzie, współtworzyć rzetelne i sprawiedliwe społeczeństwo, umieć wykrywać nonsensy i wpływać na innych.

Powołując się na przykłady od Hammurabiego do Seneki, od giganta Anteusza po Donalda Trumpa, Nassim Nicholas Taleb pokazuje, jak gotowość do zaakceptowania ryzyka własnego stanowi niezbędny atrybut bohaterów, świętych i ludzi odnoszących sukcesy we wszystkich dziedzinach życia.

Autor, w sposób jak zawsze jednocześnie przystępny i obrazoburczy, rzuca wyzwanie wielowiekowym przekonaniom na temat cnót tych, którzy stoją na czele wojskowych interwencji, dokonują inwestycji finansowych oraz promują religijne wyznania.

***

Głos najbardziej proroczy ze wszystkich… Taleb jest prawdziwie wybitnym filozofem – kimś, kto jest w stanie zmienić nasz sposób postrzegania struktury świata – dzięki sile, oryginalności i prawdziwości swoich idei.
John Gray, GQ

Nassim Nicholas Taleb – amerykański ekonomista, filozof i trader pochodzenia libańskiego. Magister nauk przyrodniczych i doktor zarządzania. W swoich pracach skupia się na zagadnieniach prawdopodobieństwa, przypadkowości i niepewności. Obecnie profesor Uniwersytetu Nowojorskiego. Autor bestsellerów “Czarny Łabędź. O skutkach nieprzewidywalnych zdarzeń” oraz “Antykruchość. O rzeczach, którym służą wstrząsy”.

Nassim Nicholas Taleb
Na własne ryzyko
Ukryte asymetrie w codziennym życiu
Przekład: Alicja Unterschuetz, Maciej Krzak
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Premiera: 3 czerwca 2020
 
 

Na własne ryzyko

KSIĘGA 1 – WSTĘP

Książka ta, choć samodzielna, stanowi kontynuację serii ­Incerto będącą połączeniem: a) dyskusji praktycznych, b) przypowieści filozoficznych, c) naukowych i analitycznych komentarzy na temat losowości i tego, jak żyć, jeść, spać, dyskutować, spierać się, nawiązywać przyjaźnie, pracować, bawić się i podejmować decyzje w stanach niepewności. Choć tekst ten jest dostępny dla szerokiego grona czytelników, nie dajcie się zwieść: Incerto to esej, a nie popularyzacja prac przygotowanych gdzie indziej w nudnej formie (pomijając kwestię bycia — z technicznego punktu widzenia — kompanem Incerto).
Na własne ryzyko to cztery tematy w jednym: a) kwestia niepewności i rzetelności wiedzy (zarówno praktycznej, jak i naukowej, przy założeniu, że istnieje tu różnica), lub mówiąc w mniej uprzejmych słowach wykrywanie kitu, b) symetria w działaniach ludzi, a mianowicie w uczciwości, sprawiedliwości, odpowiedzialności i wzajemności, c) wymiana informacji w transakcjach, d) racjonalność w złożonych systemach i w rzeczywistym świecie. To, że tych czterech kwestii nie da się rozdzielić, jest oczywiste, gdy ryzykujemy w tej grze własną skórę1.
I nie chodzi tylko o to, że akceptowanie osobistej odpowiedzialności jest niezbędnym elementem uczciwości, efektywności handlowej i zarządzania ryzykiem: ryzykowanie własnej skóry jest niezbędne do rozumienia świata.
Po pierwsze, bzdurą i mydleniem oczu jest twierdzenie, że teoria i praktyka to dwie różne sprawy, podobnie zresztą jak rozróżnianie między taką sobie i prawdziwą wiedzą fachową, a także środowiskiem akademickim (w złym sensie tego słowa) i rzeczywistym światem. Jak powiedział Yogi Berra2, „dla środowiska akademickiego nie ma różnicy między środowiskiem akademickim a światem rzeczywistym; w prawdziwym świecie taka różnica istnieje”.
Po drugie, chodzi o zakłócenia symetrii i wzajemności w życiu: jeśli czerpiesz korzyści, musisz także ponieść pewne ryzyko, nie zaś pozwalać, aby to inni płacili za twoje błędy. Jeśli obarczasz ryzykiem innych, a oni poniosą szkodę, musisz za to zapłacić. Podobnie jak powinieneś traktować innych w sposób, w jaki chciałbyś być traktowany, chciałbyś dzielić się odpowiedzialnością za wydarzenia w sposób sprawiedliwy i równy.
Jeśli wypowiadasz opinię, w wyniku której ktoś podejmuje działanie, jesteś moralnie zobligowany do poniesienia stosownych konsekwencji. A gdy formułujesz prognozy ekonomiczne:
Nie mów, co „myślisz”, po prostu powiedz, co masz we własnym portfelu.
Po trzecie, książka ta zajmuje się tym, ile informacji należy praktycznie przekazać innym, co sprzedawca używanych samochodów powinien — lub nie powinien — opowiedzieć o pojeździe, na który właśnie zamierzasz przeznaczyć znaczną część swoich oszczędności.
Po czwarte, chodzi w niej o racjonalność i próbę czasu. Racjonalność w realnym świecie nie dotyczy tego, co ma sens dla twojego dziennikarza z „The New Yorkera” lub jakiegoś psychologa posługującego się naiwnymi modelami optymalizacyjnymi — to coś znacznie głębszego i statystycznego, związanego z twoim własnym przetrwaniem.
I nie pomyl pojęcia „ryzyko własne”, zdefiniowanego i stosowanego w tej książce, z problemem wyłącznie motywacyjnym, jedynie w kontekście udziału w zyskach (jak się to powszechnie rozumie w finansach). Nie. Bardziej chodzi o symetrię, o partycypowanie w szkodach, uiszczenie grzywny, jeśli coś pójdzie nie tak. Ta sama idea łączy ze sobą takie pojęcia, jak bonusy, kupowanie używanych samochodów, etyka, ekonomiczna teoria kontraktu, uczenie się (rzeczywiste życie kontra akademia), imperatyw Kanta, władza samorządowa, wiedza o ryzyku, kontakt intelektualistów z rzeczywistością, rozliczanie biurokratów, probabilistyczna sprawiedliwość społeczna, teoria opcji, prawe postępowanie, naciągacze, teologia… I tu się na razie zatrzymam.

MNIEJ OCZYWISTE ASPEKTY NARAŻANIA WŁASNEJ SKÓRY

Bardziej poprawny (choć bardziej niezręczny) tytuł książki brzmiałby: „Mniej oczywiste aspekty narażania własnej skóry: ukryte asymetrie i ich konsekwencje”. Bo po prostu nie lubię czytać książek, które informują mnie o tym, co oczywiste. Lubię być zaskakiwany. Zatem stosując wzajemność w stylu „na własne ryzyko”, nie zabiorę czytelnika w nudną, przewidywalną podróż w rodzaju wykładu uniwersyteckiego, ale raczej porwę na przygodę, jaką sam chciałbym przeżyć.
W związku z tym książka jest zorganizowana w następujący sposób. Wystarczy mniej więcej sześćdziesiąt stron, aby czytelnik przyswoił sobie znaczenie, częstotliwość występowania i wszechobecność osobistego ryzyka (w sensie symetrii) w większości jego aspektów. Ale nigdy nie drąży nazbyt szczegółowo, dlaczego coś ważnego jest ważne: łatwo zdeprecjonować jakąś zasadę, bez końca ją uzasadniając.
Podróż nienudna oznacza skupienie się na kroku drugim: zaskakujących implikacjach — tych ukrytych asymetriach, które przychodzą do głowy nie tak od razu — oraz mniej oczywistych konsekwencjach, z czego niektóre są dość niewygodne, za to większość okazuje się niespodziewanie pomocna. Zrozumienie działania zasady osobistej odpowiedzialności pozwala zrozumieć poważne łamigłówki leżące u podstaw tej delikatnej materii, jaką jest matryca rzeczywistości.
Na przykład:
Jak to się dzieje, że maksymalnie nietolerancyjne mniejszości prowadzą świat i narzucają nam swój styl? W jaki sposób uniwersalizm niszczy właśnie tych ludzi, którym miał pomagać? Jak to jest, że mamy dzisiaj więcej niewolników niż w czasach Imperium Rzymskiego? Dlaczego chirurdzy nie mieliby wyglądać jak chirurdzy? Dlaczego chrześcijańska teologia kładła taki nacisk na ludzką naturę Jezusa Chrystusa, która z konieczności jest odmienna od natury boskiej? Dlaczego historycy mieszają nam w głowach, mówiąc uczenie o wojnie, a nie o pokoju? Jak to się dzieje, że tanie wysyłanie sygnałów (bez podejmowania ryzyka) nie skutkuje w środowisku ekonomicznym ani religijnym? Jak to jest, że osoby z oczywistymi wadami charakteru wydają się bardziej realnymi kandydatami na eksponowanych polityków niż biurokraci o nieskazitelnych rodowodach? Dlaczego czcimy Hannibala? Jak to możliwe, że firmy bankrutują, gdy tylko ich menedżerowie zainteresują się robieniem czegoś dobrego? Dlaczego pogaństwo jest bardziej symetryczne w przekroju populacji? Jak należy prowadzić sprawy zagraniczne? Dlaczego nigdy nie powinniście dawać pieniędzy na organizacje charytatywne, chyba że działają one zgodnie z modelem biznesowym (mówiąc współczesnym żargonem — uberyzują się)? Dlaczego geny i języki rozprzestrzeniają się w różny sposób? Dlaczego liczy się skala społeczności (społeczność wędkarzy zmienia się ze współpracującej w wojującą, gdy tylko będzie o jednego za dużo na pomoście, czyli liczba zaangażowanych osób zwiększy się o ułamek)? Dlaczego ekonomia behawioralna nie ma nic wspólnego z badaniem zachowania jednostek, a rynki mają niewiele wspólnego z uprzedzeniami ich uczestników? Dlaczego racjonalność równa się tylko i wyłącznie przetrwaniu? Jaka jest podstawowa logika obarczania się ryzykiem?
Jednak autorowi, w przypadku partycypacji w ryzyku, chodzi głównie o sprawiedliwość, honor i poświęcenie, rzeczy, które dla człowieka mają wymiar egzystencjalny.
Osobista odpowiedzialność, stosowana jako zasada, redukuje skutki następujących niezgodności, które narastały wraz z rozwojem cywilizacji: między działaniem a pustą gadaniną (ang. tawk), konsekwencją a intencją, praktyką a teorią, honorem a reputacją, fachową wiedzą a szarlatanerią, konkretem a abstrakcją, tym, co etyczne, a tym, co zgodne z porządkiem prawnym, rzeczami autentycznymi a podrobionymi, handlarzem a biurokratą, przedsiębiorcą a dyrektorem generalnym korporacji, siłą a pokazówką, miłością a szukaniem żyły złota, Coventry a Brukselą, stanami Omaha a Waszyngtonem, ludźmi na ulicy a ekonomistami, autorami a redaktorami, pracą naukową a akademią, demokracją a sprawowaniem władzy, nauką a scjentyzmem, polityką a politykami, miłością a pieniądzem, duchem a literą, Katonem Starszym a Barackiem Obamą, jakością a reklamą, zaangażowaniem a sygnalizowaniem, oraz — co najważniejsze — między tym, co zbiorowe, a tym, co indywidualne.
Najpierw połączmy kilka kropek między pozycjami na powyższej liście za pomocą dwóch ujęć, aby sprawdzić, jak idea przekracza granice kategorii.

PROLOG, CZĘŚĆ 1 – Anteusz pokonany

Nigdy nie uciekaj od mamusi – Wciąż znajduję wojowników – Bob Rubin i jego fach – Systemy takie jak wypadki samochodowe
Anteusz był gigantem, a raczej półgigantem, w prostej linii synem Matki Ziemi, Gai, i Posejdona, boga morza. Miał dziwne zajęcie: zmuszał napotkanych u siebie, w (greckiej) Libii, wędrowców do walki; rzucał ofiarę na ziemię i miażdżył ją. To makabryczne hobby było najwyraźniej przejawem synowskiego oddania — celem Anteusza było zbudowanie świątyni Posejdonowi, swojemu ojcu, z czaszek ofiar jako budulca.
Anteusz miał być niepokonany, ale był pewien szkopuł. Czerpał on swoją siłę z kontaktu z Matką Ziemią. Fizycznie od niej oddzielony tracił całą moc. Herkules, w ramach projektu dwunastu prac (w jednej z wersji opowieści), miał za zadanie pokonać Anteusza. Udało mu się poderwać go z ziemi i zabić — zgniótł Anteusza, gdy jego stopy nie dotykały już matki.
Z tej pierwszej historii zapamiętajmy, że, podobnie jak w przypadku Anteusza, nie można oddzielić wiedzy od kontaktu z ziemią. W rzeczy samej niczego nie należy odrywać od kontaktu z realnym podłożem. Kontakt zaś ze światem rzeczywistym odbywa się poprzez ponoszenie osobistej odpowiedzialności, czyli kontakt z realnym światem i płacenie ceny w postaci konsekwencji, dobrych lub złych. Zadrapania i siniaki są naszymi drogowskazami w procesie zdobywania wiedzy i dokonywania odkryć — jest to rodzaj mechanizmu organicznej sygnalizacji, to, co Grecy nazwali pathemata mathemata („nauka poprzez cierpienie”, coś, co aż za dobrze znają matki małych dzieci). Pokazałem w Antykruchości, że większość rzeczy, które naszym zdaniem zostały „wynalezione” przez uniwersytety, tak naprawdę zostały odkryte w czasie majsterkowania, i dopiero później były legitymizowane przez pewien rodzaj formalizacji. Wiedza, którą otrzymujemy, majsterkując, stosując metodę prób i błędów, uwzględniając czynnik doświadczenia i czasu, innymi słowy, poprzez kontakt z ziemią, znacznie góruje nad wiedzą pozyskaną dzięki rozumowaniu. I jest to coś, co instytucje zajęte obsługą samych siebie skrzętnie przed nami ukrywają.
Zastosujmy to teraz do czegoś, co nietrafnie nazwano „tworzenie polityki”.

LIBIA PO ANTEUSZU
Ujęcie drugie. Gdy piszę niniejsze słowa, czyli kilka tysięcy lat później, w Libii, domniemanej ojczyźnie Anteusza, funkcjonują rynki niewolników będące rezultatem nieudanej próby czegoś, co określa się jako „obalenie reżimu” w celu „usunięcia dyktatora”. W 2017 roku działają tam na parkingach improwizowane rynki niewolników, gdzie pojmanych subsaharyjskich mieszkańców Afryki sprzedaje się oferentom proponującym najwyższą cenę.
Grupa osób sklasyfikowanych jako interwencjoniści (wymieńmy nazwiska choćby tych aktywnych w czasie pisania książki: Bill Kristol, Thomas Friedman i inni3), którzy promowali inwazję na Irak w 2003 roku, a także usunięcie przywódcy Libii w 2011 roku, opowiada się za narzuceniem kolejnej takiej zmiany reżimu na inne kraje, w tym Syrię, ponieważ ma ona „dyktatora”.
Owi miłośnicy interwencji i ich przyjaciele z Departamentu Stanu USA pomogli w tworzeniu, szkoleniu i wspieraniu islamskich rebeliantów, a następnie „umiarkowanych”, którzy jednak wyewoluowali, by stać się częścią Al-Kaidy, tej samej, która uderzyła w wieżowce w Nowym Jorku 11 września 2001 roku. W dziwny sposób nie pamiętają, że sama Al-Kaida składała się z „umiarkowanych rebeliantów” wykreowanych (lub też wyhodowanych) przez USA, by wspomóc walkę z radziecką Rosją — jak widać, w swoich procesach myślowych ci wykształceni ludzie nie korzystają z rekursji.
Zatem spróbowaliśmy tego, co nazwano zmianą reżimu w Iraku — z żałosnym skutkiem. Ponownie próbowaliśmy tego w Libii, po czym powstały tam czynne targi niewolników. Za to cel „usunięcia dyktatora” został osiągnięty. Stosując taki sposób rozumowania, lekarz mógłby wstrzyknąć pacjentowi „umiarkowanie złośliwe” komórki nowotworowe w celu poprawienia mu poziomu cholesterolu, by po zgonie pacjenta z dumą ogłosić sukces — zwłaszcza jeśli sekcja zwłok wykaże świetne wyniki badań cholesterolu. Ale wiemy przecież, że lekarze nie wstrzykują pacjentom „zabójczych leków”, przynajmniej nie jawnie, i to z konkretnego powodu. Na lekarzu spoczywa zwykle choćby minimalna odpowiedzialność osobista, wykazuje on względne zrozumienie funkcjonowania złożonych systemów oraz korzysta z budowanej od kilku tysięcy lat etyki determinującej postępowanie medyków.
I nie rezygnujmy z logiki, intelektu czy wykształcenia, ponieważ logiczne rozumowanie wyższego rzędu wykazałoby — o ile nie znajdzie się powodów do odrzucenia wszelkich dowodów empirycznych — że optowanie za zmianami systemowymi implikuje również popieranie niewolnictwa lub podobnej degradacji kraju (ponieważ są to jak dotąd typowe rezultaty takich akcji). Tak więc owi interwencjoniści nie tylko nie mają zmysłu praktycznego i nie wyciągają wniosków z historii, lecz także szwankuje ich rozumowanie, które tonie w wymyślnym, na poły abstrakcyjnym dyskursie naszpikowanym modnym słownictwem.
Ich trzy wady: 1) myślą statycznie, nie dynamicznie, 2) ich myśl jest pozbawiona szerszej perspektywy, nie jest to wielki format, 3) myślą w kategoriach działania, nigdy współdziałania. Dalej w książce ujrzymy w pełnej krasie, czym skutkuje taki defekt mentalnego rozumowania wykształconych (lub raczej prawie wykształconych) głupców. Tymczasem skonkretyzuję trzy takie skazy.
Po pierwsze, nie są oni w stanie myśleć w kontekście etapu drugiego ani nie zdają sobie sprawy z potrzeby jego wystąpienia, a jak każdy mongolski chłop wie — podobnie zresztą jak każdy kelner w Madrycie oraz taksówkarz w San Francisco — w prawdziwym życiu etapy drugi, trzeci, czwarty czy enty występują. Drugą skazą jest to, że nie są oni w stanie odróżnić wielowymiarowych problemów i ich jednowymiarowych objawów — jak w przypadku wielowymiarowej kwestii stanu ludzkiego zdrowia oraz jego płaskiej diagnozy zredukowanej do poziomu cholesterolu. Nie mogą zrozumieć, że empirycznymi złożonymi systemami nie rządzą oczywiste jednowymiarowe mechanizmy przyczynowo-skutkowe, i że biorąc pod uwagę tę nieprzezroczystość, nie należy w takich systemach „mieszać”. Wada ta ma swoją rozszerzoną wersję: porównywanie działań „dyktatora” z działaniami premiera Norwegii lub Szwecji, a nie z lokalnymi alternatywami. Trzeci defekt polega na tym, że nie da się przewidzieć ani sposobu ewoluowania tych, którym pomaga się poprzez atak, ani też efektu wzmocnienia w sprzężeniu zwrotnym.

 
Wesprzyj nas