Piąty tom głośnego „Cyklu Meteo” Marcina Ciszewskiego. Air Force One ląduje na Okęciu. Prezydent USA przybywa do Warszawy, by podpisać traktat zmieniający geostrategiczną sytuację Polski…
Wszystko jest przygotowane do zawarcia umów. Rozpoczyna się jednak pewna nieprzewidywalna w skutkach aukcja…
W tym samym czasie obie Pierwsze Damy biorą udział w aukcji charytatywnej. Obrazy wybitnej malarki licytują przedstawiciele saudyjskiej rodziny królewskiej, ośmiu biznesmenów z pierwszej pięćdziesiątki najbogatszych ludzi świata oraz Ellaiah, amerykańska gwiazda muzyki pop.
Podinspektor Jakub Tyszkiewicz stoi na czele Biura Zwalczania Terroryzmu. Jego zadaniem jest zabezpieczenie galerii i ochrona gości.
W Pałacu Prezydenckim zapadają ostatnie ustalenia.
Wszystko jest przygotowane do podpisania umów.
Rozpoczyna się aukcja…
W „CYKLU METEO”:
1. Wiatr
2. Mróz
3. Upał
4. Mgła
5. Deszcz
Deszcz
Wydawnictwo Ender/WarBook
„Cykl Meteo”, tom 5
Premiera: 20 maja 2020
Deszcz
Lało.
Lało beznadziejnie, bez końca, bez umiaru, jak tylko może lać w Warszawie w październiku. Deszcz przesiąkał przez ściany i dachy, obezwładniał, odbierał chęć do życia, infekował umysły i ciała. Ziemia zamieniła się w nawilgłą breję, trawniki i parki w nieprzebyte bagna. Kałuże wielkości jezior gromadziły się wokół zapchanych studzienek kanalizacyjnych, jakby naśmiewając się z niemrawych ekip naprawczych.
Stolica europejskiego państwa zastygła w bezruchu w oczekiwaniu kataklizmu.
Tyszkiewicz stał przed lustrem i bez powodzenia próbował zawiązać krawat.
– Wyglądam jak idiota – powiedział.
Wyjściowy mundur nie leżał dobrze. Jakub odkurzył go i wyprasował – nadal nie leżał dobrze. Wypolerował też buty, co w żaden sposób nie poprawiło mu samopoczucia. Nie pamiętał, kiedy ostatnio chodził w mundurze, o wersji wyjściowej nie wspominając. Jutro będzie musiał go użyć, co oczywiście niczego nie zmieni, a samopoczucie pogorszy jeszcze bardziej.
Poczuł na ramionach dłonie Heleny. Na karku czuł jej uśmiech. Wczorajszy wieczór, noc i dzisiejszy poranek były pełne magii. Mogłyby trwać w nieskończoność. I dziwnie kontrastowały z jego nastrojem.
– Mundurek po prostu numer za mały, to wszystko – powiedziała.
– Albo właściciel o numer za duży.
– Chciałam być uprzejma.
Jakub przyjrzał się facetowi w lustrze. Nocowanie w domu i odcięcie się od wieści ze świata posłużyło mu. Spał osiem godzin i nic mu się nie śniło. Dwukrotnie uprawiał seks, po którym nie mógł złapać tchu. Worki pod oczami zbladły, zmarszczki stały się mniej widoczne, niemal zniknęła chorobliwa bladość policzków. Ręce przestały drżeć. Nawet siwizna na skroniach i czoło wyższe niż jeszcze rok temu przestały go drażnić. Być może jutro nie będzie wyglądał jak pacjent OIOM-u.
Być może.
– Wezmę się za siebie – obiecał. – Wkrótce będę miał nadmiar wolnego czasu. Zacznę chodzić na siłownię, biegać, może pojeżdżę na rowerze. Tu czy w Portugalii, gdziekolwiek.
Dłonie Heleny zacisnęły się lekko.
– Nie rób tego – powiedziała.
– Czego? Nie jeździć na rowerze?
– Nie dawaj im satysfakcji.
Zerknął na niemy telewizyjny obraz. Eksperci dyskutowali o jutrzejszym zaprzysiężeniu nowego rządu. Ranne głosowanie w sejmie zajmie kwadrans. Zaprzysiężenie u prezydenta pół godziny. Nazwiska nowych ministrów od dawna nie były tajemnicą. Zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna polityka miały zyskać nowy wymiar. Fala rosła. I nabierała pędu.
– To nie ma sensu – zaprotestował słabo. Spał dobrze, przez cały wieczór rozmawiał z Heleną i bawił się z dziećmi, ale myśleć nie przestał.
– Niech oni cię wyrzucą. Niech zrobią pierwszy krok. Ty nie musisz niczego udowadniać.
Deszcz za oknem był niemal niesłyszalny, niewidoczny, niematerialny, a jednak był, nie dało się od niego uciec.
Przemknęło mu przez głowę, żeby jej powiedzieć wszystko, bez upiększania, postawić ją oko w oko z wymową surowych faktów. Zwolnienie z pracy, nawet w trybie dyscyplinarnym będzie dopiero początkiem kłopotów, opłacenie dobrego adwokata pochłonie fortunę; więzienia uda się uniknąć tylko przy szczęśliwym splocie okoliczności. Niedawna wizyta prokuratora Kalca oraz podinspektora Berdycha, faceta z wydziału wewnętrznego była pierwszym, bardzo konkretnym sygnałem, co nowa władza dla niego szykuje. Zagrożenie traktował poważnie, choć nie przygotował jeszcze precyzyjnej linii obrony. Przekonanie o słuszności podejmowanych działań było argumentem zasługującym tylko na wzruszenie ramion, nigdy nie miał złudzeń. Tak, popyta o cwanego mecenasa, poukładanego z nowym reżimem.
Powinien był to powiedzieć Helenie, ale nie powiedział niczego.
Dociągnął węzeł krawata, jeszcze raz spojrzał w lustro i odwrócił się. Helena trzymała w ręku szklankę soku pomarańczowego. Na kuchennym blacie stał laptop. Jakub wskazał brodą ekran, na którym nieduży, parterowy dom ze zgrabnym gankiem i jasną elewacją pławił się w blasku południowego słońca. Pobliskie morze lśniło czystym szmaragdem. Oferta przyszła wczoraj. Mieli się szybko zdecydować.
– Zadzwonisz do agenta? – zapytał.
– Już dzwoniłam. Jestem z nim umówiona jutro w południe.
– Lecisz do Portugalii? – zdziwił się.
– Wrócę późnym wieczorem. Opiekunka zajmie się dziećmi.
– Masz tę cholerną aukcję.
– W środę. Lester wytrzyma beze mnie dwanaście godzin.
– Służby się wściekną.
– Przeżyję.
Jakub ponownie zerknął na ekran. Poczuł przypływ spokoju i silne pragnienie, by znaleźć się na wybrzeżu oceanu już teraz. Żona, dzieci, woda, słońce, może łódka. W sumie, dlaczego nie? Helena nigdy nie miała problemu z wydawaniem pieniędzy. Przyzwoity używany jacht morski można kupić za osiemdziesiąt tysięcy euro. Podczas ubiegłotygodniowej aukcji jego żona zarobiła trzy razy tyle. Zniknięcie na jakimś atlantyckim zadupiu jego sprawie nie zaszkodzi, a możliwe, że niektórym najbardziej zajadłym pomoże zapomnieć o jego istnieniu. Tak, będzie pływał i uczył Lolka podstaw żeglarstwa.
Naiwne. Ale był w takim nastroju, że chwytał się również naiwności.
Pocałował ją.
– Nie muszę się zwalniać, sami mnie wywalą. Wizyta u nowego ministra potrwa pięć minut – powiedział. – Odbębnisz aukcję i wyniesiemy się na dobre. Pojedziemy samochodem, przez całą Europę. I nie będzie nam się nigdzie spieszyło.
– Na zdjęciach wszystko zawsze ładnie wygląda – zaśmiała się. – Pojadę, obejrzę, zadzwonię do ciebie. Będzie dobrze, kupię ten dom. Wtedy pojedziemy.
Pocałował ją ponownie, tym razem dłużej. Odwzajemniła pocałunek.
Założył gabardynowy płaszcz, ścisnął się w talii pasem. Helena przyjrzała mu się.
– Rasowy pies w stroju galowym – orzekła. – Troszkę przytyty, ale ujdzie.
– No, no – mruknął, po czym zaczął rozpinać guziki.
Spotkanie zaplanowane zostało na trzynastą.
Janina Bogucka przyjrzała się zgromadzonym. Wszyscy przybyli punktualnie. Sześciu mężczyzn i jedna kobieta. Sześciu polityków i osoba, która w żadnej mierze nie uważała się za polityka. Kosztowne, przeważnie szyte na miarę garnitury kontrastowały z czarną garsonką z taniego materiału i znoszonymi czółenkami, których nie zamieniłaby na nic innego. Bogucka miała siedemdziesiątkę na karku, jednak czuła się młodsza niż większość gości.
– Jeszcze wczoraj późnym wieczorem odbyłam kilka rozmów telefonicznych – oświadczyła. Zawsze od razu przechodziła do rzeczy. Nie znosiła pustosłowia. – Nie muszę chyba tłumaczyć, że były bardzo nieprzyjemne. Wywiad tego policjanta narobił dużo złego. Nasi rosyjscy przyjaciele odwołali swojego ambasadora i wszystkich konsulów. Chcą relegować polski personel z Moskwy. Zapowiadają dalsze restrykcje. Mają do nas pretensje. Słuszne.
Pawłowski, szef największej partii zwycięskiej koalicji, człowiek mający w najbliższej przyszłości objąć tekę premiera, poruszył się. Wyglądał na zmarzniętego, choć ogrzewanie w urządzonym z wytworną dyskrecją salonie działało więcej niż poprawnie. Reszta gości siedziała nieruchomo. Na początku spotkania pojawił się kelner: przyjął zamówienia, by potem zniknąć bezszelestnie.
– Jutro zmieni się rząd – powiedział Pawłowski. Był zmęczony ciągnącymi się od wyborów wielogodzinnymi naradami dotyczącymi powyborczej układanki personalnej. Działacze zgłaszali żądania stojące w rosnącej proporcji do ich zaostrzonych wieloletnim oczekiwaniem apetytów. A on nie mógł każdemu z osobna tłumaczyć, że większości decyzji nie jest władny podejmować samodzielnie. – Podważymy bzdury ujawnione przez Tyszkiewicza, ukarzemy winnych, jego samego w pierwszej kolejności. Pozwolimy im na parę lukratywnych przejęć. Wymienimy ambasadora na bardziej przyjaznego.
– Do wynagrodzenia im strat zaraz przejdziemy. – Bogucka skrzywiła się. Pawłowski nie grzeszył ani inteligencją, ani dobrą orientacją w sprawach międzynarodowych. Dlatego zostanie premierem. Zgodziła się na jego kandydaturę, tolerowała go, ale czasem trudno jej było ukryć, jak bardzo ją irytował. – Nie w tym rzecz. Uważają, że nie panujemy nad sytuacją. I mają rację.
– No, jednak nie my rządziliśmy – wtrącił Tokarski. Jego partia przekonująco wygrała wybory, a on sam już wkrótce zostanie ministrem spraw wewnętrznych, człowiekiem obdarzonym największą władzą w kraju. Nie potrafił jednak wykrzesać z siebie entuzjazmu. Dzisiejszy poranek był nawet gorszy od poprzednich. Czas oczywiście robił swoje, powoli, niepostrzeżenie głos, śmiech, nawet wybuchy złości córki stawały się coraz bardziej odległe, matowe, traciły wyrazistość. Mijające lata zacierały szczegóły, ale nie potrafiły stępić bólu. W takie poranki jak dzisiejszy Olga stała mu przed oczami jak żywa. Nie umiał myśleć o niczym innym. Musiał użyć całej siły woli, by skupić się na temacie rozmowy. – Oni mieli jednak znacznie większe możliwości, choćby z racji zwierzchnictwa nad służbami.
– Olku, zwierzchnictwo formalne to jedno, faktyczna władza pozostaje niezmienna – zaoponowała Bogucka. – Przynajmniej powinna pozostawać. My tymczasem nie zapanowaliśmy nad przebiegiem śledztwa w sprawie katastrofy samolotu. Pozwoliliśmy na aresztowanie braci Pieniążków. Dmitrij Tomkin musiał porzucić interesy i wyjeżdżać w pośpiechu. Bardzo wiele osób poczuło się zagrożonych. O to właśnie nasi przyjaciele mają pretensje. O niedotrzymywanie zobowiązań i utratę kontroli.
Tokarski przytaknął. Znał Bogucką bardzo długo. Nie uznawał jej za polityczną mentorkę, niemniej dużo się od niej nauczył.
Spokojny pragmatyzm i umiejętność dostrzeżenia, gdzie leżą prawdziwe interesy. Ostrożność połączona z brutalnością. Zdolność ukrywania prawdziwych zamiarów i celów. Anonimowość. Skuteczność.
Pomyślał, że stąpa po cienkim lodzie. Jego obecni protektorzy mogli z powodzeniem uznawać się za najpotężniejszych na świecie. Ale przecież zawsze coś mogło pójść źle. I on, pionek na wielkiej szachownicy, zostanie poświęcony bez chwili wahania. Po raz kolejny zastanawiał się, po co to wszystko robi. Nie miał wielkich potrzeb materialnych. Był zresztą niezależny finansowo – i samotny. Mógł do końca życia poświęcić się lenistwu. Ale zżerający duszę rak pchał go do działania – nawet jeśli motywy nie były do końca jasne.
– To Holt jest wszystkiemu winien, należałoby wyrzucić go z posady – powiedział Pawłowski. – Trzeba pokazać wszem i wobec, że samodzielne inicjatywy nie będą tolerowane.
Janina Bogucka podniosła do ust szklankę z herbatą – wrzącą, mocną, słodką, w szklance usadowionej w stalowym, inkrustowanym koszyczku. Zawsze taką piła. Od śmierci ojca ubierała się na czarno. To on uczynił ją tym, kim, mimo zmiennych koniunktur, nadal jeszcze była. Choć nie żył od wielu lat, uważała, że nic nie zwalnia jej z okazywania mu szacunku.
– Postąpił nieroztropnie – przyznała. Nie oglądała na żywo wywiadu z Tyszkiewiczem, pochłonięta raczej gaszeniem pożaru spowodowanego aresztowaniem braci Pieniążków. Potem główne tezy wystąpienia streścił jej jeden ze współpracowników. Nadal bolał ją żołądek, uderzony głuchym ciosem gniewu. – Ale nie będziemy go wyrzucać. To w końcu formalnie jego firma, a on jest jednak lojalnym partnerem i wiarygodnym biznesmenem.
– Niech przynajmniej zwolni Sendecką – upierał się premier in spe.
– Nie zrobi tego – odparła Bogucka cierpliwie. – Pokazałby, że nie szanujemy wolności słowa.
Pawłowski skrzywił się z niesmakiem. Bogucka spojrzała na niego ostro.
– Zachowanie pozorów jest ważne – stwierdziła. Jej głos brzmiał surowo. – Mamy do wygrania zbyt wiele rzeczy, by zaniedbywać szczegóły. A widzowie ją lubią. Nie mówiąc o tym, że robi połowę oglądalności stacji. Czy muszę przypominać, że to nasz główny kanał komunikacji z elektoratem?
Tokarski zaśmiał się w duchu. Znał tę mantrę na pamięć; demokracja, europejskie wartości, tolerancja wobec cudzych poglądów, wolność wypowiedzi. Wszystko oczywiście w ściśle określonych ramach nowoczesnego rozumienia tych pojęć.
– Holt zachował się nieodpowiedzialnie, Sendecka jest zwykłą piranią łasą na słupki oglądalności, czyli na kasę – powiedział. – Co nie zmienia faktu, że mamy, co mamy. Musimy zareagować na wersję przedstawioną przez tego… – zawahał się przywołany do porządku spojrzeniem Boguckiej. Znał ją wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie toleruje wulgaryzmów i prostackich sformułowań. Z partyjnego zebrania wyszłaby po minucie, o ile w ogóle by się na nim znalazła. – Przez Tyszkiewicza.
– Weź na siebie policjanta. – Nadal patrzyła na niego uważnie. – My zneutralizujemy jego wersję wydarzeń.
Kiwnął głową. Słuchał na żywo tego nieszczęsnego wywiadu, przeszedł do porządku dziennego nad złożonymi publicznie przeprosinami, po rewelacjach o sobowtórze zaciskał pięści i marzył o momencie, gdy będzie mógł w końcu ruszyć do akcji. Choć przez ostatnie lata nauczył się cierpliwości, żałował, że na skutki przyjdzie jeszcze poczekać.
– Tyszkiewicz zostanie wyeliminowany – obiecał. – Na dobre. Wy macie trudniejsze zadanie.
Bogucka wiedziała o tym lepiej od niego. Cyrk zaczął się jeszcze wczoraj wieczorem, pół godziny po tym nieszczęsnym wywiadzie. Rosjanie zareagowali wściekłym oburzeniem na sugestię udziału w zamachu, głos w telewizji zabrał osobiście prezydent Federacji Rosyjskiej. Stanowczo odrzucił tezę, że w samolocie był sobowtór ministra, i zagroził Polsce daleko idącymi konsekwencjami. Mimo późnej pory sprawa odbiła się szerokim echem w konserwatywnych mediach na całym świecie. Media liberalne zarzuciły obecnemu jeszcze rządowi stosowanie brudnych metod wobec przeciwników politycznych, co dawało pewną osłonę, ale faktów nie zmieniało. Gdy nowy rząd obejmie władzę, przyjdzie popracować nad ukryciem części z nich, a wyeksponowaniem innych. Niemniej bracia Pieniążek zostali aresztowani, a zgromadzony przeciw nim materiał dowodowy wyglądał na niemożliwy do podważenia. Zaufany adwokat przekazał, że obaj przysięgli zachować milczenie, ale takich rzeczy człowiek nigdy nie jest pewny. Rzeczą najpilniejszej wagi będzie przydzielenie do sprawy prokuratora podzielającego poczucie odpowiedzialności nowej władzy za kraj.
– Po wizycie amerykańskiego prezydenta – odparła Bogucka.