Piotr Górski kontynuuje cykl kryminałów osadzonych w realiach Trójmiasta. W powieści „Królowa lalek” komisarz Kruk tropiąc zabójcę młodej kobiety musi odkryć prawdę w gąszczu intryg, kłamstw i podejrzanych interesów, za przeciwników mając bezwzględnych zabójców i skorumpowanych policjantów.


Królowa lalekKomisarz Sławomir Kruk zawsze walczy w obronie sprawiedliwości i prawa, choć czasem musi sięgnąć do metod dość odległych od ogólnie przyjętych zasad praworządności. Ale cóż, czasem jest to koniecznością, gdy ma się za przeciwników pozbawionych skrupułów, bezwzględnych przestępców, prawników i najemnych zbirów.

Tym razem Kruk zostaje skierowany do śledztwa, jakie ma poprowadzić znany już czytelnikom z poprzednich tomów podkomisarz Damian Paczulski. Rzecz dotyczy morderstwa, a jego ofiarą jest młoda kobieta Lidia Rudzka, żona psychiatry Tomasza Rudzkiego i właścicielka kilku starych lalek, z których jedna okaże się kluczowa dla rozwiązania zagadki. Młoda kobieta ostatni raz widziana była na przyjęciu, które opuściła po kłótni z mężem, a jej zwłoki znaleziono następnego dnia na obrzeżach Trójmiasta.

Śledztwo prowadzone przez Paczulskiego i Kruka, mimo ich wzajemnej nieufności spowodowanej wydarzeniami sprzed kilku miesięcy, początkowo toczy się szybko i wydaje się, że śledczy znaleźli sprawcę i motyw zbrodni. Jednak wkrótce na jaw wychodzą szczegóły, które kierują uwagę policjantów na osoby będące, wydawałoby się, poza wszelkimi podejrzeniami. Dodatkowo Paczulski zachowuje się dziwnie, wzbudzając nieufność Kruka. Czy Paczulski rozgrywa jakąś swoją intrygę, a może jest opłacany przez przestępców? Kruk musi znaleźć odpowiedź na te pytania i – nie mogąc do końca ufać Paczulskiemu, samodzielnie ruszyć tropem prawdziwego mordercy.

Na drodze do rozwiązania zagadki Krukowi przyjdzie zmierzyć się z bezwzględnymi zabójcami, gangsterami, skorumpowanymi policjantami i wysłannikami międzynarodowej korporacji, dążącej do sfinalizowania atrakcyjnego biznesu w Trójmieście. Po drodze nie obędzie się bez ofiar, podpalenia, tortur, zastraszania, szantażu i walki na śmierć i życie. W śledztwie przewiną się lokalni politycy, bezkompromisowi inwestorzy, atrakcyjne choć złe kobiety, psychiatra sprzedający informacje o pacjentach, były mafioso a obecnie praworządny biznesmen, który zna wszystkich, kogo trzeba oraz… agent Interpolu. Na dodatek w zeznaniach osób zamieszanych w sprawę prawda miesza się z kłamstwem a fakty ze zmyśleniami i do końca nie wiadomo, kto jest zły a kto dobry.

A lalka była niezwykła.
W połowie piękna, w połowie przerażająca.
Jak zła królowa.

Jak widać, w powieści Piotra Górskiego nie brakuje niczego, co stanowi o atrakcyjności tego gatunku literatury. A ponieważ autor posiadł umiejętności nieszablonowego łączenia charakterystycznych elementów kryminału w ciekawą fabułę, „Królową lalek” czyta się z zainteresowaniem, oczekując niespodziewanych rozwiązań. I tu Piotr Górski nie zawodzi – niespodzianki są. Dla tych, którzy znają poprzednie tomy serii „Komisarz Kruk” w tym tomie znalazła się dodatkowa atrakcja – w „Królowej lalek” zostanie w sposób nieoczekiwany rozwiązany problem przemocy domowej.

Powieści Piotra Górskiego mają już swój rozpoznawalny styl, inteligentną fabułę i realistycznego, barwnego bohatera. Sławomira Kruka lubi się niezmiennie, od pierwszego tomu. Powieść „Królowa lalek”, tak jak i poprzednie, prezentuje solidny warsztat, inteligentne zagadki i poczucie humoru, autor konsekwentnie rozwija w niej wątki znane z poprzednich tomów, zgrabnie wprowadza nowe postacie, nie zapominając przy tym o bohaterach już czytelnikowi znanych, a dodatkowo w dosadny sposób przedstawia naszą rzeczywistość w świetnych dialogach i obserwacjach obyczajowych. Robert Wiśniewski

Piotr Górski, Królowa lalek, Wydawnictwo HarperCollins Polska, Premiera: 8 lipca 2020
 
 

Królowa lalek

Piotr Górski
Królowa lalek
Wydawnictwo HarperCollins Polska
Premiera: 8 lipca 2020
 
 

1


Kruk usłyszał o tym zabójstwie z radia. Młoda kobieta wyszła nocą z restauracji przy Uphagena, a rano przy obwodnicy znaleziono jej ciało ze śladami tortur, więc sprawa podpadała pod szczególne okrucieństwo.
Niedzielę spędził leniwie, a w poniedziałek rano nie dowiedział się szczegółów, bo pochłonęły go inne rzeczy. Pierwszą cześć dnia zeznawał w gdańskim sądzie okręgowym w sprawie, która wydarzyła się tak dawno, że niemal już o niej zapomniał.
O wpół do drugiej przebijał się przez miasto, bo zadzwoniła jego była żona, Ewa. Chciała się jak najszybciej spotkać. Dawno nie dzwoniła, a jeszcze dawniej prosiła o spotkanie, więc Kruk natychmiast się zgodził. Pomyślał, że to może być ważne. Zaproponował park Reagana. Miejsce publiczne, dużo ludzi, Kruk uznał, że będzie tam bezpieczny, w razie gdyby Ewa chciała wydrapać mu oczy.
W parku było przyjemnie, wrześniowe powietrze wciąż pachniało latem, czuło się zapach morza napływający zza drzew oddzielających park od plaży. Już na niego czekała w opiętej sukience podkreślającej kształty.
– Rozwodzę się – powiedziała.
A więc to jednak nie było nic ważnego ani nawet żadna nowość.
– Przykro mi.
– Och, na pewno.
Fakt, nie było mu przykro.
Samotna kobieta siedziała na ławce przy szerokiej alei. Mogła być w jego wieku lub trochę młodsza. Piękna, tym rodzajem piękna, który jest raczej poważny i może onieśmielać. Typ biznesowy, garsonka, szpilki, wszystko w najlepszym gatunku. Pozostawała wyprostowana i nieruchoma, zapatrzona w dal spojrzeniem, które nie widzi. Kruk też się zapatrzył – na nią – choćby po to, aby nie patrzeć na Ewę.
Ewie się to nie spodobało.
– Nie gap się na kobiety, kiedy jesteś ze mną – powiedziała. – Jak wyglądam?
Wyglądała świetnie. Oczy lśniące, twarz roziskrzona, jakby myśl o rozwodzie dodała jej skrzydeł. Może tego właśnie potrzebowała, żeby rozkwitać: perspektywy zmian i nadchodzącej wolności. Pozostanie w tym stanie, aż znowu kogoś spotka, zwiąże się z tym kimś i przygaśnie. A może spotka kogoś, przy kim nie przygaśnie. Może do tej pory źle dobierała mężczyzn. Ten adwokat, z którym ostatnio żyła, na pewno był źle dobrany.
Kruk poczuł żal, bo pomyślał, że on sam też nie był dla niej. Nie był lepszy niż tamten, choć z nim wytrzymała dłużej, ale może tylko dlatego, że pierwsze małżeństwo rwie się trudniej.
Z jakiegoś powodu to wszystko nagle zaczęło go obchodzić, mimo że ostatnio niemal przestał myśleć o Ewie. Wciąż gapił się na kobietę w garsonce, żeby Ewa nie odgadła, o czym myśli. Tamta kobieta na ławce spojrzała na niego przelotnie. Nie na tyle jednak przelotnie, by Kruk nie zauważył, że przebił się przez jej smutek i zainteresował. Zastanowił się, jaki miał wyraz twarzy i co ta kobieta w niej zobaczyła. Mniejsza z tym. Nigdy już jej nie spotka, więc mogła zobaczyć, co chciała.
– Jesteś piękna – zwrócił się do Ewy. – Zawsze byłaś.
– Miły jesteś. Dlaczego właściwie się rozstaliśmy? Nieważne. Powiedz, gdybyś mnie nie znał, spodobałabym ci się?
Kruk poczuł złość. Przyszedł, bo myślał, że może chodzić o coś ważnego. Ale niby o co? Dlaczego tak pomyślał? Ona tego nie powiedziała, nalegała tylko na szybkie spotkanie. Jeśli chciał być zły, to na siebie.
– Gdybym cię nie znał…
– Zastanawiałeś się kiedyś, ile warta jest noc z kobietą? Ile zapłaciłbyś za noc ze mną?
To był właśnie jej styl. Znał ją całe lata, ale nigdy nie uważał, że ją naprawdę poznał.
– Co to w ogóle za pytanie?
– Rozstaję się z facetem, potrzebuję potwierdzenia własnej wartości.
– Za noc z tobą płaci się krwią.
Roześmiała się bez specjalnej wesołości.
– No tak, krwią mógłbyś zapłacić. Pieniądze nigdy nie były twoją mocną stroną.
– Po co chciałaś się spotkać?
– Powiedzieć o swoich planach.
– Po co?
Wzruszyła ramionami, po czym spytała:
– Masz kogoś?
Nie odpowiedział. Tamta kobieta w garsonce wstała z ławki. Dopiero w tej chwili dostrzegł na jej twarzy ślady łez. Patrzył, jak odchodzi.
– Masz rację, to nie moja sprawa – rzekła Ewa. – Zastanawiasz się czasem, co by było, gdybyśmy znowu spróbowali?
– Bierzesz rozwód z drugim mężem, żeby wrócić do pierwszego? – warknął.
– Nie. Nie chcę do ciebie wracać. Pytam tylko, czy się zastanawiasz.
– Nie zastanawiam się.
– Przy tobie… – Zawahała się. – Wiesz, miałam skromniejsze sukienki, ale czułam się więcej warta.
Kruk chciał stąd iść.
– Chyba nie do mnie powinnaś przyjść się wypłakać.
Odwróciła wzrok, patrzyła na park i ludzi. Obok nich przeszła kobieta w jasnym płaszczu ze wzrokiem wbitym w komórkę, a tuż za nią przejechała na hulajnodze dziewczynka.
– Mamo, patrz, jakie kwiatki!
– Nie zrywaj teraz kwiatów.
Dziewczynka zatrzymała hulajnogę przy krawężniku. Zeskoczyła i zerwała z trawnika mały kwiat.
– Ale ja chcę! Żeby ci było miło.
Wskoczyła na swój pojazd i usiłując nie zgubić kwiatka, pognała za matką.
– Może powinniśmy mieć dziecko… – powiedziała Ewa. – Albo nawet kilkoro. Całe mnóstwo dzieci.
Kiedy znowu spojrzała na Kruka, jej oczy nie lśniły. Pomyślał, że posiadł ten wyjątkowy dar gaszenia w nich życia.
– Przepraszam – powiedziała. – Nie wiem, czemu chciałam się spotkać. To absurdalne, że chciałam.
– Potrzebujesz pomocy?
– Jakiej? Jesteś adwokatem od rozwodów?
– Rysiu będzie ci robił trudności?
– Rozstajemy się w zgodzie. On wyprowadzi nam sprawy prawne.
– Proszę, jak przyjemnie.
– Nie mieliśmy wspólnoty majątkowej. To, co mi dał w trakcie małżeństwa, zostaje przy mnie. To, co ja mu dałam, przy nim.
– A co mu dałaś?
– To, co i tobie. Muszę iść. Naprawdę przepraszam.
Wyciągnęła rękę i w roztargnieniu uścisnęła mu palce, jakby chciała się usprawiedliwić sama przed sobą. Patrzył za nią, jak odchodzi, mając poczucie porażki. Nie miał pojęcia, po co przyszła. Może po to, by zepsuł jej humor? Powinieneś coś w sobie zmienić, powiedział do siebie w myślach.
Tylko nie wiedział co.

2


Kruk zjadł obiad w KFC w Galerii Przymorze pod domem.
Te mleczne bary i fast foody cię zabiją, pomyślał, gdy w pojedynkę rozprawił się z kubełkiem skrzydełek i zamawiał dodatkowe frytki. Potem wypił kawę w kawiarni przy wejściu. Musiał zajechać jeszcze na komendę, ale zwlekał. Są takie dni, kiedy nie chce ci się pracować. Od wielu tygodni każdy dzień Kruka był taki. Zmuszał się.
Gdy w końcu dotarł do komendy i powoli wchodził po schodach, od razu pożałował, że przyszedł. Z górnego piętra schodziła Monika Paczulska, policyjny psycholog, pogrążona w rozmowie z koleżanką z wydziału. Wyglądała świetnie, chyba nigdy nie wyglądała tak dobrze. A w każdym razie nie w czerwcu, gdy zdjęła spodnie i odsłoniła przed Krukiem sine od ciągłego bicia nogi.
Nie nosiła już spodni. Przed dwoma tygodniami, kiedy wróciła do pracy po zbyt długim i wziętym niespodziewanie urlopie, po raz pierwszy w życiu zobaczył ją w spódnicy. Spódnicę nosiła nawet krótszą, niż policjantce można i wypada. Nogi miała świetne, takie, które mogą narobić ci bałaganu w głowie, jeśli za długo się w nie wpatrujesz. Nabrała zwyczaju lekkiego podciągania spódnicy podczas siadania. Ten pozornie niedbały gest pozwalał zauważyć, że jej uda są równie bez skazy, gładkie i opalone jak łydki, przynajmniej w dolnych rejonach.
Kobiety zeszły na piętro i zatrzymały się, wciąż rozmawiając. Monika opowiadała o jakiejś restauracji na plaży w Grecji, do której zabierał ją Damian, bo wieczorami grano tam na żywo starogreckie pieśni. Uwielbiali tę restaurację, a pieśni ściskały im serca.
Po prostu, kurwa, sielanka.
Kruk im się ukłonił, gdy je mijał. Monika się uśmiechnęła, ale był to uśmiech osoby, która jest z natury miła. Nic się za nim nie kryło. Nic, co by nawiązywało do dramatycznych wydarzeń z czerwca. Twarz też miała opaloną, bluzkę swobodnie rozpiętą pod szyją, pasma długich włosów opadały na ramiona. Z urlopu wróciła inna kobieta niż ta, którą zapamiętał Kruk. Była całkiem odmieniona, ktoś wykonał przy niej świetną robotę.
Kruk uważał, że wie kto.
Na przykład ten facet, który schodził za kobietami, minął Kruka, jakby ten był powietrzem, a teraz zatrzymał się i cierpliwie czekał, aż panie skończą rozmawiać. Facet, który oparł się o poręcz schodów, uniósł głowę i dopiero teraz skinął Krukowi, jakby właśnie go zauważył, a Kruk odwzajemnił pozdrowienie, bo był dobrze wychowany. Facet, który również dopiero co wrócił z nagłego urlopu, podczas którego zasypywał Kruka MMS-ami z podróży. Jakby byli najlepszymi przyjaciółmi.
Facet właśnie wtrącił się do rozmowy. Patrząc na nich oboje, na jej spokojną, uśmiechniętą twarz, na to, jak słucha jego wyważonego głosu, gdy opowiadał o tym, jak zwiedzali Akropol, Kruk pomyślał, że może on sam oszalał. To wszystko może się nie zdarzyło. Może Monika nigdy go nie wybrała, by właśnie jemu zwierzyć się ze swoich koszmarów na jawie, może wcale nie szukała u niego pomocy. Może nie zabrał jej do swojego mieszkania i tam nie ukrył. Może ochroniarz pewnego psychopatycznego adwokata nigdy nie wdarł się do mieszkania Kruka, nie rozebrał Moniki, nie przywiązał nagiej do łóżka i nie narobił tam zdjęć. Te zdjęcia sugerowały, że to Kruk ją do siebie ściągał, gwałcił i bił. Ale tych zdjęć przecież też nie było. Może ochroniarz nigdy nie zadzwonił do Paczulskiego i nie ściągnął go tam, a ten nie przyjechał z dwoma świadkami i nie zabrał stamtąd Moniki. Może to tylko koszmar Kruka. To przecież nie mogło się wydarzyć, skoro właśnie patrzył na nich dwoje, gdy są tacy spokojni i szczęśliwi, jakby kochali się od dawna z głębi serca i byli najlepszymi przyjaciółmi.
Ja oszalałem, pomyślał Kruk. Za mocno parę razy dostałem w łeb. Może głupio się uśmiecham i ślinię, a ludzie wokół z grzeczności udają, że wszystko gra.
Na korytarzu pojawił się nadinspektor Wojciech Sarzyński, komendant komendy wojewódzkiej, i podchodził do Paczulskiego. Kruk, który był już na piętrze, jeszcze bardziej zwolnił, aby coś uchwycić z tego spotkania.
– Bardzo dobrze, Damian. – Komendant uścisnął Paczulskiemu dłoń. – Co tu robisz? Myślałem, że pracujecie na pełnych obrotach.
– Przyjechałem tylko po żonę, Wojtek. Zaraz wracam do chłopaków.
– Bardzo dobrze. Jest presja, to kwestia wizerunkowa. – Komendant zmarszczył brwi i jakby uznał, że nie wypowiedział się dostatecznie jasno, dodał: – Jest presja.
– Tak jest.
Ponowny uścisk rąk i Sarzyński zniknął z korytarza, jakby pojawił się na nim tylko na chwilę, aby podkomisarz Damian Paczulski mógł zademonstrować Krukowi, że jest z komendantem na ty.
Kruk powlókł się dalej i zwalił na krzesło w gabinecie naczelnika wydziału dochodzeniowo-śledczego Marcina Zycha. Marcin był jego bezpośrednim przełożonym i starym kolegą. Właśnie chował jakieś akta do stalowej szafy i zbierał się do domu. Kruk wyobraził sobie scenę takiego powrotu. Marcin staje w drzwiach, jego żona, Matylda, wychodzi go powitać. On całuje ją w policzek, a z kuchni dobiega zapach obiadu.
Nuda.
Ale może wyglądało to zupełnie inaczej.
– Wiedziałeś, że Paczulski kumpluje się z naszym Zero Jeden?
Wzruszenie ramion w odpowiedzi.
– Co dobrego spotkało cudnego Damianka? – nie ustępował Kruk. – Sarzyński był z niego zadowolony.
– Chodzi o te zwłoki z sobotniej nocy. Paczulski prowadzi śledztwo i ma namiary na samochód, do którego wsiadła ofiara. Zarządzono poszukiwania. Ważny trup, makabryczna zbrodnia, poważni ludzie walczą o sprawiedliwość.
– Tacy są szybcy?
– Szybcy i wściekli. Rasowe gliny.
Kruk nie wahał się ani chwili.
– Włącz mnie w tę sprawę. Załatw objęcie śledztwa nadzorem wojewódzkiej.
Marcin usiadł naprzeciw i zaczął bawić się kluczami do samochodu.
– Bo za szybko i za sprawnie działają, a my nie mamy nic do roboty?
– Wiem, że skurwiel będzie utrudniał, ale chyba jesteś od niego mocniejszy?
– Chyba… Nie wiem, czy lubię to słowo. Właśnie mi powiedziałeś, że Paczulski kumpluje się z moim szefem.
– Włączysz mnie?
– Jak, twoim zdaniem, miałbym to uzasadnić?
– Jak sobie chcesz.
– I to ma pomóc Monice?
Marcin Zych wiedział o wydarzeniach z czerwca. O tym, jak Kruk odkrył, że Paczulski znęca się nad żoną. W niektórych sprawach Kruk nie miał przed Marcinem tajemnic. Zwłaszcza w takich, o których chciał, by dowiedziała się żona Marcina, bo Zych z kolei nie miał tajemnic przed nią. Zgodnie z przewidywaniami Kruka, Matylda przejęła się losem Moniki Paczulskiej i naciskała Marcina, żeby jej pomóc.
– Bądź u nich jutro siódma rano na odprawie.
Kruk spojrzał na zegarek, dochodziło wpół do szóstej po południu.
– Naprawdę to załatwisz?
– Już załatwione.
– Załatwione. – Kruk powtórzył za Marcinem. – Już to załatwiłeś. Kiedy załatwiłeś?
Marcin westchnął, podniósł się z krzesła i stanął twarzą do okna, pewnie w tym celu, aby to okno widziało jego twarz, nie Kruk.
– Ktoś prosił o wsparcie wojewódzkiej, chcą szybko zamknąć sprawę. Zasugerował ciebie.
– Kto?
– Podkomisarz Damian Paczulski.
– Kurwa – powiedział Kruk. – Co jest grane?
– Też się zdziwiłem.
Marcin odwrócił się od okna.
– Nie lekceważ go, jest niebezpieczny i może sprytniejszy niż ty. – W jego głosie pojawił się mocny ton. – Dlatego martwi się o ciebie.
Kruk nie potrafił zebrać tego w całość.
– Paczulski się o mnie martwi?
– Ja się martwię.
– Powiedziałeś, że ktoś martwi się o mnie.
Marcin chrząknął, otrząsnął się z zamyślenia.
– Matylda się martwi.
To było coś nowego. Matylda, jeśli chodziło o Kruka, martwiła się raczej tym, co mógłby zrobić Kruk.
A więc zdaniem wyroczni Marcina sytuacja była poważna. Kruk poczuł dziwne wzruszenie, że gdzieś był ktoś, kto się o niego troszczył. Pomyślał, że chciałby, żeby Marcin po powrocie do domu wcale nie całował Matyldy w policzek. Chciałby, żeby rzucili się na siebie w szale dzikiej namiętności. Zasługiwali na coś lepszego niż zdawkowe czułości.
– Ukochaj ją ode mnie – powiedział, a Marcin spojrzał na niego podejrzliwie.

 
Wesprzyj nas