Oto wielka historia życia. Juan Luis Arsuaga zabierze cię w porywającą podróż po ścieżkach ewolucji w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: dlaczego człowiek pojawił się na Ziemi?


Życie. Fascynująca podróż przez 4 miliardy latArsuaga w ciągu trwającej 15 dni podróży, rozdział po rozdziale, pokazuje świat, jakiego dotąd nie znaliśmy.

Opowiada, jak to się dzieje, że jedne organizmy pojawiają się na Ziemi, a inne znikają.

Wyjaśnia, jak te mechanizmy działają w królestwach roślin i zwierząt. Zdradza, co było potrzebne, by wykształciła się kreatywność i inteligencja.

Wreszcie zastanawia się, czy historia ewolucji dobiegła już końca, czy człowiek, jakiego znamy, to dopiero początek nowego jej rozdziału.

Razem z autorem będziesz mógł zastanowić się, czy nasze miejsce mogły zająć jakieś inne inteligentne istoty. Czy altruizm to naturalny instynkt, czy jest nim raczej agresja i walka o przetrwanie?

Juan Luis Arsuaga jest biologiem i paleontologiem, który czterdzieści lat swojego życia poświęcił badaniu ewolucji i historii życia na Ziemi. Na stałe wykłada na Uniwersytecie w Madrycie, gościł też na najbardziej prestiżowych uniwersytetach świata: w Londynie, Cambridge, Zurychu, Rzymie, Arizonie, Filadelfii, Berkeley, Nowym Jorku, Tel Awiwie. Publikuje w prestiżowych czasopismach naukowych, takich jak „Nature” i „Science”. Jego najnowsza książka Życie. “Fascynująca podróż przez 4 miliardy lat” stała się megabestsellerem w Hiszpanii – przez kilka miesięcy utrzymywała się w czołówce list bestsellerów. Jego książki ukazały się w 11 krajach.

Juan Luis Arsuaga
Życie. Fascynująca podróż przez 4 miliardy lat
Przekład: Ewa Ratajczyk
Wydawnictwo Znak
Premiera: 6 maja 2020
 
 

Życie. Fascynująca podróż przez 4 miliardy lat


Fakty te, jak zobaczymy w dalszych rozdziałach niniejszego dzieła, rzucają, zdaje się, pewne światło na powstawanie gatunków, ową tajemnicę tajemnic, jak je nazwał jeden z naszych największych filozofów.
Karol Darwin,
O powstawaniu gatunków,

przeł. Szymon Dickstein, Józef Nusbaum,
Warszawa 2001, s. 13

Czy to oznacza, że religia zwyczajnie jest nieważna z naukowego punktu widzenia, że konflikt jest nierozwiązywalny i że trzeba dokonać wyboru pomiędzy jednym a drugim? Ja tak nie uważam. Nauka może unieważniać, i to czyni, pewne idee uważane za religijne. Jakikolwiek jest Bóg, zapewne jest spójny ze światem dostrzegalnych zjawisk, w którym żyjemy. Bóg, którego narzędziem tworzenia nie byłaby ewolucja, jest Bogiem fałszywym.
George Gaylord Simpson, This View of Life

Lekkomyślnością w dzisiejszych czasach jest posłużenie się przez naukowca słowem „filozofia”, choćby była to „filozofia przyrody”, w tytule (czy nawet podtytule) książki. Można mieć pewność, że przez naukowców zostanie przyjęta nieufnie, a przez filozofów, w najlepszym razie, protekcjonalnie. Wytłumaczenie mam tylko jedno, lecz uważam je za uzasadnione: obowiązek spoczywający na naukowcu, dziś bardziej niż kiedykolwiek, postrzegania swojej dyscypliny jako części kultury czasów sobie współczesnych, którą może wzbogacić nie tylko wiedzą techniczną, ale także ideami ze swojej specjalizacji uznanymi przez niego za istotne dla Ludzkości.
Jacques Monod,
Przypadek i konieczność. Esej o filozofii biologii współczesnej

Czy dziś jest wśród nas ktoś, kto dożyje tysiąca lat? A co z pochodzeniem ludzkiego gatunku? Ewolucja to proces losowych mutacji. Czy inny wynik ewolucyjnego rzutu kostką doprowadziłby do powstania organizmów wyposażonych w oczy? Jeśli przewinęlibyśmy ewolucję wstecz i nacisnęli przycisk odtwarzania kolejny raz, czy znów dotarlibyśmy do inteligentnego życia, czy nasze istnienie to tylko wynik szczęśliwego zbiegu okoliczności? Czy gdzieś indziej w naszym Wszechświecie istnieje inteligencja? A co z technologią, którą wytwarzamy? Czy komputer może kiedyś zyskać świadomość? Czy będę mógł któregoś dnia po prostu wczytać swoją świadomość na inny nośnik, tak bym przetrwał śmierć ciała?
Marcus du Sautoy,
To, czego się nie dowiemy. Badanie granic nauki,

przeł. Joanna i Adam Skalscy, Warszawa 2018, s. 17

Drzewo Życia

Starożytni Egipcjanie w świątyniach i grobowcach przedstawiali Drzewo Życia, które było bardzo ważne w ich mitologii. Jest to drzewo pełne sił i energii, o liściach w kształcie serca; nie ma pnia – osi centralnej – który piąłby się do samej góry; jego koronę tworzą rozdzielające się od samego dołu liczne gałęzie o podobnej grubości. To drzewo bez strzelistego pnia. Eksperci twierdzą, że chodzi o sykomorę, rodzaj figowca (po egipsku nehet), utożsamianego z trzema boginiami: Nut, Hathor i Izis. Drzewo Życia jest rośliną rodzaju żeńskiego.
W swoim dziele O powstawaniu gatunków Darwin również odwoływał się do Drzewa Życia (tree of life) – jako symbolu ewolucji. Nigdy nie przedstawił go na ilustracji, nie licząc małego schematu, który w 1837 roku narysował dla siebie w notatniku. Z jego słów wiemy, że drzewo ewolucji również nie ma strzelistego pnia, ale rozpościera szeroką i gęstą koronę, jak nehet w starożytnym Egipcie. W wyobrażeniu Drzewa Życia Darwina nie brakuje też śmierci. Na ziemi, pod zieloną koroną, leży sporo uschniętych liści. Symbolizują one organizmy wymarłe, znane nam jedynie ze skamielin – te martwe liście swego czasu lśniły w słońcu.
Nie wszystkie konary drzewa Darwina są tak samo grube. Jeżeli skupimy się na szczegółach, dostrzeżemy drobniejsze gałęzie, na przykład te z rybami dwudysznymi czy z dziobakami; dziś te odrosty nie mają większego znaczenia, ale, zdaniem Darwina, są istotne z historycznego punktu widzenia, ponieważ każdy z nich początkowo tworzyły połączone ze sobą dwa ramiona, które rozdzieliły się z czasem na ryby i płazy – w przypadku ryb dwudysznych; gady i ssaki – w przypadku dziobaków.
Aby pojąć Życie w całej jego pełni, należy spoglądać w górę i w dół, na grube konary i cienkie gałęzie, na koronę i na niedołężne opadające ramiona, na to, co kwitnie i pachnie, i na to, co już uschło, na teraźniejszość i przeszłość.

Prolog

Książkę tę napisał naukowiec, który od czterdziestu lat zajmuje się ewolucją, a konkretniej, dość współczesnym jej etapem: ewolucją człowieka. Jest to więc książka paleoantropologa.
Jej autor uważa ponadto, że ewolucji człowieka nie można rozpatrywać odrębnie, jakby rządziła się własnymi prawami, dotyczącymi wyłącznie istot dwunożnych, a wiedza o tym, jak przebiegała ewolucja pozostałych gatunków, niczego do badań nad procesem ewolucji człowieka nie wnosiła.
Choć tematem moich publikacji naukowych są skamieniałości ludzkie – i przyznaję, że faktycznie w pewnym momencie historii ewolucji człowieka pojawiają się nowe determinujące czynniki: kultura i technologia – jestem głęboko przekonany, że ewolucja jest tylko jedna i kierują nią ogólne zasady, które dotyczą wszystkich grup organizmów. Dlatego też należałoby raczej stwierdzić, że jest to książka napisana przez paleontologa, która omawia ewolucję kompleksowo, skupiając się na ewolucji człowieka.
Wielkim błędem paleontologii, nauki zajmującej się gatunkiem ludzkim, było uznanie naszej ewolucji za przypadek szczególny, który rządzi się własnymi prawami; traktowanie siebie raczej jako medycyny i antropologii (dwóch gałęzi nauki, które badają tylko jeden gatunek) niż biologii i paleontologii (które badają wszystkie gatunki, te współczesne i te z przeszłości). Nie byliśmy przypadkiem wyjątkowym (czy też nie bardziej wyjątkowym niż inne gatunki) prawie do samego końca… gdy reguły gry rzeczywiście uległy zmianie.
Jedna z gałęzi paleontologii zajmuje się opisywaniem historii życia i opowiada o kolejnych zdarzeniach ewolucyjnych. Jest to paleontologia czysto narracyjna, stosująca formę opowieści. Niniejsza książka jest taką opowieścią, bo opisuje ponad 3,5 miliarda lat ewolucji, ale jest też poszukiwaniem odpowiedzi na szereg pytań.
W obliczu każdego wydarzenia historycznego rodzi się nieuniknione pytanie o to, czy musiało ono nastąpić i czy musiało przebiec w ten akurat sposób, czy też – przeciwnie – mogło do niego nigdy nie dojść lub mogło wyglądać zupełnie inaczej. Pytania te można odnieść do ewolucji biologicznej. Przede wszystkim, czy życie musiało się pojawić? Czy po jakimś czasie musiał wykształcić się gatunek inteligentny i zaawansowany technologicznie? Czy była to tylko kwestia czasu (owszem, długiego – ponad 3,5 miliarda lat)? Do jakiego stopnia historia ewolucji naszego gatunku była zbiegiem okoliczności, a do jakiego stopnia czymś nieuchronnym?
Te pytania niosą oczywiste implikacje filozoficzne: co byśmy pomyśleli, gdyby odkryto, że we Wszechświecie kwitnie życie i że na wielu planetach rozwinęły się cywilizacje podobne do naszej, jak opowiadają nam pisarze science fiction? Że nasz przypadek nie jest niczym wyjątkowym, że w żadnym razie nie jesteśmy centrum Wszechświata, lecz tylko jednym z jego zakamarków, jakich wiele?
Lub odwrotnie, co byśmy pomyśleli, gdyby nauka doszła do wniosku, że jest prawie niemożliwe, żeby istniało życie poza Ziemią (biorąc pod uwagę, że pojawienie się życia wymaga bardzo specyficznych warunków, a prawdopodobieństwo ich spełnienia jest nieskończenie nikłe), ale że skoro życie już zaistniało w tym miejscu Kosmosu (właściwie jedynym, w jakim zaistnieć mogło), nieuniknione było pojawienie się istoty na kształt człowieka? Że ewoluować mogliśmy tylko na tej planecie, ale ewoluować musieliśmy?
W tym drugim przypadku my, ludzie, znów zajęlibyśmy centralne miejsce w przestrzeni kosmicznej, choć nasza planeta obraca się wokół skromnej żółtej gwiazdy na peryferiach Galaktyki, która jest jedną z setek miliardów galaktyk istniejących w widzialnym Wszechświecie.
I tym sposobem, choć Kopernik stwierdził, że obracamy się wokół Słońca tak jak pozostałe planety, a Darwin ogłosił, że ewoluowaliśmy jak inne gatunki, bylibyśmy wyjątkowi.
Być może kiedyś będziemy w stanie odpowiedzieć na te pytania. W niedalekiej przyszłości prawdopodobnie dowiemy się, czy na innych planetach naszej Galaktyki istnieje życie, a nawet, czy będziemy mogli nawiązać kontakt z cywilizacjami pozaziemskimi. Na razie jednak, aby spróbować znaleźć odpowiedzi na wszystkie te pytania, trzeba ograniczyć się do tego, co wydarzyło się na naszej planecie.
I właśnie na tym polega praca paleontologa.
Mam nadzieję, że zebrałem w tej książce najistotniejsze kwestie, które wypowiedziano od czasów Darwina na te i inne powiązane tematy, z uwzględnieniem najnowszych odkryć. Starałem się przywoływać przede wszystkim książki wybitne, których lekturę polecam, ponieważ uważam w gruncie rzeczy, że polemikę łatwiej zrozumieć, czytając klasyków nauki, niż sięgając do artykułów w specjalistycznych czasopismach, nazywanych przez nas publikacjami. Chciałbym, aby napisana przeze mnie książka, oprócz tego, co mnie samemu udało się wnieść, przedstawiała aktualny stan wiedzy z dziedziny ewolucji.
Uważam się za szczęśliwca, ponieważ w ciągu moich czterdziestu lat pracy mogłem brać udział w pasjonujących debatach na temat teorii ewolucji, i chciałbym o nich opowiedzieć czytelnikowi, gdyż nie są szerzej znane. Darwin i neodarwiniści z połowy ubiegłego wieku nie powiedzieli wszystkiego, choć uważali, że ostatecznie rozstrzygnęli podstawowe problemy ewolucji. Wydawało się, że wiadomo już wszystko i że my, badacze, którzy przyszliśmy później (urodziłem się rok po odkryciu podwójnej helisy DNA), zawitaliśmy w krainie biologii ewolucyjnej za późno. Ja również byłem takiego zdania, gdy skończyłem studia, ale na szczęście okazało się, że wcale tak nie jest i że my, naukowcy mojego pokolenia, dostąpiliśmy przywileju uczestniczenia, także czynnego, w polemikach i mogliśmy wnieść swój wkład. Były to dla biologii i geologii dekady owocne, ponieważ w tym czasie powstała tak zwana teoria tektoniki płyt litosfery, wielka synteza nauk o Ziemi, odpowiednik tego, co dla nauk o życiu oznaczała teoria ewolucji – tyle że została ogłoszona wiek później.
Mieliśmy ogromne szczęście, że mogliśmy być świadkami tych doniosłych chwil i poznać gigantów nauki, którzy byli ich bohaterami!
Zanim zacznę omawiać rozdziały książki, chciałbym jasno powiedzieć, że nie prowadzę rozważań na temat samego faktu ewolucji, ponieważ dla naukowca byłoby to absurdem. Nie ma miejsca na debatę na temat prawdziwości teorii ewolucji i wydaje mi się, że przy obecnym stanie wiedzy w dziedzinie biologii i paleontologii nie ma sensu poświęcać czasu na jej dowodzenie.
Nauka, jak zobaczymy w pierwszej części, nie stawia pytań w rodzaju: dlaczego? (czy: po co?), choć zapewne stawia je sobie czytelnik. Całkiem niedawno słyszałem, jak pewien kosmolog, występując przed licznym audytorium, stwierdził, że skoro nauka nie potrafi odpowiedzieć na pytania: dlaczego?, nie mają one sensu i nie należy ich zadawać. A jednak my, ludzie, stawiamy je sobie, odkąd posługujemy się rozumem, i wydaje mi się, że nie byłby człowiekiem ten, kto potrafiłby się ich wyzbyć. Oczywiście wspomniany kosmolog przedstawił następnie swoją teorię na temat tego, dlaczego tu jesteśmy.
Nowatorstwo mojej książki polega na tym, że ograniczę się do przekazania potrzebnych czytelnikowi informacji, bo jestem przekonany, że na filozoficzne pytania lepszą odpowiedź niesie nauka niż ignorancja czy dogmat. Opowiem również, co myśleli wielcy luminarze biologii ewolucyjnej, i przedstawię rezultaty badań najwybitniejszych naukowców. W tym poszukiwaniu odpowiedzi będziemy więc mieli znakomite towarzystwo.
Ja będę stał blisko i podzielę się także swoją opinią, ale proszę pamiętać: to czytelnik ma głos.
Zależy mi, żeby czytelnik uznał mnie za swojego przyjaciela i traktował tę książkę jak długą rozmowę, w której na zadane pytania odpowiadam w stopniu, na jaki pozwala stan naszej wiedzy. Przedstawię także wątpliwości, jakie budzą określone kwestie, jak również toczące się obecnie polemiki, ponieważ taniec się jeszcze nie skończył. W nauce tak naprawdę taniec nie kończy się nigdy, a na gruncie ewolucji muzyka jeszcze przez jakiś czas nie ucichnie. Dla naukowca weterana, który jest jeszcze w świetnej formie, to wspaniała wiadomość.
Ponieważ poszukiwanie, które wspólnie rozpoczniemy, ma w sobie coś z pielgrzymowania i – nie będę ukrywał – wymaga pewnego wysiłku, rozdziały, z których składa się książka, nazwałem „dniami”. Myślę, że każdy rozdział można zaliczyć w jeden dzień, za jednym zamachem, jak etap pielgrzymki (choć niektóre, dłuższe, mogą przypominać wspinaczkę na górski szczyt). Dziękuję za poświęcony czas i mam nadzieję, że ta podróż czytelnika nie rozczaruje.
Książka dzieli się na dwie części o prawie jednakowej objętości. Pierwsza nosi tytuł: Ewolucja gatunków, a druga: Ewolucja człowieka. Tytuły mówią wszystko.
Pierwszy rozdział służy ogólnemu wprowadzeniu w najważniejsze tematy poruszane w książce i rozpoczyna się pytaniem o naturę Historii. Czy polega ona na zwykłym następstwie zdarzeń (jedno po drugim), czy jest w jakiś sposób ukierunkowana? Czy rzeczywistość mogła się potoczyć zupełnie inaczej, niż się potoczyła? Te same pytania przenoszą się na grunt historii życia, ewolucji. Od czasów Darwina wiemy, jaka jest główna siła napędowa ewolucji, nazywana doborem naturalnym, ale nie istnieje jednolita doktryna opisująca zasady jej działania; w obrębie darwinizmu toczy się bardzo interesujący dyskurs naukowy, w którym uczestniczą różne gałęzie biologii – rzecz jasna, także paleontologia, jej historyczny dział.
Wszystko to prowadzi nas na terytorium właściwie nie zbadane – na Ziemię Niczyją, na której słychać wiele głosów, biologów i niebiologów, ponieważ jest to także Ziemia Wszystkich.
Drugi rozdział poświęcony jest omówieniu, na czym polega czynność intelektualna, którą od XIX wieku nazywamy nauką – wcześniej znana jako filozofia naturalna – i jakie granice postanowiła sobie narzucić – a są nimi, na marginesie, granice doświadczenia.
Metodę naukową łatwo zrozumieć, gdy odnosi się do nauk eksperymentalnych, w których, jak sama nazwa wskazuje, można przeprowadzać kontrolowane doświadczenia i obserwacje zjawisk natury. Jako przykład zawsze podaje się fizykę; można powiedzieć, że inne nauki doświadczalne zazdroszczą jej prostoty i elegancji matematycznych wzorów.
Ze mną jednak tak nie jest. Fascynuje mnie przeszłość, to, co już się wydarzyło, i dlatego jestem paleontologiem.
W przypadku nauk historycznych sytuacja wygląda inaczej, inna jest również metoda badawcza. Nie chodzi o to, żeby w przeszłości szukać praw historii podobnych do praw fizyki (na przykład prawa grawitacji), ale pewnych prawidłowości, powtórzeń, podobieństw, schematów; jednym słowem: wzorców historycznych.
Mimo wszystko nauki historyczne i nauki doświadczalne łączy coś bardzo ważnego: znaleziska (odkrycia) paleontologów i archeologów są w pewnym sensie odpowiednikami eksperymentów i obserwacji, jakie w terenie i w laboratoriach przeprowadzają fizycy, chemicy, geolodzy i biolodzy.
W drugim rozdziale zostaje także wyjaśnione, na czym polega Darwinowska teoria ewolucji poprzez dobór naturalny. Ponieważ jest to teoria prosta, zrozumiemy ją bez problemu. Istniały także inne teorie ewolucji, ale za obowiązującą uznana została teoria Darwina.
Ponadto już w prologu chcę zaznaczyć, że dla mnie jako naukowca punktem wyjścia jest tak zwana zasada neutralności przyrody, stanowiąca, że materia nie ma planów ani celów. Przenosząc ją na nasz grunt: oznacza, że ewolucja nie realizuje rygorystycznie jakiegoś planu, ale reaguje na pewne procesy, które zachodziły zawsze i które toczą się nadal, dokładnie tak samo jak w fizyce, chemii, biologii i geologii. Te nauki także nie odwołują się do celów czy intencji, aby zrozumieć badane zjawiska. Na przykład zmiany skorupy ziemskiej, opisywane przez tektonikę płyt, nie są skutkiem żadnego istniejącego wcześniej programu działania; a nie należy zapominać, że ewolucja biologiczna jest bardzo powiązana z tańcem kontynentów i nie można jej pojąć bez geologii. Skoro ruchy kontynentalne nie realizują żadnego planu, niemożliwe jest, by realizowała go ewolucja biologiczna.
I to jest miejsce na pierwszą ważną decyzję czytelnika – czy zechce zaakceptować podejście naukowe całkowicie odrzucające ideę planu w przyrodzie i zastępujące ją prawami natury, czy zachowa przekonania antynaukowe – że wszystko, co się dzieje, od początku do końca wypełnia wielki plan kosmiczny, od którego nie można odejść – i w tym przypadku rzeczą ważną byłoby poznanie tego planu, a odpowiedzi należałoby szukać gdzie indziej.
Mam nadzieję, że czytelnik wybierze naukę.
Trzeci rozdział przedstawia pewne zasadnicze zagadnienia: na czym polega życie, jak je zdefiniować i w jaki sposób mogło się pojawić na Ziemi. Mieliśmy dużo szczęścia czy też jego powstanie było rzeczą nieuniknioną? To poszukiwanie wyprowadzi nas poza naszą planetę i zadamy sobie pytanie, czy życie w innych miejscach naszej Galaktyki może być zjawiskiem częstym, a jeśli tak, to jak wygląda: czy chodzi o proste bakterie, czy też o komórki bardziej złożone?
Czytelnik będzie musiał zająć w tej kwestii stanowisko, ponieważ opinie na temat możliwości życia pozaziemskiego wyrażają wszyscy, a poza Układem Słonecznym nieustannie odkrywane są planety (najbliższa, o nazwie Proxima b, znajduje się w odległości jedynie 4,5 roku świetlnego od Ziemi), które mogłyby stanowić środowisko dla życia. Mamy nadzieję, że wkrótce się tego dowiemy, a nie zapominajmy, że nawet w naszym Układzie Słonecznym nie wyklucza się istnienia życia na Marsie, a przede wszystkim na Europie – skutym lodem księżycu Jowisza.
W końcu, w czwartym rozdziale, mówimy o skamieniałościach skrywających początek organizmów wielokomórkowych, także zwierząt (oraz roślin i grzybów). Czy zrobienie tego kroku zajęło dużo czasu, czy też był on stosunkowo szybki i łatwy?
Dwie bardzo ważne cechy zwierząt to zdolność rozmnażania płciowego i nieuchronność śmierci. Warto zadać sobie pytanie, jakie zalety wiążą się z reprodukcją. To prawda, jest przyjemna, ale trzeba za nią zapłacić wysoką cenę – najwyższą z możliwych.
Piąty rozdział traktuje o podboju lądu, jak zwykło się mawiać, i dociera do momentu wyginięcia dinozaurów i zwycięstwa ssaków. Czy gdyby w wodach przed ponad 500 milionami lat nie pojawiły się kręgowce, kontynenty zamieszkiwałyby jedynie owady, pająki, skorpiony, stonogi, ślimaki, ślimakowate, dżdżownice i inne drobne bezkręgowce? Czy gdyby dinozaury nie wyginęły, ssaki pozostałyby małymi, niepozornymi zwierzętami nocnymi?
Jak widać, książka obfituje w eksperymenty myślowe, które możemy przeprowadzać, siedząc wygodnie w fotelu. Moim zdaniem są one bardzo ciekawe. Bo jak powstaje wszelka teoria naukowa, jeśli nie na skutek eksperymentu fotelowego, na skutek zastanawiania się, „co by było, gdyby…?”.
W piątym rozdziale wprowadzam także koncepcję bardzo ważną dla zrozumienia kierunku, jaki przyjęła ewolucja. Chodzi mianowicie o sposób klasyfikacji stworzeń, która może wiele wyjaśnić, jeśli sporządzi się ją właściwie, lecz także zaciemnić obraz i wszystko zagmatwać przy zastosowaniu metody nieprawidłowej. W ostatnich dekadach w biologii stosuje się nowy system klasyfikacji – z pewnością zaskoczy on czytelnika, ponieważ różni się od tradycyjnego, z którym pewnie wszyscy się zetknęliśmy. W ramach ciekawostki: ryby i gady nie istnieją już jako kategorie biologiczne. Te nazwy zniknęły z podręczników zoologii.
Rozdział szósty dogłębnie omawia temat przewijający się nieustannie: czy ewolucja postępuje. Na tym etapie nasza wiedza z zakresu biologii i paleontologii będzie już o wiele szersza i pozwoli nam zmierzyć się z problemem za pomocą danych, co zabierze nam trochę czasu (rozdział jest długi, liczy ponad 40 stron, ale mam nadzieję, że okaże się intrygujący).
Nie ulega wątpliwości, że jeśli spojrzeć wstecz na początek życia na Ziemi, cofając się co najmniej o 3,5 miliarda lat, do czasu, gdy istniały jedynie bakterie, nastąpiło spotęgowanie jego złożoności, jednak kwestia postępu nie jest tak oczywista, gdy porównania dokonamy pomiędzy różnymi gatunkami zwierząt istniejących od ponad 500 milionów lat. Nieuniknioną analogią w czasach współczesnych jest ewolucja technologiczna, w której postęp wydaje nam się rzeczywistością niepodważalną, choć zobaczymy, że i on ma różne odcienie.
Pozostaje w końcu kwestia: czy inteligencja – i rozmiar mózgu – jest bezpośrednio miarą postępu; a co najważniejsze, czy wykształcenie się neuronu było zasadniczym dowodem ewolucji zwierząt lub – co najmniej – ewolucji ssaków.
Tu czytelnik będzie musiał podjąć kolejną ważną decyzję – czy ewolucja, to znaczy: historia życia na tej planecie, posiada główny wątek, którym jest rozrost złożoności, jakkolwiek miałaby być postrzegana.
Tych, którzy uważają, że ewolucja jest synonimem postępu, możemy nazwać progresjonistami lub dyrekcjonistami, co nie jest równoznaczne z określeniem finalista. Finaliści uważają, że w ewolucji istnieje wyłącznie jedna linia rozwoju (nie kończąca się), natomiast progresjoniści utożsamiają rozwój z prawami natury, a nie z wielkim planem kosmicznym, z ostatecznym celem o charakterze nadprzyrodzonym, jak robią to finaliści.
Siódmy rozdział, ostatni w pierwszej części książki, traktuje przede wszystkim o tak zwanych konwergencjach adaptacyjnych.
Ewolucja jest zasadniczo rozbieżna i w ten sposób wyjaśnia się niesamowite zróżnicowanie form życia i wielość linii, czego dowodzi zapis kopalny, choć większość z tych linii wyginęła (proszę sobie przypomnieć drzewo ewolucji Darwina). Fenomen pojawienia się nowego gatunku organizmów (o rewolucyjnej konstrukcji biologicznej, nigdy wcześniej nie widzianej) oraz eksplozja form, jaką za sobą pociąga, znany jest w paleontologii jako radiacja adaptatywna. Radiacje adaptatywne są czystym wytworem ewolucyjnym, genialnymi wynalazkami, jakie od czasu do czasu tworzy życie. Każda szeroka i zróżnicowana grupa biologiczna o szerokiej dystrybucji geograficznej pochodzi z takiej właśnie radiacji adaptatywnej – jednej z eksplozji biologicznych, które miały miejsce w przeszłości.
W ewolucji mnóstwo jest także przykładów czegoś przeciwnego: konwergencji adaptacyjnej, to znaczy powtórzenia tych samych modeli organizmów, jak gdyby, przynajmniej na tej planecie, liczba form życia była ograniczona i raz po raz wracało się do tego, co już znane. Jakby ewolucja kopiowała siebie samą.
Przyjrzyjmy się w tej chwili jednemu z przykładów. Nietoperze wykorzystują ultradźwięki, żeby orientować się w ciemności nocnej i polować na owady – ten mechanizm to echolokacja (lub sonar). Dzięki temu samemu mechanizmowi delfiny pływają w ciemnym morzu, choć z nietoperzami nie mają nic wspólnego. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że echolokację do latania w ciemnych jaskiniach wykorzystują dwa gatunki ptaków (niespokrewnione ze sobą). Kuszące byłoby stwierdzenie, że echolokacja jest nieuniknioną adaptacją organizmów poruszających się z pełną prędkością w powietrzu lub w wodzie w otoczeniu pozbawionym światła… występującą u wszystkich żyjących w takich warunkach ptaków i ssaków albo innych podobnych zwierząt.
Skoro w historii życia dominują podobieństwa, można pomyśleć, że ewolucja jest przewidywalna, z pojawieniem się istot ludzkich… lub czegoś podobnego włącznie.
To kolejna decyzja, którą czytelnik będzie musiał podjąć – czy nieuniknione było zaistnienie ewolucji, ogólnie rzecz ujmując, w taki sposób, w jaki przebiegała.
Ale nie mówimy jeszcze o przypadku człowieka, o tym, czy był do przewidzenia, ani czy przynajmniej istniało prawdopodobieństwo, że wykształci się istota podobna do nas. Tę kwestię poruszymy w drugiej części książki, rozpoczynającej się od rozdziału ósmego i dziewiątego, w których rozważa się kwestię geometrii ewolucji człowieka – kształtu naszego specyficznego drzewa genealogicznego.
Tym sposobem docieramy do rozdziałów ósmego i dziewiątego, a wraz z nimi – do ewolucji człowieka. Jak to się stało, że my, ludzie, jesteśmy na Ziemi tacy samotni, z szympansami i bonobo jako najbliższymi krewnymi? Czy przez cały czas istniał tylko jeden gatunek ludzki, ewoluujący do tego, czym jesteśmy teraz, czy też współistniało na Ziemi wiele gatunków naszego rodzaju, z których przetrwał tylko nasz? Przeanalizujemy historię naczelnych, z historią naszych najbliższych przodków włącznie.
W tym miejscu czytelnik znów stanie wobec konieczności podjęcia decyzji, czy ewolucja człowieka była liniowa, to znaczy postępowała w linii prostej, czy też rozgałęziała się jak konary drzewa, a nawet plątała, choćby do czasów obecnych przetrwał tylko jeden gatunek.
Z pewnością uwadze czytelnika nie umknie fakt, że z filozoficznego punktu widzenia liniowy, prosty schemat ewolucji człowieka, jak strumień, nie jest tym samym, co złożony schemat drzewa bez osi głównej.
Na końcu dziewiątego rozdziału omawiamy także dobór płciowy, który Darwinowi służył do wyjaśnienia różnic pomiędzy populacjami ludzkimi.
W trzech kolejnych rozdziałach – dziesiątym, jedenastym i dwunastym – poruszam kwestię altruizmu i współdziałania w królestwie zwierząt jako spoiwa grup społecznych. Choć bardzo rozpowszechniony jest pogląd, że zwierzęta spontanicznie poświęcają się dla dobra pozostałych członków grupy, a także dla dobra całego gatunku, a nawet Życia (wielką literą – życia ogółu), sama idea jest sprzeczna z Darwinowską logiką walki o życie (małą literą – o życie jednostki) i przeżycia osobników najlepiej przystosowanych. Bez rywalizacji nie ma doboru naturalnego ani adaptacji, ani darwinizmu.
Czy więc altruizm u zwierząt nie jest możliwy? – zadajemy sobie pytanie.
Wielu biologów ewolucyjnych powiedziałoby, że nie jest, ponieważ osobniki swoim zachowaniem, pośrednio lub bezpośrednio, dążą do przekazania jak największej ilości genów następnemu pokoleniu. To znaczy, że nie zabiegają o nic innego niż własny sukces genetyczny (usiłują spotęgować go wszystkimi swoimi działaniami). Inaczej mówiąc: żeby przetrwać dzięki swoim genom. To jedyny sposób na nieśmiertelność, jaki pozostaje nam, śmiertelnikom.
Biolog ewolucyjny Richard Dawkins idzie dalej, gdy stwierdza, że tak naprawdę rządzą geny, posługując się osobnikami w celu replikacji – jeśli trzeba, poświęcając ciała, które je noszą, a nawet na odległość oddziałując na inne ciała! Chodzi o koncepcję samolubnego genu, która odniosła wielki sukces medialny.
Ale skoro przeważa egoizm, jak to możliwe, że u wielu zwierząt występują grupy społeczne tworzone przez współpracujące jednostki? Na to pytanie można odpowiedzieć na wiele sposobów, które zostaną przedstawione w tej książce.
Wszystko, o czym wspomniałem powyżej, kieruje nas z powrotem do przypadku człowieka. Czy jesteśmy więźniami naszych genów? Jak ewoluowało wyjątkowe poczucie przynależności, która stanowi klucz do naszego sukcesu biologicznego?
Istnieje teoria wyjaśniająca współdziałanie, solidarność i altruizm u zwierząt jako konsekwencję współzawodnictwa pomiędzy grupami, a nie między jednostkami czy też genami – jej najznamienitszym obrońcą jest obecnie biolog Edward O. Wilson. Według tej koncepcji ewolucyjnej jednostki poświęcają się dla dobra grupy, istnieje więc prawdziwy altruizm, a nie fałszywy, skrywający ogromny egoizm genetyczny. W ten sposób miałyby się ukształtować złożone społeczności niektórych gatunków owadów, na przykład pszczół, mrówek i termitów – poprzez tak zwaną selekcję grupy.
Ciemną stroną tej teorii jest uznanie, że to, co my, ludzie, nazywamy cnotą, która może osiągnąć rozmiary heroizmu – oddanie życia w walce, faktycznie byłoby od samego początku jedynie przyjaznym obliczem bezlitosnej walki między grupami – bohater ginie, zabijając.
Z tego punktu widzenia solidarność w obrębie grupy tłumaczy się nietolerancją wobec innych grup.
W tym miejscu czytelnik będzie musiał podjąć decyzje o charakterze transcendentalnym – i, obawiam się, dalekosiężne, ponieważ wszystko, o czym mowa, ma na nas bezpośredni wpływ. Mówimy o zachowaniu zwierzęcym i ludzkim, o genach i o wolności.
Trzynasty i czternasty rozdział są poświęcone pojawieniu się inteligencji, świadomości, myślenia symbolicznego i języka w ewolucji człowieka. To tematy bez wątpienia ważne, wyjaśniane na dwa różne sposoby. Pierwszy – hipoteza o myśliwym lub zabójczej małpie – głównego impulsu ewolucji człowieka (i przyczyny naszego domniemanego agresywnego charakteru, który zrodził się w nas w bardzo dawnych czasach) upatruje w przejściu z diety wegetariańskiej na mięsną. W drugim decydującą rolę odgrywa mózg ludzki – organ przetwarzający przede wszystkim informacje społeczne, i to właśnie w kategoriach społecznych, a nie w ekosystemie, należy szukać odpowiedzi.
Do wyjaśnienia pozostawałoby jeszcze źródło świadomości zwierzęcej, a także świadomości człowieka, u którego do wrażliwości i emocjonalności (odczuć subiektywnych), przypisywanych niektórym grupom zwierząt – ssakom i ptakom, a być może również innym rodzinom – dołącza myślenie z całym arsenałem cech: świadomością samego siebie (ja, samoświadomość, osobowość, introspekcja, rozumowanie refleksyjne); świadomością, że istnieją inne stworzenia, które również mają świadomość (wiedza, że nie tylko ja wiem, ale istnieją też inni, którzy wiedzą); zdolnością spojrzenia z cudzego punktu widzenia (postawienia się w czyjejś sytuacji). A także pamięć, wyobraźnia, wizja przyszłości i planowanie długofalowe (implikujące możliwość rezygnacji z korzyści natychmiastowej na rzecz większej, ale odległej w czasie), język i symbolika.
Kluczowe pytanie darwinisty brzmi: czy świadomość jest adaptacją, która została wykształcona w procesie doboru naturalnego? A jeśli tak, do czego służy, jakie wywiera skutki, co powoduje?
W końcu, w czasach gdy tyle aspektów naszego życia kontrolują programy czy algorytmy komputerowe, nie pozostaje nic innego, jak tylko zadać sobie pytanie – i zachęcam czytelnika, by to zrobił – o to, czy nasz umysł jest zbiorem algorytmów. Czy my sami jesteśmy algorytmami? Czy komputer jest w stanie posiąść świadomość samego siebie, introspekcję, subiektywność, wiedzieć, że wie i co wie, uświadamiać sobie własne przemyślenia, przypisywać intencje nam, ludziom, i w rezultacie działać, być może po to, aby bronić własnych interesów, jak komputer HAL z filmu Stanleya Kubricka 2001: Odyseja kosmiczna?
W piętnastym rozdziale wkroczymy – czytelnik i ja – na grunt bardziej odważnej i nieograniczonej spekulacji i zadamy sobie pytanie, czy gatunkiem inteligentnym, świadomym, symbolicznym i technologicznym można być tylko na sposób ludzki, to znaczy – będąc humanoidem. Czy istoty pozaziemskie, które nas odwiedzają – o ile istnieją i to robią – są zasadniczo takie jak my? Czy też mogą ukazać się naszym oczom stworzenia niepodobne do żadnego gatunku ziemskiego, wytwór zupełnie innej ewolucji, która toczyła się alternatywnie? To wielkie i pasjonujące eksperymenty umysłowe, ponieważ na razie nie ma szans, by się o tym przekonać.
W tym ostatnim rozdziale rozważymy też – i będą to kolejne eksperymenty myślowe – czy ewolucja się zakończyła, czy też mogą się jeszcze pojawić organizmy całkiem inne od obecnie żyjących. Dokąd zmierza ewolucja? Jeżeli jest przewidywalna, powinniśmy móc odpowiedzieć na to pytanie. Być może jest ono o kilka lat spóźnione, skoro potrafimy już według własnego uznania modyfikować genomy każdego gatunku, z naszym własnym włącznie, i jesteśmy świadkami gigantycznej fali wymierania gatunków na skutek działalności człowieka.
Wszystkie te rozdziały kończy epilog i w tym miejscu wędrowcy się rozchodzą, każdy ze swoim plecakiem. Jedni dotarli do satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tu jesteśmy, inni są jeszcze bardziej zdezorientowani, niż byli… Ale tak to już jest z pielgrzymowaniem. Niektórzy nabierają pewności, inni wracają z jeszcze większymi wątpliwościami.
Zawsze publicznie broniłem podejścia, że nauka nie powinna aspirować do tego, by być zabawna, w przeciwieństwie do obrońców tezy, że należy dążyć do tego, żeby nauka była łatwa i przyjemna, a zrozumienie nie wymagało wysiłku, i żebyśmy dobrze się bawili. Należę do ludzi, którzy uważają, że ucząc się, nie tylko więcej wiemy, ale stajemy się bardziej inteligentni. Dlatego wolę mówić, że nauka powinna być interesująca, bo to wydaje mi się ważniejsze, choć może oznaczać większy wysiłek. Wszak interesujący chce być każdy z nas.
Mam nadzieję, że czytelnik uzna tę książkę za interesującą.

 
Wesprzyj nas