Paolo Giordano w książce „W czasach epidemii” przekonuje, że w obliczu zagrożenia wszyscy powinniśmy być jednością – czas epidemii to bowiem dla ludzkości wielki sprawdzian z człowieczeństwa.


W czasach epidemiiPonieważ za taką deklaracją powinny iść czyny, autor zdecydował się przekazać część honorarium na badania medyczne oraz wsparcie opieki medycznej – tych, którzy pracują, by wyleczyć zarażonych.

Pandemia Covid-19 jest najważniejszym zagrożeniem dla naszych czasów.

Pisząc z Włoch w zamknięciu, fizyk i pisarz Paolo Giordano wyjaśnia, w jaki sposób choroba rozprzestrzenia się w świecie:
dlaczego jest to ważne
jak to na nas wpływa
jak musimy zareagować

Giordano lokuje ten ogromny kryzys w kontekście ekologicznym, gospodarczym i społecznym czy psychologicznym.

To publikacja, która nie odstrasza przesytem statystyki, danych i czarnowidztwa, to mała książeczka, która pokazuje, skąd czerpać nadzieję, na czym się skupić w czasie powszechnej izolacji, a w końcu, jaką naukę wyciągnąć z tego wielkiego sprawdzianu dla ludzkości.

Paolo Giordano (ur. 1982), pisarz włoski. Jego debiutancka powieść “Samotność liczb pierwszych” była najlepiej sprzedającą się książką we Włoszech w 2008 roku, a kolejna “Il corpo umano”, która ukazała się w październiku 2012 roku, także trafiła tam na listy bestsellerów.

Paolo Giordano
W czasach epidemii
Przekład: Sonia Draga
Wydawnictwo Sonia Draga
Premiera: 3 kwietnia 2020 (ebook)
 
 

W czasach epidemii

Uziemieni

Pandemia COVID-19 uznana została za największy kryzys zdrowotny naszej epoki. Nie jest on pierwszy, nie ostatni, i pewnie nie należy do najbardziej przerażających. Zapewne też pod koniec okaże się, że i bilans ofiar nie będzie znacznie wyższy od innych chorób. A jednak już teraz, trzy miesiące od debiutu, SARS-CoV-2 pobił swoisty rekord: to pierwszy wirus, który tak szybko rozprzestrzenił się po całym świecie. Wiele podobnych do niego, jak choćby jego poprzednik SARS-CoV, zostało szybko opanowanych. Znowu inne, jak HIV, ukrywały się w cieniu przez lata. SARS-CoV-2 stał się bardziej śmiały i odważny. A jego zuchwałość ujawniła coś, czego długo, aż do dzisiaj, nie byliśmy w stanie dokładnie zmierzyć: wszechobecną wielowarstwowość i wielopoziomowość naszych relacji oraz złożoność świata, w którym żyjemy – jego socjalne, polityczne, finansowe uwarunkowania, a także powiązania międzyludzkie i mechanizmy psychologiczne.

Piszę ten tekst w sobotę 29 lutego, w roku, który akurat wypadł jako przestępny. W tym momencie potwierdzone przypadki zakażeń przekroczyły liczbę 85 tysięcy – w samych tylko Chinach 80 tysięcy – a liczba zgonów zbliża się do 3 tysięcy. Te liczby były moimi cichymi towarzyszami przez ostatni miesiąc. Nawet w tym momencie mam przed sobą otwartą mapę interaktywną Uniwersytetu Johna Hopkinsa. Obszary z przypadkami zakażeń są oznaczone czerwonymi kółkami, ostro kontrastującymi z szarym tłem. Może inny dobór kolorów byłby lepszy, mniej alarmujący, ale wszyscy wiemy, jak to działa: wirusy są czerwone, sytuacje nadzwyczajne są czerwone. Chiny i Azja Południowo-Wschodnia zdążyły już zginąć pod wielką czerwoną plamą, reszta świata na razie oznaczona jest kropkami, ale ta wysypka może się tylko powiększyć.

Włochy ku zaskoczeniu wszystkich znalazły się na prowadzeniu tego niepokojącego współzawodnictwa. Stało się to zupełnie przypadkowo. W ciągu kilku najbliższych dni – nagle, w sposób nieoczekiwany – inne państwa mogą się znaleźć w jeszcze gorszej sytuacji. Na tym etapie kryzysu wyrażenie „we Włoszech” nie ma żadnego znaczenia: nie ma granic, regionów, sąsiedztw. Natura tego, przez co przechodzimy, jest ponad tożsamościami czy kulturami. Epidemia stanowi ostateczny dowód na to, jak zglobalizowany, wzajemnie i nierozerwalnie powiązany stał się świat.

Wiem to, a jednak, oglądając rosnącą czerwoną plamę nad Włochami, nie potrafię powstrzymać niepokoju, jak my wszyscy. Moje rezerwacje na kilka następnych dni zostały anulowane z powodu wdrożonych regulacji epidemicznych, niektóre odwołałem sam, i tkwię teraz otoczony niespodziewaną pustką. W takim trudnym położeniu znalazło się wielu: przechodzimy w stan zawieszenia od naszych codziennych aktywności i rutynowych zajęć, w stan przerwy w typowym rytmie naszego życia – jak w jednym z utworów muzycznych – perkusja nagle przerywa i dźwięk zdaje się wibrować w pustce, która nastała. Szkoły są zamknięte, na niebie nie widać samolotów, odgłos pojedynczych kroków rezonuje echem po muzealnych korytarzach. Wszystko jest pogrążone w ciszy, większej niż kiedykolwiek dotąd.

Postanowiłem zrobić pożytek z tej ciszy i zacząć pisać. To jak kotwica, która pomaga powstrzymać strach i utrzymuje nas, przytwierdzonych do podłoża, na powierzchni. Ale jest jeszcze inny powód: nie chcę utracić tego, co epidemia ujawnia o nas samych. Gdy stan zagrożenia minie, to tymczasowe uwrażliwienie także ustąpi – taka jest natura chorób.

Kiedy będziesz czytał ten tekst, sytuacja z pewnością ulegnie zmianie. Liczby będą inne, pandemia rozwinie się na większą skalę: albo rozwinie się tak, że dotrze do każdego miejsca na naszym globie, albo zostanie powstrzymana. Przemyślenia wynikające z tego zjawiska pozostaną jednak wciąż aktualne. To, co się dzieje, nie jest bowiem przypadkową katastrofą czy plagą. I nie jest też niczym nowym: przydarzało się wcześniej i pojawi się znów w przyszłości.

 
Wesprzyj nas