Arkady Fiedler – jeden z najsłynniejszych polskich globtroterów XX w., autor świetnych książek podróżniczych. Co takiego miał w sobie, że jego urokowi ulegali niemal wszyscy?


Fiedler. Głód świataPamiętamy Arkadego Fiedlera jako pisarza i podróżnika, który sprzedał na całym świecie ponad 10 milionów swoich książek i który jak żaden inny autor potrafił opisać Polakom uroki Amazonii, Kanady i Madagaskaru.

Jednak był nie tylko przedwojennym celebrytą i bohaterem plotek, był też postacią skomplikowaną, niejednoznaczną i kontrowersyjną.

Jaki naprawdę był Arkady Fiedler, jeden z najsłynniejszych polskich globtroterów XX wieku? Co takiego miał w sobie, że tam, gdzie się pojawiał, ojcowie chcieli mu oddawać na noc swoje córki? Jak z pisarza niemal wyklętego i aresztowanego przez komunistów Fiedler stał się przyjacielem władzy?

Piotr Bojarski, historyk i pisarz, kreśli pierwszy tak szeroki portret Fiedlera i czasów, w których żył. Sięga po nieznane materiały archiwalne, bada prywatne archiwa pisarza i szuka ludzi, którzy go jeszcze pamiętają. Idzie tropem autentycznych historii, ale także anegdot i skandali – zarówno prawdziwych, jak i tych zmyślonych. Jego książka pokazuje Arkadego Fiedlera w całej złożoności: nie tylko jako nieustraszonego podróżnika, ale również jako człowieka pełnego wahań i słabości.

Piotr Bojarski
Fiedler. Głód świata
Wydawnictwo Poznańskie
Premiera: 26 lutego 2020
 
 

Fiedler. Głód świata


Urodziłem się (…) pod znakiem Strzelca, który jest ponoć najszczęśliwszym znakiem zodiaku dla podróżników.
ARKADY FIEDLER, Mój ojciec i dęby

Nie sposób wyobrazić sobie Fiedlera w takim czy innym mundurku, maszerującego grzecznie, w szeregu, równym kroczkiem ku jakiemuś wspólnemu szczęściu. Od razu widać: to jest człowiek, który maszeruje sam.
MARIAN TURWID, „Wici Wielkopolskie” (1937)

ZAMIAST WSTĘPU

Miałem wtedy z ojcem ważną rozmowę pod Rogalinem nad Wartą. Wracaliśmy właśnie z połowu ryb ścieżką przez łąki, ścieżką głęboko wydeptaną wśród bujnej trawy. Dokoła z rzadka rosły olbrzymie dęby, owe sławne, rogalińskie dęby.
Naraz odezwał się ojciec:
— Pamiętaj, że każda ścieżka, nawet najniepozorniejsza, wyprowadza na szeroki świat.
— Jak to, na szeroki świat? — zapytałem zdumiony. — Każda ścieżka? Nawet ta tutaj, nad Wartą?
— Tak, nawet ta!
Było to dla mnie prawdziwą rewelacją… Nie przyszło mi do głowy, że i z tej rogalińskiej ścieżki, tak dobrze mi znanej, można się było wydostać na świat. Nagle szeroki świat wydał mi się inny; bliski i uchwytny…
ARKADY FIEDLER, Kanada pachnąca żywicą

ROZDZIAŁ 1
MIKROKOSMOS

Głód ojcowskich opowieści, czyli Artek odkrywa pasję

Wschody słońca na Mauergasse

Środa 28 listopada 1894 jest w pruskim Posen dniem zimnym. Prasa niemiecka donosi o śmierci „księżnej Bismarckowej w Warcinie” — Joanny Fryderyki z domu Puttkamer, żony byłego kanclerza Rzeszy. Następnego dnia „Kuryer Poznański” rozwodzi się na temat wielkiego sukcesu deputacji Królestwa Polskiego, która — po przybyciu do Petersburga na pogrzeb cara Aleksandra III — uzyskała szanse na drugą audiencję u młodego cara Rosji Mikołaja II. „Audyencya w poniedziałek ma mieć zupełnie inne znaczenie, albowiem ma być wyrazem uczuć lojalności wobec obecnego cesarza i okazyą do złożenia mu życzeń w imieniu Królestwa Polskiego w sam dzień ślubu” — informował „Kuryer” za krakowskim „Czasem”. Na pierwszej stronie gazety można było przeczytać o salwach działowych i biciu w dzwony w Windsorze z powodu zaślubin carskich Mikołaja Romanowa z Alicją Heską.
Świat cesarzy trwa w najlepsze. Władające Poznaniem Niemcy cesarza Wilhelma II Hohenzollerna wydają się silne i trwałe.
Tego samego dnia, w którym Niemcy okrywają się żałobą po żonie Bismarcka, na trzecim piętrze poznańskiej kamienicy przy ówczesnej Mauergasse 4 (dzisiejszej Murnej 4), wąskiej ulicy nieopodal Starego Rynku, w biednym jednopokojowym mieszkaniu, przychodzi na świat dziecko płci męskiej. Szczęśliwą matką chłopczyka jest Franciszka z domu Krajewicz, córka Franciszka Krajewicza, nauczyciela i działacza polskiego w zaborze pruskim, autora polskiego elementarza Z Aniołem Stróżem, na którym młodzi Polacy uczą się języka polskiego na tajnych kółkach. Ojcem został dwudziestopięcioletni, kiepsko zarabiający dziennikarz i poligraf Antoni Fiedler, syn Jana i Marii z Urbańskich. Pochodzi z powiatu pleszewskiego; przeprowadził się do Poznania po tragicznej śmierci ojca — leśniczego, przygniecionego drzewem podczas karczowania lasu.
Dziecko otrzymuje imiona Arkady Adam. Przeżyje nie tylko upadek europejskich cesarstw, ale też powstanie, odzyskanie przez Polskę niepodległości, dwie wojny światowe i niemal całe półwiecze komunizmu. Do trzeciej niepodległości zabraknie mu raptem czterech lat.
Przy końcu swego długiego życia Arkady Fiedler napisze o swoich rodzicach, że pomimo ubóstwa byli ludźmi „wielkiego serca, odznaczali się pogodą ducha i szlachetną naturą”.
Z mieszkania przy Mauergasse i swojego niemowlęctwa zapamięta — a może raczej odtworzy to sobie po latach — fakt, że okna w jego pierwszym pokoju w życiu wychodziły na wschód. „Wiosną wschodzące słońce zalewało ogromnym światłem cały pokój i ten radosny tłok blasku był prawdopodobnie pierwszym wielkim doznaniem niemowlęcia. Przenikliwe miłym doznaniem” — wspomni w Moim ojcu i dębach. „Te pierwsze olśnienia roztoczyły chyba urok na całe moje życie: jeszcze po wielu dziesiątkach lat poruszały mnie wszystkie wschody słońca i rano zawsze najlepiej mi się pracowało”.
Domu, w którym urodził się Arkady Fiedler, już nie ma. Wybudowano go po południowej stronie wąskiej ulicy. Dziś w tym miejscu znajduje się parking pobliskiego banku. Kamienica została zniszczona podczas II wojny światowej, albo w wyniku bombardowania Poznania już 1 września 1939 roku, albo w trakcie walk o Poznań w lutym 1945 roku. Według Raportu o stratach wojennych Poznania 1939–1945 dom na rogu Murnej i Koziej, a także sąsiedni, były zniszczone w 90 procentach. Po wojnie rozebrano resztki kamienicy i już jej nie odbudowano. O miejscu urodzin pisarza i podróżnika przypomina dziś skromna tabliczka na rogu Murnej i Paderewskiego.

Smród diabelski, białe myszki i ojciec cudotwórca

Późna jesień 1894 roku. Przyjście na świat syna Antoni Fiedler uznaje za stosowny moment na zmiany. Stawia na chemigrafię, dziedzinę w zaborze pruskim pionierską, upatrując w niej źródła lepszych zarobków. W swoim jedynym pokoju na trzecim piętrze domu przy Mauergasse wytrawia na metalicznych płytach pierwsze klisze drukarskie dla Marcina Biedermanna, wydawcy tygodnika „Praca”.

Nowa pasja ojca Arkadego zmusza rodzinę Fiedlerów do przeprowadzki. Antoni Fiedler znajduje nieduże mieszkanie z obszernym atelier z tyłu domu, które przystosowuje do swoich fotograficznych potrzeb. Nowy adres — Berlinerstrasse 16 (dziś ul. 27 Grudnia) — nie oznacza wszakże lepszych warunków. Fiedlerowie zamieszkują w jednopokojowym lokum na parterze kamienicy. Pokój jest ciemny. Dla małego Arkadego kończą się świetliste cuda wschodów słońca.

Jednak atmosfera w nowym mieszkaniu nie jest mroczna. Ojciec Arkadego zarabia coraz lepiej. Fiedlerowie prowadzą otwarty dom, zawsze pełen przyjaciół (wśród nich jest między innymi artysta malarz Kazimierz Szmyt z żoną) i rodziny. Małego chłopca, który ledwo stanął na nogach, ciągnie jak magnes do atelier na zapleczu, królestwa ojca.

„A zakład okazał się niepokojącym cudem świata. Wzbudzał i lęk, i okropną ciekawość: miał aparat reprodukcyjny, olbrzymi jak stół rodzinny, i wanienki, z których czasem szły wyziewy żrącego kwasu. Do tego mnóstwo wydzielało się tu innych zapachów, ostrych, zdumiewających, to przykrych jak smród diabelski, to wonnych jako dech aniołów. (…) Ojciec (…) urósł w moich oczach na potężnego czarodzieja, na przyjaznego cudotwórcę, zaklinacza” — opisywał Fiedler w autobiograficznej książce Mój ojciec i dęby.

W wieku dwóch lat Arkady otrzymuje od babci ze strony ojca własne zwierzęta: kilka białych myszy w szklanym terrarium. Zachwycony malec obserwuje harce i igraszki małych gryzoni. „To było szczęście, to była rozkosz, po których pozostały trwałe ślady na całe życie: zwierzęta, wszystkie zwierzęta, weszły na moją drogę jako element niezmiernie przyjazny” — wspominał po latach.

Brzdąc ma więcej okazji do poznawania bogatego świata przyrody. Za zakładem ojca rozciąga się dziki sad, również należący do Fiedlerów. Tu Arkady zalicza pierwsze upadki, zapoznaje się bliżej z miękką ziemią, tu poznaje szorstkość kory drzew i zapach świeżo rwanej trawy. Pierwsze wyprawy jego życia to odkrywanie zakamarków sadu i jego zwierzęcych mieszkańców. Tutaj przestrasza się włochatych gąsienic na pniach drzew, to tu poznaje śpiew ptaków i ulotne piękno białych motyli.

— Tego sadu już nie ma, wszystko zostało zabudowane — przypomina sobie Arkady Radosław Fiedler, najstarszy z synów Arkadego, również pisarz i podróżnik. — Kiedyś w ojcu obudził się jakiś sentyment i poszedł zobaczyć to mieszkanie. Nawet ktoś go wpuścił do środka, to musiało być w latach siedemdziesiątych, gdy pisał Mojego ojca i dęby… W tym sadzie obudziła się zapewne fascynacja ojca przyrodą, ale podtrzymanie jej było zasługą mojego dziadka Antoniego, pasjonata przyrody.

Wieczorami, w łóżku, przy świetle lamp mały Arkady wertuje książki z obrazkami; szczególnie chętnie ogląda rysunki w popularnym wydaniu Biblii. Fascynują go wizerunki biblijnych niewiast w powłóczystych szatach.

Fascynuje go też sześcioletnia Józka, mieszkanka tej samej kamienicy. Imponuje mu znajomością „świńskich słówek” — i tym, że słucha jej banda.

 
Wesprzyj nas