Kolejna książka autora znakomitej „Krótkiej historii wszystkich ludzi…” to pasjonująca opowieść o tym, jak staliśmy się istotami, którymi dziś jesteśmy.


Księga ludziLubimy myśleć o sobie jako istotach wyjątkowych, czy jednak rzeczywiście coś różni nas od zwierząt? Przecież nasza biologia jest taka sama.

W oryginalnej i intrygującej podróży po świecie ziemskiego życia Adam Rutherford bada rozmaite cechy, które uznawano niegdyś za wyłącznie ludzkie, wykazując, że wcale takimi nie są.

Nie jesteśmy jedynym gatunkiem, który się porozumiewa, wytwarza narzędzia, korzysta z ognia albo uprawia seks wyłącznie dla przyjemności, i do tego niekoniecznie seks heteroseksualny. Jedynie nasza kultura przewyższa wszystko, co można obserwować w przyrodzie.

Oparta na najnowszych odkryciach naukowych „Księga ludzi” to pasjonujące kompendium cech jednoznacznie potwierdzających, że nasze miejsce jest w świecie zwierząt, lecz zarazem ukazujących, jak wyjątkowymi ich przedstawicielami jesteśmy.

Adam Rutheford – brytyjski genetyk. Kształcił się w University College London. Autor książek popularyzujących genetykę, m.in. „Krótkiej historii wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli”. Publikuje artykuły w „Nature” i „The Guardian”.

Adam Rutherford
Księga ludzi
Opowieść o tym, jak staliśmy się nami
Przekład: Adam Tuz
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 7 listopada 2019
 
 

Księga ludzi

Wstęp

„Jak doskonałym tworem jest człowiek!”, zachwyca się Hamlet, podziwiając naszą wyjątkowość. „Jak wielkim przez rozum! Jak niewyczerpanym w swych zdolnościach! Jak szlachetnym postawą i w poruszeniach! Czynami podobnym do anioła, pojętnością zbliżonym do bóstwa! Ozdobą on i zaszczytem świata! Arcytypem wszech jestestw!”1.
„Arcytyp wszech jestestw!” to piękne określenie. Hamlet wysławia nas jako gatunek zaiste wyjątkowy, ocierający się o boskość, nieznający granic w myśleniu. To również zdanie o randze przepowiedni, królewicz bowiem wynosi nas ponad inne zwierzęta, choć przyznaje przy tym, że do nich należymy. Nieco ponad dwieście pięćdziesiąt lat od napisania tych słów przez Williama Szekspira Karol Darwin nieodwołalnie potwierdził przynależność rasy ludzkiej do świata zwierząt – jako najmniejszej z gałązek jednego, zdumiewającego drzewa genealogicznego, mającego 4 miliardy lat i obejmującego całe mnóstwo gwałtownych zwrotów i zmian oraz miliard gatunków. Wszystkie te organizmy – z nami włącznie – wzięły swój początek od pojedynczego protoplasty i mają wspólny kod stanowiący podstawę naszej egzystencji. Wszystkie też dzielą te same cząsteczki życia oraz mechanizmy, dzięki którym znaleźliśmy się tutaj: geny, DNA, białka, metabolizm, dobór naturalny, ewolucję.
Po chwili Hamlet zastanawia się nad paradoksem stanowiącym samo sedno człowieczeństwa: „A przecież czymże jest dla mnie ta kwintesencja prochu?”.
Jesteśmy istotami wyjątkowymi, ale składamy się tylko z materii. Należymy do zwierząt, a mimo to nasze czyny upodabniają nas do bogów. Darwin w sposób odrobinę przypominający słowa Hamleta twierdzi, że człowiek „z całym swoim intelektem, który czyni go podobnym bogom”, niezaprzeczalnie „nosi […] niewymazywalne piętno swojego niskiego pochodzenia”2.
Idea, że ludzie to szczególny gatunek zwierząt, leży u podstaw naszej tożsamości. Jakież to zdolności i czyny sprawiają, że górujemy nad naszymi ewolucyjnymi kuzynami? Co czyni nas zwierzętami, a co – „arcytypem wszech jestestw”? Wszystkie organizmy są jedyne w swoim rodzaju z konieczności, dzięki temu bowiem mogą żyć w jedynym w swoim rodzaju środowisku i czerpać z jego zasobów. Z pewnością myślimy o sobie jako o istotach dość wyjątkowych, ale czy naprawdę tkwi w nas coś szczególnego w porównaniu z innymi zwierzętami?
Argument, który może podważać ideę wyjątkowości człowieka – oprócz słów Hamleta i Darwina – pochodzi z zapewne mniej doniosłego dzieła kultury współczesnej, mianowicie z animowanego filmu o superbohaterach Iniemamocni: „Każdy jest wyjątkowy […] innymi słowy, nikt taki nie jest”.
Ludzie są zwierzętami. Nasz DNA nie różni się od tego, który miało dowolne stworzenie żyjące w ciągu ostatnich 4 miliardów lat. Wykorzystany w tym związku chemicznym system kodowania również niczym się nie różni – o ile wiemy, kod genetyczny jest uniwersalny. Cztery litery kodu tworzącego zapis zawarty w DNA (A, C, T i G) są takie same u bakterii, szympansów karłowatych, storczyków, dębów, pluskiew, pąkli, triceratopsów, tyranozaurów, orłów, czapli białych, drożdży, śluzowców i borowików. Sposób ich uporządkowania u wymienionych tu organizmów oraz ich translacji na sekwencję aminokwasów w cząsteczkach białek, które zapewniają funkcjonowanie żyjących istot, również jest zasadniczo taki sam. Uniwersalne jest także to, że życie występuje w postaci oddzielnych komórek3, a owe niezliczone komórki pozyskują energię z reszty Wszechświata w toku wspólnego dla nich wszystkich procesu.
Powyższe reguły tworzą trzy z czterech filarów biologii: uniwersalną genetykę, teorię komórkową i chemiosmozę (to dość fachowy, lecz elegancki termin określający podstawowy proces metabolizmu komórkowego – sposób pozyskiwania przez komórki energii z otoczenia w celu jej wykorzystania w przemianach umożliwiających życie). Czwartym zaś filarem jest ewolucja drogą doboru naturalnego. Owe cztery wspaniałe unifikujące teorie scalają się ze sobą i ujawniają bezsporną prawdę – całe życie na Ziemi, z nami włącznie, łączy pokrewieństwo wynikające z istnienia wspólnego przodka.

Ewolucja biegnie powoli, a Ziemia przez ogromną większość czasu swojego istnienia stanowiła siedzibę życia. Skala czasowa, o której z taką swobodą mówimy w nauce, całkowicie zbija z tropu, gdy się próbuje ją zrozumieć. Nasz gatunek, choć późno pojawił się wśród istot żyjących na Ziemi, liczy sobie przeszło 3000 wieków. Przebyliśmy ten ocean czasu w dużej mierze bez zmian. Pod względem budowy ciała nie różnimy się radykalnie od afrykańskich Homo sapiens, żyjących 200 000 lat temu4. Fizycznie byliśmy wtedy zdolni do posługiwania się mową, podobnie jak dzisiaj, a nasze mózgi nie różniły się znacząco rozmiarami. Podczas migracji w obrębie Afryki i poza nią niewielka część naszych genów reagowała na zmiany środowiska oraz diety, a powstałe warianty genetyczne, stanowiące drobny odsetek DNA, tłumaczą indywidualne różnice najbardziej powierzchownych cech: barwy skóry, struktury włosów i paru innych. Gdybyśmy jednak doprowadzili do porządku mężczyznę lub kobietę z gatunku Homo sapiens sprzed 200 000 lat, ostrzygli i przebrali w strój z XXI wieku, dzisiaj taka osoba w dowolnym mieście na świecie nie sprawiałaby wrażenia, że znajduje się w niewłaściwym miejscu.
W tym zastoju tkwi jakaś zagadka. Chociaż może nie wyglądamy inaczej, to jednak ludzie przeszli zmianę, i to głęboką. Trwają dyskusje o tym, kiedy owa przemiana nastąpiła, ale 45 000 lat temu coś się wydarzyło. Wielu naukowców uważa, że była to nagła zmiana – określenie „nagła” w kategoriach ewolucyjnych oznacza setki pokoleń i kilkadziesiąt stuleci, a nie grom z jasnego nieba. Niezupełnie dysponujemy językiem mogącym oddać skalę czasową owych przemian. W znaleziskach archeologicznych możemy jednak dostrzec ślady pojawiania się i utrwalania licznych zachowań cechujących ludzi współczesnych, a przedtem było ich mniej lub nie było wcale. Jeśli wziąć pod uwagę długość okresu istnienia życia na Ziemi, ta zmiana zaszła niemal natychmiastowo.
Ta przemiana zaszła nie w naszych ciałach ani ich funkcjach fizjologicznych, ani nawet w DNA. Tym, co uległo zmianie, była kultura. W terminologii naukowej kultura oznacza ogólnie artefakty związane z określonym czasem i miejscem. Należą do nich narzędzia, technologia wyrobu ostrzy, sprzęt rybacki oraz zastosowanie barwników do celów dekoracyjnych, a także ozdoby. Znajdowane przez archeologów pozostałości palenisk świadczą o panowaniu nad ogniem, umiejętności gotowania, a może też roli ogniska jako centrum życia społecznego. Na podstawie kultury materialnej możemy wyciągać wnioski dotyczące zachowań. Skamieniałości umożliwiają nam próby zbierania okruchów informacji o wyglądzie ludzi, natomiast dane archeologiczne, dotyczące przedmiotów wykorzystywanych przez naszych przodków w życiu codziennym, pozwalają nam odnieść się do tego, jacy byli owi prehistoryczni ludzie i kiedy się takimi stali.
Już 40 000 lat temu sporządzaliśmy ozdoby oraz instrumenty muzyczne. W sztuce był rozpowszechniony symbolizm, wynajdywaliśmy też nowe rodzaje oręża i techniki łowieckie. W ciągu kilku tysiącleci włączyliśmy do naszego życia psy – oswojone wilki, towarzyszące nam w poszukiwaniu żywności na długo wcześniej, zanim zostały naszymi domowymi ulubieńcami.
Łańcuch tych zachowań określa się czasem jako „wielki skok naprzód”, ponieważ przeskoczyliśmy do stanu zaawansowania umysłowego, w jakim znajdujemy się dzisiaj. Inną nazwą jest „rewolucja poznawcza”, ale nie lubię tego wyrażenia, mającego przecież opisywać proces ciągły i trwający zapewne parę tysięcy lat lub dłużej, a prawdziwe rewolucje powinny się dokonywać w mgnieniu oka. Niemniej w kilku miejscach na świecie doszło do szybkiego i trwałego pojawienia się współczesnych zachowań. Zaczęliśmy rzeźbić skomplikowane figurki, zarówno realistyczne, jak i abstrakcyjne, a także ciosać z kości słoniowej wyimaginowane postacie, zdobiliśmy również ściany jaskiń malowidłami przedstawiającymi polowania oraz ważne w naszym życiu zwierzęta. Najstarszym znanym dziełem sztuki figuratywnej Homo sapiens jest licząca 40 000 lat trzydziestocentymetrowa figurka szczupłego mężczyzny o głowie lwa. Została ona wyrzeźbiona z ciosu mamuta w okresie ostatniego zlodowacenia.
Wkrótce po tym rzeźbiliśmy już małe posążki kobiet, zwane dzisiaj figurkami Wenus. Nie wiemy, czy miały one jakieś konkretne przeznaczenie, choć niektórzy naukowcy uważają, że mogły służyć jako amulety płodności, gdyż cechy płciowe przedstawiono w nich przesadnie – są to piersiaste kobiety o nabrzmiałych wargach sromowych i często dziwacznie pomniejszonych głowach. A może była to tylko sztuka dla sztuki bądź zabawkarstwo. Tak czy inaczej, tworzenie takich rzeźb wymaga wielkich umiejętności i zdolności przewidywania oraz myślenia abstrakcyjnego. Człowiek-lew jest istotą wyobrażoną. Amulety w kształcie Wenus to przykłady abstrakcji, rozmyślnie fałszywego wizerunku ludzkiego ciała. Owe figurki nie mogły też istnieć w izolacji – rzemiosło wymaga praktyki, a choć dzisiaj zachowała się tylko garstka tych pięknych dzieł sztuki, muszą one reprezentować wielokrotnie powtarzany proces oraz cały ród kunsztownych rzemieślników.
Niektóre z tych szczególnych cech pojawiają się przed pełnym przejściem do naszych współczesnych zachowań, lecz istnieją tylko chwilowo, a następnie znikają ze znalezisk archeologicznych. Homo sapiens nie był jedynym gatunkiem ludzkim żyjącym w ciągu ostatnich 200 000 lat i tworzącym wyrafinowaną kulturę. Homo neanderthalensis, daleki od powszechnie utrzymującego się wizerunku prymitywa, był po prostu także człowiekiem. Popełniamy błąd, jeśli myślimy o tych ludziach tylko jak o spionizowanych, umorusanych małpach, skazanych na wymarcie razem ze swoim topornym językiem oraz narzędziami. Neandertalczycy przejawiali bowiem wyraźne oznaki zachowań współczesnych: wytwarzali ozdoby, stosowali skomplikowane techniki łowieckie, używali narzędzi, panowali nad ogniem i tworzyli abstrakcyjną sztukę. Musimy wziąć pod uwagę możliwość, że pod względem zaawansowania nie różnili się od bezpośrednich przodków Homo sapiens, co podważa niepowtarzalność naszego skoku naprzód. Chociaż tradycyjnie uważamy neandertalczyków za kuzynów, byli oni również naszymi przodkami – obecnie wiemy, że linia współczesnych ludzi oraz ich linia rozdzieliły się przeszło pół miliona lat temu, a później niemal stale obie grupy bytowały w izolacji w czasie i przestrzeni. Nasi przodkowie opuścili jednak Afrykę około 80 000 lat temu i jako imigranci przybyli na tereny zajmowane przez neandertalczyków. Dotarliśmy do Europy oraz środkowej Azji i około 50 000 lat temu krzyżowaliśmy się z nimi. Ich ciała różniły się od naszych w dostatecznym stopniu, by wykraczało to poza granice normalnego zróżnicowania fizycznej budowy człowieka, jakie obserwujemy dzisiaj – neandertalczycy mieli nieco mniejszy podbródek, trochę większą klatkę piersiową, potężniejsze łuki brwiowe i masywne twarze. Nie różnili się na tyle, byśmy nie uprawiali z nimi seksu – mężczyźni i kobiety z obu społeczności – i nie mieli z nimi dzieci. Wiemy o tym, ponieważ w ich kościach wykrywamy nasze geny, a ich geny – w naszych żywych komórkach. Większość Europejczyków ma niewielki, lecz znaczący odsetek DNA nabytego od neandertalczyków, a to niweczy jakąkolwiek nadzieję na istnienie wyraźnej granicy między tymi dwiema grupami ludzi, które obwołaliśmy oddzielnymi gatunkami, czyli organizmami niezdolnymi do wydania na świat płodnego potomstwa. Chociaż z niezupełnie zrozumiałych przyczyn DNA neandertalczyków jest powoli usuwany z naszych genomów, dzisiejsi ludzie noszą w sobie ich żywe dziedzictwo genetyczne, podobnie jak geny innego typu ludzi – żyjących dalej na wschód denisowiańczyków, a może również innych, którzy jeszcze oczekują na odkrycie, lecz swoje dziedzictwo także pozostawili w naszym DNA.
Po tym, jak pierwszy raz się spotkaliśmy, neandertalczycy i przedstawiciele tamtego drugiego ludu nie przetrwali długo i mniej więcej 40 000 lat temu ostatni członkowie tych społeczności wymarli. Nie wiemy i może nigdy się nie dowiemy, czy neandertalczycy przeszli w pełni do nowoczesnych zachowań, jakie widzimy u Homo sapiens, ale dowody wskazują, że ci zamieszkujący jaskinie ludzie przypominali nas w każdym calu.
My przeżyliśmy, oni zaś wymarli. Nie wiemy, co dało Homo sapiens przewagę nad neandertalczykiem. Każde życie jest skazane na wymarcie, chociaż w dość długiej skali czasowej – ponad 97 procent istniejących kiedyś gatunków już zniknęło. Kadencja neandertalczyków na Ziemi trwała znacznie dłużej, niż my zdołaliśmy dotychczas przetrwać, i nadal musimy poszukiwać solidnego wyjaśnienia, dlaczego płomień ich życia 40 000 lat temu ostatecznie zgasł. Nie wydaje się, by neandertalczycy byli kiedykolwiek społecznością bardzo liczną, i to mogło przyczynić się do ich upadku. Może okazaliśmy się sprytniejsi od nich. Może przywlekliśmy ze sobą choroby, z którymi żyliśmy i na które się uodporniliśmy, one zaś okazały się śmiertelne dla dziewiczej populacji. A może po prostu ich linia wygasła. Wiemy jednak, że mniej więcej w tym czasie ostatni istniejący typ ludzi zaczął trwale przejawiać na skalę globalną cechy istot, którymi jesteśmy dzisiaj.
Z pewnością zdystansowaliśmy najbliższych krewnych tempem rozrodu. Homo sapiens bardzo skutecznie wypełniał nakaz: „Idźcie i rozmnażajcie się”. Jesteśmy dominującą na Ziemi formą życia, jeśli liczą się dla ciebie takie rankingi, chociaż bakterie górują nad nami liczebnością – istnieje w tobie więcej komórek bakteryjnych niż ludzkich – i znacznie lepiej radzą sobie z długowiecznością. Mają nad nami przewagę 4 miliardów lat i nie stoją przed perspektywą wymarcia. Dzisiaj żyje na świecie ponad 7 miliardów ludzi, czyli więcej niż kiedykolwiek przedtem w dziejach, a ta liczba nadal rośnie. Dzięki naszej pomysłowości, nauce i kulturze zwalczyliśmy wiele chorób, radykalnie zmniejszyliśmy śmiertelność niemowląt i wydłużyliśmy czas życia o całe dekady.

Hamlet zachwyca się naszą błyskotliwością, przez tysiąclecia podziwianą również przez uczonych, filozofów i ludzi religii. Postępy wiedzy podkopały jednak przeświadczenie o naszej wyjątkowości. Mikołaj Kopernik wyciągnął nas z miejsca w centralnym punkcie Wszechświata i umieścił na planecie krążącej wokół zwyczajnej gwiazdy. Dwudziestowieczni astrofizycy odkryli, że nasz Układ Słoneczny jest przeciętnym układem planetarnym wśród miliardów innych w naszej galaktyce, która sama też jest jedną spośród miliardów innych we Wszechświecie. Nadal znamy tylko jeden świat goszczący życie, lecz od 1997 roku, kiedy odkryto pierwsze planety poza zasięgiem grawitacji naszego Słońca, dowiedzieliśmy się o istnieniu tysięcy innych, a w kwietniu 2018 roku wystrzelono nowego satelitę przeznaczonego do poszukiwań nowych, obcych światów. Zaczynamy dobrze się orientować, jakie warunki są konieczne do tego, by chemia przerodziła się w biologię, a na jałowej skale pojawiło się życie. Pytanie o życie pozaziemskie uległo zmianie – teraz zaskakujące okazałoby się odkrycie, że w innych rejonach Wszechświata nie ma życia. To wszystko jednak nadal przed nami, a na razie znamy jedynie życie na Ziemi. Możemy jednak nie być tak wyjątkowi, jak niegdyś sądziliśmy, a im więcej się dowiadujemy, tym wyraźniej to dostrzegamy.
Tu, na Ziemi, Karol Darwin zaczął krok po kroku odciągać nas od idei szczególnej kreacji i ponownie wprowadzać w świat przyrody. Wykazał, że jesteśmy zwierzętami, powstałymi w toku ewolucji z innych zwierząt, i zdecydowanie zidentyfikował nas jako istoty spłodzone, a nie stworzone. Wszystkie niepodważalne molekularne dowody istnienia owych filarów biologii miały dopiero się pojawić, gdy uczony w 1859 roku przedstawił światu swoją wielką ideę w dziele O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego. W tej wspaniałej książce unikał wzmianek o ludziach, ale kusił nas stwierdzeniami, że mechanizmy doboru naturalnego wkrótce rzucą światło również na nasze pochodzenie. W rozprawie z 1871 roku O pochodzeniu człowieka zwrócił swój skrupulatny i przewidujący umysł ku początkom naszego gatunku i przedstawił nas jako zwierzęta powstałe w toku ewolucji, jak wszystkie inne organizmy w dziejach Ziemi. Choć jesteś istotą w większości nieowłosioną, należysz do małp i od nich pochodzisz, a twoje cechy i działania rzeźbił i selekcjonował dobór naturalny.
W tym sensie nie ma w nas niczego wyjątkowego. Wyewoluowaliśmy dzięki procesom biologicznym, które nie odróżniają nas od innych form życia, pod wpływem mechanizmu, który tak samo jest uniwersalny. Ewolucja wyposażyła nas jednak w zestaw zdolności poznawczych, które jak na ironię nadały nam poczucie odrębności od świata przyrody, gdyż umożliwiły rozwinięcie i udoskonalenie naszej kultury do poziomu złożoności, którym przewyższamy wszystkie pozostałe gatunki. Dało nam to wyraźne przeświadczenie, że jesteśmy istotami szczególnymi i stworzonymi w szczególny sposób.
Mimo to liczne cechy uważane dawniej za niepowtarzalnie ludzkie takie nie są. Sięgamy dalej, niż pozwala nam rozpiętość ramion, dzięki wykorzystaniu zasobów natury i wynalezieniu technologii. Wiele zwierząt jednak również używa narzędzi. Oddzieliliśmy seks od rozrodu i prawie zawsze uprawiamy go już dla rozrywki. Naukowcy niechętnie przyznają, że zwierzęta też mogą czerpać z niego przyjemność, lecz i tak olbrzymia część aktywności seksualnej u zwierząt nie owocuje i nie może owocować rozrodem. Często okazujemy się gatunkiem homoseksualnym. Niegdyś – a i po dziś dzień w wielu miejscach – homoseksualizm potępiało się jako czyn contra naturam, zbrodnię przeciwko naturze. Faktycznie zaś w przyrodzie, u tysięcy gatunków zwierząt, zdarza się mnóstwo aktów seksualnych między przedstawicielami tej samej płci, a takie kontakty mogą dominować na przykład u samców żyrafy.
Wydaje się, że naszą umiejętnością komunikowania się przebijamy wszystkie pozostałe zwierzęta, choć może po prostu jeszcze nie wiemy, co one do siebie mówią. Piszę tę książkę, ty zaś ją czytasz, a to stanowi poziom komunikacji rozwinięty o wiele bardziej od zdolności obserwowanych u wszystkich innych gatunków. Chociaż to z pewnością nas odróżnia, ustonogi mają to w nosie. Odbierają bowiem wzrokiem światło o 16 różnych zakresach długości fali w porównaniu z mizernymi trzema5, które my widzimy, a to znacznie bardziej im się przydaje niż cała kultura i szacunek dla samych siebie, które budowaliśmy przez tysiąclecia.
Niemniej książka jest przedmiotem symbolizującym przepaść między nami a wszystkimi innymi zwierzętami. Stanowi formę dzielenia się informacjami wytworzonymi przez tysiące innych osób, z których prawie żadna nie jest ze mną blisko spokrewniona. Przestudiowałem ich idee i zapisałem je w urządzeniu o niemal niewyobrażalnym stopniu złożoności, dzięki czemu nasze umysły mogą wzbogacić się o ten zbiór opowieści, nowych i – mam nadzieję – interesujących dla kogoś, kto zechce tę książkę kupić.
Jest to książka o paradoksalnym sposobie, w jaki staliśmy się sobą. Zgłębiam w niej ewolucję, która obdarzyła ogromną mocą intelektu przeciętną skądinąd małpę i dała jej możność tworzenia narzędzi, sztuki, muzyki, nauki oraz inżynierii. Dzięki pradawnym kościom, a obecnie i genetyce, sporo wiemy o naszej ewolucyjnej podróży przez eony (choć tyle jeszcze mamy do odkrycia), lecz o wiele mniej o rozwoju naszych zachowań, o naszych umysłach i o niepowtarzalnym sposobie, w jaki w toku ewolucji przeobraziliśmy się w istoty kulturowe i społeczne, którymi dzisiaj jesteśmy.
Jednocześnie jest to książka o zwierzętach, do których i my należymy. Jesteśmy gatunkiem egocentrycznym, trudno nam zatem nie dostrzegać w innych zwierzętach samych siebie i naszych zachowań. Te cechy niekiedy rzeczywiście mają pochodzenie wspólne z naszymi. Często jednak jest inaczej. Bez względu na genezę staram się rozwiać mity wokół naszych zachowań, pokazując, u jakich innych ziemskich istot widzimy takie cechy, i starając się również oddzielić te, które są niepowtarzalnie nasze, od tych, które dzielimy z bliskimi ewolucyjnymi kuzynami lub które po prostu wyglądają podobnie, ale faktycznie nie mają związku z naszymi.
Zamierzam prześledzić ewolucję technologii u ludzi – opanowania obróbki kamieni i kijów oraz rozniecania ognia, co nastąpiło setki tysięcy lat temu – a także u wielu innych zwierząt, które również używają narzędzi. Biolodzy ewolucyjni uwielbiają rozmyślać o seksie, więc i ja zagłębię się w tę kwestię, nie tylko po to, żeby zrozumieć, jak oddzieliliśmy seks w jego niezliczonych formach od rozrodu, lecz także chcąc pokazać, że życie seksualne zwierząt stanowi również karnawał uciech, które nie zawsze są po prostu bezpośrednią manifestacją biologicznego imperatywu wydania na świat potomstwa. Chociaż w tej książce opiewam zarówno nas samych, jak i cudowną zmienność przyrody, jesteśmy bez wątpienia zdolni do niezbyt anielskich zachowań, do wywoływania straszliwych koszmarów: przemocy, wojen, ludobójstwa, gwałtów. Czy różni się to od często przerażających zachowań stanowiących część brutalnego świata przyrody, pełnego przemocy i praktyk seksualnych, których nie prezentuje się w telewizyjnych programach dokumentalnych? W ostatniej części książki przeanalizuję przyczyny ewolucji nowoczesnych zachowań, czyli pojawienia się ludzi podobnych do dzisiejszych. Nasze ciała stały się współczesne na długo przed umysłami, co jest zagadką wartą zbadania.
Biolodzy wysławiają cuda ewolucji czasami po to, by zrozumieć nas samych, a często żeby pojąć wielki program życia na Ziemi. Ta książka ma dać pojęcie o imponującej zawiłej podróży, którą odbyły wszystkie organizmy. Jesteśmy bądź co bądź jedynymi istotami, które potrafią zdać sobie z tego sprawę.
Jak doskonałym tworem jesteśmy!

 
Wesprzyj nas