“Podróż na okręcie „Beagle”” czyta się jak najlepsze książki przygodowe. To nie tylko opowieść o odkrywaniu nieznanego, dziewiczego świata, gdzie nigdy dotąd nie stanęła stopa człowieka, ale i wgląd w jeden z najbardziej błyskotliwych umysłów epoki.


Podróż na okręcie BeagleDziennik wyprawy, która zmieniła oblicze świata.

Pod koniec grudnia 1831 roku angielski okręt „Beagle” pod dowództwem kapitana Roberta Fitzroya wypłynął z portu w Plymouth, aby sporządzić mapy wybrzeża Ameryki Południowej. W podróż wyruszył również dwudziestodwuletni ambitny i świetnie wykształcony przyrodnik Karol Darwin, który miał przywieźć nieznane okazy roślin i zwierząt. Przywiózł jednak znacznie więcej…

Odwiedził Wyspy Zielonego Przylądka, gdzie w wysokim paśmie skał odkrył muszle, stanowiące dowód dla teorii o wznoszeniu i opadaniu lądu, Patagonię, w której odkrył szczątki wymarłych ogromnych ssaków, nieznanych dotąd nauce, był także w Chile, Peru, Tahiti, Nowej Zelandii i Australii. Okręt dotarł także na Galapagos – tam Darwinowi świat się zachwiał w posadach, a obserwacje fauny i flory stały się punktem wyjścia dla teorii ewolucji. Zaplanowana na dwa lata wyprawa ostatecznie trwała ponad pięć lat.

Podróż na okręcie „Beagle” czyta się jak najlepsze książki przygodowe. To nie tylko opowieść o odkrywaniu nieznanego, dziewiczego świata, gdzie nigdy dotąd nie stanęła stopa człowieka, ale i wgląd w jeden z najbardziej błyskotliwych umysłów epoki. Opowieść o tym, jak wiara zderza się z nauką – w końcu to Darwin pokazał, że wszystkie żywe organizmy pochodzą od tego samego przodka.

Karol Darwin
Podróż na okręcie „Beagle”
Przekład: Kazimierz Witalis Szarski
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 20 listopada 2019
 
 

Podróż na okręcie Beagle

PRZEDMOWA

 
Jak w przedmowie do pierwszego wydania niniejszego dzieła, a także i w Zoologii podróży na „Beagle’u” stwierdziłem, ofiarowałem swe usługi na skutek wyrażonego przez kapitana Fitzroya życzenia, iż pragnąłby mieć na pokładzie osobę zajmującą się badaniami naukowymi, oraz dzięki odstąpieniu przez niego części jego pomieszczeń na okręcie. Dzięki zaś uprzejmości kapitana Beauforta, hydrografa, ochotnicze moje zgłoszenie się uzyskało zgodę Admiralicji. Ponieważ czuję, że sposobność studiowania historii naturalnej owych rozmaitych przez nas zwiedzonych krajów, z której miałem przyjemność korzystać, zawdzięczam całkowicie kapitanowi Fitzroyowi, sądzę, że wolno mi będzie powtórzyć tu wyrazy wdzięczności dla niego odczuwanej i dodać, że przez pięć lat wspólnie spędzonych okazywał mi dowody najserdeczniejszej przyjaźni i stałej pomocy. Zawsze będę się czuł zobowiązany wobec kapitana Fitzroya i wszystkich oficerów „Beagle’a”[1] za niezmienną uprzejmość, z jaką się do mnie odnosili w czasie naszej długiej podróży.
Tom niniejszy zawiera, w formie dziennika, dzieje naszej podróży i szkic tych obserwacji z zakresu historii naturalnej i geologii, które, jak sądzę, mogą zająć ogół czytelników. W obecnym wydaniu w znacznym stopniu skróciłem i poprawiłem niektóre części, a do innych coś niecoś dodałem, tak aby całość stała się odpowiedniejsza jako lektura popularna. Sądzę jednak, że przyrodnicy będą pamiętali o tym, iż szczegółów należy szukać w publikacjach obszerniejszych, zawierających naukowe wyniki ekspedycji. Zoologia podróży na „Beagle’u” obejmuje: opis kopalnych ssaków przez profesora Owena, współczesnych ssaków przez p. Waterhouse’a, ptaków przez p. Goulda, ryb przez wielebnego L. Jenynsa oraz gadów przez p. Bella. Do opisu każdego gatunku dodałem wiadomości o jego zwyczajach i o jego zasięgu geograficznym. Prace te, które zawdzięczam wysokim uzdolnieniom i bezinteresownemu zapałowi wyżej wymienionych wybitnych autorów, nie zostałyby wykonane, gdyby nie hojność Lordów Komisarzy Skarbu Jej Królewskiej Mości, którzy na wniosek Wielce Czcigodnego Kanclerza Skarbu byli łaskawi przyznać kwotę tysiąca funtów na pokrycie części kosztów publikacji.
Ja sam wydałem następujące osobne tomy o budowie i rozmieszczeniu raf koralowych, wyspach wulkanicznych zwiedzonych w czasie podróży na „Beagle’u” i o geologii Ameryki Południowej. Tom szósty „Geological Transactions” zawiera moje dwie prace o głazach narzutowych i o zjawiskach wulkanicznych w Ameryce Południowej. Panowie Waterhouse, Walker, Newman i White ogłosili kilka dobrych prac o zebranych owadach, a wierzę, że w dalszym ciągu będą się ukazywały jeszcze liczne inne prace. Rośliny południowych części Ameryki znajdą się w wielkim dziele dra J. Hookera o botanice południowej półkuli. Flora archipelagu Galapagos jest przedmiotem odrębnej pracy tegoż autora w „Linnean Transactions”. Wielebny profesor Henslow ogłosił spis roślin zebranych przeze mnie na wyspach Keeling, zaś wielebny J.M. Berkeley opisał mą kolekcję roślin skrytopłciowych.
W niniejszym dziele i w innych mych dziełach będę miał przyjemność dziękować osobno kilku innym przyrodnikom za wielką od nich doznaną pomoc, na tym miejscu niech mi jednak będzie wolno złożyć najserdeczniejsze podziękowania wielebnemu profesorowi Henslowowi, który, przed wszystkimi, za mych czasów studenckich w Cambridge wpoił we mnie zamiłowanie do historii naturalnej, który w czasie mej nieobecności zajął się zbiorami przesyłanymi przeze mnie do kraju i za pomocą korespondencji kierował mymi poczynaniami, a po mym powrocie służył mi stale wszelką pomocą jak najmilszy przyjaciel.
 
Down, Bromley, Kent, czerwiec 1845

PRZEDMOWA TŁUMACZA

 
Podróż na okręcie „Beagle” napisał Darwin w roku 1837, a więc w rok po powrocie z wyprawy naokoło świata. Książka, którą dalej nazywać będziemy krótko Podróż, ukazała się w druku dopiero w roku 1839 jako trzeci tom zbiorowego dzieła opisującego wyniki wypraw okrętów „Beagle” i „Adventure”. Książka Darwina, która doczekała się dwóch wydań (1839 i 1845) i licznych przedruków, otrzymała od wydawcy różne tytuły, począwszy od bardzo długiego, aż do skróconego Podróż naturalisty naokoło świata.
W czasie podróży notował Darwin w specjalnych notatnikach obserwacje dotyczące geologii czy historii naturalnej, a prócz tego dzień po dniu spisywał w diariuszu kronikę wyprawy oraz swe uwagi i wrażenia. Diariusz pisał Darwin jako swój pamiętnik osobisty. Części jego wysyłał przy nadarzającej się okazji do domu i cieszył się, że zapiski te znajdują uznanie u rodziny i przyjaciół. O wydaniu w formie książki nie marzył i myśl tę dopiero podsunął mu kpt. Fitzroy[2].
Przygotowując książkę do druku, posługiwał się Darwin diariuszem, zachował nawet przeważnie chronologiczną formę, ale opuścił wiele z diariusza, przede wszystkim dlatego, że pragnął dodać jak najwięcej obserwacji geologicznych i przyrodniczych, opracowanych już po powrocie do kraju na podstawie przywiezionych zbiorów, notatek z podróży i przeczytanych dzieł.
Diariusz został opublikowany przez wnuczkę Karola Darwina, lady Norę Barlow, w roku 1933, czyli dopiero w 100 lat po podróży „Beagle’a”[3]. Gdy porównuje się oba teksty, uderzają liczne partie, które Darwin przepisał dosłownie z diariusza, przygotowując wydanie Podróży. Niewiele jest zmian stylistycznych, częstsze są zmiany w pisowni, Darwin bowiem w diariuszu uparcie powtarzał pewne bardzo swoiste błędy ortograficzne. Wszystkie szczegółowe opisy przyrodnicze, przede wszystkim dotyczące fauny współczesnej i kopalnej, zostały dodane w Podróży, geologiczne zaś części powtarzają się w obu tekstach. Opuścił Darwin natomiast większość przeżyć i wrażeń osobistych zapisanych w diariuszu. Widoczne jest, że pragnął książce swej nadać charakter opisu przyrodniczego, a zatrzeć znamiona pamiętnika osobistego.
Dziś, po upływie przeszło wieku, książka Darwina nabrała innego znaczenia. Treść przyrodnicza sama dla siebie nie stanowi, mimo bogactwa skrupulatnych i trafnych spostrzeżeń, głównej wartości Podróży. Jest to ponadto i przede wszystkim dokument historyczny jednej z najważniejszych podróży w dziejach nauki. Dziś zatem każdy szczegół dotyczący osoby przyszłego twórcy teorii ewolucji, jego wrażeń i myśli, jego szerokich zainteresowań i przemian, jakim ulegały w czasie pięcioletniego pływania po oceanach, przybiera szczególną wartość. Nawet okoliczności, w jakich taka podróż się odbywała, trudy i cierpienia, a nieraz i niebezpieczeństwa muszą zaciekawić każdego, kto chce poznać jednego z największych przyrodników. Diariusz i Podróż uzupełniają się i dają nam niezwykle wyrazistą sylwetkę młodego Darwina.
Dlatego przy opracowaniu tłumaczenia Podróży wydaje się słuszne udostępnienie czytelnikowi polskiemu przynajmniej najbardziej charakterystycznych części diariusza. Postanowiono o uczynić, dodając w chronologicznym porządku i we właściwym miejscu, wynikającym z porównania obu tekstów, do tekstu Podróży uzupełniające wyjątki z diariusza. Tekst Podróży jest oczywiście niezmieniony i kompletny, oparty na wydaniu drugim z roku 1845. Wyjątki z diariusza wyróżnione są odmienną czcionką. Przypisy są dwojakiego rodzaju, jedne pochodzą od Darwina i stanowią przeważnie przypisy jego do Podróży, kilka tylko to notki dopisane w diariuszu. Pozostała część w większości pochodzi od tłumacza[4]. W wyjątkach z diariusza zachowano partie wykreślone potem z niewiadomych przyczyn przez Darwina. Wykreślenia zawarte są w nawiasach i oznaczone skrótem del.
Tekst Podróży zaczyna się od chwili opuszczenia przez „Beagle’a” definitywnie Anglii. Diariusz rozpoczyna się o dwa miesiące wcześniej i obejmuje przygotowania do wyprawy. Dlatego dobrze będzie w kilku słowach, opierając się głównie na diariuszu, przedstawić okoliczności, w jakich powstał projekt wzięcia udziału w wyprawie i historię jej przygotowań.
W roku 1831 Darwin, mając lat 21, ukończył właśnie uniwersytet w Cambridge ze stopniem bakałarza (Bachelor of Arts) i zamierzał poświęcić się stanowi duchownemu. Od dzieciństwa miał wielkie zamiłowanie do nauk przyrodniczych, ale jego wykształcenie w tym kierunku nie było wielkie. W Cambridge największy wpływ na przyrodnicze zamiłowania Darwina wywarła znajomość i, mimo wielkiej różnicy wieku, przyjaźń z J.S. Henslowem, profesorem botaniki, a zarazem duchownym anglikańskim. Darwin uczęszczał nadobowiązkowo na wykłady botaniki Henslowa (poza tym w Cambridge nie zajmował się żadnymi innymi studiami przyrodniczymi) i brał udział w wycieczkach przez niego prowadzonych. Henslow namówił Darwina na studiowanie geologii i polecił go A. Sedgwickowi, profesorowi geologii. Już po ukończeniu studiów, w lecie 1831 roku wybrał się Darwin z prof. Sedgwickiem na wycieczkę geologiczną do Walii. To zapewne stało się podwaliną geologicznej działalności Darwina, a zarazem w ogóle jego działalności naukowej. Dzięki bowiem żywemu zainteresowaniu się geologią zapoznał się Darwin z Principles of Geology [Zasady geologii] Lyella, które, jak wiadomo, wywarły decydujący wpływ na poglądy twórcy teorii ewolucji. Darwin, wyruszając w podróż na „Beagle’u”, uważał się przede wszystkim za geologa i dopiero w czasie podróży przekonał się, że będzie mógł zdziałać „[…] coś oryginalnego w historii naturalnej” (list do ojca z 10 lutego 1832 roku).
W lecie 1831 roku kapitan Fitzroy poszukiwał młodego przyrodnika, który by na własny koszt chciał wziąć udział w planowanej przez Marynarkę Królewską ekspedycji hydrograficzno-kartograficznej do Ameryki Południowej i naokoło świata. Ekspedycja ta była kontynuacją badań prowadzonych przy wybrzeżach Ameryki Południowej w latach 1826–1830. Kapitan Fitzroy dowodził w owej ekspedycji okrętem „Beagle” (drugim okrętem był „Adventure”, pod dowództwem kapitana Kinga, często przez Darwina wspominanego w Podróży), miał zatem – jak na swój wiek 26 lat – bogate doświadczenie. Dzięki profesorowi Henslowowi wybór padł na Darwina. Propozycja ta zaskoczyła Darwina zupełnie. Decyzja, która zmieniła jego losy i miała zaważyć na historii nauki, nastąpiła w ciągu kilku dni, jak pisze w przedmowie do diariusza:
 
W poniedziałek 29 sierpnia powróciłem do domu z wycieczki geologicznej z profesorem Sedgwickiem, spędzonej na wędrówce po północnej Walii. Siostry powiadomiły mnie o listach od profesora Henslowa i od pana Peacocka[5], proponujących mi miejsce na „Beagle’u”, na którym się obecnie znajduję. Natychmiast powiedziałem, że pojadę. Jednak następnego dnia, przekonawszy się, że mój ojciec jest tak przeciwny całemu planowi, napisałem do pana Peacocka, rezygnując z propozycji. W ostatnim dniu sierpnia udałem się do Maer[6], gdzie wnet wszystko przedstawiło mi się w innym świetle. Wszyscy członkowie rodziny tak całkowicie stanęli po mojej stronie, że zdecydowałem się ponowić próbę. Wieczorem spisałem całą listę zastrzeżeń mego ojca, do których wuj Joss[7] dopisał swą opinię i odpowiedź na zarzuty. Wysłaliśmy to wczesnym rankiem do Shrewsbury[8] i poszedłem na polowanie.
Około godziny 10 wuj Joss przysłał mi wiadomość, że zamierza udać się do Shrewsbury i że proponuje mi, abym z nim pojechał. Po przybyciu tam wszystko ułożyliśmy i ojciec bardzo łaskawie udzielił mi swej zgody. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo te dwa dni pełne były niepokoju i nieprzyjemne. Serce mi się ściskało nie tylko wskutek wątpliwości wzbudzonych z powodu niechęci mego ojca do tego pomysłu. Z trudem przyszło mi się zdecydować na opuszczenie Anglii nawet na taki okres, jaki, jak wówczas sądziłem, miałaby ta podróż trwać. Istotnie, było to mym szczęściem, że pierwszy obraz ekspedycji przedstawiał się w tak różowym świetle.
Wieczorem napisałem do pana Peacocka i do kpt. Beauforta[9] i położyłem się spać bardzo wyczerpany. Drugiego września wstałem o trzeciej rano i dyliżansem „Wonder” udałem się do Brickhill, a potem pocztą do Cambridge. Zatrzymałem się tam przez dwa dni, naradzając się z prof. Henslowem. Wtedy to ogarnęło mnie zupełne niemal zniechęcenie z powodu listu kpt. Fitzroya […], który rzucił na wszystko światło jak najbardziej odstraszające. W poniedziałek piątego udałem się do Londynu i tego samego dnia widziałem się z kapitanami Beaufortem i Fitzroyem. Ten ostatni rozwiał wszelkie moje wątpliwości i odtąd aż do chwili obecnej najżyczliwiej interesował się moimi sprawami. W niedzielę jedenastego udałem się do Plymouth, by zobaczyć „Beagle’a” […]
 
Ostatecznie dopiero 24 października przybył Darwin do Devonport (Plymouth) i tu rozpoczyna swój diariusz, z którego przytaczam wyjątki dotyczące okresu przygotowań do podróży.
 
28 października 1831. Piękna pogoda. Przybył z Londynu p. Earl[10] po okropnie burzliwej przeprawie. Przez tydzień dął sztorm z południowego wschodu i parowcem pocztowym kołysało okropnie przez cały czas. Myślę, że gdybym ja się wtedy nim przeprawiał, dziennik ten stałby się zbyteczny i miałby jedynie wartość bezużytecznego papieru.
29 października 1831. „[…] piękny dzień; jadłem obiad o piątej z oficerami. Zabawiali się opowiadaniem okropności o tym, co gotuje mi Neptun, gdy będziemy przekraczać równik. Pan Earl mówił, że kilka lat temu, gdy minęli równik, dopędzili jakiś statek. Wszystkie jego żagle były rozpięte, ale na pokładzie nie było nikogo. Gdy jednak weszli na statek i zeszli pod pokład, znaleźli wszystkich, nawet kapitana i jego żonę, tak spitych, że ruszyć się nie mogli. Tak się zabawili po szaleństwach Neptuna.
 
Nastąpił potem długi okres nieprzychylnych wiatrów i przeważnie słotnych dni. Darwin spędził ten czas na przechadzkach w okolicach Plymouth i pomagał kpt. Fitzroyowi w próbowaniu przyrządów nawigacyjnych. W międzyczasie odmalowano „Beagle’a” i wygląd okrętu coraz bardziej podoba się Darwinowi: „[…] Po raz pierwszy poczułem miłą dumę marynarza! Nikt nie mógłby bez podziwu patrzeć na nasz okręt”.
Admiralicja przesłała instrukcje dotyczące podróży, pozostawiając kapitanowi pełną swobodę planowania. Przeniesiono na pokład chronometry, a Darwin przeniósł swe książki oraz instrumenty i przeraził się w pierwszej chwili szczupłością przeznaczonej dla niego kajuty na rufie okrętu. Ale dzięki kapitanowi jakoś rzeczy swe umieścił, gdyż „[…] na jego widok nawet szuflady się powiększają i znikają wszystkie trudności […]”.
23 listopada odcumowano „Beagle’a” i przepłynął o milę dalej do basenu Barnett. To pierwsze żeglowanie wywarło silne wrażenie na Darwinie:
 
[…] wszystko było nowe i tak odmienne od tego, co dotąd spotkałem: gwizdanie sternika, wspinanie się ludzi na maszty, praca załogi przy linach w takt gwizdka. Nic jednak tak nie uderza, jak szybkość i precyzja rozkazów i ich natychmiastowe wykonywanie. Mało zostaje do zrobienia przed wyruszeniem. Wszystkie zapasy są zgromadzone; wczoraj załadowano około 5–6 tysięcy puszek z zakonserwowanym mięsem. Nie zmarnowano ani cala miejsca i w lukach nie zmieściłby się nawet bochenek chleba więcej. Moja wiedza o wnętrzu statku była mniej więcej tak mglista, jak wiedza niektórych ludzi o wnętrzu ciała ludzkiego, tzn. wyobrażałem sobie, że jest to wielka jama, gdzie zawarte są powietrze, woda i żywność w beznadziejnym pomieszaniu.
 
28 listopada kpt. Fitzroy urządził wielki lunch dla czterdziestu osób i zabawa przeciągnęła się do wieczora, a zakończyła tańcami. Było to jakby poświęcenie okrętu.
3 grudnia po raz pierwszy spał Darwin na pokładzie w hamaku:
 
[…] miałem śmieszne trudności przy położeniu się w hamaku. Mym wielkim błędem było to, że starałem się najpierw umieścić nogi. Ponieważ hamak zwisa, w ten sposób odpychałem go tylko, nie zdoławszy umieścić w nim ciała. Najlepiej jest usiąść dokładnie pośrodku posłania i potem zręcznie się okręcić; wówczas głowa i nogi ułożą się w odpowiednich miejscach […].
 
5 grudnia byli gotowi do wyruszenia, ale mimo pięknej pogody dął ciągły wiatr od południa. Okręt silnie się kołysał i Darwin przykro to odczuwał. Przyczynił się do tego zapewne i zły stan zdrowia, miał bowiem wtedy jakieś dolegliwości sercowe, jak wiemy z jego autobiografii. W diariuszu spotykamy o tym tylko jedną wzmiankę, a mianowicie że nie poszedł na jakieś przyjęcie, ponieważ źle się czuł. Krył się ze swymi dolegliwościami w obawie, aby nie przeszkodziło mu to we wzięciu udziału w wyprawie. 10 grudnia podniesiono kotwicę i wyruszono. Brat Darwina Erazm płynął na „Beagle’u” aż do falochronu. Gdy wypłynęli za falochron, okręt dostał się na fale otwartego morza i rozpoczęły się dla Darwina męki:
 
[…] zrobiło mi się wnet bardzo niedobrze i w tym stanie pozostawałem do wieczora, kiedy to rozpętał się sztorm z południowego zachodu, zapowiadany przez barometr. Morze było bardzo burzliwe i okręt aż po burtę zapadał się w fale. Nigdy takiej nocy nie przeżyłem […] Wycie wiatru i ryk morza, ochrypłe wrzaski oficerów i krzyki załogi stwarzały taki koncert, że nieprędko go zapomnę […]
 
Następnego dnia zawrócono do Plymouth. Mimo przeżyć ostatniej nocy Darwin notuje w diariuszu, że zadowolony jest, iż zdecydował się na wyprawę i dziwi go, że opuszczając brzegi Anglii, nie odczuwał żalu, tak definitywnie zżył się z myślą o podróży.
 
Jeśli zachowam zdrowie i powrócę i będę potem miał siłę umysłu, by się ustatkować w życiu, przykrości te i brak wygód, które teraz i w przyszłości przypadną mi w udziale, sowicie się opłacą. Zmuszony jestem zapomnieć o wielu drobnych wygodach, z których korzysta się na lądzie, nie spostrzegając ich niemal. Tu nic nie można uczynić bez dodatkowego zachodu i nawet książki nie można zdjąć z półki lub mydła wziąć z umywalki, aby nie wzbudzić w sobie wątpliwości, czy warto myć ręce lub czy warto czytać.
 
Nieprzychylne wiatry wiały bez przerwy do 21 grudnia. Darwin zżywa się z okrętem i rozmyśla nad swymi zadaniami w czasie podróży:
 
[…] trudno jest wyznaczyć sobie jakiś plan, a pewny jestem, że bez metody na pokładzie statku niewiele można zdziałać. Głównym celem są: zbieranie, obserwacja i czytanie, co tylko zdołam, i to ze wszystkich dziedzin historii naturalnej. Dalej: obserwacje meteorologiczne, francuski, hiszpański, matematyka i trochę klasyki, a w niedzielę może nie więcej niż Testament po grecku. Mam na ogół nadzieję, że poza książkami z tych dziedzin będę miał jakąś książkę angielską dla rozrywki. Jeśli nie będę miał dość energii, aby być stale pracowitym w czasie podróży, jakżeż wielką i niezwykłą okazję do poprawienia się utracę. Niechże to nigdy nie schodzi mi z pamięci, a wówczas może będę miał taką samą sposobność do wyćwiczenia mego umysłu, jaką strwoniłem, gdym był w Cambridge.
 
21 grudnia o 11 rano wyruszono ponownie, w nadziei, że ustali się korzystny północno-wschodni wiatr. Od początku jednak wszystko poszło źle. W czasie mijania małej wysepki przy najniższym stanie odpływu okręt utknął na skale i trudno go było uwolnić. Na otwartym morzu Darwin znów dostał morskiej choroby i schronił się w kajucie. Spał do rana i zbudziwszy się, zauważył, że zawrócono, gdyż zerwał się ponownie nieprzychylny wiatr.
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia i wszyscy byli zniechęceni z powodu odwlekania się podróży. 25 grudnia obiad świąteczny jadł Darwin z oficerami na pokładzie. Zapisuje w swym dzienniku ciekawe uwagi o charakterze oficerów marynarki:
 
[…] wszyscy oficerowie są z sobą w przyjaźni, a jednak brak jest zażyłości; spowodowane to jest, jak sądzę, różnicami w randze, co bardzo psuje przyjemność przebywania w ich towarzystwie. Możliwość kłótni i fatalnych jej następstw na pokładzie okrętu wywołuje skutek przeciwny temu, czego by można się spodziewać. Wydaje się, że przyjęła się zasada, iż nawet najbliżsi przyjaciele, zamiast starać się objawiać przyjaźń, stają się łatwo największymi wrogami. Dziwi mnie to, że ta wzajemna niezależność, która jest tak istotną cechą charakteru marynarza, nic prowadzi do skrajnego sobkostwa. Nie sądzę, by miała takie skutki, natomiast najprawdopodobniej odpowiada ich dążeniu, aby zmniejszyć ilość kłótni, które zawsze z konieczności muszą wybuchać między ludźmi tak ściśle ze sobą złączonymi. Jakkolwiekby było, jest rzeczą zdumiewającą, że konwersacja między energicznymi, inteligentnymi ludźmi, którzy tyle widzieli i których charakter tak wcześnie i zdecydowanie się objawia, jest tak zupełnie nieinteresująca.
 
Pierwszy dzień świąt był cały poświęcony zabawie i wieczorem ani jeden człowiek z załogi nie był trzeźwy, wskutek czego oficerowie musieli sami przejąć różne funkcje załogi. Drugiego dnia świąt, mimo świetnej pogody, nie można było wypłynąć z powodu konieczności karania pijaków. Dyscyplinę wprowadzono bardzo surową, ale jak pisze Darwin, konieczną wobec „[…] tak bezmyślnych istot, jakimi są marynarze”. Kilku zakuto w kajdany na 8–9 godzin, przy czym zachowywali się oni „[…] jak dzieci, wyklinając wszystko i wszystkich prócz siebie samych, a za chwilę niemal płakali”.
28 grudnia wyruszył „Beagle” ostatecznie. Darwin wraz z jednym z oficerów urządzili sobie pożegnalne śniadanie z szampanem i dogonili okręt dopiero, gdy mijał falochron.
Odtąd zaczyna się tekst Podróży.

 
Wesprzyj nas