“Zaraz będzie po wszystkim” to delikatna, kameralna i świetnie napisana nieduża opowieść o samotności na wielu poziomach, opowiadająca o najciemniejszych zakamarkach ludzkich dusz.


Zaraz będzie po wszystkimJadzia jest 80-letnią pensjonariuszką domu opieki. W miejscu, w którym rytm strzępków życia wyznaczają jedynie posiłki, obchody personelu, wizyty nielicznych już przyjaciół i krewnych oraz oglądanie seriali, nie ma zbyt wielu rozrywek oprócz myślenia. A temu Jadzia oddaje się z całą zawziętością.

Swoje losy – przedstawione niechronologicznie – narratorka odsłania przed nami za sprawą retrospekcji. Bohaterka relacjonuje strzępki swojego dzieciństwa przypadającego na II wojnę światową, dorastania, dawnych, niespełnionych miłości, życia codziennego, pracy w redakcji, wychowania córki i wreszcie trudnych relacji z mężem.

W historię Jadzi wplecione są dwie inne opowieści: młodego sanitariusza Tomka i 40-letniej pielęgniarki Agaty.

Stworzony przez autora słodko-gorzki portret pensjonariuszy i pracowników domu starców jest przejmujący, dojmująco smutny, złośliwy, ale też miejscami ironicznie zabawny.

Grzegorz Uzdański
Zaraz będzie po wszystkim
seria Archipelagi
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 18 września 2019
 
 

Zaraz będzie po wszystkim

Jadwiga

Jadziu, pobudka.
– Wstajemy.
– Jadziu, wstajemy.
– Nie chcesz na śniadanie? Wstajemy.
Czekaj, uważaj. Nie tak ostro, siostro. Au. Co za idiotka. Nie umie tak pomóc wstać, żeby nie zabolało. Nie chcę. Obóz koncentracyjny, nikogo nie obchodzi, że przez całą noc nie spałam, bo ta wariatka najpierw pięć godzin jęczała, a potem zaczęła się drzeć, po prostu Tworki, jak można żyć w takich warunkach, niech mnie przeniosą do innego pokoju. Nie chcę tutaj. Nie ma miejsca, nie ma miejsca. Srata-tata. Jakby ten babsztyl chciał, toby załatwił. Ale jej się nie chce, nie lubi mnie, bo jej prawdę mówię, jak się mi coś nie podoba. Wszystko przez to, że wtedy nie patrzyłam. Dlaczego nie patrzyłam. Wszystko przez to. Dopiero nad ranem zasnęłam, a teraz oczywiście budzą.
Jak tylko się obudzę, zaraz czuję ten cewnik. Ohyda. Robią się od tego infekcje. Założyły mi, a ja nie jestem żadną z tych wariatek i się nie moczę jak one. Ale się jaśnie paniom nie chciało basenu podawać. Za duży wysiłek. I nawet nie pytały, tylko wsadziły mi to świństwo, kiedy byłam chora i nie mogłam powiedzieć „nie”. Jeszcze ten Lew cały mówił, że tak zdrowiej i wygodniej. Zdrowiej to ja już nie wiem, jaka to bzdura, a wygodniej owszem, tylko dla nich.
– Możesz mi ten worek wymienić? Nie widzisz, że pełny? Czekasz, żeby pękł?
– Już, zaraz, spokojnie.
– Co, Jadzia, dzisiaj taka nerwowa znowu jesteś.
– Bo pół nocy nie spałam, przez tę wariatkę całą.
(Co było we śnie, który ci ucieka? Chyba Michał? I co on robił, chyba w jakimś kasku, nie, czapce, ale co, zaraz, już sobie nie przypomnisz, bo przyszły i cię budzą, i myślisz o tym, że cię budzą. One cię ciągną w górę, a sen ucieka w dół).
– Nie chcesz na śniadanie? Trzeba iść na śniadanie.
– Iść tobym może poszła.
Idiotki. Iść. Może pobiec jeszcze. Jakby jedna z drugą też musiała na wózku, toby inaczej śpiewała. Młode toto, zdrowe i nie rozumie. Czy one umieją na wózek przesadzić w ogóle.
– No, na trzy-cztery, tak?
Upuszczą mnie, upadnę.
– Trzy-czteeery!
Zaraz mnie upuści.
– Au.
– Spokojnie, nie krzycz.
Upuści mnie.
– No to zaraz jedziemy.
– Nie ubieracie mnie?
– Dzisiaj środa, wasza kolej na mycie.
O Boże. Jeszcze tego brakowało. To już cały dzień z głowy.
Teraz zmieniają wariatce pieluchę. Ale smród. I z tych cewników wylewanych. A taka zawsze byłam wrażliwa na zapachy. Michał mówił, że ma w domu dwa psy. Dlatego nie mogłam wtedy w tym mieszkaniu na Saskiej, z tym smrodem stęchlizny. Mówili, że nic nie śmierdzi. Ale ja czułam. Na starość węch słabnie. Całe szczęście, bo generalnie to się Panu Bogu nie udała. Najmądrzejsze przysłowie.
Jaki ten korytarz brzydki. Od razu widać, że ćwierćinteligenci urządzali. Ten, za przeproszeniem, sraczkowaty kolor, ohyda. Jakie ja miałam piękne mieszkanie. Wszystko ze smakiem. Dlaczego nie patrzyłam pod nogi, stara idiotka. Wszystko przez to. O, z trójki wychodzi ten cały Staszek, już szura kapciami po podłodze, zaraz orła wywinie, tak się spieszy. Niby nic nie rozumie, a że dali jeść, to rozumie.
Cerata, talerze i kubki na ceracie, u nas nigdy nie jedliśmy na ceracie, równie dobrze na „Trybunie Ludu” by można. Michał tak kiedyś powiedział. Dlatego nigdy na ceracie, po prostu na stole, z serwetkami, a jak były imieniny albo inna okazja, to na obrusie. A tu tylko cerata. Żeby łatwiej zmyć, jak poplamią te wszystkie staruchy. Znowu mnie nie przysunęła, nic ta dziewucha nie rozumie.
– Możesz mnie dosunąć do stołu?
– Co się denerwujesz? Już.
Denerwuję się, bo mogła się nauczyć już, że nie mam rąk jak jakiś olbrzym i że pół metra od stołu niewygodnie się je, a ten wózek cholerny taki ciężki, ale co ją to obchodzi, nie ona na nim siedzi.
– Smacznego.
O, jakim głosem to „smacznego”. To już lepiej nie mówić, niż powiedzieć takim tonem. I o co taka obrażona pani hrabina, że jej raz uwagę zwróciłam. Hrabina herbu Ćwierćinteligencja. Nie przywykły do tego, bo tu już wszyscy otumanieni, to kto się o swoje upomni, nikt. A ja jedno, co jeszcze mogę, to mówić, i właśnie się upomnę. Poszła.
Śniadanie jak zwykle ohydne. Dwa kawałki chleba z jakąś margaryną, kawałek pomidora i ta niby-szynka. Z szynką to ma tyle wspólnego, co ja z baletnicą. Mielonka jakaś, oszczędzają na nas. I ser biały, a ja nie lubię. Umrzyj, człowieku, z głodu. Jasno tu, chyba ładne słońce będzie dzisiaj. I ta ich niby-herbata jeszcze, pomyje jakieś, oczywiście najtańszą kupują, tylko że to już nie herbata. Nie piję, potem mi może zaleją moją. Magda zawsze mówi, że nie ma czasu. Justynę spytam.
– Kochana, zalejesz mi herbaty mojej?
– Potem, teraz muszę tutaj.
Nie wiem, co ona tutaj musi. Stać. Wszyscy siedzą, jedzą, jedno lepiej, drugie gorzej, ale jedzą. Tę z czwórki Marysia karmi, Adzię już nakarmiła wcześniej, ta to zawsze na śniadanie pierwsza.
– Byś szybko poszła.
– Idziemy teraz do leżących, nie mogę.
Zawsze ci leżący, jak tylko człowiek czegoś potrzebuje. Marysię poproszę. Może wezmę trochę tego sera. Jakiś kwaśny. Może zepsuty. Poszły w końcu.
Tu wszędzie jest brud w tym kraju. Trzeci świat. Na mojej klatce też zawsze było brudno. Jak tylko pomalowali, zaraz ktoś zamazał albo oderwał tynk. A ostatni raz ładnie odmalowali. I co z tego, jak po dwóch dniach już coś było namazane. Jakby takim te ręce obcinać, to może. Albo żeby przynajmniej musieli to ścierać. I płacić. Ale u nas to nikomu nie przeszkadza. Ostatnio pomalowali na ciemnożółto. Kiedy jeszcze tam byłam. Ciemna klatka, uważać na złodziei. Kazali płacić za wózkarnię. Nienormalne baby. Też sobie taki zarząd wybraliśmy. Płacić za wózkarnię, może jeszcze za oddychanie, tak im chciałam powiedzieć. Ciekawe, czy ciągle tam rządzą. Na pewno. I wycięli moją jarzębinę.
(Prawie to sobie przypominasz: Ola bawi się w piasku, przesypuje go znowu i znowu, ma półtora roku. Podaje ci jarzębinę, jasnopomarańczową, jeszcze nie czerwoną, bo to początek lata. W rączce kolejne dwie, musisz uważać, żeby nie zjadła. To nie do jedzenia, mówisz, dopiero jak się konfiturę zrobi, z jabłkami).
Bezpieczeństwo, co za bzdura. Zdrowe drzewo. Podwórko z jarzębiną, po co, lepiej mieć same mury. Przynajmniej tam w swoim domu, w swojej sypialni. Nie mogę z tą wariatką. Dlaczego wtedy nie patrzyłam, wszystko przez to.
– Nie zjesz więcej? Wszystko zostawiłaś.
– Nie, kochana, więcej nie mogę.
– A wędliny?
– Nie.
– Pożywna jest.
– Nie wiem, czy pożywna, na pewno obrzydliwa, i mówię, że nie zjem.
– Ale ty jesteś, pani Jadziu, uparta. I herbatę też zostawiłaś, a pić trzeba.
– Zalejesz mi herbatkę?
– Ale to potem, bo najpierw tu musimy sprzątnąć.
– No przecież nie mówię, żeby teraz, po prostu, jak to tu skończycie, tobyś mi zalała.
– Dobra, to potem.
– A teraz byś mnie zawiozła do palarni?
– Do palarni to mogę teraz. A nie do łazienki najpierw?
– Nie.
Musi pytać, a po pierwsze, nie chcę teraz o tym myśleć ani o tym rozmawiać, a po drugie, nie mogę tak szybko po jedzeniu, jeśli to w ogóle było jedzenie. Produkt jedzeniopodobny, gdyby mnie kto pytał, a tak czy siak zaraz po nie mogę, i nie chcę o tym myśleć teraz. I żadnej delikatności, dobrze, że nie pyta, czy na długo i czy cienkie, czy grube, a o to też pytały, nie raz, a że to człowieka krępuje, to ich nie obchodzi. I to pomaganie, najbardziej upokarzające ze wszystkiego, te wszystkie nieprzytomne mają dobrze, bo nic nie rozumieją, im nie przeszkadza, a mnie przeszkadza, i póki przeszkadza, to mam jeszcze resztki kultury, resztki rozumienia jakiegoś własnego, więc dobrze, że przeszkadza, ale te nieprzytomne mają lepiej. Muszę zapalić. Nawet te parę metrów nie mogę sama, wszystko przez to, że w rękach już nie ma siły. Widziałam w telewizji, jak jeździli na takich elektrycznych, i raz na ulicy też. Ale już widzę, jak bym mogła te elektryczne, na nic pieniędzy nie ma, równie dobrze by mi odrzutowiec mogli kupić. Zachciało się starej idiotce na tę drabinę wchodzić, jaka ja byłam głupia, jaka ja byłam strasznie głupia.
W palarni już siedzi Staszek, przede mną przyszedł, siedzi, a papierosów własnych nie ma. Już na mnie patrzy, już się do wyłudzania szykuje. Nic z tego, czy ja jestem jego sponsor? Częstowałam raz, częstowałam dwa razy, częstowałam setki razy już chyba, co tydzień częstuję, ale codziennie nie zamierzam, bardzo mi przykro, ja też jestem biedna i nie dam się okradać. O, już mamle. Nikt go nie może zrozumieć z tą jego wymową. Od udaru mu się zrobiła. Ale ja wiem, co chce powiedzieć, to akurat powtarza tak często, że każdy zrozumie.
– Jadźka, dasz papierosa?
– Nie.
O, jak się indyczy. Już czerwony cały, już coś gulgocze.
– Wczoraj ci dałam i przedwczoraj. Nie jestem twoim sponsorem.
Dobrze, że z tym swoim zdrowiem to on może, co i ja, bo jeszcze by mi co zrobił.
– Spokojnie, Staszek, nie krzyczymy.
O, dobrze mu Maryśka powiedziała.
– A ty, Jadźka, też byś nie była taka, poczęstować nie chcesz.
No i się pospieszyłam z pochwałami. Jak taka jesteś mądra, to sama częstuj.
– Ja go, kochanieńka, co dzień częstuję. Nie jestem jego sponsorem.
Uspokoił się, teraz obrażony siedzi. Pewnie mu Tomek znowu kupi, kiedy przyjdzie. Jaki ten chłopak jest naiwny, każdemu się da wykorzystać.
– Marysia, przyniosłabyś mi radio z pokoju?
– Potem.
Zawsze potem. Radio potem, sweter potem, na korytarz potem. Zadław się, człowieku, ością i krzycz o ratunek, to też ci powiedzą, że potem. A ja bym chciała radio.

 
Wesprzyj nas