Villanelle. Nie ma sumienia. Nie ma poczucia winy. Nie ma słabości. Zabójczyni doskonała.


Obsesja Eve. Kryptonim VillanelleRosyjska sierota, ocalona przed karą śmierci za brutalną zemstę, której dokonała na zabójcach jej ojca. Wyszkolona i bezlitosna, dostaje nowe życie, nowe nazwiska, nowe twarze – wszystko, czego potrzebuje. Jej zleceniodawcy nazywają siebie „Dwunastoma”. Ona jednak nic o nich nie wie. Zadania zleca jej Konstantin, człowiek, który ją uratował.

Eve Polastri. Służy w MI5, póki nie popełni poważnego błędu. Z czasem ściganie bezlitosnej zabójczyni, Villanelle, staje się dla niej czymś więcej niż pracą. Staje się sprawą osobistą.

Książkę i serial OBSESJA EVE pokochali czytelnicy i widzowie na całym świecie. Znana z Chirurgów odtwórczyni roli Eve – Sandra Oh – za swoją rolę zdobyła Złoty Glob oraz nominację do nagrody Emmy.

Luke Jennings jest pisarzem i dziennikarzem współpracującym z czasopismami „The Observer”, „Vanity Fair”, „The New Yorker” oraz „Time”. Jest także autorem książek Blood Knots, nominowanej do nagród Samuela Johnsona i Williama Hilla, oraz Atlantic, nominowanej do nagrody Bookera. Wraz z córką Laurą napisał też dwie powieści młodzieżowe o szkole artystycznej dla dziewcząt, zatytułowane Stars oraz Stars: Stealing the Show.

Luke Jennings
Obsesja Eve. Kryptonim Villanelle
Przekład: Maciej Szymański
Obsesja Eve |1
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 30 lipca 2019
 
 

Obsesja Eve. Kryptonim Villanelle


1

Palazzo Falconieri stoi na cyplu otoczonym wodami jednego z pomniejszych włoskich jezior. Czerwiec dobiega końca i lekki wietrzyk muska kępy sosen i cyprysów strzegących skalistego przylądka. Ogrody są imponujące, a może nawet piękne, lecz głębokie cienie przydają im złowrogiej aury, która tak pasuje do surowych kształtów samego pałacu.
Budynek jest zwrócony fasadą w stronę jeziora; w wysokich oknach widać jedwabne zasłony. Wschodnie skrzydło było niegdyś salą bankietową, lecz teraz pełni funkcję sali konferencyjnej. Pośrodku, pod ciężkim żyrandolem w stylu art déco, stoi długi stół ozdobiony panterą z brązu Bugattiego.
Na pierwszy rzut oka dwunastu mężczyzn siedzących wokół stołu wygląda całkiem zwyczajnie. To ludzie sukcesu, jak można sądzić po dyskretnie drogiej odzieży. Większość dobiega sześćdziesiątki, niektórzy już ją przekroczyli. Ich twarze nie zapadają w pamięć. Wyróżnia ich jednak niezwykła czujność, której nie tracą ani na chwilę.
Ranek mija im na dyskusji prowadzonej po rosyjsku i angielsku, bo te języki zna każdy z nich. Spożywają lekki lunch – antipasti, palia jeziorowa, schłodzone wino Vernaccia, świeże figi i morele – serwowany na tarasie. Potem dwunastu mężczyzn częstuje się kawą; podziwiają lekko zmarszczoną bryzą taflę jeziora i przechadzają się po ogrodzie. Nie ma tu ochroniarzy, bo na tym poziomie tajności sami ochroniarze stają się zagrożeniem. Przerwa nie trwa długo i mężczyźni wracają na swoje miejsca w cienistej sali konferencyjnej. Temat dnia jest nieskomplikowany: „EUROPA”.
Pierwszy mówca jest typem w trudnym do określenia wieku, mocno opalonym, o głęboko osadzonych oczach. Spogląda po twarzach zebranych.
– Tego ranka, panowie, dyskutowaliśmy o politycznej i gospodarczej przyszłości Europy. Skupiliśmy się szczególnie na przepływie kapitału oraz na tym, w jaki sposób najlepiej go kontrolować. Popołudnie pragnę rozpocząć od rozmowy o innej gospodarce.
Sala zostaje zaciemniona i dwanaście twarzy zwraca się ku ekranowi zawieszonemu na północnej ścianie. Widać na nim fotografię śródziemnomorskiego portu, z kontenerowcami przy nabrzeżach i żurawiami przystosowanymi do ich rozładunku.
– Palermo, panowie, jest dziś głównym punktem przerzutu kokainy do Europy. To wynik strategicznego sojuszu między meksykańskimi kartelami narkotykowymi a sycylijską mafią.
– Czy era Sycylijczyków już nie przeminęła? – pyta z powątpiewaniem krępy mężczyzna po jego lewej stronie. – Sądziłem, że dziś to kontynentalne syndykaty rozprowadzają towar.
– Tak było. Jeszcze osiemnaście miesięcy temu kartele robiły interesy przede wszystkim z kalabryjską ’Ndranghetą. Ostatnio jednak rodziny z południa Włoch podzieliła wojna, a na czoło wysunęli się Greci, klan z Sycylii.
Na ekranie pojawia się twarz o ciemnych, czujnych oczach i szczękach zaciśniętych jak stalowy potrzask.
– Salvatore Greco poświęcił życie na odbudowanie wpływów swojej rodziny, która w latach dziewięćdziesiątych utraciła pozycję w strukturze cosa nostry. Doszło do tego po zamordowaniu ojca Salvatorego przez członka konkurencyjnej rodziny Matteo. Ćwierć wieku później Salvatore wytropił i zabił żyjących jeszcze Mattei. Greci oraz ich sojusznicy, Messini, są teraz najbogatszymi, najbardziej wpływowymi i budzącymi największy postrach klanami sycylijskimi. Salvatore znany jest z tego, że osobiście zamordował co najmniej sześćdziesiąt osób i zlecił setki innych zabójstw. Ma dziś pięćdziesiąt pięć lat i żelazną ręką sprawuje władzę nad Palermo i tamtejszym rynkiem narkotykowym. W skali świata jego organizacja obraca dwudziestoma, może trzydziestoma miliardami dolarów rocznie. Panowie, Salvatore jest dziś praktycznie jednym z nas.
W sali daje się wyczuć coś na kształt rozbawienia.
– Problemem, który mamy z Salvatorem Grekiem, nie jest jednak jego skłonność do torturowania i mordowania – ciągnie mówca. – Wojny między rodzinami mafijnymi porównałbym wręcz do funkcji samooczyszczania piekarnika. Niestety, ostatnio zaczął też zlecać zabójstwa członków establishmentu. W zamachach bombowych zginęło już dwóch sędziów i czterech wysokich rangą urzędników wymiaru sprawiedliwości. W zeszłym miesiącu zastrzelono przed jej własnym mieszkaniem dziennikarkę śledczą. Była w ciąży; dziecka nie udało się uratować.
Milknie i wznosi wzrok ku ekranowi, na którym widać martwą kobietę. Leży na chodniku w kałuży krwi, z szeroko rozrzuconymi ramionami.
– Nie muszę chyba wspominać, że nie udało się bezpośrednio powiązać Greca z tymi zbrodniami. Policja została przekupiona albo zastraszona, podobnie jak świadkowie. Obowiązuje omertà, kodeks milczenia. Ten człowiek jest dziś w praktyce nietykalny. Miesiąc temu wysłałem do niego emisariusza, by umówić nas na spotkanie. Uznałem, że musimy dojść do porozumienia. Jego działania w tym zakątku Europy stały się tak agresywne, że zagrażają naszym interesom. Odpowiedź Greca była natychmiastowa. Następnego dnia otrzymałem szczelnie zamkniętą paczkę. – Na ekranie pojawia się nowy obraz. – Zawierała, jak widać, oczy, uszy i język mojego wspólnika. Przekaz był jasny. Nie będzie spotkania. Nie będzie dyskusji. Nie będzie porozumienia.
Mężczyźni siedzący wokół stołu przyglądają się chwilę upiornej martwej naturze, po czym znowu zwracają oczy ku mówcy.
– Panowie, uważam, że musimy podjąć stanowczą decyzję w sprawie Salvatorego Greca. Jest niebezpieczny, nieprzewidywalny i nieosiągalny dla wymiaru sprawiedliwości. Jego przestępcza działalność oraz spowodowany przez nią społeczny chaos grożą zachwianiem równowagi w basenie Morza Śródziemnego. Proponuję usunąć go z gry na zawsze.
Mówca wstaje, podchodzi do stolika stojącego na uboczu i powraca z zabytkową, lakierowaną szkatułką. Wyjmuje z niej sakiewkę z czarnego aksamitu i wysypuje na stół jej zawartość. Dwadzieścia cztery małe rybki z kości słoniowej – dwanaście pożółkłych ze starości i dwanaście zabarwionych krwistą czerwienią. Każdy z zebranych otrzymuje dwie różne rybki.
Aksamitna sakiewka wędruje z rąk do rąk wokół stołu w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Zatacza krąg i powraca do tego, kto zaproponował głosowanie. Na lśniącym blacie znowu ląduje jej zawartość. Dwanaście czerwonych rybek. Jednogłośny wyrok śmierci.

Jest wieczór, dwa tygodnie później, i Villanelle siedzi przy stoliku w ogródku Le Jasmin, prywatnego klubu w szesnastej dzielnicy Paryża. Od wschodu płynie pomruk samochodów sunących po boulevard Suchet; na zachód wiedzie droga do Lasku Bulońskiego i hipodromu Auteuil. Ogródek otacza treliaż obwieszony kwitnącym jaśminem, którego woń przesyca ciepłe powietrze. Wolnych stolików jest niewiele, ale szmer rozmów jest ledwie słyszalny. Światło dnia gaśnie, noc już czeka.
Villanelle bierze głęboki łyk Grey Goose Martini i rozgląda się dyskretnie. Zwraca uwagę na parę siedzącą tuż obok. Oboje dwudziestoparoletni, on elegancki, ona piękna, ma w sobie coś z kotki. Brat i siostra? Koledzy z pracy? Kochankowie?
Na pewno nie brat i siostra, wyrokuje Villanelle. Jest między nimi napięcie, jest więź, ale na pewno nie rodzinna. Jest też pieniądz. Na przykład ten jedwabny sweterek w kolorze ciemnego złota, idealnie pasujący do jej oczu. Nie jest nowy, ale to na pewno Chanel. Do tego piją taittingera, dobry rocznik, a w Le Jasmin taki szampan nie jest tani.
Mężczyzna dostrzega spojrzenie Villanelle i unosi smukły kieliszek o centymetr lub dwa. Szepce coś do swej towarzyszki, a ona obrzuca Villanelle chłodnym, taksującym spojrzeniem.
– Przyłączysz się do nas? – pyta. To bardziej wyzwanie niż zaproszenie.
Villanelle patrzy na nią w skupieniu. Wietrzyk uparcie kradnie zapach jaśminu.
– Nie ma przymusu – dorzuca mężczyzna. Uśmiecha się drwiąco, ale w jego oczach jest spokój.
Villanelle wstaje z kieliszkiem w dłoni.
– Z wielką przyjemnością. Czekałam na przyjaciółkę, ale widocznie coś jej wypadło.
– W takim razie… – Mężczyzna także powstaje. – Jestem Olivier. A to Nica.
– Villanelle.
Rozmowa rozwija się w konwencjonalny sposób. Olivier niedawno rozpoczął karierę marszanda. Nica bywa aktorką. Nie są spokrewnieni, a z bliska nie wyglądają też na parę kochanków. Mimo to w ich znajomości obecna jest nuta erotyzmu – podobnie jak w sposobie, w jaki wciągnęli ją w swą orbitę.
– A ja jestem day traderką – mówi Villanelle. – Waluty, procentowe kontrakty futures i tak dalej.
Z satysfakcją zauważa, że w ich oczach natychmiast przygasa zainteresowanie. W razie potrzeby potrafi opowiadać godzinami o rynkach kapitałowych, ale oni nie chcą tego słuchać. I dlatego Villanelle opisuje swoje słoneczne mieszkanie na pierwszym piętrze w Wersalu, gdzie pracuje. Mieszkanie nie istnieje, lecz ona umie je opisać w najdrobniejszych szczegółach, włącznie z ozdobną balustradą balkonową z kutego żelaza i wyblakłym perskim dywanem na podłodze. Jej legenda jest teraz doskonała, a skuteczność, z jaką ją wciska obcym, jak zawsze przynosi falę zadowolenia.
– Podoba nam się twoje imię, twoje oczy, twoje włosy, a najbardziej podobają nam się twoje buty – mówi Nica.
Villanelle się śmieje, prężąc stopy w atłasowych paseczkach sandałów od Louboutina. Celowo kopiuje leniwą pozę Oliviera, widząc jego pożądliwe spojrzenie. Wyobraża sobie jego dłonie wprawnie i chciwie pieszczące jej ciało. Domyśla się, że jest w jego oczach pięknym przedmiotem, potencjalnym nabytkiem do kolekcji. Pewnie wydawałoby mu się, że kontroluje sytuację.
– Co cię tak bawi? – pyta Nica i przekrzywia głowę, zapalając papierosa.
– Wy – odpowiada Villanelle.
Jak by to było, zastanawia się, tak się zatracić w tym jej złotym spojrzeniu? Poczuć na wargach te usta owiane dymem. Villanelle dobrze się bawi, ponieważ wie, że Olivier i Nica jej pragną. Sądzą pewnie, że się nią bawią, a ona pozwala im trwać w tym przekonaniu. Zabawnie będzie manipulować nimi, przekonać się, jak daleko się posuną.
– Mam propozycję – mówi Olivier.
W tym momencie jednak telefon w torebce Villanelle zaczyna migać. Krótka wiadomość tekstowa: ODBIJ. Wstaje z kamienną twarzą i spogląda na Nicę z Olivierem, lecz oni już dla niej nie istnieją. Odchodzi bez słowa, by niespełna minutę później dosiąść vespy i włączyć się w strumień aut płynący na północ.
Minęły trzy lata, odkąd poznała człowieka, który przysłał jej wiadomość. Człowieka, którego nadal zna tylko z imienia: to Konstantin. Wtedy jej położenie było zgoła odmienne. Nazywała się Oksana Woroncowa i była studentką filologii francuskiej oraz lingwistyki na Uniwersytecie Permskim, w środkowej części Rosji. Od egzaminów końcowych dzieliło ją sześć miesięcy. Nie spodziewała się kiedykolwiek powrócić w mury uczelni, bo od ostatniej jesieni mogłoby to oznaczać tylko jedno: więzienie. Mówiąc ściślej, zatrzymanie i powrót do kobiecego aresztu śledczego Dobrianka na Uralu. Pod zarzutem morderstwa.

 
Wesprzyj nas