“Pradawna łódź” (“Guchuan”) to pierwsza pełnowymiarowa powieść Zhang Weia, w chińskiej literaturze dzieło przełomowe, które przemawia do czytelników na całym świecie.


Pradawna łódźTrzy pokolenia rodzin Sui, Zhao oraz Li, których losy nierozerwalnie się ze sobą splatają – czasem z tragicznymi skutkami – doświadczają kolejno skutków reformy rolnej, Wielkiego Skoku, klęski głodu w latach 1959–1961, kampanii przeciw prawicowcom oraz rewolucji kulturalnej (1966–1976), podczas której zginęło według szacunków od dwudziestu do pięćdziesięciu milionów mieszkańców Chin.

“Tytuł powieści pochodzi od znalezionego na brzegu rzeki kadłuba starożytnej drewnianej łodzi – jest to metafora dziejów Chin, których odzwierciedlenie stanowią zmienne losy mieszkańców miasteczka. Powieść Zhang Weia to w chińskiej literaturze dzieło przełomowe, które przemawia do czytelników na całym świecie. Od dawna zajmuje miejsce na liście bestsellerów w Chinach i na Tajwanie (ukazało się już w ponad dwudziestu wydaniach, wiele z nich nadal jest w druku) i została uhonorowana kilkoma krajowymi nagrodami literackimi”
– ze Wstępu Howarda Goldblatta.

Zhang Wei
Pradawna łódź
Przekład: Agnieszka Walulik
Wydawnictwo Akademickie Dialog
Premiera: 17 czerwca 2019
 
 

Pradawna łódź


Nota transkrypcyjna

Wszystkie imiona oraz terminy chińskie zapisane są zgodnie z obowiązującą obecnie transkrypcją pinyin.
 
sh, ch, zh – czytamy jak polskie sz, cz, dż
x, q, j – czytami jak polskie ś, ć, dź
w – czytamy jak polskie ł
r – czytamy jak polskie ż
-ui – czytamy jak polskie -łej (nazwisko Kui należy wymawiać “Kłej”)
-ong – czytamy jak polskie -ung (nazwę dynastii Song należy wymawiać “Sung”)
-iu – czytamy jak polskie -oł (nazwisko Liu wymawiać należy “Lioł”)
 
W powieści pojawiają się niejednokrotnie dodane do czyjegoś nazwiska przedrostki lao oraz xiao. Lao (dosł. stary) to nieformalny przedrostek dodawany do nazwiska osoby starszej lub o wyższej pozycji. Stąd Lao Lan, Lao Luo (czyli Luo Tong, ojciec głównego bohatera), Lao Han itd. Na zasadzie przeciwieństwa xiao (dosł. mały, młody) to nieformalny przedrostek dodawany do nazwiska osób młodszych lub o niższej pozycji, stąd Luo Xiaotong nazywany często jest Xiao Luo.
 
Również miary chińskie pozostawione są często bez zmian.
 
li – miara długości, ok. 0,5 km
jin – miara wagi, ok. 0,5 kg
mu – miara powierzchni, ok. 0,6 hektara

Przedmowa do wydania angielskiego

Howard Goldblatt

Pradawna łódź (Gu chuan) to pierwsza pełnowymiarowa powieść Zhang Weia. Obejmuje okres czterech dekad od czasu utworzenia Chińskiej Republiki Ludowej w 1949 roku. Wydana w sierpniu 1987 roku, niewiele ponad dziesięć lat po tragedii, jaką była rewolucja kulturalna, stanowiła pod każdym względem przełomowe dzieło literackie, czy to jeśli chodzi o warstwę treściową, styl, czy prezentowany punkt widzenia na historię. Autor, który rozpoczął pracę nad tekstem w wieku zaledwie dwudziestu ośmiu lat, ukazuje burzliwe lata po Wyzwoleniu z perspektywy fikcyjnego miasteczka Wali znajdującego się na północy Chin. Trzy pokolenia rodzin Sui, Zhao oraz Li, których losy nierozerwalnie się ze sobą splatają – czasem z tragicznymi skutkami – doświadczają kolejno skutków reformy rolnej, Wielkiego Skoku, klęski głodu w latach 1959–1961, kampanii przeciw prawicowcom oraz rewolucji kulturalnej (1966–1976), podczas której zginęło według szacunków od dwudziestu do pięćdziesięciu milionów mieszkańców Chin. Ukazane są także lata osiemdziesiąte – okres pełen napięć, kiedy chińskie społeczeństwo zaczęło dokonywać rozrachunku dekady szaleństwa zakończonej śmiercią Mao oraz upadkiem Bandy Czworga (w 1976 roku) i szykowało się na liczne reformy mające wynieść Chiny na pozycję międzynarodowej potęgi.
Podobnie jak jego kolega po piórze, pochodzący z Szantungu Mo Yan, którego pionierska powieść Czerwone sorgo została wydana w tym samym roku, Zhang Wei podjął próbę przyjrzenia się współczesnej historii Chin, zrywając z oficjalną linią partii, aby ujawnić te aspekty narodowego chińskiego charakteru, które inni pisarze epoki postmaoistowskiej maskowali lub ignorowali, często w imię zachowania społecznego ładu.
Pradawna łódź to powieść zbudowana w oparciu o postaci; nielinearna narracja podkreśla związki łączące licznych bohaterów, których cechuje przeważnie wolność od stereotypów obciążających ich literackich poprzedników. Jak zauważyli krytycy, u Zhang Weia sztampowość postaci ustępuje miejsca parodiom wyidealizowanego chłopstwa i członków partii, nadając w ten sposób ludzki wymiar abstrakcyjnym ideałom politycznych kampanii, przez które w Chinach na ponad trzydzieści lat zapanował marazm.
Życie w Wali obraca się w dużej mierze wokół produkcji popularnego artykułu spożywczego, jakim jest makaron fasolowy, w zakładzie położonym na brzegach rzeki Luqing, którą dawniej zapełniały wielkie żaglowce. Tytuł powieści pochodzi od znalezionego tam kadłuba starożytnej drewnianej łodzi – jest to metafora dziejów Chin, których odzwierciedlenie stanowią zmienne losy mieszkańców miasteczka. Członkowie klanu Sui – posiłkując się często trzema tekstami: Manifestem komunistycznym, starożytnym klasycznym poematem Qu Yuana Pytam niebiosa oraz dawnym podręcznikiem nawigacji – próbują zrozumieć zachodzące w społeczeństwie fundamentalne zmiany oraz rolę historii w dziejach Wali otoczonego murami miejskimi pochodzącymi jeszcze z czasów starożytnych.
Pradawna łódź to pod wieloma względami dzieło rewolucyjne: śmiała analiza społeczeństwa nękanego gwałtownymi przemianami przy jednoczesnym odrzuceniu zaściankowej, nacjonalistycznej wizji świata charakteryzującej wiele innych powieści z tego samego okresu; studium relacji międzyludzkich i niezdolności uciskanych jednostek do przejęcia kontroli nad własnym życiem, starcia pomiędzy tradycją a modernizacją – i wiele więcej. Także pod względem stylistycznym Pradawna łódź to tekst niezwykle innowacyjny jak na swoje czasy. Narracja często przyjmuje złośliwie ironiczne tony, przeskakując w czasie, aby odsłonić przed czytelnikami życie duchowe, emocje oraz cierpienie – zawsze cierpienie – bohaterów. Powieść Zhang Weia to w chińskiej literaturze dzieło przełomowe, które przemawia do czytelników na całym świecie. Od dawna zajmuje miejsce na liście bestsellerów w Chinach i na Tajwanie (ukazało się już w ponad dwudziestu wydaniach, wiele z nich nadal jest w druku) i została uhonorowana kilkoma krajowymi nagrodami literackimi.

Rozdział 1

Na naszej ziemi wznosiło się niegdyś wiele murów. Ich historia sięga niemal tak daleko w przeszłość jak nasza własna. Wysokie mury, pełne spichlerze – oto, co uważano za najlepszą strategię przetrwania. Dlatego właśnie po naszych ciemnych pustkowiach i jałowych górach wiło się tyle tych imponujących konstrukcji. A pod każdą z nich przelewała się krew, z której wyrastała bujna trawa.
Wielki mur, który otaczał dawniej potężne państwo Qi, sięgał od zachodu do rzeki Ji, a na wschodzie dochodził aż do morza, dzieląc cały Półwysep Szantuński na część północną i południową. Jak wiele innych murów, tak i on już dawno temu legł w gruzach. W Kompletnych zapiskach o ziemiach, spisanych w siódmym wieku jako przegląd jednostek administracyjnych ówczesnych Chin, napisano: „Wielki mur państwa Qi ma swój początek na północnym zachodzie w powiecie Pingyin w prefekturze Jizhou i ciągnie się wzdłuż rzeki północnymi graniami Góry Tai poprzez prefektury Jizhou oraz Zizhou, wreszcie dociera do północnej krawędzi powiatu Bocheng w południowo-zachodniej części prefektury Yanzhou i na wschodzie dochodzi do morza w pobliżu Langyetai w prowincji Mizhou”. Gdyby pokierować się tym opisem i wyruszyć w poszukiwaniu pozostałości dawnych miast, można by się natknąć na niejedne starożytne ruiny. Stolicą państwa Qi było niegdyś Linzi. Od połowy dziewiątego wieku przed naszą erą poselstwa przybywające z daninami wkraczały na teren kraju od strony miasta Bogu. Tak było przez ponad sześćset trzydzieści lat aż do roku dwieście dwudziestego pierwszego przed naszą erą, kiedy to Pierwszy Cesarz Dynastii Qin podbił państwo Qi. Zarówno w czasach dynastii Qin, jak i Han nadal korzystano z wielkiego muru wzniesionego przez władców Qi. Popadł on w zapomnienie dopiero po nastaniu dynastii Wei i Jin. Wielka konstrukcja Qi przetrwała więc ponad tysiąc lat.
Z kolei rzeka Luqing ma swoje źródła w górach Guyang – tam również stał niegdyś mur, choć trudno dziś powiedzieć, czy stanowił fragment wielkiego muru Qi. Wielu badaczy próbowało zgłębić tę zagadkę, ale nie udało im się znaleźć odpowiedzi. Z Guyang udawali się czterysta li1 na północ, gdzie w dolnym biegu rzeki znajdowała się ważna miejscowość o nazwie Wali. Spośród tamtejszych ruin największą uwagę zwracał kolejny mur, szeroki i niski, wzniesiony z ubitej ziemi. Miał on formę kwadratu i otaczał całe miasto. Fundamenty spojono zaprawą, a wysokie narożniki obudowano cegłami, które przez wieki zdążyły przybrać barwę żelaza. Pierwsza warstwa umocnień zachowała się w doskonałym stanie. Archeolodzy poklepywali cegły i zadzierali głowy na budowlę, przez długi czas nie mogąc się zdecydować na zakończenie prac wykopaliskowych. Wreszcie dokonali przełomowego odkrycia w postaci ruin starożytnego państwa Lai2. Stanowisko archeologiczne znajdowało się w pobliżu Wali; mieścił się tam wysoki „kopiec”, czyli właśnie pozostałości dawnych murów miejskich. Archeolodzy nie wiedzieli, czy śmiać się, czy płakać, bo okazało się, że miejscowa ludność od wielu pokoleń wykorzystywała to miejsce do wypalania cegieł. Oczywiście piece natychmiast rozebrano, a zamiast nich wzniesiono upamiętniającą kamienną stelę z pozłacanym napisem objaśniającym, że kopiec stanowił niegdyś część murów otaczających państwo-miasto Lai i że jest to ważny chroniony zabytek. Oczywiście miasteczko Wali poniosło w związku z tym pewne straty, ale z drugiej strony jego mieszkańcy dowiedzieli się przynajmniej, że żyją na terenach należących niegdyś do Lai. Nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, że właśnie z tego starożytnego państewka wywodzili się ich przodkowie. Wystarczyło ruszyć nieco wyobraźnią, by móc niemal dojrzeć lśniące w słońcu zbroje i usłyszeć rżenie bojowych rumaków. Szkoda tylko, że mury dawnej twierdzy wyglądały teraz jak zwykły „kopiec” i w niczym nie przypominały już wielkiej, imponującej konstrukcji.
Ceglane umocnienia w kolorze żelaza wyraźnie jednak dowodziły świetności dawnego Wali. Rzeka Luqing z upływem lat stopniowo stała się płytka i wąska, lecz dawniej jej wody toczyły się potężnym nurtem, czego potwierdzeniem było stare koryto ukształtowane jak stopnie schodów. Pod miasteczkiem do tej pory zachowały się resztki starej przystani świadczące o tym, że w dniach chwały nad rzeką musiał się wznosić las masztów. W tamtych czasach zatrzymywały się tam wszystkie statki, a załogi nabierały sił przed odległymi wyprawami. W Wali mieściła się także stara świątynia, w której co roku odprawiano wielkie uroczystości. Podczas długich rejsów żeglarze na otwartym morzu karmili się wspomnieniami krzątaniny i gwaru, jakie panowały w miasteczku podczas przyświątynnych jarmarków.
Na brzegach dawnego koryta rzecznego znajdowały się również rozproszone pozostałości innych starych budowli, jako żywo przypominających popadłe w ruinę fortece. W pochmurne dni te stare twierdze, wznoszące się nad powolnym nurtem rzeki, sprawiały milczące i ponure wrażenie. Ciągnęły się wzdłuż brzegów jak okiem sięgnąć, stopniowo malejąc, aż wreszcie niknęły w oddali. Rzeczny wiatr przynosił jednak z ich strony jakieś dziwne odgłosy, jakby burczenie… coraz głośniejsze, coraz wyraźniejsze. Dawniej budowle te były pełne gwaru i życia. Teraz natomiast, kiedy podnosiło się ku nim wzrok, widać było tylko ruiny sklepień i zawalone odrzwia. W kilku z nich nadal toczyło się jednak jakieś życie i po wejściu do środka można się było porządnie zdziwić: obracały się w nich bowiem ogromne kamienie młyńskie, niespieszne, miarowe i tak cierpliwe, jakby mieliły sam czas. Napędzały je pary wołów krążących nieustannie ścieżką bez początku i bez końca. Miejsca, których nie sięgały kopyta zwierząt, porastały zielonym mchem. Na kwadratowych stołkach siedzieli prosto starcy doglądający mielenia i co raz to podnosili się, aby nabrać drewnianą łyżką namoczonej fasoli mung i rzucić ją w otwór. Hurkot kamieni młyńskich przypominał napływające z oddali pomruki gromu.
Dawniej na każdy młyn przypadał w miasteczku osobny zakład, w którym wytwarzano makaron z fasoli mung. Okolice te słynęły z tego wyrobu i na początku dwudziestego wieku nad rzeką powstała nawet wielka fabryka produkująca znany na całym świecie makaron marki Biały Smok. W tamtych czasach szerokim nurtem Luqing nieustannie sunęły łodzie i nawet w środku nocy słychać było ostrzegawcze sygnały oraz skrzypienie wioseł w dulkach. Wiele statków dostarczało fasolę i węgiel do fabryki, a zabierało z niej ładunki makaronu. Lecz teraz nad wodą obracały się już tylko nieliczne koła młyńskie, a w miasteczku pozostało jedynie kilka zakładów – cud, że te młyny w ogóle zdołały się do tej pory utrzymać. O zmierzchu majaczyły w półmroku naprzeciwko dawnych murów miejskich, jakby jeszcze na coś czekały albo może o czymś opowiadały…
Ów otoczony murem skrawek gliniastej ziemi, ni to duży, ni to mały, wykarmił już niejedno pokolenie. Niskie domki i wąskie alejki świadczyły o tym, w jakim ścisku płynęło życie tutejszych ludzi. Ale nawet jeśli ich egzystencja wydawała się bezładna, wystarczyło spojrzeć na nią z punktu widzenia rodowodów i genealogii, a natychmiast objawiał się pewien porządek. Poszczególne jednostki połączone były nierozerwalnymi więzami krwi. Ojcowie, dziadkowie, pradziadkowie, prapradziadkowie, a w drugą stronę synowie, wnukowie, prawnukowie… Wszyscy splatali się w jedną sieć niczym winogrona w kiściach.
Mieszkańcy Wali należeli przeważnie do trzech klanów: Sui, Zhao oraz Li, przy czym rodowi Sui powodziło się znacznie lepiej niż dwóm pozostałym. Uważano, że ma to związek z witalną siłą członków rodziny. Do tej pory pamiętano, że Suiowie wzbogacili się właśnie na makaronie i zbudowali swoją fortunę, poczynając od jednego małego zakładziku. Dni ich największej chwały przypadły na okres życia Sui Hengde. Do rodzinnego imperium należały wtedy wielkie faktorie położone na obu brzegach rzeki, a ponadto sklepy z makaronem i biura pożyczkowe w kilku wielkich miastach na południu oraz północnym wschodzie Chin. Sui Hengde miał dwóch synów: jeden nazywał się Sui Yingzhi, a drugi – Sui Buzhao. Obaj w młodości uczyli się w domu pod okiem prywatnego nauczyciela, lecz potem Yingzhi został wysłany do Qingdao, żeby odebrać tam wykształcenie na modłę zachodnią. Buzhao zaś do czasu powrotu starszego brata zajmował się głównie przesiadywaniem w przystani. Nieustannie rozpowiadał, że któregoś dnia wsiądzie na jakiś statek i wyruszy na morze. Yingzhi z początku nie wierzył w te zapowiedzi, ale z biegiem czasu ogarnęły go obawy i przekazał wszystko ojcu, który sięgnął po hebanową linijkę i zaczął chłostać młodszego syna po rękach. Lecz chłopak tylko rozcierał sobie dłonie i wpatrywał się w niego zaciętym wzrokiem. Hengde zrozumiał, że ile by go nie łoił, i tak nie zdoła go nakłonić do zmiany zdania. Wreszcie prychnął i odrzucił linijkę.
Pewnej nocy niedługo potem zerwała się gwałtowna wichura. Zbudzony przez gromy Sui Yingzhi wstał z łóżka, żeby popatrzeć na burzę… i nagle zorientował się, że jego młodszy brat zniknął! Przez wiele lat nie mógł się otrząsnąć z szoku, jakim była jego ucieczka.
Po śmierci Hengde w pojedynkę przejął stery rodzinnego imperium. W międzyczasie urodziło mu się dwóch synów i jedna córka. Wzorem własnego ojca wykształcił ich, od czasu do czasu uciekając się do pomocy hebanowej linijki. Było to w latach trzydziestych lub czterdziestych dwudziestego wieku i ród Sui zaczynał już powoli podupadać. Samego Sui Yingzhi spotkała w końcu straszliwa śmierć. Pod koniec życia nagle przyłapał się na tym, że zazdrości swojemu młodszemu bratu wolności, ale było za późno na ucieczkę…
Tymczasem Sui Buzhao spędził większość życia na morzu i wrócił do domu dopiero na kilka lat przed śmiercią Yingzhi. Ani on nie poznawał miasta, ani miasto nie poznawało jego. Chodził rozchybotanym krokiem, jakby uliczki Wali kołysały się pod jego stopami niczym pokład statku. Kiedy pił, wódka ściekała mu po brodzie aż na spodnie. I to miał być młodszy panicz Sui?! Ten wyschnięty na wiór chuderlak o twarzy pożółkłej jak wosk i mętnych oczach, i nogach, które ciągle się pod nim plątały? Kiedy otwierał usta, wylewał się z nich sam bełkot i niewiarygodne przechwałki; przez lata żeglugi zwiedził niby cały świat, pływał po morzach południowych i Pacyfiku, a jego kapitanem miał być rzekomo słynny Zheng He, wielki admirał z czasów dynastii Ming3.
– Co to był za wspaniały człowiek! – wzdychał Buzhao z nostalgią. Ale nikt mu nie wierzył. Kiedy jednak opowiadał o swoich morskich przygodach, gromadził wokół siebie sporo młodych ludzi. Młodzież słuchała zafascynowana, jak powtarza, że do opanowania sztuki nawigacji niezbędna jest Księga morskich szlaków, czyli starożytny podręcznik żeglugi. W którymś momencie wybuchał jednak gromkim śmiechem i zaczynał opowiadać o pięknych kobietach, które można znaleźć na wybrzeżach mórz południowych… Mieszczanie twierdzili wtedy, że pisana mu jest nędzna śmierć, a ród Sui czeka wkrótce upadek.

 
Wesprzyj nas