Fragmenty dzieł, spalonych przed laty przez hitlerowców, odczytano we Wrocławiu, by sprzeciwić się zamachom na wolne słowo i prawa człowieka.
10 maja 1933 roku w wielu miastach III Rzeszy – także w Breslau, dzisiejszym Wrocławiu, unicestwiono tysiące książek, uznanych za wrogie lub obce idei narodowego socjalizmu. Na stosach płonęły dzieła m.in. Isaaka Babla, Heleny Bobińskiej, Bertolta Brechta, Ernesta Hemingwaya, Franza Kafki, Jacka Londona, Tomasza Manna, André Malraux, Nelly Sachs, Ericha Maria Remarque’a, Josepha Totha czy Heinricha Heinego.
86 lat po tych wydarzeniach wrocławianie spotkali się w centrum miasta, by dokonać symbolicznego podniesienia słów z popiołu, by sprzeciwić się zamachom na wolne słowo i prawa człowieka. Nie tylko tym z przeszłości, ale i współczesnym, o czym przypomniała Urszula Kozioł, pytająca retorycznie o motywację niedawnego aktu spalenia w Polsce książek dla dzieci i młodzieży.
Wrocławskie czytanie „zakazanych” utworów odbyło się niedaleko miejsca, w którym przed ponad osiemdziesięciu laty ogień zamienił słowa w popiół. – Pragniemy przypomnieć o tamtych wydarzeniach, podkreślając przy tym z całą mocą, że był to atak na rozum i wolność człowieka, a płonące stosy książek – również ten w dawnym Breslau – stanowiły preludium masowego ciałopalenia w krematoriach Auschwitz-Birkenau i innych obozów zagłady. Chcemy też – w symbolicznym geście – przeciwstawić się temu, co niosą z sobą akty palenia książek i wszelkie inne działania wymierzone w słowo szukające prawdy i piękna – deklarowali organizatorzy.
– Chcemy sprawić, by słowa rzucone kiedyś w ogień i skazane na unicestwienie, wybrzmiały na nowo, by stały się raz jeszcze żywą obecnością, zobowiązaniem – dodał Paweł Próchniak z Bramy Grodzkiej z Lublina. – Żyjemy w świecie słów udręczonych i ogłupiałych, słów na posyłki, słów upartyjnionych, słów z przydeptanym gardłem, żyjemy pośród słów, które wciąż na różne sposoby obracane są w popiół… Ale niektóre ze słów niekiedy dotykają czegoś prawdziwego w nas, czegoś co jest przejmujące i ważne. Takich słów strzegą pisarze, przypominają, że słowa są wolne, że jest w nich nadzieja sensu, odwaga nazywania rzeczy po imieniu, upór w dążeniu do prawdy.
Fragmenty barbarzyńsko spalonych utworów czytali pisarze Urszula Kozioł, Olga Tokarczuk, Ryszard Krynicki, Jacek Podsiadło oraz prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. Usłyszeliśmy wiersze Nelly Sachs i Bertolta Brechta oraz fragmenty prozy Tomasza Manna, Jacka Londona i Franza Kafki. Do czytania włączyli się też wrocławianie, z wybranymi przez siebie utworami.
Organizatorami wydarzenia byli: Wrocławski Dom Literatury, Brama Grodzka z Lublina, w tym działająca w jej strukturach Pracownia Antropologii Słowa, Instytut Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego oraz „Gazeta Wyborcza”. ■autor
Zdjęcia: Krzysztof Kaniewski