Książka to magiczny świat, pełen malutkich znaków, które potrafią ożywić zmarłych, a żywym zapewnić życie wieczne.


Magiczna Biblioteka Bibbi BokkenNils mieszka w Oslo, Berit w Fjaerland na zachodzie Norwegii. Piszą do siebie listy w książce, którą wysyłają pocztą.

Pewnego dnia Berit widzi, jak tajemniczej damie wypada z torebki list. Czyta go ukradkiem. Jest w nim mowa o książce, która ukaże się dopiero w przyszłym roku.

Kto napisał ten niezwykły list? Czy można trzymać w ręku książkę, która dopiero zostanie wydana? I kim jest Bibi Bokken? Dlaczego w jej domu nie ma książek, chociaż wiadomo, że je zbiera?

Nils i Berit szukają nie tylko tajemniczej książki, ale także magicznej biblioteki. Poszukiwania zaprowadzą Nilsa i Berit w świat książek, który narodził się przed kilkoma tysiącami lat, kiedy wymyślono pierwsze litery.

***

Książka to magiczny świat, pełen malutkich znaków, które potrafią ożywić zmarłych, a żywym zapewnić życie wieczne. To niepojęte, fantastyczne i «magiczne» , że dwadzieścia sześć liter w alfabecie da się złożyć na tyle sposobów, że zapełnią długie półki z książkami i zabiorą nas w świat, który nigdy się nie kończy. Wciąż rośnie i rozszerza się, dopóki na tej ziemi istnieć będą ludzie. Popatrzyłem na ściany, przez moment wydawało mi się, że wszystkie książki spoglądają na mnie, jak gdyby były żywe, i wołają:
– Chodź do nas, nie bój się, chodź!
Nagle poczułem ogromny głód, ale nie chciało mi się jeść. Poczułem głód wszystkich tych słów ukrytych na półkach.
– fragment

Jostein Gaarder, Klaus Hagerup
Magiczna Biblioteka Bibbi Bokken
Przekład: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Czarna Owca
wydanie 2
Premiera w tej edycji: 31 października 2018
 
 

Magiczna Biblioteka Bibbi Bokken


CZĘŚĆ I
KSIĄŻKA Z LISTAMI

Kochana Berit!
Dziękuję za lato. Było wspaniałe. Szkoda, że tak prędko minęło. Jutro znów zaczyna się szkoła, nie mogę powiedzieć, żebym się z tego bardzo cieszył. Tyle tam małych dzieci. Tak, tak, za rok już skończę szóstą klasę, a wtedy Nils Bøyum Torgersen zacznie chodzić do gimnazjum.
Ale do rzeczy. Sporo się zastanawiałem nad tym pomysłem książki z listami i przyznaję, że jest mimo wszystko nie najgorszy. Pisanie listów w książce, którą będziemy przesyłać z Oslo do Fjærland, to prawie tak, jak układanie albumu fotograficznego ze słowami zamiast zdjęć. Może kiedy już się zestarzejemy i osiwiejemy (he, he), z przyjemnością przeczytamy te listy, jeśli oczywiście będziemy mieli o czym pisać. To zależy. Mam pewne podejrzenia, że ta jesień okaże się równie ciekawa, jak bułka z masłem, a przypuszczam, że i w Fjærland też zbyt wiele się nie dzieje. A może na Jostedalsbreen1 odkryto ślady tajemniczego człowieka śniegu?
Muszę kończyć. Pozdrowienia od mamy. Mam nadzieję, że cioci Grecie podoba się nowa praca w hotelu, and look forward to seeing you again2, jak mawiają w samolotach. Tata na pewno też by przesłał pozdrowienia, ale akurat jeździ taksówką i nie wie, że piszę.
Pozdrowienia
Twój wielce szanowny kuzyn Nils
PS. Zapomniałem Ci powiedzieć, że gdy kupowałem tę książkę, wydarzyło się coś niezwykłego. Widzisz, nie kupiłem jej w Oslo, tylko w Sogndal, po drodze do domu z Fjærland. Przypominasz sobie tamtą dziwną panią? Tę z wielkimi oczami i wystrzępioną książką w torebce? Siedziała i czytała księgę pamiątkową w schronisku Flatbre i zaglądała nam przez ramię, kiedy wpisywaliśmy nasz wiersz. Pamiętasz go? Ja pamiętam:
 
Nils i Berit się nazywamy,
wakacje w Fjærland wesoło spędzamy.
Teraz po wspinaczki znoju
odpoczywamy w ciszy i spokoju.
Zimną colę pijemy na pół,
nie chce nam się schodzić w dół.
 
Moim zdaniem bardzo fajny.
Ale nie o wierszu miałem pisać, tylko o tej pani. Kiedy wszedłem do księgarni w Sogndal, ona już tam była. Chodziła po sklepie i oglądała książki na półkach. I, Berit, ślinka jej ciekła! Nie potrafię tego inaczej nazwać. Naprawdę, chodziła po księgarni i ślinka jej ciekła. Zupełnie jakby książki były z czekolady albo na przykład z marcepanu. Ale najdziwniejsze, że kiedy chciałem zapłacić za naszą książkę, podeszła do mnie i spytała, czy mogłaby się dorzucić. Nie wiedziałem, co powiedzieć, ale popatrzyła na mnie takim strasznym spojrzeniem, że po prostu nie mogłem odmówić. Nie wiem, jak opisać wyraz jej oczu, ale patrzyła na mnie tak, jakby czytała w otwartej księdze. Nie pozostawało mi nic innego, jak przyjąć od niej dychę i jeszcze ładnie podziękować. I wiesz, co ona powiedziała? „To ja powinnam dziękować!” Potem wyjęła chusteczkę do nosa, wytarła usta i zniknęła.
Tak czy owak mamy książkę. Wysyłam Ci też jeden kluczyk. Pamiętaj, żeby ją zamykać, kiedy jej nie używasz, nie zapominaj, że to for your eyes only (tylko dla Twoich oczu). Przepraszam za obrazek na okładce. Miałem do wyboru Sognefjorden albo zachód słońca z czerwonym sercem. Co byś wybrała? Koniec listu.

* * *

Drogi kuzynie!
Dziękuję za książkę z listami, którą przed kilkoma minutami wyjęłam ze skrzynki i otworzyłam. Niestety, jestem za bardzo zdenerwowana, żeby opowiedzieć Ci, jak się tu miewamy, bo dziś po południu przeżyłam coś takiego, że nie mogę myśleć o niczym innym. Dlatego muszę natychmiast napisać o tym do Ciebie, chociaż ciągle trzęsą mi się ręce. Ale chyba zdołasz mnie odczytać???
Chodzi o tę tajemniczą panią. Tak, o tę, którą spotkałeś w Sogndal. Ojej, od czego tu zacząć?
Byłam akurat na przystani, kiedy przybił prom o drugiej. U nas szkoła zaczyna się dopiero w poniedziałek i nie bardzo jest co robić. I ona nim przypłynęła! Zeszła na ląd przed wszystkimi innymi pasażerami. Mijając mnie, posłała spojrzenie z rodzaju tych „dobrze wiem, kim jesteś”. Wtedy nie czytałam jeszcze listu od Ciebie, ale przypomniało mi się, co przeżyliśmy w schronisku Flatbre. Postanowiłam więc iść za nią, rzecz jasna, w bezpiecznej odległości. Nie rozumiem, jak mogłam się nie bać, ale to chyba dlatego, że czułam się jakby przez nią zahipnotyzowana. (Teraz pewnie już widzisz, że drży mi ręka!) Kiedy skręciła za kościołem, odwróciła się, jakby obejrzała w tył. Musiałam schować się w rowie, to samo powtórzyło się kilka razy po drodze przez Mundalen, ale chyba mnie nie zauważyła.
Pamiętasz furtkę w kamiennym ogrodzeniu? Tam w każdym razie skręciła w prawo, w stronę tego żółtego domu, który stoi całkiem na uboczu, na skraju lasu. Przykucnęłam za murkiem i zaraz dojdę do sedna: kiedy ta pani otwierała drzwi do domu, zobaczyłam, że coś nagle wypada jej z torebki. Ona w następnej chwili zniknęła.
Byłam tak podekscytowana, że o niczym w ogóle nie myślałam. Każdy ma chyba takie uczucie, gdy po raz pierwszy popełnia przestępstwo. W mgnieniu oka znalazłam się na placyku przed domem, mniej więcej jak zamaskowany bandyta, który niespodziewanie wskakuje na kontuar w banku i wrzeszczy, że to napad. To może nie był napad i ja nie wrzeszczałam, nie miałam też maski, ale chwyciłam malutką kopertę i schowałam się z powrotem za murek. W kopercie był list takiej treści:
Droga Bibbi!
Całe przedpołudnie przeczesywałam miasto, ale nie mogłam znaleźć tego niezwykłego antykwariatu. Czy to możliwe, żeby od wczoraj go zlikwidowano? Wiem jedynie, że leżał przy którejś z wąskich uliczek w pobliżu Piazza Navona, w każdym razie tam pobiegłam…
Polowałam na włoskie wydanie Peera Gynta, ale kiedy właściciel zrozumiał, że jestem Norweżką, pociągnął mnie do starej biblioteczki i wskazał książkę, odróżniającą się od wszystkich innych tomów po prostu tym, że była olśniewająco nowa.
– Mam nie tylko książki, które już zostały napisane – szepnął, spoglądając mi głęboko w oczy.
Oczywiście nie zrozumiałam, o co mu chodzi, ale on wyjął książkę z półki, zmierzył mnie wzrokiem i sprecyzował:
– Zbieram też książki, które prędzej czy później będą napisane. Takich książek jest oczywiście nieskończenie wiele, ale bardzo rzadko można doświadczyć trzymania ich w dłoni.
Potem włożył mi tę książkę do ręki. Na okładce zobaczyłam obrazek przedstawiający jakieś wysokie góry, a w tytule coś o „magicznej bibliotece”. Ale nie tytuł i nie okładka są ważne. NAJWAŻNIEJSZE, ŻE KSIĄŻKA BYŁA WYDANA W OSLO W 1993!
Czyli w przyszłym roku, Bibbi! Staruszek podkreślał też, że to specjalne wydanie.
Przestraszyłam się tak, że natychmiast odłożyłam książkę, jakby mnie parzyła. Nie zapamiętałam nawet, kto ją napisał. Możesz mi pomóc, Bibbi? Jeśli w Norwegii jest choćby jeden prawdziwy bibliograf, to musisz nim być Ty. Moje pytanie brzmi: nie „kto napisał książkę o »magicznej bibliotece«”, lecz „kto być może ją pisze”?
Wybiegłam z tego antykwariatu, powiedziałam, że spieszę się na pociąg. Otwierając drzwi na ulicę, odwróciłam się jednak i spytałam właściciela, ile kosztuje ten rzadki egzemplarz. Obraził się. Szkoda, że go nie widziałaś. Uniósł brwi i warknął:
– Jak śmiesz! Nie sprzedaje się ukochanych dzieci. Ten jeden tom jest wart więcej niż najcenniejszy inkunabuł…
Zastanawiam się, czy antykwariusz nie był głuchy. Mówił dość niewyraźnie po włosku i miałam wrażenie, że odczytuje słowa z ruchu warg.
Przepraszam, że dzwoniłam tak późnym wieczorem, ale byłam kompletnie wyprowadzona z równowagi. Gdybym tylko mogła odnaleźć ten antykwariat! Jakby zapadł się pod ziemię.
Pozdrowienia,
Siri. Campo dei Fiori, 8 sierpnia 1992
 
Taki był ten list, Nils. Co o tym myślisz? Niespodziewanie dla samej siebie ukradłam cudzy list i na dodatek go przeczytałam. Jak miałam się go teraz pozbyć?

Uwielbiasz się naśmiewać z tego, że zawsze noszę w kieszeni notes, ale lubię zapisywać różne mądre myśli, zanim wylecą mi z głowy. Tym razem naprawdę mi się przydał. Czym prędzej przepisałam list, a potem zakradłam się pod żółty dom i zostawiłam list w tym samym miejscu, gdzie go znalazłam.
Wróciłam do domu zaledwie pół godziny temu i Twój list ani trochę mnie nie uspokoił. Bo wcale mi się nie podoba, że ona zasponsorowała dychą naszą książkę. To prawie tak, jakby stawała się przez to współwłaścicielką naszych myśli.
Co mam zrobić? Wydaje mi się, że wpadliśmy na trop jakiejś bardzo ciekawej sprawy. Wiemy już przynajmniej, że ona ma na imię Bibbi. Jeśli wierzyć temu listowi, to wiemy także, że jest „bibliografem”, ale co to, u diabła, znaczy? I co to jest „inkunabuł”?
Wydaje mi się, że zaraz się rozpłaczę, lepiej więc chyba, żebym skończyła pisać. Tusz raczej nie lubi wody.
Biegnę na pocztę, żeby jak najszybciej wysłać książkę. Odpisz od razu!!!
Pozdrowienia
Twoja przerażona do szaleństwa kuzynka, Berit Bøyum

* * *

Halo, halo, Berit!
Strasznie zabawne! Książka, która była wydana w 1993. Myślisz, że już całkiem zwariowałem? Owszem, prawda, piszemy książkę z listami, ale z tego powodu nie trzeba od razu zmyślać. Jeśli wydaje Ci się, że tak łatwo dam się nabrać, to się mylisz. Chociaż jestem o rok i dziesięć centymetrów młodszy od Ciebie, to nie jestem dzieciakiem, któremu zdołasz wszystko wmówić. Przejrzałem Cię. Jeśli chcesz, żebym uwierzył w ten list, musisz wysłać mi oryginał, nie wystarczy odpis z „fantastycznych historii z notatnika Berit Bøyum”.
Owszem, sprawdziłem i dowiedziałem się, co znaczy „bibliograf” i „inkunabuł”.
Biblion – to greckie słowo i oznacza książkę. Wywnioskowałem z tego, że bibliograf to ktoś, kto się kocha w książkach, a to, moim zdaniem, brzmi wręcz perwersyjnie. „Inkunabuł” pochodzi od łacińskiego słowa incunabula, które oznacza kołyskę.
Ta Bibbi szaleje więc za książkami, a kobieta, która wysłała do niej list, odkryła książkę jeszcze nie napisaną i cenniejszą od kołyski. Wierzę Ci. Naprawdę Ci wierzę.
Jeśli uważasz, że teraz jestem złośliwy, to się nie mylisz. Akurat dziś nie jestem w nastroju do żartów. Mamy „żelaznego człowieka” od wf., to kompletny szaleniec.
Bardzo się cieszę, że zobaczę prawdziwy list od Siri Campo dei Fiori.
Hej, ho.
Nils

* * *

Kochany (?) Nilsie!
Strasznie to smutne!
Kiedy przetrawiłam już wszystkie Twoje złośliwości, siedziałam przez prawie całą godzinę, patrząc na deszcz. Nie wierzysz mi!!! To ja ryzykuję przez Ciebie życie i porywam ten niesamowity list tuż sprzed jaskini lwa, by w podzięce usłyszeć jedynie „hej, ho” i „fantastyczne historie z notatnika Berit Bøyum”!
Być może piszę już ostatni raz, bo skoro Ty nie wierzysz w to, co piszę, to chyba pisanie w ogóle nie ma sensu. Równie dobrze możesz sobie zatrzymać całą tę książkę. Sam masz tyle planów, które spalają na panewce, że na pewno wystarczy ich, by zapełnić jej strony. Najwyżej będziesz miał czego żałować, kiedy już się zestarzejesz i osiwiejesz. („He, he!”) Chyba zresztą zapomniałeś, że właśnie wyprowadziłam się z Bergen i obiecałam mniej więcej 15 lub 20 koleżankom, że będę do nich pisać. Poza tym wciąż spotykam coś nowego, o czym chciałabym napisać w moim najzupełniej prywatnym notatniku. Nie traktuj więc tej książki z listami jak łaskawej odpowiedzi na ogłoszenie towarzyskie w rodzaju: PROSZĘ O KONTAKT. SAMOTNA I OPUSZCZONA WŚRÓD WYSOKICH GÓR NAD SOGNEFJORDEN.
W dodatku ani trochę nie wierzę, że Ty choć trochę nie wierzysz w to, co piszę. Po prostu boisz się wygłupić, jak to większość chłopców w Twoim wieku, ale jest przysłowie, które mówi: „Ten, kto nie ma odwagi, niczego nie znajdzie”. Gdybyś nie wierzył w ten tajemniczy list, nie chciałoby Ci się szperać w leksykonie i sprawdzać tych dziwnych słów. Sama je zresztą sprawdziłam. Cytat: „Bibliograf – specjalista w dziedzinie bibliografii, nauki o książkach”. Pomyliło Ci się najwidoczniej z „bibliofilem”, bo właśnie to słowo oznacza osobę zakochaną w książkach. Cytat:
„Bibliofil – miłośnik, znawca książek, kolekcjoner rzadkich pięknych wydań”. Poza tym to prawda, że „inkunabuł” właściwie oznacza tyle co „kołyska”, ale dzisiaj używa się tego słowa wyłącznie na określenie książki wydrukowanej przed rokiem 1500. Cytat: „Inkunabuł – książka wydrukowana w pierwszym okresie po wynalezieniu druku”.
Dostrzegasz teraz związek? Mężczyzna w antykwariacie uważał, że książka o magicznej bibliotece jest czymś jeszcze bardziej wyjątkowym niż te okropnie stare książki wydrukowane ponad pięćset lat temu. Ogólnie rzecz ujmując, takie książki są bardzo rzadkie, bo albo zostały spalone przez inkwizycję z powodu herezji, albo też przestały istnieć z innych przyczyn. A mimo to większą rzadkością musi być książka, którą trzymasz w ręce, choć jeszcze nie została wydana!?! Nie mówiąc już o tym, że to strasznie tajemnicze, Nils. Zgadzam się z Tobą, że list, który znalazłam, jest zupełnie nieprawdopodobny, ale to wcale nie znaczy, że masz mi nie wierzyć!!!!!
Wydaje Ci się, że łatwiej uwierzyć w historyjkę o dorosłej pani, która chodzi po księgarni i oblizuje się, bo myśli, że książki są z czekolady albo z marcepanu? Albo wyjmuje z kieszeni dychę, żeby ją dać chłopczykowi tylko dlatego, że on chce kupić pamiętnik? (Tak sobie tylko pytam).
Przypominasz mi trochę niewiernego Tomasza, który musiał włożyć rękę w ranę Jezusa, by uwierzyć w jego zmartwychwstanie. Nie mam niestety żadnej innej rany poza tą w duszy, którą zadałeś mi dzisiaj, a w takie rany trudno wsunąć rękę. Trudno się też goją. Ale dowiedziałam się czegoś więcej, Nils. Jeśli znowu mi nie uwierzysz, to teraz mogę przynajmniej przedstawić Ci dowody.
Mama zaczęła pracę w hotelu. Ponieważ dzięki temu mnie także udało się tam postawić nogę, stopniowo będziesz się dowiadywał więcej o życiu za jego starą fasadą. Teraz opowiem Ci tylko, czego dowiedziałam się o tej pani z żółtego domu.
Ona przedstawia się „Bibbi Bokken” i już samo nazwisko to osobny rozdział3, ale nikt tutaj nie wie, czy ona naprawdę tak się nazywa, bo z nikim nie rozmawia. Sprawa wygląda następująco: Ona jest tu nowa, tak jak ja, tyle że ja się tu przynajmniej urodziłam, a Bibbi Bokken postawiła po raz pierwszy nogę w Fjærland zaledwie kilka lat temu.
Kupiła mały domek z ładnym widokiem na fiord Fjærland. Co w tym dziwnego, pomyślisz może, i co z tego? Ale kiedy się tu sprowadziła, przez kilka tygodni z tego domu dobiegały jakieś trudne do określenia dźwięki. Może się urządzała – tu postawiła jakąś ścianę, tam umocowała blat kuchenny. Może i tak, ale te tajemnicze odgłosy dochodziły stamtąd przede wszystkim w środku nocy. Czasami słychać było głośny huk…
Widzisz, rozmawiałam z nocną recepcjonistką w hotelu, nazywa się Hilde Mauritzen i jest bardzo fajna. Poza tym to córka parlamentarzysty (innymi słowy, wiarygodne źródło, prawda?). Opowiedziała mi zresztą coś jeszcze: plotki mówią, że Bibbi Bokken była kimś w rodzaju bibliotekarki w wielkiej bibliotece w Oslo, a potem nagle spakowała walizki i pojawiła się w Fjærland.
Czy możesz przeprowadzić śledztwo w stolicy? Musisz przynajmniej sprawdzić nazwisko „Bokken” w książce telefonicznej Oslo (chociaż ona już tam nie mieszka).
 
Pozdrawiam, być może już po raz ostatni.
Berit

 
Wesprzyj nas