Kent Haruf w książce “Nasze dusze nocą” opowiada o dwójce dojrzałych ludzi próbujących pokonać samotność nie zważając na złośliwe plotki sąsiadów i komentarze własnych rodzin. Prostota formy, ograniczone do niezbędnego minimum środki wyrazu, pozwalają doskonale wybrzmieć tej ponadczasowej historii.
Najtrudniej jest przetrwać noc – tak sądzą Addie i Louis będący samotnymi ludźmi w siódmej dekadzie życia. Oboje już dawno owdowieli, ich dorosłe dzieci zajęte są swoimi sprawami, toteż dni obojga upływają powoli, a noce to czas, gdy samotność i pustka wdzierają się do umysłu nie dając zasnąć. Oglądanie telewizji, czytanie książek stanowią pewną pociechę, ale nie są w stanie zastąpić obecności drugiego człowieka.
Dlatego Addie wpada na odważny pomysł: proponuje Louisowi, by razem spędzali noce wspierając się swoim towarzystwem i rozmową. Zaskoczony mężczyzna przyjmuje zaproszenie sąsiadki i zaczyna odwiedzać ją wieczorami, co nie pozostaje niezauważone w niewielkiej społeczności prowincjonalnego miasteczka Holt, gdzie od wielu lat mieszkają.
Powieść Kenta Harufa podejmuje temat oczekiwań, jakie współczesne społeczeństwo żywi wobec osób starszych. Ukazuje gęstą sieć konwenansów jakim one podlegają oraz dzisiejszą wersję iście XIX-wiecznej, podwójnej moralności, zakładającej inne standardy dla ludzi młodych, a zupełnie inne dla starszych. Córka Louisa czuje się oburzona, gdy ojciec ośmiela się skomentować jej życie uczuciowe, ale uważa za oczywistą własną inicjatywę prawienia mu morałów na temat tego, co przystoi w jego wieku, co wolno mu robić, a czego nie powinien.
Co zaskakujące, rówieśnicy głównych bohaterów wcale nie okazują się łaskawsi. Haruf uwypukla absurd tej sytuacji: absolutnie nikt nie chce być samotny, spędzać pustych dni w pustym domu, ale wszyscy czują się w obowiązku wyrazić oburzenie, kiedy to komuś innemu udało się przegnać widmo samotności, bo po prostu miał odwagę podjąć działanie zamiast biernie czekać na to, co przyniesie los. Między wierszami tej opowieści czai się pytanie: czy może być coś złego w dążeniu do szczęścia?
Związek Addie i Louisa niepostrzeżenie przemienia się w coś więcej niż tylko nocne dotrzymywanie sobie towarzystwa. Gdy Gene, syn kobiety, przywozi jej wnuka w wyniku perturbacji we własnym małżeństwie, Addie i jej przyjaciel zajmują się nim z wielkim oddaniem, tworząc wspólnie relację pełniejszą i głębszą niż udaje się to w niejednej rodzinie. Jamie, dotychczas zahukany chłopiec najchętniej spędzający czas w towarzystwie własnego telefonu, dzięki wysiłkom obojga otwiera się na świat, zaczyna żyć pełnią życia. Jednak szczęście całej trójki nie potrwa długo.
„Nasze dusze nocą” to powieść, w której prostota formy koresponduje z prostotą fabuły. Nie ma to jednak nic wspólnego z ubóstwem treści, przeciwnie. Skromne środki wyrazu, świadomie zastosowane przez Kenta Harufa, sprawiają, że stworzona przez niego historia wybrzmiewa z pełną mocą. Lakoniczne dialogi ukazujące początkowe skrępowanie dwójki głównych bohaterów, zamieniają się z wolna w coraz dłuższe wypowiedzi – echa przeżytych lat, zwierciadła lęków, promyki nadziei. Addie i Louis wracają do przeszłości, w której nie brakuje bolesnych wspomnień, dzielą się nimi zachowując takt i współczucie dla drugiego człowieka. Nieśmiało, jakby podszyci obawą utraty delikatnej więzi, jaką nawiązali, dywagują na temat dalszych wspólnych dni i nocy. Jest im ze sobą dobrze, chcieliby aby ten stan trwał. Czy otoczenie im na to pozwoli?
„Nasze dusze nocą” to powieść, w której prostota formy koresponduje z prostotą fabuły
Uderzający realizm powieści ma źródło nie tylko w talencie literackim Kenta Harufa. Haruf pisał o tym, co doskonale znał. „Nasze dusze nocą”, ostatnie dzieło tego wielokrotnie nagradzanego, amerykańskiego pisarza, powstało u kresu jego życia, gdy sam zmagał się ze wszelkimi bolączkami wynikającymi z zaawansowanego wieku. Haruf zmarł wkrótce po ukończeniu pracy nad książką, nie doczekał ani jej znakomitego przyjęcia przez krytyków i czytelników ani jej ekranizacji. A jeśli już o niej mowa – film nakręcony przez Netflix znakomicie oddaje atmosferę książki, jest tak dobry, że po jego obejrzeniu Addie i Louis już zawsze będą mieli twarze Jane Fondy i Roberta Redforda, którzy koncertowo wcielili się w role tych bohaterów. Zdecydowanie lepiej więc obejrzeć ich aktorski popis już po lekturze powieści. ■Nikodem Maraszkiewicz
Nasze dusze nocą
Przekład: Hanna Pasierska
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 30 stycznia 2019
1
Potem nadszedł dzień, kiedy Addie Moore odwiedziła Louisa Watersa. Było to w majowy wieczór, tuż przed tym, gdy zrobiło się zupełnie ciemno.
Mieszkali w odległości jednej przecznicy przy Cedar Street, w najstarszej części miasteczka z wiązami, wiązowcami oraz samotnym klonem, który wyrósł przy krawężniku, i z zielonymi trawnikami ciągnącymi się od chodnika ku jednopiętrowym domom. W ciągu dnia było ciepło, ale teraz, pod wieczór, pochłodniało. Przeszła chodnikiem pod drzewami i skręciła do Louisa.
Kiedy podszedł do drzwi, zapytała: Mogę wejść i o czymś z tobą pomówić?
Usiedli w salonie. Napijesz się czegoś? Może herbaty?
Nie, dziękuję. Niewykluczone, że nie zostanę na tyle długo, by ją wypić. Rozejrzała się wokół. Masz ładny dom.
Diane zawsze o niego dbała. Też się trochę staram.
Nadal wygląda ładnie, odparła. Nie byłam tu od lat.
Zerknęła przez okno na boczne podwórko, nad którym zapadał zmrok, a potem do kuchni, gdzie światło lśniło na zlewie i blatach. Wszystko wyglądało czysto i porządnie. Przyglądał jej się. Była atrakcyjną kobietą, zawsze tak uważał. W młodości miała ciemne włosy, lecz teraz były białe i krótko ścięte. Pozostała zgrabna, jedynie odrobinę przytyła w talii i w biodrach.
Pewnie się zastanawiasz, co tu robię, zauważyła.
Cóż, chyba nie przyszłaś mi powiedzieć, że mam ładny dom.
Nie. Chcę ci coś zasugerować.
Ach, tak?
Tak. Złożyć pewną propozycję.
Okej.
Nie chodzi o małżeństwo, zapewniła.
Wcale tak nie sądziłem.
Ale w pewnym sensie chodzi o coś podobnego. Tylko nie wiem, czy teraz się odważę. Trochę się boję. Zaśmiała się cichutko. To trochę jak z małżeństwem, prawda?
Co?
Że się boisz.
Możliwe.
Tak. No cóż, po prostu to powiem.
Słucham, odparł.
Zastanawiam się, czy nie zechciałbyś od czasu do czasu przyjść do mnie na noc.
Co? Co masz na myśli?
Mam na myśli to, że oboje jesteśmy sami. Zbyt długo żyliśmy w pojedynkę. Całe lata. Czuję się samotna. Pomyślałam, że może ty też. Zastanawiam się, czy zgodziłbyś się u mnie nocować. I ze mną rozmawiać.
Patrzył uważnie, obserwował ją, zaciekawiony, ostrożny.
Nic nie odpowiadasz. Czyżby odjęło ci mowę?, spytała.
Na to wygląda.
Nie chodzi mi o seks.
Właśnie się zastanawiałem.
Nie, nie o seks. Nie traktuję tego w taki sposób. Chyba straciłam wszelki popęd seksualny dawno temu. Chodzi o przetrwanie nocy.
O leżenie w ciepłym łóżku, po przyjacielsku. O to, byśmy kładli się razem spać i żebyś zostawał do rana. Noce są najgorsze. Nie sądzisz?
Owszem. Sądzę.
Zwykle kończy się tak, że łykam pigułki na sen i czytam zbyt długo, a potem następnego dnia jestem nieprzytomna. Ani ja sama, ani nikt inny nie ma ze mnie pożytku.
Też mi się to zdarzało.
Myślę jednak, że potrafiłabym znowu zasypiać, gdyby ktoś leżał obok mnie w łóżku. Ktoś miły. Kiedy myślę o tej bliskości. O rozmowach w nocy, w mroku. Czekała. Jak sądzisz?
Nie wiem. Kiedy chciałabyś zacząć?
Kiedy tylko ty zechcesz. W tym tygodniu, dodała.
Pozwól mi to przemyśleć.
W porządku. Ale chcę, żebyś do mnie zadzwonił, kiedy postanowisz przyjść. Tak abym wiedziała, że mam się ciebie spodziewać.
W porządku.
Będę czekać na wiadomość od ciebie.
A jeśli chrapię?
To będziesz chrapał albo się tego oduczysz.
Roześmiał się. To by było coś nowego.
Podniosła się, a potem wyszła i ruszyła do siebie, a on stał w drzwiach, patrząc w ślad za nią, siedemdziesięcioletnią białowłosą kobietą noszącą rozmiar M, oddalającą się pod drzewami w plamach światła rzucanego przez uliczną lampę na rogu. Raz kozie śmierć, pomyślał. Tylko nie wyobrażaj sobie za wiele.
2
Następnego dnia Louis poszedł do fryzjera męskiego na Main Street, gdzie ostrzygł się krótko i schludnie, trochę po wojskowemu, po czym zapytał obsługującego mężczyznę, czy wciąż jeszcze goli klientów, a gdy usłyszał, że tak, polecił się też ogolić. Po powrocie do domu zadzwonił do Addie i oznajmił: Chciałbym przyjść dzisiaj wieczorem, jeśli to nadal aktualne.
Owszem, aktualne, odparła. Cieszę się.
Zjadł lekką kolację, tylko kanapka i szklanka mleka; nie chciał się czuć ociężały i pełny w jej łóżku, a potem wziął długi, gorący prysznic i starannie się wyszorował. Obciął paznokcie u rąk i nóg, o zmroku zaś wyszedł kuchennymi drzwiami i ruszył zaułkiem na tyłach, niosąc papierową torbę z piżamą i szczoteczką do zębów. W zaułku było ciemno, jego stopy szurały po żwirze. W domu naprzeciw paliło się światło; zobaczył z profilu kobietę stojącą przy zlewie w kuchni. Wszedł na tylne podwórko Addie Moore, mijając garaż i ogródek, i zapukał do kuchennych drzwi. Czekał dłuższą chwilę. Ulicą od frontu przejechał samochód z zapalonymi reflektorami. Słyszał dzieciaki z liceum trąbiące na siebie na Main Street. Potem nad jego głową zapaliło się światło na ganku i drzwi się otwarły.
Co robisz tutaj na tyłach?, zdziwiła się Addie.
Pomyślałem, że mniej prawdopodobne, by ktoś mnie tu zobaczył.
Nie dbam o to. I tak się dowiedzą. Ktoś zauważy. Przychodź głównym wejściem, chodnikiem od frontu. Zdecydowałam, że nie będę przywiązywać wagi do tego, co pomyślą ludzie. Robiłam to zbyt długo — całe życie. Nie zamierzam tak dalej żyć. Zaułek sugeruje, że robimy coś złego albo hańbiącego, czego należy się wstydzić.
Zbyt długo byłem nauczycielem w małym miasteczku, odparł. Tak tu już jest. Ale w porządku. Następnym razem przyjdę od frontu. Jeśli będzie następny raz.
Myślisz, że nie?, spytała. Że to tylko numerek na jedną noc?
Nie wiem. Może. Pomijając seks, naturalnie. Nie wiem, czy się uda.
Nie masz ani odrobiny wiary?, zapytała.
W ciebie mam. W ciebie można wierzyć. Tyle już wiem. Tylko nie jestem pewien, czy zdołam ci dorównać.
O co ci chodzi? Pod jakim względem?
Odwagi, wyjaśnił. Gotowości do ryzyka.
No cóż, ale przyszedłeś.
Fakt. Przyszedłem.
Wobec tego lepiej wejdź. Nie musimy tu sterczeć całą noc. Nawet jeśli nie mamy powodów do wstydu.
W ślad za nią przeszedł przez ganek na tyłach do kuchni.
Najpierw się czegoś napijmy, zaproponowała.
Brzmi nieźle.
Pijasz wino?
Czasem.
Ale wolisz piwo?
Tak.
Następnym razem kupię piwo. Jeśli będzie następny raz, obiecała.
Nie wiedział, czy to żart, czy nie. Jeśli będzie, powtórzył.
Wolisz wino białe czy czerwone?
Białe, poproszę.
Wyjęła z lodówki butelkę, nalała im po pół kieliszka i usiedli przy kuchennym stole. Co jest w tej papierowej torbie?, spytała.
Piżama.
Więc to znaczy, że jesteś gotowy spróbować przynajmniej jeden raz.
Tak. Właśnie tak.
Wypili. Masz ochotę na więcej?
Nie, raczej nie. Mogłabyś mnie oprowadzić?
Mam ci pokazać pokoje i rozkład domu.
Po prostu chciałbym wiedzieć coś więcej o miejscu, w którym jestem.
Żebyś w razie potrzeby mógł się wymknąć po ciemku.
Cóż, nie; nie przyszło mi to do głowy.
Wstała, a on ruszył za nią do jadalni i salonu. Potem zaprowadziła go na piętro do trzech sypialni; duży pokój od frontu wychodzący na ulicę należał do niej. Zawsze tu sypialiśmy, wyjaśniła. Gene miał swoją na tyłach, a ostatniej używaliśmy jako gabinetu.
Na końcu korytarza znajdowała się łazienka; druga przylegała do jadalni na parterze. Łóżko w pokoju było podwójne, z cienką bawełnianą narzutą.
I co powiesz?, zapytała.
Dom jest większy, niż myślałem. Ma więcej pokoi.
Wygodnie nam się tutaj żyło. Sprowadziłam się tu czterdzieści cztery lata temu.
Dwa lata po tym, gdy ja wróciłem tu z Diane.
Mnóstwo czasu.
3
Chyba skorzystam z łazienki, rzuciła.
Pod jej nieobecność w pokoju obejrzał zdjęcia na komodzie i na ścianach. Rodzinna fotografia z Carlem z dnia ich ślubu, na stopniach kościoła. Ich dwoje w górach nad potokiem. Mały czarno-biały psiak. Znał z widzenia Carla, przyzwoitego mężczyznę, raczej spokojnego; przed dwudziestu laty sprzedawał ubezpieczenia upraw oraz różne inne mieszkańcom całego hrabstwa Holt; na dwie kadencje został wybrany na burmistrza. Louis nigdy nie poznał go bliżej. Teraz się z tego cieszył. Były też zdjęcia ich syna. Gene nie przypominał żadnego z rodziców. Wysoki, chudy chłopak, bardzo poważny. I dwie fotografie córki jako małej dziewczynki.
Po powrocie Addie oznajmił: Chyba ja też tam zajrzę. Wszedł, skorzystał z toalety, dokładnie umył ręce, wycisnął na szczoteczkę niewielki kleks jej pasty i umył zęby, następnie zdjął buty oraz ubranie i przebrał się w piżamę. Złożone rzeczy położył na butach i zostawił w kącie za drzwiami, a potem wrócił do sypialni. Addie przebrała się w koszulę nocną i leżała w łóżku; zapaliła lampkę po swojej stronie, zgasiła górne światło i uchyliła okno na parę cali. Wpadał przez nie lekki, chłodny powiew. Louis stanął przy łóżku. Odrzuciła prześcieradło i koc.
Bardzo mnie ta książka zaciekawiła, ponieważ mnie niestety wizja starości zwłaszcza samotnej przeraża. Gdy człowiek jest młody, pracuje, ma dużo znajomych, żyje “pełną piersią” to nie myśli co będzie kiedyś. Obecnie pomimo tego, że nie mieszkam sama ale z rodzicami to czuję wieczorami swego rodzaju pustkę, braku poczucia bliskości i zrozumienia z drugim człowiekiem…więc ten temat jest mi bliski, przeraża mnie przyszłość. Wydaje mi się, że jednak lepiej mieć towarzystwo na stare lata, mieć wsparcie duchowe i emocjonalne drugiej osoby, nawet w milczeniu, obok siebie dla samego poczucia, że ktoś jest obok. Kontakt z drugim człowiekiem, rozmowy, proste czynności codziennego życia wykonywane wspólnie, budują silną więź i są potrzebne, tutaj nie wystarczy “posiadanie kota”. Tytuł jest trafny, to właśnie nocą, nasze dusze są najbardziej bezbronne i czują egzystencjalny strach.
Bardzo zachęciła mnie ta recenzja. Pojawia się na rynku wydawniczym mnóstwo książek, w których bohaterowie mają 30 – 40 lat. Młodzieżówki cieszą się popularnością. A pierwszoplanowych bohaterów po 70-tce jak na lekarstwo, a szkoda, bo z ich doświadczeniami, mądrością i spokojnym przyjmowaniem tego, co daje los, mogłoby powstać wiele pięknych i pouczających opowieści.
Do tego ukazywanie hipokryzji społeczeństwa, gdzie starsze osoby są odsuwane na margines, pomijane i traktowane jak dzieci. Temat dobry do dyskusji – o tak, bardzo lubię takie wątki 🙂
Mnie również zachęciła recenzja. Podobnie jak edit-ka zauważyłam, że bardzo mało jest książek dotyczących ludzi starszych, a przecież starość nas wszystkich czeka. Nie wstydzę się powiedzieć, że boję się starości, gdy ciało zmienia się i słabnie, a człowiek nie może żyć pełnią życia jak dawniej. Tutaj w książce jak widzę jest poruszony jeszcze inny aspekt na temat stosunku społeczeństwa do starzejących się osób. To mnie zainteresowało ponieważ wcale się o tym nie mówi. Panuje powszechny kult młodości, widzimy go wszędzie, w telewizji, czasopismach, internecie, teledyskach, filmach, nawet w reklamach, tak jakby wszystkie istniejące produkty były tylko dla młodych osób. Budzi to zastanowienie dlaczego spychamy na margines osoby starsze, czy sami chcielibyśmy tak być traktowani za jakiś czas? Jako “niewidzialni” członkowie społeczeństwa? Z zaciekawieniem sięgnę po tę książkę, już zapisałam ją sobie na moją listę “must have”. Jestem ciekaw refleksji jakie zawarł w niej autor oraz tego, co spotkało bohaterów bo jak pisze pan Nikodem “Jednak szczęście całej trójki nie potrwa długo” zatem chyba na happy end nie możemy tutaj liczyć.
Obcy ludzie potrafią starszego człowieka traktować jak dziecko, zdarzyło mi się doświadczyć tego na własnej skórze. Wyraża to kompletny brak wyobraźni. Lata lecą szybko, zaraz sami będą starzy, czy chcieliby być tak traktowani? Wątpię.
Sięgnę po tę książkę, choć nie bez pewnej obawy. Dla kogoś w moim wieku może być nazbyt poruszająca, spróbuję jednak się z nią zmierzyć.