„Yurei” to książka o japońskich mściwych duchach, niesamowitych opowieściach i popkulturowym fenomenie.


Yurei„Zdarzyło mi się mieszkać w domu, w którym straszy” – tymi słowami autor rozpoczyna książkę o japońskich duchach yūrei. Przejmujące dreszczem czerwone ślady dziecięcych rączek i stóp na suficie miesiącami wyprowadzały z równowagi jego i jego żonę, a tajemnicze, prowadzące donikąd drzwi, których gospodarz zakazał im otwierać, napawały ich lękiem.

Dla japońskich znajomych sytuacja była oczywista. Rozglądali się chwilę, po czym z przekonaniem mówili: Aaaa… yūrei ga deteru („Tutaj jest yūrei”).

Ta niepokojąca historia zainspirowała Davissona do opisania świata duchów zajmujących tak ważne miejsce w japońskiej kulturze i religii. Autor zestawia dawne dokumenty i legendy z wytworami współczesnej popkultury, takimi jak horrory The Ring czy Klątwa. Poszukuje genezy fenomenu yūrei, jego znaczenia w Japonii i przyczyn rosnącej popularności na Zachodzie.

Do treści poszczególnych rozdziałów nawiązują niesamowite opowieści o duchach zwane kaidan – między innymi historie trzech „celebrytek” wśród yūrei: Oiwy, Otsuyi i Okiku.

***

Pisarstwo Zacka tchnęło nowe życie w japońskie żywe trupy!
Matt Alt, współautor „Yurei Attack! The Japanese Ghost Survival Guide”

Od lat jestem fanem japońskich opowieści o duchach i horrorów przekazanych nam przez Lafcadio Hearna i Bernhardta J. Hurwooda. Teraz, dzięki Zackowi Davissonowi, zrozumiałem nareszcie znaczenie historyczne i kulturowe japońskich yūrei.
Douglas Draa, redaktor internetowego wydania „Weird Tales Magazine“

…Zack Davisson zabiera nas w upiorną jazdę bez trzymanki przez często ignorowany obszar historii i kultury japońskiej. Po drodze dostarczy nam obficie dreszczyku emocji, a także cenną wiedzę i okazje do śmiechu.
Frederik L. Schodt, autor of Professor Risley and the Imperial Japanese Troupe: How an American Acrobat Introduced Circus to Japan – and Japan to the West

Zack Davisson – tłumacz, pisarz oraz badacz japońskiego folkloru. Przez kilka lat mieszkał w Japonii. Zagadnieniu yūrei poświęcił swoją pracę magisterską, a artykuły na temat duchów pisał do takich czasopism jak „Weird Tales Magazine”, „Japanzine”, „Kansai Time-Out” i „Metropolis”. Tłumaczy japońskie mangi, głównie opowiadające historie tajemniczych istot (w tym słynne Gegege no Kitaro), konsultuje również amerykańskie komiksy o podobnej treści. Twórca popularnej strony internetowej poświęconej japońskiemu folklorowi hayakumonogatari.com

Zack Davisson
Yurei. Niesamowite duchy w kulturze japońskiej
Przekład Aleksandra Czwojdrak
Konsultacja merytoryczna Adrianna Wosińska
Seria : Mundus
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Premiera: 15 listopada 2018
 
 

Yurei


Jeszcze pod koniec okresów Muromachi i Azuchi-Momoyama, a nawet w początkach epoki Edo yūrei wyglądały tak samo jak za życia, nie odróżniały się od żywych. W wielu najstarszych japońskich opowieściach o yūrei bohater wręcz nie zdaje sobie sprawy, że ma do czynienia z umarłym, dopiero w kulminacyjnym momencie zasłona opada. Nieraz przyjmuje to postać skrajną – w historiach takich jak Żona yūrei, która powiła dziecko zmarła kobieta powraca jako yūrei, żyje ze swoim mężem, a nawet rodzi mu dzieci, mąż zaś nie ma pojęcia o tym, że żona jest nieboszczką, aż do momentu wyjścia na jaw tej osobliwości.

W roku 1750 Duch Oyuki Ōkyo Maruyamy dał widzialny wyraz tym opowieściom, obraz, który ludzie mogli zachować w pamięci i zrozumieć. Malarze powielali yūrei Maruyamy, na wyścigi płodząc mnóstwo nowych obrazów. Niektóre z popularniejszych yūrei, jak Oiwa, Otsuyu czy Okiku, stały się swoistymi celebrytkami. Występowały w coraz to nowych interpretacjach artystów, lecz zawsze rozpoznawalne jako yūrei, wierne modelowemu wizerunkowi stworzonemu przez Maruyamę: bladolica postać w białym gieźle, o długich, czarnych, rozwianych włosach, bez nóg1.

Innym ważnym elementem kaidan i wszystkich zbiorów kaidan-shū, poczynając od Nihon ryōiki, przez Konjaku-monogatari-shū, a kończąc na Duchu Oyuki, było to, iż przedstawiano je jako prawdziwe historie. Deklarowano, że zostały „z życia wzięte”, a ich autorzy mogą tego dowieść.

Żaden Japończyk doby Edo nie podawał w wątpliwość sfery nadprzyrodzonej. Historie o yūrei traktowano najzupełniej poważnie, często tłumaczyły one jakieś lokalne zjawisko – skałę o niespotykanym kształcie czy złowieszczo wyglądające drzewo w miejscu kultu, nieruchome nawet podczas wichru. Opowieści kaidan ze zbiorów kaidan-shū często bywały króciutkie – nie miały początku ani zakończenia, odnotowując jedynie widziane bądź zasłyszane dziwne zjawisko. Ten ich aspekt miał ogromny wpływ na sprzedaż, odwołując się do powszechnego pragnienia prawdziwości kaidan i historii o yūrei. Wiadomo było, że ludzie odrzucą opowieści, które będą zanadto trącić literaturą.

Ani trochę nie wionęła literaturą jedna taka słynna historia, do której doszło w roku 1749 – na rok przed powstaniem Ducha Oyuki. Dom Inō w dzielnicy Bingo w mieście Miyoshi (prefektura Hiroszima) przez ponad miesiąc kipiał nadnaturalnymi zjawiskami typu poltergeist, włączając w to samoistnie przesuwające się meble. Z budynku wydobywały się dziwne światła i odgłosy, a zbierające się tam tłumy codziennie wytężały wzrok, by podejrzeć działanie tajemniczych sił w słynnym nawiedzonym domu.

Zjawisko to zostało mocno nagłośnione i dobrze udokumentowane. Sławny uczony Atsutane Hirata, zaliczany do grona czterech wielkich mężów szkoły kokugaku (narodowej), osobiście naszkicował budynek wraz z gromadzącymi się codziennie tłumami gapiów. Legenda domu Inō szerzyła się błyskawicznie pocztą pantoflową i już niebawem każdy miał coś do powiedzenia na ten temat, zbierano się też wokół rzekomo nawiedzonych miejsc w nadziei ujrzenia niesamowitych zjawisk i nadnaturalnych znaków.

Zainteresowanie mrożącymi krew w żyłach historiami przerodziło się z chwilowej mody w istną obsesję, a to za sprawą nowej zabawy salonowej – hyaku-monogatari kaidan-kai, co znaczy „zgromadzenie stu niesamowitych opowieści”.

Zasada była prosta: Późnym wieczorem zbierała się grupa osób i w miejscu spotkania zapalano 100 świec, ustawiając je w okrąg bądź po prostu w dogodnych punktach. Następnie goście jeden po drugim opowiadali kaidan, a przy każdej kolejnej historii gaszono jedną świecę. W pomieszczeniu robiło się coraz ciemniej, rosło napięcie.

Mówiło się, że zabawa ta jest przywołaniem, wezwaniem skierowanym do złych duchów, aby nawiedziły dom, w którym się ona odbywa. Po zgaszeniu ostatniej świecy coś miało się czaić w mroku.

Był to obowiązkowy punkt programu podczas spotkań towarzyskich w Japonii doby Edo. W budynkach publicznych, takich jak Shogakan Gahakudo w Ginzie, zabawa trwała nieprzerwanie, jej zagorzali miłośnicy zbierali się co noc, aby dzielić się historiami i gasić świece. Jeśli ktoś obcy wchodził do Shogakan Gahakudo, od razu go osaczano, żądając, by opowiedział tłumnie zebranym kaidan ze swych rodzinnych stron. Chciano usłyszeć coś nowego i ciekawego, czego jeszcze nie znano.

Nikt nie wie, jak właściwie narodziła się zabawa hyaku-monogatari kaidan-kai. Zdaniem niektórych ma ona swe początki w pewnym buddyjskim zwyczaju zwanym hyakuza hōdan (100 buddyjskich opowieści), zgodnie z którym w ciągu 100 dni opowiadano 100 buddyjskich historii, wierząc, że na koniec zdarzy się jakiś cud. Według innych grę wymyślili samuraje jako próbę odwagi. Po zakończeniu wojen klasa samurajów przechodziła kryzys tożsamości. Po co komu stała armia zawodowych wojowników, skoro nie ma z kim walczyć? Mimo to trwali oni przy swych dawnych kodeksach dzielności. Dlatego też posiwiali weterani dawnych wypraw wojennych zbierali razem młody narybek, aby podczas gry sprawdzić jego odwagę i przekonać się, kto jest dostatecznie śmiały, by znieść upiorne opowieści, a kto będzie trząsł się ze strachu, gdy zgaśnie ostatnia świeca.

Jedną z wersji tej gry opisano już w roku 1660, w kaidan-shū autorstwa Anseiego Ogity Tonoigusa (Opowieści słomianego łoża), dziele znanym raczej pod tytułem Otogi-monogatari (Dziecięce opowieści). Oto w ciemnej grocie w górach zebrała się grupa samurajów, by wzajemnie wystawić na próbę swą odwagę, opowiadając makabryczne historie. Światło świec rzuca na skalną ścianę rozedrgane cienie, a wraz z kolejną wygłaszaną opowieścią i przygasaniem ogniska młodym ludziom coraz trudniej jest trzymać nerwy na wodzy. Gdy pozostała już tylko jedna świeca, ostatni mówca sięga ręką, by dopełnić rytuału i pogrążyć jaskinię w całkowitym mroku. Wtem ze sklepienia pieczary opada ogromna czarna dłoń i samuraje biorą nogi za pas. Jeden tylko wojownik zachowuje zimną krew, a jego miecz szybkim ruchem przepoławia pająka, który spokojnie spuszczał się w dół w pobliżu ostatniej świecy – to jego cień stworzył wrażenie upiornej dłoni.

Zyskujące coraz większą popularność hyaku-monogatari kaidan-kai powoli zstępowały z wysokich zamków szlachetnych wojowników na gminne rynki klas pracujących – chłopów i mieszczan. Koniec końców zabawę poznała cała Japonia, grano w nią wszędzie.

Wszystkich ogarnęła przemożna ochota na kaidan. Gra cieszyła się takim powodzeniem, że nieustannie poszukiwano nowych, zagadkowych przekazów, aby zrobić wrażenie na pozostałych uczestnikach zabawy i wprawić ich w osłupienie. Nikt nie chciał być nudnym gościem, który powtarza wciąż te same kawałki, domagano się coraz krwawszych i coraz bardziej przerażających historii, a malarze, gawędziarze i kuglarze uwijali się co sił, by sprostać popytowi. Najrozmaitsze formy rozrywki korzystały na tej szalonej modzie i wzajemnie się wspierały dla zapewnienia nieprzerwanego strumienia zysków i podsycania fascynacji.

Gdy pojawia się popyt, w ślad za nim idzie podaż, ruszył więc z kopyta przemysł chałupniczy, by wykorzystać tę sposobność. Opracowywano specjalne kaidan-shū mające dostarczać opowieści uczestnikom zabawy. Wiele tego typu książek zawierało nawet w tytule wyrażenie hyaku-monogatari („sto opowieści”). Były one różnej jakości, tworzone pośpiesznie, by sprostać zapotrzebowaniu, bez jakichkolwiek ambicji artystycznych.

Chiny, Indie oraz inne obce kraje w okresie Edo spowijał nimb tajemniczości. Tworzyły one stosowne tło dla przekazów o rzeczach nie z tego świata, pierwsza zatem księga, w której pojawia się termin hyaku-monogatari, wydana w roku 1677, nosi tytuł Shokoku hyaku-monogatari (Sto opowieści z wielu krajów). Jak sugeruje tytuł, zebrano w niej zagadkowe historie z kilku krajów.

Po sukcesie Shokoku hyaku-monogatari pojawili się liczni naśladowcy tego zbioru, wśród nich Shokoku shin hyaku-monogatari (Sto nowych opowieści z wielu krajów), Otogi hyaku-monogatari (Sto dodatkowych opowieści), Taihei hyaku-monogatari (Sto opowieści o pokoju) czy Bansei hyaku-monogatari (Sto opowieści o wieczności). Wszystkie te publikacje zawierały w tytule określenie hyaku-monogatari, a każda miała zarabiać na fascynacji i szale, jakie ogarnęły piśmienną część ludności.

Autorzy przetrząsali Japonię w poszukiwaniu makabrycznych legend i baśni – wspinali się na najwyższe góry, przemierzali najmroczniejsze lasy, rozpytywali o przerażające historie po najodleglejszych wioskach i starali się jako pierwsi wydać je drukiem. Malarze dostarczali ilustracji, na długich zwojach ukazując rozmaite istoty z konkretnej opowieści, czego przykładem jest słynna Gazu hyakki yakō (Ilustrowana nocna parada stu demonów, 1776) Sekiena Toriyamy czy Shinkei Sanjū-roku kai sen (Nowe postacie trzydziestu sześciu duchów, 1889–1892) Yoshitoshiego Tsukioki. Znaczna większość znanych nam dziś historii o yūrei i yōkai oraz ich wizerunków pochodzi z tamtego właśnie czasu i nadal stanowią one rdzeń japońskiej sztuki budzących grozę opowieści. Był to złoty wiek yūrei.

Jeszcze jeden żywioł wpisał się w ów idealny zbieg okoliczności, który spowodował popularność opowieści kaidan i kształtowanie się yūrei w dobie Edo – być może to najbardziej wpływowy i długofalowy z graczy, jacy włączyli się w tę szaloną modę: teatr kabuki.

 
Wesprzyj nas