Zastanawialiście się kiedyś ile książek maksymalnie da się przeczytać w życiu?
Można założyć, że wprawny czytelnik jest w stanie przeczytać jedną książkę dziennie. To byłaby, na dłuższą metę, oczywiście taśmowa lektura, niewiele mająca wspólnego z namysłem nad pięknem czytanej prozy. Wyobraźmy sobie więc czytelnika spragnionego rekordów, który nauczywszy się czytać w dzieciństwie połyka jedną książkę dziennie – dzień w dzień przez osiemdziesiąt lat. Wynik jaki uzyska niezwykle łatwo obliczyć: 80 lat mnożymy przez 365 książek. Daje to imponujący, a zarazem nierealny do osiągnięcia wynik 29.200 przeczytanych książek. Absolutne, szalone maksimum.
A coś bliższego rzeczywistości? Bardzo proszę: nie brak czytelników podejmujących wyzwanie przeczytania jednej książki tygodniowo. W skali roku to 52 tytuły. Przy systematycznym czytaniu przez 80 lat da to 4160 przeczytanych książek i wciąż mija się z realizmem. Zdarzą się lata, gdy nie wystarczy czasu na jedną pozycję tygodniowo, a i takie gdy okoliczności pozwolą na przeczytanie większej ilości, będą okresy, gdy życiowe zobowiązania odciągną nas od literatury, a i nie każdemu przytrafi się długie życie i znakomity wzrok pozwalający do późnej starości cieszyć się czytaniem. A zatem? Matematyka podpowiada, że realna liczba książek jaką przeciętna osoba, nie zajmująca się pracą w branży wydawniczej, może przeczytać przez całe swoje życie to zaledwie 2000 książek. I to jest bardzo mało. Zaledwie pięć standardowych regałów z nadstawką znanej szwedzkiej sieci meblarskiej. Żadna tam wielka biblioteka z „Pięknej i bestii” ani też z Cmentarza Zapomnianych Książek.
Natomiast w Polsce, jak podaje Biblioteka Narodowa, rocznie ukazuje się około 30.000 nowych książek, co daje mniej więcej 2500 nowych tytułów miesięcznie. A statystyka ta i tak pomija książki wydawane poza wydawnictwami czyli w ramach self-publishingu oraz te, które autorzy zdecydowali się dystrybuować w internecie tylko w wersji elektronicznej. Na tle innych krajów europejskich to niski wynik – przykładowo Wielka Brytania dobiega do niemal 200.000 nowych tytułów rocznie, Niemcy, Hiszpania, Rosja oscylują około 100.000 literackich premier. Nie ma takiego śmiałka, który przeczytałby je wszystkie. W życiu zapalonego czytelnika sztuka wyboru jest zatem kluczowa.
Wniosek? Czytajmy dobre książki, na wszystkie wartościowe pozycje i tak nie wystarczy nam czasu. ■Nikodem Maraszkiewicz
Jako nauczyciel j. polskiego w Szkole Podstawowej muszę, ze smutkiem stwierdzić, że trudno znaleźć wśród uczniów pożeracza książek, który miałby ochotę, bez przymusu, przeczytać 1 książkę w miesiącu, a co dopiero mówić o 1 na tydzień. Chociaż staram się jak mogę zaszczepić w moich podopiecznych taką miłość do książek jaką mam w sobie ja 🙂
Idę ulicą… widzę księgarnie i nie mogę się powstrzymać żeby nie wejść ,😊 no nie mogę. Serduszko mi szybciej bije na widok ślicznych okładek i na myśl o zapachu i dźwięku przerzucancych kartek. Takie moje zdrowe uzależnienie. Wchodzę więc i nie idę odrazu do konkretnego działu. Po kolei patrzę sobie na okładki. Wiem! Niby nie powinno się oceniać książki po okładce ale ja doceniam pomysłowość i pracę grafików. Zachwyca mnie nietuzinkowość. Gdy już coś wpadnie mi w oko , zaczynam czytać. Po kilku zdaniach już wiem czy książka ma w sobie coś co wciągnie mnie na amen.Taka miłość od pierwszego wejrzenia. 🙂 Książkowa miłość. Oczywiście nieraz zdarza się, że okładka jest piękna a treść niestety nie zachwyca. To może wydać się dziwne ale potrafię kupić książkę dla samej okładki. Teraz płonę 🙈 Robicie czasem tak samo? Nigdy nie kupuję i nie czytam byle czego. Od tak po prostu. Zawsze ona musi mieć to coś 🤗. Jakość a nie ilość. Czytanie ma dawać przyjemność. A czytać książke, która zachwyca wizualnie i mentalnie to przyjemność największa. Nie licze , nie ścigam się, nie patrze ile przeczytałam. Delektuję się każdą kolejną kartką. 🙂
Po 30 latach, jako doświadczony czytelnik, doszłam do takiego samego wniosku. Na początku czytelniczej drogi (czasy podstawówki) potrafiłam pochłaniać jedną książkę dziennie. Wakacje czy ferie temu sprzyjały. 😉 (od razu przypomina mi się mina Pani bibliotekarki, jak tłumaczyła mi, że mam przyjść dopiero następnego dnia, by móc oddać i wypożyczyć kolejną lekturę 😉). W liceum mordęga lekturowa – oczywiście z wyjątkami, bo czytanie “Ojca Goriot” czy “Chłopów” było przyjemnością. Wiadomo, że samymi lekturami człowiek nie żył. To wtedy pokochałam Poświatowską i Kinga (rozstrzał zainteresowań nieziemski 😉). Studia i początki kariery zawodowej, to czas kiedy zaczęłam świadomie budować własną biblioteczkę i kupować, a nie wypożyczać książki. Teraz, kiedy jestem żoną i matką, bardziej doceniam czas, jaki mam na czytanie, więc i lektury odbieram rozważnie. Wszystko zależy od nastroju, chęci czy nawet pogody za oknem. I czy jest to powieść, książka kucharska czy zbiórek dowcipów o teściowej, to mój świadomy wybór…
Po 30 latach, jako doświadczony czytelnik, doszłam do takiego samego wniosku. Na początku czytelniczej drogi (czasy podstawówki) potrafiłam pochłaniać jedną książkę dziennie. Wakacje czy ferie temu sprzyjały. 😉 (od razu przypomina mi się mina Pani bibliotekarki, jak tłumaczyła mi, że mam przyjść dopiero następnego dnia, by móc oddać i wypożyczyć kolejną lekturę 😉). W liceum mordęga lekturowa – oczywiście z wyjątkami, bo czytanie “Ojca Goriot” czy “Chłopów” było przyjemnością. Wiadomo, że samymi lekturami człowiek nie żył. To wtedy pokochałam Poświatowską i Kinga (rozstrzał zainteresowań nieziemski 😉). Studia i początki kariery zawodowej, to czas kiedy zaczęłam świadomie budować własną biblioteczkę i kupować, a nie wypożyczać książki. Teraz, kiedy jestem żoną i matką, bardziej doceniam czas, jaki mam na czytanie, więc i lektury odbieram rozważnie. Wszystko zależy od nastroju, chęci czy nawet pogody za oknem. I czy jest to powieść, książka kucharska czy zbiórek dowcipów o teściowej, to mój świadomy wybór…