“Wdowy” to kryminalna komedia, która zmienia się w odważną, wielowymiarową opowieść o napadzie z bronią w ręku, z przyjaźnią, zdradą i zemstą w tle.


WdowyHarry Rawlins jest – był – zawodowcem w każdym calu. A jednak skok na pancerny furgon, zaplanowany przez niego w najdrobniejszych szczegółach, zakończył się fiaskiem.

Policja w furgonetce, której użyto do napadu, znalazła trzy zwęglone ciała: Terry’ego Millera, Joego Pirellego i samego Harry’ego. Dolly Rawlins. Linda Pirelli. Shirley Miller. Trzy kobiety, znające się wcześniej z widzenia, owdowiały w jednym momencie.

W każdej chwili do ich drzwi może zapukać policja albo gangsterzy, którzy przejęli rewir Harry’ego. Wszyscy chcą jednego: należącego do Harry’ego niepozornego notesu, który w londyńskim półświatku może być prawdziwą bombą z opóźnionym zapłonem.

Dolly ma trzy wyjścia. Oddać notes policji, sprzedać go gangsterom albo… skorzystać z instrukcji Harry’ego i dokończyć jego dzieło. Ostatni wielki skok. Milion funtów w gotówce. Odpowiedź nasuwa się sama. Dolly potrzebuje jedynie wspólników. A raczej wspólniczek…

***

Ta książka wprowadza tyle elektryzujących momentów i zwrotów akcji, że każdy miłośnik kryminałów poczuje się bardziej niż usatysfakcjonowany.
„Library Journal”

Obecnie, gdy powszechnie dyskutuje się o równości płci i poszanowaniu granic intymności w Hollywood i miejscu pracy, nowe wydanie tej powieści wydaje się szczególnie aktualne i potrzebne. Dobry, czarny humor. Feministyczne, utrzymane w klimacie noir dziecko Thelmy i Louise oraz Ojca chrzestnego.
„Kirkus Reviews”

Pomysł petarda, obfiujący w zwroty akcji.
„Publishers Weekly”

La Plante pokazuje korzenie swoich powieści w nurcie procedur policyjnych poprzez fabułę skonstruowaną precyzyjnie jak szwajcarski zegarek, w której roi się od pełnowymiarowych bohaterów. Tym razem kryminalna komedia zmienia się w odważną, wielowymiarową opowieść o napadzie z bronią w ręku, z przyjaźnią, zdradą i zemstą w tle.
„The Strand Magazine”

Lynda La Plante
Wdowy
Przekład: Agnieszka Patrycja Wyszogrodzka-Gaik
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 17 października 2018
 
 

Wdowy


Prolog. Londyn 1984

Plan napadu był bez zarzutu; Harry Rawlins nie przygotowałby innego. Ów zamożny handlarz antykami specjalizował się w najdroższych dziełach sztuki, srebrach stołowych i biżuterii; on i jego żona Dolly tworzyli zachwycającą parę. Ludzie Harry’ego Rawlinsa darzyli tego wytrawnego przestępcę, uprawiającego między innymi proceder prania brudnych pieniędzy, głębokim szacunkiem i lojalnością. Był zimny i wyrachowany, a jako wróg zabójczo niebezpieczny. I chociaż policja podejrzewała go o spore zaangażowanie w działalność kryminalną, nie spędził za kratkami ani jednego dnia.
Plan był prosty i jak zawsze, gdy akcją dowodził Harry Rawlins, omawiano go ze szczegółami wiele razy. Czterech ludzi w kominiarkach zatrzyma pancerny furgon w ustalonym miejscu tunelu biegnącego pod ulicą Strand. Furgonetka z piekarni, prowadzona przez członka gangu, przyblokuje furgon, gwałtownie hamując tuż przed nim. Kiedy furgon stanie, trzech mężczyzn jadących za nim vanem fordem escortem wkroczy do akcji. Jeden wstrzyma ruch z tyłu i będzie mierzył do kierowców z broni, a pozostali dwaj wysadzą drzwi pancernego pojazdu, używając do tego celu wybuchowej żelatyny z podłączonym detonatorem. Dołączy do nich kierujący furgonetką z piekarni i wszyscy napełnią sobie nawzajem plecaki workami z pieniędzmi, po czym trzej uzbrojeni napastnicy pobiegną do oddalonego o czterdzieści sześć metrów wylotu z tunelu, gdzie będzie już na nich czekał samochód. Czwarty napastnik, zabezpieczający ucieczkę pozostałych, uda się następnie furgonetką z piekarni do ustalonej kryjówki.
Kiedy furgonetka z piekarni, pancerny furgon i van ford escort wjechały do tunelu pod Strandem, wszystko zdawało się przebiegać zgodnie z planem. Napastnicy, wprawni przestępcy, byli gotowi do następnego kroku. Wydarzyło się jednak coś niespodziewanego. Tuż za nimi pojawił się radiowóz ścigający młodych amatorów przejażdżki kradzionym samochodem.
Gdy zawyła syrena, spanikowany kierowca vana odwrócił się, spoglądając za siebie; dokładnie w tym samym ułamku sekundy kierowca furgonetki z piekarni, działając zgodnie z planem, wcisnął hamulec i zmusił kierowcę pancernego furgonu, by uczynił to samo. Kiedy prowadzący forda escorta odwrócił się z powrotem, było już za późno. Zarył w tył furgonu, a amatorzy jazdy kradzionym autem wjechali w tył jego vana. Niemal równoczesne zderzenia cisnęły do przodu uczestnika napadu siedzącego na miejscu pasażera. Żelatyna wypadła mu z rąk, lądując na desce rozdzielczej; wskutek eksplozji powstała kula ognia, która objęła całe wnętrze. Trzej uzbrojeni napastnicy uwięźli w samochodzie; płomienie i dym nie pozwalały otworzyć drzwi po stronie kierowcy. Nie można było dotrzeć do nich z pomocą, ale wszyscy słyszeli ich krzyk; aż wreszcie wybuchł zbiornik paliwa i eksplozja rozerwała to, co zostało z pojazdu.
W potwornym zamieszaniu, które potem nastąpiło, nikt nie zwracał uwagi na kierowcę furgonetki z piekarni. A ten przez kilka sekund patrzył na wszystko z niedowierzaniem, po czym pobiegł do swojego samochodu i wyjechał z tunelu.
Trzy zwęglone ciała z vana forda escorta przewieziono do kostnicy w Westminster. Po dwóch dniach patolog medycyny sądowej zakończył badanie i oficjalnie zidentyfikował Harry’ego Rawlinsa, Joego Pirellego i Terry’ego Millera.
Siła wybuchu żelatyny skupiła się na kierującym fordem escortem. Górna część jego ciała została dosłownie rozerwana na kawałki, czaszka tak pogruchotana, że nie sposób było ją zrekonstruować, a obie nogi spalone aż do kości. Na nadgarstku zwęglonego i zmasakrowanego przedramienia wciąż znajdował się jednak złoty rolex z niewyraźną teraz inskrypcją: „Dla Harry’ego – z miłością, Dolly – 2/12/62”.
Policja od samego początku podejrzewała, że drugie zwłoki należą do Joego Pirellego, ale jego twarz uległa tak poważnemu poparzeniu, że nie można było stwierdzić tego ze stuprocentową pewnością. Mężczyzna widniał w kartotece przestępców, nie dało się jednak zdjąć odcisków palców, ponieważ obie dłonie zostały zwęglone. Ostatecznie musiano sprowadzić odontologa, który potwierdził tożsamość zmarłego na podstawie karty stomatologicznej.
Trzykrotnie skazany Terry Miller został zidentyfikowany dzięki częściowym odciskom kciuka i nienaruszonego palca wskazującego spalonej lewej dłoni.
Trzej mężczyźni mieli żony. Teraz żony zostały wdowami.

Rozdział 1

Dolly Rawlins była w kuchni i prasowała kołnierzyk oraz mankiety koszuli, które wcześniej starannie wykrochmaliła, tak jak Harry lubił. Obok niej stał kosz ze stosem wyprasowanych prześcieradeł i powłoczek na poduszki. Wilk, mały biały pudel przyniesiony do domu przez Harry’ego po tym, jak Dolly urodziła martwego synka i runęły ich nadzieje na powiększenie rodziny, ze zwieszonym łebkiem siedział przy jej nogach. Był czujny i za każdym razem, kiedy pani się poruszyła, dreptał za nią.
Odkąd wróciła z komisariatu, Dolly prała, prasowała i wycierała kurz. Było po trzynastej. Czasami zatrzymywała się i wpatrywała w przestrzeń, czuła jednak narastający w niej ból, więc znowu brała się do pracy; robiła wszystko, cokolwiek, żeby tylko go powstrzymać. Policja nie pozwoliła jej zobaczyć ciała Harry’ego, bo za bardzo ucierpiał, tymczasem jakaś jej część odmawiała przyjęcia do wiadomości tego, co usłyszała. Okłamywali ją, była tego pewna. Harry może lada chwila wkroczyć do domu.

Linda Pirelli stała jak zamurowana w zimnej kostnicy, długie ciemne włosy okalały jej poszarzałą twarz. Żałowała, że nie ma przy niej nikogo, żałowała wielu rzeczy, ale najbardziej pragnęła, żeby to był tylko zły sen, z którego się obudzi.
– Karta stomatologiczna sugeruje, że to pani mąż, pani Pirelli, ale z uwagi na to, że nie znaleźliśmy wszystkich zębów, chcielibyśmy, żeby pani spojrzała na ciało – powiedział pracownik kostnicy. – Jedna strona twarzy nie ucierpiała tak bardzo, więc jeśli zostanie pani na miejscu, wszystko będzie dobrze. Gotowa? – Zanim Linda miała szansę odpowiedzieć, mężczyzna odciągnął białe prześcieradło.
Linda wydała stłumiony okrzyk, przysunęła dłoń do ust i zamarła. Poczuła, że coś ciepłego spływa jej po wewnętrznej stronie nogi.
– Toaleta. Muszę iść do toalety… – bełkotała cicho.
– Czy to pani mąż, Joseph Pirelli? – spytała towarzysząca jej policjantka.
– Tak. To on. A teraz proszę mnie stąd wyprowadzić – powiedziała błagalnym tonem Linda.
Policjantka wzięła ją pod ramię i delikatnie wyprowadziła z kostnicy w kierunku toalety znajdującej się w korytarzu.

Audrey, matka Shirley Miller, była zmęczona i rozdrażniona. Spojrzała zdegustowana na swoją starą, bezkształtną wełnianą sukienkę, gołe nogi i sztyblety. Kątem oka dostrzegła swoje odbicie w kuchennym oknie i zauważyła siwe odrosty na ufarbowanych na pomarańczowo włosach; musi pójść do fryzjera, jeśli ma się znowu czuć jak człowiek. I kiedy tak się gapiła na wymizerowaną siebie, słyszała płaczącą na górze córkę.
Shirley leżała na łóżku, oczy miała zaczerwienione od łez. Za każdym razem, gdy je wycierała, zaczynała płakać od nowa i raz po raz powtarzała jego imię.
– Terry… Terry… Terry… – skrzeczała i przyciskała do piersi oprawioną w ramkę fotografię męża.
Audrey zaniosła jej gorące mleko i tost z masłem, ale Shirley nawet ich nie tknęła, więc matka sama się posiliła. Spojrzała na małe zdjęcie Terry’ego oprawione w srebrną ramkę, które Shirley ściskała w dłoni. Siedząc na krawędzi łóżka, kobieta przyglądała się pięknej córce, dumie swojego życia. Shirley była olśniewającą młodą kobietą, apetycznie krągłą, z naturalnymi blond włosami sięgającymi tuż poniżej ramion. Miała cudowny temperament, była ufna i tylko jeden raz sprzeciwiła się Audrey – wtedy, gdy wyszła za Terry’ego Millera. Przejdzie jej, pomyślała Audrey. Z czasem znowu będzie sobą. Na razie jednak należało pozwolić jej się wypłakać.

O czternastej Dolly zaciągnęła siebie i wyprasowaną bieliznę na piętro w jej nienagannym domu w Potters Bar. Senny Wilk szedł za nią. Zwykle sypiał w salonie na grubym perskim dywanie przed zdobnym kominkiem. Na półce nad kominkiem stały zdjęcia dokumentujące życie Dolly i Harry’ego: ich ślub w urzędzie stanu cywilnego w Chelsea – Dolly miała na sobie kostium od Chanel i trzymała bukiecik białych róż; miesiąc miodowy w Paryżu; każdą rocznicę ślubu, Boże Narodzenia i bale charytatywne, w których młodzi uczestniczyli po ślubie.
Zimą otwarte palenisko ogrzewało ciałko Wilka, latem zaś pies rozkoszował się chłodnym powietrzem wpadającym do pokoju przez otwarte okna. Kiedy jednak Harry wybywał w interesach, Wilk zawsze kulił się obok Dolly na kanapie z czerwonego aksamitu ozdobionej złotymi frędzlami.
Dolly otworzyła drzwi sypialni. W środku lampka nocna rzucała ciepłe światło na nieskazitelny pokój, odpowiednio dobrane zasłony, narzuta i poduszki prezentowały się schludnie i porządnie, wszystko znajdowało się na swoim miejscu. Odstawiwszy kosz z bielizną na podłogę, Dolly wsunęła dłoń do kieszeni fartucha i zapaliła setnego tego dnia papierosa. Kiedy zaciągnęła się dymem, poczuła, że serce zabiło ciężko w jej piersi. Wróciła na dół, otworzyła mahoniowe drzwiczki szafki ze sprzętem grającym, włączyła gramofon i delikatnie opuściła igłę na płytę, która leżała już na talerzu. Puszczała ją raz po raz, odkąd wróciła z komisariatu; głęboki, pełny głos Kathleen Ferrier śpiewającej Life Without Death zdawał się ją koić.
Siedziała w salonie i paliła papierosy, a Wilk kulił się obok niej. Przesiedziała tu całą noc. Nie płakała, nie potrafiła – czuła się, jakby ktoś pozbawił ją wszelkich emocji. Myślała o poranku sprzed dwóch dni, kiedy Harry pocałował ją na do widzenia. Powiedział, że wyprawa po zakup nowych antyków zajmie mu tylko kilka dni. Tęskniła za nim w każdej minucie jego nieobecności. W przeddzień jego powrotu szykowała wieczorem lazanie – Harry lubił chrupiący ser na makaronie – wtedy usłyszała dzwonek. Wytarła ręce w ścierkę, a Wilk zaszczekał i rzucił się w stronę mahoniowych drzwi z metalowymi okuciami. Poszła za nim do przedpokoju i zamarła. Za witrażowym oknem majaczyły dwie ciemne sylwetki. Dzwonek rozległ się ponownie.
Policjanci okazali legitymacje i spytali, czy mąż jest w domu. Przedstawiciele prawa pukali już do ich drzwi kilkakrotnie, więc Dolly natychmiast zrobiła się czujna i odpowiedziała wymijająco, że Harry wybył w interesach. Oni zaś kazali jej włożyć buty i płaszcz i udać się z nimi do komisariatu, żeby zidentyfikowała coś, co ich zdaniem należało do jej męża. W radiowozie nie starali się być pomocni i nie odpowiadali na pytania, co ją przeraziło. A jeśli aresztowali Harry’ego? Postanowiła nic nie mówić i o nic nie pytać do czasu, gdy dowie się czegoś więcej.
W komisariacie zabrali ją do zimnego pustego pokoju, w którym znajdowały się tylko stół z blatem z laminatu i cztery twarde krzesła. Umundurowana policjantka stanęła przy Dolly, a detektyw podał Dolly foliowy woreczek ze złotym roleksem z cyferblatem wysadzanym brylantami. Kiedy próbowała otworzyć woreczek, wyrwał jej go z rąk.
– Nie wolno! – warknął. Wciągnął białe gumowe rękawiczki, wyjął zegarek z woreczka i odwrócił, żeby pokazać zamazaną inskrypcję na kopercie.
– Dla Harry’ego – z miłością, Dolly – drugi grudnia sześćdziesiątego drugiego – szepnęła Dolly. Jakimś cudem udało się jej zapanować nad sobą. – To zegarek mojego męża – powiedziała. – Należał do Harry’ego.
Jej świat runął.
– Zdjęliśmy go z ręki nieżyjącego człowieka. – Detektyw zamilkł i przyglądał się jej reakcji. – Z nadgarstka zwęglonych zwłok.
Dolly chwyciła zegarek i zaczęła się cofać, aż zatrzymała się przy ścianie. Policjantka rzuciła się za nią z wyciągniętą ręką.
– To dowód! – oznajmiła. – Proszę to natychmiast oddać!
Dolly trzymała zegarek z całej siły. Z powodu szoku zatraciła wszelkie zahamowania.
– Kłamiecie! – pisnęła. – On żyje. Żyje!
Gdy wyrwano cenny zegarek z jej dłoni, syknęła:
– Chcę go zobaczyć. Muszę go zobaczyć!
Policjantka miała tego dość.
– Nie ma już czego oglądać – poinformowała ją beznamiętnie.
Wieziona radiowozem do domu Dolly powtarzała sobie, że to nie mógł być Harry, chociaż jakiś wewnętrzny głos szeptał jej… Sprezentowała mu ten zegarek w dziesiątą rocznicę ślubu. Pocałował ją i obiecał jej, że nigdy go nie zdejmie. Dolly podobało się to, jak na niego patrzył; prostował przed sobą rękę, obracał nadgarstek i przyglądał się, jak brylanty odbijają światło. Nigdy się nie rozstawał ze swoim roleksem – nawet w łóżku. Na kolejną rocznicę kupiła mu złotą zapalniczkę Dunhilla z wygrawerowanymi jego inicjałami. Zaśmiał się i oznajmił, że ją również zawsze będzie nosił przy sobie.
Nie potrafiła zaakceptować tego, że nie wróci do domu.

Audrey zaplanowała pogrzeb Terry’ego. To była cicha rodzinna uroczystość, zebrani wypili kilka drinków za domem, nic nadzwyczajnego; poza tym Shirley była w takim stanie, że tylko w ten sposób Audrey zdołała skłonić ją do ubrania się.
Greg, brat Shirley, punk, starał się z całych sił, ale był jeszcze bardzo młody i nie potrafił poradzić sobie z emocjami starszej siostry. Gdy Shirley próbowała wskoczyć do grobu za trumną, poczuł się tak zażenowany, że oddalił się i dołączył do zupełnie innej i znacznie bardziej dystyngowanej grupy żałobników.
Nie zamówiono jeszcze kamienia nagrobnego, ponieważ Audrey nie lubiła prosić o pieniądze, ale planowała coś zorganizować, kiedy Shirley znowu stanie na nogi. Łączyła wielkie nadzieje z powrotem Shirley do grona królowych piękności; z jej olśniewającym wyglądem mogła śmiało startować do tytułu Miss Anglii. Audrey zgłosiła już córkę do udziału w konkursie Miss Paddington… Przekaże jej tę wiadomość później, kiedy Shirley przestanie tak dużo płakać.

Linda znajdowała się w salonie zatłoczonego mieszkania komunalnego starszych państwa Pirellich. Zaproszono na pogrzeb i stypę wszystkich krewnych Joego, którzy zawodzili i rozmawiali w potoczystym włoskim, ubrani od stóp do głów w czerń. Jej teściowa, mama Pirelli, gotowała przez kilka dni i szykowała ucztę – na stole znalazły się makarony, pizza, salami, czego dusza zapragnie. Linda była sierotą pozbawioną rodziny, którą mogłaby zaprosić. Jeśli chodzi o przyjaciół, ludzie z salonu gier, gdzie pracowała, nie znali Joego, więc teraz Linda upijała się samotnie. Czuła, że goście ją obserwują i kręcą głowami na widok jaskrawoczerwonej sukienki. Nie przejmowała się tym.
Powiodła wzrokiem po morzu załzawionych twarzy i nagle dostrzegła w głębi pokoju kobietę, tę blond dziwkę, którą widziała z Joem kilka tygodni wcześniej. Dysząc z wściekłości, przecisnęła się między gośćmi i dopadła do szlochającej blondynki.
– Kto cię tu zaprosił, do diabła?! – wrzasnęła.
Już ona zadba o to, żeby miała odpowiednie wspomnienia! Wylała na dziewczynę wino z jej kieliszka i prawie się na nią rzuciła z pięściami, ale Gino, młodszy brat Joego, odciągnął ją w samą porę. Trzymał ją mocno, gdy łkała, i szeptał jej do ucha słowa pocieszenia, a równocześnie przypadkiem położył dłoń na jej prawej piersi.

Pogrążona w bólu Dolly Rawlins prawie nic nie jadła. Odnosiła wrażenie, że dzień zlał się z nocą, ale jakby działając na autopilocie, zgodziła się pochować męża. Siedziała w salonie w eleganckim czarnym kostiumie i czarnym kapeluszu z małą woalką. Gładziła co chwila czarne rękawiczki z koźlej skórki, pod którą wyczuwała kształty obrączki i pierścionka zaręczynowego. Wilk siedział na kanapie obok niej, przywarłszy ciepłym ciałkiem do jej biodra.
Nawet tego dnia Dolly była niebywale opanowaną osobą. Nienagannie uczesała rudoblond włosy, umalowała się dyskretnie i zachowywała się jak rasowa bizneswoman. Postanowiła nie dzielić z nikim swojego jak najdogłębniej osobistego smutku. Nikt nie potrafiłby jej zrozumieć i ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła, było usłyszeć od kogoś sugestię, że ją rozumie.

Związek Dolly z Harrym był wyjątkowy. Poznali się, kiedy prowadziła odziedziczony po ojcu stragan z antykami i starociami przy Petticoat Lane, ale to nie wystrzałowy jaguar E-type, atrakcyjna prezencja i urok pociągały ją w Harrym, chociaż też zwróciła na nie uwagę. Nie, ich związek sięgał znacznie głębiej.
Gdy Harry się jej oświadczył i podarował pierścionek z brylantem, prawie nie mogła oddychać. Matce Harry’ego, Iris, też zaparło dech, ale z zupełnie innych powodów. Nie mogła uwierzyć, że jej syn chce poślubić dziewczynę, w której ona dostrzegała pospolitą łowczynię majątku. Iris samotnie wychowywała syna, ponieważ jego ojciec trafił do więzienia za rabunek z bronią w ręku i krótko po wyjściu na wolność zmarł na raka. Założyła świetnie prosperujący – i najwyraźniej legalny – antykwariat, zadbała o zapewnienie Harry’emu dobrego wykształcenia i licznych podróży, w czasie których poszerzał wiedzę o starych dziełach sztuki, srebrach i drogocennych kamieniach. Gdy Harry przejął prowadzenie firmy, Iris zmagała się z artretyzmem oraz obezwładniającymi ją migrenami i była gotowa odejść na emeryturę. Jej ostatnim marzeniem związanym z jedynym dzieckiem było to, by syn poślubił zamożną kobietę z klasą i koneksjami. Harry po raz pierwszy postąpił wbrew matce.
Dolly nigdy nie wspomniała Harry’emu o dniu, w którym odwiedziła Iris w eleganckim mieszkaniu w St John’s Wood, kupionym przez kochającego syna. W tamtym czasie nie tak elegancka Dolly nie odpowiadała też wyobrażeniu Iris o aroganckiej blondynce. Owszem, była atrakcyjna, dość barczysta jak na kobietę i miała ręce, które zaznały pracy, niemniej okazała się również skromna, kobieca i mówiła cicho. Iris uspokoiła się i zaproponowała herbatę.
– Nie trzeba, dziękuję, pani Rawlins – odparła Dolly.
Iris skrzywiła się na dźwięk akcentu z East Endu.
– Chcę tylko pani powiedzieć, że kocham Harry’ego i bez względu na to, czy się to pani podoba, czy nie, pobierzemy się. Pani ciągła dezaprobata i pogróżki tylko nas do siebie zbliżają, ponieważ on mnie kocha i potrzebuje. – Dolly przerwała, żeby Iris mogła odpowiedzieć, przeprosić, jeżeli miała choć odrobinę rozsądku.
Iris tylko zmierzyła Dolly od stóp do głów i prychnęła, patrząc na jej pospolity strój i pozbawione finezji buty na płaskim obcasie.
Dolly wzruszyła ramionami i ciągnęła:
– Mój tata handlował antykami i znał pani męża, więc proszę sobie darować to puszenie się. Wszyscy wiedzą, że upłynniał kradziony towar i odsiedział dziesięć lat w Pentonville za rabunek z bronią w ręku. Wszyscy wiedzą też, że kontynuowała pani jego działalność w czasie, kiedy on odbywał karę. Bądźmy szczere, miała pani szczęście, że uszło to pani na sucho.
Jeszcze nikt nie rozmawiał z Iris w ten sposób.
– Jesteś w ciąży? – spytała zszokowana.
Dolly wygładziła spódnicę ołówkową.
– Nie, pani Rawlins, nie jestem, ale chciałabym założyć rodzinę, a jeśli chce pani do niej należeć, proszę zasznurować usta. Pobierzemy się z Harrym, z pani przyzwoleniem lub bez niego, a pani groźby, że wyruguje go pani z branży, kojarzą mi się z odmrażaniem sobie uszu na złość babci. – Dolly odwróciła się w stronę wyjścia. – Trafię do drzwi.
– Jeżeli zależy ci na pieniądzach – odezwała się Iris – natychmiast wypiszę czek. Podaj tylko kwotę.
Dolly uniosła lewą dłoń z pierścionkiem zaręczynowym z brylantem.
– Zależy mi na obrączce do pary, bo nie ma pani dość pieniędzy, żeby mnie przekupić. On jest wszystkim, czego pragnę, i zamierzam go uszczęśliwić. Jak już powiedziałam, może pani być częścią naszego życia. Decyzja należy do pani.
Dolly po raz kolejny ruszyła w stronę wyjścia. I po raz kolejny słowa Iris kazały się jej zatrzymać.
– Jeżeli myślisz o prowadzeniu firmy z Harrym, lepiej pozbądź się tego pospolitego akcentu.
– Taki mam zamiar, pani Rawlins. – Dolly zerknęła przez ramię i popatrzyła Iris prosto w oczy. – Tak jak udało się to pani.

 
Wesprzyj nas