“Uwaga, szpieg! Dzieje wywiadu od Noego do Bonda” to historia służb wywiadowczych od biblijnych szpiegów po elektroniczną inwigilację.


Uwaga, szpiegZ czym zazwyczaj kojarzymy wywiad? Z szantażem, kradzieżą, zabójstwami, walką i innymi niezbyt miłymi działaniami.

Tymczasem autor tej swobodnej, niekiedy żartobliwej lub złośliwej opowieści o dziejach szpiegostwa przypomina jednak, że zrodziło się ono z naturalnej, bynajmniej nie nagannej potrzeby bezpieczeństwa. Tak było u zarania wywiadu, gdy Noe wypuszczał na zwiady ptaki, tak jest i dziś, gdy satelity rozpoznawcze śledzą ruchy wojsk.

Według Tadeusza Kisielewskiego stałe od tysiącleci są też podstawowe procedury i techniki szpiegowskie, ukazuje nam zatem te działania, w których najlepiej przejawia się natura wywiadu.

Autor między innymi szczegółowo przedstawia powstanie pierwszych w nowożytnej cywilizacji zachodniej struktur wywiadowczych – papieskiej i angielskiej – oraz pierwszego wywiadu Stanów Zjednoczonych.

Ujawnia rolę polskich oficerów w szkoleniu agentów SOE i OSS oraz wnikliwie rozwija temat polsko-japońskiej współpracy na tym polu w latach 1904–1944. Przypomina też czasy, gdy dwa narody – polski i żydowski – nie miały własnego państwa, ale miały znakomicie działający wywiad.

Dr Tadeusz A. Kisielewski jest niezależnym analitykiem stosunków międzynarodowych, zajmuje się globalną geopolityką i geostrategią. Autor licznych prac z tego zakresu, m.in. Nowy konflikt globalny (1993), Schyłek Rosji (REBIS 2007), Wojna imperium. Większy Bliski Wschód w amerykańskiej wojnie z terroryzmem (2008), Nafta znowu zmieni świat (REBIS 2013), Przesmyk suwalskim (REBIS 2017). REBIS wydał też jego głośne bestsellery: Zamach, Zabójcy, Gibraltar i Katyń, Po zamachu, w których m.in. dowiódł, że gen. Sikorski nie zginął w wypadku, oraz takie poczytne książki jak Churchill – najlepszy sojusznik Polski? czy Janczarzy Berlinga.

Tadeusz A. Kisielewski
Uwaga, szpieg! Dzieje wywiadu od Noego do Bonda
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 18 września 2018
 
 

Uwaga, szpieg


WSTĘP

Co to jest wywiad i czym się zajmuje? Historyk wywiadu William H. Sherman przytacza kilka definicji tej działalności:
 
Punktem wyjścia musi być sam termin „wywiad” [intelligence]. Tym, którzy nie należą do społeczności wywiadowczej, termin ten zapewne przywodzi na myśl śmiałe tajne operacje. Skojarzony on został ze szpiegowaniem w epoce elżbietańskiej. Ale ponieważ szpiegostwo jest tylko małą częścią procesu wywiadowczego i przyciąga przesadną uwagę, chcę zawęzić to skojarzenie. The Dictionary of United States Military Terms for Joint Usage określa wywiad jako „rezultat zbierania, oceny, analizy, integracji i interpretacji wszystkich osiągalnych informacji dotyczących […] obcych państw lub […] obszarów operacji, który ma lub może mieć znaczenie w planowaniu [politycznym lub militarnym – T.A.K.]”. Ransome określa to prościej: „Pogoń za informacjami wywiadowczymi jest pogonią za informacjami potrzebnymi do podjęcia decyzji lub działania”. A Sherman Kent jeszcze prościej: „Wywiad jest wiedzą potrzebną w praktycznej stronie podejmowania działań”1.
 
Bez obawy – w tej książce nie będę się zajmował teoretyzowaniem (może tylko raz czy dwa…), lecz pokażę wywiad w działaniu i słupy milowe w jego rozwoju. Na początek jednak dobrze jest wiedzieć, że działalność wywiadowcza to nie tylko szpiegowanie, czyli śledzenie ludzi, rozpoznawanie terenu i wykradanie informacji – to jedynie faza zdobywania wszelkiego rodzaju ważnych informacji, po której następują kolejne, które wyliczył cytowany przez Shermana słownik: „ocena, analiza, integracja i interpretacja wszystkich osiągalnych informacji”. Tym się nie zajmują narażający zdrowie, wolność i życie agenci czy funkcjonariusze operacyjni, lecz hordy analityków w zaciszach gabinetów, niejednokrotnie zwabionych tam z uniwersyteckich katedr, na etat lub doraźnie, jeśli akurat ojczyzna jest w potrzebie.
W opublikowanym w 1832 roku dziele O wojnie2 Carl von Clausewitz uznał poprawne – czyli skuteczne – prowadzenie wojny za dziedzinę naukową.
Uprawianie wywiadu jest zaś sztuką, której znaczenie dla przebiegu i wyniku wojny pruski generał ignorował, a nawet bezpardonowo dezawuował. Nauka Clausewitza jest oparta na brutalnej sile, natomiast sztuka wywiadowcza jest subtelna, wyrafinowana, chociaż nie wyklucza odwołania się do siły, gdy zawiodą inne metody. Tak, to jest właściwe określenie: konieczność użycia siły dowodzi, że w konkretnej sytuacji zawiodły inteligencja, spryt, przekupstwo i inne aspekty soft power. Podobnie rzecz się ma z kontrwywiadem: sztuką jest tajne kontrolowanie wykrytego szpiega, a porażką – jego przedwczesne zatrzymanie. To potrafi każdy policjant.
 
W niektórych swoich poprzednich książkach poświęciłem różnym służbom wywiadowczym i różnym aspektom ich działania sporo akapitów; wiele z nich włączyłem do obecnej narracji, gdyż okazały się przydatne. Nie są one graficznie wyróżnione, tym bardziej że na potrzeby tej książki nieco lub znacznie je zmodyfikowałem. Jedynie rozdziały trzynasty (częściowo), czternasty (również częściowo) i krótki piętnasty są pełnymi autocytatami, co uwidoczniam w dotyczących ich przypisach.
Dziękuję redaktorowi naczelnemu magazynu „Historia Do Rzeczy”, panu Piotrowi Zychowiczowi, za uprzejmą zgodę na przedruk nieco skróconych na potrzeby tej książki dwóch artykułów mojego autorstwa, stanowiących integralne części dwóch rozdziałów. Zostało to zaznaczone w odpowiednich przypisach.

[1] William H. Sherman, Research Intelligence in Early Modern England, Central Intelligence Agency, Center for the Study of Intelligence, Studies Archive, t. 37, nr 7, https://www.cia.gov/library/center-for-the-study-of-intelligence/kent-csi/vol37no4/html/v37i4a08p_0001.htm.
[2] Carl von Clausewitz, O wojnie, Mireki, Łódź 2010.

ROZDZIAŁ 1

Wedle Biblii…

Czy jest inne zwierzę, które mogłoby zastąpić trzy małpki jako symbol działalności wywiadowczej (pierwotnie było ich cztery, ale jedna się zbuntowała i bodaj w XVII wieku za karę usunięto ją z japońskiego kanonu)? Owszem, gdyby zamiast kryterium filozoficznego przyjąć chronologiczne, mogłyby nim być kruk i gołębica.
Wedle jednego ze współczesnych pijackich hymnów
 
Przez dni czterdzieści padał deszcz, Pan ziemię wodą raził,
Przez dni czterdzieści Noe pił, spod beczki nie wyłaził.
 
Niezależnie od tego, co i jak długo patriarcha pił, to jeśli trzymać się Biblii, był wystarczająco trzeźwy i inteligentny (intelligent, intelligence!), aby czterdziestego dnia, gdy ludzkie oko wciąż mogło dojrzeć wokół tylko bezmiar wód, wysłać na zwiady kruka1, „który wylatywał i wracał, aż wyschły wody na ziemi”. Następnie Noe wysłał gołębicę2, co jest pierwszym, choć legendarnym przekazem o weryfikowaniu informacji przez inne źródło (dziwne, że nie spostrzegł tego żaden historyk wywiadu spośród tych, których dzieła znam…). Gołębica także wróciła do arki, nie znalazłszy nigdzie suchego lądu. Po siedmiu dniach Noe znów wysłał ją na zwiady i tym razem ptak wrócił z gałązką oliwną w dziobie. Był to nieomylny znak, że wody odsłoniły przynajmniej korony drzew. Upłynęło kolejne siedem dni i gołębica jeszcze raz została wysłana na rekonesans. Tym razem już nie wróciła. Noe mógł się z wolna szykować do opuszczenia arki.
Arcybiskup Armagh James Ussher wyznaczył w XVII wieku – na podstawie biblijnych genealogii – datę potopu na 2349 rok p.n.e. Z kolei według chronologii biblijnej opracowanej w 1904 roku przez Eduarda Meyera (wedle Biblii Bóg stworzył Adama w 4026 roku p.n.e.; nie rozumiem, skąd się w takim razie wziął kalendarz żydowski, według którego mamy teraz rok 5777) potop nastąpił w 2370 roku p.n.e. Natomiast Walter Pitman i William Ryan, geolodzy z Lamont-Doherty Earth Observatory na Uniwersytecie Columbia, twierdzą, że do potopu doszło około 7600 lat temu3. Nie zamierzam roztrząsać ani tym bardziej rozstrzygać kwestii daty potopu – istotne jest tu tylko to, że starożytni i ich biblijni dziejopisarze mieli pojęcie o jednej z kardynalnych zasad funkcjonowania wywiadu – „sprawdzaj!”. Spójrzmy zatem na kolejny chronologicznie, pomijany przez historyków, przekaz o istnieniu szpiegostwa w bardzo dawnych czasach.
Jak podaje Stary Testament, patriarcha Józef za młodu został sprzedany przez braci w egipską niewolę, jednak udało mu się w niej osiągnąć dość wpływowe stanowisko zarządcy majątku Putyfara, dowódcy straży przybocznej faraona. Kiedy po latach jego bracia przybyli do Egiptu, by kupić żywność podczas klęski głodu, nie poznali Józefa, lecz on poznał ich. Niemniej, obawiając się dekonspiracji i dążąc do ich unieszkodliwienia, zadenuncjował ich jako szpiegów. Ten szczegół przekazu dowodzi, że profesja ta była znana już tysiące lat temu.
Zresztą sam Józef stał się swego rodzaju szpiegiem Izraelitów w państwie faraonów. Wcześniej zaś, w rodzinnych stronach, donosił ojcu o złych uczynkach braci i starał się nad nich wywyższyć. A kiedy – fałszywie oskarżony o próbę gwałtu przez żonę Putyfara, której zaloty odrzucił – został uwięziony (każdy dobry uczynek będzie ukarany), przełożony więzienia „powierzył mu nadzór” nad więźniami, czyli mianował go kimś w rodzaju kapo. W każdym razie postać Józefa ani nie jest zbyt sympatyczna, ani nie wiąże się z rozwinięciem biblijnego wątku szpiegowskiego. Z tym mamy do czynienia znacznie później i doprawdy jest to bardzo pouczające.
Wszyscy pamiętamy z lektury Starego Testamentu, że Mojżesz wyprowadził swój lud z domu egipskiej niewoli, a następnie wodził go po pustkowiach przez czterdzieści lat. Niewielu jednak pamięta, że stało się to za sprawą nieprofesjonalnych agentów wywiadu.
Mojżesz zatrzymał pochód na granicy Ziemi Obiecanej i nakazał naczelnikom każdego z dwunastu plemion, aby przeniknęli do Kanaanu i wrócili z informacjami, jaki on jest. Przede wszystkim zaś mieli przynieść dowody, że jest to „ziemia mlekiem i miodem płynąca”. Przez czterdzieści dni szpiedzy penetrowali Kanaan, po czym wrócili z wiadomościami dotyczącymi miast, liczby ludności, urodzajności ziemi i z próbkami owoców. Relacje wszystkich dwunastu wywiadowców były zgodne. Kontrowersja powstała wokół interpretacji materiału wywiadowczego.
Dziesięciu szpiegów utrzymywało, że ludzie zamieszkujący Ziemię Obiecaną są tak silni fizycznie i tak dobrze zorganizowani, że Izraelici nie mieliby szans ich pokonać. Domagali się też ukamienowania dwóch pozostałych kolegów (Kaleba i Jozuego), którzy – będąc odmiennego zdania – optowali za inwazją na Kanaan. Uratowała ich interwencja boska.
Mojżesz obawiał się, że karą za małą wiarę będzie utrata przez Izraelitów statusu narodu wybranego, lecz Jahwe dał się ubłagać i wyznaczył łagodniejszą karę: za każdy dzień pobytu szpiegów w Kanaanie lud Izraela miał się przez rok błąkać po pustyni, a osoby powyżej dwudziestego roku życia (w tym sam Mojżesz; jednak z wyjątkiem Kaleba i Jozuego) miały nigdy nie ujrzeć Ziemi Obiecanej. Jak wynika z kalendarza, kara – jeśli ją odnieść wyłącznie do misji szpiegów – była 365 razy surowsza od przewiny (a biorąc pod uwagę lata przestępne, jeszcze sroższa).
Od dość dawna istnieją w teorii i praktyce wywiadu dwie szkoły. Pierwsza – brytyjska – mówi, że poszczególne wydziały agencji wywiadu (lub kilka agencji) powinny najpierw uzgodnić wspólną interpretację materiału wywiadowczego i dopiero wtedy przedstawić ją nadrzędnym czynnikom politycznym. Według drugiej – amerykańskiej – to politycy powinni określić, którą z dwóch (lub więcej) wersji syntezy należy uznać za bardziej wiarygodną. Problem polega na tym, że politycy mogą wybrać tę wersję, która jest dla nich wygodniejsza, choć niekoniecznie prawdziwa. Wskazywałoby to, że postępowanie wedle zasad pierwszej szkoły jest bardziej racjonalne. Jednak i tutaj kryje się pułapka. Już w jednej agencji wywiadowczej zwykle ścierają się różne poglądy i ambicje, a w wypadku dwóch lub więcej jest to regułą. Nigdy więc nie jest pewne, czy uzgodniona wspólna interpretacja danych wywiadowczych nie jest przypadkiem zgniłym kompromisem, który pomija ważne, choć kontrowersyjne opinie niektórych analityków. W rezultacie politycy otrzymają niepełny, a czasem nawet zupełnie nieprawdziwy obraz sytuacji i błędną podstawę podejmowania decyzji. Tego dylematu dwóch szkół nie udało się rozwiązać i w praktyce obraz ów podlega czynnikom subiektywnym.
Z misji szpiegowskiej nakazanej przez Mojżesza płynie również taka nauka, że wysokie stanowisko polityczne nie może być jedynym tytułem do pełnienia służby w wywiadzie.
Mojżesz posyłał szpiegów jeszcze trzykrotnie, częściowo w celach dyplomatycznych, do króla Edomu (Lb 20,14), do króla Amorytów Sichona (Lb 21,21) oraz celem zbadania wsi Jazer (Lb 21,32). Plemię Dana posłało pięciu szpiegów, aby przeszukiwali i badali ziemię […], gdyż aż do tego dnia nie została mu wydzielona ziemia wśród pokoleń izraelskich (Sdz 18,1-2)4.
 
Teraz zajmiemy się dalszym ciągiem tej opowieści, zaznaczając, że dopiero właśnie od tego momentu znani mi historycy rozpoczynają pisanie historii wywiadu, przy czym rzadko poświęcają jej głębszą analizę.
Minęło czterdzieści lat i Izraelici znów zbliżyli się do granicy Ziemi Obiecanej i założyli obóz. Było to około 1200 roku p.n.e., gdy przygotowywali się do zdobycia istniejącego już wtedy od tysiącleci Jerycha. Teraz ich wodzem był Jozue i sprawa została rozegrana profesjonalnie. Jozue wezwał dwóch ludzi (ich imion nie znamy) i wydał im prosty rozkaz: „Idźcie, obejrzyjcie ziemię i Jerycho”. Skoro było ich tylko dwóch i wystarczyła im tak zwięzła dyspozycja, to najprawdopodobniej byli przeszkolonymi agentami. Jednak nawet tacy czasami idą na łatwiznę albo też ulegają pokusom.
Żyła wówczas w Jerychu kobieta imieniem Rachab, według midraszy, żydowskich komentarzy biblijnych, jedna z czterech najpiękniejszych kobiet na świecie obok Sary, Abigail i Estery. Babiloński Talmud twierdzi nawet, że pożądał jej każdy, kto wymówił jej imię. A imię to było wieloznaczne, co ma znaczenie przede wszystkim dla żydowskich teologów, najwyraźniej idealizujących ją i jej sposób zarabiania na życie. Jak pisze jednak amerykański teolog Jerome F.D. Creach,
Opowieść ta utkana jest licznymi insynuacjami, które są siłą napędową intrygi. Samo imię Rachab może w zamierzeniu wywoływać uwodzicielskie i prowokacyjne obrazy. Semicki rdzeń rhb5, który znaczy „otwierać” (stąd formy rzeczownikowe, które znaczą „otwarte miejsce” lub „szerokie miejsce”), jest używany w ugaryckim6 materiale epickim w odniesieniu do żeńskich genitaliów. Ten sam termin wiąże się z seksualną niewłaściwością w Starym Testamencie (Iz 57,8; Ez 16,24.31). Poszlaka ta prowadzi Ellen Davis do sugestii, że imię to było „żartem starego żołnierza” (Critical Traditioning7, s. 743). To znaczy, że owo określenie było humorystycznie równie odpowiednie dla profesji tej kobiety, jak nazwanie właściciela zakładu pogrzebowego „Kopaczem”. Być może z tego powodu Talmud Babiloński mówi, że każde wspomnienie imienia Rachab mogło wywołać u mówiącego pobudzenie seksualne (traktat Megillah 15a). Jeśli jednak skojarzenie z imieniem Rachab jest poprawne, to humor jest ironiczny. […]
Chociaż znaczenie imienia Rachab i jego możliwe skojarzenie z prostytucją nie są pewne, to jasne aluzje do aktywności seksualnej pomagają napędzać narrację. W otwierającym wersie wyrażenia „wstąpili” (dosłownie „weszli”) i „spędzili noc”8 (dosłownie „legli”), które są czasami używane jako omówienia stosunku płciowego, czynią aluzję do intymnej sprawy między Rachab i izraelickimi szpiegami. W rzeczywistości wers 1. stwierdza tylko, że wywiadowcy weszli do domu Rachab (porównaj Sdz 16,1), stwarzając niejasność w kwestii, czy stali się, czy też nie klientami Rachab. Jasne jest to, że Rachab sprawiła, że wysłannicy króla uwierzyli, iż [szpiedzy] byli jej klientami, uzyskując w ten sposób przewagę nad królem. […]
Późniejsi interpretatorzy, których uwierała tożsamość Rachab prostytutki, próbowali tonować obraźliwość jej zawodu, nazywając ją właścicielką ziemską (aramejska wersja Targumu), właścicielką zajazdu (Josephus, Antiquities of the Jews 5.1.2)9 lub handlarką wyrobami (średniowieczny egzegeta Rashdi, aby dać taką interpretację, posłużył się podobieństwem słów „prostytutka”, po hebrajsku zonah, i „wyroby”, zwn)10.
 
Dalej Creach roztrząsa jeszcze kwestię, czy Rachab mogła uprawiać prostytucję świątynną (w co powątpiewa), ale poprzestanę na tym długim cytacie. Zamieściłem go tu, aby nieco szerzej rozwinąć i lepiej naświetlić prawdziwość lub fałsz odwiecznego powiedzenia, że dwa najstarsze zawody świata to prostytutka i szpieg. Jest to przykład tym cenniejszy, że – jak zaraz zobaczymy – zawiera nie tylko pierwsze znane współdziałanie obu tych profesji, lecz również kilka innych aspektów, które powtarzają się przez tysiąclecia w działalności wywiadów.
Obóz Izraelitów dzieliło od Jerycha jedenaście kilometrów. Dwaj wywiadowcy nie powinni byli zatem być nadmiernie zmęczeni marszem, niemniej od razu po przekroczeniu murów miasta weszli do domu Rachab. Na pewno był to zajazd, a najprawdopodobniej także burdel, gdyż w owych czasach (także o wiele później) zajazdy zwykle pełniły obie te funkcje. Nie wiadomo, czy zamierzali poprzestać na podsłuchaniu rozmów w zajeździe, czy tylko odpocząć przed penetrowaniem miasta i okolicy wedle rozkazu Jozuego. Interpretator Biblii Robert G. Boling trzeźwo (?) zapytuje: „Gdzie lepiej zdobywać informacje niż w barze?”11. W każdym razie wywiadowcy zapytani o miejsce postoju mogliby odrzec słowami François Villona: „W bordelu, kędy godne mamy leże”.
Przybytek Rachab znajdował się w ciągu murów Jerycha – jedna z jego ścian stanowiła fragment muru miejskiego. Trudno więc stwierdzić, czy wywiadowcy w krótkim czasie, jaki upłynął od przekroczenia bramy miejskiej do zawitania w zajeździe, zdążyli się zachować w sposób zwracający na nich uwagę, czy też w zajeździe był królewski szpicel (funkcjonariusz kontrwywiadu, jak byśmy dziś powiedzieli), który meldował o wszystkich przybyszach. W każdym razie król szybko otrzymał informację, że w domu Rachab są izraeliccy szpiedzy, i wysłał swoich ludzi, aby ich pojmali.
Rachab oświadczyła, że dwóch podejrzanych osobników istotnie było jej klientami, ale zdążyli już opuścić miasto, i zachęciła królewskich wysłanników do wszczęcia pogoni. Tymczasem zaś ukryła szpiegów pod łodygami lnu, które suszyły się na płaskim dachu. Królewscy ludzie rzeczywiście ruszyli w pogoń, a bramy miasta zostały zamknięte. Wtedy Rachab wspięła się na dach i zawarła z wywiadowcami układ.
Zaczęła od powiadomienia ich, że ludność Jerycha (łącznie z nią) popadła w przerażenie, gdy się dowiedziała, że Bóg oddał ich ziemie Izraelitom. Była to najważniejsza (choć właściwie jedyna) informacja przyniesiona przez wywiadowców Jozuemu, która dała mu pewność przyszłego zwycięstwa. Niskie morale przeciwnika było bowiem gwarancją sukcesu. Mamy tu pierwsze w dziejach potwierdzenie, że w praktyce wywiadu nie liczy się ilość informacji, ale ich jakość i aktualność.
Następnie Rachab dobitnie uzmysłowiła szpiegom, że są jej winni ocalenie, i zażądała, by przysięgli, iż podczas przyszłego szturmu ona, jej rodzina i jej posiadłość zostaną oszczędzone. Wreszcie pomogła im się wymknąć z miasta po sznurze spuszczonym za mur z okna jej domu i poleciła im przez trzy dni ukrywać się w górach przed pogonią. Oni natomiast przykazali jej, aby podczas szturmu wywiesiła z okna czerwony sznur, który będzie gwarancją nietykalności.

 
Wesprzyj nas