W nominowanej do Nagrody Bookera powieści “Jego krwawe zamiary” ukryte jest istotne pytanie: czy prawo może być bezprawiem? Graeme Macrae Burnet portretując w niej odciętą od świata XIX wieczną szkocką wioskę omawia mechanizmy ucisku zwykłych ludzi przez żądne władzy jednostki. Czy istnieje bardziej ponadczasowy temat?


Jego krwawe zamiaryDziennik sprawcy w połączeniu z reportażem – tak nietypową formę przybrała powieść szkockiego pisarza, zagłębiającego się w historię własnego kraju, po to, by wykreować ponadczasową opowieść, która tylko na pierwszy rzut oka dotyczy winy i kary. „Jego krwawe zamiary” mają drugie, trzecie i kolejne dno, psychologiczną głębię, mnóstwo pokładów analitycznego spojrzenia na rzeczywistość ukrytych między wierszami.

Chociaż opowieść ta rozgrywa się w XIX wieku, w zapomnianej przez Boga i ludzi wiosce, to jest ona niezwykle bieżąca poprzez swoją metaforyczność i to właśnie, w połączeniu z wysublimowanym, czasami tajemniczym, a czasami wstrząsającym językiem, nad którym autor doskonale panuje, zapewniło jej w 2016 roku nominację do Nagrody Bookera.

Wspomniana wcześniej forma, wystylizowana na zbiór akt sprawy sądowej, ma tutaj istotne znaczenie. Narrator występuje w charakterze niedookreślonego śledczego – ni to dziennikarza, ni to detektywa, kompletującego dokumentację pewnej zbrodni i próbującego obiektywnie ustalić, co tak naprawdę się zdarzyło i jakie czynniki wpłynęły na taki, a nie inny rozwój wypadków. Czytelnik staje się więc jego towarzyszem, zagląda mu przez ramię, momentalnie angażując się w tę rolę. Także język pozwala ulec wizji stworzonej przez autora: zmienia się plastycznie wraz z pojawianiem się nowych postaci różnych profesji, pochodzących z odmiennych warstw społecznych.

A co się zdarzyło? Zostało popełnione morderstwo. I to właściwie wszystko, co można powiedzieć, by nie zepsuć tej smakowitej lektury. Jest zbrodnia i jest winny. Idzie przez wieś, mówi co się stało, niesie zakrwawione narzędzia zbrodni i wcale nie zamierza próbować zataić swego czynu. Istotne jest jednak to, jak do niego doszło i na odkryciu motywów sprawcy opiera się umiejętnie stopniowane napięcie. W przeciwieństwie do kryminałów nie szukamy sprawcy, szukamy powodu. Tą drogą Graeme Macrae Burnet zmierza do poruszających konkluzji o tym, co dzieje się, gdy władza trafia w nieodpowiednie ręce i jak katastrofalne skutki potrafi mieć jej nadużywanie. Sednem utworu jest nie tylko ocena moralna sprawcy, ale także systemu sprawiedliwości nie mającego nic wspólnego z równością wobec prawa: czy temu, kto wywodzi się z wyższej warstwy społecznej wolno bezkarnie krzywdzić stojących w hierarchii niżej? – retorycznie pyta autor.

Graeme Macrae Burnet zmierza do poruszających konkluzji o tym, co dzieje się, gdy władza trafia w nieodpowiednie ręce i jak katastrofalne skutki potrafi mieć jej nadużywanie

Graeme Macrae Burnet pozostawia czytelnika z gmatwaniną myśli, ze sprzecznymi uczuciami wobec bohaterów. „Jego krwawe zamiary” to jedna z tych powieści, które wywołują w odbiorcy żywe emocje, nie pozwalająca o sobie zapomnieć przez długi czas po przeczytaniu. I chociaż akcja rozgrywa się w dawnych czasach, to komentarze autora odnoszące się do współczesności są aż nadto czytelne. Wszyscy codziennie jesteśmy sędziami, wyrokujemy na temat winy i należnej kary, na podstawie niekompletnych artykułów w internecie, bierzemy udział w zbiorowych wzburzeniach, nie wiedząc tak naprawdę nic ani o sprawcy ani o osobach przez niego pokrzywdzonych. Powieść Szkota jest lekcją na temat pochopnego ferowania wyroków, bardzo aktualną. Szkoda, że nie dostała Bookera, bo w pełni na niego zasługuje. Nikodem Maraszkiewicz

Greame Macrae Burnet, Jego krwawe zamiary, Dokumenty dotyczące sprawy Rodericka Macrae, Przekład: Mirosław Śmigielski, Monika Rodziewicz, Wydawnictwo Stara Szkoła, Premiera: 18 października 2018
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 

Jego krwawe zamiary

Greame Macrae Burnet
Jego krwawe zamiary
Dokumenty dotyczące sprawy Rodericka Macrae
Przekład: Mirosław Śmigielski, Monika Rodziewicz
Wydawnictwo Stara Szkoła
Premiera: 18 października 2018
 
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
 

Wyrobione żarna mielą lepiej
Przysłowie wyżynne

Przedmowa

Piszę to na prośbę mojego adwokata – pana Andrew Sinclaira, który traktował mnie tu, w Inverness, z uprzejmością, na jaką w żaden sposób nie zasługuję. Moje życie było krótkie i mało znaczące, a ja nie zamierzam uchylać się od odpowiedzialności za czyny, które ostatnio popełniłem. Swe słowa przelewam na papier jedynie po to, by odwdzięczyć się mojemu pełnomocnikowi za okazaną życzliwość.

Tak zaczyna się pamiętnik Rodericka Macrae, siedemnastoletniego chłopca oskarżonego o trzy brutalne morderstwa, dokonane w jego rodzinnej wiosce Culduie w hrabstwie Ross rankiem
10 sierpnia 1869 roku.
Nie zamierzam niepotrzebnie zanudzać Czytelnika, ale chciałbym dołączyć kilka własnych uwag do zebranego tutaj materiału. Ci Czytelnicy, którzy woleliby od razu przejść do dokumentów, mogą oczywiście to uczynić.
Wiosną 2014 roku podjąłem pewne starania, by dowiedzieć się czegoś na temat mojego dziadka, Donalda „Trampa” Macrae, urodzonego w 1890 roku w Applecross, dwie lub trzy mile na północ od Culduie. Kwerendę rozpocząłem w bibliotece w Inverness. Przejrzałem nagłówki gazet opisujących rozprawę Rodericka Macrae i z pomocą asystentki Anne O’Hanlon, pracującej tam jako archiwistka, natrafiłem na rękopis, który stanowi znaczną część niniejszej publikacji.
Pamiętnik Rodericka Macrae okazał się bardzo cennym dokumentem. Został spisany w areszcie zamku Inverness prawdopodobnie między 17 sierpnia a 5 września 1869 roku, gdy Roderick oczekiwał na proces. I właśnie dzięki temu pamiętnikowi cała sprawa stała się cause célèbre. Tekst, a przynajmniej jego najbardziej sensacyjne fragmenty, doczekał się niezliczonych wydań w tanich zeszytach i wzbudził wiele kontrowersji.
Wiele osób, szczególnie z literackich i dziennikarskich środowisk Edynburga, powątpiewało w jego autentyczność. Relacja Rodericka ożywiła wspomnienia skandalu związanego ze sprawą Ossiana z drugiej połowy XVIII wieku, kiedy to James Macpherson twierdził, że odkrył i przetłumaczył wielki epos poezji celtyckiej. Ossian szybko otrzymał status arcydzieła klasycznej literatury europejskiej, ale później okazał się fałszerstwem. Na temat pamiętnika z Inverness Campbell Balfour, dziennikarz „Edinburgh Review”, napisał, iż jest wprost niewyobrażalne, by prosty chłopak, w dodatku półanalfabeta, mógł stworzyć tak błyskotliwe i inteligentne dzieło… To falsyfikat, a ci, którzy rozsławiają tego najbardziej nieczułego mordercę jako szlachetnego dzikusa, okryją się kiedyś hańbą. Dla innych zarówno morderstwa, jak i pamiętnik są dowodami okrutnego barbarzyństwa, które nieprzerwanie mnoży się w północnych regionach naszego kraju, i którego wzmożone wysiłki naszego kościoła oraz poprawa warunków życia nie zdołały wyplenić w minionych dekadach.
Lecz dla jeszcze innych obserwatorów zdarzenia opisane w rękopisie ukazują niesprawiedliwość systemu feudalnego, uciskającego rolników wyżynnych. John Murdoch, który później założył radykalną gazetę „The Highlander”, nie próbował usprawiedliwiać czynów Rodericka Macrae, ale widział w nim postać doprowadzoną do granic wytrzymałości – czy wręcz do obłędu – przez okrutny system, zmieniający w niewolników ludzi pragnących jedynie prowadzić na wydzierżawionym skrawku ziemi uczciwe życie.
Jednoznaczna odpowiedź na pytanie o autentyczność pamiętnika jest dziś, po upływie półtora wieku, niemożliwa. Nie ma natomiast wątpliwości, że stworzenie takiego tekstu w tak młodym wieku było czynem wyjątkowym. Niemniej twierdzenie, iż Roderick Macrae był „prostym chłopakiem i półanalfabetą” uznać należy za efekt utrzymujących się w zamożnych miastach pasa centralnego uprzedzeń do północnej części kraju. Pochodzące z lat sześćdziesiątych XIX wieku raporty z wizytacji w szkole podstawowej w pobliskim Lochcarron odnotowują, że dzieci uczyły się tam łaciny, greki oraz wiedzy ogólnej. Roderick mógł otrzymać podobne wykształcenie w swojej szkole w Camusterrach. Jego pamiętnik to potwierdza. Potwierdza również, iż Roderick był niepospolicie zdolnym uczniem. Oczywiście – to, że Roderick mógł napisać takie dzieło, nie stanowi wystarczającego dowodu autentyczności tekstu. Lecz zachowały się także wspomnienia psychiatry, Jamesa Bruce’a Thomsona, twierdzącego, iż widział dokument w celi Rodericka. Sceptycy mogliby temu „dowodowi” zarzucić (i zarzucili), że Thomson nigdy nie widział Rodericka podczas pisania. Należy pamiętać, że w czasach nam współczesnych pamiętnik również nie zostałby potraktowany jako dowód w rozprawie sądowej. Podejrzenia, że tekst został napisany przez kogoś innego (głównym podejrzanym jest adwokat Rodericka – Andrew Sinclair), nie można całkowicie wykluczyć, lecz tylko zapalczywi zwolennicy teorii spiskowych mogliby bez zastrzeżeń uwierzyć w tę wersję zdarzeń. Ponadto dokument zawiera wiele szczegółów świadczących o tym, iż został spisany przez rdzennego mieszkańca Culduie. Co więcej, opis wydarzeń poprzedzających morderstwa dokonane przez Rodericka pokrywa się – prócz kilku drobnych wyjątków – z zeznaniami złożonymi przez świadków podczas procesu. Te fakty oraz wykonane przeze mnie badanie rękopisu rozwiewają moje wątpliwości co do autentyczności tekstu.
Oprócz relacji Rodericka Macrae niniejszy wolumin zawiera także zebrane przez policję zeznania wielu mieszkańców Culduie, wyniki sekcji zwłok ofiar i, co być może jest najciekawsze, fragmenty wspomnień J. Bruce’a Thomsona pod tytułem Podróże do granic obłędu, w którym autor opowiada o przesłuchaniu Rodericka Macrae oraz o wyjeździe do Culduie w towarzystwie Andrew Sinclaira. Thomson był lekarzem w szkockim więzieniu ogólnym w Perth, gdzie przebywali ludzie uznani za niezdolnych do udziału w procesie z powodu niepoczytalności. Na podstawie doświadczenia zawodowego opublikował w „Journal of Mental Science” dwa przełomowe artykuły – Dziedziczna natura zbrodni oraz Psychologia przestępców. Posiadał rozległą wiedzę w zakresie teorii ewolucji i nowo powstałej dziedziny nauki: antropologii kryminalnej. Wprawdzie niektóre z jego poglądów dziś mogą wydać się czytelnikowi dziwne, lecz podczas lektury tekstu należy pamiętać o czasach, w których te prace powstawały, jak również o tym, że są one efektem wielkiego wysiłku związanego z przełamaniem teologicznego pojmowania zbrodni oraz próbą lepszego zrozumienia motywów jednostki prowadzących do popełnienia przestępstwa z użyciem przemocy.
Na końcu książki przedstawiam relację z rozprawy opartą na ówczesnych reportażach prasowych oraz Kompletnym raporcie z rozprawy Rodericka Johna Macrae, wydanym przez Williama Kaya z Edynburga w październiku 1869 roku.
Ustalenie dziś prawdy na temat opisanych tu wydarzeń sprzed niemal półtora wieku nie jest możliwe. Przedstawione relacje zawierają różne rozbieżności, sprzeczności i przeoczenia, ale jako całość tworzą tło jednego z najbardziej fascynujących przypadków w historii szkockiego sądownictwa. Oczywiście mam swój własny pogląd na całą sprawę, ale moją powinnością jest umożliwienie Czytelnikowi wyciągnięcia własnych wniosków.

Notka do tekstu

Według moich ustaleń rękopis Rodericka Macrae jest obecnie po raz pierwszy publikowany w całości. Pomimo upływu czasu i wieloletniego przechowywania w nieodpowiednich warunkach pamiętnik zachował się w niezwykle dobrym stanie. Został spisany na luźnych kartkach, a następnie z jednej strony przewiązany skórzanym rzemykiem, co tłumaczy, dlaczego tekst na wewnętrznej krawędzi stron bywa ciemniejszy. Odręczne pismo jest nad podziw staranne i zawiera zaledwie kilka skreśleń. Przygotowując dokument do wydania, starałem się przez cały czas być wierny treści rękopisu. W żadnym miejscu nie próbowałem go poprawiać lub korygować dziwnych zwrotów, fraz lub składni. Takie ingerencje mogłyby jedynie, jak sądzę, rzucić cień wątpliwości na autentyczność. Zatem tekst jest – tak bardzo, jak było to możliwe – dziełem Rodericka Macrae. Należy zaznaczyć, że w pamiętniku prawdziwe nazwiska osób i ich przydomki są stosowane zamiennie – na przykład przydomek Lachlan Beczka dotyczy Lachlana Mackenziego. Użycie przydomków jest na Wyżynach Szkocji powszechne – przynajmniej w starszych pokoleniach. Przydomki są stosowane prawdopodobnie w celu rozróżnienia wielu gałęzi nazwisk rodowych. Wywodzą się na ogół od wykonywanych zawodów lub cech osobistych. Bywają także przekazywane z pokolenia na pokolenie, szczególnie w sytuacjach, gdy pochodzenie przydomka pozostaje tajemnicą nawet dla jego nosiciela.
Pozwoliłem sobie na drobne ingerencje edytorskie w kwestii interpunkcji i akapitów. Rękopis jest zapisany w formie nieprzerwanego strumienia, wstrzymywanego być może tylko wtedy, gdy Roderick urywał swoją myśl jednego dnia i kończył ją nazajutrz. Decyzję o wprowadzeniu niektórych akapitów podjąłem wyłącznie w celu lepszej czytelności. Analogicznie postępowałem w przypadku interpunkcji – oryginalny tekst traktuje ją bardzo swobodnie, co nadaje mu dość osobliwego charakteru. Zatem większość znaków interpunkcyjnych jest mojego autorstwa. Niemniej pragnę podkreślić, iż moją główną zasadą była wierność oryginałowi. Jeśli moje decyzje wydadzą się nietrafione, odsyłam Czytelnika do porównania z rękopisem, który pozostał w archiwum w Inverness.
GMB, lipiec 2015

Zeznania mieszkańców Culduie i okolic

zebrane przez funkcjonariusza policji
okręgu Wester Ross – Williama MacLeoda z Dingwall

w dniach 12 i 13 sierpnia 1869 roku.

Zeznanie pani Carminy Murchison (Carminy Smoke),

mieszkanki Culduie, 12 sierpnia 1869

Znam Rodericka Macrae, od kiedy był niemowlęciem. Zawsze uważałam, że to miły chłopiec, który wyrósł na uprzejmego i skorego do pomocy młodzieńca. Myślę, że duże piętno wywarła na nim śmierć matki – kobiety ujmującej i towarzyskiej. Nie chcę mówić źle o jego ojcu, ale John Macrae to człowiek nieprzyjemny i traktował Roddy’ego z surowością, na jaką moim zdaniem nie zasługuje żadne dziecko.
Tamtego poranka, gdy doszło do tego okropnego zdarzenia, rozmawiałam z Roddym, kiedy przechodził obok naszego domu. Nie pamiętam dokładnie treści rozmowy, ale wydaje mi się, że powiedział, że idzie pracować na polu należącym do Lachlana Mackenziego. Niósł jakieś narzędzia, które, jak wtedy sądziłam, miały mu służyć w tym celu. Wymieniliśmy również kilka uwag dotyczących pogody – był piękny i słoneczny dzień. Roderick wyglądał na spokojnego i nie przejawiał żadnych oznak zdenerwowania. Po jakimś czasie zobaczyłam, że Roddy wraca przez wioskę. Cały był umazany krwią. Na jego widok wybiegłam z domu, myśląc, że przydarzył mu się jakiś wypadek. Gdy podbiegłam bliżej, zatrzymał się, a narzędzie, które niósł, wypadło mu z ręki. Zapytałam, co się stało, a on odparł bez wahania, że zabił Lachlana Beczkę. Sprawiał wrażenie opanowanego i nic nie wskazywało na to, by zamierzał iść dalej. Krzyknęłam do najstarszej córki, by poszła po ojca, który pracował w stodole za domem. Kiedy ujrzała Roddy’ego zbroczonego krwią, wrzasnęła. Mieszkańcy wioski, usłyszawszy ten krzyk, wybiegli na podwórza, a ludzie pracujący na polu podnieśli głowy. Bardzo szybko powstało ogólne zamieszanie. Przyznaję, że w tamtej chwili moim pierwszym odruchem było chronienie Roddy’ego przed krewnymi Lachlana Mackenziego. Dlatego gdy mój mąż podbiegł do nas, poprosiłam go, by wciągnął Roddy’ego do naszego domu, ale nie powiedziałam mu, co się wydarzyło. Roddy usiadł przy stole i spokojnie opowiedział nam, co uczynił. Mąż wysłał córkę po naszego sąsiada Duncana Gregora, który miał zadbać o nasze bezpieczeństwo, po czym sam pobiegł do domu Lachlana Mackenziego, gdzie zastał straszliwy widok.

Zeznanie pana Kennetha Murchisona (Kenny’ego Dyma),

kamieniarza, mieszkańca Culduie, 12 sierpnia 1869

Tamtego ranka pracowałem w stodole za domem i nagle zauważyłem ogólne poruszenie w wiosce. Gdy wyszedłem na podwórze, ujrzałem najstarszą córkę w takim szoku, że nie mogłem dowiedzieć się od niej, co się stało. Pobiegłem w kierunku ludzi zebranych na drodze. W ogólnym zamieszaniu wciągnąłem z żoną Rodericka do naszego domu, sadząc, że coś mu się przytrafiło. Tam jednak żona wyjaśniła mi, co się wydarzyło, a gdy zapytałem Rodericka, czy to prawda, spokojnie przytaknął. Wtedy pobiegłem do domu Lachlana Mackenziego i odkryłem widok tak straszny, że nie da się tego opisać. Zamknąłem drzwi od wewnątrz i zbadałem ciała, szukając oznak życia, lecz na takie nie natrafiłem. W obawie przed wybuchem agresji ze strony krewnych Lachlana, po ujrzeniu tej straszliwej sceny wyszedłem i zawołałem pana Gregora, by stanął na straży posiadłości. Wróciłem do swojego domu, przeprowadziłem Roddy’ego do stodoły i zamknąłem go tam. Nie stawiał oporu. Panu Gregorowi niestety nie udało się powstrzymać rodziny Lachlana Beczki przed wtargnięciem do domu krewnego i zobaczeniem zwłok. Gdy zamykałem Roddy’ego, oni zebrali się w żądny zemsty tłum, a uspokojenie ich kosztowało wiele czasu i wysiłku.
Jeśli chodzi o charakter Rodericka Macrae, nie ma wątpliwości, że to dziwny chłopiec, ale nie posiadam odpowiednich kwalifikacji, by ocenić, czy jest taki z natury, czy winne są temu cierpienia, jakich doświadczyła jego rodzina. Jednak jego ostatnie czyny wskazują, iż nie jest zdrowy psychicznie.

Zeznanie wielebnego Jamesa Galbraitha

pastora Kościoła Szkocji, Camusterrach, 13 sierpnia 1869

Obawiam się, że niegodziwe czyny, które zostały ostatnio popełnione w naszej parafii, tylko częściowo odzwierciedlają skalę wrodzonego barbarzyństwa mieszkańców tej osady; zdziczenia, które obecnie jest z powodzeniem zwalczane przez kościół. Mówi się, że historia tych stron jest naznaczona krwawymi i mrocznymi zbrodniami, a tutejsi ludzie charakteryzują się dzikością i obojętnością. Takie cechy rodzą się przez wiele pokoleń, a pomimo iż nauka kościoła ma na ludność dobroczynny wpływ, ukryte instynkty wciąż wypływają na powierzchnię.
Lecz mimo to niejeden człowiek mógłby być zaszokowany wieścią o tym, co zdarzyło się w Culduie. Spośród wszystkich mieszkańców parafii ja chyba najmniej jestem zaskoczony tym, że to Roderick Macrae okazał się sprawcą tych okrucieństw. Wprawdzie od dziecka uczęszczał do świątyni, ale zawsze miałem wrażenie, że ziarna moich słów trafiają u niego na kamienisty grunt. Muszę przyznać, że zbrodnie Rodericka wynikają w pewnym stopniu z mojego zaniedbania, ale czasem trzeba poświęcić baranka dla dobra trzody. W tym chłopcu zawsze tkwiło widoczne już na pierwszy rzut oka zło, które – co z żalem przyznaję – pozostawało poza moim zasięgiem.
Matka chłopca, Una Macrae, była kobietą frywolną i obłudną. Regularnie chodziła do kościoła, ale obawiam się, że myliła Dom Pana z miejscowym centrum życia towarzyskiego. Często słyszałem, jak podśpiewywała sobie w drodze do świątyni, a po nabożeństwie dołączała do grupy kumoszek i prowadziła z nimi niepowściągliwe rozmowy, którym towarzyszyły wybuchy śmiechu. Niejednokroć ją napominałem.
Czuję się zmuszony, by wspomnieć w kilku słowach również o ojcu Rodericka Macrae. John Macrae należy do ludzi najbardziej oddanych Pismu w całej parafii. Jego znajomość Biblii jest niezwykle gruntowna i trzeba podkreślić, że jest on solidny w posłudze. Jednak – podobnie jak w przypadku większości parafian – znajomość treści Ewangelii nie idzie u niego w parze z jej zrozumieniem. Po śmierci żony pana Macrae często odwiedzałem jego dom, oferując wsparcie i modlitwę. Zaobserwowałem wówczas wiele oznak zabobonów i przesądów, które nie powinny mieć miejsca w domostwie osoby wierzącej. Niemniej jednak – nikt z nas nie jest bez winy, toteż uważam Johna Macrae za dobrego i bogobojnego człowieka, który nie zasłużył sobie na tak zwyrodniałe potomstwo.

Zeznanie pana Williama Gilliesa,

nauczyciela w Camusterrach, 13 sierpnia 1869

Roderick Macrae był jednym z najzdolniejszych uczniów, jakich uczyłem od przybycia do tej parafii. Z łatwością prześcigał swoich rówieśników w wiedzy z zakresu przyrody, matematyki czy języka, bynajmniej nie okazując przy tym większego wysiłku czy zainteresowania. Jeśli chodzi o jego charakter, mogę podzielić się jedynie swoimi bardzo powierzchownymi spostrzeżeniami. Z pewnością nie był zbyt towarzyski i niechętnie przebywał w otoczeniu kolegów, przez co oni darzyli go nieufnością. Roderick traktował rówieśników z lekceważeniem, graniczącym czasem z pogardą. Gdybym miał się nad tym głębiej zastanowić, musiałbym powiedzieć, że ten stosunek mógł mieć źródło w jego przewadze pod względem wiedzy. Zawsze uważałem go za uprzejmego i ułożonego ucznia, niepodatnego na niestosowne zachowanie. Gdy skończył szesnaście lat, postanowiłem w wyrazie uznania dla jego talentu złożyć wizytę jego ojcu, by zasugerować, że Roderick powinien kontynuować naukę i z czasem pełnić zadania bardziej odpowiadające jego umiejętnościom niż praca na roli. Muszę przyznać, że moja propozycja spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem ojca, którego uważam za małomównego i niezbyt rozgarniętego mężczyznę.
Od tamtej pory nie widziałem Rodericka. Słyszałem jakieś niepokojące pogłoski dotyczące jego znęcania się nad powierzoną mu owcą. Nie mam możliwości sprawdzenia ich, ale skłaniam się ku opinii, iż Roderick jest łagodnym chłopcem, niezdolnym do okrucieństwa, jakie widywałem u jego rówieśników. Zatem trudno jest mi uwierzyć, że byłby zdolny do popełnienia zbrodni, o którą go oskarżono.

 
Wesprzyj nas