Obraz, który dokonał samozniszczenia podczas aukcji w Sotheby’s sprawił, że o twórczości Banksy’ego znów zrobiło się głośno na całym świecie. Tajemniczy Brytyjczyk po raz kolejny udowodnił, że potrafi zaskoczyć. Zaskakująca jest też książka Patricka Portera dokumentująca działania tego artysty.
Do tworzenia swoich prac Banksy wykorzystuje szablony i farbę w sprayu. Powstają szybko, bo płótnami dla tego artysty są ściany budynków, a jego działalność przeważnie kwalifikuje się jako akt wandalizmu, toteż jej integralną częścią jest szybka ucieczka z miejsca, gdzie zostaje wykreowane nowe dzieło. Wielu ludzi krytycznie odnosi się do takiej formy ekspresji, tyle tylko, że dzięki nadzwyczajnemu poczuciu puenty, umiejętności metaforycznego skomentowania bieżącej rzeczywistości niepozbawionego artystycznych walorów, prace te, z biegiem lat, stały się ważne dla szerokiego grona odbiorców, w związku z czym ignorowanie ich jest po prostu niemożliwe. Banksy dołączył tym samym do wąskiej grupy artystów, których twórczość plastyczna jest w stanie wywoływać emocje. W dobie pustoszejących galerii i potrzeb estetycznych sprowadzających się do oglądania zdjęć kotków na Facebooku to nie lada wyczyn.
Banksy specjalizuje się w błyskotliwym portretowaniu bolączek współczesnego świata, opisuje codzienność z mrocznym humorem, sprzeciwia się wojnie i kapitalizmowi, umieszcza w swoich pracach przesłania pacyfistyczne, wyśmiewa kult celebrytów, a monitorowanie każdego aspektu ludzkiego życia uważa za chorobę współczesności. Komunikuje się ze światem poprzez swoją sztukę, ukrywa wszelkie osobiste informacje, pojawia się znikąd, tworzy i znika.
Możliwie jak najbardziej kompletny zestaw wykonanych przez niego prac zawiera książka „Banksy”, dokumentalny album sporządzony przez Patricka Portera i współpracowników, którzy pomogli autorowi w zebraniu zdjęć przedstawiających malowidła na murach. A niełatwa była to praca, bo Banksy nie jest artystą leniwym, nie ogranicza się też do malowania w samym Londynie. Nie ma też pewności co do tego czy działa w pojedynkę. Uczciwie będzie nadmienić, że w jego przypadku w ogóle niczego nie można być pewnym. Dom aukcyjny, w którym kilka dni temu dokonało się samozniszczenie jego pracy, a zatem w miarę wiarygodne źródło informacji, podaje że artysta urodził się w Bristolu. I to tyle, jeśli chodzi o informacje bliskie prawdzie.
Tym samym Patrick Porter przygotowując album dokumentujący twórczą działalność Banksy’ego nie miał łatwego zadania. W rezultacie powstała książka artystyczna, skłaniająca do własnych interpretacji i zdecydowanie zaskakująca. „Książka ma format dokumentu dbającego o zachowanie estetyki street artu. Powstała bez współpracy z artystą, jak również bez współpracy z właścicielami budynków, na ścianach których wykonywał prace. Jako wydawcy jesteśmy zobowiązani w tym miejscu wyraźnie podkreślić, że nie zachęcamy do tworzenia graffiti tam, gdzie jest ono nielegalne. Właśnie tak” – tyle od wydawcy tytułem wstępu. Szczere słowa, bo celem albumu nie jest gloryfikacja nielegalnej twórczości na cudzych ścianach, lecz opisanie zjawiska kulturowego jakim ona się stała, począwszy od lat 90., gdy malowanie sprayem było wśród młodzieży szeroko rozpowszechnioną modą. Porter zaznacza, że również, sławny dziś, bohater jego książki zaczynał od bezwartościowych bazgrołów na murach: „Podobnie jak wielcy gracze na scenie amerykańskiej, Banksy i jego ludzie zaczynali od malowania sprejem z ręki swoich nicków i od czasu do czasu postaci”. Jednak, w przeciwieństwie do większości grafficiarzy, na tym nie poprzestał. „Banksy nie pukał do zamkniętych drzwi świata sztuki. On je wywalił kopniakiem” – pisze Porter.
Ta sztuka nowych czasów potrzebowała też nowych środków przekazu, by dotrzeć do milionów odbiorców na całym świecie. Patrick Porter podkreśla, jak ważny dla rozwoju street artu i międzynarodowej sławy samego Banksy’ego stał się Internet. Tym samym rola kuratorów sztuki przeszła w ręce publiczności, bo to ona, uwieczniając uliczne rysunki na zdjęciach i rozpowszechniając w sieci, w latach 90. za pomocą analogowych aparatów fotograficznych i skanerów, a dziś z użyciem smartfonów, decydowała i decyduje o tym, które z nich staną się najsławniejsze. Sztuka uliczna stworzyła więc odwrotność sytuacji znanej z tradycyjnych galerii, gdzie dobór prezentowanych prac spoczywa w rękach osób posiadających kierunkowe wykształcenie i rozeznanie w rynku sztuki. Banksy wpisał się więc mimowolnie w rzeczywistość XXI wieku, gdy, nie tylko w dziedzinie sztuki, odrzucamy instytucję ekspertów, skłaniając się bardziej ku prawdzie płynącej z masowego doświadczenia, potwierdzanego przez wielu innych użytkowników sieci.
„Dziewczynka z balonem”, przedmiot londyńskiego skandalu, to jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Banksy’ego. Wersja na płótnie przeznaczona do powieszenia na ścianie trafiła do domu aukcyjnego Sotheby’s, a pierwotnie taki sam rysunek zdobił zewnętrzną ścianę sklepu w londyńskiej dzielnicy Shoreditch, gdzie Banksy namalował go w 2002 roku. „Dziewczynka z balonem” przedstawia sylwetkę dziecka utrzymaną w czerni i bieli, sięgającą w stronę jaskrawoczerwonego balonika.
– Podobnie jak w przypadku innych prac Banksy’ego, obraz jest niejednoznaczny, pozostawia widzowi rozszyfrowanie, czy dziewczynka wyciąga rękę, by złapać balon – żywy symbol radości dzieciństwa – czy raczej pozwoliła mu się wyśliznąć z palców i patrzy w udręce, jak dryfuje on w zapomnienie, co może być metaforą dla nieuchronnej utraty dzieciństwa i niewinności – tak komentują tę pracę krytycy sztuki z Sotheby’s. Wersję aukcyjną artysta osobiście wyposażył w potężną, kiczowatą ramę, stanowiącą w tym przypadku element kompozycji, a jak okazało się podczas aukcji w piątek 5 października, także będącą miejscem ukrycia niszczarki, która uruchomiła się po tym, jak ostatnie uderzenie młotka oznajmiło sprzedaż płótna za 1,042,000 funtów brytyjskich. W tym samym czasie artysta umieścił na swoim Instagramie wideo przedstawiające, jak przed kilku laty przygotowywał ów wybryk.
Ten przewrotny żart wprawił w konsternację środowisko kolekcjonerów i zarazem sprawił, że szerokie grono zwykłych ludzi znów zwróciło uwagę na jego twórczość. Perfekcyjna autopromocja? Z pewnością lecz jej najważniejszym efektem ubocznym jest fakt, że znowu rozmawiamy o sztuce, co w dzisiejszych czasach – wyłączając grono profesjonalistów – zdarza się niezmiernie rzadko. ■Nikodem Maraszkiewicz