Powieść Luisa Zueco “Miasto” jest hołdem dla dziedzictwa i historycznego piękna Albarracín, uznaniem dla prac konserwatorskich, jakim poddano zabytki miasteczka. Hołdem dla jego zapomnianej historii.


MiastoOpisana tu historia rozgrywa się w Albarracín, jednym z najpiękniejszych miasteczek w całej Hiszpanii.

W czasach muzułmańskich Albarracín tworzyło jedno z arabskich królestw na Półwyspie Iberyjskim, zwanych taifami. Następnie przekształciło się w niezależną chrześcijańską seniorię zarządzaną przez pochodzący z Nawarry ród Azagra. W zasadzie stanowiło niewielki kraik otoczony przez ambitne królestwa szukające okazji, by go podbić.

Jeśli przyjrzeć się mapom z wieku XIII, okazuje się, że na większości senioria Albarracín nie została zaznaczona. A jednak przetrwała niezależna do roku 1284.

Wydarzenia opisane w powieści rozgrywają się wyłącznie w obrębie murów miasta stanowiącego serce tego średniowiecznego dominium, wtedy gdy handel, nauka i kultura przeżywały rozkwit w chrześcijańskich królestwach.

Na kartach powieści czytelnik znajdzie liczne przykłady tego, jak mroczna może stać się dusza ludzka. Będzie też świadkiem pojedynków, niemym uczestnikiem intryg oraz tropicielem tajemnic i zagadek. Ponieważ średniowiecze tym właśnie było: okrutną i niebezpieczną epoką, w której miecz nie był jedyną bronią, jakiej należało się obawiać.

Luis Zueco
Miasto
Przekład: Rozalya Sasor
Wydawnictwo Fabuła Fraza
Premiera: 27 maja 2018
 
 

Miasto


„Nie wszystkie prawdy są dla wszystkich uszu”
Imię róży, Umberto Eco

Pewnego sobotniego poranka, nim na nowo podjąłem pracę nad niniejszą powieścią, dowiedziałem się o śmierci Umberta Eco. Wiadomość zmusiła mnie do zrobienia przerwy w pisaniu. Rozmyślałem o jego książce Imię róży, o tych wszystkich autorach, o nas, którzy chwyciliśmy za pióro po jej lekturze. I o czytelnikach, którzy odkrywszy ją, stali się miłośnikami książek. A również o tym, jak bliski może się nam wydawać człowiek, chociaż go nie znamy i nigdy z nim nie zamieniliśmy słowa.
Jest to specyficzna cecha pisarzy. W swoich książkach umieszczają kawałek siebie, dzieląc go z nieznajomymi i tworząc w ten sposób więź z czytelnikami. Mistrzowie idą nawet dalej i, jak Umberto Eco, sprawiają, że ich książki zmieniają nas na zawsze.

PRZEDMOWA

Opisana tu historia rozgrywa się w Albarracín, jednym z najpiękniejszych miasteczek w całej Hiszpanii. W czasach muzułmańskich Albarracín tworzyło jedno z arabskich królestw na Półwyspie Iberyjskim, zwanych taifami. Następnie przekształciło się w niezależną chrześcijańską seniorię zarządzaną przez pochodzący z Nawarry ród Azagra. W zasadzie stanowiło niewielki kraik otoczony przez ambitne królestwa szukające okazji, by go podbić.
Jeśli przyjrzeć się mapom z wieku XIII, okazuje się, że na większości senioria Albarracín nie została zaznaczona. A jednak przetrwała niezależna do roku 1284.
Powieść, którą oddaję do rąk czytelników, jest hołdem dla dziedzictwa i historycznego piękna Albarracín, uznaniem dla prac konserwatorskich, jakim poddano zabytki miasteczka. Hołdem dla jego zapomnianej historii.
Albarracín było seniorią. Wydarzenia opisane w powieści rozgrywają się wyłącznie w obrębie murów miasta stanowiącego serce tego średniowiecznego dominium, wtedy gdy handel, nauka i kultura przeżywały rozkwit w chrześcijańskich królestwach.
Na kartach powieści czytelnik znajdzie liczne przykłady tego, jak mroczna może się stać dusza ludzka. Będzie też on świadkiem pojedynków, niemym uczestnikiem intryg oraz tropicielem tajemnic i zagadek. Ponieważ średniowiecze tym właśnie było: okrutną i niebezpieczną epoką, w której miecz nie był jedyną bronią, jakiej należało się obawiać.

DRAMATIS PERSONÆ

Najważniejsze postacie historyczne

Piotr III Wielki[1], syn Jakuba I Zdobywcy i jego drugiej żony Jolanty Węgierskiej. Król Aragonii, król Walencji, hrabia Barcelony i król Sycylii. Ekskomunikowany przez papieża Marcina IV.
Alfons X Mądry, syn Ferdynanda III Świętego, połączył królestwa Kastylii i Leónu. Jako syn Elżbiety Hohenstauf pretendował do tronu Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Wniósł ogromny wkład w rozwój kultury, astronomii, prawa i literatury hiszpańskiej.
Juan Núñez de Lara, kastylijski szlachcic, głowa rodu de Lara, poprzez małżeństwo z Teresą de Azagra uzyskał prawa do seniorii Albarracín.
Sancho IV Odważny, drugi syn króla Alfonsa X Mądrego i jego żony Jolanty Aragońskiej. Uzyskał prawo do tronu dzięki poparciu możnych kastylijskich, niezadowolonych z polityki jego ojca.
Teresa de Azagra, piąta władczyni Albarracín; jej małżeństwo z Juanem de Lara zakończyło okres dominacji rodu Azagra w seniorii.

Najważniejsze postacie fikcyjne

Lízer, młody żołnierz, który przybywa do Albarracín, gdzie zostaje członkiem straży miejskiej.
Martín, kataloński duchowny, podwładny dziekana katedry; posiada znaczne wpływy w diecezji i otrzymuje ważną misję.
Alodia, dziewczyna z Walencji; zmuszona do rozstania z rodziną, musi sobie radzić sama w świecie mężczyzn.
Alejandro de Ferrellón, dowódca straży miejskiej; surowy i uczciwy stróż prawa.
Brat Szczepan, wiekowy dominikanin, emisariusz papieski wysłany do Albarracín w celu zbadania tajemniczych wypadków, do których doszło w mieście.
Pablo de Heredia, głowa jednego z najważniejszych rodów w Albarracín; ojciec Atilana, jedynego syna, który niebawem przejmie po nim tytuł i włości.
Ayub, mudejar, którego rodzina związana jest z Albarracín od niepamiętnych czasów; mag o ogromnej wiedzy i szerokich kontaktach w całym świecie.
Abraham, żydowski medyk posiadający znaczny wpływ na miejski handel.
Blasco, ciekawski chłopiec, syn jednego z miejskich kowali.
Guillermo Trasobares, zamożny kupiec trudniący się handlem produktami wszelkiego typu, zwłaszcza winem.
Diego de Cobos, szlachcic pochodzący z Albarracín; przeciwnik przejęcia władzy w mieście przez napływową szlachtę kastylijską.
Melendo, stary duchowny, proboszcz parafii pod wezwaniem św. Jakuba.

PROLOG

Jest rok 1300. To rok przestępny, który rozpoczął się w piątek. Papież Bonifacy VIII ogłosił go pierwszym rokiem jubileuszowym i od tej pory jubileusz ma być upamiętniany w każdym następnym stuleciu.
Nie wiem, czy tak się stanie, ale w tym roku wierni świętowali go entuzjastycznie. Tutaj, w Rzymie, na ulicach w pobliżu placu Świętego Piotra, trzeba było zakazać wjazdu furmanom, bo zgromadziła się tak wielka ciżba ludzka, że wiele osób zginęło, stratowanych przez konne zaprzęgi.
W odpowiedzi na te smutne zdarzenia papież rozkazał, aby wszystkie ulice Watykanu przedzielono na pół białymi liniami: jedna strona miała być przeznaczona dla wozów, a druga dla pieszych. Podobno to pierwszy raz, kiedy zastosowano taki środek, swego rodzaju prawo drogowe.
Ja jestem staruszką i te sprawy coraz mniej mnie obchodzą, choć był czas, kiedy byłam niczym nieujarzmiona siła, pragnąca się wszystkiego dowiedzieć, odkryć wszystko.
Wiele lat minęło od tamtej pory. Nie uważam się za kobietę skłonną do melancholii. Myślę, że trzeba strzec się przed wspomnieniami, które z łatwością nas uwodzą przez swą niedoskonałość. Tak czy owak opowiem wam historię pewnego miasta. Nie z tych najludniejszych, jak Paryż, Londyn czy Wiedeń, chodzi o miasto niezbyt wielkie, ale szczególne, jak żadne inne. Miejsce, w którym spędziłam sporą część życia i które niegdyś stało się na cztery miesiące centrum całego chrześcijańskiego świata.

część I

Cudzoziemcy

1

Spoczywało pod osłoną wysokich, dzikich gór, na samym dnie doliny wyżłobionej nurtem rzeki zasilanej w wodę przez obfite śniegi zimowe. Nie było doń innej drogi, jak przez ciasną przełęcz, prowadzącą pod same mury zwracające uwagę czerwonawym zabarwieniem, jakiego użyczał im szczególny gatunek kamienia pozyskiwanego z okolicznych gór. Miasto otaczały wyniosłe wzgórza, zwieńczone zamkami i wieżycami obronnymi, które rzucały śmiałe wyzwanie licznym, pragnącym je zdobyć wrogom.
Nigdy nie zostało podbite. Nigdy nie stało się lennikiem żadnego króla czy cesarza. Mimo położenia pomiędzy czterema potężnymi królestwami chrześcijańskimi, było wolne i niezdobyte.
Lubił o tym rozmyślać, gdy jak tamtej, nieprzyjaznej nocy krążył samotnie wokół murów.
Strażnik miejski Munio z trudem chronił przed lodowatymi podmuchami płomień trzymanej w ręku pochodni. Wicher od gór mroził wszystko, co napotkał na drodze, i przenikał aż do szpiku kości tego krzepkiego mężczyznę z gęstą brodą i nieco wyłupiastymi oczyma, którego każdy ruch kosztował wiele wysiłku. Kolana odmawiały mu posłuszeństwa już od paru zim, podczas marszu kostki mu puchły i siniały, pokrywając się ciemnymi wybroczynami sprawiającymi nieznośny ból, który dało się złagodzić, jedynie mocząc nogi w wodzie zimnej albo nawet lodowatej, jeśli mógł sobie pozwolić na zakup lodu w którejś z miejskich lodowni.
Wszystkie te dolegliwości sprawiały, że musiał często przystawać dla odpoczynku. Dzień wcześniej pewna znachorka z podgrodzia dała mu maść. Specyfik był kosztowny, ale przynajmniej koił ból w czasie wielogodzinnych patroli.
Miał za sobą już dwanaście długich lat służby i prawie zawsze pełnił wartę nocą. Ale byli i tacy z dłuższym stażem, toteż na zmianę warty mógł liczyć tylko wówczas, gdy któryś z nich się rozchorował. Teraz właśnie los miał się do niego uśmiechnąć: jednemu z najbardziej długowiecznych strażników zaczynało brakować sił i niebawem miał odejść ze służby. Ciężka to była robota. Do Albarracín zjeżdżali podróżnicy i kupcy ze wszystkich królestw, co powodowało różne zatargi i straż miejska musiała w nich zwykle interweniować. Często były to bijatyki opojów lub graczy, ale zdarzało się, że dochodziło do starć z bronią w ręku i przelewu krwi.
Parę lat wcześniej, chcąc położyć kres burdom i zamieszaniu, czwarty pan na Albarracín zarządził przeniesienie wszystkich oberży w pobliże bram miejskich, żeby mieć na oku cudzoziemców, którzy nieustannie ściągali do miasta. A przybysze byli wszelakiego stanu i pochodzenia. Aragończycy wyróżniali się nadmierną butą, Kastylijczycy, choć najbardziej popędliwi, uchodzili za najlepszych handlarzy, no i mieli wiele odwagi, Katalończycy i Galisyjczycy mniej rzucali się w oczy, lecz trudno było zgadnąć, co może ich rozdrażnić. A Francuzom i muzułmanom z Grenady nie należało ufać, nigdy. Munio najbardziej lubił przybyszów z Nawarry, po części dlatego, że i w jego żyłach płynęła nawarska krew. Jego prapradziad przybył do Albarracín z Tudeli, z królestwa Nawarry w czasach, kiedy te ziemie przypadły rodowi Azagra.
To były dawne dzieje. Teraz piąty pan na Albarracín był Kastylijczykiem, z możnego rodu de Lara.
„Czy ten przeklęty wiatr nigdy nie ucichnie?” – mruknął pod nosem.
Mroźny wicher wiał już od tygodnia. Na ogół nie trwało to aż tak długo. Góry zwykle chroniły miasto przed silnymi podmuchami, które hulały bardziej na północ, w dolinie Ebro. Ten początek roku był dziwaczny, łagodna zima przeszła w wiosnę, która obchodziła się z nimi zdumiewająco surowo.
Zwierzęta również to odczuwały. Ze stajni niosło się rżenie przemarzniętych koni.
Nie było na świecie rzeczy, której pragnąłby goręcej niż mieć konia, silnego wierzchowca, na którym mógłby wojować z niewiernymi. Oczyma duszy widział się na grzbiecie tej żywej machiny wojennej, zabijającego wrogów, by potem powrócić w glorii do Albarracín i przejechać przez bramę Molina wśród wiwatującego tłumu mieszkańców.
W młodości walczył jako piechur w barwach rodu Heredia, jednego z najstarszych w Albarracín, na ziemiach królestwa Murcji. Tam się nauczył, że chrześcijanie wojują w sposób tak odmienny od muzułmanów, że nawet koni używają różnych ras. Jazda chrześcijańska była ciężka, a konnica andaluzyjska składała się z szybkich jeźdźców. Kastylijscy rycerze dosiadali wierzchowców, które dzięki masywnej budowie były zdolne wytrzymać znaczny ciężar rynsztunku oraz impet frontalnego natarcia w pełnym galopie.
Natomiast muzułmańscy rycerze za całą ochronę mieli kolczugi i używali lekkich koni, z odmiany powstałej ze skrzyżowania miejscowych ras ze zwierzętami pochodzenia berberyjskiego. Były to wierzchowce drobniejszej budowy i szybsze, zapewniające większą zwrotność i umożliwiające skuteczne stosowanie taktyki ataku, polegającej na okrążaniu, męczeniu i zwodzeniu przeciwnika, by wreszcie pokonać go w walce wręcz.

[1] W historiografii katalońskiej numeracja władców Korony Aragonii należących do linii hrabiów Barcelony liczona jest od wstąpienia na tron aragoński pierwszego katalońskiego władcy, Ramona Berenguera IV, w 1137 r. Dlatego Piotra Wielkiego uważa się za drugiego władcę tego imienia i oznacza jako Piotr II (III) Wielki (przypis tłumacza).

 
Wesprzyj nas