“Niepokorna husarka” to pełen przygód i emocji historyczny epos. Przez Europę maszeruje ogromna armia turecka i Polska zostaje uwikłana w wojnę z potężnym Imperium Osmańskim…


Niepokorna husarkaPo śmierci ukochanego ojca życie bliźniąt Johanny (Joanny) i Karla (Karola) von Allersheimów drastycznie się zmienia. Czyhająca na ogromny majątek rodzeństwa, pozbawiona skrupułów macocha oraz ich zawistny przyrodni brat nie cofną się przed niczym, by zawładnąć ogromną schedą. Nawet przed morderstwem.

By ratować życie Johanna i Karl decydują się na ucieczkę. Pod osłoną nocy przebrana za chłopca Johanna wymyka się wraz z bratem z rodzinnego zamku. Celem podróży jest Polska, rodzinny kraj ich matki, gdzie spodziewają się odnaleźć krewnych, o których wiedzą bardzo niewiele.

Niestety, nie zdają sobie sprawy, że podążając na wschód, narażają się na równie wielkie niebezpieczeństwo, gdyż przez Europę maszeruje ogromna armia turecka i Polska zostaje uwikłana w wojnę z potężnym Imperium Osmańskim.

Gdy po pełnej przygód, niebezpiecznej podróży wreszcie odnajdują kuzyna matki, czeka ich nowe zaskoczenie. Adam Osmański szykuje się do wyruszenia z królem Janem III Sobieskim pod oblegany przez Turków Wiedeń. W tej sytuacji rodzeństwu nie pozostaje nic innego, jak znów ruszyć w drogę. Tym razem na wojnę…

Iny Lorenz to pseudonim pary autorskiej Ingrid Klocke i Elmara Wohlratha. Już ich pierwsza książka “Die Kastratin” stała się w krótkim czasie bestsellerem. Natomiast prawdziwą sławę przyniosła Iny Lorentz “Nierządnica”, powieść historyczna zajmująca od momentu publikacji czołowe miejsca na listach bestsellerów w Niemczech. Równie spektakularny sukces odniosły kolejne tomy: “Kasztelanka” oraz “Testament nierządnicy”.

Iny Lorentz
Niepokorna husarka
Przekład: Anna Makowiecka-Siudut
Wydawnictwo Sonia Draga
Premiera: 27 czerwca 2018
 
 

Niepokorna husarka


Prolog

Jan III wyczuwał rozpacz młodego mężczyzny i położył mu rękę na ramieniu.
– Nie róbcie nic szalonego, Osmański! Ani wam, ani mnie nie przyniesie to niczego dobrego, jeśli jak rozgniewany niedźwiedź pędem wpadniecie do obozu Azada Jimala czy do jakiegoś innego obozu tatarskiego chana i wyzwiecie kogoś na pojedynek. Ich wojownicy naszpikują was strzałami, zanim zdążycie wyciągnąć szablę.
– Ale nie mogę przecież siedzieć z założonymi rękami! – zawołał oburzony Adam Osmański. – Tatarzy wyrżnęli w pień wszystkich – dzielnego Ziemowita Wyborskiego, jego syna Grzegorza i pozostałych obrońców Wyborowa! Ja zostałem przy życiu tylko dlatego, że pan Ziemowit wysłał mnie do was jako posłańca! Do śmierci będzie mi wstyd, jeśli mój czcigodny wuj nie zostanie pomszczony. Tak wiele mu zawdzięczam!
Król mimowolnie skinął głową, ponieważ znał historię młodego człowieka. Jednak mimo wszystko musiał go powstrzymać.
– Ale nie możecie narażać swego życia, porywając się na bezsensowne czyny, Osmański. Ziemowit Wyborski powiedziałby wam to jako pierwszy.
Adam zacisnął pięści w bezsilnej wściekłości.
– To on powinien był przeżyć zamiast mnie – albo przynajmniej jego syn! Nie ma już ani jednego Wyborskiego. A to był taki dzielny ród! Cóż ja jestem wart wobec nich?
Jan III popatrzył na niego pytająco.
– Jakże, żyją przecież potomkowie pana Ziemowita!
Adam machnął ręką.
– Tak, gdzieś w Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego. Jego córka Sonia poślubiła Niemca, a nie Polaka!
– Trzeba jej napisać, że jej ojciec i brat padli w walce z Tatarami.
– Sonia Wyborska zmarła kilka lat temu – odpowiedział z żalem Adam.
Król krzepiącym gestem poklepał go po ramieniu.
– Posiadłość Wyborskich przepadła wraz z nim. A co z wami?
– Rodzina mojego ojca za namową pana Ziemowita zostawiła mi wieś. Mieszka tam teraz moja matka.
– A co wy zamierzacie teraz robić, skoro pan Ziemowit nie żyje?
– Jest tylko jeden człowiek, któremu może służyć ktoś, kogo wychował Wyborski. Tym człowiekiem jesteście wy, miłościwy królu!
Jan III skinął głową w zamyśleniu.
– Potrzebuję odważnych i dzielnych ludzi.
Zaledwie to powiedział, Adam Wyborski już przed nim klęczał.
– Dysponujcie mną, miłościwy królu!
– Teraz bardziej mi się podobacie! – Król, mówiąc to, podniósł Adama z klęczek, objął go mocno i ucałował w oba policzki. – Wasza służba będzie mi potrzebna! Nawet możecie coś przedsięwziąć przeciwko Tatarom. Będziecie strzegli dla mnie granicy tam, gdzie hordy chana Azada Jimala plądrują polską ziemię. Jednak nie otrzymacie zaopatrzenia ze Lwowa, ale z Żółkwi. I jako mój człowiek, Osmański, nie będziecie podlegali żadnemu magnatowi czy też hetmanowi.
– Dziękuję, Wasza Królewska Mość! – Adam uderzył w rękojeść swojej szabli i uśmiechnął się po raz pierwszy od chwili, gdy dowiedział się o śmierci wuja, który zastąpił mu ojca.
– Azad Jimal wnet pożałuje swojego zdradzieckiego ataku na Wyborowo, to mogę wam przysiąc!
– Ale nie wywołajcie od razu wojny z Turkami! – upomniał go Jan Sobieski
– Będę na to zważał. – Oczy Adama błyszczały, kiedy składał tę obietnicę.
– A więc dobrze. – Twarz króla spoważniała. – Polska nie tylko straciła włości Wyborskich na rzecz Tatarów, Turków i Kozaków, lecz o wiele, wiele więcej ziemi. I jak tylko Święta Maria Dziewica z Częstochowy zechce, to wszystko odzyskamy. Ale na to Polska musi być silnym krajem, Osmański, a nie kupą skłóconych ludzi, gdzie każde „nie” jakiegoś szlachetki wystarczy, aby zniweczyć wszystkie plany. I abyśmy stali się silni, ten kraj potrzebuje ludzi takich jak wy. Zbierzcie odważnych i uczciwych wojaków! Otrzymają ode mnie żołd, a wy poprowadzicie ich przeciwko każdemu wrogowi, którego wam wskażę, czy to będą Turcy, czy Kozacy, czy też elektor z Brandenburgii, Moskwy lub Austrii!
– Będę gotów – obiecał Adam i wyciągnął przy tych słowach szablę. – Za króla, za Polskę i za Najświętszą Panienkę!
– Najpierw wymieniaj Matkę Bożą, potem Polskę, a na końcu mnie! – poprawił go Jan III. – Święta Dziewica i Polska są wieczne, a ja jestem tylko śmiertelnym człowiekiem.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Testament

1.

W tym samym czasie kilkaset mil na zachód Johanna z oczami roziskrzonymi gniewem cofnęła się od okna.
– Nadchodzi zły mnich – oświadczyła bratu.
– Kto, frater Amandus? Jego masz na myśli? Przecież ojciec zabronił mu kiedykolwiek wchodzić na naszą posiadłość, a jego słowo także po śmierci jest ważne.
Karl von Allersheim nie chciał uwierzyć siostrze i również podszedł do okna. Kiedy wyjrzał na zewnątrz, zobaczył człowieka w habicie rozwiewanym przez wiatr, który właśnie zsiadał z muła i rozglądał się dookoła z zadowolonym uśmiechem.
– To rzeczywiście frater Amandus! Matthias nie powinien był na to pozwolić.
Głos Karla nie był tak pełen irytacji jak jego siostry, ale ten gość nie podobał mu się tak samo jak jej.
– Matthias zrobi to, co zechce Genoveva, a to przecież kuzynka Amandusa – odparła Johanna z gorzkim śmiechem. – Ona nigdy nie przebaczyła ojcu, że kazał wyrzucić go z domu.
– Ojciec przewróciłby się w grobie, gdyby wiedział, że ten człowiek z tonsurą znów ośmiela się wchodzić do jego domu – odparł Karl ponuro.
– Wyciąga jakąś skórzaną torbę z sakwy przy siodle – zawołała bardzo podekscytowana Johanna.
– Rzeczywiście! Ale co…
– Testament! – krzyknęła dziewczyna. – Amandus jest przecież mnichem w klasztorze Świętego Mateusza, a ojciec wyznaczył opata na wykonawcę swojej ostatniej woli!
– Ale czyż czcigodny ojciec Severinus nie zamierzał sam przekazać nam testamentu? Myślałem, że tak właśnie uzgodnił z nim ojciec.
– Ojciec Severinus jest stary i pewnie z chęcią zlecił to zadanie fratrowi Amandusowi. A może mnich nawet ukradł ten testament – odrzekła Johanna.
Jej brat potrząsnął przecząco głową.
– Nie sądzę! Amandus wie, że skradziony testament może stracić swą ważność.
– Nie ufam mu! Dlatego powinniśmy ustalić, czy Matthias rzeczywiście chce wypełnić wolę naszego ojca – powiedziała Johanna z naciskiem.
– Nasz brat i macocha z pewnością nas nie poproszą, kiedy Amandus będzie przekazywał im testament.
Johanna uznała, że jej brat jest całkowicie pozbawiony entuzjazmu i tylko bezradnie patrzył na to, co się działo. Ona jednak nie zamierzała siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż ktoś zdecyduje o ich losie.
– Kiedy Amandus przyniesie testament, Matthias przyjmie go w bibliotece. Tam możemy ich podsłuchać.
– Podsłuchać? – Karl się zawahał, choć także wiedział, że trzecia żona ich zmarłego ojca nienawidziła ich obojga, a Matthias, syn pierwszej żony, był w jej rękach plastyczny jak wosk.
– Tu chodzi także o nasz los! – odparła wzburzona Johanna.
– Testament to testament! Cóż takiego mogą z nim zrobić? – spytał skonsternowany Karl.
– Wrzucą go do ognia i zastąpią czymś innym! Po Genovevie można spodziewać się takiego łajdactwa. Przypomnij sobie, jak zaledwie dzień po pogrzebie ojca zmusili nas, abyśmy opróżnili nasze pokoje w zamku i przeprowadzili się do tej starej wieży na folwarku.
– Zabrała też biżuterię naszej matki, choć mama przeznaczyła ją dla ciebie – odparł Karl i popatrzył na siostrę w zamyśleniu. – Sądzisz, że powinniśmy zajrzeć do naszej starej kryjówki? Ale przecież nawet kiedy byliśmy dziećmi, z trudem mieściliśmy się tam oboje.
Rzeczywiście miał rację, jednak Johanna wprost paliła się, aby usłyszeć, z jakiego powodu kuzyn jej macochy po trzech latach, które musiał spędzić daleko stąd, znów powrócił do zamku.
– Pójdziesz ze mną? Jeśli nie, to sama to zrobię! – oświadczyła.
Kiedy Karl przytaknął z wyraźnym wahaniem, przez jej twarz przemknął nikły uśmiech.
– To dobrze, że Genoveva odmówiła nam trzymania służby! Na jej miejscu nie zrobiłabym tego. A tak możemy o każdej porze zakraść się do zamku i nikt nas nie zauważy.
– To wcale nie jest takie proste – wtrącił Karl, choć on także był już gotów podjąć to wyzwanie.
Oboje opuścili mocno podupadłą wieżę, która była jedyną budowlą pozostałą po zniszczonym grodzie, i udali się w stronę zamku. Wzniesiono go znacznie później, za parkiem, przez który należało niepostrzeżenie przemknąć. Zaraz potem oboje dotarli do małej, niezamkniętej bocznej furty, przez którą weszli na teren zamku.
Na ich szczęście biblioteka znajdowała się niedaleko. Oboje zerknęli na bogato zdobione drzwi wiodące do pomieszczenia i weszli do korytarza tuż za nim. Tam Johanna otworzyła niemal niewidoczne z zewnątrz wytapetowane drzwiczki i wślizgnęła się do środka. Ich przodek w trakcie projektowania biblioteki pomylił się w obliczeniach i dlatego jeden z ciężkich regałów był o dobry łokieć węższy niż miejsce, gdzie miał się znaleźć. Za regałem powstała więc pusta przestrzeń, pierwotnie wykorzystywana do składowania książek, które ówczesny panujący nie każdemu chciał pokazywać. Później zupełnie zapomniano o tym pomieszczeniu, aż kiedyś przypadkowo odkryła je Johanna. Ona i jej brat zakradali się tam czasami jako dzieci, aby ukryć się przed wychowawcami albo podsłuchiwać gości odwiedzających bibliotekę. Wówczas nawet nie przeszło im przez myśl, jak ważne będzie dla nich to pomieszczenie w przyszłości.
Pusta przestrzeń między ścianą a regałem była długa, ale bardzo wąska i teraz bliźniacze rodzeństwo z wielkim trudem dotarło w to miejsce, gdzie dziura po sęku oraz szpary między deskami ściany umożliwiały zajrzenie do wnętrza biblioteki, o ile nie zasłaniały ich ciężkie, oprawione w skórę księgi. Na szczęście tym razem mieli dobry widok, choć póki co nikogo nie było w pomieszczeniu.
– Jeśli Matthias i Genoveva przyjmą mnicha gdzie indziej, to wleźliśmy tu na darmo – sarknął Karl.
Ale siostra uszczypnęła go w ramię i syknęła:
– Cicho bądź!
W tym samym momencie Karl usłyszał jakieś głosy. Zaraz potem otworzyły się drzwi i do środka wkroczył Matthias von Allersheim. Za nim weszła jego macocha, a po niej mnich. Genoveva była tylko rok starsza od swojego pasierba, a jego ojciec poślubił ją przed czterema laty po śmierci matki Johanny i Karla. Nie było to zbyt szczęśliwe małżeństwo, jednak teraz kobieta najwyraźniej tryskała radością i zadowoleniem.
– Mogliście więc przynieść nam ten testament? – spytała Amandusa, jeszcze kiedy Matthias zamykał za nią drzwi.
– Mówcie ciszej! – ten upomniał Genovevę w odpowiedzi. – Jeśli ktoś będzie przechodził korytarzem, nie może usłyszeć, co tutaj będzie omawiane.
– To chodźmy wszyscy do tego kąta! Przez regał z książkami i ścianę nikt niczego nie usłyszy – zaproponowała Genoveva i wskazała na miejsce, za którym siedziało nasłuchujące rodzeństwo.
Johanna i Karl niemal nie ważyli się oddychać, kiedy ich macocha rozsiadła się na fotelu i popatrzyła wyczekująco na Amandusa.
– Pokaż nam to!
– Oczywiście, droga kuzynko! – Mnich uśmiechnął się w taki sposób, że Johannie wydało się to odrażające. Wyciągnął ze swojej torby rulon zawinięty w len i rozpakował go starannie.
– Nie było łatwo go zdobyć, bo opat rzeczywiście chciał wam osobiście dostarczyć i przeczytać testament – powiedział.
– Chcę wiedzieć, co jest w tym testamencie! – odparł zniecierpliwiony Matthias. – Mój ojciec robił tylko aluzje na ten temat i oświadczył nawet, że polskie potomstwo dzięki wysokiemu posagowi ich matki musi być odpowiednio dobrze wyposażone.
Polskie potomstwo – to ona i Karl, pomyślała Johanna. Ich matką była Wyborska z domu, córka starosty Ziemowita Wyborskiego z Wyborowa, bliskiego przyjaciela poprzedniego polskiego króla Jana Kazimierza. Johannie nie były znane powody, dla których frankoński rycerz cesarstwa przywiózł do swego domu damę z Polski jako drugą małżonkę. Dziewczyna wiedziała jednak, że jej ojciec bardzo ją szanował i że ona bardzo go kochała.
– Mamie nie wolno było umrzeć – wymamrotała bezwiednie i miała szczęście, że jej słowa zagłuszył głos Matthiasa.
– Otwórzcie w końcu ten testament, abyśmy wiedzieli, jakie jest nasze położenie!
– To należy zrobić ostrożnie – zaprotestował frater. – Będziecie musieli bezwzględnie pokazać go innym panom, i to tak, aby oni nie nabrali podejrzeń.
Podejrzeń? Dlaczego? W głowie Johanny myśli pędziły jedna za drugą. Mnich wyciągnął z torby nóż o cienkim, ostrym ostrzu, lekko rozgrzał klingę nad lampą, którą przyniosła Genoveva, i ostrożnie otworzył zapieczętowany pergamin.
– Muszę jeszcze tylko rozgrzać trochę wosk i testament będzie znów taki jak przedtem – powiedział wyraźnie zadowolony z siebie.
Dlaczego on to robi? zastanawiała się Johanna.
Frater Amandus otworzył tymczasem testament i zaczął go głośno odczytywać.
„Spisane roku Pańskiego 1679 w Allersheim przez Johannesa Matthäusa Karla, cesarskiego grafa Allersheim i pana na Eringshausen. Bóg mi świadkiem, że ja, po moim odejściu do domu naszego Pana na niebiosach, przekazuję moje ziemskie posiadłości moim spadkobiercom, jak następuje:
Mój najstarszy syn Matthias otrzymuje hrabstwo Allersheim wraz ze wszystkimi należącymi do niego posiadłościami.
Majątek Eringshausen, który nabyłem wraz z posagiem mojej drugiej małżonki Sonii Wyborskiej, przypada w całości naszemu wspólnemu synowi Karlowi, który zobowiązany jest wypłacić swojej siostrze Johannie posag w wysokości dziesięciu tysięcy guldenów. Oprócz tego córka moja Johanna otrzymuje całą biżuterię matki, jak też klejnoty, które moja matka wniosła do małżeństwa”.
Frater Amandus umilkł na chwilę, popatrzył na swoją kuzynkę wyraźnie ubawiony i zaczął czytać dalej:
„Jeśli chodzi o moją małżonkę Genovevę, to mam od dłuższego czasu uzasadnione wątpliwości co do jej wierności małżeńskiej. Dlatego postanawiam, co następuje: nie będzie miała prawa mieszkać dalej na wdowiej posiadłości von Allersheim, lecz ma wstąpić do klasztoru o surowej regule Sankt Marien im Stein i zostać mniszką. Gdyby urodziła dziecko, to ono także przeznaczone jest do stanu duchownego. Podpisano, Johannes Matthäus Karl, graf w Allersheim i pan na Eringshausen”.
Kiedy frater skończył czytać, Genoveva syknęła jak żmija, której ktoś nadepnął na ogon.
– Co za bezczelność! Polskie potomstwo będzie bogato wyposażone, Matthias otrzyma tylko hrabstwo, a ja mam iść do klasztoru. Nie uznam tego testamentu! Jestem brzemienna i za kilka miesięcy będę rodzić. Dlatego żądam moich praw i dziedzictwa dla mojego dziecka!
Matthias stał obok niej jak uosobienie nieczystego sumienia i nie ważył się nawet na nią spojrzeć. Dopiero kiedy macocha szturchnęła go pod żebra, oświadczył:
– Jako dziedzic głównej linii mam otrzymać tylko Allersheim, podczas gdy Karlowi przypadnie bogate Eringshausen? Ojciec powinien był być mądrzejszy i mnie zapisać większość. Karlowi wystarczyłoby o wiele mniej, a taki posag, który ma dostać Johanna, otrzymuje może rodzona grafini von Bayreuth, ale nie córka drobnego grafa!
Frater uśmiechnął się i pomachał testamentem jak chorągiewką.
– Dwóch z czterech świadków, którzy to podpisali, zabrała ostatniej zimy zaraza, a dwaj pozostali, opat Severinus i pan Günther na Kembergu, są tak starzy, że z trudem dotarli do Allersheim, kiedy go sporządzano. Teraz już prawie nie opuszczają swoich izb i z pewnością nie będą dociekać, co tak naprawdę tam napisano.
– Co macie na myśli, fratrze? – spytał skonsternowany Matthias.
– Mój nóż nadaje się nie tylko do tego, aby podważyć pieczęć, ale także do tego, aby tak usunąć pismo, że może powstać zupełnie nowy tekst.
Johanna nasłuchiwała z niedowierzaniem i miała nadzieję, że jej przyrodni brat z oburzeniem odrzuci taką propozycję.

 
Wesprzyj nas