II wojna światowa dokonała ogromnych zniszczeń i trwale zmieniła świat, w którym żyjemy. Ta zawierucha nie ominęła oczywiście polskich bibliotek i zbiorów książek – zarówno publicznych, jak i prywatnych. Jakie szkody wśród książek dokonała wojna? Czy da się dokładnie ustalić straty? I jaki był najcenniejszy eksponat, który został zniszczony podczas wojny?
Trzeba zacząć od tego, że… niestety nie da się odpowiedzieć na to pytanie. Musielibyśmy wybierać bowiem między XIII-wiecznymi kodeksami z biblioteki seminarium duchownego w Płocku, ponad 2500 sztuk inkunabułów z Biblioteki Narodowej (wiele z nich będących cennymi unikatami w skali całego świata) a rękopisami Mickiewicza, Słowackiego czy Krasińskiego, które spłonęły wraz z Biblioteką Ordynacji Krasińskich. Nie mówiąc o księgach z pozostałych miejsc, takich jak np. biblioteki w Pelplinie, Krakowie, Lwowie i innych. Dziś te dzieła nawet pojedynczo byłyby uznane za bezcenne, a co dopiero w tak dużej liczbie.
Mało tego – nie da się nawet dociec dokładnej liczby książek, które zostały zniszczone lub zaginęły podczas wojny. Monstrualne liczby, które mówią nawet o utracie 70% wszystkich zbiorów, czyli 50 milionów (sic!) książek, są tylko szacunkami. Nie ma bowiem możliwości nawet w przybliżeniu oszacować strat w bibliotekach prywatnych, ponieważ katalogowane były jedynie te największe zbiory, a ich właściciele albo ginęli, albo ginęły owe katalogi. Ta liczba zawiera ok. 1 200 000 pozycji szczególnie cennych: manuskryptów, starodruków i innych nieocenionych egzemplarzy – ale tylko tych, których istnienie i zaginięcie udało się udokumentować.
Warto bowiem wiedzieć, że ogień strawił tylko ułamek zbiorów – a pozostała, niemała ich część została z różnych powodów rozproszona, czy też zwyczajnie rozkradziona (co ciekawe – nie tylko przez okupanta; wiele osób niezwiązanych z okupantem korzystało z panującego wszędzie chaosu i dokonywało pojedynczych kradzieży cennych egzemplarzy). Nierzadko zdarzało się też, że jakieś kolekcje bibliotek publicznych lub naukowych nie były udostępniane ani skatalogowane, przez co wiadomo dziś tylko tyle, że się uszczupliły – ale nie wiadomo dokładnie, o co, i w jakim stopniu.
Zdarzało się jednak – co daje iskrę nadziei – że zbiory lub pojedyncze pozycje się odnajdywały, nierzadko w ciekawych okolicznościach.
Zdarzało się jednak – co daje iskrę nadziei – że zbiory lub pojedyncze pozycje się odnajdywały, nierzadko w ciekawych okolicznościach. Znany jest przypadek pierwszego wydrukowanego w Krakowie inkunabułu Turrecremata, który tuż przed samą wojną został wypożyczony z biblioteki PTPN w Poznaniu, a następnie odnalazł się w 1985 roku, gdy prywatny właściciel wystawił go na aukcji antykwarycznej – prawdopodobnie nie wiedząc, jakie były jego wcześniejsze losy.
Istnieje też niepotwierdzona informacja, że zbiory wspomnianej wcześniej biblioteki seminarium w Płocku zostały wywiezione do Królewca, i że… cały czas się tam znajdują, zapakowane jeszcze przez Niemców. Miał to przekazać w tajemnicy jeden z radzieckich generałów w latach 80. Nikt nie wie, czy to prawda (do dziś nie zostało to sprawdzone), ale budzi to nadzieję, że wiele cennych ksiąg, zaginionych podczas wojny, wciąż czeka na odnalezienie… ■Jan Grochocki