Mrożek i Tyrmand – niepokorni pisarze o literaturze, emigracji i Polsce.


W emigracyjnym labiryncieO tym, że wybitny dramaturg Sławomir Mrożek znał i wymieniał listy z Leopoldem Tyrmandem, autorem powieści “Zły”, do tej pory wiedzieli tylko nieliczni. Tymczasem korespondencja ta trwała niemal dwadzieścia lat – od 1965 do 1982 roku.

Obaj pisarze przebywali wówczas na emigracji i z tej właśnie, emigracyjnej, perspektywy obserwują i komentują bieżące wydarzenia. Mimo oddalenia często wędrują w swych listach do Polski, zastanawiając się, jak może się rozwinąć sytuacja w ojczyźnie. Sporo miejsca poświęcają też podróżom po świecie, kontaktom towarzyskim i życiu prywatnemu.

Najczęściej jednak Mrożek i Tyrmand piszą o literaturze, dzieląc się między sobą informacjami na temat powstających właśnie utworów.

Co połączyło Mrożka i Tyrmanda? Jakiego rodzaju była to więź? Ciekawe jest choćby to, że Tyrmand, starszy od Mrożka o całe dziesięć lat, zwraca się do niego jak do mistrza i przewodnika duchowego. A podobnych niespodzianek jest w tych listach więcej…

Autorem opracowania, wstępu i przypisów jest Dariusz Pachocki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, posłowie w formie mini esejów biograficznych napisał Tadeusz Nyczek.

Sławomir Mrożek Leopold Tyrmand
W emigracyjnym labiryncie
Listy 1965-1982
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 16 listopada 2017
 
 

W emigracyjnym labiryncie


Chiavari presso Genova
via Prandina 18/18
9 IX 65

Drogi Leopoldzie,
rzeczywiście dziewczęta jakieś z lufami. Jak widzisz, skojarzenia mam prawidłowe, co mnie pociesza z punktu widzenia psychiatrycznego, z uszczerbkiem dla estetyki wyobraźni jednak i obniżeniem poziomu kulturalnego.
Dziękujemy za serię zaskakujących pocztówek. Tę z Monachium[20] trzymam na stole. Jakoś mi się spodobał ten Schloss Nymphenburg[21]. Ciekaw jestem, skąd jeszcze otrzymam od Ciebie sygnały. Jakie są Twoje plany? Zdaje się, że miałeś zimować w Ameryce, a paszport niebawem Ci wygasa. Czy już załatwiałeś tę sprawę? Pytam także dlatego, bo jak wiesz, polityka paszportowa w ogóle mnie interesuje. I w ogóle jak Ci się układa podróż w perspektywie wydawniczej.
O nas nic ciekawego nie można powiedzieć. Życie biegnie w modelu, który znasz mniej więcej. Napisałem ową sztukę[22], tegoroczną, ale jest do dupy, zdaje się. Dosyć dużo czytam. Z rozrywek – byłem ostatnio z Marą w Austrii, w celach wyłącznie turystycznych. Wybór na Austrię padł przede wszystkim dlatego, że to jest jedyny kraj, który daje nam wizę od ręki. Objechaliśmy cały kraj, co tylko brzmi tak dumnie, bo nie jest on wielki. Wróciliśmy pełni niemczyzny i obładowani wędlinami. Skończyły się już, niestety. Kiszonych ogórków nie dostałem. Akurat nie był to sezon na nie.
Odwiedził mnie Dziewoński, przy pomocy fiata 1800, z żoną[23], był także Bardini[24], parę innych osób przejechało, między innymi Jacek Bocheński[25], inni mniej zdatni do zidentyfikowania dla Ciebie. Z Polską prowadzę ożywioną korespondencję, przede wszystkim w sprawie mojej maszyny do pisania, która, jak się okazuje, jest własnością państwa, nie moją, bo państwo chce ją widzieć z powrotem u siebie, nawet beze mnie. Dziwię się, ale koresponduję.
Miałem pojechać do Düsseldorfu, przede wszystkim żeby zobaczyć się z Axerem[26], w sprawie Tanga[27] tam wystawianego w reżyserii Axera. Okazuje się jednak, że aby ukarać rewizjonistów niemieckich, zabroniono Axerowi reżyserowania w Bundesrepublik. Na razie, mam nadzieję, bo takie decyzje nie są wieczne.
Siedzę więc, oglądam jesień i zastanawiam się powoli, co i jak by tu znowu coś napisać. Gdyby Ci droga na północ tędy wypadła, wpadnij. W każdym razie liczę na Twoje dalsze sygnały z Kosmopolisu.
Twój

***

Tel Aviv, 21.9.65

Drogi Senatorze,
ucieszył mnie list Twój ogromnie, bo zbieżność naszych losów i problemów zaczyna wkraczać powoli w dziedzinę typowości, jeśli zechcemy odrzucić metafizykę, co zresztą wraz z wiekiem przychodzi mi z coraz większym trudem, jako że świat pełen jest metafizyki. Wynika to także i z Twojego listu. Dwa dni temu wróciłem z Sodomy, ale uspokój się, poza stacją benzynową nie ma tam nic, a to oznacza tylko możliwość orgii dla samochodów. W ten sposób kończy się wypróbowany przez wieki świat biblijny i przychodzi coś nowego, co napawa mnie raczej niesmakiem.
Masz rację, Senatorze, sprawy paszportowe wikłają się niebezpiecznie i przydałaby się nam nowa rozmowa na stokach Portofino. W Paryżu przedłużono mi paszport na 6 miesięcy, ale za to nie mam już wolnego skrawka na najmniejszą wizę, nawet wielkości znaczka pocztowego, a jak wiadomo, nikt takich nie daje. A w ogóle jestem w nastroju kompletnego dodupizmu, jadąc samotnie przez Hiszpanię, rozmyślałem dużo na swój temat, doszedłem do katastrofalnych wniosków i bardzo jestem z siebie niezadowolony. Postanowiłem się zmienić, ale nie wiem jak[28].
Bilet do Ameryki już mam i wszystko wskazuje na to, że tam pojadę za jakieś dwa miesiące[29]. Na razie siedzę w Izraelu. Jest to kraj fascynujący. Ostatni bastion cywilizacji małego sklepiku. Agresywna dobroduszność i natrętny sentymentalizm w niepowtarzalnym gatunku. Ale w sumie jest to trochę prowincja: taka Lubelszczyzna z własną armią.
Z Polski dochodzą mnie raczej niepomyślne wieści, zwłaszcza jeśli chodzi o moje zawodowe sprawy: nie chcą mi wydać tej książki, o której wiesz. Jakoby boją się reakcji warszawskiej socjety[30]. Pierwszy raz w dziejach komuniści boją się tzw. dobrego towarzystwa.
Całuję Ciebie i Marę.
Pisz i nie zapominaj o starym, wyleniałym tułaczu.
Tfuj L.

***

Chiavari (Ge)
via Prandina 18/18
Italia
14 X 65

Drogi Leopoldzie,
dziękuję za list. Nie odpisałem od razu, bo wpadłem w korkociąg rozmaitych kłopotów, które nie zostawiły mi czasu ani sił na korespondencję. W streszczeniu: matka Mary[31] zachorowała ciężko i umarła. W związku z tym przeżyliśmy ciężki okres i w pewnym sensie przeżywamy nadal, ponieważ Mara pojechała do Warszawy – domyślasz się, że ani sam fakt wycieczki, ani jej motywy nie są atrakcyjne – gdzie w tej chwili się jeszcze znajduje, i czekam na jej powrót[32].
Przedtem byli tutaj przejazdem Marian E.[33] z Janką[34], ulubionym fiacikiem Mariana. Powtórzyliśmy szlak Portofino, wspominając Ciebie. Oboje w dobrej formie. Czasem zazdroszczę im, jako ludziom, którzy w pracy mają jasno wytyczone zadanie i na nim się koncentrują. A że tę pracę lubią i jest ona bardzo absorbująca, więc niewiele im zostaje czasu na rozterki, choć przecież nie są od nich wolni. Zalety dyscypliny.
Słyszałem o wypadkach, kiedy ludzie w Twojej sytuacji paszportowej, to jest tacy, którym nie zostało w paszporcie ani piędzi na nowe wizy, wklejają do paszportu własnoręcznie, i na własną rękę, wkładkę, czyli zwyczajnie pasek białego papieru, na którym różne konsulaty przybijają im pieczątki[35]. Sam tego nigdy nie praktykowałem, ale są tacy na pewno. Zależy prawdopodobnie powodzenie takiego pomysłu tylko od tego, czy któryś konsultant czepia się formalistycznie, czy też nie, względnie od umiejętności przekonania danego urzędnika o niewinności takiej procedury. Logicznie rzecz biorąc, jest ona niewinna, bo ostatecznie co to ich może obchodzić, a jeżeli jest paszport ważny, to masz prawo do wiz, a szczupłość książeczki paszportowej jest tylko głupim przypadkiem. Spróbuj.
Zmienić się każdy by chciał. Ja także. Trudność nie w tym, że nie wiem jak, tylko że nie umiem być konsekwentny dostatecznie. Najgorsze, że z wiekiem coraz mniej człowieka samo niesie do pisania. Dawniej wszystko było warte napisania, teraz prawie nic. Dawniej byle pomysł był dobry, teraz prawie żaden. Gdybym był bogatym człowiekiem, to może bym tylko żył sobie po prostu, nie mordując się żadną literaturą. A jeżeli bym pisał, to widocznie już tylko z prawdziwej wewnętrznej konieczności, jak owi wszyscy dobrze z domu uposażeni literaci amatorzy w przeszłości. W pisaniu zawodowym jest coś upokarzającego i nieczystego, jak w sporcie zawodowym.
Ściskam Cię i czekam na słowo, jeśli tak Ci się złoży. Zapewniam Cię, że dzielę z Tobą złe samopoczucie w ogólności i szczegółach, o ile mnie upoważniasz do takiej spółki.
Twój

***

Tel Aviv, 21.10.65

Och, Senatorze,
jak to dobrze, że dajesz znaki życia, czyli że jeszcze reagujesz normalnie. Bo reszta świata wydaje mi się nienormalną, w każdym razie reaguje w sposób nieskoordynowany, co dla nas, pedantów, jest, jak wiesz, apokalipsą. Przede wszystkim – bardzo mi przykro z powodu zmartwienia Mary: złóż jej serdeczne kondolencje, jak tylko to będzie możliwe. To są rzeczy niemiłe, a nawet straszne, ale jest w nich coś oczywistego i to ułatwia. Teraz dla Ciebie wiadomości, które zapewne są Ci znane: Tango[36] jest w W-wie sukcesem-gigantem, na miarę rzadko spotykaną. Są tu w T.A. ludzie z „Wagabundy”[37] – Kazio Rudzki[38], Bobek Kobiela[39], Sławek Gliński[40], Marian Załucki[41] i wszyscy zgodnie twierdzą, że spektakl Tanga to bomba na miarę światową, a Ty wchodzisz już do Panteonu polskich znakomitości, jak Kościuszko, Wiech[42] i Olszynka Grochowska. Mówią to zresztą nie bez dławiącego grymasu zawiści, co sprawia, że im wierzę i [co] czyni ich wypowiedzi cenniejszymi.
Dziękuję za Twoje współczucie paszportowe & rady. Sam widziałem w Paryżu podobne wklejanie, a nawet wizy na nim. Kilku zdolnych architektów wyrażało mi nawet natychmiastową gotowość niesienia pomocy. Boję się tylko, że właśnie Amerykanie, od których mam teraz otrzymać wizę, przywiązują wagę do pewnych powierzchownych formalności. Ale zobaczymy – operacji takiej nie wykluczam. Zaopatrzyłem się nawet w specjalną Magic Scotch Tape do podklejania, która reklamuje się usługami oddanymi p. Jamesowi Bond.
Słuchaj, zupełnie zapomniałem powiedzieć Ci, kiedy widzieliśmy się, a także napisać później, że przecież w Portofino mieszka, a przynajmniej ma tam jakieś pałace, mój dobry przyjaciel, angielski arystokrata, homoseksualista i katolik, niejaki Auberon Herbert[43] – postać niezwykle barwna, naintelektualizowana i niezwykła. Zna dobrze mnie i mnóstwo Polaków, służył w polskim wojsku w czasie wojny i jest dalekim kuzynem Churchilla. Odnajdź go, będziesz miał mnóstwo uciechy, żadnych zobowiązań, a za to drobne przyjemnostki próżności, gdyż facet jest bezbłędnie zorientowany w sprawach polskich i z pewnością wie o Tobie wszystko. Kiedy byłem w maju w Londynie i dzwoniłem do niego, powiedziano mi, że jest właśnie w Portofino.
Z literaturą chyba skończę zupełnie, nie przyniosła mi niczego oprócz polskich złotych, czyli waluty nikczemnej, i mnóstwa rozczarowań. W związku z tym nie martwi mnie brak cugu pisania.
Tu zostanę jeszcze półtora miesiąca, więc pisz, jeśli masz ochotę. Całuję Was oboje i trwajcie nadal w elastycznej nieufności. To najracjonalniejsza postawa.
Twój Leopold

***

Chiavari (Ge)
via Prandina 18/18
Italia
30 XI 65

Drogi Leopoldzie,
chciałem napisać do Ciebie po powrocie Mary z Warszawy, ale obawiam się, że tymczasem mi uciekniesz z Izraela, czy ja wiem dokąd, może do Eskimosów albo dalej. Bo ona, chociaż już ma paszport, musi się jeszcze wywikłać z formalności wizowych, spodziewam jej się na początku przyszłego miesiąca.
Jak podróżować przez granice, kiedy chudzina nasza biedna, paszport, już cały ostemplowany wizami, ten problem mnie samego zaczyna niepokoić i moje rady dla Ciebie kto wie, czy nie będę ich musiał do siebie zastosować. Nie mam pojęcia, jak przedstawia się sprawa wymiany paszportu na nowy, ale obawiam się, że oczywiście jest to jakaś nieprzezwyciężona trudność. Może tylko dokonuje się tego przy okazji przedłużenia ważności paszportu? Może tylko na nowiu albo tylko w roku przestępnym? Axer nareszcie znajduje się w Düsseldorfie, gdzie reżyseruje to Tango, chciałbym zobaczyć, jak to on robi, oczywiście tylko dla własnej przyjemności i nauki, bo przecież nie po to, żeby jemu się wtrącać. Tymczasem orzeł na paszporcie oklapł i nie poleci, chyba żeby go podkleić. Żeby dorosły obywatel musiał się bawić w introligatora, to jeszcze do przyjęcia, że w Polsce trzeba umieć się znaleźć jako własny hydraulik, szewc, malarz pokojowy, mechanik samochodowy i wiele innych, ale do introligatora jeszcze nie doszło.
Co słychać w kraju, nie wiem, a Ty wiesz pewnie lepiej ode mnie, bo pewnie tam ktoś ciągle przyjeżdża. Tyle że Popioły[44] grają, to wie każde dziecko. A raczej – wiem tylko, że ciężarówka wpadła na Leszka Herdegena[45], znasz go chyba, rozwaliła mu nogę, poharatała twarz. Stało się to pod Olkuszem, kiedy stał obok swojego samochodu, przy bagażniku. Szczegóły zresztą mogą nie być precyzyjne, bo różne są wersje, w każdym razie jego samochód nawet nie był w ruchu. Podobno groziła mu amputacja, teraz już nie. Ciężarówki to jest ludowy pluton egzekucyjny, który wykonuje wyroki na co lepsze jednostki w narodzie. To jest logiczne, w polskich warunkach tylko zdolniejsze jednostki, tak czy inaczej, dobijają się do samochodu, więc każde spotkanie samochodu osobowego z ciężarówką ma charakter wykończenia kogoś, kogo bardziej szkoda, niż wielu. Czy to będzie przedstawiciel prywatnej inicjatywy, który – bagatela – umie się utrzymać i tak wykręcić, że go stać na samochód, czy to lekarz, czy inżynier, czy nawet główny księgowy na służbowej warszawie, zawsze to jest ktoś, kto się umiał przebić, ergo, ktoś wybitniejszy.
Gdybyś, rezygnując z literatury, jak piszesz, a w co oczywiście Ci nie wierzę, założył jakieś ciekawe przedsiębiorstwo, jakiś handelek żywym towarem, jakieś wydobycie „srebrnej floty” czy nawet pojedynczego galeonu, jakaś mała broni dostawa, pamiętaj o mnie. Mogę być portierem, oskrobywać monety z wodorostów i adresować paczki.
Pozdrawiam Cię i będę czekał na znak, gdzie jesteś i co się z Tobą dzieje.

***

Przypisy

[20] Nie zachowała się.

[21] Pałac Nymphenburg – dawna letnia rezydencja Wittelsbachów w Monachium w dzielnicy Neuhausen-Nymphenburg.

[22] Chodzi o sztukę Krawiec, o której Mrożek wspominał także w listach do Tarna i Axera. „Drogi Adamie, posyłam Ci egzemplarz Krawca. Używałem przedtem tytułów zwierzęcych, teraz, jak widać, rzemieślniczych. Nie muszę dodawać, jak niecierpliwie będę oczekiwał Twojej opinii. Z tą się nie krępuj. Na wszystko będę przygotowany” (list z 6 IX 1965). W odpowiedzi Tarna z 13 IX 1965 czytamy: „Za wcześnie zacząłeś myśleć o Krawcu po skończeniu Tanga; zanadto jeszcze siedziałeś w poprzedniej sztuce, by pracować nad nową – tak jakbyś tamtej jeszcze nie wypluł, jakbyś zaczął pisać z niedosytu, z poczucia niedokonania” (S. Mrożek, A. Tarn, Listy 1963–1975, s. 63−64). Maszynopis sztuki został zagubiony w redakcji „Dialogu” i opublikowano ją dopiero w 1977 (nr 11).

[23] Edward Dziewoński (1916−2002), aktor, satyryk, twórca kabaretu Dudek, występował także w Kabarecie Starszych Panów, kabaretach Szpak i Wagabunda. W latach sześćdziesiątych w Podwieczorku przy mikrofonie wykonywał krótkie monologi-opowiadania Mrożka. Jego żoną była wówczas Janina Smoszewska (1918–1977), tancerka baletowa.

[24] Aleksander Bardini (1913−1995), aktor, reżyser, pedagog.

[25] Jacek Bocheński (ur. 1926), pisarz i publicysta, współzałożyciel i redaktor kwartalnika „Zapis”.

[26] Erwin Axer (1917−2012), reżyser teatralny, pedagog i eseista, założyciel Teatru Współczesnego w Warszawie. Wydał m.in. Listy ze sceny, Sprawy teatralne, Ćwiczenia pamięci, Z pamięci. Jeden z trzech głównych inscenizatorów Mrożka – obok Jerzego Jarockiego i Kazimierza Dejmka. Wprowadził go na sceny europejskie.

[27] W liście z 11 VIII 1965 Axer pisał do Mrożka: „z ogromną przykrością muszę Ci donieść, że zostałem wezwany do Warszawy, gdzie powiadomiono mnie, że ze względu na nieprzyjemne incydenty spowodowane przez Bonn (niewydanie wiz teatrowi i osobom, itd., itd.) moja i Ewy praca w NRF jest w najbliższym czasie niemożliwa. Decyzja jest nieodwołalna; tak mnie przynajmniej powiedziano. Jak więc widzisz, losy moje i Tanga rozchodzą się” (E. Axer, S. Mrożek, Listy 1965−1996, wstęp T. Nyczek, Kraków 2011, s. 39−40). Ostatecznie do premiery doszło 8 I 1966.

[28] „Któregoś dnia doszedłem do wniosku, że życie moje składało się z samych błędów. O nie, nie znaczy to, że potrafiłem ujawnić w nim to, czy owo niepowodzenie, pomyłkę lub głupstwo o bogatych konsekwencjach! Wszystko od początku do chwili obecnej było jednym, fatalnym błędem, najgorsze zaś, że spostrzegłem się zbyt późno. Zaczynać od nowa w wieku 45 lat nie jest łatwo, niemniej jednak coś trzeba było uczynić” (Notatnik Tyrmanda z podróży po Hiszpanii w 1965 roku. Rękopis znajduje się w Archiwum Instytutu Hoovera na Uniwersytecie Stanforda).

[29] W czasie pobytu pisarza w Izraelu Ambasada Amerykańska w Warszawie zaproponowała mu stypendium Departamentu Stanu USA. Zob. H. Dasko, Tyrmand, Ameryka, „Dziennik”, w: tegoż, Odlot malowanego ptaka, wybór tekstów i koncepcja książki M. Komar, Warszawa 2009, s. 193.

[30] „Przed wyjazdem z Polski Tyrmand złożył w Państwowym Instytucie Wydawniczym maszynopis powieści Życie towarzyskie i uczuciowe. Ten tekst pisał na zamówienie wydawnictwa przez ponad trzy lata. W przeciwieństwie do Złego, książki celowo apolitycznej, Życie towarzyskie i uczuciowe siedziało mocno w realiach socjalistycznej rzeczywistości. W tej pięćsetstronicowej powieści Tyrmand świadomie i z maksymalną bezwzględnością rozprawiał się z warszawskim środowiskiem kulturalnym, które uważał za skorumpowane moralnie i wysługujące się reżimowi” (tamże, s. 192).

[31] Irena z d. Rejewska (1902–1965).

[32] W liście z 24 X 1965 Mrożek pisał do Błońskiego: „Mara pojechała do Warszawy. Stało się to już prawie miesiąc temu, w atmosferze depesz, lęków rozmaitych, wyhaftowanych na głównym wątku śmierci, na tym tle zasadniczym rozegrała się ta krótka symfonia. Tak się złożyło, że decyzja, spakowanie się i odjazd, a także załatwienie formalności nastąpiły wszystkie w ciągu jednego popołudnia, tym bardziej więc były wyczerpujące” (J. Błoński, S. Mrożek, Listy 1963−1996, wstęp T. Nyczek, Kraków 2004, s. 298).

[33] Marian Eile (1910−1984), malarz, grafik, publicysta, w latach 1945−1970 redaktor naczelny tygodnika „Przekrój”.

[34] Janina Ipohorska (1914−1981), powieściopisarka i dziennikarka, w latach 1945−1970 zastępczyni redaktora naczelnego „Przekroju”.

[35] Paszporty Tyrmanda, które zachowały się w Archiwum Instytutu Hoovera, nie zawierają tego typu wklejek.

[36] Dramat Mrożka miał swoją premierę 5 VI 1965 w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy. Miesiąc później odbyła się premiera w warszawskim Teatrze Współczesnym w reżyserii Erwina Axera.

[37] Kabaret Wagabunda działał w latach 1956−1968. Jego pomysłodawczynią oraz kierownikiem artystycznym była Lidia Wysocka. Współpracowali z nim m.in. Mieczysław Czechowicz, Zbigniew Cybulski, Edward Dziewoński, Jacek Fedorowicz, Wiesław Michnikowski, Jeremi Przybora, Stanisław Tym.

[38] Kazimierz Rudzki (1911−1976), aktor, reżyser, publicysta i pedagog.

[39] Bogumił Kobiela (1931−1969), aktor filmowy i teatralny. Występował w kabaretach Dudek i Wagabunda (1963−1966).

[40] Wieńczysław Gliński (1921−2008), aktor i artysta kabaretowy. W czasie drugiej wojny światowej żołnierz Armii Krajowej.

[41] Marian Załucki (1920−1979), poeta, pisarz i satyryk. W kabarecie Wagabunda występował w latach 1956−1967.

[42] Stefan Wiechecki (1896−1979), prozaik, satyryk i publicysta.

[43] Auberon Herbert (1922−1974), brytyjski właściciel ziemski. W czasie drugiej wojny światowej służył w polskiej armii. Po zakończeniu wojny pomagał polskim uchodźcom. Rzecznik spraw Europy Wschodniej na arenie międzynarodowej.

[44] W 1965 roku miała premierę ekranizacja powieści Stefana Żeromskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy. W obsadzie aktorskiej znaleźli się m.in. Władysław Hańcza, Daniel Olbrychski, Pola Raksa, Beata Tyszkiewicz.

[45] Leszek Herdegen (1929−1980), przyjaciel Mrożka, aktor teatralny i filmowy. Stanisław Lem w liście do Sławomira Mrożka pisał: „Leszek Herdegen miał paskudny wypadek – trącił go star, kolano rozwalone, groziła amputacja, ale wstawili mu zamiast uszkodzonej tętnicy jakąś rurkę z plastiku i podobno jest spora nadzieja, że go wyciągną z tego bez piłowania nogi” (S. Lem, S. Mrożek, Listy 1956−1978, Kraków 2011, s. 487).

 
Wesprzyj nas