Praca “Świt narodów europejskich” zawiera analizę rozwoju więzi etnicznych w krajach powstałych po rozpadzie monarchii frankijskiej, a więc w krajach całej zachodniej Europy.


Świt narodów europejskichW bogatym dorobku profesora Benedykta Zientary to pozycja szczególna.

Zawiera analizę rozwoju więzi etnicznych w krajach powstałych po rozpadzie monarchii frankijskiej, a więc w krajach całej zachodniej Europy, gdzie w czasach wczesnego średniowiecza wykuwały się też wzorce łączenia rzymskiego dziedzictwa kulturalnego z chrześcijańskimi zasadami.

Rysując bardzo szerokie tło procesów społecznych, jakie formowały Europejczyków wieków miedzy IX a XIII, autor objął także środkową i wschodnią część naszego kontynentu z jej ludami i tradycjami.

Benedykt Zientara (1928–1983), autor wielu prac z dziedziny mediewistyki, tę książkę poświęcił analizie rozwoju więzi etnicznych w państwach powstałych po rozpadzie monarchii frankijskiej. Szeroko zarysował tło społeczno-polityczne procesów zachodzących w świadomości społeczeństw zachodniej Europy od IX do XIII w. Nie pominął również innych terytoriów, obejmując ramowymi badaniami środkową i wschodnią Europę. Praca przeznaczona jest nie tylko dla historyków, lecz także i dla szerszego kręgu czytelników zainteresowanych zagadnieniem genezy narodów.

Benedykt Zientara
Świt narodów europejskich
Powstawanie świadomości narodowej na obszarze Europy pokarolińskiej
Państwowy Instytut Wydawniczy
Premiera: 29 listopada 2017
 
 

Świt narodów europejskich


Marek Barański

WSTĘP DO NINIEJSZEGO WYDANIA

Druga połowa pierwszego tysiąclecia, to fascynujące czasy tworzenia się Europy takiej, jaką znamy obecnie. Stały się one tematem napisanej już niemal czterdzieści lat temu książki Benedykta Zientary pt. Świt narodów europejskich. Zajął się w niej Autor początkami narodów dziedziczących osiągnięcia i tradycje imperium Karola Wielkiego. Zanim jednak przeszedł do właściwego tematu, postarał się określić, czym jest naród, czym różni się od plemienia, co to jest ojczyzna, od kiedy można mówić o patriotyzmie narodowym. Zaskakująca dla wielu może być konstatacja, że nie zawsze głównym wyznacznikiem odrębności był język, że ważniejsze mogło być prawo i tradycja.
Zientara ukazał świadomość plemienną Germanów atakujących Cesarstwo Rzymskie, a czasem współpracujących z Rzymem. Pokazał, jak istniejące pierwotnie plemiona w wyniku procesów dziejowych przekształcały się w inne byty plemienne, jak z różnych wcześniej istniejących elementów wyłaniali się Frankowie czy Alemanowie. Czytając Świt narodów obserwować możemy, jak wędrujące przez Europę grupy etniczne rosły przyjmując w swe szeregi ludzi innego pochodzenia, jak ci, którzy się przyłączyli do grupy przewodzącej, przyjmowali jej tradycję i prawa, a także język i bardzo prędko zapominali, że mają inne pochodzenie.
Po opanowaniu ziem Cesarstwa Rzymskiego przed zajmującymi je Germanami stanął problem współżycia z mieszkającą tam od wieków ludnością. Początkowo wszystko różniło od siebie te społeczności, każda z nich miała swój język, prawo, zwyczaje i tradycje. W większości przypadków różniła je także religia: przybywający Germanie byli wyznawcami chrześcijaństwa w wersji ariańskiej, ludność rzymska była katolicka. Przebiegowi współżycia, a potem unifikacji została poświęcona zasadnicza część książki Zientary. Przekonuje on, że dla podtrzymania odrębności Germanów nie język był najważniejszy. Ważniejsze od niego było odrębne prawo, tradycje i religia. Jednak proces unifikacji w każdym z krajów podbitych przez różne plemiona germańskie przebiegał nieco inaczej, każdemu z nich poświęcił Zientara oddzielne rozdziały.
Zaczął Autor od przedstawienia sytuacji, jaka panowała w afrykańskim państwie Wandalów. Choć Wandalowie prędko zaczęli przejmować obyczaje rzymskie, to jednak do unifikacji nie doszło, na przeszkodzie stanęły różnice religijne. Być może zostałyby one zlikwidowane, ale po stu latach istnienia państwo to zostało rozbite przez wojska cesarza Justyniana.
Następnie ukazał Zientara Italię podbitą przez Ostrogotów. Tam też, choć ich władca Teodoryk był pod wrażeniem kultury i cywilizacji rzymskiej, tworzenie jednolitego narodu z Gotów i Rzymian było utrudnione, gdyż przeszkadzały jedności różne tradycje, a także odrębne wersje chrześcijaństwa wyznawane przez każdą ze stron. Zapewne też zabrakło czasu; państwo Ostrogotów zostało przecież zlikwidowane już po kilkudziesięciu latach istnienia. Uczynił to Belizariusz wysłany do Italii przez cesarza Justyniana dążącego do odzyskania przez Cesarstwo Rzymu i Italii.
Zasadniczym tematem książki Zientary są jednak procesy budowania narodów w granicach stworzonego przez Franków cesarstwa Karola Wielkiego. Rozpoczął ją jednak Autor od przedstawienia etapów powstawania tego państwa. A więc od omówienia genezy plemienia Franków i początków dynastii Merowingów. Z najwyższym zainteresowaniem możemy śledzić podboje dokonywane przez Chlodwiga i jego następców. Ponieważ twórca państwa Chlodwig przyjął chrześcijaństwo w wersji katolickiej, więc Frankowie nie różnili się religijnie od podbitych mieszkańców Galii. Mimo to współżycie Franków z Rzymianami stwarzało liczne problemy, odmienne w każdej z prowincji rozległego państwa. Różnice te wynikały między innymi z nierównomiernego osadnictwa frankijskiego na ziemiach Galii. Ale państwo Merowingów, to nie tylko Galia, w jego skład weszły też liczne plemiona germańskie żyjące na wschód od Renu, na terenach, które nigdy nie były pod władzą Rzymu. O tym wszystkim pisze Zientara, ukazując zarówno jednoczenie się ziem podległych najpierw Merowingom, a potem Karolingom, jak też siły dążące do rozbicia tej jedności.
Ponieważ siły dezintegracyjne zwyciężyły, Cesarstwo karolińskie rozpadło się ostatecznie na Francję, Niemcy i zależne od Karolingów, ale nie wchodzące w skład państwa Franków, Włochy. Poza tym potomkowie poddanych Karola Wielkiego przyczynili się w przyszłości także między innymi do powstania Holandii i Belgii. Omawianie tworzenia się tych państw rozpoczął Zientara od Francji. Nie opisał jej historii w średniowieczu, ukazał natomiast siłę tradycji karolińskiej. Spowodowała ona, że choć we Francji zanikł germański język Franków, to jednak wraz ze świadomością historyczną zachowała się pierwotna nazwa państwa. Tradycja ta, wraz rolą, jaką pełnił król, pozwoliła przełamać regionalizmy i patriotyzmy dzielnicowe.
Nadzwyczaj interesująco przedstawione zostało tworzenie się narodu niemieckiego. Powstał on na terenach zamieszkałych przez ludy mówiące językami germańskimi, z których potem wykształcił się język niemiecki. Na terenach tych nie było dawnej ludności rzymskiej, lecz mimo to integracja licznych plemion w jeden naród nie była łatwa. W procesie powstawania narodu niemieckiego niejednoznaczną rolę odegrała idea Cesarstwa. Według Zientary opóźniła ona wykrystalizowanie się nazwy państwa.
Odrębny rozdział został poświęcony Italii. Zientara ukazał Italię bizantyjską, Italię longobardzką, a także tę jej część, która pozostawała pod polityczną władzą papieży. Czytając Świt narodów poznajemy poglądy Autora na rolę, jaką odegrali w Italii cesarze i idea cesarska. Idea, która wielu Włochom wydawała się atrakcyjna, mieli bowiem nadzieję, że przyczyni się ona do zjednoczenia kraju i przywrócenia dawnej świetności Rzymu.
W ostatnim rozdziale zajął się Autor tą częścią Cesarstwa Karola Wielkiego, która po traktacie w Verdun w 843 roku przypadła w udziale cesarzowi Lotarowi. Choć pierwotnie dział Lotara rozciągał się od Morza Północnego do Włoch, to jednak jeden z jego następców odziedziczył już tylko to, co zaczęto nazywać Lotaryngią. Dziedzictwo Karola Wielkiego rozpadło się na Francję, której językiem jest francuski, na Niemcy z językiem niemieckim i na Włochy z językiem włoskim. Wydawać by się mogło, że język był głównym kryterium podziału. Jednak Zientara dowodzi, że tak było w czasach znacznie późniejszych. W średniowieczu, choć na pograniczu różnice językowe mogły być przyczyną sporów, a nawet walk, to jednak nie zawsze były tak ważne. Świadczą o tym losy Lotaryngii. Choć w jej zachodniej części mówiono po francusku, a we wschodniej – po niemiecku, stanowiła dość zwarte księstwo z różnojęzyczną, ale odczuwającą wspólnotę elitą. Dopiero w znacznie późniejszych czasach niemieckojęzyczna część Lotaryngii stała się prowincją niemiecką, a francuskojęzyczna – francuską.
Poza ogromną porcją wiedzy dał też Zientara wyraz swemu przywiązaniu do tradycji europejskich, a także swym poglądom na temat jedności jej różnorodnych kultur:
„Póki istnieją narody, póki istnieje różnorodność języków, w których każde słowo pomnaża bogactwo znaczeń, póki zachowała się indywidualność literatur narodowych, związana z odrębnym, innym przeżywaniem rzekomo tych samych zawsze i wszędzie losów ludzkich, póty nie zginie bogactwo kultury europejskiej, póty nie zginie zrozumienie dla odmienności człowieka i jego przeżyć w innych, odległych ziemiach i cywilizacjach”.
Ze względu na walory poznawcze i atrakcyjność wykładu Wydawnictwo zdecydowało się raz jeszcze wydać tę książkę. Choć od jej pierwszego wydania minęło wiele lat i nasza wiedza na temat tworzenia się Europy uległa poszerzeniu, to jednak zasadnicze myśli Zientary nie straciły na swej aktualności. Uściśleniu i rozszerzeniu uległy szczegółowe problemy, zasadnicze myśli Autora wznawianej książki pozostały aktualne. Aby jednak ukazać postęp w naukach, wydanie to zostało uzupełnione dodatkową bibliografią. Znalazły się w niej tylko publikacje w języku polskim. Są to zarówno dzieła rodzimych autorów, jak i tłumaczenia. Czytelnicy zainteresowani problemami tworzenia się Europy znajdą w nich obcojęzyczną literaturę.

PRZEDMOWA

Książka, którą oddaję obecnie z pewnym wahaniem w ręce Czytelnika, ma już długą i zawiłą historię. Nie wchodząc w jej szczegóły, wyjaśnię, na czym polega owo wahanie. Mianowicie w pierwotnym zamiarze miał to być popularny zarys rozwoju średniowiecznej świadomości narodowej w Europie Zachodniej, mający spełnić dwa cele: uporządkować znany materiał na ten temat i stworzyć tło dla planowanych przeze mnie badań nad rozwojem świadomości narodowej w Europie Środkowej oraz zapoznać Czytelnika polskiego z nieznanymi u nas, a ciekawymi i aktualnymi problemami.
W ciągu dwunastu lat pracy nad zagadnieniem świadomości narodowej w średniowieczu okazało się, że jest ono bardzo skomplikowane, a zebranie niezbędnej literatury – jeśli się nie chce poprzestać na podsumowaniu kilku standardowych prac – przekracza możliwości polskiego historyka. Zrezygnowałem więc z objęcia badaniami całej Europy Zachodniej i Południowo-Zachodniej, pogłębiając za to analizę rozwoju więzi etnicznych w krajach powstałych z rozpadu monarchii frankijskiej, która stała się punktem wyjścia do moich rozważań. Sięgnąłem wstecz, by przyjrzeć się dziejom wszystkich królestw germańskich, zbudowanych na gruzach imperium zachodniorzymskiego; niektóre problemy starałem się ponownie zbadać, sięgając do źródeł i analizując wypowiedzi uczestników omawianych procesów. Zamknąłem badania w zasadzie na wieku XIII, kiedy średniowieczna świadomość narodowa uzyskała już na ogół wyrazistą postać. W przypadku Włoch trzeba było zakończyć rozważania omówieniem twórczości Dantego, w której widać zaczątki renesansowej włoskiej świadomości narodowej, a zarazem odbicie zawiłych dróg rozwoju świadomości mieszkańców Półwyspu Apenińskiego w poprzednich stuleciach.
Starałem się wykazać, że rozwój świadomości narodowej nie stanowił ciągłej linii wstępującej i nie wzrastał stale od pierwszych zaczątków aż do pełnego rozkwitu w XIX i XX wieku. Przeciwnie, badania pozwoliły zaobserwować wiele nieurzeczywistnionych możliwości rozwoju narodów dzisiaj już nieistniejących, a także okresów załamania, osłabienia świadomości narodów, które ostatecznie ukształtowały się i są obecne na kontynencie europejskim; ukazały procesy łączenia i rozdzielania się jednolitych wielkich społeczności na mniejsze grupy etniczne, z czasem wchodzące na drogę przekształcenia się w samodzielne narody. Analiza różnych grup etnicznych i terytorialnych ujawniła też trudności w odróżnieniu świadomości plemiennej od narodowej, patriotyzmu dzielnicowego od narodowego.
Bardzo trudno było mi zrezygnować z wciągnięcia do moich rozważań Anglii, Szkocji i Walii z ich skomplikowanymi i przeplatającymi się więziami etnicznymi, językowymi i państwowymi, a także krajów Półwyspu Iberyjskiego z ich rodzącymi się wśród wojen reconquisty więziami narodowymi, kontrastującymi z tradycją gockiej jedności, stanowiącej zarówno punkt wyjścia, jak idealny cel do realizacji w przyszłości. Niestety, zarówno trudności w zebraniu literatury, jak wyczerpująca się, i tak już nadużyta, cierpliwość Wydawnictwa nie pozwoliły mi na ukończenie kwerendy odnośnie do tych zagadnień.
Wypada jeszcze ostrzec Czytelnika, że obraz, jaki tu otrzymuje, jest niepełny i dyskusyjny. Niepełny – bo książka została oparta, mimo wysiłków autora, na materiale nie pozbawionym luk, na niepełnej znajomości poglądów dotychczasowych badaczy. Dyskusyjny – bo procesy zachodzące w świadomości szczególnie trudno poddają się badaniom nawet we współczesności; tym trudniej uznać za pewne i udowodnione tezy oparte na przypadkowych wypowiedziach niektórych świadków przeszłości (wywodzących się zresztą z bardzo ograniczonego kręgu ludzi) i na specyficznej interpretacji wydarzeń historycznych. Zwłaszcza związki przyczynowe między wydarzeniami politycznymi a zjawiskami z zakresu świadomości muszą pozostać hipotetyczne.
Dotychczasowe prace zajmujące się problematyką świadomości narodowej w szerszych ramach czasowych poprzestawały dość często na doborze cytatów z kronik i innych utworów literackich świadczących o świadomości lub resentymentach narodowych ich autorów. Zbyt rzadko wiązano ten materiał źródłowy z konkretną sytuacją społeczną i polityczną, w jakiej owe słowa napisano. Dlatego w niniejszej pracy starałem się, aby to tło społeczno-polityczne było w każdym przypadku wystarczająco wyraźne, choć oczywiście nie mogłem na tych kartach dać pełnego wykładu historii politycznej i społecznej opracowywanego okresu.
Starałem się przedstawiać problemy, którym książka została poświęcona, w sposób dostępny nie tylko wąskiemu kręgowi mediewistów, ale i szerszej wykształconej publiczności, wychodząc z założenia, że zagadnienie genezy narodów wzbudza także dziś powszechne zainteresowanie. Dlatego znajdzie tu Czytelnik wiele faktów i tekstów powszechnie znanych wśród mediewistów, którzy mogą je uznać za zbędne powtarzanie tego, co już dawno wiadome. Sądzę jednak, że przy całościowym przedstawianiu problemów powtórzenia takie są konieczne, kiedy chce się uniknąć luk i zarysować całość zagadnienia.
Przypisy zostały ograniczone do cytatów; literaturę (tylko najważniejszą) podaję przy każdym z rozdziałów. Z przykrością muszę stwierdzić, że przy tych ograniczeniach nie w pełni będę mógł oddać sprawiedliwość wszystkim badaczom dawniejszym i nowszym, którzy w bezpośredni lub pośredni sposób wpłynęli na ukształtowanie przedstawionych w tej książce poglądów. Zawdzięczam im czasem wskazanie właściwego kierunku rozumowania, niekiedy zaś – spowodowanie wewnętrznego sprzeciwu wobec ich tez, płodniejszego często od kontynuacji cudzej drogi. Z wdzięcznością więc wspominam prace Alfreda Dove, Marcelego Handelsmana, Johana Huizingi, Ernsta M. Kantorowicza, Paula Kima, Hansa Kohna, Eugena Lemberga, Ferdinanda Lota i Stanisława Ossowskiego. Ze współczesnych muszę wymienić Amo Borsta, Józefa Chlebowczyka, Aleksandra Gieysztora, Frantiśka Grausa, Hansa Dietricha Kahla, Wiktora J. Kozłowa, Waltera Schlesingera, Jenö Szücsa, Karla Ferdinanda Wernera. Z niektórymi z nich miałem możność przedyskutować pewne problemy. Wiele zawdzięczam też rozmowom z niewymienionymi wyżej przyjaciółmi: Bronisławem Geremkiem i Klausem Zernackiem, a także dyskusjom w Warszawie, Frankfurcie n. Menem, Giessen i Marburgu.
Warszawa, sierpień 1980

I. WSTĘP

1. EUROPA ŚREDNIOWIECZNA: WIEŻA BABEL CZY ZGODNY CHÓR?

Trzecia część świata, bracia, nazywa się Europą: Pełna rozlicznych ludów, językiem, nazwą, a także obyczajami różnych, religią i kultem odmiennych1.
Tak charakteryzował nasz kontynent nieznany z imienia autor epopei staroniemieckiej, zwykle określanej od imienia bohatera tytułem Waltharius. Piszący w X wieku mnich uznał za główną cechę Europy różnorodność jej mieszkańców, tworzącą w tej części świata konglomerat licznych ludów.
Zjawisko to od dawna intrygowało europejskich ludzi pióra. Od dawna – to znaczy od czasu wielkich wędrówek ludów u schyłku starożytności. Przedtem problem ludów i języków przedstawiał się zgoła inaczej: świat dzielił się na Imperium Rzymskie, zamieszkane przez ludzi cywilizowanych, posługujących się językiem greckim lub łacińskim, i resztę, której różnojęzycznych mieszkańców nazywano barbarzyńcami. Sytuacja zmieniła się, kiedy barbarzyńcy przełamali granice imperium, aby znaleźć dla siebie miejsce przy ognisku cywilizacji. Wschodnia część Imperium, ocalona z katastrofy, odcięła się od reszty zalanej przez przybyszów z północy; „ognisko cywilizacji” przygasło, a z połączenia obcych i miejscowych elementów zaczęły się rozwijać nowe społeczeństwa – już nie w ramach całości imperium, ale w granicach z wolna kształtujących się nowych państw.
Kościelni myśliciele na ogół uznawali rozbicie ludzkości na tworzące się narody za nieszczęście. To pycha ludzka spowodowała, że Bóg rozdzielił ludzi i pomieszał im języki. Biblijna opowieść o budowie wieży Babel, której twórcy chcieli sięgnąć nieba, stworzyła możliwość wyjaśnienia różnic między społeczeństwami.2 Obliczono, że rozpędzając ludzi na wszystkie strony świata, Bóg dał im siedemdziesiąt dwa języki; z tych siedemdziesięciu dwóch wspólnot językowych powstały później liczniejsze jeszcze narody – gentes lub nationes: każdy żyjący osobno i nierozumiejący innych3. Ale Kościół stanowił dla zbłąkanej ludzkości symbol nadziei: jak przy budowie wieży Babel rozdzielił ludzi i uniemożliwił im porozumienie, tak w dzień Zielonych Świątek, zsyłając Ducha Świętego na apostołów i uczniów Chrystusa (których też miało być siedemdziesięciu dwóch!), dał im moc nauczania we wszystkich językach4. Mimo więc istnienia nadal rozbicia językowego powstała możliwość przywrócenia pierwotnej jedności – jedności wspólnej wiary i wspólnych celów chrześcijaństwa.
Taka jedność w różnorodności nie wystarczała wielu potomkom Rzymian, obserwującym zanik znajomości uniwersalnego do niedawna języka łacińskiego. Tęsknota za utraconą jednością nurtuje całe średniowiecze, zwłaszcza pod piórem najwybitniejszych intelektualistów kościelnych, tkwiących przez swe wykształcenie w starożytnej kulturze łacińskiej. Miłośnik antyku z czasów Karola Wielkiego, Frank Hrabanus Maurus (zm. 856), z czasem arcybiskup moguncki, pisał do jednego z uczonych przyjaciół: „Nie powinny istnieć różnice spowodowane różnorodnością narodów, albowiem jeden jest Kościół katolicki, rozprzestrzeniony na cały świat”5. Poglądy jego odpowiadały uniwersalistycznym tendencjom cesarstwa karolińskiego, które kazało się modlić poddanym, „aby ludy, rozproszone przez rozdzielenie języków, za sprawą Niebios zostały zjednoczone do jedności wyznawania Twego Imienia”6. Intelektualiści karolińscy z upodobaniem używali terminu „Europa” dla określenia tej nowej wspólnoty, której trwałego zjednoczenia pragnęli. Kronikarz hiszpański użył dla określenia walczących z muzułmanami rycerzy Karola Młota określenia „Europenses” – Europejczycy. Kiedy zanikną w X wieku elementy wspólnoty karolińskiej, pojawi się wkrótce nowe hasło jedności chrześcijańskiej – w zjednoczonej pod egidą cesarza lub papieża „Christianitas”. W tej różnojęzycznej wspólnocie łacina, używana na co dzień w kontaktach międzynarodowych nie tylko przez kler, łacina żywa, stanowiła jeden z głównych elementów jedności, dzięki któremu wszystkich zachodnich chrześcijan określano nazwą „Latini” – Łacinnicy. U progu XII wieku francuski poeta łaciński Balderyk z Bourgueil (zm. 1130) marzył, „aby cały świat mówił jakby jednym językiem”7.
Ale wśród przedstawicieli nowych ludów sięgających po pióro, wielu było takich, którzy rozbicia ludzkości nie uznawali za nieszczęście. Anglik Beda, zwany Czcigodnym (zm. 735), pisał, że ludy i języki jednoczą się w Kościele – mistycznym ciele Chrystusa – tworząc nie jeden głos, ale harmonię8. Powołując się na niego, Normandczyk Goscelin z St. Bertin, działający u schyłku XI wieku w Anglii (zm. po 1100), porównywał tę wielość i rozmaitość do różnobarwności kwiatów w wieńcu i drogich kamieni w naszyjniku Matki-Kościoła; mimo różnobrzmiących języków stanowią one głosy składające się na wspólny śpiew9. Podobnie odniósł się do zagadnienia różnic języków inny Anglik, Jan z Salisbury (zm. 1180)10. Najdalej w pochwale różnorodności poszedł armeński kronikarz z XIII wieku Wardan Areveltsi (zm. ok. 1270), który uznał pomieszanie języków budowniczych wieży Babel za Boskie dobrodziejstwo. Na miejsce prymitywnego pierwotnego języka wytworzyły się pełne finezji i swoistego czaru języki narodowe: delikatny grecki, pełen mocy rzymski, groźny huński, błagalny syryjski, bujny perski, uroczy alański, zabawny gocki, głęboko brzmiący egipski, szczebiotliwy indyjski oraz słodki, ozdobny i pełen wyrazu ormiański11.
W tym pięknym zestawieniu, które nie zawiera ani jednego negatywnego określenia, które nie obraża żadnego z wymienionych ludów, choć z największą miłością mówi o języku ojczystym kronikarza, odbija się jedna strona pogłębiania się różnic narodowych. Drugą stronę stanowi wzrost antagonizmów etnicznych; jego przejawem są pojawiające się równocześnie i roznoszone przez wędrownych studentów po Europie uszczypliwe lub wręcz obraźliwe charakterystyki różnych ludów, w których zazwyczaj najostrzej oceniano wady najbliższych sąsiadów, a same dodatnie cechy upatrywano we własnym narodzie opowiadającego (lub przepisującego tekst, który z reguły wprowadzał do niego zmiany). Od tych sąsiedzkich niechęci, pogłębianych przez realne konflikty polityczne, prowadziła droga do powstania wzajemnej wrogości – i oto dowiadujemy się od kronikarzy, że Francuzi są odwiecznymi wrogami Niemców i Anglików, Niemcy – Francuzów, Polaków, Czechów, a niekiedy i Włochów etc. Wzajemne oskarżenia zapełniają coraz częściej karty średniowiecznej historiografii i publicystyki, przeplatając się z hasłami zniszczenia lub wytępienia przeciwników. Średniowieczny uniwersalizm, jednolita „Christianitas” rozpadała się coraz wyraźniej na narody i narodowe państwa, których sprzeczne wzajemne interesy wysuwały się na pierwszy plan, kiedy wspólnota chrześcijańska coraz bardziej przechodziła do sfery frazesów, maskujących właściwe cele.
Mimo że fakty te są powszechnie znane każdemu czytelnikowi podręcznika historii, istnieją wciąż wątpliwości co do początków narodów europejskich i ich świadomości narodowej. Znaczna część uczonych w ogóle neguje istnienie narodów w średniowieczu, powołując się na panujący w tym okresie partykularyzm, nad którym było wprawdzie miejsce dla uniwersalizmu chrześcijańskiego, ale brakowało pośredniego stopnia – wspólnoty narodowej. Przyczyną rozbieżności jest w znacznej mierze chaos terminologiczny. Zanim więc przejdziemy do przedstawienia rozwoju struktur etnicznych społeczeństw średniowiecznych, musimy zastanowić się, co to jest naród – jako słowo i jako pojęcie – jak przedstawiały się odpowiednie terminy i pojęcia ludzi średniowiecza i jak one wyglądają we współczesnej terminologii naukowej.

 
Wesprzyj nas