Adam Ferency – aktor spełniający się w najróżniejszych rolach, pozbawiony złudzeń artysta, w rozmowie z Mają Jaszewską.


Nie i Tak. Adam Ferency w rozmowie z Mają JaszewskąScena to setki losów, historii, mini kosmosów, różnorodnych emocji. Pasjonuję się kolejnymi tymi światami, one są moim hobby i narkotykiem. To jest wściekła pasja, która mnie trzyma od wczesnej młodości.

Aktor spełniający się w najróżniejszych rolach, pozbawiony złudzeń artysta. Nadwrażliwy na dźwięki i zapachy, przedkładający własną imaginację nad ścisłą prawdę historyczną, uznający niekonsekwencję za fantastyczny, życiodajny żywioł. Uszczypliwy, zgryźliwy, nieco zgorzkniały i daleki od chęci przypodobania się komukolwiek, zwłaszcza w kwestii osobistych poglądów na świat i kondycję człowieka. Taki właśnie jest Adam Ferency — aktor największych polskich scen teatralnych, mający na koncie także około setki ról w filmach i serialach.

Rozmowa, którą przeprowadziła Maja Jaszewska, jest absolutnie niestandardowa. Próżno szukać tu anegdot teatralnych, plotek z prywatnego życia aktorów czy reżyserów. Są za to dywagacje na temat podróży w przeszłość, opowieści o mandolinie i o szkole teatralnej, w której Ferency przestał uczyć, kiedy zdał sobie sprawę, że każdy aktor powinien samodzielnie wypracować własną technikę. Rozmowy dotyczą literatury, przyjaźni, kuchni, wolności, kontaktów z bezpieką i… słów zakłamujących rzeczywistość. To prawdziwa uczta intelektualna, bez blichtru i udawania. Sporo w niej gorzkich słów, sporo także przenikliwych uwag o naszej rzeczywistości, przeszłości i przyszłości. Adam Ferency opowiada także o swoich najważniejszych rolach, o nastawieniu do nich i do życia, o lękach, zachwytach i rozczarowaniach. Ta książka daje do myślenia i pozwala inaczej spojrzeć na rzeczywistość. Nie tylko tę teatralną czy filmową.

Fascynuje mnie oksymoron. Najchętniej cały czas bym się nim posługiwał w aktorstwie. W szkole teatralnej większość moich profesorów używała słowa — konsekwencja. Byłem głęboko przejęty szukaniem w rolach spójności i konsekwentnym ich budowaniem. Wiele lat trwało, zanim uświadomiłem sobie, że to kompletna brednia. Przede wszystkim świat jest niekonsekwentny. A my w nim tak samo.

Adam Ferency, Maja Jaszewska
Nie i Tak. Adam Ferency w rozmowie z Mają Jaszewską
Wydawnictwo editio/Helion
Premiera: 11 października 2017
 
 

Nie i Tak. Adam Ferency w rozmowie z Mają Jaszewską


MIGOTANIE

Spisywałam ostatnio jedną z naszych rozmów i zastanawiałam się, na ile jej treść byłaby inna, gdybym cię o te same rzeczy zapytała nie dwudziestego drugiego września, ale piętnastego października.
Kto wie…
Prawdopodobnie są obszary myśli zależne od ciśnienia atmosferycznego, sposobu zadawania przez ciebie pytań i twoich reakcji na to, co mówię. Przecież nasze rozmowy przerodziły się trochę w przyjacielskie spotkania. W pewnym sensie tęsknię za nimi. Nie umiem powiedzieć, na ile mam skłonność do koloryzowania i dramatyzowania. Wiesz już, że dążenie do prawdy nie jest moją silną stroną. Może za każdym razem ubarwiam trochę to, co mówię, w innej tonacji opisuję swoją rzeczywistość? Dlatego możliwe, że wczoraj odpowiedziałbym inaczej, niż dzisiaj to robię.

Ale to jest piękne.
Przypomina trochę granie przedstawień, za każdym razem to samo przedstawienie jest inne. Niektóre nasze dzisiejsze myśli jutro byłyby nie do poznania. Na szczęście nasze spotkania nie mają charakteru naukowego i nie przeprowadzamy żadnych dowodów. Idziemy tam, dokąd chcemy.
Taki sposób rozmawiania jest silnie związany z moim aktorstwem. Jednego dnia gram pięknego poetę i wyrafinowanego myśliciela, a drugiego kanalię i mordercę. W różne dni różne nasze myślowe peregrynacje są migotliwe i różnorodne…

…niczym obrazki w kalejdoskopie.
Dlatego w naszych rozmowach zajmujemy się różnymi kolorami świata. I proszę cię, nie starajmy się być w niczym konsekwentni.

Mówisz, że świat jest zły. A jednocześnie sam jesteś wolny od różnych nieprzyjemnych cech — zawiści, mściwości czy pamiętliwości. Skąd ta niekonsekwencja?
Maja, to jest pozorna sprzeczność. A może nawet o żadnej sprzeczności nie ma tu mowy. Uważam, że świat jest okropny, bo utraciwszy wiarę, a więc pewien wymiar transcendentny, uznałem za absolutny nonsens to, że pojawiasz się na tym świecie, niewiele w nim znaczysz, a na koniec musisz wpaść w czarną dziurę ziemi. Nic z tego nie wynika i dlatego jest to przerażające. Jakby tego było mało, wokół dzieje się tyle przykrych rzeczy, tyle złych emocji i koszmarnych obrazów serwują nam media, że najzwyczajniej w świecie potrzebuję odtrutki. Łaknę uśmiechu i wolę go w sobie znajdować, a nie grymas wściekłości. Wiem, że jest źle, ale staram się przynajmniej nie pomnażać wszechogarniającego mroku.

Szkoda, że nie mogę zapisać uśmiechu, który towarzyszy twoim słowom.
Fascynuje mnie oksymoron. Najchętniej cały czas bym się nim posługiwał w aktorstwie. W szkole teatralnej większość moich profesorów używała słowa „konsekwencja”. Byłem głęboko przejęty szukaniem w rolach spójności i konsekwentnym ich budowaniem. Wiele lat trwało, zanim uświadomiłem sobie, że to kompletna brednia. Przede wszystkim świat jest niekonsekwentny. A my w nim tak samo. Im mniej konsekwentne, a bardziej paradoksalne przymioty nadam granej przez siebie postaci, tym ciekawsza będzie ona dla widza. Przez całe lata starałem się być konsekwentny, a potem kolejne lata chciałem — i chcę nadal — być niekonsekwentny.

Kiedy grany przez ciebie w Listach z Rosji car Mikołaj I uśmiecha się urzekająco do markiza Astolphe’a de Custine’a i rozmawia z nim jak z równym sobie, choć naprawdę jest postrachem całej Rosji, robi to znacznie większe wrażenie, niż byś zagrał gwałtownego despotę, jakim był w rzeczywistości.
Takie kontrasty wzmacniają siłę przekazu. Suspens to bardzo silny element, który powinien być obecny w teatrze i w filmie. W życiu jest tak samo. Może dlatego mnie pytasz, czy dziś powiem to, co powiedziałbym za tydzień. Wyczuwasz, że w życiu i w ludziach nie ma spójności, są za to paradoksy, oksymorony i suspensy. Dzięki temu w tym okropnym świecie, który w ogóle nie ma sensu, można próbować jakoś się bawić. Ale w mojej hierarchii wartości są pewne nienaruszalne konstrukcje, które dwudziestego maja wyglądają tak samo jak piętnastego grudnia.

No to zapytam najbanalniej — co uważasz za najważniejsze w życiu?
Ha! Dzisiaj, czyli dwudziestego szóstego października, o dwunastej z groszami?

Tak.
Powiedziałem ci przed chwilą o pewnych niepodważalnych konstrukcjach, ale ciężko mi odpowiedzieć na twoje pytanie. Jeśli powiem, że miłość, to chociaż będzie to prawda, nie da się tego banału wytrzymać. Nie wiem, Maja!
Dziś o dwunastej czterdzieści najważniejsza jest nasza przyjacielska rozmowa. A w całym życiu zbiera się wiele ważnych rzeczy, dzięki którym można wybudować sobie kładkę przez cholerne błocko, którego tyle jest naokoło. Pewnie, że mógłbym ci powiedzieć, jak ważna jest lojalność, elementarna uczciwość i życzliwość, bo to są wszystko takie małe pomosty pomagające przejść wśród biesów, demonów i błota. Więc najważniejsze jest budowanie tych pomostów. A czasami rzucenie komuś paru desek, żeby sobie wybudował.

Czy nawet koła ratunkowego.
No właśnie. Zostańmy przy tym, żeby nie ględzić górnolotnie o miłości. Niech te kładki zostaną metaforą wszystkiego, co ważne. Wokół są biesy i błoto. A jakoś trzeba przejść.

 
Wesprzyj nas