“Warkocz” to głęboko ludzkie, poruszające historie trzech kobiet splatające się w warkocz nadziei i solidarności.


WarkoczTrzy kobiety, trzy biografie, trzy kontynenty, to samo pragnienie wolności.

Indie. Smita jest Niedotykalną. Marzy, by jej córka miała inne, lepsze życie. By, jak inne dzieci, chodziła do szkoły.

Sycylia. Giulia pracuje w zakładzie ojca. Gdy ten ulega tragicznemu wypadkowi, odkrywa, że rodzinnej firmie grozi bankructwo.

Kanada. Sara, renomowana prawniczka, ma objąć kierownictwo w najlepszej w Montrealu kancelarii. Dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora.

Połączone w niezwykle intymny sposób, lecz nieświadome tej więzi, Smita, Giulia i Sara sprzeciwiają się losowi. Postanawiają walczyć o siebie i swoich bliskich. Głęboko ludzkie, poruszające historie trzech kobiet splatają się w warkocz nadziei i solidarności.

Fenomen wydawniczy! Numer 1 na liście bestsellerów Amazon.fr. Debiutancka powieść Laetitii Colombani wywołała wielkie poruszenie, jeszcze zanim się ukazała. Była sensacją Targów Książki w Londynie: 27 krajów nabyło prawa do tłumaczenia. W samej Francji sprzedano ponad 200 000 egz. W bliskiej perspektywie ekranizacja książki.

***

Hymn do wolności i życia.
„Livres Hebdo”

Laetitia Colombani splotła ze sobą losy trzech kobiet. Niezwykłą więzią połączyła także nas wszystkich.
„Femina”

Kończymy lekturę do głębi poruszeni i wstrząśnięci.
„Télé 7 Jours”

Laetitia Colombani (ur. 1976) – francuska scenarzystka filmowa i teatralna, aktorka, realizatorka programów telewizyjnych. “Warkocz” to jej pierwsza powieść.

Laetitia Colombani
Warkocz
Przekład: Małgorzata Kozłowska
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 9 listopada 2017
 
 

Warkocz

Wioska Badlapur, stan Uttar Pradesh, Indie

Smita budzi się z dziwnym uczuciem, jakby czuła gdzieś w środku trzepot skrzydeł nieznanego motyla. Zbliża się cudowna, oczekiwana chwila. Do końca życia zapamięta ten dzień. Dzień, w którym jej córka poszła do szkoły.

Ona sama nigdy nie przekroczyła progu szkoły. W Badlapurze ludzie tacy jak ona do szkół nie chodzą. Smita jest dalitką. Niedotykalną. Należy do tych, których Gandhi nazywał dziećmi Boga. Do istot żyjących poza kastami, poza systemem, poza wszystkim. Ludzi szczególnego gatunku, uznanych za zbyt nieczystych, by mieszać się z innymi, za nic nie warte śmieci, które odrzuca się od siebie, tak jak oddziela się ziarno od plewy. Miliony takich jak ona żyją poza obrębem miasteczek i wiosek, poza społeczeństwem, na peryferiach cywilizacji.

Co dzień rano wykonuje te same czynności. Niczym zdarta płyta odtwarzająca w kółko tę samą upiorną symfonię. Budzi się w swojej prymitywnej chacie w pobliżu pól uprawianych przez dżatów, obmywa twarz i stopy w wodzie zaczerpniętej dzień wcześniej ze studni przeznaczonej dla takich jak ona. Nie ma mowy o tym, by poszła do innej, zastrzeżonej dla wyższych kast, chociaż ma do niej bliżej i łatwiej do niej dojść. Byli tacy, których karano śmiercią za drobniejsze przewinienia. Smita szykuje się do wyjścia, czesze Lalitę, całuje na pożegnanie Nagarajana. Bierze swój pleciony wiklinowy kosz, który przedtem nosiła jej matka. Kosz o natrętnym, cierpkim, nieusuwalnym zapachu, już sam jego widok przyprawia ją o mdłości. Dźwiga to haniebne brzemię cały dzień niczym grzesznik swój krzyż. To jej droga krzyżowa. Jej przekleństwo. Jej kara za czyny popełnione w poprzednim życiu. Musi za nie odpokutować, w końcu to życie wcale nie jest ważniejsze od poprzednich ani następnych wcieleń, to tylko jedno życie spośród wielu, mawiała jej matka. Tak to już jest, tak jej przyszło żyć.

To jej dharma, jej powinność, jej miejsce w świecie. Zawód przekazywany od pokoleń z matki na córkę. Jedno ze znaczeń angielskiego słowa scavenger to „czyściciel”. Jakże subtelne słowo na opisanie rzeczywistości, która wcale taka nie jest. Nie ma słowa wyrażającego to, co robi Smita.

Zbiera gołymi rękoma cały dzień cudze kupy. Miała sześć lat, tyle co Lalita dziś, kiedy matka zabrała ją ze sobą po raz pierwszy do pracy. Patrz uważnie, jak się to robi, potem ty tak będziesz. Smita pamięta nieznośny, przeraźliwy odór, który ją wtedy osaczył niczym napastliwy rój os. Zwymiotowała przy drodze. Oswoisz się, powiedziała matka. Oszukała ją. Nie da się z tym oswoić. Smita nauczyła się żyć bez oddychania, trzeba oddychać, powiedział jej miejscowy doktor, sama pani widzi, jak pani kaszle. Trzeba jeść. Smita straciła apetyt dawno temu. Już nie pamięta, co znaczy głód. Je niewiele, już mniej nie może, ledwie garść ryżu na wodzie, który wmusza w siebie co dzień rano.

A przecież rząd obiecał, że w kraju będą ustępy. Niestety jakoś dotąd tu nie dotarły. W Badlapurze, tak jak gdzie indziej, ludzie załatwiają się pod gołym niebem. Wszędzie ziemia jest zanieczyszczona, rzeki, i te małe i te duże, także pola są skażone tonami odchodów. Szerzą się choroby, wystarczy iskra, by wybuchła beczka prochu. Politycy wiedzą o tym: bardziej niż reform, równości społecznej czy nawet pracy naród domaga się ustępów. Prawa do godnego załatwiania swoich potrzeb. Kobiety muszą czekać w wioskach i miasteczkach na zapadnięcie nocy, by wyjść za potrzebą na pole, narażając się przy tym na rozliczne napaści. Największym szczęściarzom udało się wygospodarować w tym celu kąt na podwórku albo w domu: zwykły wykopany w ziemi dół, nazywany wstydliwie „ubikacją ziemną”, inaczej mówiąc latryną, którą sprzątają codziennie gołymi rękami dalitki. Kobiety takie jak Smita.

Obchód domów zaczyna codziennie koło siódmej. Bierze ze sobą wiklinowy kosz i miotełkę. Wie, że musi sprzątnąć dzień w dzień w dwudziestu domach, nie ma czasu do stracenia. Idzie skrajem drogi ze spuszczonymi oczyma, z twarzą zasłoniętą chustką. W niektórych miasteczkach czy wioskach dalici muszą sygnalizować swoją przynależność społeczną, nosząc przypięte krucze pióro, w innych chodząc boso. Powszechnie znana jest historia niedotykalnego, którego ukamieniowano tylko za to, że miał na sobie sandały. Smita wchodzi do domów, w których sprząta, tylnymi drzwiami, nie wolno jej natknąć się na domowników, a zwłaszcza próbować z nimi rozmawiać. Nie tylko jest niedotykalna, musi być niewidzialna. Zamiast zapłaty dostaje resztki jedzenia, czasem stare ubrania, które rzucają jej na ziemię. Żadnego dotyku, żadnych spojrzeń.

Czasem Smita nie dostaje niczego. Jedna rodzina dżatów niczego jej nie dała od miesięcy. Chciała przestać do nich chodzić, któregoś wieczoru powiedziała Nagarajanowi, że więcej tam nie pójdzie, niech sobie sami sprzątają swoje kupy. Ale Nagarajan się przestraszył: jeśli Smita tam nie pójdzie, wypędzą ich, a przecież nie mają własnej ziemi. Podpalą im chałupę. Smita wie, do czego są zdolni dżatowie.

„Obetniemy ci kończyny” — powiedzieli jednemu z takich jak ona. Znaleziono człowieka na pobliskim polu śmiertelnie poparzonego kwasem, pociętego na kawałki.
Tak, Smita wie, do czego dżatowie są zdolni.
Więc następnego dnia tam poszła.
Ale dzisiaj nie jest tak jak zawsze. Smita podjęła decyzję, którą uznała za oczywistą: jej córka pójdzie do szkoły. Udało się jej, choć z trudem, przekonać do tego Nagarajana.
„Ale po co? — pytał. — Może i nauczy się czytać i pisać, ale nikt jej tu nie da pracy. Człowiek rodzi się czyścicielem ustępów i jest nim aż do śmierci. To się dziedziczy, to zaklęty krąg, z którego nie sposób się wyrwać. To karma”.

Smita nie ustąpiła. Wróciła do rozmowy następnego dnia, dzień później i w ciągu kolejnych dni. Nie zabierze ze sobą Lality do pracy w domach dżatów: nie pokaże jej, jak się opróżnia ustępy, nie pozwoli, jak jej matka, żeby wymiotowała do rowu, nie zgadza się na to. Lalita musi iść do szkoły. Widząc jej determinację, Nagarajan w końcu się poddał. Zna swoją żonę, jej nieugiętą wolę. Mała dalitka o śniadej cerze, którą poślubił przed dziesięciu laty, jest silniejsza od niego, dobrze o tym wie. Więc w końcu ustąpił. Już dobrze, niech tak będzie. Pójdzie do szkoły w wiosce i porozmawia z braminem.

Smita uśmiechnęła się w duchu na myśl o zwycięstwie. Tak żałowała, że jej matka nie walczyła kiedyś o jej przyszłość, tak jej było przykro, że nie mogła pójść do szkoły, usiąść w klasie razem z innymi dziećmi. Nauczyć się czytać i liczyć. Ale to było niemożliwe. Ojciec Smity nie był tak dobrym człowiekiem jak Nagarajan. Był mężczyzną porywczym i gwałtownym. Bił żonę jak wszyscy wokół. Często powtarzał: żona nie jest równa mężowi, ona do niego należy. Jest jego własnością, jego niewolnicą. Musi podporządkować się jego woli. Gdyby ojciec miał wybierać, z pewnością wolałby uratować swoją krowę niż żonę.

Smita ma w życiu szczęście. Nagarajan nigdy jej nie bił, nigdy jej nie ubliżał. Kiedy przyszła na świat Lalita, zgodził się zachować ją przy życiu. Niedaleko stąd zabija się dziewczynki zaraz po urodzeniu. W Radżastanie grzebie się je żywcem w skrzynce w piachu. Konają całą noc.

Ale tutaj nie. Smita przygląda się Lalicie przykucniętej na klepisku w chacie, czeszącej swoją jedyną ukochaną lalkę. Ma subtelne rysy, długie do pasa włosy, które Smita co dzień rano rozczesuje i zaplata. Moja córka będzie umiała czytać i pisać, mówi do siebie w duchu, i myśl ta napawa ją radością. Tak, zapamięta ten dzień do końca życia.

 
Wesprzyj nas