Praktyczny przewodnik „Rośliny nas ocalą. 15 roślin leczniczych zdolnych puścić z torbami koncerny farmaceutyczne” czyli więcej mięty, mniej środków przeciwbólowych.


Rośliny nas ocaląPolacy są na najlepszej drodze, by stać się lekomanami: leki dostępne bez recepty i suplementy diety stosuje prawie dziewięciu na dziesięciu konsumentów, a ponad jedna czwarta z nich – w niewłaściwy sposób.

Leki przeciwbólowe, uspokajające, nasenne i różnorodne substancje mające poprawić jakość życia na niezliczone sposoby są coraz częściej nadmiernie używane, stosowane bez konsultacji z lekarzem, spożywane w stopniu graniczącym z uzależnieniem. Koncerny farmaceutyczne przy pomocy ogromnych kampanii reklamowych kuszą możliwością rozwiązania wszelkich problemów za pomocą połknięcia pastylki. Pastylki dostępnej przy okazji codziennych zakupów w supermarkecie, kiosku, drogerii, na stacji benzynowej.

Tymczasem w przypadku typowych, codziennych dolegliwości zamiast po sztuczne substancje chemiczne można sięgnąć po… liście, korzonki i kwiaty: rośliny lecznicze o potwierdzonym naukowo działaniu. Książka Miriam Borovich pomaga nie tylko zdobyć o nich rzetelną wiedzę, ale i nauczyć się odpowiednio je dobierać, hodować i przygotowywać: wskazuje, które z nich można dodawać do jedzenia, z których warto zrobić napar, proszek, balsam, odwar, sok lub nalewkę.

Piętnaście opisanych w książce roślin umożliwia zastąpienie najczęściej nadużywanych medykamentów dostępnych bez recepty własną, naturalną i spersonalizowaną apteczką. O wiele korzystniejszą dla zdrowia niż wypróbowywanie na chybił trafił aktualnie reklamowanych w telewizji leków.

Obok instrukcji przygotowania naturalnych leków czytelnicy znajdą w książce Miriam Borovich również przepisy kulinarne – wiele z tych dobroczynnych roślin warto bowiem hodować na balkonie lub parapecie.

„Złote mleko” z kurkumy to jeden z pokarmów o największych właściwościach leczniczych. Mięta to świetny środek przeciwbólowy, czosnek zapobiega wysokiemu cholesterolowi lepiej niż wiele dostępnych na rynku leków, omlet z liśćmi pokrzywy wzmocni krew, a napar z lawendy ułatwi mocny sen. Szczęśliwi posiadacze ogródków i działek mogą urozmaicić je dekoracyjnym krzewem głogu – marmolada z jego słodkich owoców pomoże uregulować ciśnienie krwi.

Powrót do natury, do wsłuchiwania się we własne ciało oraz świadomego dbania o zdrowie pozwalają odnaleźć rozwiązania skuteczne w przypadku codziennych dolegliwości. Ta książka zachęca, by zapoznać się z właściwościami roślin leczniczych i nauczyć się korzystać z dobroczynnego działania roślin, by wkroczyć na drogę ku zdrowotnej równowadze.

Miriam Borovich dorastała w rodzinie, w której praktykowano leczenie naturalne. Ma szeroką wiedzę i doświadczenie w tej dziedzinie, propaguje życie w harmonii z przyrodą i szacunkiem dla środowiska naturalnego. Jej pojmowanie zdrowia opiera się na przekonaniu, że ciało nie choruje w sposób niezależny od umysłu, emocji oraz otoczenia.

Miriam Borovich
Rośliny nas ocalą. 15 roślin leczniczych zdolnych puścić z torbami koncerny farmaceutyczne
Przekład: Katarzyna Mojkowska
Wydawnictwo Muza
Premiera: 13 września 2017
 
 

Rośliny nas ocalą


Wszystkie łąki i pastwiska, wszystkie góry i pagórki są aptekami.
Paracelsus

WPROWADZENIE


Ludzie umierają na lekarstwa, a nie na choroby.
Molier (przeł. T. Boy-Żeleński)

Od dawien dawna wiadomo, że wykorzystywanie leczniczego działania określonych roślin może przynosić znaczne korzyści dla zdrowia. Zawarte w nich substancje czynne dały początek wielu lekom, które można dziś kupić w aptekach na całym świecie. Dzięki temu docierają one do większej liczby ludzi, czasem nawet stanowiąc ulepszoną wersję samych roślin, tak jak to się dzieje z niektórymi antybiotykami i kortykosteroidami.
Jednak w ostatnich latach nadmierne spożycie syntetycznych leków sprawiło, że narodził się ruch odwrotny, stanowiący odpowiedź na masową potrzebę powrotu do natury. Opiera się on na pragnieniu poznania i stosowania roślin w ich czystej formie do celów leczniczych, szczególnie w przypadku typowych, codziennych dolegliwości. Presja wywierana na społeczeństwo przez reklamy, mające na celu promocję coraz większego spożycia leków, zaczęła przybierać na sile w bezpardonowy sposób. Dziś, zamiast propagować kampanie informacyjne zawierające prawdziwe informacje, stosuje tylko nieustanny nacisk na przekaz, że produkty farmaceutyczne są jedynymi, które gwarantują zdrowie. Na dodatek brakuje informacji, która powinna być szeroko rozpowszechniana, że antybiotyki należy przyjmować tylko wówczas, kiedy jest to absolutnie konieczne, ponieważ bakterie się na nie uodparniają, co prowadzi do mnożenia się wielkości zainfekowanych populacji i coraz większych trudności w leczeniu istotnych chorób. Co więcej, bagatelizuje się wyniki niedawnych badań na temat wpływu niektórych leków na zachowanie człowieka. Wykazały one u wielu osób zmiany w zachowaniu, takie jak znaczne zmniejszenie zdolności do empatii[1]. Niestety, zostały one przedstawione jako przypadki odosobnione.
By zrozumieć ten fenomen, musimy wziąć pod uwagę fakt, że aktualnie potęga ekonomiczna przemysłu farmaceutycznego przerasta najbogatsze przemysły świata, między innymi przemysł wysokich technologii[2]. Wynika to z dwóch podstawowych kwestii. Po pierwsze, przemysł farmaceutyczny obejmuje wiele wyspecjalizowanych gałęzi (zatrudniając przy tym lekarzy, biologów, fizyków, farmaceutów, pielęgniarzy i wielu przedstawicieli innych zawodów), a w każdym z tych obszarów prowadzi procesy badawcze, produkcyjne, kontroli jakości oraz marketingu. Po drugie zaś, jego zyski nie pochodzą w równych częściach ze wszystkich działów, lecz głównie z produkcji i marketingu, co udowadnia, że troska o własne zdrowie może być także samonapędzającym się biznesem. Mimo ciągłego opracowywania nowych leków (łącznie z tymi najnowszej generacji, przeznaczonymi najczęściej do leczenia typowych dolegliwości) znacząco zmniejsza koszty, co wynika z pozyskiwania surowców w krajach rozwijających się i umiejscawiania tam fabryk, po czym kierowania ostatecznego produktu do sprzedaży w krajach o większej sile nabywczej.
Co oczywiste, przemysł farmaceutyczny ma także swoje przyjazne oblicze. Są nim: wspieranie badań naukowych, wprowadzanie innowacji oraz nieustanny rozwój. Niestety skrywa się pod nim mroczniejsza strona, czyli opracowywanie najlepszych strategii unikania strat, między innymi przez tworzenie systemu patentów oraz kontrolę łańcuchów logistycznych. To wiąże się z wielką konkurencją i inwestycjami, a także ze słabą dostępnością najdroższych leków. Z tego powodu inwestuje się coraz mniej w leki na choroby rzadkie, a więcej w kuracje zwykłych, codziennych dolegliwości. Głównym celem jest zwiększenie sprzedaży. Wówczas do gry włączają się działy marketingu, które zakładają, że sprzedaż musi być adekwatna do tego, co konsument uzna za dbanie o własne zdrowie. Jeżeli nie jest chory, niech mu się zacznie tak wydawać, jeśli mu się nie wydaje, niech zacznie to podejrzewać, a jeśli nadal stawia opór, niech przynajmniej boi się zachorować. We współczesnym społeczeństwie kapitalistycznym należy jedynie pamiętać, że im więcej chorób, tym więcej leków. Tak zdrowie zostaje zamienione w część biznesu.
Oczywiście marketing nie dotyczy wszystkich chorób. Przemysł farmaceutyczny wybiera te, które stanowią według niego bazę stałej i rosnącej sprzedaży. Innymi słowy, takie, które wpędzają konsumentów w troskę o własne zdrowie za sprawą wielkiej presji reklamowej, nie dając im jednocześnie możliwości zweryfikowania tego, czy oferowane im lekarstwa są naprawdę skuteczne i czy nie są szkodliwe dla zdrowia. Dochodzi do tego, że firmy farmaceutyczne wpływają na krajowe i międzynarodowe ustawodawstwo, które ma działać na korzyść ich własnych interesów, choćby kosztem zdrowia milionów ludzi.
Celem przemysłu farmaceutycznego jest jak największa sprzedaż. Jeśli trzeba sprzedać więcej, kampanie reklamowe muszą koncentrować się przede wszystkim na powszechnych dolegliwościach. Jedynie to pozwoli dotrzeć do coraz większej liczby chorych – autentycznych bądź wyimaginowanych – w regionach, w których istnieje siła nabywcza. Nic więc dziwnego, że najwięcej inwestuje się w reklamę w krajach rozwiniętych. By zapewnić sobie skuteczność tych kampanii, a co za tym idzie wysokie zyski, firmy farmaceutyczne uciekają się do nowych strategii marketingowych, polegających na przykład na zmianie definicji chorób, a nawet na wykreowaniu nowych.
W każdej osiedlowej aptece znajdziemy szeroką gamę leków na uspokojenie, a także reklamy długotrwałych kuracji na dolegliwości o lekkim bądź średnim natężeniu, jak na przykład zbyt wysokie stężenie cholesterolu. W wyolbrzymionej formie przedstawiają one hipotetyczne ryzyko, by prędzej czy później, za pośrednictwem alarmujących obrazów szczegółowo je objaśniających, wmówić konsumentom, że stanowi ono autentyczną chorobę. Tym samym stymulują poczucie konieczności zapobiegania zagrożeniu. Osoby zdrowe mają przejąć się potencjalnym problemem i stać się częścią rynku. Oto właśnie jeden ze sposobów, za pomocą których przemysł farmaceutyczny określa, jaki rodzaj chorych jest wyczulony na punkcie zdrowia, a więc z czasem przeistoczy się w ich stałego klienta. Nie na próżno firmy farmaceutyczne przeznaczają niezwykle dużą część swoich zysków na badania i udoskonalanie nowych leków na dziesięć procent dolegliwości, tych najbardziej typowych na całym świecie. To gwarantuje sukces rynkowy.
Jednak naszym celem nie jest zaalarmowanie czytelnika. Chcemy jasno powiedzieć, że ta książka nie zastąpi czujnego oka specjalisty w zakresie opieki zdrowotnej ani nie próbuje stanowić substytutu niezbędnych kuracji przeprowadzanych farmaceutykami. Zamiast tego ma na celu uświadomienie, że troska o zdrowie leży w jego własnych rękach. Każdy z nas jest inny i posłużą mu inne rzeczy, jednak każdy może zacząć od niewielkich zmian i wspólnie ze swoim lekarzem podjąć decyzję, jaką obrać drogę, w odpowiedni i rozważny sposób włączając do leczenia wiedzę naszych przodków na temat roślin leczniczych.
Nieustannie płynący ze środków masowego przekazu komunikat o konieczności dbania o własne zdrowie oraz niezliczona liczba produktów mających „poprawić jakość życia” nie tylko wabią coraz więcej konsumentów do tego sektora rynku, lecz również wpędzają coraz więcej ludzi w wyimaginowane choroby. Szczęśliwie ten sam lęk często stanowi impuls do świadomego powrotu do tego, co zgodne z naturą. Chociaż wiele z pradawnej wiedzy na temat roślin posiadały jeszcze nasze babcie, dziś nie słyszymy już, by ktoś mówił: „Biorę to i to, bo podawano mi to od dziecka i działa”. Współcześnie mamy jednak możliwość zrozumienia, w jaki sposób działają rośliny lecznicze, i poznania trochę bliżej ich substancji czynnych, pomocnych przy powrocie do równowagi zdrowotnej.
Rozsądne podejście do tego, w jaki sposób chorujemy, coraz bardziej ceniące koncepcję, że ciało posiada sprytne mechanizmy reagowania na typowe dolegliwości i choroby oraz wielką zdolność do regeneracji, pozwala na wyjście ze stanu inercji, który skłania nas do rozwiązywania wszelkich problemów za pomocą połknięcia pastylki. Komercyjne pojmowanie zdrowia, które od dekad promuje wizję, że ludzkie ciało ma niewielką zdolność do regeneracji bez pomocy leków, stanowi część marketingu firm farmaceutycznych, których jedynym celem jest wygenerowanie coraz większej zależności człowieka od leków, nie bacząc na związane z tym ryzyko, które występuje szczególnie wówczas, gdy spożycie leków jest duże i nie odbywa się pod kontrolą lekarza.
Przeprowadzone niedawno badania naukowe[3] wykazały, że niektóre z międzynarodowych firm farmaceutycznych starają się ukryć informację, iż nadużywanie leków stanowi dziś trzecią z kolei przyczynę zgonów na świecie. Nie tylko z powodu działania konkretnych substancji – na przykład leków przeciwbólowych bądź przeciwzapalnych dostępnych bez recepty – lecz dlatego że nie zawsze są natychmiast usuwane z rynku leki okrzyknięte „produktami najnowszej generacji”, których nietypowe skutki uboczne nie zawsze są znane, a mogą okazać się szkodliwe dla organizmu. Ten fakt stał się powodem do zmartwień naukowców na całym świecie.
Gdy konsumenci otrzymują informacje tego rodzaju, często decydują się na poznanie innych, bardziej naturalnych, lecz równie skutecznych sposobów na walkę z nawracającymi dolegliwościami – a nawet z chorobami przewlekłymi – uzupełniając leczenie tradycyjnymi farmaceutykami, przy zmniejszeniu ich dawki, co należy zawsze przeprowadzać za zgodą lekarza. Co oczywiste, środki zapobiegawcze, jakie należy podjąć podczas leczenia ziołami, są zupełnie inne niż przy stosowaniu zwykłych leków. Zamiast skutków ubocznych należy się liczyć z reakcjami organizmu, a także zapoznać z przeciwwskazaniami oraz interakcjami zarówno z innymi roślinami, jak i lekami. W tej książce czytelnik znajdzie wskazówki dotyczące tego, w jakich sytuacjach należy zachować ostrożność, zamieszczone na końcu każdego z rozdziałów, pod informacjami na temat każdej z piętnastu roślin. W tym względzie również jest kluczowe, by nigdy nie spożywać produktów leczniczych, które nie zostały dopuszczone do obrotu przez Ministerstwo Zdrowia.
Rośliny nas ocalą nie udaje traktatu fitoterapeutycznego; stanowi raczej podręcznik, w którym czytelnik znajdzie rozwiązania swoich codziennych problemów zdrowotnych, nie musząc ciągle przyjmować leków, co robi ze względu na to, że jego ciało nie potrafi jeszcze uruchamiać własnych mechanizmów powrotu do zdrowia.
Wiele przedstawionych w tej książce roślin skutecznie radzi sobie z więcej niż jedną dolegliwością, a szerokie spektrum ich substancji czynnych sprawia, że stanowią one wysoce skuteczne, naturalne leki, przy okazji przynoszące ulgę w innych, pozornie mniej istotnych objawach. Każdy rozdział poświęcony jest jednej roślinie i przedstawia dolegliwości, w których może być pomocna, jej substancje czynne, formy zastosowania, informuje, jak roślina może być przydatna w innych dolegliwościach, oraz – jeśli to możliwe – uczy, jak uprawiać ją domu. Jak mawiał profesor Manuel Lezaeta: „Mądrość tkwi w przyrodzie, a nie w laboratoriach”.
ZAWSZE LEPIEJ JEST ZAKASAĆ RĘKAWY, NIŻ SIĘ MARTWIĆ
Prawdopodobnie jeszcze nigdy wcześniej w historii ludzkości nie wystąpił moment, w którym byłoby tak trudno jak dziś odróżnić zdrowych od chorych. Żyjemy też w czasach nadmiaru informacji co do płynących z ciała sygnałów oraz objawów, co prowadzi do takiego zamieszania, że trudno określić własne symptomy. Do ogromu komunikatów stworzonych jedynie w celach komercyjnych należy dziś dołączyć informacje o chorobach noszących przydomek: „cywilizacyjne”. W większości przypadków są to dolegliwości, które istniały zawsze, tylko dziś proponuje się leczenie ich nowymi lekami, by nadać nowe znaczenie „szybkiemu działaniu”. Mówimy tu o lekach przeciwzapalnych, antyhistaminowych, przeczyszczających, energizujących oraz o substancjach pomagających walczyć ze stresem, z cholesterolem, zaburzeniami krążenia i trawienia, które występują w postaci o „szybkim działaniu”. Lekom tym przypisuje się wpływ na coraz to nowsze przypadłości – poza tymi już znanymi – z zamiarem zapewnienia im szerszego marketingu. To dodatkowo utrudnia cierpliwe czekanie, nim udamy się do apteki po szybko działający lek, zamiast sięgać po rośliny lecznicze, których działanie jest wolniejsze, lecz głębsze i trwalsze.
Przyjrzyjmy się temu, w jaki sposób dochodzi do wyolbrzymiania objawów, jakie towarzyszą nam przez całe życie, by zwiększyć spożycie leków, gdy tylko objawy te się pojawią. Mowa tu o stresie, wyższym stężeniu cholesterolu czy też jakiejkolwiek innej typowej dolegliwości. Istnieje zaplanowany proces, który ma wygenerować większą sprzedaż bezpośrednią. Zazwyczaj rozpoczyna się on od kampanii promocyjnej produktu gwiazdy, którego „skromną” funkcją ma być ukojenie objawów możliwej choroby. Później wystarczy tylko dopilnować, by „produkt gwiazda” utrzymał się na rynku wystarczająco długo, by konsument do niego przywykł i uznawał go za coś normalnego. Od tego momentu rozpoczyna się prawdziwa kampania marketingowa – o wiele bardziej agresywna – przebiegająca do chwili, w której ów objaw zacznie być nazywany „chorobą”.
Przyjrzyjmy się różnicom w przekazie pomiędzy tymi trzema punktami:
1. Lek X służy do obniżania stężenia cholesterolu we krwi.
2. Lek X jest niezbędny do zwalczania „cholesterolu, który oblepia ściany arterii” (choć tak naprawdę nic takiego się nie dzieje).
3. Należy przyjmować lek X, ponieważ cholesterol „stał się ogromnym zagrożeniem dla serca”.
Co za absurd, jeśli pomyślimy, że istnieją leki roślinne, które w zupełnie naturalny sposób są w stanie sprostać temu zadaniu.

 
Wesprzyj nas