W starych szufladach są stare listy, a w książkach zasuszone kwiaty, jak to miło plądrować wśród starych papierów… O, świąteczne godziny pełne złotych szmerów! O, natchnienia jak kolumny złote! O, kantaty!1 O, tak! Zwiedzanie mazurskiego Muzeum K.I. Gałczyńskiego, Leśniczówki Pranie, ma w sobie wiele z wiersza, który poeta ponoć właśnie tam napisał.

Leśniczówka Pranie, fot. Jagienka Kass

Poetyckie strofy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego nierzadko rozjaśnia światło lamp naftowych ustawianych przez jego pióro na drewnianych stołach lub migoczących w pobliżu okien. Jeszcze częściej w scenerii jego wierszy rozbłyska księżyc. Nie wykluczam więc, że poniższy poemat, datowany przez Mistrza na wrzesień 1952 roku, rodził się w blasku naftowej lampy i naturalnie pod czujnym okiem, wymienionego kilka rymów później Księżyca w srebrnej peruce, który gra jak Bach na organach…

Tu, gdzie się gwiazdy zbiegły
w taką kapelę dużą,
domek z czerwonej cegły
rumieni się na wzgórzu:
to leśniczówka Pranie,
nasze jesienne mieszkanie.
2

Tamtego wrześniowego dnia, w Mistrzu Gałczyńskim i jego żonie Natalii, myśl o przeniesieniu się do mazurskiej wsi Pranie na stałe, dojrzewała niczym rumiane jabłka w okolicznych sadach. Rumieniący się na wzgórzu domek z czerwonej cegły Gałczyńscy ujrzeli po raz pierwszy latem 1950 roku, kiedy to zawitali do położonego w Puszczy Piskiej, tuż nad jeziorem Nidzkim Prania, na zaproszenie miejscowego leśniczego Stanisława Popowskiego. Bliskość jeziora i nazwa Pranie natychmiast wzbudziła w poecie skojarzenie, że nazwa wioski wywodzi się pewnie od uginającego się swego czasu od licznych praczek pobliskiego pomostu. Oczami wyobraźni widział już jak w słoneczny dzień dorodne kobiety z zakasanymi rękawami, moczą w jeziornej wodzie białe koszule i trą zacięcie o tary białe prześcieradła, gdy Popowski wyjaśnił mu, że nazwa Pranie nie ma z tego rodzaju czynnością nic wspólnego.

Leśniczówka Pranie zima 2010, fot. mat. pras. Muzeum

Przed wojną wioska nazywała się Seehorst. A po wojnie, gdy Mazury włączono do Polski, nazwano ją Pranie, ponieważ łąka, która znajdowała się na jej obszarze „prała”. Czyli po mazursku: osnuwała się mgłą. Pan Stanisław dodał również, że leśniczówkę wzniesiono w 1880 roku jako jedną z wielu takich na Mazurach. We wszystkich współczesnych opisach Muzeum Gałczyńskiego, które dziś działa prężnie w Praniu, podkreśla się, że to właśnie Gałczyński rozsławił to miejsce, bo wcześniej, najzwyczajniej w świecie, nikt o nim nie słyszał. Cóż, widać, że pan leśniczy Stanisław Popowski miał chytry pomysł z zaproszeniem do siebie Konstantego Ildefonsa z małżonką…

Muzeum wierszy

W grudniu 1950 roku leśniczy Popowski wiózł Gałczyńskich saniami do Prania odebrawszy ich właśnie ze stacji kolejowej Ruciane Nida. Wiózł i nie domyślał się, że nawet tę z pozoru prozaiczną czynność, jego sławetny gość zamieni w poemat.

Noc jak bas.
Księżyc wysoko jak sopran,
gość u chmur ośnieżających drzewa —
zima, zima,
jaka tam zima!
skoro jak majowy słowik śpiewa.

Gdzieś wysoko ciemny wiatr przeleciał,
księżyc wszystkie drogi porozświecał,
wszystkie czernie w chmurach, szparach, wronach;
a tu droga przez las, przez noc, przez księżyc
i trzy dzwonki z końskiej uprzęży
dzwonią jak zapomniane imiona.
3

Leśniczówka Pranie, fot. Tadeusz BączyńskiDziś na jednej ze ścian Muzeum Leśniczówki Pranie umocowana jest tablica z napisem: „W tym domu Konstanty Ildefons Gałczyński napisał: Niobe, Wita Stwosza, Kronikę Olsztyńską”. Myślę, że wymieniono tylko te trzy poematy, bo dla pozostałych zwyczajnie zabrakłoby miejsca na rzeczonej tablicy. A wierszy powstało w Praniu o wiele więcej. Zresztą w oparciu o ich spis można by zbudować program zwiedzania Leśniczówki. W ogóle, samymi jego wierszami można by doskonale sportretować to miejsce. Ot, choćby Dzikim winem, które romantycznie pełza po bryle leśniczówki, czy słowami: „Jak Wenus pachnie szałwia” z Kroniki olsztyńskiej.

Tutaj muszę podkreślić, że Leśniczówka nie ma by najmniej charakteru tzw. izby pamięci. Czy jak to się mawia dobitniej: martwego muzeum. Muzeum w Praniu, prócz widoku starych książek, listów poety (np. do żony), pocztówek, rękopisów wierszy, dawnych zdjęć, piór, czarnego telefonu w stylu vintage, dwóch okaryn, które spoczywają na biurku, gitary na ścianie (kłania się wiersz Dwie gitary), buteleczki atramentu, zegarka na rękę czy figury zielonej gęsi, ma do zaoferowania całe mnóstwo wydarzeń kulturalnych.
Po pierwsze koncerty muzyczne. (Wszak nie przypadkiem Gałczyński jeden ze swych utworów zatytułował Ojczyzną moją jest muzyka.) A w tym, np. edycja koncertów „Muzyka u Gałczyńskiego”, programy poetycko-muzyczne z udziałem wybitnych aktorów, czy recitale. (Wśród tych ostatnich, tego lata, Leszka Możdżera i Magdy Umer.)
Po drugie literacko-teatralno-plastyczne zajęcia dla dzieci prowadzone przez przebraną za Zieloną Gęś Beatę Turek. Po trzecie, głośne czytanie dzieł Mistrza „w wykonaniu publiczności chętnej, odważnej i z fantazją”. Można także przespacerować się trasą, którą ponad pół wieku temu chadzał Mistrz Konstanty Ildefons. Trasa wiedzie przez las, który od razu przywodzi na myśl strofy z Kroniki Olsztyńskiej. Przykładowo tę: Gdy człowiek wejdzie w las, to nie wie, czy ma lat pięćdziesiąt, czy dziewięć, patrzy w las jak w śmieszny rysunek i przeciera oślepłe oczy, dzwonek leśny poznaje, ćmę płoszy i na serce kładzie mech jak opatrunek. Szlak poety muska też Jezioro Nidzkie, w którym Gałczyński zgubił obrączkę ślubną, kwitując zdarzenie słowami, że stała się teraz ona jego ofiarą dla Apollina i w którym tylko raz jedyny łowił ryby. A właściwie próbował złowić, bo łowy okazały się bezowocne.

Leśniczówka Pranie, fot. Rafał Reddig

Depresja poety

Są takie filmy, w których przygnieciony życiem i pozbawiony nadziei na jakąkolwiek jego poprawę bohater, nieoczekiwanie musi wyjechać do Francji. Albo do Włoch. (Jak w „Pod słońcem Toskanii”, ewentualnie w „Dobrym roku”). Albo w inne urokliwe miejsce świata. Przyjeżdża i jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczyna widzieć wszystko w innym świetle. Odradza się. Odnajduje sens. Rozkwita. Tego rodzaju film można by nakręcić również o Gałczyńskim.
Leśniczówka Pranie, fot. mat. pras. MuzeumGdy przyjechał do Prania po raz pierwszy był w bardzo trudnym momencie życia. W czasie warszawskiego Zjazdu Związku Literatów, który odbywał się w 1950 roku, Adam Ważyk potępił poetę za „burżuazyjną poetykę z czasów imperializmu” wskutek czego przed wielbionym dotąd Konstantym Ildefonsem zaczęły zamykać się drzwi redakcji czasopism i wydawnictw. Gałczyński przejął się wszystkim do tego stopnia, że zapadł na depresję, którą dodatkowo pogłębiła nierozpoznana szkarlatyna. W Praniu najwyraźniej jednak – parafrazując słowa cytowanej już Kroniki Olsztyńskiej – położył na swe zbolałe serce mech jak opatrunek i opatrunek podziałał.
Bo pisany w styczniu 1951 roku, w Leśniczówce oczywiście, wiersz Nowy Rok 1951, Mistrz rozpoczął od następującego stwierdzenia: Stary rok odmaszerował, dobrze, bo to był konował. Zwięzłe kalendarium pobytów Gałczyńskiego w Leśniczówce Pranie przejrzeć możemy nie tylko w samym mazurskim muzeum, ale także na jego stronie internetowej. Znajdziemy w nim także cały spis utworów, które poeta stworzył w Leśniczówce.

Ciężkie doświadczenia poprzedzające pierwsze spotkanie Gałczyńskiego z Leśniczówką, już po pokonanej depresji, zaowocowały niestety dwoma atakami serca. Konstanty Ildefons widział Pranie po raz ostatni w pierwszych dniach listopada 1953 roku. Miesiąc później, 6 grudnia, 48-letniego zaledwie poetę zabił trzeci zawał serca. Zabił? A może po prostu przeniósł tam, gdzie od dawna wyczekiwała go jego matka? Bo wzruszający wiersz Spotkanie z Matką, Gałczyński także napisał w Leśniczówce Pranie.

Niebo to jest małe miasteczko w niedzielę,
gwiazdy gapią się na ziemię z okien,
a wiadomo, ze gwiazd jest wiele
i że wszystkie są niebieskookie.

A tam w rogu, w mieszkaniu z balkonem,
w jednym oknie, gdzie kwiat czerwony,
a to drugie okno z drugim kwiatem…

tam ty mieszkasz. I pogrzebaczem
fajerki przesuwasz. I płaczesz
Bo tak długo czekasz na mnie z obiadem.

Aleksandra Polewska

(1) K.I. Gałczyński „Wielkanoc Bacha”
(2) K.I. Gałczyński „W leśniczówce”
(3) K.I. Gałczyński „Sanie”

Dziękujemy Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu za udostępnienie fotografii.

 

 
Wesprzyj nas