Labirynty półek wypełnionych książkami, spowite atmosferą tajemnicy, przyciągające wyjątkowych gości: to cechy wspólne najbardziej niezwykłych, zasłużonych dla kultury księgarń. Jorge Carrión przemierzył świat, by opisać je w swojej reporterskiej książce.


Księgarnie

„Księgarnie” Jorge Carrióna, to książka, w której każdy bibliofil-esteta, pomny zmysłowych doznań z udziałem książek, zatonie bez reszty. Będzie czytał i marzył: o miejscach ciężkich od ich własnej historii, gdzie półki pamiętające minione wieki uginają się od wyszukanych i traktowanych z czułością książek, o poszukiwaniach białych kruków z udziałem księgarzy-znawców i gromadzeniu własnej kolekcji papierowych skarbów, o atmosferze wiedzy i tajemnicy współdzielonej przez coraz węższe grono podobnych sobie pasjonatów.

Carrión, hiszpański pisarz, wykładowca nauk humanistycznych z tytułem doktora na barcelońskim Uniwersytecie Pompeu Fabry jest autorem pożywki dla tych marzeń. Czytelnicy „Księgarń” mogą oddawać się im do woli siedząc w wygodnym fotelu dzięki temu, że on wyruszył w podróż. Bardzo długą i złożoną z wielu etapów. Perygrynacje te miały określony cel – odwiedzenie najistotniejszych, zasłużonych dla kultury, owianych legendami księgarń na całym świecie i opisanie ich.

Kulturotwórcza rola księgarń stanowiła w tej wędrówce istotne, choć nie jedyne, kryterium doboru odwiedzanych miejsc. Carrión odwiedził przede wszystkim te, które na różnych etapach swojej egzystencji były (lub wciąż są) czymś znacznie więcej niż prozaicznym sklepem z książkami, a mianowicie pełniły rolę swoistych ośrodków kultury, wokół których orbitowali sławni ludzie pióra, niejedno tymże księgarniom i charyzmatycznym księgarzom zawdzięczając.
Ernest Hemingway, Paul Bowles, Salman Rushdie, James Joyce czy Julio Cortazar zaciągnęli pokaźny dług wdzięczności wobec księgarń. A jaki? – o tym przeczytajcie. To będzie fascynująca, erudycyjna wędrówka po meandrach kultury, szlakiem jej twórców, ich rodzinnych krajów albo przybranych ojczyzn, wędrówka koncentrująca się na miejscach, gdzie przedmiot literackich starań przechodzi z rąk twórców w ręce odbiorców z udziałem pośredników; sprzedawców kultury. Tych świadomych swojej roli, świadomych możliwości jakie ona daje.

Na tym jednak nie koniec: wrażenia z wizyt w istniejących do dziś księgarniach Jorge Carrión przeplata opowieściami z przeszłości – od tej najbardziej odległej, po minione lata wciąż jeszcze obecne w pamięci, przynajmniej niektórych, czytelników.
KsięgarnieJest o czym pisać, bo przygoda z handlem książkami rozpoczęła się już w starożytności. „Aby rzymscy bogacze mogli się chełpić swoją biblioteką, rozwinęła się nie tylko sieć sprzedaży i kupna drogich woluminów, ale także zwyczaj nabywania inkunabułów na wagę, by przyozdobić ściany domniemanym smakiem erudycyjnym” – pisze Carrión wspominając odległe czasy intensywnego rozwoju kultury i sztuki, pogrzebane później w powodzi wojen i mrokach średniowiecza, kiedy to książki stały się na powrót rzadkością.
„Rynkowa wartość książek osiągnęła w Europie taką wysokość, że pożyczkodawcy godzili się uznawać je za zabezpieczenie zaciągniętego długu” – dodaje, cytując słowa, które Alberto Manguel zawarł w „Mojej historii czytania”. Nasze dzisiejsze utyskiwania na wysokie ceny książek na pewno rozbawiłyby naszych odległych przodków. Carrión pokazuje, że z perspektywy całych wieków historii żyjemy w momencie, gdy książki są bardzo tanie i znacznie łatwiej dostępne niż kiedykolwiek w przeszłości.

Uzmysławia też cały szereg innych przemian, jakie księgarnie i sprzedawane przez nie dzieła przechodziły z upływem czasu. Opisuje w jaki sposób część księgarń trwa w przywiązaniu do przeszłości, podczas gdy inne zmieniają się hołdując nowoczesności. Niezmienne pozostaje jedno: księgarnia, bez względu na to jaką formę przyjmuje, zawsze stanowi swoistą enklawę, symbol porozumienia wspólnoty skupionej wokół zbieżnych zainteresowań, kuszącą atmosferą bezpiecznego schronienia wśród swoich.

Jorge Carrión widział dość, by snuć tego rodzaju refleksje i wyciągać wnioski. Jego podróże księgarnianymi ścieżkami mogłyby zawstydzić bardzo wielu podróżników chwalących się odległymi wojażami: Bliski i Daleki Wschód, Australia, wyprawa od wschodniego do zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych rozpoczęta w Nowym Jorku, a zakończona w Kaliforni, Ameryka Południowa przemierzona z północy na południe, Europa oczywiście też. Starczyłoby tych podróży, by nimi obdzielić mieszkańców średniej wielkości miasteczka. Każda z nich – od księgarni do księgarni, jest pretekstem do snucia opowieści, nurkowania w historii i przybliżania teraźniejszości, anegdot, wspomnień, dopowiedzeń. Przebogata jest to opowieść, olśniewająca w swojej różnorodności.

małe, często ulotne księgarnie krzewią literaturę pozostającą na marginesie mainstreamu

„Małe, często ulotne księgarnie krzewią literaturę pozostającą na marginesie mainstreamu, za to księgarnie chełpiące się swoją wielkością przypominają nam, że branża wydawnicza nie opiera się na tytułach niszowych i wybitnych, ale na produkcji masowej, analogicznej do przemysłu spożywczego” – pisze Carrión. Co jednak wynika z całokształtu jego pracy, to to, że właśnie księgarnie małe zajmują się dopisywaniem istotnych wątków w historii literatury, podczas gdy te wielkie, w których „jakość jest rzadkim dobrem, ukrytym pod kolejnymi pokładami ilości”, kreujące wespół z wydawcami poczytne i modne przez chwilę bestsellery, zostają prędko zapomniane, nie wnosząc nic istotnego do zasobów literackiej spuścizny świata. Tego co ważne szukajmy więc przede wszystkim w małych księgarniach. Książka Carrióna pomoże nam do nich trafić. Agnieszka Kantaruk

Jorge Carrión, Księgarnie, Przekład: Adam Elbanowski, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Premiera: 11 maja 2017
 
 

Jorge Carrión
Księgarnie
Przekład: Adam Elbanowski
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Premiera: 11 maja 2017
 

Księgarnia to nic innego jak pewna idea w czasie.
CARLOS PASCUAL, Los poderes del lector
(Moc czytelnika)

Nie wątpię, iż często zdarza mi się mówić o rzeczach,
które lepiej i gruntowniej obrobione są u prawdziwych
mistrzów cechu. Daję tu oto jeno próbę moich
zdatności naturalnych, a bynajmniej nie nabytych.
Kto mnie przychwyci na niewiedzy, nic mnie tym nie
pognębi; jakoż bowiem mógłbym obstać przeciw komu
drugiemu z mymi wywodami, kiedy przeciw sobie
samemu z nimi nie obstaję ani nie jestem z nich zadowolony.
Kto szuka wiedzy, niechże ją łowi tam, gdzie
ona przemieszkuje: nie ma rzeczy, z której bym mniej
czynił swoje rzemiosło. To, co tu daję, to są moje urojenia,
przez które nie staram się bynajmniej dać poznać
samych rzeczy, jeno siebie.
MICHEL DE MONTAIGNE, O książkach
przeł. Tadeusz Żeleński-Boy

Mistrz drukarski w XVI wieku musiał być wprawny
w wielu profesjach. Był impresorem, a nadto księgarzem,
przedsiębiorcą, bibliografem i tłumaczem bieg łym w różnych
językach, jak też korektorem i wydawcą. Z jednej
strony musiał znać wybitnych erudytów, z drugiej — bogatych
mecenasów i władców. Jego wkład w życie intelektualne
był nieoceniony.
MARTYN LYONS, Books: A Living History
(Książki: Żywa historia)

Nadal tu są. Ach, ale długo tu nie będą. Wiem. Dlatego
wyjechałam. Żeby się pożegnać. Zawsze podróżuję po
to, żeby się pożegnać.
SUSAN SONTAG, Unguided Tour
(Podróż bez przewodnika)

Wędrować: odczytać piędź ziemi, odcyfrować skrawek
świata.
OCTAVIO PAZ, El mono gramático
(Małpa gramatyczna)

Człowiek nie pozna własnego geniuszu, jeśli nie podda
się próbie: orlątko dygocze niczym młody gołąb,
gdy pierwszy raz rozpościera skrzydła do lotu. Autor
kończy swe pierwsze dzieło i — podobnie jak księgarz
— nie zna jego wartości. Księgarz płaci nam wedle
swojego uznania, my zaś sprzedajemy mu to,
w czym mamy upodobanie. To sukces poucza handlarza
i pisarza.
DENIS DIDEROT, Lettre sur le commerce des livres
(List o handlu książkami)

Wstęp: Wychodząc od pewnego opowiadania Stefana Zweiga

Można by tę wioskę niemal wziąć do ręki i przerzucać kartki — tyle a tyle kartek na każdego mieszkańca. Kiedy wojna się skończy któregoś dnia, któregoś roku, książki będzie można napisać na nowo, będzie się wzywać ludzi jednego po drugim, by recytowali, co wiedzą, i wszystko zostanie utrwalone w druku aż do następnego ciemnego wieku, kiedy to wszystko trzeba będzie zacząć na nowo. Ale w człowieku istnieje coś cudownego: nigdy nie można go tak zastraszyć ani zniechęcić, by zrezygnował z budowania wszystkiego na nowo, ponieważ wie, że jest to bardzo ważne i godne budowania.
RAY BRADBURY, 451˚ Fahrenheita
przeł. Adam Kaska

Pomiędzy konkretnym opowiadaniem a całą literaturą powszechną zachodzi związek podobny do relacji między jedną księgarnią a wszystkimi księgarniami, które istnieją, istniały i być może zaistnieją. Synekdocha i analogia to figury przynależne ludzkiemu myśleniu: zacznę od przedstawienia wszystkich księgarń, obecnych i dawnych, i — kto wie — przyszłych, wychodząc od opowiadania “Mendel od Książek” napisanego przez Stefana Zweiga w roku 1922, z fabułą rozgrywającą się w Wiedniu epoki gasnącego cesarstwa, aby następnie przejść do innych opowiadań, także mówiących o czytelnikach i książkach na przestrzeni frenetycznego XX wieku.
Zweig nie wybrał scenerii żadnej ze sławnych kawiarń wiedeńskich, jak Frauenhuber albo Imperial, jednej z tych, które — jak pisze w “Świecie wczorajszym ‘ — były „najlepszym miejscem, gdzie mogliśmy się zapoznać z nowościami”*, ale poślednią kawiarnię, opowiadanie bowiem zaczyna się od wędrówki narratora do „odległej dzielnicy”**. Zaskakuje go ulewa i szuka schronienia w pierwszym lepszym lokalu. Gdy zasiada przy stoliku, z wolna ogarnia go poczucie swojskości. Wodzi wzrokiem po meblach, stołach, bilardzie, szachownicy, kabinie telefonicznej i odnosi wrażenie, że już tu kiedyś był. I drąży w pamięci wspomnienia, aż nagle sobie przypomina, brutalnie sobie przypomina.
Jest w Café Gluck, a tam właśnie siadywał księgarz Jakub Mendel, każdego dnia, codziennie, od wpół do ósmej do godziny zamknięcia kawiarni, przed stertą katalogów i woluminów. Z okularami na nosie usiłował zapamiętać owe spisy, owe fakty, gładząc brodę i pejsy w rytm lektury przypominającej modlitwę: przyjechał do Wiednia, aby oddać się studiom rabinicznym, ale wkrótce je porzucił „dla tak pociągającego wielobóstwa książek”. Aby zostać wielkim Mendlem. Był bowiem Mendel „fenomenem obdarzonym nieprawdopodobną pamięcią”, „chodzącym katalogiem”, miraculum mundi, „magicznym rejestrem książek”, „tytanem”.

Cały obraz karty tytułowej odbijał się w jego mózgu i zastygał jak w kaszcie drukarskiej. Bez względu na to, czy książka ukazała się wczoraj, czy też miała już dwieście lat, jednakowo pamiętał nazwisko autora, miejsce wydania, cenę katalogową i antykwaryczną, a w dodatku mógł powiedzieć z pamięci, jaką miała oprawę, ilustracje, faksymile; […] znał każdy meteor, każdą gwiazdę, każdą planetę w ustawicznie zmiennych konstelacjach książek. Orientował się lepiej niż zawodowcy, wiedział, co się znajduje w bibliotekach, lepiej niż bibliotekarze, znał asortyment każdej księgarni lepiej niż jej właściciel, chociaż tamci posiadali kartoteki, a do jego dyspozycji stała tylko nieporównana, bezprzykładna magia jego pamięci.

Metafory są wyborne: broda to miękki, ciemny puch, zapamiętywane książki to gatunki albo gwiazdy tworzące wspólnotę widm, kosmos tekstów. Jego wiedza jako domokrążcy, bez licencji na prowadzenie księgarni, przewyższa wiedzę ekspertów i bibliotekarzy. Jego przenośna księgarnia, która znalazła właściwe sobie miejsce na kawiarnianym stoliku — zawsze tym samym — w Café Gluck, jest świątynią, do której pielgrzymują wszyscy miłośnicy i kolekcjonerzy książek, a także ci, co na próżno zgłębiali katalogi w poszukiwaniu wskazówek bibliograficznych. Tak zatem narrator w czasach swojej uniwersyteckiej młodości, po niezadowalających doświadczeniach w salach bibliotecznych, zostaje przywiedziony do legendarnego kawiarnianego stolika przez kolegę ze studiów, cicerone, który ujawnia mu sekretne miejsce nieznane przewodnikom i mapom, a wiadome tylko wybrańcom.
“Mendla od Książek” można włączyć do cyklu współczesnych nowel, które opowiadają o relacji między pamięcią i lekturą, cyklu zapoczątkowanego w roku 1909 “Papierowym światem” Luigiego Pirandella i zakończonego w 1983 “Encyklopedią umarłych” Danila Kiša, a złożonego jeszcze z opowiadania Zweiga i trzech utworów Jorge Luisa Borgesa napisanych w połowie ubiegłego wieku. W dziele Borgesa dawna tradycja metaliteracka osiąga taką dojrzałość i głębię, że zmusza nas do lektury tekstów wcześniejszych i późniejszych z perspektywy prekursorów i naśladowców. “Biblioteka Babel” z 1941 roku opisuje hipertekstowy wszechświat na kształt bibliotecznego ula pozbawionego sensu, gdzie czytanie sprowadza się niemal wyłącznie do rozszyfrowywania (swoisty paradoks: w opowiadanie Borgesa wpisana jest lektura dla przyjemności). “Alef”, opublikowany w miesięczniku „Sur” cztery lata później, mówi o tym, jak odczytywać zredukowanie “Biblioteki Babel ‘ do niepozornego punktu, w którym łączy się wszelka przestrzeń i wszelki czas, a nade wszystko o możliwości przełożenia tej lektury na wiersz, na język, który sprawi, że istnienie niezwykłego alefa stanie się użyteczne. Niewątpliwie jednak to “Pamiętliwy Funes” z 1942 roku najbardziej przypomina opowiadanie Zweiga, ze swym bohaterem żyjącym na marginesie krańców zachodniej cywilizacji, wcieleniem, tak jak Mendel, genialnej pamięci:

Babilon, Londyn i Nowy Jork przygniotły swoim przerażającym przepychem wyobraźnię ludzką; nikt jednak, ani w ich gęsto zaludnionych wieżach, ani na rozpędzonych ulicach, nie czuł gorąca i ciśnienia rzeczywistości tak niezmordowanej jak ta, która dzień i noc zwalała się na nieszczęsnego Funesa w jego biednej południowoamerykańskiej wiosce*.

Funes, podobnie jak Mendel, nie czerpie korzyści ze swojego zdumiewającego daru zapamiętywania. Tak jak zdarzy się to czterdzieści cztery lata później z Numerem 5, robotem z filmu “Krótkie spięcie”, dla nich wszystkich lektura jest przyswajaniem faktów, chmurą etykiet, indeksowaniem, przetwarzaniem informacji, niemal pozbawiona jest pragnienia. Opowiadania Zweiga i Borgesa dopełniają się w sposób absolutny: stary i młody, całkowite zapamiętywanie książek i wyczerpujące zapamiętywanie świata, Biblioteka Babel w jednym umyśle i alef w jednej pamięci, obu bohaterów łączy status zmarginalizowania i ubóstwa.
Pirandello przedstawia w “Papierowym świecie” epizod lektury również przesyconej ubóstwem i obsesją. Ale Balicci, czytelnik tak namiętny, że jego skóra upodabnia się do koloru i faktury papieru, zadłużony po uszy z powodu swojej pasji, traci wzrok: „Oto cały jego świat! I cały ten świat będzie dla niego istniał tylko w pamięci”*. Skazany na świat dotyku, na chaotyczne stosy tomów niczym klocki w układance, postanawia zatrudnić kogoś, kto skataloguje książki, uporządkuje księgozbiór, aż „wyratuje mój świat z chaosu”. Nadal jednak czuje się pusty, osierocony wobec niemożności czytania, toteż wynajmuje lektorkę, Tilde Pagliocchini, ale jej głos i intonacja irytują go i jedynym rozwiązaniem będzie powierzenie jej lektury bezgłośnej, w ciszy, tak aby mógł przypominać sobie, w rytm odwracanych stronic, własną, coraz bardziej odległą w czasie lekturę. Cały jego świat ponownie uporządkowany we wspomnieniu.
Świat możliwy do ogarnięcia, skrócony o głowę dzięki metaforze biblioteki, przenośna biblioteka albo fotograficzna pamięć dająca się opisać, skartografować. Nie jest dziełem przypadku, że bohater opowiadania Kiša “Encyklopedia umarłych” jest właśnie geometrą. Całe jego życie, w najdrobniejszych szczegółach, zostało zdeterminowane przez rodzaj sekty czy też kastę anonimowych erudytów realizujących od końca XVIII wieku projekt encyklopedii — analogiczny do encyklopedii okresu oświecenia — w którym figurują wszystkie postaci z przeszłości nieobecne w pozostałych encyklopediach, tych oficjalnych, opublikowanych, stojących na półkach bibliotecznych. Opowiadanie kreśli wizję nordyckiej biblioteki, gdzie znajdują się sale — w każdej są tomy zawierające hasła na jedną literę — Encyklopedii umarłych, a żadnego jej tomu, przytwierdzonego do półki łańcuchem, nie można skopiować ani odtworzyć; są jedynie przedmiotami cząstkowej lektury, ofiarami niezwłocznego zapomnienia.
„Moja pamięć, panie Borges, jest jak ogromny śmietnik” — mówi Funes. Borges opowiada zawsze o klęsce: trzy wyobrażone przez niego cuda są zwieńczone śmiercią albo absurdem. Znamy głupotę wierszy spisanych przez Carlosa Argentina i objawionych mu przez niewiarygodnego alefa, którego bezpowrotnie zaprzepaścił. Borgesowski bibliotekarz, niestrudzony wędrowiec po zakamarkach biblioteki, jako starzec wymienia wszystkie pewniki i nadzieje, które na przestrzeni stuleci zatraciła ludzkość, by na końcu swojej relacji stwierdzić: „Znam okolice, w których młodzi ludzie padają na kolana przed księgami i po barbarzyńsku całują stronice, ale nie potrafią odcyfrować ani jednej litery”*. Elegijny ton odnajdziemy we wszystkich cytowanych opowiadaniach: bohater Pirandella ślepnie, Mendel umiera, Biblioteka Babel wyludnia się z powodu chorób płucnych i samobójstw, umiera Beatriz Viterbo, ojciec Borgesa jest chory, Funes umiera na zapalenie płuc, ojciec narratorki opowiadania Kiša też odchodzi. Wszystkie sześć nowel łączy poczucie smutku odczuwanego przez kogoś i przez świat: „Wspomnienie niewypowiedzianie melancholijne: czasami podróżowałem przez wiele nocy poprzez lśniące korytarze i schody, nie spotykając ani jednego bibliotekarza”.

Nic dziwnego, że ogarnął mnie przykry lęk, gdy ujrzałem teraz stolik Mendla pusty jak płyta grobowa. Przybyło mi sporo lat, zrozumiałem, ile traci się wraz ze śmiercią takiego człowieka, a poza tym zachowałem o nim tkliwe, serdeczne wspomnienie z lat młodzieńczych.

 
Wesprzyj nas