Książka „Pięć dni, które wstrząsnęły światem” to ujęty w karby dynamicznej narracji zbiór wspomnień z ostatnich chwil II Wojny Światowej. Nicholas Best napisał ją tak, jakby snuł powieść przygodową, w której napięcie nie ustaje od pierwszej do ostatniej strony.


Pięć dni, które wstrząsnęły światemNicholas Best w książce „Pięć dni, które wstrząsnęły światem” opisał czas od schwytania i egzekucji Mussoliniego do samobójstwa Hitlera i zdobycia Berlina. Jak sam przyznaje to historyczne chwile, które wielu historyków, badaczy i pisarzy przedstawiło w książkach już wcześniej. „Czy potrzebna jest dziś kolejna książka o tym dobrze udokumentowanym, tygodniu, choćby i skrajnie szokującym?” – pyta sam siebie we wstępie do książki. „Trzeba na to odpowiedzieć twierdząco – pod warunkiem, że znajdzie się w niej materiał nowy lub prawie nieznany” – odpowiada nieco dalej.

Jego sposobem na dostarczenie czytelnikowi takiego materiału stało się samodzielne spisanie lub wydobycie z zachowanych dokumentów wspomnień znanych dziś ludzi, którzy zachowali kres wojny w swojej pamięci. Część z uwzględnionych w książce bohaterów wciąż żyje, tak jak Sophia Loren, Joseph Ratzinger czy Roman Polański. Inni pozostawili po sobie dość pisemnych świadectw by spośród nich wybrać fragmenty odpowiadające na pytanie: gdzie byli i co robili gdy dobiegał końca koszmar wojny. Best naniósł te osobiste perspektywy na kanwę wydarzeń tytułowego skrawka historii. Trzeba przyznać, że zadanie to odrobił z rozmachem.

To co stanowi szczególnie wyrazistą cechę książki Besta, to dynamiczna narracja, a przy niej przystępny i potoczysty styl pisania. Best pisze tak, jakby snuł powieść przygodową, w której napięcie nie ustaje od pierwszej do ostatniej strony. Wielogłosowości ta opowieść zawdzięcza panoramiczny i wciąż zmieniający się obraz sytuacji, co sprawia, że jest to książka do przeczytania jednym tchem. Momentami wydaje się wręcz zbyt lekka, nieprzystająca do drastycznych i pełnych grozy chwil w niej opisanych. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że wraz z upływającym czasem dzielącym nas od II Wojny Światowej muszą zmieniać się środki przyciągające uwagę odbiorców do tego tematu prowadząc do celu nadrzędnego: nie zapomnieć nigdy o tym, co się stało.

książka jest idealną pozycją dla czytelników, których zrażają zawiłe, pisane trudnym językiem publikacje

Z perspektywy Polskiej książka Besta nie jest aż tak odkrywcza, jak może być dla odbiorcy anglojęzycznego, a z myślą o takim została napisana. W Polsce zainteresowanie publikacjami omawiającymi czas wojny nie ustaje, co ma związek nie tylko z zamiłowaniem Polaków do poznawania własnej historii, gdy wreszcie wolno nam to robić bez ograniczeń, ale i z tym, że dużo dłużej musieliśmy walczyć o prawdziwą wolność niż miało to miejsce w krajach Zachodu. Z tego względu raczej nie polecałbym „Pięciu dni, które wstrząsnęły światem” osobom będącym z historią XX wieku za pan brat, za to książka jest idealną pozycją dla czytelników, których zrażają zawiłe, pisane trudnym językiem publikacje. Wskazałbym ją też jako bardzo dobrą lekturę dla odbiorców młodych. Styl w jakim pisze Best jest na wskroś nowoczesny, trafi na wprost w gusta nastolatków – naraz okaże się, że o trudnej historii da się mówić w atrakcyjny i zrozumiały sposób, bez patetyzmu odstręczającego młodych.

Best, dziennikarz ze znacznym doświadczeniem, autor kilkunastu książek, doskonale wie jak przykuć uwagę czytelnika i pisząc „Pięć dni, które wstrząsnęły światem” ze swoich umiejętności w pełni skorzystał. Czytając co robili dwaj przyszli papieże – Karol Wojtyła i Joseph Ratzinger, gdy dobiegała końca Wojna, gdzie podziała się Audrey Hepburn, co zapamiętali pisarze Kurt Vonnegut i Joseph Heller być może nie poznajemy informacji niezbędnych do zrozumienia mechanizmów tragedii jakim był ów światowy konflikt, ale zyskujemy nowe elementy układanki, dopełniające całości obrazu. Robert Wiśniewski

Nicholas Best, Pięć dni, które wstrząsnęły światem, Przekład: Grzegorz Siwek, Wydawnictwo Znak, Premiera: 27 kwietnia 2016

kup książkę

Pięć dni, które wstrząsnęły światem

Nicholas Best
Pięć dni, które wstrząsnęły światem
Przekład: Grzegorz Siwek
Wydawnictwo Znak
Premiera: 27 kwietnia 2016

Wprowadzenie

Niewiele epizodów w historii wstrząsnęło światem bardziej niż pięć dni, począwszy od końca kwietnia 1945 roku – zaczęło się od zabójstwa Mussoliniego, a skończyło na wieści, że Hitler zabiłsię w swoim bunkrze w Berlinie. Upadku obu dyktatorów wyczekiwano od dawna, ale ich kres nie stał się przez to mniej straszny: Mussolini i jego kochanka zawiśli głowami w dół na oczach szydzącego tłumu, z ciała Hitlera pozostał stos wagnerowskich prochów, Magda Goebbels otruła swoje dzieci, a oszalały personel Kancelarii Rzeszy oddawał się wyuzdanej rozpuście w oczekiwaniu własnej śmierci. Nawet najbardziej pomysłowi prozaicy nie mogliby wymyślić czegoś podobnego.
Równie przerażające były zbrodnie popełniane przez Rosjan, którzy błyskawicznie wdzierali się w głąb Niemiec. Najgorsze rzeczy działy się w Berlinie, gdzie po zamknięciu w okrążeniu niemieckiej stolicy przez Sowietów dokonywano masowych gwałtów na niespotykaną skalę. To, że niemieccy żołnierze postępowali wcześniej równie okrutnie w Rosji, nie stanowiło pocieszenia dla kobiet młodych i starszych, które uciekały w przerażeniu, a i często popełniały samobójstwa, aby uniknąć zbiorowego zgwałcenia przez żołnierzy radzieckiego państwa, którym wcześniej rzadko zdarzało się widywać takie napotkane na Zachodzie „luksusy”, jak elektryczność czy ubikacje w domach i mieszkaniach.
Koszmarne były także nowiny o wyzwalanych obozach koncentracyjnych, pojawiające się już od śmierci Mussoliniego i Hitlera. Amerykanie wkroczyli do Dachau tego samego dnia, w którym duce zawisł w Mediolanie. Ravensbrück wyzwolono dzień później, kiedy Hitler odebrał sobie życie. Pierwsze zdjęcia z Bergen-Belsen i Buchenwaldu opublikowano w owym tygodniu, pokazując je niedowiarkom. Większość tych zdjęć była tak straszna, że nie nadawała się do gazet. W tej sytuacji prezentowano je w miastach i miasteczkach, ażeby ludzie z wolnego świata mogli na własne oczy ujrzeć dowody zbrodni i dobrze zrozumieć, co działo się w nazistowskich Niemczech.
Wcześniej wszyscy czytali w gazetach i słyszeli pogłoski o tych obozach, ale nie wszyscy w nie wierzyli. Radiowy reporter Richard Dimbleby, człowiek niewątpliwie prawy, miał wielkie trudności z przekonaniem sceptycznych pracowników BBC, że należy wyemitować relacje pierwszych naocznych świadków z Bergen-Belsen. Nie dowierzano też innym, którzy opowiadali o tym, co widzieli.
Podczas pierwszej wojny światowej krążyły powszechne plotki, jakoby na froncie zachodnim Niemcy mieli przetapiać ludzkie zwłoki na tłuszcz. Potem okazały się zmyślone i niemal na pewno były rozpuszczane przez brytyjską propagandę. Teraz podobne pojawiły się znowu, wraz z opowieściami o masowym zagazowywaniu ofiar, żywych szkieletach, spreparowanych ludzkich głowach i zrobionych z wytatuowanej skóry abażurach na lampy. W istocie przed jednym z londyńskich kin, w którym wyświetlano pierwszy film z obozów, ustawił się w tamtym tygodniu pikietujący tłum, rozgniewany tym, że brytyjski rząd znowu uciekał się do kłamstw. Podobne wzburzenie było udziałem milionów Niemców, świadomych tego, że w obozach koncentracyjnych działy się złe rzeczy, jednak przeświadczonych o tym, iż rzekome zbrodnie zostały wielce rozdmuchane przez aliancką propagandę w celu usprawiedliwienia wojny z Niemcami.
Ale zdjęcia nie kłamały. „ZOBACZYĆ – TO UWIERZYĆ” – wystawa pod takim tytułem została zorganizowana w Londynie w owym tygodniu pod patronatem gazety „Daily Express”. Ludzie tysiącami ustawiali się w kolejkach, aby obejrzeć fotografie z Buchenwaldu, i wychodzili oniemiali. Później oglądano w kinach film z Belsen: ludzkie szkielety spychane przez buldożery do masowych grobów i niemieckich cywilów, stojących obok esesmanów na tym cmentarzysku – filmowanych bez cięć, aby nie mówiono, że to fotomontaż. Zdjęcia i klatki filmowe nie kłamały. Było ich zbyt dużo, ze zbyt wielu różnych miejsc, wspartych przez liczne relacje naocznych świadków, żeby mogły być fałszerstwem. Fałszerstwo na taką skalę po prostu nie było możliwe.
Jednak czy potrzebna jest dziś kolejna książka o tym dobrze udokumentowanym tygodniu, choćby i skrajnie szokującym? Trzeba na to odpowiedzieć twierdząco – pod warunkiem, że znajdzie się w niej materiał nowy lub prawie nieznany. Każdy wie, że Hitler zakończył życie w Berlinie, ale komu wiadomo, że jego siostra znajdowała się wtedy w Berchtesgaden, wiodąc anonimowy żywot jako Frau Wolff i zachowując dyskrecję, kiedy inni goście w pensjonacie, w którym przebywała, rozprawiali o śmierci jej brata? Albo że Leni Riefenstahl, ulubiona reżyserka filmowa Hitlera, trafiła wówczas do pewnego austriackiego ośrodka narciarskiego, nie mogąc znaleźć noclegu, odmawianego jej przez miejscowych, kiedy dowiadywali się, z kim mają do czynienia? Albo że późniejszy papież Benedykt zdezerterował z Wehrmachtu i podążał pieszo do domu, bojąc się, że zostanie rozstrzelany lub powieszony na najbliższym drzewie za sprzeniewierzenie się żołnierskiemu obowiązkowi? Audrey Hepburn przebywała wtedy w Holandii, rada niezmiernie z powodu tego, że udało jej się uchronić przed „werbunkiem” do burdelu dla personelu Wehrmachtu, ale przy tym była tak wygłodzona, iż jej marzenia o zostaniu baletnicą stawały się coraz mniej realne. Jedenastoletni Roman Polański błąkał się jak bezpański pies po ulicach Krakowa. Bob Dole, ciężko raniony niemieckim pociskiem, leżał sparaliżowany we włoskim szpitalu. Słysząc wiwatowanie z okazji zakończenia wojny we Włoszech, zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś będzie mógł poruszyć choćby palcem u nogi. Różni ludzie, i ci sławni podówczas, i ci, którzy zdobyli rozgłos później, pamiętali dokładnie, gdzie byli i co robili, kiedy wokół nich rozgrywały się wypadki w czasie tych niezwykłych pięciu dni.
Jeśli tylko było to możliwe, przekazałem ich historie ich własnymi słowami, skupiając się na znanych lub ciekawych ludziach, których zwykle nie kojarzy się z tamtymi wydarzeniami. Opisałem też wszystkie najważniejsze zdarzenia z tamtego tygodnia, w którym Hitler się zabił, a naziści rozproszyli się, lecz zastanawiałem się przy tym, gdzie przebywała wówczas Marlena Dietrich, gdzie byli Günther Grass, Henry Kissinger, „Jack” Kennedy (wł. John Fitzgerald Kennedy – przyp. red.) i wielu innych. Mam nadzieję, że udało mi się stworzyć interesujący, niecodzienny obraz Europy pod koniec jednego z najbardziej bolesnych tygodni w dziejach świata.
Słowo przestrogi. Prawda historyczna nie zawsze jest łatwa do odkrycia. Dość wielu świadków tamtych wydarzeń, zwłaszcza tych w bunkrze Hitlera, korygowało swoje relacje w późniejszych latach, przedstawiając odmienne i czasami sprzeczne świadectwa dotyczące tych samym wypadków. Inni zachowywali milczenie przez dziesięciolecia, a potem mieli trudności z precyzyjnym odtworzeniem dat i faktów. Zawsze zazdrościłem tym autorom, którzy czuli się na siłach oceniać z niezachwianą pewnością, czy dany świadek myli się albo kłamie. Osobiście wolę przekazywać słowa świadków, w razie potrzeby sytuując je w odpowiednim kontekście, a następnie pozostawiać czytelnikom wyciągnie wniosków. Mogę jednak zapewnić, że to, co stanowi treść niniejszej książki – albo coś bardzo podobnego – naprawdę się wydarzyło!

ROZDZIAŁ 2
W Berlinie

Kiedy ginął Mussolini, Adolf Hitler siedział roztrzęsiony w Berlinie. Gdy strop drżał nad jego głową, był już tak osłabiony na ciele i umyśle, że ledwie był w stanie pojąć, co się dzieje. Bunkier pod Kancelarią Rzeszy miał solidną konstrukcję; jego betonowe płyty mogły przetrzymać najcięższe bombardowanie, ale Berlin wzniesiono na piaszczystym podłożu i ściany bunkra grzechotały, a płaty tynku odrywały się i w kłębach pyłu spadały na podłogę, ilekroć w pobliżu spadał rosyjski pocisk. Ostrzał artyleryjski rozpoczął się kilka dni wcześniej i przybierał na sile wraz ze zbliżaniem się Armii Czerwonej. Było oczywiste dla wszystkich w bunkrze, nawet dla Adolfa Hitlera, że za dzień lub dwa Sowieci „zapukają do drzwi”.
Bombardowanie trwało, a Hitler miał przed sobą mapę, zwyczajną cywilną mapę, z zaznaczonymi drogami dojazdowymi do stolicy. Korzystał z niej, planując kontrnatarcie wojsk generała Walthera Wencka, który dostał rozkaz nadejścia Berlinowi z odsieczą. Hitler nie miał pojęcia, dokąd Wenck dotarł, ilu żołnierzy mu pozostało, a nawet, gdzie są Sowieci. Ale nadal starał się zachowywać pozory, nieustannie przestawiając oznaczniki na mapie, przesuwając je z miejsca na miejsce drżącymi palcami, zupełnie jak gdyby rozgrywał swoimi oddziałami partię szachów. Co rusz wykrzykiwał też rozkazy, ostrym tonem wydając komendy nie wiadomo komu. W swojej wyobraźni, bo w rzeczywistości już nie, Hitler nadal zwyciężał w wojnie z bolszewikami.
Rosyjskie wojska zamknęły pierścień okrążenia wokół Berlina trzy dni wcześniej. Sowieccy żołnierze mogli dostrzec przez lornetki polowe gmach Reichstagu, wielki, zwieńczony kopułą budynek niemieckiego parlamentu w samym sercu miasta. Gdzie indziej w Niemczech Sowieci spotkali się z Amerykanami nad Łabą, a Brytyjczycy nacierali ku granicy duńskiej, natrafiając po drodze na coraz słabszy opór. Za kilka dni, bez względu na to, co działo się w Berlinie, wojna miała się skończyć, a Niemcy mieli ponieść klęskę – po raz drugi w ciągu życia jednego pokolenia.
Ta porażka była nieuchronna. Generałowie Hitlera zawsze go ostrzegali, że tak się stanie, jeszcze przed wojną, kiedy analizowali siły armii brytyjskiej, francuskiej i sowieckiej podczas gier wojennych i dochodzili do wniosku, że niezależnie od tego, jak będą przebiegały walki, Niemcy ostatecznie skazane są na porażkę. Potwierdzali to ekonomiści, wskazując, że w Niemczech są nie najlepsze ziemie uprawne, i przypominając Hitlerowi, że ich krajowi brakuje zasobów mineralnych do prowadzenia długotrwałej kampanii zbrojnej. Hitler początkowo akceptował taki pogląd, argumentując w Mein Kampf, że walka z Brytyjczykami to błąd, którego należy się wystrzegać, a wojna na dwa fronty nigdy nie była dobrym pomysłem. Ale latem 1939 roku odrzucił własną ocenę sytuacji, a teraz cały kraj miał zapłacić za jego szaleństwo.
A jednak wciąż tliła się iskierka nadziei, przynajmniej w umyśle Hitlera. Dawno już stracił wiarę w innych dowódców, lecz wciąż pokładał trochę ufności w osobie generała Wencka. Ten ostatni miał odrzucić Rosjan i przebić korytarz w pierścieniu wokół miasta, otwierając drogę armii amerykańskiej na zachodzie. Postawa Amerykanów w zaistniałej sytuacji liczyła się najbardziej. Hitler wmówił sobie, że za nic nie dopuszczą, aby kulturalny kraj, taki jak Niemcy, wpadł w ręce bolszewików, jeśli tylko da się temu zapobiec. Amerykanie mieli udzielić Niemcom pomocy, o ile w taki sposób można będzie powstrzymać komunistów z dala od Europy.
Ale było to niewykonalne bez Wencka. Podobno jego wojska znajdowały się gdzieś w okolicach Poczdamu, nadal przebijając się w kierunku stolicy. Do czasu ich nadejścia Hitler mógł tylko bezczynnie wyczekiwać, obsesyjnie przestawiając znaczniki na mapie, gdy wokół spadały pociski, a od ich wybuchów trząsł się bunkier. Od czasu do czasu Hitler dyktował swojemu personelowi treść coraz bardziej gorączkowych depesz – „Gdzie jest Wenck? Co się dzieje z Dziewiątą Armią? Kiedy Wenck i Dziewiąta Armia przebiją się do Berlina?”4 – na które nie dostawał żadnej odpowiedzi. Nikt w bunkrze nie wiedział już tak naprawdę, co rozgrywa się w Niemczech.

***

Powyżej, na ulicach Berlina, toczyły się zaciekłe i gwałtowne walki, gdy Rosjanie nacierali w kierunku centrum miasta. Każdy sprawny Niemiec starał się ich zatrzymać. Berlińskie peryferia i większość dzielnic na przedmieściu już padły, lecz Niemcy nadal zawzięcie bronili serca stolicy wokoło Tiergarten i Bramy Brandenburskiej, nie chcąc złożyć broni. Hitler obiecał wcześniej, że odsiecz jest już w drodze, że czołgi i działa armii Wencka spieszą, by ocalić berlińczyków przed czerwoną zarazą. I Niemcy w centrum miasta z najwyższym trudem trzymali obronę, rozpaczliwie wypatrując przybycia wojsk Wencka. Walczyli jak obłąkani, nawet ci, którzy już nie wierzyli w żadne słowo Hitlera. Walczyli, ponieważ nie mieli innego wyjścia. Wiedzieli aż za dobrze, co się stanie, jeżeli poddadzą się Sowietom. Mężczyźni mieli zostać wywiezieni jako niewolnicza siła robocza do Związku Radzieckiego, gdzie pozostaliby do końca życia. Kobiety byłyby zbiorowo gwałcone jak tam, gdzie Sowieci już dopadali. Kapitulacja nic Niemcom nie dawała. A nawet gdyby chcieli się poddać, to naziści nie dopuściliby do tego. Fanatycy z SS i Hitlerjugend wieszali ludzi na latarniach albo rozstrzeliwali ich na miejscu, jeżeli tylko dostrzegali choćby wahanie. Niemcy w Berlinie znaleźli się między bardzo ciężkim młotem a nader twardym kowadłem.
Helmuta Altnera skłaniał do kontynuowania walki strach przed niewolą. Miał dopiero siedemnaście lat i nie chciał spędzić reszty życia w sowieckim obozie jenieckim. Został powołany do wojska pod koniec marca i przeszedł zaledwie czterodniowe przeszkolenie przed posłaniem go na front. Pewna dziewczyna chciała go ukryć, gdy maszerował na linię frontu, on jednak zbyt bał się kary, aby skorzystać z tej okazji. Zamiast tego poszedł w bój wraz z towarzyszami broni, z których większość od tamtej pory już zginęła. Altner zasłużył na miano weterana po udziale w zaciekłych walkach w ostatnich dwóch tygodniach. Wydawało mu się, że upłynęły wieki, a nie kilka dni, od chwili, kiedy dowódca jego batalionu obiecywał swoim żołnierzom zwycięstwo w ciągu dwudziestu czterech godzin. Dowódca ten wystąpił wtedy i przemówił do podwładnych na pozycji tuż za linią frontu:
Hitler wydał rozkaz: „Utrzymajcie się przez następną dobę, a wtedy nastąpi wielka zmiana w działaniach wojennych! Odwody nadchodzą. Nadciąga Wunderwaffe. Działa i czołgi tysiącami wchodzą do walki. Utrzymajcie obronę jeszcze przez dwadzieścia cztery godziny, towarzysze broni! Zawieramy pokój z Brytyjczykami. Podpisujemy pokój z Amerykanami. Armaty milkną na froncie zachodnim. Zachodnia armia maszeruje, żeby wesprzeć was, dzielnych wojowników frontu wschodniego. Tysiące Brytyjczyków i Amerykanów wstępuje ochotniczo w nasze szeregi, aby odeprzeć bolszewików. Setki brytyjskich i amerykańskich samolotów stoją w gotowości, by wziąć udział w batalii o Europę. Wytrzymajcie jeszcze dwadzieścia cztery godziny, towarzysze moi. Churchill jest w Berlinie i prowadzę z nim rokowania”5.
Wszystko to były pobożne życzenia. Winston Churchill wcale nie przybył do Berlina i nikt nie nadciągał na odsiecz obrońcom niemieckiej stolicy. Z tego, co wiedział Altner, w Berlinie mogło nie być nawet Hitlera. Jedyną rzeczywistość stanowił nieustanny ostrzał artyleryjski, prowadzony przez Sowietów z zachodnich przedmieść, i grzechot karabinów maszynowych, który rozległ się owego dnia o świcie, gdy czerwonoarmiści zaczęli przedzierać się przez okolice Stadionu Olimpijskiego ku koszarom w Ruhleben. Altner przebudził się o zmroku na odgłos zbliżającej się strzelaniny i od razu ruszył do walki. Chwytając karabin i kilka zasobników z amunicją, wybiegł, by się rozeznać w sytuacji. Ale w ciemnościach było to niemożliwe. Pewne było tylko to, że zaatakowano równocześnie z różnych stron i wszędzie wokół zapanował chaos.
Niemcy zdołali po pewnym czasie zatrzymać Sowietów, choć dopiero wówczas, gdy opanowali oni Stadion Olimpijski. Walki ustały na chwilę przed brzaskiem, kiedy obydwie strony umacniały się na zajmowanych pozycjach. Rosyjski czołg pojawił się tuż przed świtaniem, a Altner zamarł ze strachu, gdy ta dudniąca machina zatrzymała się przed jego okopem. Nie zauważył białej flagi na czołgu i pomyślał, że nadeszła jego ostatnia chwila. Ale z czołgu wyłoniła się czyjaś głowa, a Rosjanin przez głośnik wezwał Niemców do złożenia broni:
– Będziecie dobrze traktowani, a gdy tylko skończą się walki, odejdziecie wolni do swoich domów. Żołnierze! Dalsza walka nie ma sensu. Chcecie zginąć w ostatnich godzinach tej przegranej wojny?

 
Wesprzyj nas