Tajemnice, sekrety, zdrady. Oto prawdziwa historia Elżbiety II. Z okazji okrągłych 90. urodzin królowej możecie poznać najciekawsze fakty z życia królowej.


Elżbieta II. O czym nie mówi królowaW młodości nieśmiała i zamknięta w sobie, ale też atrakcyjna jak pin-up girl i zdyscyplinowana jak żołnierka. Zna się na koniach jak mało kto i zawsze wie, na którego postawić.

Nie znosi braku punktualności, herbatę pije w porcelanie tylko jednego producenta, a dla monarchii była gotowa poświęcić szczęście ukochanej siostry. Jej powiernikami byli ukochana niania i Winston Churchill. Nigdy nie miała być królową. Elżbieta II.

Co skrywa jej wiecznie opanowane oblicze? Doświadczony autor, były dziennikarz BBC i korespondent w Londynie, Marek Rybarczyk, z werwą i polotem rysuje pełen niuansów portret jednej z najbardziej znanych, a jednocześnie skrytych postaci współczesnej historii. Kobiety uwielbianej przez miliony Brytyjczyków i znanej na całym świecie. Władczyni, która stała się symbolem wielkiego niegdyś imperium i która żelazną ręką wprowadziła w XXI wiek ród Windsorów, pokonując liczne wewnętrzne i medialne burze.

Była pierwszą matką w rodzie, której podczas porodu nie obserwował dyskretnie minister rządu ani arcybiskup. Przetrwała dotychczas dwunastu premierów, sześciu biskupów i pamięta aż siedmiu papieży. Uwielbia hazard i konie. Grała na wyścigach tak ostro, że już w latach 1954-1957 znalazła się na szczycie listy hazardzistów, którym udało się zgarnąć rekordową pulę. Doskonale radzi sobie za kierownicą. Uwielbia jeździć jeepem. Kiedy wyjątkowo sama zapłaciła za herbatę -o sensacyjnym wydarzeniu informowały wszystkie gazety. Nigdy nie skończyła studiów. Korzysta z laptopa i posiada smartfona.

To tylko kilka z całego mnóstwa faktów z życia królowej, które wytropił Marek Rybarczyk.

Marek Rybarczyk – dziennikarz, korespondent, podróżnik, ekspert w dziedzinie kultury i historii Wielkiej Brytanii. Przez 12 lat był publicystą „Przekroju” i „Newsweeka”, gdzie opublikował m.in. serię artykułów o brytyjskiej rodzinie królewskiej, przez 10 lat korespondent „Gazety Wyborczej”. Publikuje w „Focus Cywilizacja i Historia” i „Polityce”. Autor bestsellerowej książki Tajemnice Windsorów (2013). Polak, ale także Brytyjczyk. Cynik patrzący z dystansem na oba narody. Uwielbia kuchnię indyjską i koty. Mieszkał m.in. w New Delhi i Szanghaju.

Marek Rybarczyk
Elżbieta II. O czym nie mówi królowa?
Wydawnictwo Znak
Premiera: 11 kwietnia 2016

Elżbieta II. O czym nie mówi królowa

Konie i psy

Dzieciństwo w sztywnej atmosferze pustych pałacowych wnętrz rozweselały zwierzęta. Do ulubieńców Elżbiety należały konie i psy. Instruktor jazdy konnej Horace Smith wspomina fascynację przyszłej królowej hodowlą koni. „Myślę, że to najbardziej interesowało Elż­bietę jako dwunastolatkę – stwierdza Smith. – Kiedyś zwierzyła mi się, że mogłaby żyć w wiejskim dworku otoczona gromadą psów i koni”. Konie stały się dla Elżbiety swoistą obsesją. „Pokoje i korytarze rezydencji przy 145 Piccadilly Street, a potem pałacu Buckingham wypełniły rozmaite końskie obrazy, rzeźby i bibeloty” – pisze Ben Pimlott.
Drugą pasją dziewczynek były psy. W gazetach pojawiły się wówczas zdjęcia tłustych jak parówki corgi i ich opiekunek Elżbiety i Małgorzaty. Powstała nawet książeczka Our Princesses and Their Dogs [Nasze księżniczki i ich psy]. Kiedy Elżbieta była już królową, brytyjska prasa zawsze poświęcała mnóstwo miejsca jej końskiej pasji. Regularnie publikowała fotografie królowej w chustce na głowie pomykającej na rumaku w Sandringham, Windsorze lub Balmoral, przy okazji narzekając nieśmiało na brak hełmu i zły przykład, jaki daje królowa. Najwyraźniej jednak jako „źródło prawa” królowa nie musi się aż tak bardzo przejmować jego respektowaniem.

Gdzie jest królowa?

Ustalenie, gdzie znajduje się monarchini, nie jest oczywiście możliwe bez znajomości jej planu wizyt, często przygotowywanego z dwuletnim wyprzedzeniem. W normalnym tygodniu jednak, kiedy królowa nie wypuszcza się w dalsze podróże, od poniedziałku do piątku przez większość czasu przebywa w sercu Londynu, w pałacu Buckingham. Na weekendy wyjeżdża z reguły do Windsoru. Spędza tam także cały miesiąc w okolicach Wielkanocy i tydzień w czerwcu, kiedy pasjonuje się gonitwą końską na torze w Ascot, zaledwie dziesięć kilometrów od zamku. W posiadłości Sandringham monarchini gości od Bożego Narodzenia do lutego, a w Balmoral w Szkocji – od sierpnia do września. Właśnie tam zastała ją ponad osiemnaście lat temu wiadomość o śmierci Diany. Królowa ma ogromny sentyment do Szkocji, bo jej matka, córka szkockiego hrabiego Strathmore i angielskiej arystokratki, wychowała się w pobliskim zamku Glamis (koło Dundee). Kiedy monarchini przebywa z oficjalnymi wizytami w Szkocji (i przez tydzień w lipcu), zatrzymuje się w pałacu Holyroodhouse w Edynburgu. Gdy wyrusza w dalszą podróż, nawet na Kontynent, zachowuje się trochę jak jej ulubiony bohater kryminałów Herkules Poirot – stara się zabrać ze sobą choć odrobinę domowego luksusu: ma w bagażu wodę Malvern, szkockie ciasteczka i marmoladę pomarańczową. Nie zapomina także o ulubionym puchowym jaśku.
Jest rzeczywiście dziwna. Trochę jak Herkules Poirot, bohater jej ulubionych powieści Agathy Christie. Niższa, niż się może wydawać – pięć stóp i cztery cale (czyli sto sześćdziesiąt dwa centymetry). Tak jak belgijski detektyw uwielbia równo pokrojone jarzyny – marchewki, ziemniaki i buraczki. Także frytki muszą wyglądać jak rekwizyty na lekcję geometrii. Na rybie kawałek równiutko ułożonej zieleniny. Wszystko musi być akuratne, zapięte na ostatni guzik. Zawsze zwraca uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Porządek ją odpręża. Dowolność i nieład irytują.
Kiedy budzi się około 7.30, dostaje do łóżka płatki i herbatkę darjeeling z mlekiem krów rasy jersey z okolic zamku Windsor. Potem kąpie się w żeliwnej wiktoriańskiej wannie, do której służba wlewa wodę o temperaturze 32–35 stopni Celsjusza. Kiedy chwilę później – około 8.30 – je śniadanie z mężem, prawie nie rozmawiają. Słucha BBC Radio 4 i przegląda gazety wyprasowane przez służbę (by nie brudziły palców).
Sama do bólu obowiązkowa i zasadnicza, nie znosi niepunktualności innych. Gdy mimo rajdu przez zakorkowany Londyn kiedyś spóźnił się do niej wuj Louis Mountbatten, powiedziała: „Dotarłeś w końcu? No to spotkamy się innym razem”. Zakręciła się na pięcie i wyszła.

Życie z ciężarkami

Jej żakiet i kapelusz dyskretnie obciążają ołowiane ciężarki chroniące garderobę monarchini przed nagłymi podmuchami wiatru. Chociaż się uśmiecha, robi wrażenie znużonej i nieobecnej. „Po krótkim spotkaniu można ją uznać za kogoś z innego świata, równie dobrze mogłaby przybyć z Marsa” – podkreśla jej biograf Anthony Holden.
Macha do tłumu niedbale, jakby odkręcała żarówkę. Wciąż ćwiczy stanie godzinami podczas oficjalnych imprez. To z niego składa się większość jej życia. Z wiekiem to właśnie okazuje się najtrudniejszym zadaniem.
Przebiera się średnio cztery–pięć razy dziennie. Jej plan dnia jest bardziej precyzyjny niż harmonogram amerykańskiego prezydenta. Liczy się każde pięć minut – w przeciwnym razie wszystko może się posypać. A królowa nie cierpi łamania protokołu. Niewidzialne zasady kształtują dni jej monarszej służby. Musi pamiętać, by przy zakąsce rozmawiać z sąsiadem z prawej strony, a przy daniu głównym z sąsiadem z lewej. Deser to czas, kiedy wolno jej pogawędzić jednocześnie z obu kompanami.
Mówi zresztą niewiele. Tak by nie powiedzieć niczego kontrowersyjnego czy konkretnego, co można by zacytować jako jej opinię (tylko w gronie zaufanych doradców i dam dworu stać ją na niezłośliwe ploteczki).

Zagubiona w ogrodach

Wiek robi swoje. Wolniej się porusza, szybciej męczy. Nie zdradzą tego oficjalne fotografie, takie jak portret z okazji osiemdziesiątych ósmych urodzin z kwietnia 2014 roku. Autor, słynny David Bailey, zachował się wobec swojego obiektu tak jak kiedyś nadworni malarze królów. Sędziwa monarchini uśmiecha się niczym dobrotliwa babunia. Siwiutkie włosy, kremowa garsonka i perły. Ot, nasza kochana królowa nadal w świetnej formie. Jej matka dożyła prawie stu dwóch lat.
Ale takie fotografie serwowane przez biuro prasowe to dworskie landrynki dla mediów. Zdjęcia królowej wykonane ukradkiem przez fotoreporterów ukazują zmęczoną twarz i tragedię przemijania, która dotyka nawet monarchów. Bycie królową staje się coraz trudniejsze z tysiąca powodów. Ile lat można żyć pod stałą obserwacją kamer i aparatów oraz dziennikarzy analizujących każdy krok, potknięcie, grymas twarzy?
Światowe media ostrzą pazury na kolejny wielki kryzys w domu Wind­sorów, chorobę królowej, abdykację na rzecz Karola. Dziennikarka BBC podała nawet przez pomyłkę na Twitterze mocno przedwczesną wiadomość o śmierci królowej. Wcześniej, jesienią 2014 roku, rekord pobił amerykański „The Epoch Times”. Tabloid napisał, że chora Elżbieta II zgubiła się podczas samotnego spaceru w pałacowych ogrodach – niczym ogrodnik Chance w końcowej scenie filmu Wystarczy być. Podobno kiedy znalazła ją służba, robiła wrażenie zdezorientowanej. Z kolei według rewelacji „The Globe Magazine” Elżbiecie zdarzyło się pomylić swojego syna Karola z mężem Filipem, a raz w rozmowie zdradziła się, że nie pamięta ślubu Williama i Kate. Wniosek? Monarchini choruje na alzheimera.
Wszystko to okazało się sensacją wyssaną z palca. Pewne jest jednak coś innego: trwająca od roku 1952 epoka Elżbiety II dobiega końca. Na początku września 2015 roku Elżbieta pobiła rekord długości panowania królowej Wiktorii. W 2016 roku obchodzi – formalnie w kwietniu, oficjalnie w czerwcu – dziewięćdziesiąte urodziny. Jest także najstarszym władcą w dziejach Wielkiej Brytanii – ten rekord pobiła jeszcze w 2007 roku.

Poród z ministrem

Elżbieta Aleksandra Maria Windsor przyszła na świat o 2.40, w nocy z 20 na 21 kwietnia 1926 roku, w obecności ministra spraw wewnętrznych Williama Joynsona-Hicksa, oderwanego od pilnych zadań w środku kryzysu i w przededniu fali strajków. Była ostatnim potomkiem Windsorów, którego przyjście na świat nadzorowały władze (chodziło o zapobieżenie podmianie niemowlęcia; w XVII wieku takie zdarzenie wywołało kryzys, był to tak zwany spisek wanienkowy). Potem tę tradycję zarzucono. Poród cechowały „pewne komplikacje”. Tą oficjalną formułą określano wówczas narodziny za pomocą cięcia cesarskiego (mogło to zadecydować o tym, że Elżbieta została królową, ale wrócimy do tego za chwilę). Urodziła się pod znakiem Byka. Jest zatem, jeśli wierzyć horoskopom, zmysłowa, dobrze zorganizowana i bardzo uparta.
Początkowo była daleko – na trzecim miejscu – w kolejce do tronu: za stryjem księciem Edwardem (przez bliskich nazywanym Davidem) i własnym ojcem księciem Albertem. „Wczoraj przy 17 Bruton Street w Mayfair urodziła się dziewczynka, która ma szansę zostać królową Anglii” – pisała wówczas jedna z londyńskich bulwarówek. Poważne gazety bały się tak daleko idących spekulacji, ale w środku kryzysu narodziny królewskiego potomka wywołały spore zainteresowanie. Choć szanse Elżbiety na tron były dość mizerne. Wkrótce mogła spaść na dalszą pozycję, gdyby jej rodzicom urodził się syn. Do tego jej młodziutki, atletyczny i bardzo przystojny wuj Edward wyglądał na kogoś, kto – kiedy się ustatkuje – doczeka się gromadki własnych dzieci. Każde z nich miałoby pierwszeństwo do tronu przed Elżbietą.
Dwudziestego dziewiątego maja w pałacu Buckingham odbyła się ceremonia chrztu wodą z rzeki Jordan. Niemowlę otrzymało imiona Elżbieta, Aleksandra i Maria – po matce, prababce i babci. Królowa Wiktoria wyraźnie żądała, aby dziewczynki w bezpośredniej linii dziedziczenia nosiły także jej imię. Jerzy V uznał jednak, że prawdopodobieństwo, iż Elżbieta zasiądzie na tronie, jest tak małe, że zgodził się, by tym razem odstąpić od tradycji. Po niemal siedemdziesięciu latach panowania Elżbiety II trudno uwierzyć, że jej dziadek był aż tak mało przewidujący.
Dziecko od razu trafiło w czułe objęcia niańki Clary Cooper Knight (znanej jako Allah) i dziadków – króla Jerzego V i jego żony Marii. Rodzice, choć potrafili Elżbietę rozpieszczać, zbyt często mieli ważniejsze obowiązki. Wyrosła na dziecko zamyślone, za bardzo skupione na sobie i akuratne. „Lilibet jest trochę dziwna” – wyzna parę lat później jej ojciec, zakochany w rozbrykanej młodszej córce Małgorzacie.

Enigma Windsorów

Ludzie, którzy spotkali królową, mówią, że robi wrażenie postaci przeniesionej z przedwojennej Anglii. Zawsze uprzejma, z ulizaną fryzurą i z torebką. Ubrana jak typowa starsza pani, często w chustce. Ot, leciwa prowincjuszka, która wpadła do Londynu na dwudniową wycieczkę z dworku na wsi w jednym z podstołecznych hrabstw.
Często jest smutna, zamyślona, nawet chłodna i nieco zgryźliwa. Może dlatego, że wyszła za księcia Filipa, w którym się zakochała, mając zaledwie trzynaście lat, a na którym potem tak się zawiodła? Może zna zbyt wiele tajemnic Windsorów i sekretów brytyjskiego państwa? Może jest przepracowana i znudzona wiecznymi oficjałkami, kąciki ust bolą ją od wymuszonego uśmiechu, a dłoń od ściskania dłoni setek obcych ludzi? A może wcale nie chodzi o to, tylko o coś zupełnie innego, bardzo ludzkiego: w pałacu Buckingham usługują jej tabuny służących i doradza tuzin ekspertów, ale nie ma szans na odrobinę prawdziwego, bezpośredniego kontaktu? Król biografów królowej Robert Lacey przyznaje, że Elżbieta stanowi zagadkę nawet dla swojego męża i dzieci. Dla wielu brytyjskich poddanych ich monarchini ukryta w pałacu Buckingham to przedmiot nie zawsze zdrowej fascynacji. Choćby chwila spędzona z królową to marzenie życia.

 
Wesprzyj nas