Różnorodne historie z podróży po Ameryce Łacińskiej przywieźli do Polski dziennikarze Maria Hawranek i Szymon Opryszek. Spisali je w książce „Tańczymy już tylko w Zaduszki”.


Tańczymy już tylko w ZaduszkiAmeryka Środkowa i Południowa goszczą na łamach polskiej prasy tylko wtedy gdy zdarzy się jakieś nieszczęście. Huragan, katastrofa samolotu, strzelanina na tle mafijnych porachunków – to najczęstsze powody obecności Kolumbii, Wenezueli czy Meksyku na łamach gazet. Maria Hawranek i Szymon Opryszek, autorzy książki „Tańczymy już tylko w Zaduszki” obiecują czytelnikom we wstępie portret Ameryki Łacińskiej bez stereotypów.

„Z perspektywy Starego Kontynentu ten region świata wydaje się tylko niebezpieczny, biedny i egzotyczny. Czy Europę też potrafilibyśmy opisać za pomocą trzech przymiotników?” – pytają retorycznie. Jednak obietnicę niestereotypowego spojrzenia udaje się im spełnić tylko częściowo.

Podejmując tradycję polskiej szkoły reportażu autorzy za punkt wyjścia do każdego z piętnastu tekstów opublikowanych w książce przyjmują bliskie spotkanie z drugim człowiekiem. Swoich rozmówców poszukują w małych wioskach i prowincjonalnych miasteczkach, kolekcjonują ich przemyślenia, poznają otoczenie, w którym ci ludzie żyją. Historie opowiadane przez Marię Hawranek i Szymona opryszka to kadry z dalekich krajów, uchwycona piórem codzienność i sporo ciekawostek spisanych z werwą, lekkim, potoczystym językiem.

„Tańczymy już tylko w Zaduszki” stanowi tematyczny miszmasz mający za spoiwo wspólny obszar geograficzny. Mamy tutaj między innymi opowieść o górnikach pracujących w warunkach urągających ludzkiej godności, po przeczytaniu której chyba każdej kobiecie odechce się nosić złotą biżuterię, opis szamańskich praktyk leczniczych wciąż uskutecznianych w Peru, wizytę na bardzo gęsto zaludnionej wyspie i panoramę kłopotów z jakimi borykają się jej mieszkańcy, a także odwiedziny w mieścinie założonej w paragwajskiej dżungli przez niemieckich kolonistów 23 sierpnia 1887 roku.

Czytelnik ogląda pojedyncze elementy układanki zatytułowanej Ameryka Łacińska

Czytelnik ogląda więc pojedyncze elementy układanki zatytułowanej Ameryka Łacińska, z których nie wyłania się spójny obraz jakoś szczególnie odbiegający od stereotypów. Bieda, brak cywilizowanej opieki medycznej, przestępczość i prawo niewiele się od niej różniące – wszystkie te elementy pojawiają się w opublikowanych reportażach w mniejszym lub większym natężeniu. Robert Wiśniewski

Szymon Opryszek (ur.1987), reporter, publikuje m.in. „Dużym Formacie” i „Tygodniku Powszechnym”. Mieszkał w Afryce i na Kaukazie, ostatnio eksploruje Amerykę Łacińską. Najbardziej interesują go państwa upadłe.
Maria Hawranek (ur.1987), reporterka i hispanistka, współpracuje m.in. z „Wysokimi Obcasami” i „Dużym Formatem”. Najchętniej pisze o Ameryce Łacińskiej. Absolwentka UJ i Universidad de Sevilla. 
Autorzy zostali wspólnie nominowani do Stypendium Newsweeka T.Torańskiej (2015) i nagrody Blog Roku w kategorii Podróże (2014) za projekt Intoamericas.

Szymon Opryszek, Maria Hawranek, Tańczymy już tylko w Zaduszki, Wydawnictwo Znak,
Premiera: 2 marca 2016

kup książkę

Tańczymy już tylko w Zaduszki

Szymon Opryszek, Maria Hawranek
Tańczymy już tylko w Zaduszki
Wydawnictwo Znak
Premiera: 2 marca 2016

Wstęp

„Zatrzymaj się. Oto obok ciebie jest inny człowiek” – pisał Ryszard Kapuściński. Podróżowaliśmy po Ameryce Łacińskiej w poszukiwaniu historii tych, którzy żyją obok. Na peryferiach czasu, przestrzeni i stereotypów. Z perspektywy Starego Kontynentu ten region świata wydaje się tylko niebezpieczny, biedny, egzotyczny. Czy Europę też potrafilibyśmy opisać za pomocą trzech przymiotników?
Z premedytacją zatrzymywaliśmy się w miejscach, które w ogóle nie kojarzą się z Ameryką Łacińską. U boliwijskich menonitów, którzy z wyboru obywają się bez prądu i innych zdobyczy cywilizacji. U Kolumbijczyków, którzy tłoczą się na najgęściej zaludnionej wyspie świata. U ostatniego lodziarza w Ekwadorze, którego ojciec wypowiedział wojnę lodówkom. U nielegalnych górników, którzy szukają nadziei w błotach tropikalnych lasów.
Staraliśmy się zrozumieć, co składa się na ich normalność. Towarzyszyliśmy im w codzienności i szukaliśmy odpowiedzi na proste pytania. Co znaczy śmierć w umierającej wiosce w Ekwadorze? A słowo „Żyd” w aryjskiej kolonii w Paragwaju? Jak rodziny z kolumbijskich gór radzą sobie ze świadomością, że ich krewni za chwilę stracą pamięć?
Zapraszamy Państwa do lektury reportaży o społecznościach, które żyją poza głównym nurtem wydarzeń. Czy ich opowieść jest przez to mniej ważna?

KOLUMBIA
Mój tato jest głupiutki

Zło wyszło z miasta Angostura. Było w korze zatrutych drzew, złym spojrzeniu, przekleństwie czarownika, uroku rzuconym przez zdradzone kobiety. A nawet w słowach księdza. Wściekły na parafian La Cedenii, miał powiedzieć: „Bóg ukarze was chorobą”. I tak się stało. Nazywali to szaleństwem. Głupotą. Niektórzy bali się, że jest zaraźliwa, i zatrutych zostawiali samym sobie. Inni sadzali ich sztywno na krześle i przywiązywali paskiem do drewnianego oparcia. Czasem zatruci i tak spadali. Siniaki długo nie chciały się goić. Bywało, że do śmierci.
Mogło zacząć się od tego, że zapominali, po co przyszli do pokoju. María, gospodyni domowa, zastanawiała się, do czego służy palnik. Położyła na nim dłoń i zdziwiła się, że parzy. Murarz Gustavo przyglądał się szpachli z zaciekawieniem. Umówione spotkania wylatywały mu z głowy, tak jak twarze nowo poznanych ludzi. Dla niepoznaki witał się z nimi z przesadną wylewnością.
„Chodź, pokażę ci obraz ojca Marianito. Wygrałam na loterii, wiesz?”, powtarzała María każdemu, kto zaszedł do ich domu. Wciąż domagała się jedzenia, przekonana, że wyrodna córka jej nie karmi. „Jogurt to nie śniadanie!”, grzmiała. Z przejedzenia wymiotowała. Zawsze delikatna, teraz klęła jak szewc. Gryzła. Gustavo wychodził na spacery, które nie miały początku ani końca. Wciąż pytał siostrę, jak jej na imię. Aura. „Świt, jak ładnie”, cieszył się.
Przeklętych jest 5 tysięcy, należą do rozległej rodziny.
W XVIII wieku założył ją przybysz ze wschodniej Europy, który do Antioquii, górzystego regionu Kolumbii, przywiózł ze sobą zły gen. Zawsze dziedziczy go połowa dzieci. To on sprawia, że po czterdziestce zaczynają zapominać, kim są. Dziesięć lat później pogrążają się w niebycie. Na razie wadliwy gen oznacza wyrok.

 
Wesprzyj nas