W powieści „Zazdrośnice” Eric-Emmanuel Schmitt za pomocą prostej fabuły ukazał cały wachlarz problemów z jakimi borykają się współczesne rodziny. To książka zaskakująca pod wieloma względami.


ZazdrośnicePierwsze strony „Zazdrośnic” zaskakują niemile. Co za banał – pomyślałam po ich przeczytaniu. Schmitt tym razem sięgnął po formułę pamiętnika zatem czytelnik zapoznaje się kolejno z wpisami sporządzonymi przez bohaterki: Anouchkę, Julię, Raphaëllę i Colombe – cztery przyjaciółki. Dziewczęta są nastolatkami, Schmitt pisze więc w ich imieniu o rozterkach związanych z wyglądem, codziennych zajęciach czy też stosunku do rodziców.

Pisarz, obecnie pięćdziesięciosześcioletni, na przemian popada w ton przesadnie trzpiotowaty albo nadmiernie filozoficzny, zupełnie nieadekwatny dla dojrzewających dzieciaków. Nie jest wiarygodną nastolatką dlatego trudno jest na początku tej historii uwierzyć, że uchyla nam drzwi do dziewczęcego świata – do czasu. Sytuacja zmienia się, gdy zaczyna pisać o uczuciach i ich interpretacji. W tym jest naprawdę dobry.

Historia, którą opowiada jest prosta i stara jak świat. Przyjaciółki „od serca, na zawsze” poróżniły się z powodu chłopaka. Choć wierzyły, że przyjaźń jest wieczna, to łączące ich więzi zostały mocno nadwątlone, gdy Raphaëlle zaczęła korespondować z chłopakiem, z którym wcześniej spotykała się Julia. Ów główny wątek stanowi jednak jedynie oś, na której Schmitt osadził cały wachlarz problemów z jakimi borykają się współczesne rodziny. Bardzo silnie zaznaczony jest tutaj motyw kryzysu wzorców i postaw, braku oparcia, którego młodzież nie znajduje ze strony rodziców ani innych członków rodziny zajętych swoimi sprawami.

Schmitt opisuje społeczeństwo francuskie, w którym z roku na rok przybywa rodzin o zagmatwanej historii, rodziców co chwilę zmieniających partnerów, przekonanych o tym, że najważniejsze jest własne zadowolenie. W „Zazdrośnicach” Schmitt pokazał w jaki sposób to liberalne postępowanie odbija się na dzieciach, od których oczekuje się, że będą bardziej dojrzałe i tolerancyjne od samych rodziców. Zagubione dziewczynki nie potrafią zdefiniować na czym polega miłość. Przyglądając się małżeństwu dziadków jednej z przyjaciółek próbują dociec czy mają do czynienia z uczuciem czy z dziwactwami emerytów. Wywołuje to przygnębiające odczucia.

Schmitt ma w zwyczaju pozostawiać czytelnika z bogactwem tematów do rozważań

W miarę rozwoju akcji przybywa pytań bez odpowiedzi. Schmitt ma w zwyczaju pozostawiać czytelnika z bogactwem tematów do rozważań. Czytając „Zazdrośnice” z łatwością można pomyśleć, że współczesne relacje międzyludzkie zmierzają w naprawdę złym kierunku, a odwieczne problemy w scenografii najnowszej epoki wcale nie wydają się mniej dramatyczne – choć teoretycznie powinny, bo tak wiele pokoleń przed nami już je przerabiało, a dodatkowo mamy dostęp do niezmierzonych zasobów wiedzy zgromadzonych przez naszych przodków. Niestety, Schmitt ukazuje zastanawiającą prawidłowość: wciąż popełniamy te same błędy, nabieramy się na te same sztuczki i cierpimy z tego powodu. Wanda Pawlik

Eric Emmanuel Schmitt, Zazdrośnice, Przekład: Łukasz Müller, Wydawnictwo Znak, Premiera: 17 lutego 2016
kup książkę

Zazdrośnice

Eric Emmanuel Schmitt
Zazdrośnice
Przekład: Łukasz Müller
Wydawnictwo Znak
Premiera: 17 lutego 2016

Pamiętnik Colombe

Lucas…
Dlaczego my, dziewczyny, mamy taką obsesję na punkcie chłopaków? Czy my tak samo ich absorbujemy? Czy są równie wrażliwi na najdrobniejszą przygodę, którą przeżywają?
Lucas…
Jakiś kamień uwiera mnie w żołądku. Zdecydowanie za mocno kocham Lucasa, mam go pod skórą, jest zanurzony we mnie. To inwazja tyleż podniecająca, co nieznośna. Ogarniają mnie fale gorąca, a po chwili dygoczę, czuję się porzucona, samotna, zagubiona. Momentami jestem szczęśliwa, a potem nagle wszystko wali się bez powodu.
Mam napady szaleństwa i napady zdrowego rozsądku. Raz rządzi mną serce, a raz rozum: miedzy jednym a drugim nie byłoby żadnego związku, gdyby nie ta marionetka Colombe, która mówi o sobie „ja”.
Czy Lucas mnie pokocha?
Znam tylko skrajności: przechodzę od przekonania, że „wszystko to jego wina” do „wszystko to moja wina”. Nie znoszę niuansów.
Gdy wiem, że Lucas jest w Paryżu, pochłania mnie całkowicie, kryje się na ulicy, którą badam wzrokiem, w tłumie, który obserwuję, w kawiarni, do której wchodzę, ale również w mojej głowie, w moich zamiarach, wspomnieniach, w moim brzuchu, w moich marzeniach… Przeniknął wszędzie, jest we mnie, odstąpiłam mu każdą przestrzeń. Czasami wyobrażam sobie, że unosi się nawet w powietrzu, którym oddycham, bo szukam w nim jego zapachu. Nie ma go tam? Nie może być jednak daleko, bo ten wietrzyk go pieścił, pamięta go, zaprowadzi mnie do niego, a tymczasem łączy nas ze sobą.
Przez niego cały czas się boję. Boję się, że go zobaczę – bo wtedy przerażenie zwala mnie z nóg – i, że go nie zobaczę. Nie ma już pustych miejsc, jedynie miejsca magnetyczne, mgliste, niebezpieczne, które Lucas nawiedza, zanim jeszcze się w nich pojawi.
Często wstrzymuję oddech, bo mam nadzieję, że dzięki mojej energii on się ukaże. Ale nie! Duszę się i robię się purpurowa na twarzy, przez co wpadam w zły nastrój.
Pasjonuje mnie nawet jego obojętność. Kiedy Lucas mnie nie widzi, rozkoszuję się nieznośnym, cudownym wrażeniem… Cudownym, bo mogę się skupić na jego ramionach, jego lekkim chodzie, jego nonszalanckich nogach, przypatruję się jego plecom, talii, pośladkom: jego brak zainteresowania mną sprawia, że należy do mnie, jest cały mój. Nieznośnym, bo samotność zadaje mi śmiertelny cios, osuwam się po ścianie, o którą się opieram, tracę przytomność, umieram.
Czy Lukas pokocha mnie pewnego dnia?
Dziś wieczorem położę się spać w swetrze, który mi podarował i przycisnę do uszu słuchawki, których u mnie zapomniał.
(…)

Pamiętnik Colombe

Przespałam się z Hugo.
Tak, wiem, w moim zachowaniu nie ma za grosz konsekwencji, bo jestem zakochana w Lucasie i oficjalnie podrywana przez Mehdiego.
Mimo to kochałam się.
To bez znaczenia. A właściwie tak, pierwszy raz ma bardzo duże znaczenie, za to Hugo nie.
Znam go od przedszkola, chodziliśmy razem do podstawówki, jest dla mnie jak brat.
Chociaż poszedł do liceum technicznego, wciąż się widujemy. Oczywiście zauważyłam, że przestał być dzieckiem, że ma metr osiemdziesiąt pięć, rozmiar buta 46 i podoba się dziewczynom. Jasne, opowiedział mi o swoich poprzednich przygodach, z Olivią i Stéphanie, ale ja nadal widziałam w nim smarkacza, którego znałam od zawsze, dlatego wydawało mi się, że między nami, ze względu na wspólnie spędzone dzieciństwo, nigdy nie może dojść do niczego o charakterze seksualnym.
Właśnie z tego powodu nie miałam się na baczności. Pozwoliłam mu dziś po południu przyjść do mojego pokoju. Wyciągnęliśmy się na łóżku i opowiadaliśmy sobie o swoich przygodach, marzeniach, pragnieniach i rozczarowaniach. Delikatnie naśmiewaliśmy się z siebie nawzajem, dobrze się bawiliśmy i w pewnym momencie przeturlaliśmy się, jedno na drugie. On pocałował mnie w szyję, ja parsknęłam śmiechem, protestując, że powinien zachować powagę, a potem lekko ugryzłam go w płatek ucha. Jego wargi prześlizgnęły się w stronę moich, najpierw nieśmiało, więc go zachęciłam. Zrobił się odważniejszy, a wtedy powiedziałam sobie w ciągu ułamka sekundy, że ulegamy ryzykownej pokusie…
Było już jednak za późno…
Przez cały czas śmialiśmy się. Być może dlatego, że chcieliśmy wierzyć, że to żarty. A może dlatego, że chichotanie było sposobem na przypomnienie sobie przeszłości, podczas gdy posuwaliśmy się w kierunku nieznanej teraźniejszości.
Stało się. Krwawiłam, ale mnie nie bolało. Hugo zachował się bez zarzutu. Był miły, wspaniałomyślny, uprzedzał moje pragnienia i troszczył się, żeby mój pierwszy raz dostarczył mi przyjemnych wspomnień.
Dziś wieczorem wykończona i rozanielona, mruczałam podczas kolacji jak kot, do tego stopnia, że rodzice podśmiewali się ze mnie i nagle zapytali:
– No co, Colombe, zakochałaś się?
Zdumiałam się, słysząc własną odpowiedź:
– Nawet nie…
Prawda wygląda tak: nie jestem zakochana w Hugo, trochę w Lucasie i troszkę w Mehdim, ale delektuję się szczęściem bycia kobietą.

 
Wesprzyj nas