Miejsca, ludzie i zdarzenia przeplatają się na kartach książki „Kroniki zakopiańskie” Macieja Krupy. Ta publikacja to subiektywny wybór opowieści z historii Zakopanego i Tatr, ilustrowanych zdjęciami archiwalnymi i współczesnymi.
Andrzej Ziemilski, autor znanej wszystkim miłośnikom Tatr książki „Cud na Kasprowym” napisał: „Zakopane jest anegdotą, opowieścią bez początku i bez końca, poskładaną mniej więcej tak, jak uskładane bywają drewniane ruskie zabawki-babuszki: bajecznie kolorowe, tkwiące jedna w drugiej, od maleńkich do ogromnych”. Ów cytat przytacza Maciej Krupa we wstępie do „Kronik zakopiańskich” podkreślając trafność tego opisu. Jej poświadczeniem jest też cała zawartość książki napisanej przez Krupę: to zbiór opowieści, esejów opisujących minione dzieje Zakopanego, wydarzenia z udziałem jego mieszkańców i bywalców. Zbiór anegdot, gawęd i historii prawdziwych, ale tak barwnych, że każda nadałaby się na opowieść przy ognisku. Dalekich od akademickiej nudy.
Opowieści jest sześćdziesiąt sześć. Niektóre z nich opisują wydarzenia bardzo znane, takie jak choćby pojawienie się w Zakopanem pierwszego pociągu czy umieszczenie krzyża na Giewoncie, ale – na szczęście dla czytelnika – więcej jest tych nieoczywistych. Maciej Krupa pisze na przykład o małżeństwie Dembowskich, które przebywając w Zakopanem na przełomie XIX i XX wieku zgromadziło pierwszą kolekcję obiektów materialnej kultury ludowej Podhala podarowaną w 1922 roku Muzeum Tatrzańskiemu. Przypomina dzieje powstania pustelni Brata Alberta na Kalatówkach, spór o Morskie Oko czy pierwsze zimowe wejście na Gerlach. Opowiada czytelnikom o najstarszej zakopiańskiej karczmie działającej nieprzerwanie od 1870 roku (zgadną Państwo sami która to?), o powstaniu schroniska nad Morskim Okiem i o ostatnim projekcie Witkiewicza. Autor pisze o nich w sposób przejrzysty i zajmujący, ma, rzadką już dzisiaj, umiejętność pisania tak, by laik dowiedział się z tekstu podstawowych rzeczy i objaśnia je bez protekcjonalnej maniery, a zarazem potrafi tak prowadzić narrację by usatysfakcjonowany był także odbiorca posiadający już wiedzę w danym temacie.
opisałem te zdarzenia, miejsca i osoby, które wydały mi się interesujące, charakterystyczne
Każdy rozdział to osobna historia. Autor posegregował je linearnie od najstarszych do najnowszych. „Opisałem te zdarzenia, miejsca i osoby, które wydały mi się interesujące, charakterystyczne, czasem szerzej nieznane – pisze autor we wstępie. – Opisywanym historiom towarzyszą zdjęcia uzupełniające opowieść. Często przedstawiają one miejsca, których już nie ma, i ludzi, którzy już dawni odeszli. Chciałem ich na kartach tej książki zatrzymać.” Każdy kto sięgnie po „Kroniki zakopiańskie” przekona się, że cel ten został osiągnięty. ■Agnieszka Kantaruk
Kroniki zakopiańskie
Wydawnictwo Czarne
Premiera: 30 września 2015
Chrzciny Witkacego
Wielka aktorka Helena Modrzejewska przyrzekła, że zostanie matką chrzestną pierwszego dziecka Marii i Stanisława Witkiewiczów. 24 lutego 1885 roku w Warszawie przyszedł na świat Stanisław Ignacy Witkiewicz. Niestety dwa dni wcześniej Modrzejewska musiała wyjechać do Paryża. W trakcie podróży, w Londynie, dostała list, że Witkiewiczom urodził się syn i że poczekają z chrztem dziecka na jej powrót do kraju. Kilka miesięcy po urodzeniu chłopiec został ochrzczony w warszawskim kościele Świętego Aleksandra, był to jednak tylko chrzest „z wody”. Witkiewiczowie nie wiedzą jeszcze, że na namaszczenie potomka świętymi olejami będą czekali sześć długich lat.
Modrzejewska wróciła z Ameryki we wrześniu 1890 roku. Jesienią intensywnie występowała w Poznaniu, Lwowie i Krakowie, na początku stycznia przybyła wreszcie do Zakopanego. Jest 27 stycznia 1891 roku. W Zakopanem odbywa się chrzest sześcioletniego Stanisława Ignacego Witkiewicza. Tak opisze to wydarzenie Tymon Terlecki: „Przed księdzem Stolarczykiem, który – olbrzym i siłacz – sam własnymi rękami zbudował ten kościółek, stanęła najdziwniejsza para rodziców chrzestnych: Helena Modrzejewska, gwiazda dwóch kontynentów, i Jan Krzeptowski Sabała, stary myśliwiec, morderca niedźwiedzi, włóczęga tatrzańskiej puszczy, niekiedy towarzysz zbójników, a do tego jeszcze rapsod, bajarz […] Homer zakopiański”. W kilku miejscach mija się z prawdą autor owego opisu. Ani ksiądz Stolarczyk nie zbudował „własnymi rękami” zakopiańskiego kościoła, ani nie odbył się w tym kościele chrzest Stasia Witkiewicza. A jak było? Andrzej Stopka zapisał relację z tego wydarzenia samego Sabały, liczącego wówczas już 82 lata, który pewnego dnia został pilnie wezwany do pana Witkiewicza.
Zachodzem i pokłoniłek się, jako się patrzý, i pytám sie, co by miało być takiego pilnego. Zejta pilnego nic, a co jest, to jest – haj. „Sabała, Sabała, bedziecie mi trzýmać dziecko do krztu”. Zej się namyśláł nie bedem. Myśliwskie prawo krótkie. Tok pedziáł tak, ze dziecko przýtrzymiem. Inok jesce nie wiedział wtore. Hnetki mi pedzieli, zek miał trzýmać z kumosiom Modrzewskom. […]
Toz to ja hybaj pilno do nasego jegomościcka i tak mu padam: „Przepytujem téz wasom duhownom osobe i sićke świętości, jakie ta we wás siedzom, cýby já téz ta jako tego dziecka nie przýtrzýmáł” – haj. My ta drzewiéń rzádko trzýmali, bo brali takik, co nie pili. Já pił, toz tok dziecisk nie trzýmáł, coby się na mnie nie popodawały – haj. I dobrze nie barzo pytám sie jegomościcka, co pedzieć mám, kie mie przý krzcie sie spytá. Dáwniej, kie ksiądz kumotra spytáł sie: „Zje cegos ty kces od Kościoła Bozego?” – to mu pedziáł tak: „Zej wy ta, jegomość, lepiéj wiécie, boście ucony – haj”. Toz to i já się pytám, jako má być, cýby já na uwziętego nie przýtrzýmáł tego dziecka do krztu – haj. „E, dyć przýtrzýmies, cemuzbyś nie przýtrzýmáł”. I, dobrze nie barzo, toz tok się pote naucył, jako mám kiedy pedzieć, i byłek se już pote ślebodny, bok był mądry – haj! Pedziáł mi, ze sie ta i bez trzýmania obeńdzie, bo to ta już był łycok setny ten mój krzesny – haj. Jazek sie za łeb hycił i zgłupiáłek cýsto pieknie.
My drzewień i teráz wse w kościele dzieci krzcili, a ja tego krzesnego tok trzýmał w izbie – haj. Honoruk w kościele nijakiego z kumosiom Modrzewskom ni miáł – haj. Kumosia mie pote straśnie uracyła. Jeść pote i pić – prosem piéknie – było mnohenko; tozto my straśnie jedli i pili. Kumosia mi dała swojom potografijom i ja jej téz, a kie mi sie straśnie bez niej kotwi, to se jom pobośkom – haj. Tak to – prosem piéknie – ostołek kumotrem – haj. Coz z tego, kiek honoru nijakiego ni miáł.
Z przytoczonej opowieści Sabały jasno wynika, że chrzest Stasia Witkiewicza odbył się w izbie domu, który Witkiewiczowie wynajmowali w Zakopanem, a nie w Starym Kościółku, co jest szeroko rozpowszechnioną, acz błędną wersją opisu tego wydarzenia. Potwierdza to w swoim wspomnieniu uczestnicząca w uroczystości Maria Witkiewiczówna, pisząc: „Pani Helena ubrana w najpiękniejszą szatę, cudna jak zjawisko, trzymała do chrztu Stasia z Sabałą, chata cała ukwiecona, skrzypeczki, gęśliczki grały, a za tymi dostojnymi gośćmi stało jeszcze kilkanaście par góralskich. – To całe Zakopane – wicie – trzymało tego Staśka do krztu – mówili potem górale”. To „trzymanie” do chrztu też trzeba rozumieć metaforycznie, bo z pewnością Sabała z Modrzejewską nie trzymali sześcioletniego Stasia na rękach, co najwyżej mogli go trzymać za ręce.
Wszyscy bohaterowie tego niezwykłego wydarzenia, które chyba tylko w Zakopanem odbyć się mogło, przejdą do historii – Zakopanego, Polski, a czasem i świata. Najpierw odejdzie ksiądz Józef Stolarczyk. Pierwszy zakopiański proboszcz umrze już za dwa lata, w 1893 roku. Jan Sabała Krzeptowski, który dzięki Sienkiewiczowi i jego Sabałowej bajce zostanie najbardziej znanym polskim góralem na świecie, odejdzie rok później – w 1894. Helena Modrzejewska, wielka aktorka polska i amerykańska, umrze w Kalifornii w roku 1909, a pochowana zostanie w Krakowie. Stanisław Witkiewicz już za kilka miesięcy wyda drukiem swoją słynną książkę Na przełęczy, nazwaną później „ewangelią Tatr”, a rok później postawi pierwszy dom w stworzonym przez siebie stylu zakopiańskim. Umrze na gruźlicę w Lovranie na Istrii w 1915 roku. Maria Witkiewiczowa będzie uczyła muzyki i prowadziła rozmaite pensjonaty w Zakopanem, gdzie umrze w 1931 roku.
Sześcioletni chrześniak Stanisław Ignacy Witkiewicz, zwany później Witkacym, zostanie malarzem, pisarzem, dramaturgiem, filozofem, fotografem – jednym z najwybitniejszych i najoryginalniejszych polskich artystów XX stulecia. Będzie dziwakiem i oryginałem, twórcą niedocenianym i niezrozumianym za życia i po śmierci. 18 września 1939 roku, na wieść o zaatakowaniu Polski przez Związek Radziecki, popełni samobójstwo w Jeziorach na Polesiu i zostanie pochowany na tamtejszym cmentarzu.